
zujzuj
Użytkownik-
Postów
1 822 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez zujzuj
-
Ja czegoś nie rozumiem. Założył pan nowy nick i wkleja ponownie swoje ogłoszenie, w którym zupełnie nie ma pan zamiaru umieścić jakichkolwiek konkretów. Jest za to handlowa gadka, w której są same okrągłe słówka. Z tego co kojarzę, to ostatnim razem w dość niewybrednych słowach skrytykowałem pana, i podważyłem pana kompetencje. Nie odpisał pan zupełnie nic. Zamiast tego założył nowe konto i ponownie zamieścił pan ogłoszenie. Zamieścił pan też post, w którym potwierdza pan swoje kompetencje zdaniami " każdy ma racje...zawsze jedni będą mowić tak, inni inaczej... każdy ma inne spojrzenie na rzeczywistość". Pewnie to prawda, ale to nadal nie są konkrety. Nie chodzi już nawet o jakieś potwierdzone kwestie, to nie są nawet pana osobiste konkrety. Do tego, jeśli sie chce coś wykorzystać to trzeba dowieść tego skuteczności. To nie tak, że jeśli ja sobie wymyśle, że bicie kijem po plecach uleczy mnie z raka, to mam prawo obiecywać innym uleczenie bo tak uważam i koniec kropka. To nie jest w porządku. Delikatnie mówiąc to nie jest w porządku. Ma pan certyfikaty z NLP, z numerologii, z leczenia dotykiem, z posiadania uzdrawiającej moce anielskiej. Chętnie sie dowiem czegokolwiek konkretnego o wszystkim poza NLP, bo wiadomo że NLP to umiejętność manipulacji wpływu itd... -- 01 wrz 2011, 22:29 -- Dodam jeszcze tylko że "Coach to taki psycholog, który w przeciwieństwie do terapeuty nie bierze odpowiedzialności za pacjenta"
-
A załóżmy, że natrafiamy na takiego delikwenta który jak misje traktuje udowodnienie czegoś. My mamy zdanie neutralne, ale widać że koleś podchodzi do tematu jak fundamentalista religijny. Pisze głupoty, ma zerową wiedze, nie podaje prawie wcale argumentów. Argumenty innych traktuje wybiórczo, jak i fakty dotyczące omawianej kwestii. Generalnie nam wisi, ale z czasem zaczyna to delikatnie mówiąc irytować i zaczynamy wchodzić w dyskusje i wiadomo jaki jest wynik. Proszę o przepis na takich kolesi, co widać że mają jakąś emocjonalną potrzebę udowodnienia czegoś i są jak z betonu. Tak jakby nie oceniali faktów, tylko wybierali wybiórczo te które pasują, te które posłużą uwiarygodnieniu jakiegoś zdania. Omijać?Olewać?
-
Wujek. Mam pytanie. Czego wymagał od ciebie terapeuta i czemu uznałeś, że nie jesteś w stanie sprostać wymaganiom?
-
Mam albo miałem. Na pewno nic ci nie da, ale jak znajde to moge zeszyt ci wysłać darmo. Jednak obawiam się, że delikatnie mówiąc mało warte.
