Skocz do zawartości
Nerwica.com

zujzuj

Użytkownik
  • Postów

    1 822
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zujzuj

  1. No tak. Tylko że w moim przypadku to jest raczej współczucie. Nie jest to jakby empatyczne współgranie. Ja nie mowie o niczym drastycznym, tylko że w taki własnie pokrecony i zdystansowany sposób. W zasadzie to musze powiedziec, że ja troche rozumiem, bo ta moja gadka może byc troche przerażająca, ale no własnie. Jesli by spotkała schizofrenika, to musiałaby płakac cały czas, więc nie chodzi chyba tylko o sposób wypowiedzi. A może wrecz przeciwnie. Schizofrenik jest chory. Ja nie jestem, więc to wszystko kwestia moich emocji i odcięcia sie od nich. Jednak jest to jest raczej dziwne i oceniam to jej zachowanie jako przegięcie i często jestem tym zaskoczony. Taki lekki szok przezywam i nie wiem o co chodzi. W zasadzie nigdy nawet nie zauważyłem w jakim momencie ona sie wzrusza.. może raz jak mowiłem że czuje sie jak pies. Jesli sie posłucha takiego bełkotu, kogos kto potrafi mowić to z usmiechem na ustach i w taki bardzo szczery naturalny sposób, jakby to była norma, to zakładam że troche sie można wzdrygnąć. Troche tak jak mały dzieciak, ale bez emocji.Naiwnie i tak nie bardzo zdając sobie sprawę z tego co mowie. Jednak uznaje, że jej zależy na moim zauważeniu jej uczuć i troche je przerysowuje. To znowu jest jej kardynalnym błędem. W zasadzie to są dwie opcje. Albo ja przeginam, albo ona. No chyba że oboje:). Ja jej powiedziałem, że czuje sie tak jakby ona stała na przeciw małego dzieciaka i samym płaczem chciała oświadczyć" Widzisz jaka jestem fajna? Jak strasznie mi zależy. Daj rączke i choć teraz ze mną ja cie poprowadze". To jest żart! Jesli dzieciak mam w sobie agresje, bunt i taka dziką pogode ducha, czy chęć psoty lub dopierdolenia a ona wali z takiej strony współczującej. Jesli bysmy sie zgrali to byłoby ok. Jednak najwyrazniej ja mam inne spojrzenie na pewne kwestie i nie bardzo wiem skąd ona wzieła swoje. Może i brak mi empatii wobec samego siebie i pewnych cześci osobowości, czy częsci urazowych ale mimo wszystko czuje sie jakbym miał byc zakładnikiem. Zakładnikiem tych jej reakcji. Ona sie upewnia pytając "czy uważasz mnie za wroga, czy zwolennika" co ja sądze i jakoby chciała zeby zawarzyło to jej podejscie a nie moje opory. Tak jakby chciała powiedzieć" No dobra to jest manipulacja, ale możesz mi zaufac i nic złego sie nie stanie" . Wez sie otwórz i widzisz że nic ci nie grozi
  2. Behawioryzm nie powstał jako krytyka psychoanalizy. Oni mieli psychoanalize w dupie, tak samo jak inne nurty i nic nie budowali w opozycji do psychoanalizy.Tylko w opozycji do całej ówczesnej psychologii. Psychoanaliza jest kwestia wtórną do X. Behawioryści odrzucali X, więc naduzyciem jest stwierdzić, że behawioryzm powstał jako krytyka psychoanalizy. Co nie oznacza, że w przeciągu lat, nie podejmowali jej krytyki . Załóżmy że jest psychologia. Jej cząstką zaczyna byc Freudyzm(na bazie którego póżniej powstaje psychoanaliza jako forma terapii) i jej cząstka są inne nurty. Cała dostepna nam psychologia(której tylko cząstką jest psychoanaliza) opiera sie na introspekcji. Behawioryści odrzucali dotychczasową psychologie tradycyjną z powodu introspekcji, a nie psychoanalize. Jesli za 100 lat powstanie koncepcja, która bierze pod uwagę introspekcje, to nie oznacza to że behawioryści budowali cos jako krytyka tego podejscia, bo byli przeciw introspekcji, a tutaj jest ona wazna. Oni badali niemowlęta i zwierzęta a nie zajmowali sie koncepcjami psychoanalizy. Oni odrzucali całą uwczesna psychologie i stwierdzenie, że koncentrowali sie na jej czesci jest nadużyciem. Co nie oznacza, że pewnie gesto i czesto jej nie krytykowali i że nie są w opozycji.
