U mnie nadal bez zmian, czyli wielki dół. Lekarz cały czas nakłania mnie na szpital. Leki cały czas te same. Sny mnie wykańczają, rodzina mnie wykańcza, dom mnie wykańcza, świat mnie wykańcza... sama się wykańczam.
W czym problem?
Dziękuję za zainteresowanie. Nie będę zaśmiecała tego wątku. Tu troszkę opisałam swoje problemy: pragnienie-mierci-odwaga-czy-tchorzostwo-t26392-14.html
Zawiodła mnie pewna osoba z rodziny. Znowu okazała się fałszywa, a ja tyle razy jej wierzyłam. To tak bardzo boli...
Jest takie przysłowie: "Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach." Zgadzacie się z tym?
Doskonale Cię rozumiem.
Mój brat też sobie z tym jakoś poradził, jeśli w ogóle można to tak nazwać... po prostu nie utrzymuje kontaktu z rodzicami.
Ja kiedyś stawiałam się rodzicom, ale teraz już nie mam siły. Wiem, że mają rację mówiąc mi te wszystkie przykre rzeczy.