
zujzuj
Użytkownik-
Postów
1 822 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez zujzuj
-
Pewnie tak. Ale także ty pewnie nie wyraziłas sie jasno w poprzednim poscie. Ja na pewno w moim ostatnim tez nie. Przedwszystkim dajmy spokój technikom paradoskalnym. Chodziło mi raczej o konkretny przykład w którym terapeuta uzaleznia od siebie, a potem odwraca proces. Przecież uzależnienie emocjonalne to tak jakby zagrać komuś na nosie. Uzaleznienie, czyli jakby stworzenie kaleki. Nie użyłas słowa, powiernik, przyjaciel, zdobyc zaufanie. Napisałeś uzależnienie. Ale nawet jeśli ktoś ma być tym przyjacielem, czy osoba której można ufać, to chyba odbywa sie to na poziomie gdzie wola nie ma wstępu. Jesli ma to być więż rzeczywista, to musi być autentyczna oparta na spontanicznym stosunku emocjonalnym. Przecież każdy od razu wyczuje fałsz, jesli ma to być technika, czyli jak zakładam wolicjonalne działanie, nające stworzyć pozór, dzieki któremu coś tam osiągniemy. Czyli udawanie, gra, teatrzyk, oszukiwanie. Jesli ktos sie przywiązuje, to sie przywiązuje i nie jest to technika. Przecież to jest sprzecznośc sama w sobie. Jak można użyc techniki, dzieki której stworzymy więż. Albo sie ona tworzy albo nie. Jesli jest to technika to więż jest nieszczera, choć pewnie są osoby które sie nabierają, które można oszukać. To własnie uznaje za złe. Jak można coś takiego robić?
-
Szok. Jesli mi ktoś by zaaplikował technike paradoskalną to bym mu wbił łeb w podłoge a potem wsadził w jego własna dupę. Jesli ktoś ma kłopot z nawiązywaniem kontaktów, to chyba z konkretnych przyczyn. Jesli ktoś nim zmanipuluje, żeby cos udowodnić to pomimo że mu to udowodni, to chyba jednoczesnie potwierdzi obawy. Jesli potem zacznie to odwracać... to przecież jest straszne i chyba bardziej niemoralne być niemoże. Kto uznał to za "technike" i jak trzeba mieć we łbie nasrane żeby traktować drugiego człowieka jak maszynę na której sie wciska guziki. To tak jakby uznac samego siebie za półboga który ma prawo miec władzę na innym człowiekiem. Przecież terapeuta tez człowiek i on zakłada żę działa na korzyść. Nigdy jednak nie ma pewności co z takiego wyjdzie.... nie no to jest straszne. Przecież ty własnie napisałeś że trzeba być sadomasochistą żeby iśc na terapie. Jak ja mógłbym teraz iśc do kogoś, zaufać mu, czuć sie swobodnie bezpiecznie. Wywalać mu najwieksze sekrety, jednoczesnie wiedząc że terapeuta bedzie, lub może mnie traktować jak rzecz. Jak coś co zadziała w taki i taki sposób. LOLLOL Nie no nadal nie wierze, że to czytam. To jest dno dna, nawet o 4 poziomy niżej.
-
Psychoterapia dziala!Czekam na każdego posta z wasza opinia
zujzuj odpowiedział(a) na maura temat w Psychoterapia
Zetknąłem sie wlasnie z terminem "Slepa zaciekłośc poglądów" to termin J. Conrada. Owa slepa zacieklośc poglądow zupelnie uniemozliwia dyskusje, wymienę argumentów czy próbę pojednania. Im więcej osób bedzie głosiło poglądy przeciwne, im więcej pojawi sie argumentów, tym większy opór. Nic nas nie przekona że czarne jest czarne, a białe jest białe.... Mam jednak pytanie. WDR pisałeś, że nie kiwniesz palcem w kwestii terapeutycznego poprawiania swojego stanu, bo nie jestes za to odpowiedzialny. To niby logiczne. Ale załózmy, że osoby które biorą tą odpowidzialność(choćby czesciowo) za swój stan i są skłonne do współpracy osiągają wyniki. Może nie doświadczają nirwany i błogostanu, ale ich stan sie poprawia. Czy zgodziłbyś się na takie coś? Jesli miałbyś sie zaangażować i wziąśc odpowiedzialność, ale z drugiej strony pomogloby ci to? Nie pisz, że masz Depresje endogenną bo jej nie masz, ona istnieje tylko w twojej wyobrazni i sam ją sobie zdiagnozowałeś bo tak ci jest wygodniej . Nikt nigdy nie stwierdził czegos takiego u ciebie. Wrecz przeciwnie. Była stwierdzona nerwica a po epizodach depresji sugerowano terapie. Pozatym, uznaje się , że etilogia tego schorzenia nie jest znana i w procesie zdrowienia bardzo często ważną role odgrywa terapia. Juz co do samej terapii. Podajecie czesto przykłady dentysty, czy innego lekarza. Jednak u dentysty tez trzeba współpracować. Trzeba się godzić na jego warunki. Jesli ktos pójdzie i powie, że jesli bedzie mu sie podobało to bedzie sie wiercił i