Skocz do zawartości
Nerwica.com

sredniowieczna_panna

Użytkownik
  • Postów

    75
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez sredniowieczna_panna

  1. mnie najbardziej stresowało to miejsce. Wszyscy siedza i sie trzesa ze strachu. Zdawałam 7 razy i zdałam wtedy, kiedy wywołano mnie do samochodu jako pierwszą-nie zdążyłam sie poważnie zestresować, bo już byłam w samochodzie. Wczesniej zawsze czekałam minimum godzine, zazwyczaj 2-3 i to było jak za kare. Chciałam zdać i mieć z głowy. Nie po to, aby jeździć, ale aby już nigdy więcej nie przeżywac tego przerażającego stresu. Przepraszam, jeśli to zabrzmi niesmacznie, ale czekanie na te egzaminy polegało na tym, że latałam do toalety nawet wtedy, kiedy miałam już zupełnie pusty przewód pokarmowy i nie miałam czego w tym wc zostawiać. Ale i tak mi wykręcało wszystkie kiszki. A raz mi zdrętwiał język O_o' Okropność... No i stresuje mnie osoba, która siedzi obok mnie. Mam problem ze "sprzedaniem" swoich umiejętności. I wydaje mi sie, ze to jeden z powodów, dla których nie mogłam zdać tyle razy-bo ktos mi się patrzył na rece, a ja bardzo, bardzo źle przyjmuje krytyke, bo mam niziutką samoocenę, a dodatkowo mam ciągoty do perfekcjonizmu (jak coś mi nie wychodzi, to mnie to dołuje, a jak mi tkos jeszcze wytknie, to się zniechecam). Po zdaniu prawka nie chciałam jeździc, bo mnie zniechecily egzaminy itp, czulam sie beznadziejna. Moglam jezdzic tylko z domownikiem mającym prawo jazdy, a oni mnie traktowali, jakbym rzeczywiscie nie umiala, bo skoro parzyli mi na rece, to jezdzilam gorzej, niz umiem, bo sie stresowalam ich opinią. A wczoraj pogoda była tragiczna (śnieg z deszczem), a ja jechałam ok. 10 km sama, w tym 5 km drogą krętą, gdzie jedzie sie 70km/h oraz troche pod górke i poradziłam sobie bardzo dobrze, bo nikt sie nie gapił, ja byłam wyluzowana i zdana jedynie na siebie, przez co moja samoocena wzrosła... O_o' ciekawe. Ale to juz chyba nie temat do nerwicowego subforum? A co do NN i prawka... to cóż, zależy jak się ma to zaawansowane. Ja mam słabo, tzn czasem sie pojawia, ale ostatnio rzadko(rok temu za to miałam napady). Nie jestem co prawda znawcą, ale np. wczoraj jechałam samochodem i mimo, że miałam zielone, to na przejscie zaczeli wchodzić jacyś ludzie. A ja sie zestresowałam troche i chcialam przyhamowac, ale jako że miałam jechac, bo zielone, to zamiast hamulca, burknęłam pedałem gazu... I teraz mi sie to co chwile przypomina na zasadzie "co by było, gdyby ci ludzie zaczeli przechodzić wcześniej. Przeciez bym w kogos wjechala." I sie tym przejmuje, mimo, że NIC SIE NIE STAŁO, ale sie przejmuje, że gdyby to i to sie stało, to bym kogoś puknęła ;( A nie jestem wariatem drogowym, jezdze zgodnie z przepisami itp.
  2. nie cierpię siebie:( za dużo we mnie zmartwien i poczucia winy za rzeczy, których nie zawiniłam:( nie lubię swojego braku samooceny ale czasem, czasem siebie lubie. Czasem ładnie wyglądam albo prowadze dyskusje na zajęciach. Wtedy sie z siebie ciesze. Ale to takie rzadkie sytuacje. ratunku
  3. napisałam troszke tu: http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=134409#134409 wydaje mi sie, ze to, co tam napisalam (moj dzisiejszy wniosek) to wazne odkrycie dla mnie. Ciekawe tylko, czy na samym odkryciu sie skonczy. PEwnie tak, bo kto mi udowodni,z e sie nie usprawiedliwiam? ;(
  4. Mam nadzieję, ze zrozumiecie, dlaczego tu piszę, mimo, że raczej nie mam depresji, jesli juz, to stany depresyjne, ale są dni - dosc czeste - kiedy czuję się nikim czuję się bezwartościowa mimo, ze mam kogos, kto mnie kocha i chce ze mna byc i mam innych ludzi, ktorzy mnie lubia napisałam o tym troche tu: http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=134409#134409 Jak sobie radzicie z takim poczuciem braku wlasnej wartosci. Nawet nie niskiej samooceny, a czuciem sie bezwartosciowym?