-
Rzeczywiście 10 tyg to troche mało, nawet jeśli było to intensywne 10 tyg. Tym bardziej, że każdy jest inny i potrzebuje roznego czasu żeby dojsc do siebie. Tylko nie rozumiem czemu mu współczujesz:)
-
Najpierw kwestia porządkowa. Nie mogę zadawać pytań w dziale "pytania do psychologa". Jesli tak ma być to ok, ale mimo wszystko mam nadzieje na odpowiedz. Postaram się pisać jak najzwiężlej i jak najjaśniej . Pierwsza kwestia to kwestia lęku. Chodzi o moją gotowość do jego generalizacji. Problemu zaczęły się w wieku 14/15 lat. Był nim pojawiający się lęk, którego przyczynę cięzko było określić. Jeśli chodzi o mój stosunek do niego, to wszystko sie sprowadzało do mojej twarzy. Czułem jakieś pomieszanie lęku/wstydu, ale głównym problemem było to, że te emocje było widać na mojej twarzy. Nie sprawiały mi problemu same emocje(lub przynajmniej nie były największym), ale to że są widoczne na twarzy. Strasznie dbałem o to, żeby nikt na mnie nie patrzył. Z czasem lęk zaczął się pojawiać coraz częściej i w coraz błahszych sytuacjach. Do tego dochodzi lęk przed lekiem, który jest chyba uciążliwszy niz ten lęk początkowy. Doszło do tego, że w najgorszych momentach nic nie mówiłem, bo to mogło wywołać lęk.Także zwykłe spojrzenie kogoś innego też wywoływało lęk. Tak jakby ten lęk mnie z czasem mnie rozszczelniał i po czyms takim byłem 2 razy bardziej gotowy do reakcji lękowych, w innych sytuacjach. Jaby lęk był kojarzony z coraz to nowymi obszarami życia i zataczał coraz wieksze kręgi. Wliczam w to rodzinę. Nie mogłem wysiedzieć np: przy obiedzie bo ktoś na mnie może spojrzeć i coś dostrzec na mojej twarzy(co ja chce za wszelką cenę ukryć). Do tego lęku dochodziło(jak sie okazało książkowe myślenie paranoidalne). Czyli te ataki leku miały być karą Boga, za to jaki jestem. Potem jakby pod wpływem tych wszystkich cyrków mo światopogląd zupełnie sie zmienił.Obraz Boga zupełnie sie zmienił, ale problem nie zniknął. Kolejna kwestia to kwestia seksualności, czy może jeszcze ogólniej relacji intymnych. Mam 28 lat i jestem prawiczkiem i jakiekolwiek realcje z płcią przeciwną napawają mnie lekiem o obawą. Nie chodzi tylko o takie normalne kwestie typu: bycie wstydliwym, może nieporadnym itd itp... Chodzi o coś dziwacznego. Podam dwa przykłady. 1. Jestem na imprezie i jak wiadomo, coś sie wypije wiele ludzi sie przewija. Duzo ładnych dziewczyn, dużo srednich...wiadomo. Jednak są tez takie dziwczyny,na które jak spojrzysz to czujesz coś więcej. Takie które podobają się bardziej. No więc jestem na tej imprezie i patrzę na tą dziewczynę i ona patrzy na mnie. W sensie że nasze spojrzenia sie spotkały. Czuje że ona mi sie podoba(motylki w brzuchu czy coś) i w tym momencie ja zaczynam jakoś dziwnie funkcjonować. Wychodzę do toalety i chce zacząć sikać, tylko że mi sie nie chce.Stoje przed pisuarem i uświadamiam sobie, że w ogólemi sie nie chce lać. Wychodzę i czuje się dziwnie. Jak bym o czymś zapomniał. Takie uczucie jak zapominasz słowa,choć wiesz że je znasz. Masz je na koncu języka, ale nie jesteś w stanie go wypowiedzieć. Tutaj podobnie. Czuje że coś chciałem zrobić, alenie wiem co. Zaczynam kombinować, że może coś chciałem opowiedzieć,może chciałem kupic piwo. Szukam po omacku i zaczynam sie rozglądać,jakby czegoś szukając, ale nie wiem czego. Po jakiejś chwili zauważam tą dziewczynę i sobie przypominam, że chodziło o nią. Ze to o niej zapomniałem. 