  3. Teraz jestem na etapie gadania o tym jej płaczu i moich reakcjach. Co do nagrywania to ...LOL myslałem że norma, no ale chyba w teleekspresie nie będe na koniec z nagłówkiem "patrzcie jaki koleś". Też własnie tak myslałem, że ona może chce mnie rozbujać emocjonalnie. W koncu wszyscy rycza na terapi. Jednak to nie jest takie proste i do konca mi to nie pasuje. Bo jesli ja uznam, że ona czegoś chce, to bedzie odwrotnie niz ona sobie założy. Co do tego to jestem w miare pewien. Ogólnie dośc długo czasu trwa ta terapia i co ważniejsze ten czas jest wykorzystywany chyba nieefektywnie. Jest to terapia psychodynamiczna i jest wiele takiego biadolenia. Jakby ciągłe strzelanie na oslep bez planu i tyle. Ja nie bardzo wiem o czym mam gadać
  4. No dokładnie tak mysle, tylko mogę pozazdrościć jasności umysłu. Mi to cholernie ciezko idzie. Analizuje całą tą sytuacje, za i przeciw. Duzo własnej kasy wydałem i dużo czasu minęło. Głupio to zmarnować. Nie potrafie ocenic warsztatu. Wszyscy mowią że trzeba iśc do dobrego terapeuty a jaki nurt to drugorzedna sprawa, jednak oni nie maja przy imieniu czy nazwisku "dobry terapeuta". Tak czy siak jest troche tak, że musze na nia uważać. Troche to było dla mnie kuriozalne, że czasem terapeuta jest jakby bardziej zdenerwowany, czy rozchwiany niz ja.Ja raczej jestem spiety i sztywny, a ona rozchwiana czy troche niestabilna. Inaczej to sobie wyobrażałem i raczej liczyłem na w pewnym sensie wzór. Jednak zacząłem kombinować, że może to nie ma znaczenia i liczy sie to czego ja ocenić nie umiem, czyli jakies wykształcenie itd... lub może własnie takie jej reakcje sa ok... Ja nie lubie terapi, ale uważam że by mi sie przydała. Nie szedłem na tą z założeniem że "jesli nie ta to inna". Raczej zakładałem że to bedzie to i chciałem sie maksymalnie skoncentrować i dac sobie czas. Ciezko mi bedzie uznac, że jednak nie. Ale jesli mam to zrobić to chce pomyśleć. W zasadzie to wolałbym zeby ktos inny potrafił to ocenić i cos podpowiedzieć. Superwizja. No chyba na tym to polega, a nie na tym że ktos podsłuchuje przez ścianę. Zgodziłem sie, skoro miało pomóc Teraz tak mysle, że dziwne są te moje motywy. Boje sie jej zranić. Tak jakbym rezygująć i nie osiągając celu terapeutycznego miał ja ocenić i zrobic jej krzywde. Nie chodzi ogólnie o terapeutów(bo wczesniej coś mi nie pasowało i olałem nie przejmując się), tylko chyba o tą relacje. Tak jakby to było jednoznaczne z powiedzeniem że ona mi nie pasowała. Choc nie potrafie w jednoznaczny sposób tego ocenić, to w jakis dziwny sposób uznaje że ta rezygnacja bedzie jednoznaczna z takim oświadczeniem. Czuje sie troche zakładnikiem. Tak troche jakbym ja odrzucał a ona starała sie bardziej niż powinna i ja jestem troche swinia, albo najnormalniej w swiecie tego nie potrzebowałem. Nie wiem.