  5. cały czas martwie sie na zapas roznymi rzeczami;P przyziemnymi jak i calkiem hmm z innej beczki;P strasznie mnie to meczy:(
  6. tzn powiedzial Ci, ze obawianie sie fantazjowania to natrectwo, czy fantazjowanie samo w sobie? wg mnie to moje trudno nawet nazwac fantazja seksualna, jak dla mnie to po prostu mysl o tym, ze juz po slubie bedziemy mogli wspolzyc i ze fajnie bedzie i tyle (wydaje mi sie, ze kazdy w takiej sytuacji tak ma, zdrowy czy chory)-trudno, abym zaczela sobie wymazywac z glowy mysl o tym, ze moj facet mi sie podoba i jest pociagajacy, no sorry!!!... czesciej takie mysli sa mimowolne, jakby po prostu kwestia hormonow (teraz dodatkowo biore tabletki hormonalne i jestem w rozlace z chlopakiem, tesknie i marze sobie o tym, zeby juz byc razem na zawsze-we wszystkich aspektach zwiakzu, seks to jedynie elemnt przeciez i to wcale nie najwazniejszy, wg mnie to wplywa). A nawet jesli sa bardziej konkretne, to ich nie kontynuuje celowo, bo nie chce byc 'zlym czlowiekiem', al e itez p prostu nie czuje takiej potrzeby-wiem, ze wszystko w swoim czasie. Gadalam z chlopakiem (uwaza, ze to nic zlego i ze to znowu mysli mi na zlosc robia) i myslalam duzo o tym sama, doszlam do wniosku,z w to tak samo, jak z bliskoscia i z natrectwem, ktore bylo z nia zwiazane (tzn ze nasza bliskosc jest zla, mimo, ze nie wspolzyjemy przed slubem-na szczescie ksiadz i teolog mnie wyprowadzili z bledu) . Czyli musze po prostu zaczac to ignorowac. I troche mi lepiej juz, niz rano, wtedy bylam podlamana, tzn jakas taka smutna...
  7. Wydaje mi sie, ze to jest po prostu tak samo, jak z bliskoscia - na wiecej mozesz sobie pozwolic z osoba, ktora szczerze kochasz i z ktora chcesz wziac slub, niz z osoba, z ktora jestes bez planowania przyszlosci, na chwile, dla zabawy. O tym rozmawialam z dwoma "fachowcami" i oboje potwierdzali ta roznice:) Na tej bazie wnioskuje, ze fantazjowanie na temat kogos, z kim sie nie jest (np. rozbieranie w myslach osoby, z ktora sie nie jest;P) albo z kim sie jest jedynie ot tak to jest zzupelnie cos innego, niz przelatujaca raz na jakis czas przez glowe mysl o tym, jak to po slubie fajnie bedzie;P i sorry, ale trudno mi zaliczyc taka ulotna mysl zrodzona z milosci do drugiej osoby jako cos brudnego;P trudno, aby brac z kims slub nie myslac o tym, ze jednym z elementow zycia malzenskiego jest seks;P no ale co z tego, natreta, ze byc moze sie usprawiedliwia teraz, i tak mam;P natrectwo z bliskoscia dzialalo identycznie, to powinien byc sygnal dla mnie...;P probowalam znalezc cos na ten temat w katechizmie, ale w sumie zadne konkrety - tyle, co "nie pozadaj zony blizniego swego", a ja o nikim "czyims" przeciez nie mysle;P tylko o kims, z kim moze bym juz miala slub, gdyby nie rozne przeciwnosci losowe, glownie materialne;P moja mama kieds zartowala, ze mam obraczke w sercu- ale cos w tym jest;P ale i tak chyba sie jeszcze kogos spytam, jak zwykle kiedy mam takie jazdy=_='
  8. tylko, ze niestety czesto Kosciol pokazuje Boga jako Osobe, ktorej trzeba sie bac, ktora nas ukaze:( Wydaje mi sie, ze to moze byc przyczyna mojego leku przed tym, ze pojde do piekła:( Bardzo sie zdziwilam, kiedy kiedys kolezanka pokazala mi taki madry tekst o milosci Boga, o tym, ze kazdy jest niepowtarzalny i ma do wypelnienia misje przez Boga dana itp i mnie to zdziwilo, ze mimo bledow ludzkich tak jest to wszytsko przedstawione, bo bylam zawsze uczona zupelnie inaczej. Tzn bylam uczona roznie, ale zazwyczaj to straszenie karą za kazdy nawet maly grzech do mnie najmocniej docieralo. Pisalam kiedys o tym, ze mialam natrectwa dot bliskosci fizycznej a odniesieniu tego do grzechu. Wyjasnily mi to 2 osoby: ksiadz i teolog, z czego wynika, ze nie postepuje blednie i ze to w takim razie ma podloze neurotyczne. Ale dzis jakos pomyslalam o czyms innym i teraz siedzi mi ten natret w glowie:/ Kojarzycie cos takiego, ze mowi sie, ze tzw" brudne mysli" to grzech, no nie? Na chlopski rozum wydaje mi sie, ze te "brudne mysli" to mysli o seksie bez milosci, o seksie samym w sobie, a nie o elemencie zwiazku dwojga kochajacych sie ludzi. Z tym, ze mowi sie, ze brudne mysli to po prostu mysli o seksie - bez okreslenia, o jakim. Czyli wynika z tego, ze mysl o kochaniu sie z kims, kogo sie kocha najbardziej na swiecie, tez jest zla:/ Zeby nie bylo, nie mowie tu o jakich wymyslnych/ostrych/wyuzdanych/itp fantazjach, a o takim w sumie mimowolnym pragnieniu bycia z ta osoba blisko tak, jak to bedzie po slubie. Wydaje mi sie to niewlasciwe (w sensie, ten natret i to wciskane ludziom przekonanie), no bo co, przed slubem mam udawac, ze mnie moj facet nie kreci, a po slubie wlaczyc sobie przycisk w glowie "mozesz o tym myslec" i sobie 'fantazjowac', a wczesniej sie tlumic kazdy przejaw takiej mysli, bo inaczej pojde do piekla? Cos mi tu nie gra, bo czemu cos, co jest z autentycznej milosci, ma byc "brudne" tylko dlatego, ze z powodow m.in. finansowych nie mozna jeszcze wziac z kims slubu? Ta mysl mi przyszla do glowy chyba jedynie dlatego, ze chce jutro isc do spowiedzi przedswiatecznej. Wczesniej nie wydawalo mi sie niczym zlym, ze przez glowe przemknie mi taka mysl - w sumie chociazby hormony wplywaja na takie rzeczy, bo mam 21lat i to normalne. Az tu nagle ciach! Ale staram sie to ignorowac. Szczegolnie, ze na religii padla kiedys taka kwestia, aby nie spowiadac sie z czegos, czego sie nie zaluje. Ja nie zaluje, tylko mam ntreta jakiegos. Niech spada na drzewo;P
  9. nie wiem, czy bym umiała-nic mi nie przychodzi do głowy;) Nie ze wzgledu na zaslepienie-a przez wzglad na to, ze niektore zachowania, za ktorymi nie przepadam (np. jakies slowo, ktore mnie drazni, takie drobiazgi), nie sa na ttyle silne, aby powiedziec "nie chce z nim byc". teraz jestesmy w rozłące, wymuszonej niestety, i wszystkie moje mysli biegna z jego strone i to tym bardziej mi pokazuje, ze stany zwatpienia, jakie mialam, byly spowodowane nerwami swoja droga to jest dziwne, ze to sie pojawia (i wtedy potrafie przeryczec i posmucic sie dlugi czas) i znika. Ale to dobrze. Lepiej, niz na stałe.
