
zujzuj
Użytkownik-
Postów
1 822 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez zujzuj
-
Dobra...może jest lżejsza, ale jakoś nie mam nastroju żeby sobie radośnie i frywolnie dywagować na temat własnej śmierci..no jakis taki dziwny jestem... Spoko.Nie musisz przepraszać, ja nawet sie nie obrażam, bo w zasadzie to czym mam sie obrażać...a to przepraszanie dla jednej strony ciężkie,dla drugiej krępujące...same kłopoty. To co opisałem to miało miejsce przez chwilę 1,5 roku temu...ale ja taki światopogląd mam od lat 15. Taki obraz Boga, który przeszedł na miejsce tamtego starego... nie będę opisywał wszystkiego co mi sie przydażyło, wydało, przyśniło itd... bo dnia by nie starczyło. Ja nie mam zamiaru zakładać religii ponieważ to o czym mówię jest uniwersalne dla każdej z nich....opis był sytuacji, ale światopogląd jest ciągły i był juz wcześniej
-
No zobacz jak ładnie i pusto piałeś wcześniej...Szanujesz plujących na wiarę...jak to ładnie zdajesz sobie sprawę co trzeba pisać, jak sie prezentować żeby wszystko było cacy...no przecież to kpina. Marwil...w ostatnim poście była prawda i o to włąsnie chodzi ...po co uprawiać pustosłowologie?...wszystko co jest w tym cytacie to nie prawda, zupełnie nie ma to nic wspólnego z rzeczywistością... -- 14 gru 2013, 21:14 --
-
Jaki odlot. ..a nie dziwi cie ta huśtawka?Ten rozdzwięk? Najpierw coś tam piszesz górnolotnie...piszesz wyznanie wiary. Potem zaczynasz mi mówić żebym sie nie lękał...potem juz troche ostrzej...potem przepraszasz...a teraz!:) to już pełne alleluja i chcesz mi rozpierdalać głowę buzdyganem...Chodzi mi o to, że to co wcześniej formalnie przedstawiałeś w formie postów i treści...ma sie nijak, do tego co piszesz teraz, do twoich emocji...Chodzi też o to, że ma sie zupełnie nijak do treści chrześcijańskich...i ja np: raczej takich pomysłów jak ty nie mam w stosunku do nikogo...Zastanawiam sie co jest tutaj prawdą i jak to wygląda....Na pewno możesz mówić o Jezusie, Bogu, Maryi dziewicy, bronić wiary itd... ale to są tylko słowa, nic więcej.Świadectwo mamy w ostatnim poście...dla tego tak sie czepiam tej słowologii i sie zastanawiam czy jest za nią jakakolwiek treść...najwyrażniej nie
-
nie no obstawiałem, że to marwil będzie chciał sie za mnie modlić. Był moim faworytem po tym tekście o lękaniu...jakoś tak mi sie wydawało logicznym następstwem...Dziewictwo Maryi jest dogmatem katolickim i ja od razu napiszę, że w nie nie wierzę...Ludzie rodzą sie po seksie i nie wiem czemu miałoby sie sprawę komplikować to raz...a Dwa. Mam książkę z dokumentami soborowymi i tak jest napisane jak ta fraza znalazła sie w wyznaniu wiary...Otóż początkowo była mowa o narodzinach z Maryi...i to było strasznie dziwne. Bo ciężko było mi ogarnąć, że pierwsi Chrześcijanie(III w) mogli zapomnieć o takim ważnym fakcie...no ale już na następnym soborze błąd został naprawiony. Tych pierwszych o soborze poinformowano w takim terminie, że nie zdążyli przybyć:)...jakie to łatwe i mało szlachetne ze strony tych mitycznych pierwszych chrześcijan -- 14 gru 2013, 20:37 -- Nie są to różne rzeczy. Gdy wierzysz, nagle te rytuały, końce świata, i "trwanie w Jezusie" mogą stać się zupełnie oczywiste, nie wymagać komentarza, nawet jakieś sprzeczności w nich mogą nie stanowić problemu. Dlatego -z powodu tej prostej różnicy percepcyjnej- Wasza dysputa jest zupełnie chybiona, to próbowałem przekazać. no ok...rozumiem to i zgadzam się z tym...jednak uważam że w 99% za takim czymś nie kryje sie wiele. Dewotki też używają wielkich słów, kaznodzieje w londyńskim parku też...Jim Jones itd...wszyscy to robią