to nie jego sprawa i ząb ma być wyleczony. Jesli powie, że absolutnie nie zyczy sobie jakiegokolwiek bólu i gówno go obchodzi jak to dentysta zrobi, ząb ma być wyleczony. Współpraca jest łatwiejsza, bardziej oczywista jednak tez jest konieczna. Dzieci jesli nie współpracują to nie mają wyleczonych zebów. W terapii jest podobnie pod tym względem, że trzeba podjąć współpracę i trzeba sie zgodzić na pewne warunki, trzeba na pewne sprawy i wymagania spojrzeć inaczej. Oczywiscie jest trochę naciągane porównanie. Dąże jednak do tego, że podejmując terapie wiesz te wszystkie rzeczy(lub dowiadujesz sie po paru spotkaniach) i możesz rezygnować, lub możesz sie zaangażować. To nie jest przymus, choć kazdy sie zgodzi że od strony marketingowej wygląda to zbyt rózowo. Ale taki mamy swiat To co ty WDR nazywasz nie działaniem, inni nazywają działaniem. Róznica bierze się z róznego spojrzenia na rózne sprawy, gotowości uznania pewnych kwestii. Także a może przedewszystkim gotowości do wzięcia odpowiedzialności za pewne kwestie. Jednak jest to róznica w ocenie. Takie różnice sie akceptuje w każdej dziedzinie. Jesli ty uważasz, że terapia nie działa i piszesz, że dla ciebie ona działa jesli zupelnie nic nie bedziesz robił a koles cie naprawi to ja to rozumiem. Rozumiem i akceptuje do pewnego momentu. Do momentu w którym ty też akceptujesz inne spojrzenie. Tego nie robisz. Zależy ci na tym, żeby wszyscy widzieli sprawę tak jak ty. Jesli tak nie robią to im w najlepszym razie współczujesz. Ty nie chcesz zrozumiec, że inni widzą to troche inaczej. Lub mają inne priorytety. Bardziej zależy im na poprawie swojego stanu, niż na tym czy bedą musiali brać odpiwiedzialność w takim czy innym stopniu. Przecież nie zaprzeczysz, że ludzie uważają ze terapia pomaga. Są jednostki którym terapia pomogła. To sa niezaprzeczalne fakty. Niby niezaprzeczalne, bo ty piszesz że to nie tarapia, tylko wróbel nasrał im na głowe i nawet nie zauważyli że zmieniło to ich zycie, a nie terapia. p.s. Pisałem ci , żę terapia nie działa zostanie zamkniety przez twoje debilizmy. Więc nie maż sie tylko wez odpowiedzialność, choćby czesciową. -
WDR. Jak nastepnym razem zaczniesz pisać, że wątek jest zamykany bo dochodzisz do prawdy to przeczytaj swoje debilne dwa ostatnie posty.
-
Psychoterapia dziala!Czekam na każdego posta z wasza opinia
zujzuj odpowiedział(a) na maura temat w Psychoterapia
Twoja samodiagnoza jest zerowo wiarygodna. Wszyscy wiedzą ile wartości ma diagnoza wystawiana samemu sobie. Tym bardziej, jesli chodzi o depresje i potem kwestie jej endogenności i psychogennosci. To jest absolutnie oczywiste, że nie jesteś w stanie trafnie sie zdiagnozwoać. Doskonale o tym wiesz Są osoby które piszą, że terapia w ich przypadku zadziałała. Ty potem piszesz że to nie terapia i że terapia nie może działać(wogóle nie rozgraniczasz czy chodzi o psycho czy endogenne)... Potem piszesz, że rozgraniczasz kwestie endo i psychogenne(co jest absurdalnym kłamstwem, bo ani razu tego nie zrobiłeś) i że z tego powodu, że inni nie rozumieją tej różnicy trudno ich przekonać. Chociaż to ty ich przekonujesz w ich sprawie. Przecież NIKT NIKT NIKT nie pisał, że zaburzenia endogenne trzeba terapeutyzować, więc nie wiem o jakim przekonywaniu piszesz. To przecież ty piszesz, że na zaburzenia psychogenne terapia na 100% nie bedzie działać. To ty piszesz kategorycznie, autorytarnie w kwestii innych osób i ich terapii ... To że ciężko jest zrozumieć jakieś zaburzenie, jesli sie go samemu nie doswiadczyło, to nie znaczy że to jest argument na twoją korzyść. Przecież to jest absurd. Przekonujesz ludzi, że ich terapia nie była skuteczna. Jak mają inne zdanie to ty piszesz, że twoje zaburzenie ma charakter endogenny więc z tego powodu nie można ich przekonać. Gdzie to jest jakakolwiek logika. Nikt nie pisze, żę mogłeś zostać wyleczony przez terapie. to ty piszesz, że inni nie mogą zostać przez nią wyleczeni. Co ma do tego twoja domniemana endogenność? -
Jezu Chryste. Przecież doskonale wiesz, że nie przedstawiam swojego zdania, tylko opieram się na wiedzy(choc to zbyt mocne słowo) powszechnej. Każdy terapeuta powie, że uzależnienie od terapii, lub terapeuty jest czyms negatywnym. Nie ja to wymysliłem.