  10. hm wiecie co? to mnie znow dopada:( tzn to jest taki strach, ze sie okaze, ze ja cos popsuje w zwiazku, ze moje uczucia oslabna itp. Zastanawiam sie nad tym i wydaje mi sie, ze przez to zastanawianie sie sama siebie wkrecam, zamiast docenic kazda chwile, jaka mamy razem, bo te chwile sa warte wiecej, niz wszystkie pieniadze swiata;) Zastanawiam sie i wydaje mi sie, ze to wszytsko to efekt tego, jak zderza sie wizja rzeczywistosci z tym, czym karmia nas przekazy kulturowe (filmy, ksiazki itp): ze opowiadaja albo o ludziach, ktorym zwiazek nie wychodzi, albo o ludziach, ktorych wiaze wielka namietnosc:P Wydaje mi sie, ze to mi podswiadomie miesza w glowie i stad te problemy;(
  11. tak sobie mysle o tym moim, to raczej stany depresyjne. Nie bede se wmawiac depresji. Jak dla mnie to te moje nerwowo-depresyjne problemy to taaki misz masz powstaly na bazie zlej samooceny i tyle... (dzis sie lepiej czuje, to tak pisze;P)
  12. No ale Ty nie miales prawa jazdy, wiec miales prawo zrobic blad, a ja juz mam i mimo to robie te bledy:/
  13. wiem, bo co innego ruszać z ręcznego na gorce na placu, a co innego, jak ktoś na ciebie wrzeszczy, trąbi, jestes w stresie i w ogole... ale i tak sie przejmuje, bo to, jak on sie do mnie traktuje, pokazuje tylko,z e na prawde jestem do niczego:( i ze wooolno mnie tak traktowacc:( juz wielu ludzi tak w ogole w zyciu robili, ze traktowali mnie z wyzszoscia i pogarda i to tylko utwierdza mni e w przekonaniu beznadziejnosci;( i nawet to, ze mam kogos, kto we mnie wierzy, nie pomaga:( bo to wyjątek:"( i boje sie bardzo, ze w koncu tym swoim gadaniem strace ta osobe, ze on w koncu bedzie mial dosc;(
  14. pisalam o swojej samoocenie w innych ttematach tego typu:( wczoraj znow mi dala popalic:( ogolnie nigdy w siebie nie wierzylam i byc moze dlatego mialam problem ze zdaniem prawka. Ale w koncu uwierzylam, ze cos umiem i zdalam. wczoraj jechalam 4ty raz w zyciu naszym samochodem, generalnie szlo mi dobrze, do czasu, kiedy mialam problem z ruszeniem z recznego. Ten samochod jest troche inny, niz ten z kursu i jeszcze sie nie oswoilam. Ktos za mna stac i samochod mi sie stoczyl troszke. Tata zaczal krzyczec, ze stukne faceta z tylu. I zablokowalam sie totalnie. Poczulam sie, jakbym siedziala w czarnej dziurze i jakbym wolala siedziec tam wiecznosc, niz sie ruszyc. Ale musialam ruszyc i ze stresu zrobilam to tak paskudnie, ze samochod pisnal jakby umieral. A ja spanikowalam i prawie sie poplakalam. I mimo, ze wg mamy wyolbrzymiłam ta swoja porazke, przyszlam do domu, zamknlema sie w lazience, w wannie i plakalam najciszej, jak sie da, wyrzucajac sobie, ze nic nie potrafie zrobic dobrze, ze udaje mi sie tylko czasami, ze juz nigdy nie wsiade za kolko i ze zaluje, ze robilam ten kurs, te wszystkie nerwy i pieniadze rodzicow;(-zaczelam sie za to obwiniac, ze dalam sie namowic na ten kurs i ze wydali na mnie tyle kasy;(zreszta, od dawna czuje sie za to winna;( Szczerze powiedziawszy, gdyby nie to, ze za 2 tyg musze skorzystac z samochodu, bo bedzie potrzebny do zebrania rzeczy na akcje charytatywna, to bym chyba serio nie dotknela kluczykow juz nigdy...mobilizuje mnie jedynie to, ze chce pomoc tym ludziom i zebrac te rzeczy.... pograza mnie fakt, ze moj brat gardzi tym, jak jezdze, bo on jest bardzo pewny siebie i kompletnie nie rozumie, skad moj stres, nerwy, zalamania, czemu sie krepuje jezdzic przy kims, bo przeciez jak sie w siebie nie wierzy, to trudno sprzedac swoje umiejetnosci;( ale po ptochu ma racje, bo chyba serio sie do tego nie nadaje;(
  15. A ja juz sama nie wiem, co mi jest;( pisalam na tym forum w roznych miejscach, glownie w dziale o NN, bo mialam objawy i czasem jeszcze sie pojawiaja. Ale jednoczesnie od dawna towarzyszy mi beznadziejnie niska samoocena. I jakies takie stany depresyjne. Bylam raz u psych i powiedziala, ze najpewniej bylam dlugo w nieleczonej depresji. Teraz jest lepiej, bo nie mam problemow zyciowych, ktore by mogly ja powodowac(oprocz koszmarnej samooceny i idących za nią ciągłych drobnych porazek, które urastają u mnie do tragedii). A mimo to coraz czesciej mam tak, ze nie mam na nic siły i ochoty:( Tzn nie zawsze, czasem mi sie zdarza miec dobre dni, ale coraz czesciej jednak jest tak, ze chce mi sie plakac z niewiadomego