2 Są juwenalia. Wszyscy pijani i jak z kolegą poznaliśmy jakies tam dziewczyny(po alkoholu funkcjonuje w miarę normalnie). W jakims momencie z jedną z nich sie założyłem o jej kolor oczu. Wszystko było w żartach i założyliśmy sie o jakies tam kwestie całowania,czy coś takiego. Pare dni pózniej ona dzwoni i zaprasza mnie do siebie. Ponieważ pijany nie jestem, lęk rządzi ale jednak do niej jadę. Wchodząc czuje lęk juz bardzo wyraznie... jakaś tam gadka szmatka i ona nagle pyta o kolor oczu. Ja normalnie coś tam odpowiadam, po czym ona pyta czy pamietam o co sie założyliśmy. Ja nie pamiętam i w tym momencie następuje ta reakcja lekowa(chęc ukrycia twarzy itd...) której staram sie unikać. Wychodzę potem z mieszkania i po paru minutach przypominam sobie, że założyliśmy sie o ten kolor oczu. Jednak ja zareagowałem lękiem, a moj mozg zadziałał jakby wyprzedzając sam siebie. Jakbym na jamimś poziomie wyparł ta informacje i rzeczywiscie nie byłem w stanie sobie przypomnieć o co chodzi. Teraz jeszcze kwestia odnoszaca się do wczesniejszych przykładów. Czytałem książkę toksyczny wstyd. Podczas czytania jakiegoś rozdziału,o kwestiach zawstydzania dzieci i ich seksualności przypomniałem sobie dwie kwestie. Tak jakbym dostał czymś w głowę, nagłe olsnienie. Pierwsza dotyczy okresu przedszkolnego. Grupa chłopców dotykała dziewczynki tak gdzienie powinni i karą było przejście przed grupą dzieci ze spuszczonymi spodniami. Mieliśmy mieć ręce z tyłu, a jak sie chcieliśmy zasłaniać to przedszkolanki biły po ręcach. Oczywiście całe przedszkole wyło z zachwytu. Co do tej sytuacji nie zywie żadnych uczuć emocji.Tylko stwierdzam fakt że takie coś miało miejsce. Druga kwestia dotyczyła okresu jak byłem troche młodszy. Zajrzałem mamie pod spudnicę... i nie pamiętam co sie stało potem, ale znając moją mamę pewnie nić miłego. Chodzi o to, że to zdażenie funkcjonowało we mnie jako jakiś przerażający grzech. Przypomniałem sobie wtedy pierwszą komunię swietą. Trzeba zrobić rachunek sumienia, a potem wszystko powiedzieć księdzu. U mnie od razu wystąpił problem związany z tą kwestią. To zdażenie to był największy grzech jaki mogłem sobie wyobrazić. To nie był grzech w sensie czynu. To był grzech w sensie że ja, że połowa mnie jest jakby czarna i absolutnie przerazająco nie dobra. Nie potrafiłem sobie z tym poradzić, bo z jednej strony to byl moim zdaniem grzech,a z drugiej musiałem to ukryć. Czułem zbyt wielki wstyd. Chciałem jakby to wypchnąć poza mnie. Nie chciałem mierzyć sie z tym problemem i chiałem żeby zniknął,jakby chcąc usunąć go ze świadomości. W momencie jak sobie to wszystko przypomniełem,coś sie ze mną stało. Jakby załała mnie jakaś fala. Nie wiem ile razy sie masturbowałem,ale jakoś musiałem to rozładować. Do tego przez dwa dni czułem się inaczej. Z jednej strony czułem się widziany. Nie koniecznie że ktoś na mnie patrzy, ale że jak tylko na mnie spojrzy to wszystko dostrzeże. Jakbym był przezroczysty. Czułem że jestem w centrum uwagi i że ludzie mnie obserwują jakbym miał coś przyklejone na ubraniu czy coś. Z drugiej jednak strony napięcie zmalało. Lęk przed lękiem jakby sie zmniejszył, ale na pewno nie czułem się normalnie. Tej nocy przysniły mi sie dwa sny. Sny niesamowicie wyrazne, ktore pamiętam do dziś Więc moje pytanie. Czy takie zdazenia z dziecinstwa moga miec wpływ na rozwój i osobowość?