-
Psychoterapia dziala!Czekam na każdego posta z wasza opinia
zujzuj odpowiedział(a) na maura temat w Psychoterapia
No ale jak sie skupiasz, skoro cie zupelnie nie interesuje czy ktoś ma kłopoty natury endogennej czy psychogennej? W jakim sensie sie skupiasz? Przecież to ty zabierasz głos w sprawach innych. Nie kojarze zebyś choć raz to rozgraniczył(choc nie przeszkadza ci to pisać, że tak robisz, co jest dla ciebie znamienne) Piszesz, że terapia nie może działać, a jak ktoś pisze że działa to dla ciebie oznacza że działa coś innego. Dodatkowo ty własnie tego nie przeżyłeś. Przecież kilka razy byłes diagnozowany jako nerwicowiec. Nawet teraz jak został stwierdzony epizod depresji jesteś wysyłany na terapie czyli twoje kłopoty są uznawane za natury psychogennej(co nie przeszkadza ci uważać czegoś odwrotnego, co jest dla ciebie znamienne). Gdzie tu jest endogenność? Pomijam to, że dla ciebie fakt iż teraz został stwierdzony epizod depresyjny, oznacza że 12 lat temu nie miałeś nerwicy. Jedno drugiego nie wyklucza. No ale rozmawiamy nie tylko o depresji i nerwicy. Np: ZO mają troche inny obraz i mówimy w nich o osobowości, a mimo to uznaje się że terapia jest w nich trudniejsza. W zasadzie to nie spotkałem się, z nerwicą endogenną. To juz chyba bardziej byłoby zaburzenie neurologiczne. Nie wiem jak możesz coś takiego pisać i potem pisac wykład na temat obiektywności. Ja nie mam zamiaru cię przekonywać, jednak myslałem że jesli by pojawiły się dowody to jednak możnaby się przekonać. Pozatym to sa zupełnie różne sprawy. Mianowicie psychiatria/psychologia jako nauka i terapia jako metoda. Nie wiem czemu ty sie uwziąłeś, żeby podważyc nie terapie jako metode, tylko podważyć całą nauke jako psychologie. Tu nikt nie pisze o psychologii jako nauce.Do tego na terapie, też uczeszczają rózne Wyszła teraz w PL ksiązka która jest best sellerem za granicą. 50 mitów psychologii popularnej. Jest tam wiele ciekawych pktów. Np DDA, lub kryzys wieku sredniego -
To że sie przywiązałaś, nie oznacza od razu że nie bedziesz potrafiła tego zakonczyć. Jesli jednak w jakims stopniu uzależniłaś sie od terapeuty, czy terapii to jest to jego błąd. Nie powinno do czegoś takiego dochodzić. Przeciez nie o to chodzi
-
Psychoterapia dziala!Czekam na każdego posta z wasza opinia
zujzuj odpowiedział(a) na maura temat w Psychoterapia
LOL. Tak do konca nudne nie jest. Ciekawie sie czyta posty w których ktoś pisze o sobie samym, które to wyobrażenie jest zupelnym przeciwienstwem tego co mozna samemu zaobserwowac. Psychoterapia nie działa zostal zamkniety przez chadowca, który nie pisał pozytywnie o terapii. Został zamkniety bo zaczeły sie personalne jazdy i zupelne bzdety. Polecam też zapoznanie sie z definicją obiektywizmu. W zasadzie to obiektywizm nie istnieje. Osobiste zdanie zawsze jest subiektywne. Oczywiscie może być podparte rozsądkiem i minimalnym zaangażowaniem emocjonalnym. Czyli czymś z czym jesteś na bakier. WDR nie jest odpowiedzialny za swój stan. Nie jest odpowiedzialny za jego poprawę. Nie jest odpowiedzialny za swoje zachowanie. Nie jest odpowiedzialny za swoje relacje z otoczeniem. Nie jest odpowiedzialny za obrażenie kogoś(bo to ta osoba sama sie obraża czując sie obrażoną LOL).... ale WDR jest specjalistą od tego za co inni powinni byc odpowiedzialni. Mowi co sie komus wydaje. Mowi co ktos mysli i czemu. Mowi kto na to zdanie wplywa i jak. Pisze co ktos powinien robić. Co trzeba zmieniać itd... Oczywiscie pisze też że jesli wszyscy na ziemi uznaliby ze terapia dziala on tego nigdy nie uzna. To jest lepsze niz kabaret -
Gdyby ekspert sie wypowiedział to byłoby fajnie. "Lęk przedchorobowy sprzyja społecznej izolacji, przyjmowaniu postawy biernej i autystycznej. Lęk dezintegracyjny pojawia się w następstwie kryzysu spowodowanego przeżyciami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Przeżycia te ulegają generalizacji. Efektem tego jest wzrost poziomu lęku. Im wyższa intensywność generalizacji bodźców lękorodnych, tym większe nasilenie lęku. Zarówno poziom generalizowanych bodźców jak i lęku nie jest stały. Wzrost tych parametrów powoduje to, że znacznie wydłuża się czas, potrzebny do wygaszenia lęku do poziomu bezpiecznego dla adolescenta" "Bodziec moze byc niewspółmiernie nikly w stosunku do reakcji. Czyjes spojrzenie, gest, słowo bez znaczenia, drobna niedyspozycja fizyczna itd. mogą wyzwolic silne uczucie lęku." Nie będę szukał dalej. Drugi cytat jest z Kępinskiego. Lęk nie jest przypisany do konkretnego zdażenia i generalnie to wszystko co sie dzieje jest zagrożeniem. Rzeczywistośc jest obca i trudna do zerozumienia. Na tej bazie moga powstawać urojenia. Czy taki lek jest tylko w schizofrenii? Czy takie coś musi sie skonczyć schizofrenią? Bo z tego co pisze, to jest to lęk jakoby przedchorobowy. Jak taki lek sie leczy?
-
Czegoś takiego niepowinno sie lekcewazyć. Przyczyn może być szereg. Od różnych przyczyn psychicznych, po różne przyczyny neurologiczne. Nie wiem jak nazywał sie test, ale jak odebrano mi prawko to był własnie taki w którym było bardzo dużo pytań o tego typu rzeczy. Pewnie nie musi to być koniecznie coś poważnego. Jednak stres i nerwicowe wyostrzenie zmysłów to kiepski powód. Tym bardziej jesli ok dłuższego czasu jest to ten sam zapach
-
No wiesz, kiedyś ludzie po lekach mieli rozwolnienia i inne kosmiczne objawy, a jednak nikt ich nie wycofywał. Oczywiscie leki na pewno działają, choć nie punktowo i nie zawsze tak jakbysmy chcieli. Tutaj jednak pojawia sie odpowidz na twoje zarzuty, że nikt nie bedzie chciał wprowadzić trwałego leku, ze względu na kase. Jednak biorąc pod uwagę sposób działania tych leków, to lek trwale zmieniający byłby chyba zupełnie niemoralny. Wyobraż sobie, że każdy lek który wziąłeś wyrządził trwałe zmiany. Pewnie z jednego byłbyś zadowolony, a z drugiego nie. Nie oznacza to jednak, że jeden jest lepszy niz drugi, tylko że bardziej odpowiada tobie. Nigdy nie bedzie trwałego leku.