-
No ale jak ktoś mi podaje cytac “Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ten ma życie wieczne” i mówi że trwa w Jezusie...a kontekst jest taki że wina podczas rytuału nie pije...to chyba mogę zadać pytanie :co to wszystko znaczy?...Jak sie nie rozumie, to sie pyta...Nie wiem co znaczy że skacze...Zadałem ci pytanie o wyznanie wiary ...ty wyskakujesz z tym protekcjonalizmem...zaraz pewnie napiszesz, że sie za mnie modlisz...odpowiadaj na pytanie. Co to za dziwna wersja wyznania wiary i czemu nie ma w nim nic o dziewictwie Maryi? Nieznany sprawca...ale o czym ty piszesz? Jeśli o wierze w Boga to ok...bo tutaj nie rozmawiamy o tym...tylko o rytuałach, końcu świata, "trwaniu w Jezusie" itd...To są dla mnie różne rzeczy -- 14 gru 2013, 20:21 -- No wiedziałem że marwil będzie sie za mnie modlił ..normalnie wyczułem pismo nosem
-
ohoo:)..zaczynamy uderzać w protekcjonalizm...mogę sie na to nie nabrać:) Kalebx...Mówimy obcymi językami...ty mówisz jakimś azkabańskim i ja go nie rozumiem. Używasz bardzo abstrakcyjnych określeń i pytam co one moga znaczyć....Ja nawet nie wiem co znaczy katafalk, a jednak jakos tak mi do głowy przyszło i chyba wyszło nie najgorzej...tym bardziej jeśli ktoś inny tez nie wie co to takiego...A może to o to chodzi? Żeby nic nie rozumieć Jaki jest cel mojej wiary? Musze powiedzieć że to bardzo zaskakujące pytanie...bo nie wiem co odpowiedzieć. Ja jej nie wybierałem i celu także jakoś nie wybierałem i nie wiem...po prostu nie wiem. Nie wiem czy musi miec jakiś cel...a tak na marginesie to ja uważam sie za człowieka bardzo słabo wierzącego...raczej w tej kwestii nie mam sie czym pochwalić. No ale wiarę postrzegam pewnie troche inaczej niż ty
-
Ale nie pijesz jego krwi...jest to zabronione przez księży...Czyli jak w takim kontekście trwasz w Jezusie? widzę że mogę zadawać takie pytania w nieskończoność. Nie wiem co znaczy "trwanie w Jezusie"...Nie wiem jak miały by być tak samo żywe jak 2 tyś lat temu...nie wiem jak jest "żywa obecność Chrystusa w najświętszym sakramencie"...nie wiem co to znaczy...może to jest taka poezja? jak np: ..."wielkość Jezusa w spiżowym katafalku"(cokolwiek mogłoby to znaczyć )Jezus+wielkość+jakieś efektowne frazy ...to jednak nie jest treść
-
przecież ta formułka to wypuszczane powietrze z płuc, które uczymy sie wypuszczać jak jeszcze nie umiemy liczyć do 10.... Co to za dziwna wersja? Czy ta wersja to jest ta którą odmawiasz? Czy nie powinieneś odmawiać, tej z frazą o Maryi dziewicy, a nie Maryi pannie?
-
dla mnie nie są martwe . Są żywe jak żywy jest Chrystus ukryty w Eucharystii Są żywe jak żywy jest Chrystus...on umarł. To jest dogmat. Chrystus umarł na krzyżu za nasze grzechy....co ty w zasadzie rozumiesz przez określenie, że "Są żywe jak żywy jest Chrystus ukryty w Eucharystii"?...czyli jak? Co to znaczy?