  5. No ale ja nie jestem sędzią terapeutów. Mnie ich etyka nie interesuje. Ja oceniam siebie i ją jako ludzi.Cos mi pasuje albo nie. Jeśli ona płacze czy cos takiego to ogólnie mozna powiedziec że pozytywnie. Jesli ktoś by napisał, że jego terapeuta sie wzrusza to bym napisał "ok". Działanie jako suchy fakt oceniany pod katem norm czy czegos mnie nie interesuje. Interesuje mnie sytuacja kontekst i moje uczucia, a jej motywy -- 31 mar 2011, 15:53 -- Do tego ona te sesje nagrywa i chyba omawia z kims innym. Więc jesli sie poddaje ocenie to nie sądze żeby sobie pozwoliła na jakieś drastyczne, czy dyskwalifikujące zachowanie. Terapia w nurcie psychodynamicznym... jednak myśle nad zmianą terapeuty
  6. LOL. Nie ryczy i nie szlocha, tylko oczy jej sie robią wilgotne i czasem musi obetrzeć nos. Jednak zdaża sie cos takiego i w zasadzie to mnie to krepuje, tym bardziej że ogólna atmosfera jest jakby sztywna
  7. Mam pewne wyrzuty sumienia, w stosunku do terapeuty, ale i owe wyrzuty mnie strasznie denerwują, a jeszcze z ich powodu chetnie bym mu poprawił, choć wiem że nia ma na pewno złych zamiarów i generalnie sprawa troche ciezka. No ale to terapia i jego zawodem jest sprostać sprawom cięzkim. Chodzi mi o to, że denerwuje mnie jak moja terapeutka płacze. Na początku nie miałem nic przeciw i sam dawałem sie troche ponieść nastrojowi. Jednak obecnie mnie to najnormalniej w swiecie wkórwia. Czuje sie po pierwsze manipulowany, a po drugie uczucie empatii jest jak dla mnie podrasowane. Czasem sobie przełącze na rozmowy w toku... jest jakaś poruszająca sprawa i Drzyzga sie wzrusza. Jak mnie to bawi. Wszyscy na luzie słuchają, a ona ryczy:). Nie chodzi o to, że jestem przeciw okazywaniu uczuć... tylko jestem doktrynalnie przeciw nieszczerości emocjonalnej. Nieszczerości emocjonalnej, która to emocjonalność jest interakcją. Tak jakby ktos ci na plecy wskakiwał i jeszcze masz czuć sie zobligowany przez własne sumienie do noszenia intruza. Ona mnie wciąga, ale nie wolno jej tego robić i już. Przecież współczucie czy zrozumienie można okazać na szereg różnych sposobów, i nie ma znaczenia spektakularnośc czy intensywność, tylko wartością jest szczera emocja. Emocja jest szczera nie tylko jeśli płynie z wnetrza, ale także jesli nie jest napędzana z góry(jak ja to nazywam), czyli przez naszą osobowość. Osobowość która to potrzebuje innych jak lustra, w którym ma odpowiednio wyglądać i w którym przeglądając sie może si odpowiedznio poczuć. To można ocenić w zasadzie nie oceniając samej emocji, ale świat emocjonalny wokół niej narosły. Chodzi bardziej o stosunek terapeutki do własnego uczucia. Chodzi o jego ostentacje i nachalna ekspresyjność (choc to słowa zdecydowanie abyt mocne, ale podzielcie prze 10 i wyjdzie dobrze). Chodzi o to, że ja sie czuje wyciągany i nawet jesli to co na bazie tego może sie stac ocenie pozytywnie, to samo działanie jest negatywne. Tym bardziej że jeśli ona sie takiej mojej reakcji spodziewa. Ja reagują w myśl własnej psychiki(jako rusztowania lub struktury wydeptanych ścieżek i dróg) i jakoby wbrew własnemu sobie i swojej naturze. Wychodzi, że moj własny terapeuta wpisuje sie w moje lęki i działa jakoby przeciw mnie.Do tego ten syf z tym: jakby jej to powiedzieć i jaką swinią jestem wypominając komus cos takiego. Powinna sie wycofać i nie sprawiac kłopotów, a jest odwrotnie.