-
Rety. Nie boicie sie troche tak żąglować tymi lekami? Do tego te teksty "sprubuj może to to moze tamto". Czy te leki nie są przepisywane przez specjaliste na receptę?
-
No ja byłem swiadkiem(chyba )takiej reakcji i zakładam że chodzi o coś takiego. Po 1 piwie osoba sie zataczała. Nie wyglądała jak typowo pijany. Tak jakby sama nie rozumiała co sie dzieje, ale jednak i nie mogła zachować równowagi i wymiotowała. A jak wygląda nietypowa reakcja w os dyssocjalnej? Chodzi o to samo? Bo mnie własnie pytano o to czy po bardzo małej ilości alkoholu zdażyło mi sie być kompletnie pijany. Zataczać sie itd.
-
:). :) Na prawde mnie to rozbawiło. No nie wiem. Może mam, ale chyba jednak nie. Jesteś pewna że tylko to? Bo coś mi sie wydaje że to niemozliwe. Sam byłem swiadkiem jak koles po dniu stresu i egzaminie zasnął po 2 piwach. Rózne problemy wpływają na prace mózgu, zmęczenie itd...
-
To nie jest do konca dobry przykład. Albo w połowie nie do konca dobry. Bo w drugiej połowie eksperymentu lekarze nie byli celowo wprowadzani w błąd,a jednak błędy popełniali. W zasadzie to mi kompletnie wisi, zupełnie zwisa jak sie to coś nazwie. Jeśli mam mieć schizo, to nazwanie tego w ten sposób nie ma dla mnie znaczenia. Moja sytuacja i rzeczywistośc się nie zmieni. To że padnie taka nazwa nie sprawi, że stracę kontakt z rzeczywistością. Wręcz przeciwnie. Byłby to krok do przodu i wreszcie dowiedziałbym sie co mogę zacząc robić, lub co powinienem. Ten kliniczny wpisał jako potencjalna diagnoze schizo, z kilku powodów. Mówił jednak, że nie kwalifikuje się do żadnej z czterech typów ze wzglądu na brak jakichkolwiek objawów osiowych. Na tych testach których co wczesniej zrobiłem kilkanascie zawsze pisało "brak zaburzeń afektu". Do tego alkohol. Może to nie jest profesjonalny test, ale ten pierwszy kliniczny od razu zakładał, że po 2 piwach jestem pijany. Ten teraz pytał o to samo i jaskoś tam tłumaczył. Pytał czy kiedykolwiek byłem pijany po małej dawce alko. Mogę wypić 1l na dwóch i potem popijać piwem i jest w miare ok. Jestem zupełnie w normie., czyli zupelnie pijany
-
No cos tam mowiłem. Na pewno to z karą, mowiłem o innych podobnych. On wąłsnie mówił o myśleniu paranoidalnym, co jednak nie musi oznaczac choroby.Leków nigdy nie brałem i nie czuje sie tak zle, zebym je wzial zeby poprawiac sobie komfort zycia, jak jakas pizda.Albo są mi potrzebne i zdaniem specjalisty sam sobie nie poradze, albo sytuacja jest niebezpieczna i powinienem je wziąść. Ale pierdzenie o komforcie życia i o zewn, chemicznym wpływie na mnie... to mi nie pasuje. Ale nie jestem doktrynalnie przeciwny. Po prostu wole nie i wole żeby to była decyzja podjęta w jakimś celu, w oparciu o coś, a nie bo nie zaszkodzi sprubować.. Jak robiłem te testy, których robiłem dziesiątki to koleś czegoś szukał. Mówił że nic nie wyszło, ale ciągle coś tam zmieniał. Podnosił poziom trudności, ale wyniki miałem rewelacyjne. Jesli chodzi o meczliwość to on mi pokazywał na jakikms wykresie, żę innym ona spada. Ja robiłem tych testów po kilka pod żąd i dopiero za któryms tam razem wyszło że powoli zaczynałem sie meczyć. Do tefo było IQ, był afekt, intuicja, fiksacja i coś tam jeszcze. Koleś na koniec powiedział, że nie mam schizo i zaczął mówić o osobowości.
