Tak, chyba tak wypada zacząć. Z jednej strony nie chce pisać zbyt wiele o sobie, nie chce się sobą 'dzielić', chociaż może lepiej byłoby tu powiedzieć że nie umiem tego robić. Wole stać z boku, uśmiechać się, tłamsić wszystko a w środku zatracać się, tracąc ochotę na cokolwiek, zadając milion pytań, mając oczekiwania tak nierealne a zarazem banalne...
Moje problemy wydają się być tak idiotyczne i wręcz stworzone tylko w mojej głowie. Gorzej jak czasem coś wymyka się spod kontroli i zaczyna być prawdziwym życiem.
Przez dwa lata się leczyłam. Najpierw lekko na nerwicę, lekarka stwierdziła nerwicę konwulsyjną (histeryczną), aczkolwiek nie byłabym do końca pewna jej osądowi bo praktycznie w ogóle ze mną nie porozmawiała przed postawieniem diagnozy. W każdym razie wtedy po prostu miałam duże problemy ze stresem. Zaczynałam się hiperwentylować, często w sytuacjach zupełnie banalnych, ale to było poza mną. Z tym miałam stale problem, leki troszkę złagodziły objawy, ale potem, rok temu przeszłam coś co było dla mnie bardzo traumatyczne, zmieniłam lekarza, wpadłam w duże problemy żywieniowe i ogólnie byłam wrakiem. Przestałam chodzić na studia, rozmawiać z ludźmi, przestałam żyć. Nie chciałam żyć. Troszkę się z tego wygrzebałam, lekarz i za pewne leki mi pomogły, chodziłam do terapeuty i wszystko wydawało mi się, że jest już dobrze. Że dałam radę. Poszłam na nowe studia, zaczęłam od nowa ale demony przeszłości powróciły. I w zasadzie wszyscy uważają, że jest dobrze, kreuje się na osobę z którą jest naprawdę dobrze, ale czasami wieczorami, leże i mam ochotę płakać, ale nawet nie umiem. Jakbym wypłakała już wszystkie łzy. Taka jestem jak z kamienia. Jakbym zupełnie przestała czuć. Przynajmniej tego co dobre. Bo czasami czuje strach, czasami jestem smutna ale w zasadzie, siedzę sama ze sobą, nie chcą się odezwać do nikogo żeby mu przypadkiem nie zepsuć dnia moimi bzdurami... A z lekarzem 'straciłam kontakt' w czerwcu, przestałam mu ufać, wtedy też przestałam brać leki, teraz tylko coś doraźnie jak mam jakiś atak duszności;
Czego od Was oczekuje? Chyba tylko świadomości, że jesteście, że może będę miała się do kogo odezwać.