-
To ciekawe. Bo napisałem że jest wiele przypadków gdzie terapia jest niewskazana, jako potencjalnie szkodliwa. Napisałem też, że jestem po 4 latach terapii, na którą wydałem swoje pieniądze. Za to ty używając ogólników piszesz przeciw bez żadnych odcieni. Po prostu na czarno. Co do twoich terapii, to ciężko nie zrozumieć rozczarowania. Nie wiem jak wygląda większość tych które wymieniłeś, nie wiem jak wyglądały twoje i twój w nich udział. Wiem jednak, że jeśli chodzi o terapie udane, to raczej nie pojawia się tam kwestia intelektualnej wiedzy, czy umiejętnośći. Na pierwszych miejscach są kwestie czysto międzyludzkie i osobowościowe. Ja wręcz jestem przekonany, że większość terapii jest nieskuteczna. Nawet jeśli byśmy poprawili ich jakość dwókrotnie i wyeliminowali terapie niepoważne, to procent nie bedzie taki jaki wszyscy by sobie wymarzyli. Takie jest zycie
-
Jak szerze dezinformacje to pisz, a nie walisz gównianego lola jak jakiś psychiatra z 200 letnią praktyką. Bo jak sie okazuje twoja praktyka sięga nie wiele dalej poza te pomyslnikowe powierzchowne kwestie, które są wszedzie i poza które nie ma nic więcej. Dawaj cytaty, że schizoidalni w 100% nie mają rodzin. Albo podaj cytat w którym ja napisałem, że takie osoby potrafią czerpać przyjemność z relacji miedzyludzkich. Jeszcze raz napiszę, że opieram się na książce "podzielone ja" i ponad 200stronach gdzie ten typ osobowości jest szczegółowo przedstawiony. Nic nie wymyślam, nic mi sie nie wydaje. Jest przykład kolesia który na żonę mówił "to" i którą traktował jak automat, w którym mozna naciskac guziki. Mówił "to" sie zaśmiało.."to " coś zrobiło i oczywiście nie zdawał sobie sprawy z tego że może to być odczytane jako coś dziwnego. Takie osoby mogą dażyć do kontaktów, ponieważ tylko takie kontakty mogą utwierdzić ich w tym że jeszcze żyją. Ze jeszcze sami nie są automatami, którymi jednak chcą sie uczynić z powodów lęku.
-
No może i mam. Odpisuje komus w dobrej wierze, dzieląc się tym co wiem i dostaje pustego kpiarskiego lola.
-
Po co wpierdalasz ten buraczany lol? Co to ma wnieść? Jeśli mnie wkórwisz takimi gównianymi postami to może sie spręże w wlepie cytat. Na razie mi sie jednak nie chce. To nie jest moje zdanie wrzucone ni z gruchy ni z pietruchy. Napisałem najogólniej jak sie dało, ale to nie powód żeby walić lolki,bo takie coś to puste kpiarstwo prowadzące do awantury
-
Jesteś wrogiem terapii ze względów osobistych, których poznać dane nam nie będzie. Nie bardzo widzę sens jakiejkolwiek dyskusji. Te kwestie z procentami, te założenia, wnoskiki itd... Tobie sie wydaje, że tworzysz rzeczywistość? Skąd ty bierzesz te info? Wymyslasz to? Nie potrafie się ustosunkować do tych rewelacji. Wczesniej pisałeś, że terapia nie pomoże nikomu i nigdy. Teraz opracowałeś algorytm z którego wynika jakiś procent komu może pomóc. Ktos cie na terapi uraził, poczułes sie na niej zle,musiałeś sie skonfrontować z czyms z czym nie chciałeś( Oczywiście skłaniam się ku tym pozniejszym kwestią). itd... i setki innych możliwych powodów. Nie mam pojęcia o co chodzi, ale to z tego wynikają te twoje posty anty. Nie ma w nich składu ładu,a ni nic sensownego czy konkretnego. Są tylko emocje i przemożna fundamentalna potrzeba trzymania sie własnej wersji. Napisałem że terapeuta ocenia, że wiele osób które chcą nie powinno byc terapeutyzowanych. Ty to traktujesz jako wszychwładzę terapeuty. Jak pójdę do lekarza bo mnie brzuch boli i powiem że potrzebuje operacji to on ma prawo sie nie zgodzić czy nie? Pewnie nie bo to ja mam władzę nad swoim brzuchem . To jest bełkot. Co ty chcesz przekazać? Ze terapeuta nie powinien decydować w kwestiach w których wszyscy uznają jego autorytet? Ze powinien mechanicznie przeprowadzać terapie, chociaż nie uważa że to komuś pomoże? Nie czytałem wszystkich postów. Napisz może co sie spotkało na terapi. Bo z tego co przeczytałem, to poszedłeś i zażądałeś nowego zestawu cech. Potem jednak sie okazało że terapeuta był zbyt wymagający i sie obraziłeś? Jak to było? konflikt jest wynikiem sprzecznych dążeń. Sprzeczne dążenia to części nas. Teraz dobrze? Czy może jeszcze bardziej łopatologicznie trzeba pisać, żeby ktoś sie nie przyczepił do słówek? Jeśli te dążenia są czescią nas, to konflikt z nich wynikający chyba tez jest.