-
To że mieli ceremonie rytuały to wiadomo..tylko że one były chyba bardziej "rzeczywiste" duchowo żywe...a nie martwe jak te dzisiaj. Odpowiadały jakiemuś wyobrażeniu świata itd...No na pewno ognie piekielne nie były w centrum ich paranoicznego przeżartego lękiem światopoglądu Kalebx...no chyba mieli wierzyć w Boga a nie koniec świata...z utęsknieniem czekali na koniec świata? To są bzdury
-
Ciekaw jestem czy poganie mieli takie dylematy, jak koniec świata, kara, ognie piekielne itd...Mam wrażenie że nie i mam wrażenie że pogaństwo w swej naturze, prostolinijności w swym charakterze było dużo bardziej pozytywne...Bo jeśli ja mam czekać z utęsknieniem końca świata, chociaż podobno po śmierci i tak idę do nieba to coś tu mi sie nie zgadza...jeśli mam liczyć i sie modlić onie maksymalny przejeb to nie widzę w tej wizji nic fajnego
-
nie pamiętam kto to był...ewakułował się z wątku...nie wiem czy pisał na serio, ale pisał że dzieciaka trzeba bić bo dzieci są złe...trzeba je napierd...ać bo na to zasługują ze swej natury...no to jest dla mnie dziwne. No chyba że to dziwny żart, albo prowokacja...ale jednak dla mnie to dobrze obrazuje co tak na prawde za tym sie kryje, a czesto kryje sie właśnie takie podejście
-
A czemu Polska miałby być "łagodniej" traktowana...czyli wszyscy będą zle traktowani, karani(?) ale masz nadzieje, że PL zasłuży sobie na trochę lepszy los?...przed samym przyjściem pana...czyli to przyjście generalnie nie ma w sobie za wiele dobrego...No skoro pozostało tylko mieć nadzieje na łagodne traktowanie na pare h przed...Żadni pierwsi chrześcijanie nie czekali z utęsknieniem końca...
-
No wyrafinowane kary cielesne nie...nie mówię że ktoś pisał"Jak będę rodzicem to jak mnie z roboty wywalą, to będę przywiązywał dzieciaka do łóżka i przypalał papierosami"...Chodzi o to, że jednak coś sie wybrało jako główna opcja...A za tą opcją dla mnie kryje sie pewien model relacji, pewien model zachowania i pewien model traktowania...No jest napisane "niekiedy trzeba sięgnąć po pasek czy kabel" dla mnie to jest skrajne i drastyczne...No tu chodzi o to żeby sprawiać ból. Nie starcza już dać klapsa, tylko chce sie i uważa sie, że sie powinno dzieciaka bić kablem, żeby ból fizyczny był większy...No tak to wygląda. To nie jest wyrafinowane, ale to jest podjęcie decyzji, że trzeba sprawiać ból w bardzo dotkliwy sposób...już "zwykły" klaps to za mało...No dla mnie to jest drastyczne i szokujące. Przecież jak dorosły przypieprzy dzieciakowi to boli...no ale dla niektórych to za mało. Musi bolec jeszcze bardziej
-
Ja bym nie demonizował tych klapsów...zdarza się, choć rzeczywiście nie jest to nic dobrego...co innego bicie i kary cielesne. Na początku chciałem sobie zrobić żart w tym wątku i napisać tylko :wpierdol, wpierdol, wpierdol... zrezygnowałem po przeżytym szoku, że nie którzy autentycznie uważają że należy stosować kary cielesne i to te drastyczne... Moga wybrać różne opcje, ale tą uznali za najważniejszą. Bicie na zimno i wymierzanie kar cielesnych jest bardzo dewastujące dla psychiki dziecka...co innego klaps na gorąco....To tak jak z ta kobietą co zabiła dzieciaka za sznurowadło. Ona stosowała bicie żeby z dzieciaka dziecko "wytłuc"...Nie chodziło o konkretne sytuacje, tylko o ogólną wizję relacji międzyludzkich i tresurę...Bicie to jest tresura...To jest dla mnie przerażające biorąc pod uwagę na jakim forum jesteśmy
-
każdy ciągnie w swoją stronę...normalka
-
Poznawcza w jakim sensie? Że ma niewielką wartość historyczną?