  8. Nie jestem specjalistą, nie jestem teoretykiem, czy jakimś historykiem psychologi. Jednak z tego co sie orientuje to jest troche inaczej. Psychologia klasyczna badała świadomość(i tylko ona była uznawana) przy użyciu introspekcji. Behawioryzm powstał jako negacja podejscia introspektywnego. Uznawano że świadomość nie ma znaczenia ponieważ nie podlega obiektywnej ocenie. Także introspekcja nie ma sensu. Psychoanaliza natomiast wprowadziła pojecie nieświadomości i szereg innych pojęć. Jednak narzędziem psychoanalizy jest nadal introspekcja wnętrza. Także behawioryzm nie powstał na bazie krytyki psychoanalizy, tylko podejścia na bazie którego psychoanaliza została oparta. Tym bardziej, że czasowo specjaliści uważani za twórców owych nurtów pracowali równolegle. Nurt psychodynamiczny jest ewolucją psychoanalizy(niekiedy terapia psychoanalityczna jest nazywana psychodynamiczną). A podejscie humanistyczne powstało jako bunt przeciw deterministycznemu podejsciu behawioryzmu i psychoanalizy. Jednak nie negując znaczenia wychowania czy dziecinstwa. Tylko postulując przewagę pędu ku samospelnieniu, który ma być silniejszy niż owe ramy wychowawcze w które nasza psychika jest wtłaczana. Obecnie pojawia sie nurt transpersonalny. Za załozyciela uważa sie np: Kena Wilbera, który to jest jednoznacznym krytykiem owego podejscia. Ja osobiście nie mogę pojąć, jak w dzisiejszych czasach coś takiego może w ogóle istnieć. Przecież to wszystko jest tylko metodologią i teoretyczna ramą. Jesli chodzi o pierwotne badania jest to absolutnie dopuszczalne. Jednak jesli chodzi o ich wtórnośc w formie terapii i w kontekscie człowieka, to dla mnie jest nieporozumieniem. Nie bardzo rozumiem jak dziś mozna niezintegrować sukcesów poszczególnych nurtów. Ja mozna ludzi szkolić w przeróznych czynnosciach i jakoby z góry kazać im nie przywiązywac wagi do innych. A inni na odwrót. Tak jakby dzisiejsi terapeuci musieli oddac cześć narcystycznym Bogom psychologii, niestrudzenie broniąc teoretycznych konceptów i doktryn.
  9. A w jakim nurcie nie zakłada sie żródeł psychopatologi w dziecinstwie, lub relacjach emocjonalnych z dziecinstwa ? Do tego behawioryzm jest raczej na przeciwnym biegunie niż psychoanaliza, lub nurt psychodynamiczny. Na pewno nie tylko wychowanie ma wpływ. Ludzie są rózni i maja róznie reaguja na podobne sytuacje. Maja chociażby różny temperament, różne poziomy skłonności do introspekcji itd...
  10. Troche sie tym interesuje i czytam obecnie taka historyczna psychoanalize M. Lutra autorstwa Ericksona. Czytam to troche za dużo powiedziane, bo jest Angielska wersja. Czy ma ktoś może dostęp do polskich wersji(nie koniecznie chodzi konkretnie o ta pozycje)? Studenci psychologi powinni miec jako takie rozeznanie. Nie wiem czy wogle takie książki są wydawane po polsku. Googlowałem wszystkie możliwe kombinajce po polsku i nic. Musze powiedzieć, że te książka jest szokująca.Szkoda że nie do konca kumam co jest napisane, ale Erickson ocenia Lutra jako prawdopodobnie nabardziej złego człowieka, wsród wybitnych jednostek w historii. Zestawia go i punktuje cechy wspólne z Hitlerem :). Czy ktoś ma takiego ebooka, lub jakiegoś innego traktującego o tej kwestii?
  11. No właśnie tak to rozumiałem. Tylko nie bardzo chyba jestem w stanie zakreślic zakres. A miłość, lub poetyckie metafory to też wchodzi w zakres bytów? Czy chodzi tylko o byty materialne, namacalne. -- 22 mar 2011, 12:17 -- "Ontologia stara się przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie: co jest, jakie rodzaje rzeczy składają się na wszechświat" Czyli rozumiem, że stara sie określić co istnieje jako byt. Jakie rzeczy. Jeśli spojrze na lampe w moim pokoju, to ona istnieje, ona jest i mogę jej dotknąć. Jesli jednak bede miał halucynacje to ona dla mnie tez istnieje, choć w rzeczywistości jej nie ma. Te dwa przykłady różnią sie od siebie w sposób oczywisty. Więc jak określić isnienie/nieistnienie lampy w drugim przypadku? Ja nie chciałem pisać, że ona nie istnieje( to nie wyczerpuje kwestii), bo jednak istnieje chociażby coś co sprawia że ja ja "widzę". Z tego powodu uzyłem okreslenia "nie istnieje ontologicznie", choc może rzeczywiscie jest ono błedne. Jednak jest to kwestia raczej drugorzędna, bo to miało byc raczej uproszczenie mające pozwolić łatwiej przekazać co mam na myśli. Wyszło jak wyszło, co nie oznacza że to co pierwotnie chciałem przekazać ulega zmianie. Użyłem najwyrazniej zlych słow, co sie zdaża.