-
Kontakty miedzyludzkie meczą. Jednak nie oznacza to, że jednostka schizoidalna ich nie potrzebuje. Jest wrecz przeciwnie i pod pewnymi względami dąży do nich bardziej niz inni. Jednak z czasem ze względu własnie na swoją naturę, te kontakty staja sie męczące i taka jednostka potrzebuje samotności i odpoczynku.
-
Nie bardzo wiem od czego zacząć. Na początek napiszę, że mitem jest iż każdy kto nie jest szczęśliwy , kto ma problemy, kto ma jakies tam objawy(choc można je klasyfikować jako psychopatologie) powinien poddać się psychoterapii. Mitem jest też, że do przezwycięzenia wymienionych problemów+ problemy dużo poważniejsze (emocjonalne, jak i psychiczne) niezbędna jest psychoterapia. Mitem oczywiscie nie jest jednak to, że zarobić da sie na każdym. Takie myslenie jest wynikiem nakręcanym przez marketing i samo środowisko "medyczne", a juz z pewnością przez użytkowników takiego forum jak to. Często wiedza na temat terapii, czy psychologii jest czerpana z kilustronicowych opracowań internetowych,lub poradników czy popularnonaukowych bardzo słabych książek. Nie mam linków, ale czytałem kilka wywiadów z terapeutami, czy psychologami. Ponad połowa pacjentów nie powinna byc terapeutyzowana. Ponad połowa osób które przychodzą i się skarżą na różne kwestie nie powinna byc terapeutyzowana. Nie oznacza to, że nie mają kłopotów, lub że kłamią. Chodzi tylko o to, że one na terapie nie powinny uczęszczać i terapia ma nie wiele im do zaoferowania. To co ty piszesz to własnie taki przykład. Ty wogóle nie powinieneś się tam znależć jesli piszesz o takich kłopotach. Co do konfliktów, to zupełnie mijasz się z prawdą. Intelektualna wiedza na temat konfliktów nic nie daje, a może wręcz być użyta przeciw samemu sobie. Jeśli mówimy o konflikcie to mówimy o sobie. Mniej lub bardziej uchwytnej rzeczywistej częsci nas samych, która pracuje, działa i robi swoje... ale na pewno nie myśli i na pewno sie nie zastanawia. Terapeuta nie ma bezpośredniej nieograniczonej możliwości zmiany ciebie. Może wykorzystać wiedzę i spojrzenie z zewnątrz i przy użyciu tego czy tamtego zaprosić cię do podjęcia wyzwania. Podjęcie wyzwania to zmieniające się podejscie do samego siebie. W tym podejściu mieści się też gotowość do uświadomienia sobie przyczyny(koniecznie przez nas samych), gotowość do pogodzenia się z wiedzą na nasz temat i potem ewentualna zmiana. . Musisz w kwestii samego siebie podejmować autonomiczne decyzje, na które jesteś gotowy. Więc terapeuta nie poda ci gotowego przepisu na "lepsze". Bo prawda jest taka, że nigdy nie może mieć pewności czy ma racje,czy wszystko wziął pod uwagę i wszystko dostrzegł itd...(nie siedzi ci w głowie). Nawet jeśli wie, to powinien poczekać aż bedziesz gotów sam sie tego dowiedzieć i spojrzeć prawdzie w oczy.
-
?????? To jest właśnie sedno. Przechodzi pan i oświadcza terapeucie jaki chciałby być, a jaki być nie potrafi. Potem terapeuta,który jest czarodziejem wpływa poprzez magiczne/psychologiczne sztuczki na pacjenta, który to staje sie taki jaki chciałby być. Oczywiście to już problem terapeuty jak to zrobi. Jeśli tego zrobic sie nie da to terapia nie ma sensu. Potem taki pan pisze że terapia nie działa, albo terapeuta jest niekompetentny. Nie. To jest piękne. Nad tym trzeba się zastanowić i polecam głębszą analizę tekstu. "To czy pacjent bedzie w stanie zrealizować takie założenia to już terapeuty problem" Czyli to czy pacjent bedzie w stanie stać sie tym kim chce być to problem terapeuty. Potem ta sama osoba pisze, że terapeuta ma zbyt wygórowane wymagania. No jesli wszystko ma zrobic on, to jasne że tak jest. Jesli za wszystko jest odpowiedzialny on to jasne że tak jest. To nawet nie jest smieszne, to jest głupie. To co ty piszesz jest normalnie głupie Wujek ty nawet nie zdajesz sobie sprawy z kuriozalności swojego podejścia i wymagań. No chyba że sie zle wyraziłeś i miałeś coś innego na mysli niż ja myśle że miales . Jednak sledząc twoja kariere w tym wątku,to chyba tak nie jest. Ty najnormalniej sam zsabotujesz kazdą terapie na której bedziesz i nawet tego nie zauważysz, a wine zrzucisz na wszystko inne
-
Napisałem to trochę w opozycji, ale chyba nie ma to wielkiego znaczenia,bo pojawił się post że zadna terapia nie działa, nigdy i u nikogo... i już. Co zrobić
-
Nie nadążam. Mozna jasniej?