-
No ja muszę przyznać że nie będę w stanie sie specjalnie odnieść do twoich słów... Nie wiem co oznacza że ma "nadejść z Bożą Chwałą i Mocą"...No ja jak na razie żyje tutaj i tutaj sie rozglądam i jakoś nie mam żadnych wizji na temat nowego świata...oczywiście mogę sobie dywagować w jakim kierunku świat podąży, w jakim powinien sie rozwinąć...ale jakichś konkretnych wizji nie mam...W zasadzie to uważam że świat zasadniczo nigdy sie nie zmieni...nie przyjdą anioły, diabły itd...Kiedyś sie skończy...no ale to będzie troche trwało i naukowcy to badają Czy Bóg jest zazdrosny o serce człowieka, pomstliwy itd...to znowu dla mnie są suche intelektualizacje. Ja mogę sobie wymyślić, że bóg to pomidor z rąbkiem baletnicy siedzący na świniaku...albo że ma brodę i jest srogi, albo że ma zbroje itd...ale tego nie robię. Niczego nie wymyślałem, niczego ponad to co mi sie przydarzyło nie dodaję, bo to jest bez wartości...Jeśli ktoś mi mówi, że Bóg jest zazdrosny to ja zakładam, że on coś chce mi powiedzieć, ale zupełnie go nie rozumiem, ponieważ nigdy z żadną zazdrością sie nie spotkałem...nie wiem zupełnie o czym jest mowa i takie ew. czysto intelektualne dywagacje pozostawiam za sobą...myślę jednak że ty jesteś w takiej samej sytuacji i nigdy żadnej zazdrości nie doświadczyłeś No różnimy się ale nie tylko wizją...wydaje ci sie że inni o nim mówili w takiej formie jaką kultywujesz...Jednak ciała nigdy nie widziałeś, głosu nigdy nie słyszałeś...rozumiem że masz taką wizję...ja jednak wizji konkretnej nie mam. Nie potrafię powiedzieć że Bóg o jakim mówisz nie istnieje...tak samo ty nie możesz że istnieje. Ja jednak mogę powiedzieć że istnienie twojego Boga jest bez sensu...ponieważ jego ciało idąc za logiką która przedstawiałem musiałoby zostać stworzone z tej drugiej rzeczywistości...jeśli jest ciało, to musi być w przestrzeni, w odniesieniu w tym świecie...to chyba logiczne...ciało jako materia inaczej istnieć nie może... Dodam jeszcze że to KK, zlikwidował 2 przykazanie które było Boskie:)...chociaż najwyrażniej nie bardzo. Zauważ że mamy "nie pożądaj żony blizniego swego"...."ani żadnej rzeczy która jego jest". To jest jedno zdanie w sensie logicznym, ale także kiedyś było jednym w sensie formalnym..teraz rozdzielone na 2. To kiedyś było jedno przykazanie....Przykazanie któr zostało zlikwidowane to przykazanie mówiące, że nie wolno tworzyć podobizny Boga...KK po prostu w sensie teologicznym nie dorósł do wizji ludzi, na których autorytet sie bezczelnie powołuje..."królestwo moje nie jest z tego świata"
-
Dodam jeszcze coś o tym bogu "standardowym" o którego to wszyscy sie kłócą, a którego nie ma... Wydaje mi sie że jestem kompetentny ze względu na epizody myśli paranoidalnych i zachowaną świadomość podczas ich trwania. Moje problemy tłumaczyłem sobie karą boską.Ze jak będę dla kogoś zły to będę karany tymi reakcjami lęku, wstydu...Nie tylko zachowałem świadomość podczas tego procesu, ale jednocześnie zupełnie przewartościowałem światopogląd. Nawet w momencie kiedy już w boga osobę nie wierzyłem, to nadal myślałem o karze. Trochę tak jakby myślała moja psychika, nie ja. Myślała tak chociaż wiedziałem że to nie może być prawda. To jest możliwe, ponieważ realność boga osoby jest w zasadzie realnością czysto psychiczną, mentalną i w swej naturze nie jest oparta o jakiekolwiek doświadczenie ...To jest twór w sensie konstrukcji psychicznej realny. Ale w sensie bytu fizycznego oczywiście nie... Człowiek jak sie rodzi to zaczyna doświadczać