powodu. Ze czuje, ze zaraz cos we mnie wybuchnie. Mam bardzo plastyczną, artystyczna wyobraznie, z reguły myślę obrazami. I w mojej głowie mój stan widzę tak, ze najchętniej skuliłabym się tak, aby byc jak najmniejszą i schowałabym się do czegoś. Do takiej cholernej kropki, o---> . . Albo widzę siebie z głową schowaną w jakimś wiadrze, czy czym, zeby nie widac było tej mojej głowy pełnej powalonych, zdołowanych myśli. I to wiadro przyciskam do glowy. I z tym wzytskim siedzę w kacie. O, tak najleoiej bym umiala narysowac to, jak się czuję Nie wiem, dlaczego. To, co wydaje mi się teraz najbardziej potrzebne, to schowac się pod kołdrę i spać. Olać wszytsko i spać. A nie jestem zmęczona. Chyba, ze zmęczona problemami z samą sobą. To nie lenistwo. Ja po prostu nie mam na nic ochoty. Tylko spać, spać, spać!!!! A nawet położyć się i gapić się pusto w przestrzeń. Nie mogę sobie pozwolić na takie poddanie się, bo musze pracować - pisać rózne prace. A nawet, jeśli tego nie robię, to nie mogę się od tej presji uwolnić. Nie mam na to ochoty, mam trochę na inne rzeczy, ale nie mogę ich robic i w sumie sama nie wiem, co .... Chce mi się płakać strasznie, ale nawet tego nie mogę we wlasnym domu, bo zaraz mi zaczną coś gadać i w ogóle.... Pewnie to nie depresja, tylko jakieś stany załamania nastroju, które mi się co jakiś czas pojawiają, pewnie to wpływ złego układu hormonów czy czegoś, ale ja już nie wiedziałam, gdzie napisać ;( A musiałam to z siebie wyrzucić;( Chociaż nie do końca się udało, właściwie to mało, tylko czuję, jak to we mni e narasta...;( Co mi najlepiej wychodzi, to chyba bić się z samą sobą. I zwymyślać się. Bo do niczego się nie nadaję. O, i bać się, że to, co mam dobre, to się spierniczy...;( SPAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAĆ!!!!! nie myśleć o niczym;(
  16. taaak, i zostaje może na długo w pamięci jak u mnie tez tak mam. Nawet nie musi to byc komentarz, wystaczy, ze wyczuwam brak akceptacji. Dzis mialam taka sytuacje: kolezanka niezbyt pozytywnie odebrala moje plany przyszlosciowe (zwiazane z obecnymi studiami i przyszla praca). Mimo, ze wczesniej rozmawialam o tych planach z inna kolezanka i ona byla mojego zdania, to brak akceptacji tej wymienionej na poczatku sprawil, ze dziwnie sie z tym czuje kilka godzin po rozmowie. Jakbym zawinila, czy cos. A przeciez czy to jest wina, ze podczas studiowania stwierdzilam, ze nie bede pracowac w konkretnie tym zawodzie, do ktorego sie ucze? Ze chce cos pokrewnego, ae nie wlasnie TO?! zadna to moja wina! ale brak akceprtacji dziala na mnie bardzo szybko... wszytsko przez to, ze mam bardzo niskie poczucie wlasnej wartosci. W sumie to chyba ujemne;( buu;( swoje bledy przezywam jako winy. Codziennie szkaluje sie tekstami typu "jestem glupia! jestem beznadziejna! ty idiotko!";( I czesto wdaje sie w jakies dlugie wyjasnienia zachowan, aby pokazac innym, o co mi chodzilo, a czego nie zrozumieli-bo boje sie, ze mysla, ze jestem inna, niz jestem (to w skrocie, to ciezko wyjasnic);( kolezanka, ktora kiedys tez podobne rzeczy przezywala, mowi mi, ze powinnam pracowac codziennie nad podciaganiem tej wartosci... ALE JA NIE WIDZE PODSTAW! a bez podstaw to g**** moge zrobic:////////////// ale wiecie co? zdarzylo sie dzis cos milego:) Ogolnie to uwazam, ze moj mowiony angielski jest beznadziejny, ze poprłniam bledy, mowie brzydko, zacinam sie itp. Musialam dzis wcielic sie w role nauczyciela i poprowadzic krotka czesc zajec. I babka powiedziala cos, co mnie zatkalo:ze moj angielski jest bardzo dobry i ze czuje sie pewnie, uzywając go, i ze pasuje do prowadzenia wykladow-bo do tego cwiczenia, ktore prowadzilam, za duzo gadalam!!!. ZATKAŁO MNIE!!!! zawsze mi sie wydawalo, ze ta nauczycielka patrzy na mnie i zastanawia sie "jakim cudem ona jest w tej grupie, skoro jej angielski jest taki beznadzijny?" az strzelilam buraka
  17. ja mam ostatnio problem z agresją Zanim pomysle, to potrafie na kogos wrzasnąć, bo mnie zdenerwuje jakims drobiazdzkiem, np. zlym tonem glosu, uwaga, ktora mi sie wydaje niemila, zle wyrazona, czy cos. Potem zauwazam, jak blachy to byyl powod, ale za pozno i czuje sie z tym zle:( Nawet, jak mnie inni prowokuja:( I czuje, ze powinnam przeprosic, ale nie zawsze umiem i chce... I wtedy czuje sie obciazona kolejną winą..... ;( Wydaje mi się, ze to efekt tego, ze nie umiem z rodziną rozmawiac:( Ze trzeba wiele przed nimi chowac.... I efekt niskiej samooceny takze.... ehh;( boje sie, ze jak bede miala wlasna rodzine, to tez tak bedzie i ze zrujnuje im zycie:"(((((((