-
Byłem na ostatniej wizycie u psych.klinicznego. Oprócz zaleconej obserwacji itd... Powiedział coś na koniec. Miałem diagnoze że albo zespół Pionkowskiego, borderline, schizo. Wczesniej u innych była mowa o os schizotymicznej(co mi raczej nie do konca pasuje) i ogólnie o kłopotach osobowościowych. On powiedział jednak ze jest duża szansa, że diagnoza bedzie optymistyczna i jednoczesnie dla mnie rozczarowująca. Czyli że gen nie zostanie nic stwierdzone. Mnie to troche szokuje. powiedział to pomimo tych wczesniejszych potencjalnych "diagnoz". Pomimo tego, że jak sam stwierdził miałem książkowe objawy myślenia paranoidalnego, myśli urojeniowe, być może ksobne(choć powiedział że to zbyt mocne slowo). Do tego jestem 100% czasu spięty, siedze we własnym swiecie. Skarże się ja jednostkowe ataki wstydu. To te "ataki" miały być karą boską. Mam jakąś paranoje na punkcie własnej twarzy i emocji na niej sie pojawiających. Chodzi o ten wstyd, który ja widziałem jako karę, jako coś co odczuwam poprzez narzucenie mi tego z zewnątrz. Traktowałem swoją mimike i emocje jako coś co dziać sie nie może. Nie widziałem tego wstydu który pojawiał sie na mojej twarzy, jako mojej emocji. Tylko jako reakcje odwrotną do moich emocji. Jakby siłą narzuconą wbrew wszelkiej logice i rzeczywistości, żeby mnie pognębić. Jakbym tego wyimaginowanego Boga potrafił zmaterializować to nie potrafie sobie wyobrazić doskonalszej nienawiści. Mojej do niego, jego do mnie. Traktuje i w zasadzie zawsze traktowałem jako coś rzeczywistego, ale jako część mnie, mojej psychiki. Bóg jako obraz powstały na bazie wychowania, życia. Miałem przekonanie, że on chce mnie bezinteresownie zniszczyć i ja czułem jego emocje. Jednak w jakimś momencie zupełnie to wszystko sie zmieniło. Zmienił sie obraz Boga. Tego pierwszego, który był nieprawdziwy i którego nazywam Bogiem ekstrawertycznym w jakimś sensie pokonałem. Nawet jak teraz pisze, to mam do tego stosunek emocjonalny. Czxuje sie jak skała,jestem 1000 razy silniejszy i nicmi nie grozi.To wszystko sie stało wmomencie odkrycia(w moim indywidualnym dośw) prawdziwego Boga. Boga który jest we mnie, i którego czuje 24 h. Z tym czymś kojazona była jakaś ogromna ulga i jakieś bezkresne doświadczenie akceptacji. Tak jakby był przeciwienstwem Boga mojego ego. Pierwszy Bóg Jest to symbol jakiegoś energetycznie rzeczyiwstego bytu, któremu przypisałem chęć zniszczenia mnie. Do tego mam jakieś kosmiczne kompleksy na pkc męskości. Nie skonkretyzowane, nie potrafie ich ubrać w coś konkretnego. Ogólne głębokie przeswiadczenie, że jestem zupełnie beznadziejny i że musze to głęboko ukrywać. Nie do konca potrafie to skonkretyzować, ale tak jakbym miał jakąś kosmicznie wstydliwą tajemnicę, która to może wyjsc na jaw w kontakcie z innymi ludzmi. W kontakcie przy którym dojdzie do tych reakcji wstydu w najbłachszej sytuacji, co interpretuje jako słabość coś czego sie powinno wstydzić. Dziesiątki dziesiątki innych rzeczy. Czy ja mogę taki być ze względu na wpływ jaki na mnie mieli inni+konstrukcje psychiczną? Czy to jestem ja strasznie niesmiały, czujący sie bezwratościowy itd... jednak mogący aktywnie zmieniac swoja pozycje, samopoczucie itd...? Bo ja zawsze i nadal mam przeswiadczenie, że mi nie wolno. Ze jak zaczne żyć to dojdzie do stłamszenia mojej osobowości przez lęk i wstyd. Zaczną sie reakcje wstydu, potem lęk przed nimi i obrona. Obrona przez straszną introspekcje i samokontrolę i próbę wysuszenia się emocjonalnego. Czy to wszystko sie dzieje, czy może ja to robie sam sobie? Może ten lęk to płaszcz, pod którym coś chowam. Który zmusza mnie do krycia samego siebie w otchłaniach wewn psychicznych? Czy ja mogę być zup zdrowy? W zasadzie to psych kliniczni zupełnie nie chcieli mnie poddać terapii. Z jakiego powodu? Z tego że już za pózno?Czy może mam kłopoty z którymi sam powinienem sobie radzić? Jednak kto w takim razie na terapie sie nadaje? Czy jestem traktowane jako wmiare ok, bo jestem zupełnie racjonalny? Robiłem testy u psychologa i wychodziły za kazdym razem znakomicie. On mowił, że tepo mam zawrotne i że dochodze do pkt dwa razy dalszych niz inni. Wedłóg testu wszystko ok? Czy ja moge miec jakąś schizo, ale jednoczesnie taką przy której moje ja nie pękło, a moja psychika sie obroniła. Tak jakbym był na 2 poziomach. Takim gdzie jestem ewedentnie zaburzony, ale jednoczesnie i równolegle swietnie ogarniam tą twardą codzienną rzeczywistosć.
-
Chce o coś zapytać i podepre sie filmowym przykładem. Gdzie przebiega granica między zdrowiem a chorobą? Na podstawie czego kwalifikuje się pacjenta do farmakoterapii, lub pobytu w szpitalu? Chodzi mi o to, że choc w tym filmie jest wielu bohaterów z wyraznymi kłopotami, to wszyscy są na własne życzenie(czesc z którymi nie ma kontaknu nie). Jak się potem okazuje z przeróżnych względów nie radza sobie z zyciem itd... i wola siedzieć w szpitalu. Biorąc pod uwagę polskie prawo, to w polskich szpitalach tez chyba są sami tacy pacjęci. Czyli tacy którzy skarżą sie na przeróżne dolegliwości, jednak mogą wyjść w każdej chwili. Teraz do sedna. Czy pomimo tego, że wiekszośc z nas przezywa jakies kłopoty, to chcąc niechcąc nie jesteśmy chorzy, tylko jesteśmy własnie tacy? Czy te wszystkie cechy nie są oczywiscie niechcianymi cechami,ale jednak naszymi cechami, a nie chorobą?