świata. Rozwija sie wzrok, słuch, intelekt...i równolegle osobowość, świadomość która jest skorelowana właśnie ze zmysłami. Człowiek doświadcza też dobra, zła w sensie ogólnym i osobiście emocjonalnym. Bóg jako osoba powstaje na obraz świata zewnętrznego jaki oświadczamy, na początku naszego życia tylko w wymiarze emocjonalnym, potem także zmysłowym...bóg osoba wszystko: widzi, wie, słyszy...jest po prostu tym wszystkim z czego świat sie dla nas składa... ale jego obraz jest odbiciem naszego indywidualnego doświadczenia. Ja po prostu tak byłem wychowywany i w takiej atmosferze...Gwarantuję wam, że za bogiem osobą jest coś jeszcze...to jest nasza psychika, nasz świat. Ten obraz został nam wdrukowany przez nasze otoczenie, w bardzo szerokim kontekście. Wspólnota katolicka to jest wspólnota, która wierzy w nieskończenie wielu bogów osobistych, pod postacią uniwersalnego symbolu. Tą konstrukcję żeby sie rozwijać, należy w sobie zniszczyć, spacyfikować. Ona ani nie odzwierciedla żadnego poznania świata, ani niczemu nie służy...To jest cześć która jest jak sufit dla naszego ego...Ja go miałem zbyt nisko więc niejako moja osobowość znalazła sie z konieczności w niewygodnej sytuacji, ale dzięki temu zmądrzałem i dowiedziałem sie ciekawych rzeczy. Rzeczywistość jest inna niż sie nam wydaje. To jest fakt. Świat można postrzegać przez zmysły ekstrawertyczne takie jak:wzrok, węch, słuch i wszystko porządkować przy użyciu inteligencji, umysłu analitycznego. Taki właśnie jest bóg osobowy+doskonałość tzn: jest doskonale inteligentny, wszystko widzi, wszystko słyszy, wszystko wie....Jednak jest też inna możliwość poznania świata. Introwertyczna, kiedy to odczuwa sie jedność ze wszystkim. Pomimo że polega to na zapadnięciu sie w siebie, to ma sie nieodparte wrażenie, że poznaje sie świat zewnętrzny dużo lepiej, dużo głębiej niż przy użyciu standardowych zmysłów...Jest zupełnie inna rzeczywistość, niż ta którą możemy zobaczyć, usłyszeć. I ta standardowa wypływa z tej drugiej tajemniczej. Więc bóg osoba jako wszystko wiedzący, wszystko słyszący nie może być bogiem.Jego istnienie jako władcy tej rzeczywistości nie ma sensu, w kontekście jej zupełnie innej natury. To jest logiczne i to mi sie stało. Zacząłem odczuwać istnienie owej innej rzeczywistości i bóg osoba przestał mieć sens...ja tego nie wymyśliłem. To sie stało samo bez mojego wolicjonalnego, świadomego udziału. Ja jedynie nie zwariowałem, a wręcz przeciwnie...wariatem to bym na bank został gdybym zachował starą wizję boga osoby. Nie dość że nie ma ona nic wspólnego z rzeczywistością i prawdziwym, realnym, żywym Bogiem to jest ona groteską w momencie kiedy świadomość zaczyna sie otwierać na ową nową rzeczywistość....wcale nie jest potężna, jest wręcz żałosna i śmieszna,...choć nie tak dawno byliśmy w stanie jej przypisywać potęgę. To jest ważne jaki obraz Boga w sobie nosimy i na czym sie opieramy. Opierając sie na rzeczywistości nasze serca zostaną wypełnione po brzegi miłością...tak samo jak nasza ręka zostanie złamana kiedy udezymy ją kijem...to jest fakt i tak świat wygląda. W momencie kiedy zachowamy struktury naszej osobowości nietknięte możemy mieć jak Kalebx...zobaczcie co on pisze. On pisze że Bóg zniszczy cały świat i nawet sie z tego cieszy...wzywa Jezusa. Nie ma wątpliwości że jego wizja boga nie jest wizją Boga miłościwego...Chociaż jak zechce odpisać, to na pewno dowiecie sie czegoś innego i jego zdanie będzie inne...i zupełnie nie przystające do tego co w sercu w rzeczywistości nosi.