  18. -co w sobie lubisz? (cechy charakteru, dobre skłonności, przydatne i/lub wyjątkowe umiejętności) trudne;P zostawie se na koniec. chyba moja wyobraznia - mimo, że jest świetną pożywką dla moich schiz. I to, ze przełamałam się i nauczyłam udzielać się na zajęciach! przez to moje koleżanki z roku nie wierzą w to, ze jestem nieśmiała! co cenią w Tobie inni? (j.w.) nie mam pojęcia:( przeciez nie mogę wejść do ich głów i sprawdzić... -za co Ty doceniasz ludzi, którzy Cię otaczają, co dobrego spotyka Cię z ich strony i co sam możesz im zaoferować? za chec pomocy, kiedy jest smutno, za próby podtrzymywania mnie na duchu, za to, ze mogę przy nich bez skrępowania mówić o problemach i płakać i nie doświadczę ośmieszenia... sama mogę zaoferowac pomoc, jesli jej potrzebują, chociaz zazwyczaj tak nie jest (tzn rzadko potrzebują pomocy). Szkoda tylko, ze jedna z tych osób mieszka daleko, a druga niedługo wyjezdza:( -co dla Ciebie jest piękne na świecie? moja miłość, chociaż nie bardzo rozumiem, jak to jest, że dostałam coś tak pięknego
  19. mialam tak kilka razy i mimo to wciaz nie poszlam;( mimo, ze do psychiatry akurat moglam, bo mam panstwowego, za darmo, obok domu....
  20. Trudno opisac, jak to dokladnie wyglada, bo piszac tak dlugiego posta, nie potrafie oddac swojej relacji z rodzina i z innymi-za duzo spraw naraz. Łatwiej sie to ze mnie "odczytuje", kiedy akurat ktos mnie zrani i wypisuje sie na blogu albo (najczesciej) na kolezenskim forum. (oba niestety zahasłowane, wiec nie moge zalinkowac). Co wydaje mi sie pewne, to to, ze moje problemy zaczely sie w okresie dojrzewania, kiedy mialam problemy z rowiesnikami, a wzmogły sie, kiedy bylam nieszczesliwie zakochana (pisalam o tym w kilku zalinkowanych postach). I ze problemy z akceptacja siebie rzutuja na wiekszosc moich problemow emocjonalnych. I niestety, problemy emocjonalne rzutuja na zdrowie fizyczne (jelito drazliwe, hiperprolaktynemia czynnosciowa). Z terapia to jest tak, ze bylam raz u psychologa (rok temu, mialam bardzo silne objawy NN, te z pierwszego posta) i umowilam sie, ze bede chodzic do tej pani na terapie, tylko pierw mialam isc do psychioatry po diagnoze, bo pani psych miala szereg przypuszczen (depresja, nerwica, zla samoocena, problemy w komunikacji z innymi ludzmi itd), ale powiedziala, ze bez opinii lekarza nie moze pracowac. No i zbieralam sie do tego, probowalam pojsc do panstwowego psychiatry po ta opinie, ale jak pisalam-dwa razy stchorzylam... nie wiem, czemu (((((( chyba balam sie, ze powie, ze sobie cos ubzduralam i ze wcale nie potrzebuje leczenia... moze to wplyw tego, ze rodzice lekcewaza problem (typu mama czy tata: "po prostu ksiazek sie naczytała"). Prace zaczynam za rok, bo wtedy bede studiowac zaocznie. Teraz studiuje dziennie i w tym roku pisze prace dyplomowa, wiec nie mam kiedy isc do pracy:( Tzn moglabym niby dawac korepetycje, ale sie do tego nie nadaje. JAk wspominalam, moj facet niedlugo wyjezdza, na poczatku grudnia, a ja mam tyle roboty na uczelni, ze nawet ostatnio trudno mi bylo wygospodarowac cchociaz 1 dzien w tyg, aby sie z nim spotkac, a co dopiero gdybym miala isc do pracy:( Mam co prawda dostawac stypendium naukowe za zeszly rok akademicki, ale z tego, co mi wiadomo, ma to byc 80zl/ms, czyli tyle, ile kosztuje 1 wizyta:/ a trudno mi wyciagac jeszcze z kieszonkowego drugie tyle (pani psych proponowala 2 spotkania w ms lub 4, wybralabym te 2), skoro kieszonkowe mam jeszcze na np. ksero, telefon, jedzenie na uczelni itp., szczegolnie, ze rodzicow tak na prawde stac na ta psychoterapie. Skad wiem? Ano stad, ze od listopada zeszlego roku do teraz co jakis czas slysze o tym, czy np. nie chcialabym chodzic na jakies kursy jezykowe albo np. tata chcial kupic działke itp. Oni maja pieniadze, tylko lekcewaza problem, uwazaja, ze 160zl/ms to za duzo;( (dla mnie to duzo, bo to akurat moje wypracowane nauką kieszonkowe na takie rzeczy, jak jedzenie na uczelni, telefon, ubranie, skladki klubu, do ktorego naleze, czasem jakies bilety, ale dla nich to