  12. Produkcja to 3 %, ale jesli spojrzymy na rezerwy ropy naftowej to juz troche inaczej to wygląda. Nie wiele panstw ma rezerwy na więcej niż 50 lat. Są to : Iran, Wenezuela, A. Saudyjska(gdzie defacto są wieksi ekstremisci niż gdziekolwiek indziej), Kuwejt(w sprawie którego juz USA działało), Libia, Irak, Kazachstan(który defacto opycha wszystko EU i Chinom), Zjednoczone Emiraty Arabskie
  13. Ignorantka pewnie nie. Mnie jednak zastanawia to domino. Nagle zaczeły sie protesty w zasadzie strategicznym miejscu świata, we wszystkich krajach sąsiadujących. Przez kilkadziesiąt lat nikt o tym nie myslał, a teraz wszyscy jak jeden mąż. Tym bardziej mnie to zastanawia, że jest to inicjatywa obywatelska... zdziwiła mnie kwestia absolutnego braku przywodztwa społecznego. Nie było ani jednej osoby, którą możnaby uznać za przywódce... jakis ten zryw słaby skoro społeczenstwo nie umie wykreowac ani jednej jednostki, nie było nikogo za kim mogliby pójść. Na marginesie polecam poczytać troche o Iranie. Jest książka chociażby Kapuścinskiego Szahinszach. Mała książeczka, łatwo sie czyta. Ogólnie tylko napisze, że społeczenstwo Iranskie samo wykreowało kilku kandydatów na "demokratycznych" przywodców...a przynajmniej takich którzy mieli zastąpić dyktature szaha. Szah jednak świetnie żył z USA i GB.W sensie że sprzedawał im rope i miał kase a oni rope. To że przeciętny iranczyk ocieplał dom zwierzęcym gównem, to nie przeszkadzało. Iran był przyczólkiem i miejscem emerytur dla amerykanskich wojskowych. Zarabiali oni tam więcej niż gdziekolwiek indziej(poza USA) i liczba kontraktowanych wojskowych szła w dziesiątki tyś. Szach oczywiście zabraniał budowania szkół(bo łatwiej rzadzić idiotami). Wszsystkich ściągał z europy... od kucharzy po drogowców, inżynierów itd... Generalnie Iran był krajem, gdzie bogacili sie wszyscy poza Iranczykami. Ci nowi przywodcy mieli przywrócić kontrole nad ropą i krajem. Ponieważ do tego czasu mieli udział w zyskach bodajże 10% ogółu. Oczywiscie te 90% to były jakby enklawy, chronione przez włascicieli. Co robią USA? Mordują tych co mieli przejąc władze. Robią to przeprowadzając akcje niczym z Jamesa Bonda... jednek z żołnierzy wydaje potem książke na ten temat, która zostaje bestsellerem w USA. Nikt o demokracji i o ludziach nie mowi. Kraj sie radykalizuje... do władzy dochodzą radykalni islamisci bo w takiej sytuacji tylko oni gwarantują zmiane. Oczywiscie po jeszcze pewnych perturbacjach Iran zostaje szatanem i krajem osi zła. Powiedzcie mi. Jesli obcy naród(może ich przedstawiciele) traktuje cie gorzej niż zwierze(odmawia de facto podstawowych praw) w twoim własnym kraju? Jesli oswiadcza że jego interes jest wazniejszy niz twój? Jesli twoj kraj ma zaspokajać jego potrzeby nie twoje? Jak byscie sie czuli? Bo może sa tam wariaci. Może władza jest niebezpieczna. Jednak logicznym jest, że kraj dąży do wyprodukowania bomby jądrowej. Bo tylko to im zapewni bezpieczenstwo. To nie tak, że tam są oszołomy i już. To oszołomstwo to wynik działan niby nieoszołomow, a o tym muz sie nie mowi.