-
Bóg istnieje. Bóg jest stwórcą świata. Bóg jest miłością. Bóg jest Bogiem ojcem... Napiszę jak to sobie ułożyłem Jechałem samochodem wracając z uczelni i na wysokości jednego z przystanków tramwajowych zatrzymując sie na światłach ogarnęło mnie wszechogarniające uczucie miłości...na tyle silne że zacząłem płakać...oczywiście od razu sie ogarnąłem, bo nie miałem zamiaru robić z siebie idioty. Nie chciałem też mimo wszystko tracić kontroli. To uczucie było jakby doskonale ogarniające i jakby zupełnie mnie po brzegi wypełniało... Od razu umysł świadomy zaczyna katalogować, systematyzować, określać. Nie wiem czemu ale od razu, spontanicznie pojawiło sie określenie, które wydawało sie świetnie oddawać charakter tego uczucia..chociaż nie wiedziałem w zasadzie czemu. Określił bym to uczucie jako doskonałą ojcowską miłość...Nie rozumiałem czemu niby akurat tego określenia użyłem i uznałem że to czego doświadczam to coś jak ze snem. w snach snią nam się jakieś stany, emocje...ale są tylko odbiciem życia codziennego. Po przebudzeniu człowiek szuka określeń które najlepiej sie nadają na określenie uczucia które nam sie przyśniło...jednak samo uczucie jest tylko refleksem i odbiciem czegoś przeżytego na jawie. Myślałem że może to uczucie ma taki sam charakter, jakiejś neuronalnej czkawki, czy formy pamięci emocjonalnej...że może kiedyś odczuwałem jakąś miłość ojcowską i dla tego tak teraz to określam Uznałem jednak, że nie. Po pierwsze, to uczucie którego doświadczyłem chociaż tak jakby szczelnie mnie otulało, to pochodziło z wnętrza...płynęło z wewnątrz i dla tego ma taką siłę. Chodzi o to, że : mama nas kocha, tata, siostra, żona, mąż itd...Ludzie mogą nas kochać, a my możemy sie czuć rzeczywiście przez nich kochani. Nawet samych siebie możemy kochać, akceptować...Jednak nie do końca. Zawsze będzie w nas część, głupia, brzydka, zawstydzona, przestraszona...której sie boimy pokazać, którą chcemy zepchnąć i o niej zapomnieć.Nie chcemy jej nikomu pokazywać i nie chcemy sobie zdawac z niej sprawy...siłą rzeczy jest zepchnięta poza nawias naszej świadomości i poza światło słoneczne codziennej egzystencji....To uczucie ponieważ szło z samego jądra mnie przechodziło poprzez najgłębsze zakamarki mojej duszy i niejako rozświetlało ją od środka...Dla tego to uczucie nazywam doskonałą miłością. Tak jakbym zupełnie szczelnie, calutki poczuł to uczucie. Jakbym był cały, wraz z tą odrzucaną cierpiącą cześcią, z której świadomie w zasadzie nie zdaje sobie sprawy...Człowiek nie jest w stanie innego człowieka takim uczuciem obdarzyć, człowiek nie jest w stanie sie tak przy kimkolwiek czuć...Właśnie ze względu na naszą konstrukcję psychiczną Uczucie to, nie jest jednak uczuciem którym "obdarzany" byłem ja jako osoba...nie było jednostkowym aktem czegokolwiek, ani kogokolwiek. Chodzi o to, że jednocześnie z tym uczuciem miłości, doświadcza sie i przezywa absolutną jedność ze wszystkim. Po prostu czuje sie, żę świat nie tylko jest jednością, ale też działa w myśl jakiejś pierwotnej uniwersalnej pra-zasady. Owa miłość niejako pochodziła z jądra mojej postaci, z mojej duszy. Moja dusza to część Boga...Dusza wobec mnie(ciała) jest tym czym Bóg wobec świata. Nie tylko jest nieśmiertelna i pierwotna, ale też jest niejako sednem egzystencji...Ta miłość którą odczuwałem jest to pierwotna zasada, pierwotna siła sprawcza wszelkiego ruchu, wszelkiej egzystencji...Wszystko co sie pojawia/istnieje jest w swej istocie i swym jądrze niejako "powoływane" do istnienia o obdarzane ową siłą...którą ja i my jako ludzie odczuwamy właśnie jako miłość. Miłość w zetknięciu z którą nasze serce wypełnia sie nią po brzegi....A.Hitler, kamień, świnia..wszystko jest takie samo. Wszystko to pochodzi z DRUGIEJ rzeczywistości...Owa standardowa w której żyjemy jest wtórna, do tej drugiej niezmysłowej...Świat został stworzony przez Boga, którego w żaden sposób nie da sie określić, poznać...Cała przestrzeń materia i ten świat fizyczny ma swoje początki właśnie w owej duchowej rzeczywistości...która swą objętością i "wielkością" przestrzenną miażdży rzeczywistość standardową, fizyczną...Bóg stworzył świat, Bóg jest miłością...Bóg jako ta rzeczywistość istnieje. Istnieje bardziej niz wszystko inne, co można doświadczać...co można zobaczyć, usłyszeć, dotknąć, pomyśleć...po prostu tego typu doświadczenia są wtórne, są niejako na obrzeżach w stosunku do doświadczenia owej wewnętrznej jedności i do doświadczenia owej przestrzeni duchowej.