nie jest az taki majatek) (moze mysla, ze terapia to jakies pogaduszki i tyle?) wiec dlaczego mialabym wykladac ze swoich oszczednosci, ktore nie sa jakies niemozliwie duze? To nisprawiedliwe:( ale mam dosc juz wracania do tego tematu, bo wtedy mnie traktuja jak kogos, kto sie po prostu nie wyspał i ma zły humor:( albo jak dziecko ("wyjdz, to nie film dla ciebie!") Nie umiem romzmawiac o swoich problemach w domu, bo wiem, ze zostałyby zle odebrane;( np. niezrozumiane lub zrozumiane opacznie, spłycone... wiadomo, ktos kto nigdy nie przeszedl takich problemow, nie moze zrozumiec...ale czemu nie moze traktowac mnie powaznie?;( chyba po prostu tego nie potrafią((( W jednej rzeczy widze nadzieje-wspominalam o hiperprolaktynemii. Lekarka jeszcze tego 'oficjalnie' nie potwierdzila, ale mam wyniki badan potwierdzajace to. Hiperprl. czynnosciowa to taka choroba, ktora sprawia, ze pod wplywem stresu nastepuje gwaltowny wyrzut prolaktyny do krwi. Przez to ma sie takie 'kobiece' problemy typu nieregularny okres itp, generalnie kobiety z hiperprl maja problem z zajsciem w ciaze. A skoro ja sie stresuje praktycznie codziennie, to moj organizm wariuje z ta prolaktyna i mam nadzieje, ze kiedy pojde do gin, to babka takze zaleci, abym sie wybrala do psych - szczegolnie, ze leki, ktore bierze sie na ta chorobe, maja skutek uboczny w postaci zaburzen emocjonalnych i po nich to dopiero moze byc... To bedzie jakis dowod dla rodzicow, ze to rzeczywiscie jest wazne... Gdybym miala wieksza sile przebicia, to bym umiala pogadac z nimi, ale skutecznie mnie zniechecili do takich rozmow:( Zdecydowana wiekszosc powaznych rozmow konczy sie klotnia. Albo po prostu tych rozmow nie ma, profilaktycznie, zeby sie nie denerwowac.... Niby to jest typowe w tym wieku, ale kiedy widze np. rodzine mojego chlopaka, tam wszyscy maja zupelnie inne podejscie doo siebie, sa bardziej otwarci i weseli, bo u nich panuje partnerski model rodziny... to wydaje mi sie, ze to nie jest typowe tak na prawde, ze to zalezy tylko i wylacznie od ludzi. Pewnie chca dobrze, ale im nie wychodzi. Co do lekarza panstwowego-u nas w przychodni jest jedynie psychiatra, nie ma psychologa. Szukalam, ale znalazlam jedynie platnych. Poza tym...szczxerze omowiac, chetnie bym chodzila do tej pani, u ktorej bylam, bo czulam sie u niej swobodnie, a to wazne dla kogos, kto ma problem w kontaktach z innymi...
  21. Zalinkuje swoje posty w wypowiedziach, to bedzie latwiej. Troche bedzie z tego balagan, przepraszam, ale wydaje mi sie, ze jesli ktos bedzie chcial mi pomoc (czy raczej-bedzie mial czas), to tak bedzie latwiej, niz pisac wszystko od nowa jeszcze raz.. Trafiłam na to forum, majac bardzo męczące objawy NN. Pisalam o tym tu: http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=52403&highlight=#52403 . Pozniej napisalam to: http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=83479&highlight=#83479 , http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=83903&highlight=#83903 , http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=85209&highlight=#85209 (problem stale powracający, mimo tego, ze niejednokrotnie dostalam potwierdzenie od osob kompetentnych (ksiadz, teolog), ze jesli planuje sie z kims slub, to jedyna granica jest wspolzycie, mam manie poszukiwania potwierdzenia i tego,z e byc moze zataje "grzech bliskosci" i pojde do piekła!), http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=83905&highlight=#83905 (to na szczescie uciekło), http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=83520&highlight=#83520 ... Na dodatek mam powazne problemy z akceptacja siebie (http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?p=90182&highlight=#90182 i http://www.forum.nerwica.com/viewtopic.php?t=6920&postdays=0&postorder=asc&start=45 przede wszystkim). Nie wiem tak na prawde, co mi jest. Tak, jak pisalam, trafilam na forum z objawami NN. Mialam isc na psychoterapie, a pierw do psychiatry. Za pierwsza wizyte u psych zaplacila moja mama, po tym, jak ja obudzilam w nocy cala roztrzesiona. Mowila, ze jesli bede chciala, to moge chodzic na psychoterapie, po czym powiedziala, ze to za drogie i ze mam jesc persen i deprim:/ dobre sobie:( Od tamtego czasu zbieralam sie 1000 razy, zeby cos wykombinowac-np chcialam isc do psychiatry