  14. Ja sie nie zgadzam, że to koniecznie musi byc to zwykłe "nic wielkiego". To jest normalne, ale normalne sprawy moga być wykorzystane do "walki" emocjonalnej i z tego powodu trudniej sie z tym konfrontować. Czytałem o kolesiu który zmieniał dziewczynie podpaski i starał sie jej towarzyszyć podczas wszelakich intymnych czynności. Uzasadniał to miłością, brakiem tajemnic itd... z tym że dziewczyna sie czuła zaszczuta i jakby zupelnie przywiązana, bezwolna. Pewnie jesli ktoś jest razem to może sie załatwić przy kimś innym, jednak trudno ten przypadek potraktować normalnie. Tutaj liczy sie to czego ty do konca opisac nie potrafisz, a my jako forumowicze ocenić nie mozemy. Chodzi o ton, kontekst, uczucia ... opisac słowa to jedno i najłatwiejsze. Na tym polegaja te gry i gierki, na tym polega toksyczność. Ja nie twierdze, że twój chłopak coś złego robi, a nie że np ty nie jestes przewrażliwiona... jednak ważna jest twoja ocena tej sytuacji i twoje uczucia same w sobie. Jesli on nie robi i nie ma zamiaru robić nic złego, to i tak warto chyba jakoś ciebie i twoje uczucia w tym uwzględnić. To przecież nic wielkiego, to nie kwestia zycia i smierci jesli sie troche ogarnie. Jednak jesli on tym sposobem chce coś przekazać, lub nie wiadomo co to zmiana tej sytuacji, nie wiele rozwiąże. To zachowanie to może być tylko głupie zachowanie, ale może to być też narzędzie do kształtowania relacji i także ciebie.
  15. Czy ktoś ma taka diagnoze? Jest to podobne do zaburzeń osobowości, lecz przyjmuje sie że jakby słabsze w natężeniu. Wszyscy piszą o diagnozach "zaburzenia osobowości", a nie kojaże kogoś kto by wspomniał o czyms takim.
  16. A co w nim brawurowego pod względem analitycznym? Rozumiem że to pytanie o leczenie, to lekko zakamuflowana inwektywa, więc daruje sobie odpowiedz -- 20 mar 2011, 15:25 -- No co jest? Jesli masz wiedze to możesz sie nią podzielić. Jak sam zauważyłeś filozof ze mnie słaby, więc specjalnie sie nie zdziwie jesli słowo którego użyłem może byc w najlepszym razie nieodpowiednie. Jesli mi to wyjasnisz to tylko dobrze. Chodziło mi o to, że Boga nie ma jako bytu, ale nie można powiedzieć że to co sie ktuje pod ludzkim przeswiadczeniem że taki byt istnie to zupelne nic. To tak jak z poezją. Jesli ktos uzyje stwierdzenia "żelazna reka", to nie koniecznie ma na mysli ręke z żelaza w sensie dosłownym. Jednak nie można powiedzieć, że to co sie kryje pod tym okresleniem nie istnieje. Ktos chciał tym określeniem oddać charakter jakiegoś doświadczenia Myślałem że ontologiczny to dobre określenie, ale jesli jest lepsze, lub jesli to jest zupelnie błędne, to chetnie je wymienie.