-
Poza tym...ludzie w starożytności mogli podchodzić do tych tak zwanych pogańskich Bogów inaczej...Ich istnienie mogło nie byc takie ważne:). Chodzi o to że np: Zeus to Bóg burzy, piorunów(???)...Ludzie przecież z burzami mieli bezpośredni kontakt, to była otaczająca ich rzeczywistość. To samo słońce itd... I raczej był dla nich ważny jakiś duchowy stosunek do tej rzeczywistości, a nie przede wszystkim do "boskich" bytów. Boską naturę miało słońce, noc, śmierć, ogień itd.... My na Boga jako postać patrzymy inaczej. Za nim nie ma żadnej rzeczywistości, niby jest przedstawicielem wszystkiego...ale w zasadzie nie wiadomo co to znaczy. Powiedział bym że jest bytem bardziej abstrakcyjnym, bardziej intelektualnym...i przez to bardziej koncentrujemy się na pytaniu: czy jest czy go nie ma...Może starożytni zupełnie inaczej myśleli, a ci Bogowie to było dla nich zupełnie cos innego -- 12 gru 2013, 11:50 -- "Wszystko wskazuje na to, że człowiek niegdyś miał doświadczenie Boga. W wierze w Boga nigdy nie chodziło o „wiarę” w jego istnienie, lecz o ufność w jego obecność, która była doświadczana i uważana za fakt oczywisty. Natomiast wydaje się, że w naszych czasach o wiele więcej ludzi nie doświadcza ani obecności Boga, ani obecności jego braku, lecz jedynie brak jego obecności. Źródło jeszcze nie wyschło, ogień jeszcze płonie, rzeka jeszcze płynie, a światło jeszcze nie zgasło." To fragment z R.D.Lainga jednego z najbardziej znanych psychiatrów...http://www.eduteka.pl/doc/roland-david-laing-doswiadczenie-transcendentalne Z tego co można przeczytać, nie ma najlepszego zdania na temat dzisiejszego "racjonalnego" społeczeństwa bez Boga...W zasadzie to pisze, że już lepszy jest obłęd niż to racjonalne, dostosowane do zmysłowej zewn. rzeczywistości "zdrowie psychiczne" bo chyba tylko tak można to napisać -- 12 gru 2013, 12:00 -- Nie wiem czy Hubbard rzeczywiście wierzył w to co wymyślił. Ale jeśli obecnie pojawia się jakiś prorok, to każdy traktuje go jako szaleńca. Każdy się dziwi, jak można wierzyć w takie baśnie jakie on wymyśla. No, ale to co głosili starożytni prorocy wcale nie było mniej baśniowe... I mało ktos kwestionuje to co głosili... Czyli co konkretnie?...bo nie wiemo czym mówisz. Nie rozumiem też zarzutu...co oznacza ta baśniowość? Że ktoś mówi o istnieniu Boga? http://www.eduteka.pl/doc/roland-david-laing-doswiadczenie-transcendentalne wkleję jeszcze raz Lainga. Psychiatra postuluje raczej obłęd, niż "zdrowie psychiczne" na tą pozornie racjonalną modłę...to trochę dziwne. Naoglądał sie wariatów, ale wniosków nie wyciągnął?
-
To są rzeczy nie do ogarnięcia. Myślę, że my dzisiaj mamy wręcz zerową możliwość rozumienia świata i ludzi żyjących w starożytności. A czy pojawiali sie? Pewnie tak...w końcu ludzie są różni. Cvijet. Co do proroków:). To skąd wiesz że sie nie różnią? Chodzi ci może o Hubbarda? Tych innych hinduskich guru?
-
a co wtedy robi mniejszość populacji, nie bijąca mu pokłonów?
-
Trochę tak jest, że wspólnoty wyznaniowe często wyznają nieskończenie wielu Bogów pod postacią jednego w miarę uniwersalnego symbolu...Będąc w tym punkcie jest sie moim zdaniem skazanym na wieczną niepewność...bo przecież Boga nie zobaczysz, nie usłyszysz a jego istnienie opierać sie będzie na intelektualnym abstrakcyjnym procesie, który siłą rzeczy nie ma w sobie wiele z Boskości
-
A dla czego dla chorych psychicznie przezywanie wiary jest trudne? W szpitalach psychiatrycznych podobno sami fundamentaliści:) więc jakos sobie jednak radzą