za swoje pieniadze i dac mamie wynik diagnozy, zeby miala czarno na bialym. Probowalam isc do psychiatry, ale za pierwszym razem ludzie w poczekalni patrzyli na mnie, jak mi sie zdawalo-wrogo, nieprzyjaznie. Przestraszylam sie i ucieklam Innym razem bylam zdecydowana i poszlam zmoim chlopakiem, wydawalo mi sie,z e to bedzie pewniejsze. I nie potrafilam sie zdecydowac, aby zapukac do gabinetu, stalam i stalam i stalam pod nim w nieskonczonosc....i tylkoo oblewalo mnie naprzemian zimno i goraco i tak w kolko, az w koncu zwialam, z reszta ta sytuacje opisywalam w ostatnim linku. Powiem Wam szczerze-marze o psychoterapii. Ale wiem, ze dopóki nie bede miala wlasnej swobody finansowej (wlasna praca), to nie widze tego:( do moich dziwactw nalezy takze budzenie sie w srodku nocy i przerazliwy lek-nie wiem, przed czym. wiem,z e nie jest to wynik koszmaru, tylko strach przed samym niespaniemw nocy chyba, bo nie wiem, przed czym innym???????? Leże w lozku, serce mi wali, boje sie ruszyc, drazni mnie kontakt ciala z czymkolwiek, zaczynam oddychac gleboko i modlic sie, aby zasnac jak najpredzej.. i myslac o tym, nie moge zasnac i tak w kolko. Ostatnio nie wytrzymalam i poszlam do rodzicow. Mialam nadzieje, ze to moze w koncu jakos wplynie na decyzje dot. placenia za moja psychoterapie. I co uslyszalam?????? Znow to o jedzeniu deprimu i...ze powinnam wyzyc sie, uprawiajac jakis meczacy sport i wtedy bede zbyt zmeczona, aby miec lęki!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! CO TO MA BYC ZA POMOC?!?!?!?!? ;((((((((((((((((((((((( Odechcialo mi sie;( wzielam persen i poszlam spac do siebie;((((((((((((( PRzed nastepna noca panicznie balam sie, ze znow sie obudze... I oczywiscie obudzilam sie, mimo,z e wzielam persen przed spaniem.... Trudno mi powiedziec, co dokladnie mi jest, bo nie mam juz takich objawow Nn, jak mialam miesiac temu. Co mam, to to, o czym pisalam w "Manii na temat Boga"-mimo, ze ksiadz i teolog(niejednokrotnie) tlumaczyli mi, ze jesli planuje slub, to jedyna granica jest seks...to ja i tak potrafie miec nawroty mysli,z e "potrzebuje potwierdzenia" (przeciez juz je dostalam kilka razy!!!), ze byc moze zatajam grzech przy spowiedzi, ze "pojde do piekła"...za co, za milosc????? ;( Poza tym czuję lęki niezwiązane z niczym. Potrafie nic nie robic, np ogladac tv i jesc sniafdanie i czuc lek-nie wiem, przed czym. Sam w sobie. Jakis niepokój. Taki cień.... Jestem nerwowa, płaczliwa, szybko sie denerwuje, usprawiedliwiam sie bezsensownie, zakladam jedynie czarne scenariusze "bo tak bezpieczniej".... Brak akceptacji siebie sprawia, ze trudno mi uwierzyc, ze moge miec jakas wartosc, ze moge byc dla kogos wazna (z wyjatkami-wiem, ze jestem wazna dla mojego chlopaka, chociaz nie mam pojecia, jak to mozliwe). Czuje sie gorsza od innych:( Ostatnio na zajeciach jestem bardzo aktywna i zaczelam sie obawiac, ze ludzie beda mnie brac za kogos, kto sie wyzyzsza i beda obgadywac za plecami... a tego nie chce... i zaczelam sie zastanawiac, czy nie lepiej usunac sie w cien, podczas, gdy dlugo walczylam o to, aby miec ta pewnosc siebie i przemoc sie, zeby zglaszac sie na zajeciach. Odwage mam dopiero od czasu bycia na 2gim roku studiow, czyli od zeszlego roku.... I co? I teraz to jest probleme,m, bo co, jesli inni beda o mnie zle mowic? Martwie sie tym 'zlemowieniem', bo bedac uczennica gimnazjum, przezywalam takie dreczenie i odtad nie potrafie uwierzyc, ze moze byc inaczej:( Ostatnio zestresowalam sie i zmartwilam bardzo tym, ze znajomy okreslil moje gadanie jako "pierdoły", zapewne tylko dlatego, ze było sprzeczne z tym, co mowila jego dziewczyna... Mialam duzy problem ze zdaniem prawa jazdy, bo nie wierzylam w siebie. W koncu zdalam i teraz nie jezdze, bo mam wstret do tego. Szczegolnie, ze musze jezdzic z moim bratem, ktory sobie ze mnie kpi i ktory ogolnie ma taki charakter, jakby mna troche pogardzal;( wstydze sie przy nim jezdzic iz achowuje sie jak debilka:( To jeszcze bardziej mnie zniecheca:(((((( Nie potrafie dogadac sie z rodzicami, sa tacy niedzisiejsi i sztywni, model rodziny - hierarchia, czyli dziecko jest podwladnym, ktory ma mniej do gadania. Kiedy chce sie klocic o swoje zdanie, to slysze sugestie, ze jestem zlym dzieckiem, lub wrecz teksty typu "pamietaj o czwartym