  17. No to dobrze. A o czym chciała byś porozmawiać w tym kontekscie. Może zaproponuj jakis temat...nie wiem. Może jakoś to wszystko wzbogaca cie tez intelektualnie i powywracało pare spraw do góry nogami. Może na pewne sprawy patrzysz inaczej... czy tylko wzbogaca cie wewnetrznie? -- 19 mar 2011, 22:55 -- Ja ci moge napisać, że doświadczyłem czegoś podobnego,ale w duzo bardziej drastyczny sposób. Mialem takie fazy, że np jadąc samochodem i patrząc na słonce nad lasem zacząłem ryczeć. Towarzyszy temu szczescie, ulga, 100% akceptacja itd... To sa tylko chwile najbardziej strzeliste. Jednak uważałem że odkryłem prawdziwego Boga. Bałem sie o tym komukolwiek mowić, bo nie miałem pojecia o buddyzmie i takich tak. Zupelnie mnie to nie interesowało. Na początku katowałem swoja psychike wizja każącego mnie sadystycznego Boga. Moge dzis uznac, że go zabiłem... i na tej bazie otworzyłem sie na cos innego. Nie tylko fajnego... że sie ze strachy w gacie nigdy nie zesrałem to sam siebie podziwiam. Zchodzisz do świata , w którym czujesz że masz wzrok, ale nie ma co widzieć. Czujesz że masz słuch, ale nie ma co słyszeć... inteligencja i logika nie mają racji bytu, wtedy jesteś w stanie w takiej zupelnej ciszy znależć sedno własnej duszy. To tak jakbys zaczął spadać, spadasz, spadasz i jesteś coraz bardziej przerażony... i nagle jakbys sie znalażł powyżej pkt z którego zacząleś spadać. To wszystko jest nie do opisania. Ateiści maja racje. Bóg jako ontologicznie istniejąca postać nie istnieje. Jednak byc racjonalista to czysta głupota i forma kalectwa, lub niedorozwoju. Ja za nic w swiecie bym nikomu tego nie powiedział. Mi jest dobrze w mojej formie pospolitego katolika, czuje ulge jak o tym mysle. Jestem powszechcnie uważany za kompletnego ignoranta i nawet raz przez myśl mi nie przeszło, żeby z komkolwiek sie dzielic moim spojrzeniem na swiat i inne sprawy
  18. Dobra. Pewnie. Te przezycia, jesli nie bazują na jakiejś samosugestii sa na pewno ok. A jakos wpływaja na twoj swiatopogląd? Wpisuja sie, czy raczej ow swiatopogląd zmieniają?
  19. Jest mit Ikara. Który oderwał sie od ziemi i słonce spaliło mu skrzydła. To jest mit negatywnej inflacji. Człowiekowi odbija i uważa sie za niewiadomo kogo, lub porusza sie tylko wsród własnych przezyc. Daj sobie spokój z informowaniem. Nie masz sie czym chwalić, są duzo lepsi w tym wzgledzie i oni nawet o medatacji nie mysleli. Zostaw to dla siebie i buduj życie, osobowośc wokół tego, jak wokół czegoś co jest ok samo w sobie. Nie zapominając o sprawach ważnych spolecznie, swoim otoczeniu. Nie bedzie tak jak sobie wyobrazasz, jesli sie zetkniesz z kims kto tego nie doswiadczył, lub kims kogo nie znasz. Ludzie maja to w dupie
  20. Połechtane ego:). Mozliwe. Pewnie kazdy ma tak czasem. Jednak tutaj jest chyba mowa o czyms innym. Schizofrenik może miec poczucie, że jest Bogiem, że jest mesjaszem itd... Twoje przezycia moga mieć podobna nature, lecz nie dezorganizuja twojej osobowości. Ja specjalista nie jestem, ale wiem chociaż cokolwiek. Jest bardzo wielu specjalistów którzy zajmowali sie tymi przezyciami. Nie bedę wymieniał mistyków i filozofów , a ogranicze sie do psychiatrów i psychologów. Masłow i przezycia szczytowe. Jung i indywiduacja, inflacja ego(może być pozytywna i negatywna). Groff, James... i wielu innych. Groff postulował, że jesli chodzi o zaburzenia to doświadczanie takich przezyć dobrze rokuje dla jednostki jesli chodzi o terapie. Ze te przezycia sa powszechniejsze niz sie sądzi, jednak tym bardziej w dobie dzisiejszych racjonalno ateistycznych czasów, są bagatelizowane lub u. ukrywane. Pisze bardzo skąpo i chaotycznie, ale warto spojrzeć na to troche inaczej niz jak na łechtanie ego. Chrzescijańscy mistycy postulują aby odnależć Boga w sobie. Byddyści nie uznaja Boga, ale uznają coś jak 6 zmysł, dzieki któremu można doswiadczyć jednosci ze swiatem. Freud tak krytyczny wobec religii, miał głęboki szacunek do tego typu przezyć. Pisał do niego Francuski poeta, któremu nie podobało sie okrajanie duchowości do pospolitego teizmu. Pisał o uczuciu łączności z Bogiem, które towarzyszy mu ciagle. Jung pisał ,że ma pewnośc że Bóg istnieje(po okresie w którym obronił sie przed schizofrenią). Freud uznawał to przezycie za pierwotne i dostepne wszystkim wielkim mistykom, nauczycielom duchowym. Religie posądzał o kradzież tego uczucia i nauk z nim związanych