-
Jeśli terapia nie przynosi skutków to nie znaczy że winny jest terapeuta. Oczywiście jest tabun gównianych terapeutów, gownianych terapii. Jest jednak conajmniej równy tabun idiotów którzy na terapie idą. Taki jest świat. Jeśli ty byłeś na terapii grupowej 50 osobowej to ktos za takie coś powinien dostać wpierdal. Ja osobiście byłem 4 lata na terapii psychodynamicznej. Skończyła się tym, że terapeutka przyznała mi, że tak to prawda że okazała się zbyt niekompetentna, zbyt słaba, zbyt mało inteligentna w walce z moimi destrukcyjnymi mechanizmami. Więc to ja mam prawo biadolic na tarapie, a nie koleś co jak poszedł to pewnie po 2 spotkaniach terapeuta miał go zwykle po ludzku dość(nie mowie o kogo chodzi, ale na pewno jest tu pelno takich kwiatuszków) i z którym zupelnie nie można sie dogadać. Jeśli ktoś taki pojdzie na terapie, to bardzo prawdopodobne że bedzie zawiedziony, bo spodziewał sie :nieoceniania, wspólczucia, zrozumienia itd... a potem oczywiście efektów. Ja jednak widzę same pozytywy nawet tej nieudanej terapii. Moge podac szereg pozytywów... choć nie wiem czy nie byłoby ich więcej gdybym na przykład poszedł do kogos innego,lub może wybrał inną terapie. Choć celu nie osiągnąłem, to na pewno ta terapia dużo u mnie poprawiła. Sama terapia jednak nie jest problemem. Problemem jest jej jakość i co więcej, problemem są nasze oczekiwania i wyobrażenia bazujące na marketingu. Nawet nie biorę pod uwagę kolesi jak z dzialu ogłoszeń, co to jeden sie chwali certyfikatem z bycia aniołem i że umie liczyć. Za takie coś jest podwójny wpierdol na samym wejściu. Pomijając to,można powiedzieć że wielu terapeutów jest naj normalnie w świecie nie dość doświadczonych, nie dość dobrych. Skonczyli studia, mają papier i muszą coś jeść. Albo jeszczeinaczej. Jesli ktoś jest dojrzałym mądrym człowiekiem, to z automatu jest dobrym terapeutą. A jeśli jest przeciwienstwem to największa wiedza mu nie pomoze Co do leków, to jak biorę antybiotyk,to jak go potem odstawiam to nie jestem nadal chory. Przecież są ludzie którzy się szprycują latami, a jedyne co osiągają to odporność na lek. Nie są uleczeni w najmniejszym stopniu. Czy ty chcesz brać leki do konca życia? Czy może masz jakiś program ograniczony czasowo, po którym masz pewność że jesteś zdrowy. Bo z tego co się orientuję to tak nie jest. Odstawiasz leki, a kłopot powraca
-
A czy leki musicie brać przez jakiś okres i potem jest ok? No bo jeśli ktoś pisze, że odstawił leki i było jak wczesniej to troche słabo. A co do terapii, to rzeczywiście ona nie działa w wielu przypadkach. Sama w sobie jest też czymś zupełnie innym niż my jesteśmy skłonni myśleć, że jest. Jednak faktem jest też to , że terapia może działać i często działa.