przykazaniu!", "tak to sobie możesz do kolezanki mowic!", "i ty chodzisz do spowiedzi/Komunii??????". I to tylko na to, ze mam inne zdanie, niz mama i ze probuje to zdanie przeforsowac. A jesli przypomne mamie, ze cos niemilego powiedziala, to na mnie krzyczy "wiesz, co to znaczy wybaczac???", podczas, gdy sama potrafi sie czpeiac i mi wypominac:( Dochodzi do tego,z e zaczynam miec wyrzuty sumienia, jesli sie na nia zdenerwuje z jej winy:(((((((((((( bo wmowil a mi przypadkiem , czy nie, ze jestem zla:(((( Ona sobie pewnie nie zdaje sprawy z tego.... Ale nie chce z nia o tym rozmawiac, bo uslysze kolejne wyrzuty;( W ogole ostatnio zaczyna mi sie chciec plakac z byle powodu, ot tak po prostu, siedze sobie i mi smutno, coraz smutniej, a w domu nie mam mozliwosci wyplakania sie, bo zaraz ktos sie przyczepi;(((( Ostatnio głównym moim stwierdzeniem jest smutne "wszystko jest bez sensu" Na duchu potraf podniesc mnie jedynie moj facet, a on niedlugo na dlugo wyjezdza:(( I nie wiem, jaks obie sama poradze:((((( Mam wrazenie, ze jestem spieta w sobie, spętana niewidzialnym czyms, jakims lękiem, ktory nie pozwala mi normalnie funkcjonowac. I ze sie tylko pogrążam:( Ze, jak to mowi kolezanka, ktora od roku namawia mnie na terapie, biję się po głowie, zamiast sobie pomoc.;( Ratunku:( Co mi jest tak w ogóle? bo ja juz sama nie wiem;((((((((
  22. no wlasnie ze nie. Irracjonalnie mozna bac sie samej igly jako zrodla tego bolu. Np. ja sie boje wiekszosci psow, mimo, ze zaden mnie nigdy nie ugryzl. Pdodobno we wczesnym dziecinstwie pies wsadził głowe do mojego wozka i stad moze byc ten lęk. Nie wiem. Z kolei kiedy miałam objawy nerwicowe, to bałam sie przedmiotów, które mogą wyrządzić krzywde, nawet, jesli nie wiedzialam, jak dokladnie odczuwa sie ich bol np. mialam natrectwa o wlewaniu sobie wrzatku do ust prostu z czajnika albo o odcinaniu palców-makabra, no nie? Bałam sie wtedy przedmiotow, ktore mogly sprawic taka krzywde, ale wiedzac, ze to natrectwa, staralam sie to olewac. Stad rozumiem, ze mozna bac sie igly samej w sobie.
  23. hm mam tak, jak Gracja i Samotniczka. Bardzo często próbuję tłumaczyć komuś coś, co robię i dobrze wiem, dlaczego. Wynika to z niskiej samooceny, jak z resztą wszystkie moje problemy. Z góry wiem, ze ludzie coś sobie pomyślą na temat tego, co robię, i to "cos" bedzie negatywne, więc wole sama im pokazac, ze zrobilam cos beznadziejnie, ze wyglądam zle, ze cos mi nie wyszlo, zaczyna sie tlumaczyc, dlaczego itp, bo wole, zeby oni widzieli, ze ja wiem o tym, ze tak jest!!! zdaje sobie sprawe z tego, ze to chore!!!! i ze to mi niszczy zycie i jeszcze bardziej oslabia samoocene:( I zdaje sobie sprawe z tego, ze ludzie czesci tych rzeczy nie widza, dopoki im tego nie pokaze!!!!!!!!
  24. moje objawy zniknely:) tzn od jakiegos czasu bylo duzo lzej, ale czasami napadaly mnie schizy... ale i tego dawno nie bylo:) czasami pojawia sie jakas glupia mysl, ale kaze jej spadac i ignoruje ją, zamiast koncentrowac sie na wyrzucneniu jej z glowy, bo wiem, ze jest niczym innym, jak glupią obcą myslą...i jest w tym względzie dobrze:) pozostal problem koszmarnie niskiej samooceny i bezmiaru krytycyzmu wobec siebie oraz nadmiernej wrazliwosci - chociazby to, ze latwo sie wzruszam czy latwo wytrącic mnie z rownowagi, ba, sam a siebie latwo potrafię wytrącic z rownowagi i sie na siebie wsciec. Wczoraj popsulam sobie (i zapewne innym) przez to dzien:( i tego, ze odczuwam czasem rozne niepokoje... niedawno obudziłam sie w ataku paniki i musiałam wziac tabletke uspokajajaca i goraca kąpiel (nie myje sie chyba nawet w zime w tak cieplej wodzie... a w lato to juz szczegolnie... a tu masz..)... hmm
  25. no, ale to akurat jest uznawane przez Kosciol za grzech, wiec wyrzut za to nie jest raczej natrectwem... tzn chodzi mi o to, ze nie kazdy wyrzut mozna uznawac za natrectwo... mialam z tym problem (w sensie, z wyrzutami ogolnie), ze nie wiedzialam, czy cos jest wyrzutem natretnym, czy prawdziwym. opisywalam swoja sytuacje wyzej. W rozwiazaniu jej pomogla mi bardzo szczera spowiedz. Ksiadz jasno i wyraznie powiedzial, ze jedynie wspolzycie jest grzechem, inne bliskie kontakty z osoba, ktora kocham-nie. Od tej pory jest mi duzo latwiej:) Ciesze sie, ze moge sie cieszyc bliskoscia osoby, ktora kocham:)
×