
Korat
Użytkownik-
Postów
986 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Korat
-
To może ze mną pójdziesz. Mam nowy wyjściowy dres, akurat się go wypróbuje
-
Po straszliwym kryzysie nadszedł stan stacjonarny. Totalne zobojętnienie i niechęć do podejmowania jakiegokolwiek działania. Wszystko co robię służy zabiciu czasu , a jak mam zabrać się za coś bardziej konstruktywnego co wymaga siły to dostaję depresji z myślami samobójczymi. Od ostatniego kryzysu zrobił mi się mały regres z mową, mniej się odzywam, tylko pisać mogę, choć też mnie to męczy. Szykuję się na oddział dzienny w poniedziałek, robię drugie podejście. Chyba trochę spanikowałem widząc nowych ludzi i wpadłem w straszny niepokój i lęk. Nie wiem czemu, ale widzę od nich zagrożenie i coś dziwnego w nich jest. Ciekawa sprawa, że na kryzys pomogła mi bardzo rozmowa z kolegą który w bardzo depresyjny sposób przedstawił mi obraz rzeczywistości, pokazał całą beznadziejność świata, ale zrobił to tak, że odechciało mi się przyspieszać proces samounicestwienia. Może tędy droga. Wydaje mi się, że już nie zmienię poglądów na temat beznadziejności istnienia, ale mogę się do nich dostosować tak, że będę mógł bytować aż do naturalnej śmierci nie raniąc przy tym nikogo. Gorzej z innymi objawami, ale to już sprawa na innego posta.
-
-
Dla mnie walka między wyborem śmierci, a życia jest najtrudniejszą z tych jakie podejmuję. Niby więcej przemawia za śmiercią, ale jednak istnieje czynnik, który sprawia że nic sobie jeszcze nie zrobiłem. Prawdę mówiąc, wczoraj mówiąc rodzicom o śmierci, tak po cichu wołałem o pomoc, bo jeśli zdecyduje się kiedyś na odebranie życia, to na pewno nikomu o tym mówić nie będę z uwagi na to by nikt mi nie przeszkodził. Dla mnie jak mnie pytają lekarze czy chcę się zabić, to to jest jakieś naiwne z ich strony, ja ciągle wtedy se myśle, że oszukam ich i powiem że wszystko ok, żeby mnie nie zamknęli i bym mógł spokojnie dopełnić formalności.
-
Wczoraj rodzinie dużo mówiłem o tym , że chcę się zabić. Po ich reakcji tylko się utwierdziłem w przekonaniu, że nie mam czego szukać na tym świecie. Miałem jeszcze większą chęć zabicia siebie. W ogóle to straciłem chęć wchodzenia w jakąkolwiek interakcję z własną rodziną, poza ojcem. Zobaczyłem jak bardzo są nielogiczni i nierozumni, jak bardzo brak im argumentów by mnie przekonać do życia, jakie beznadziejne są ich powody ku temu by żyć, w zasadzie to brak im powodów, a żyją tylko dlatego, że są tak zaprogramowani i jest im z tym fajnie. Ja mogę za to powiedzieć, że jestem tak zaprogramowany, że nie jest mi fajnie żyjąc, więc sądzę że prędzej czy później uznam samobójstwo za rozwiązanie.
-
Niestety taka prawda, że wielu z nas będzie do końca życia się borykało z problemami. Nie powiem kto, bo nie wiem. Ale wygląda na to, że u części z nas są trwałe zmiany w psychice i trzeba będzie z tym cierpieniem żyć. Na oddziale dziennym są osoby młode i te starsze, i niektórzy z tych starszych leczą się już po 30-40 lat, więc wiadomo życie nie jest usłane różami i nie zawsze ma happy end. Ja już przestałem się szarpać i łudzić, że będę zdrowy, staram się wycisnąć ile mogę będąc w tym stanie co jestem. Póki co oddział dzienny, potem neurolog, potem renta i odpoczynek, a potem jakaś praca na pół etatu i myślę, że tyle mogę w swoim życiu zrobić. Rodziny zakładać nie będę, bo nie mam takiej potrzeby, żadna by mnie nie zechciała i tak, i nie chcę ranić nikogo. Jestem niestety w na tyle fatalnym stanie, że nie mogę być samowystarczalny, więc jeśli zabraknie rodziców to marny mój los będzie.