-
Co prowadzi do choroby, czy zaburzenia? Prowadzą do tego nieświadome konflikty, nieuregulowania emocjonalno-psychologiczno-energetyczne, odnoszące się do naszego wnętrza, nad którym nie mamy świadomej kontroli. Coś do takiego stanu doprowadziło i coś taki stan prowadzący potem do kłopotów utrzymuje. Nie chodzi więc o ludzi chcących wolicjonalnie/świadomie byc chorymi. Chodzi o ludzi którzy nie czuja sie na siłach na starcie z samym sobą, mechanizmami własnej psychiki. Więc uciekają w ułudę i chcą wierzyć że da sie kłopot załatwić przez zewn ingerencje, bez naszego wysiłku. Bo wysiłek oznacza ból i trudności i tego sie boimy. Chcemy tego czy nie, unikamy bólu. Nawet jak sobie teraz świadomie postanowisz, że nie bedziesz unikac bólu. Jeśli postanowisz że nie bedziesz sie bać tego czego się boisz to też nic nie da. Są ludzie którzy ulegają tym lękom w większym stopniu niż inni. Wyolbrzymiają kłopoty, wyolbrzymiają przeciwności i w pewnym sensie "chcą" być chorzy. Słowo chcą można zastąpić określeniem "jest łatwiej", ale pod pewnymi względami. Mogą mieć przeróżne korzyści z takiego stanu. Moga być otaczani opieką, albo inni mogączerpać satysfakcje z opiekowania sie nimi... i setki innych możliwosci. Ludzie nie chcą się borykać z objawami(bo są nie przyjemne). Jednak nie chcą sie też borykać z tym co je tworzy(bo to też jest nie przyjemne). Często trzeba zdacsobie sprawę z prawdy o nas samych, naszym otoczeniu czy swiecie. A to może byc bardzo bolesne Z medycznego pkt widzenia, chorobą nie są tylko objawy, ale to co ją wywołuje. Obraz człowieka chorego na depresje nie jest płytki, pozorny, powierzchowny i objawowy. Stosunkowo nie wielki odsetek depresji, to depresje endogenna,więc czesto podłożem jest nasze zycie,nasze emocje, relacje itd... Na jedną cześć układanki mamy receptę(tą czescią sa objawy). Na drugą nie mamy. Są ludzie którzy chcą wierzyć, że druga część nie ma znaczenia i oni trwają w stanie stagnacji. Tak przynajmniej ja to widzę. Jednak nie użyłbym takiego okreslenia w stosunku do osób chorych na schizofrenię,czy jakies ciężkie przypadki poważnych chorób, w których traci się kontakat z rzeczywistością. To jest zupełnie inna historia i często w takich przypadkach takie jednostki nie poradzą sobie same. Jednak chodzi własnie o to żeby to wszystko rozgraniczać i kierowac sie rozsądkiem a nie modą czy szablonem zero jedynkowym. Tutaj większośc to osoby z zaburzeniami osobowości, nerwicą, depresją psychogenną. Choc oczywiście i w takich przypadkach może być bardzo ciężko. Nie chodzi tez o wszystkich ludzi z objawami. Przeciez nawet tutaj są,lub były jednostki które ostentacyjnie chciały budzić współczucie. Lub które przesadzały z przeróżnymi kwestiami. -- 21 sie 2011, 23:08 -- http://www.youtube.com/watch?v=K4yfUm3Pvpw&feature=player_embedded#!
-
"liberum weto... i hooj" to stary numer. Taki styl wypowiedzi świadczy tylko o tym, że tekst nie klei sie z waszym spojrzeniem ale nic więcej. Rozumiem że wszystko jest bez sensu i już raczej nie ma sensu ciągnąć za język i prosić o konkretniejsze wypowiedzi. Jeśli o mnie chodzi, to części najnormalniej nie łapie, z innymi częściami trudno sie nie zgodzić, a jeszcze inne to troche ekstremizm. Gwarantuje wam że wielu opiniotwórczych psychiatrów może nie podziela tego konkretnego spojrzenia, ale jest bardzo krytycznych. Z nimi pewnie też byście sie nie zgodzili na takiej samej zasadzie -- 20 sie 2011, 10:07 -- Takie dwa linki. Drugi na pewno bardziej wiarygodny
-
To co sie dzieje w tym wątku to jest przegięcie pały. Czy ktoś kontroluje te ogłoszenia? Sprawdziłem sobie pana Rybickiego i nie wiem czy śmiac się czy płakać. Certyfikat z numerologii który jest żartem. Takie gówno to ja sobię mogę na drukarce sam zrobić. Nie robię bo bym się ze wstydu spalił, że niby numerologia miałaby być nauką i jeszcze o własnościach terapeutycznych . Leczenie teta to leczenie dotykiem. Tu jest przykład wyleczonego pacjęta LOL. Zwracam uwagę na jego oświadczenie na końcu, które jest bardzo ważne, bo gdyby nie ono to nikt by się nie domyślił że został uleczony. Posłuchajcie uważnie. Ten koleś jest wyleczony na zawsze i jego życie właśnie zaczęło sie zmianiać na lepsze. Pan Rybicki ma też certyfikat z bycia aniołem(chyba o to chodzi), który to roztacza leczące światło. Forum do pracowni aniołów http://pracownia-aniolow.pl/forum/index.php To wszystko poparte certyfikatem z NLP, który to dostaje się tylko za pieniądze. Nie trzeba nic umieć, zdać egzaminu.... Wszystko co trzeba zrobić to zapłacić. Jest to certyfikat 2 letni czyli ekstra interes. NLP które to jest sztuką manipulacji i niczym więcej.