-
Myśle że szczere współczucie jeszcze bys sie przydało, przecież wujek mysli inaczej. Po raz 3 pytam. Czemu psychiatra-terapeuta nie zaproponował ci leczenia chemią? Napisz tez może co rozumiesz przez wyleczenie. Bo przecież z tego co ty piszesz to nie jestes zdrowy, wiec jak te leki cie wyleczyły? Teraz rozumiem czemu tak ci zależy na tym żeby miec depresje, a nie nerwice. Nerwica kojazy sie z terapią której sie ponicznie boisz, zupelnie wnia nie wierysz itd... a ty wolisz isc na łatwizne. Jesli ktoś ci sugeruje że masz isc na terapie, to jest idiotą. Jesli ktos ci pisze leki to jest geniuszem
-
Zachowanie zdrowego człowieka też ulegnie zmianie, pod wpływem leków. Nie wiem więc czemu odzrzucasz opcje nerwicy. Jeśli wymyslą pigólke na satysfakcję z pracy, to z pewnoscią wielu by wzięło. Co nie oznacza że wczesniejszy brak satysfakcji nie był spowodowany ich działaniem . To bedzie łatwiejsze, bo wystarczy wziąśc chemie. Co do zemsty po 12 latach to podtrzymuje zdanie. To nie jest normalne, a powiedziałbym że raczej troche przerażające. Czy ty powaznie myślisz, że jak wyskoczysz a kartkami na których sa cyferki 1999 to bedzie poważne? Nie obawiasz sie smieszności? Nie obawiasz sie że jeśli ktoś bedzie chciał to cie zmiazdzy? Przeciez mozna cynicznie powiedzieć że przez 12 lat zrobilismy kolosalny krok do przodu. Kiedyś stosowano lobotomie co nie znaczy że my ją dziś popieramy itd... Przecież ty wyskoczysz z czymś co jest oczywiste i jest akceptowane przez obie strony. Czyli diagnoza może być zle postawiona. Napisz w koncu co ci zdiagnozowano, a nie co sobie sam diagnozujesz. Do tego jeśli jesteś leczony, to raczej jesteś leczony ze swojego stanu psychopatologicznego. Objawy depresji i nerwicy czesto są podobne, lub nawet wspólne. Lęk, drażliwość, nerwowość, napięcie psychiczne itd... to wszystko są kłopoty z jakimi borykają sie nerwicowcy i depresyjni. Najważniejsza kwestia to zająć sie tymi kwestiami utrudniejącymi życie. Nie ma leków na depresje w scisłym znaczeniu . Leczy sie konkretne objawy(tutaj depresyjne), które mogą wystąpić w nerwicy, ZO i pewnie wielu innych sytuacjach i oczywiscie też w depresji. Napisz wyrażnie kto co ci zdiagnozował. Bo piszesz, że WSZYSCY widzieli u ciebie nerwice...a potem że masz wypis mowiący o zespole drpresyjnym. Czy to a automatu wyklucza nerwice? Dobra rada dla wujka. Ogarnij te kwestie. Poczytaj, zorientuj sie. Jeszcze raz zapytam czemu psychiatra-psychoterapeuta nie zaproponował ci farmakoterapii?
-
Powoli się kończą argumenty he? Człowieku. Przeczytaj jeszcze raz to na co odpowiedzią był cytowany przez ciebie post. Od kilkunastu postów nie ma mowy o argumentach(i mało kiedy była) z obu stron. Ja już w zasadzie zupełnie nie wiem o co chodzi. Oczywiscie tak jak zawsze zupelnie nie interesuje mnie jak WDR wyobraża sobie, że powinna wyglądać jego terapia, co powinien zrobić ktoś inny(choć znowu gdziej sie to pojawiło). Człowiek po 12 latach zaczyna wendette na każdym forncie. To nie tak, że ktoś popełnił ewentualny bląd(może)w tym przpadku. Tu nie chodzi o lekarza, szpital... tylko o wszystko i wszedzie. Także na tym forum. To chyba niezbity dowód że jest z tobą gorzej niż było i wszystko inne także zawiodło. Gorzej w sensie czysto ludzkim nie klinicznym. Jesli tak silne emocje budzą w tobie sprawy sprzed 12lat to czym ty żyjesz na co dzień? Jesli jesteś mimo wszystko tak zerowo przygotowany do tej konfrontacji pod kątem wiedzy, to to jest niesamowite. Gdzie byłeś przez 12 lat? Po co ci to teraz i nie pisz że chcesz szkolić pacjentów. Gdyby tak było i rzeczywiscie chciałbyś mówić o szkodliwości i nieskuteczności terapii w ogóle, to cokolwiek byś wiedział. Pisałbyś w stylu eksperta,musiałbys sie odnieść do stosów wiedzy psychologicznej. Ty ją jednak ignorujesz pisząc że nieswiadomośc nie istnieje i psychologia nie istnieje. Chodzi tylko i wyłącznie o ciebie, twoje poczucie krzywdy i twoje emocje. Nie możesz czegoś darować. Oczywiscie jestes przeciwienstwem wyrachowanego zimnego. Ja to czytam jako żart. Przez tyle postów przeczyłeś sam sobie a mimo to uważasz sie za wyrachowanego? Pojdziesz i zapytasz czemu 12 lat temu ktoś zrobił to i to? Zapytasz o przypadek "zwykłej" nerwicy? Przecież ty byłeś u psychiatry-psychoterapeuty który nie chciał ci zaproponować leczenia chemią. Zgadza się? Chyba gdzieś to pisałeś że psychiatra nie przepisał ci leków, czyli uznał że nic ci nie jest? Jeśli ty na jakimś zebraniu bedziesz publicznie zarzucał to co tutaj i bedziesz tak wszystko argumentował to ja juz załuje że mnie tam nie bedzie. To bedzie piękne. "Mam nerwicę 12 lat temu było to i tamto i mi nie pomogło bo nie robiliście tego co chciałem. Teraz przybywam obalić psychoterapie i niech wszyscy patrzą. " Czy to jest twój plan? Jesli tak , to sobie odpuść. Po pierwsze nie bedzie tak jak tobie sie wydaje . Po drugie nie warto. Co do mojej projekcji. Jesli tak było to jakas dziwna projekcja. Bo z tego co kojaże, to mówiłem że może jestem przewrażliwiony na punkcie tych konkretnych emocji, których w sobie nie akceptuje. Tu nie chodziło o to, że jej imputowałem jakieś postawy, których nie widzę u siebie. Ja widziałem u niej postawy które dostrzegam u siebie razy 100. Tylko widziałem to potem jak sytuacje dwóch kaleków. Jeden mniejszy drugi większy. Nie jestem w stanie tego jasno wyłożyć, ale czułem zawód. Tak jakbym wyobrażał sobie kogoś dojrzałego, silnego, stabilnego itd... a spotkał kogoś podobnego mi. Gdzie tu bedzie