  21. Tylko tak na marginesie. Czemu ludzie pod takimi postami piszą pozdrawiam?
  22. http://www.lordofultima.com/pl/ Tutaj jednak trzeba sporo siedzieć, ale gra ciekawa. http://www.buzzerbeater.com/ Koszykarska wersja Hattricka. Ja osobiście gram teraz w to. Można usiąść kilka razy w tyg i starczy
  23. Czy wasza rodzina wie, o waszych problemach? Czy staraliście sie wszystko przed nimi ukrywać, lub może nadal staracie sie ukrywać? Jesli nie to czy rodzina jest w stanie jakoś wam pomoc, lub przynajmniej nie przeszkadzać? Czy chcieliście rzeby sie dowiedzieli, czy raczej dowiedzieli sie jakby niechcący. Wiadomo, że przeróżne zaburzenia, wiążą sie z przeróżnymi kłopotami w funkcjonowaniu i łatwiej jest cos zaakceptować jesli ma sie rozeznanie w kwestii. Pytam raczej ludzi młodych, którzy mieszkają z rodzicami i rodzenstwem -- 18 mar 2011, 19:03 -- Można przenieść do działu rodzinnego. Może tam bedzie wieksze wzięcie -- 31 mar 2011, 14:42 -- Widze, że nikt sie nie kwapi. Chciałem tylko ocenić siebie w kontekscie. Ja swoje problemy zawsze przed wszystkimi ukrywałem, tym bardziej przed rodzicami. Jednak jestem ciekaw czy ich wiedza na temat kłopotów jest w jakims stopniu pomocna? Wiadomo, że ciezko czasem wszystkiemu podołac jak sie ma pewne ograniczenia i mam wrażenie że troche by mi ulzyło. Coś w stylu " mam to i to , wieć sie troche odpierdol". Takie małe wygodnictwo
  24. Zgadza sie. Osoby z zaburzeniami tez moga byc hospitalizowane, jesli wystąpią pewne kryteria:zagrozenie zycia własnego, cudzego: niszczenie mienia. http://zyjdlugo.pl/?page=artykul&id_art=384
  25. Byłem pod wpływem alkoholu. Raz wylądowałem nawet na izbie. Jednak nie przyszło mi do głowy, że ktokolwiek tam, jest w stanie sie telepatycznie porozumiewać. Gwarantuje że telepatia to ostatnie kwestie jakie mi do głowy przychodzą w stanie upojenia alkoholowego.... Tomas. Przecież tego nie sprawdzałeś i nie potrzebuje byc telepatą. Prosze cie. Napisz, że przeprowadzałeś te testy. Dwóch paranoików. Dwóch pisanych i jak sam piszesz wiele wiele innych. Nie było takich testów. Nie przeprowadziłeś ich. Zgadza sie? Ja na pewno ich nie przeprowadze. Bede czekał na opublikowanie przełomowych prac. Jestem pewny, że tego nie przeocze... Czy prześladowcze myśli paranoików nie sa przypadkiem podobne? Czy nie jest tak, że oni często obawiaja sie podobnych kwestii? "Wynika to z tego, że w chorobie tej doznawane przez chorego urojenia są na tyle prawdopodobne, że otoczenie traktuje to raczej jako cechę charakteru, niż chorobę. Można pokusić się o stwierdzenie, że każdy zna jakąś osobę, która ma pewne poglądy nie oparte na żadnych przesłankach, które podzielałoby otoczenie i w tych poglądach jest niewzruszona" Uważasz, że sredniointeligentnej osobie nastręczy problemów odczytanie mysli takiego paranoika? Jesli jego kłopot jest jaskrawy i łatwo zauważalna jest jego dziwaczność. Na pewno powoduje to pewien sprzeciw otoczenia, lub chęc dyskusji itp... Nie jest wielkim problemem poznanie świata takiego kogoś. Jednak z czytaniem w myślach nie ma to nic wspolnego. To samo dotyczy dwóch paranoików. Czy nie są w stanie przypisać drugiemu tego co ich samych zajmuje?
×