-
4 do 1 że nie napisze absolutnie nic
-
Przecież cały twój post to psychomanipulacja w najczystszej formie. Jest w nim tylko coś na kształt handlowej gadki.
-
Podałem ten przykład,bo jest to czynność podczas której powinno mi aktywnie zależeć na koncentracji, a mimo tego i tak równolegle do rzeczywistości "robię" coś innego. No i był to najświeższy i dość jaskrawy przykład, na którym mogę wyjaśnić o co mi chodzi. Na pewno pojawiają sie emocje podczas gry, ale to raczej jak debil z 79 złamie moje asy w najgłupszy z debilnych sposobów. Samo granie nie jest zbytnio stresogenne, więc to raczej nie to. Tym bardziej, że jest to tylko przykład jakich mogę podawać setki. Nie jestem idiotą i to co tobie sie nasuwa, mi nasunęło sie już dawno. Jednak tych fantazji jest dużo więcej i o przeróżnym charakterze. Nie sądzę że jest możliwość pochłąniecia całej mojej uwagi przez ten świat, ale jakąś drogę do niego przebyłem i zastanawia mnie jak wygląda droga w drugą stronę
-
Na pewno nie jest tak, że orientuje sie że gdzieś odpływam i że staram się na siłę to przerwać z tego czy innego powodu. Tak jest i ja to dostrzegam, ale nie sprawia mi to bezpośredniego kłopotu. Okresliłbym to raczej jako uboczny efekt chyba dość długiego złożonego procesu. Pewien dyskomfort jest odczuwalny, ale to raczej z powodów które to do tego fantazjowania mnie popychają, a nie z powodu samego fantazjowania. Jest pewien stan emocjonalno duchowy na bazie którego rodzi sie dyskomfort i także fantazje. Ja mogę się nawet doprowadzić do płaczu i czuć ból związany z emocjami które przeżywam podczas tych fantazji. Utrzymuje się z gry w pokera online. Żeby grać lepiej trzeba być skoncentrowany bo jest to gra w której róznice między graczem wygrywającym a przegrywającym mogą być niewielkie. Gram sobie, ale jednocześnie zaczynam czuć jakiś stan emocjonalny i jakby dając ujście emocjom zaczyna sie historyjka. Ze mam dziewczynę, że z nią mieszkam i ona coś tam ode mnie chce. Mówi że mam coś zrobić i mówi to raczej jak przełożony do pracownika. Potem mówi,że jeśli tego nie zrobię to mam spierdalać.. itp... itd... Potem sie rozgrywa cała historia jak w telenoweli i trwa to dobre kilkadziesiąt minut,bo potrafię wracać i wyobrażony fragment przerabiać czy odgrywać ponownie. Chodzi o to, że do takich konkretnych wyobrażeń pcha mnie stan emocjonalny i to on dyktuje potem charakter wyobrażeń. Emocje odczute do tego fragmentu opisanego są juz dośc intensywne, ale mają charakter przypominania. jakby były gdzieś w plecaku i ciągle sie gotowały. Jednak ja nie jestem w stanie ich okreslić. Nigdy dziewczyny nie miałem,wieć to nie ma bezpośredniego zaczepienia w doświadczeniu.