leczenie? Oczywiscie jestem subiektywny. Subiektywnośc to cecha bycia. Ja miałem jakiś stosunek do tych zauważanych postaw emocji i myślałem że to jest ważne. Ciągle była kwestia czemu ja nie potrafie sie otworzyć. No i to był argument. Uważałem że ona nie jest swobodna przy mnie(z jakiś powodów) i czułbym sie jak głupiec otwierając sie przed kimś takim. Nie mam nic złego na myśli, ale nie potrafiłem tego zrobić. Tak jakbym miał powierzyć samego siebie komuś tego niewartemu, komuś przeciętnemu. Przecietnemu, czyli komuś z kim zbudowałem więz emocjonalną tylko na jakimś standardowym poziomie. Potem wszystko było dziwaczne. Jakby wazniejsze stało sie to żeby ona sie okazała na tyle dobrym terapeutą, że wszystko poszło ok. Niż sam pozytywny winik terapii, jako poprawa mojego stanu. Im bardziej ja mówiłem o moich zastrzeżeniach, tym bardziej ona ich nieakceptowała i olewała. Mówie że tutaj czuje kłopot. Czuje go i określam, czyli mogę sie mylić ale tak czuje. Ona ma to w dupie. Jesli ona zaczyna się jakać? Rozsypała jej sie branzoletka, a ona robi wielkie oczy i nic.Szok. To ja staram sie pomóc i chce te groszki sprzatnąć. Ona mówi że nie nie, ale jednoczesnie siedzi nie wiedząc co zrobić. W koncu jakby niezdecydowana sama zaczyna zbierać, ale tylko te najbliżej. To trwa kilka chwil, ale sytuacja stała sie niezręczna. To sie czuje i nie jest to projekcja. Jak może być projekcją kwestia emocjonalnej atmosfery? Ja mówie, że nie czuje sie swobodnie, bo taka jest atmosfera itd... Widzę, że ona tez tak sie nie czuje, więc ja tym bardziej. Ona zaczynała się jakać i zacinać? To sie czuje, że było cały czas napięcie. Ona cały czas była spięta i ja nie wiedziałem czemu. To że ja byłem to norma, ale dokórwy nedzy!! Byłem teraz u klinicznego i potrafił być swobodny, skracac dystans. Tam było zupełnie coś odwrotnego. Ona sie tego bała i nie potrafiła.
-
Jesli chodzi o działanie terapii to czytałem kilka art. Zawsze na pierwszym miejscu jako najważniejsza sprawa pojawiała się osobowośc terapeuty. Osobowośc jako człowieka, nie jako osoby wyształconej w konkretnym kierunku. To jest chyba fakt bezsprzeczny, że człowiek potrafii sie zmienić pod wpływem innej osoby. Mozna człowieka zainspirować itd... Ja swego czasu miałem pewien konflikt z panią terapeutką. Dziwiło mnie i przeszkadzało mi, że ona jest spięta. Miałem wrażenie, że jest jakby troche onieśmielona, czy niepewna. Długo się nad tym zastanawiałem. Myślałem że może ona jakby rezonuje emocjonalnie wraz ze mną, czyli mój stan udziela sie jej. Lub może ona jakby specjalnie eksponuje takie postawy żeby zakomunikować że to nic nienaturalnego i nic czego powinno sie wstydzić. A może nie bardzo wiedziała jak zareagować i co powinna powiedzieć, zrobić. Czyli może brak kompetencji. Jednak na takim spontanicznym poziomie widziałem to jako formę niedojrzałości, czegoś negatywnego. W koncu jednak zacząłem o tym mówić i to co usłyszałem było dla mnie śmiesznie idiotyczne.To była zdrada i kpina. Usłyszałem terapioroba określonego ramami teoretycznymi, a nie człowieka który sie ze mną komunikuje. Ona nie chciała o tym rozmawiać i czułem że jakbym przyparł ja do ściany. Na początku standard czyli brak odpowiedzi(co jest smieszne), ja jednak nie odpuszczałem i powiedziała że nie bedziemy o niej rozmawiać bo to nie jest jej terapia. Ja jednak nadal nie odpuszczałem, bo czułem sie przez to jakbym musiał na nią uważać. Myślałem że może coś robie nie tak, generalnie nie było swobodnej atmosfery. Nie czułem z tego powodu swobody, żeby sie otworzyć i wydawało mi sie że ta kwestia ciążyła nad całym procesem. Jednak ku mojemu zdziwieniu nie był to temat do rozmowy. Myślałem że bedzie bardzo tym zainteresowana, bo bede mowił co mi nie pasuje i bede mowił o swoich subiektywnych odczuciach o ktrych ona nie ma pojecia. Okazało sie zupełnie inaczej i to był dowód "zdrady" i oszustwa. Jak ja mam być otwarty ufny itd. skoro po drugiej stronie jest doktrynalna skorupa? To pod kątem emocjonalnym jest bzdura. Zacząłem szukać i doszukałem się informacji że psychoanalityk zaprzeczy że wpływ na terapie ma jego osobowość. Wynik terapii to metoda i profesjonalizm/biegłośc jej stosowania co mnie zszokowało. Albo przynajmniej nie traktuje sie tej kwestii jako waznej. To jest dla mnie kuriozum. Zawsze myślałem, że może i terapeuta dysponuje jakąś dziwną wiedzą, ale myślałem też że raczej bedzie to jakaś forma wiezi spontanicznej człowiek-człowiek, a nie z góry określonej sztywnymi ramami mechanizm-mechanizm. To tak jakbym miał kontakt z terapiorobem. Potrzebujesz czy nie, ja stosuje to mechanicznie. Co do naukowej namacalnej mozliwosci dowiedzienia skutecznosci tego i owego. To chyba kazdy rozsadny czlowiek wie że czegoś takiego nigdy nie bedzie. Tego najnormalniej nie da sie zmierzyć, zaobserwować tak jak lot ptaka. Co oczywiscie nie oznacza że terapie jest nieskuteczna i nie dziala. Bo jesli dziala to dziala. Jesli 100% osob bedzie leczonych to nie napiszesz że nie działa, bo nie mozna tego dowiesc w taki sposób w jaki ty wymagasz. To tez jest akceptowalne w swiecie nauki. Jesli taki jest twoj stosunek do swiata to po co szedles na terapie. Przecież musiales tak myslec juz wczesniej. Choć z drugiej strony to by tłumaczyło twoje nieralne wymagania i wyobrażenia. Ze sobie bedziesz a koleś coś zrobi i bedzie lepiej. Jak operacje w szpitalu. Zostać uspionym, nic nie wiedzieć i wyjśc zrobionym. Nie kojaże żeby gdziekolwiek ktokolwiek obiecywał takie coś.
-
Ja tam do murzynów nic nie mam. Wklejam kilka linków na temat kwestii umysł ciało. Jak widać są to kwestie złożone. Nie wiem więc po co wypisuywać tutaj własne przemyślenia w tym lub pokrewnym temacie. Tak samo trudno bedzie określić działanie terapii. Jest to nieuchwytne i nie jest to matematyka. Ciężko określić w którym momencie co działa na kogo i czemu. Chyba trzeba sie zdać na korelacje. Czyli wyniki badań podane przez eksperta. Choć zgoda że to troche słabe "dowody" http://www.filmy-dokumentalne.pl/blizej-prawdy-co-laczy-mozg-z-umyslem.html http://www.filmy-dokumentalne.pl/blizej-prawdy-na-czym-polega-relacja-umysl-cialo.html http://www.filmy-dokumentalne.pl/ludzki-umysl.html http://www.filmy-dokumentalne.pl/chemiczny-spokoj.html
-
"Obserwacja ? Żartujesz ? Do czasu bezsprzecznych dowodów o jej skuteczności oraz wykluczeniu wszelkich czynników zaburzających wiarygodność dowodów każdy argument jest dla mnie a co ważniejsze dla prawdy naukowej nic nie warty. I jakoś dziwnie spokojny jestem wobec tego że mogę nie mieć racji." To jest choroba. To nie jest zaburzenie. To jest głęboka choroba. Musze ci sie przyznać, że twoje posty mnie denerwują z czestotliwoscią 50%. Jest to prawie 100% irytujących postów na forum. Przecież ty pisałeś kompletne BZDETY w oparciu o własne widzimi sie na poziomie przedszkolaka. Pisałeś potem, że czujesz sie jak Kopernik, a to że dowody naukowe są inne tylko potwierdzało twoją wielkość. To jest jakis intelektualny armagedon. Może tobie zostało już tylko kilka tych neuronów, bo ze strony na stronę przyczysz sam sobie. Ja nie mogę sie nadziwić jak ci nie wstyd. Jak można takiego idiotę z siebie robić? Juz kiedyś wkleiłem fragmenty w których zupelnie sobie przeczyłeś. Czy ty na prawdę nie dostrzegasz że motasz sie w tym wszystkim? Przeczytaj sobie wczesniejsze swoje wywody. Pisałem tylko i wyłacznie to co jest w cytacie z ciebie u góry. "Jesli chcesz coś wnioskować to może odnieś sie do neukowych dowodów innych, albo podaj swoje. Nie wypisuj debilizmów w oparciu o własny świat wewnetrzny". Ty jednak miałeś to w dupie i myslałeś że ja jestem naiwym idiotą który slepo broni terapii. Myślałeś nawet że to spisek przeciw tobie i twoim "dowodom". Pisałeś o sobie "Kopernik" i oskarżałeś modów o sabotowanie twojej działalności, bo byłeś już blisko odkrycia i przedtawienia prawdy na temat terapii. Potem dostałeś kilka/kilkanascie badań i wyników mówiących o terapii. Zupełnie cie to nie interesowało i nie odniosłeś sie wcale. Teraz nie pasuje ci subiektywne zdanie, które nie ma dla ciebie wartości. To jestem ciekaw jaką wartośc ma twoje subiektywne zdanie? "Są w nauce pewne kryteria co można uznac za przekonujący dowód i wybacz ale twoje przekonanie nie zalicza sie do nich. Jeśli dowodów brak to uznaje się sprawę za nierozstrzygniętą a na tym bazują terapeuci." To jest niewiarygodne. Ty smiesz pouczać innych na temat kryteriów naukowych?! Przecież kilkunastostronicowa przpychanka z tobą idzie własnie o to. Przecież to ty pisałeś "psychologia nie istnieje" "nieswiadomośc nie sitnieje". Pisałes stosy własnym żadań, tłumaczeń, wyobrazen. Pisałeś co kto powinien, co działa co nie ... i nie miałeś ZADNYCH dowodów i argumentów. Teraz ty smiesz wyskakiwać z takim gównem. Po raz 10 zarzucasz innym to co powinieneś zarzucic sobie. Granica chyba zostaje przekroczona i ty masz kłopot z ogarnieciem tego co sie dzieje. Człowieku. Zrozum wreszcie, ze to nie jest wątek naukowy. To nie jest wątek w którym piszemy "terapia nie może działać bo...." lub "terapia zawsze działa bo....." Jak możesz żadać dowodów naukowych od uzytkownika? Ludzie piszą o tym co ich spotkało i ew swoją ogólna wizje. Jesli zapiszemy 100milionów stron i bedziemy tu siedzieć przez milion lat to nie dojdziemy do zero jedynkowych wyników. Nie jesteś profesorem a to nie jest aula.