-
Borsuk, masz taką diagnozę jak ja.
-
Ma 3 latka
-
-
uht, ten kot to korat, zdjęcia ściągnięte z internetu.
-
i pomyśleć , że stoicy chcieli przez bycie takimi jak my, uzyskać szczęście
-
[videoyoutube=lTjbWL6XYoU][/videoyoutube]
-
Znam ludzi z nerwicą natręctw co tak robili i nie mają takich jazd za anhedonią jak my. Tak jak magic mówi, jakieś predyspozycje trzeba mieć.
-
uht, wczoraj się załamałem, bo nie dałem rady chodzić po sklepie, byłem fizycznie wykończony w zasadzie niczym. To mnie załamało. Dzisiaj się po raz n-ty podniosłem i poćwiczyłem trochę, 30 minut spaceru w mieszkaniu (bo na dwór nie wychodzę, za duży niepokój), 15 minut roweru(stacjonarny w domu), i takie pół pompki i pół przysiady, bo pełnych nie jestem już w stanie robić, do tego 1 seria brzuszków na takim sprzęcie by było łatwiej i kręgosłup się nie przeforsował. Mogę być z siebie zadowolony, może jeszcze zawiozę dzisiaj rodziców do sklepu i wtedy będzie pełna satysfakcja, że zrobiłem coś dobrze. Chciałbym móc systematycznie podejmować taką aktywność, wtedy byłbym zdrowszy chociaż fizycznie. Pracuję nad tym i mam nadzieję, że oddział dzienny mi w tym pomoże.
-
A może byście tak zechcieli być zdrowi? Zamiast gadania, że ja wolałbym być w depresji zamiast nie czuć, a ja chce nie czuć zamiast depresji, to bez sensu. Umiar jest najlepszy, wszystkiego po trochu żeby było to by było dobrze.
-
kasiątko, Jeśli możesz to nie oddawaj wszystkich pieniędzy matce. Przecież potrafisz zarzadzać pieniędzmi i to co ty przynosisz do domu, to przynajmniej w części powinno być tylko dla ciebie. Masz straszną tą sytuację w domu, eh.
-
Mam wrażenie, że te wszystkie uśmiechy, ściskanie dłoni, przytulanie przez terapeutów to tylko wyrafinowane metody terapeutyczne i kryje się za nimi przebiegłość terapeuty, by zyskać tym gestem naszą otwartość. Zero spontaniczności. Raz miałem sytuację, że powiedziałem terapeutce jak to mój profesor na uczelni mnie godnie potraktował podając mi dłoń, ona to podłapała i po tej sesji jeden jedyny raz też podała mi dłoń. Nie powtórzyła tego więcej, bo chyba wyczytała z mojej twarzy, że widzę w tym sztuczność. Te wszystkie przyjazne gesty to jak dla mnie to jakaś gra, niby mająca za cel pomoc nam, ale jednak gra bez prawdziwych uczuć ze strony terapeuty. Tak to widzę.
-
New-Tenuis, mam podobne zdanie. Zresztą gdzieś kiedyś czytałem, że związek terapeuty z pacjentem jest nieetyczny. Ale terapeuta też człowiek i pewnie gdy widzi ładną dziewczynę, to sam może chcieć się z nią związać. To wygląda mi na wykorzystywanie przez terapeutę swojej pozycji, ale zależy od tego jakie owoce przyniesie.
-
Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)
Korat odpowiedział(a) na atrucha temat w Zaburzenia osobowości
Shadowmere, ale przyznasz że to był burzliwy związek i nie raz chciałaś się rozejść, teraz widocznie zrobiłaś to na serio. -
Niech to. Miałem pojechać na uczelnię w sprawie urlopu zdrowotnego, ale po prostu nie jestem w stanie. Napisałem do dziekanatu maila, może da się to drogą elektroniczną załatwić. Przecież równie dobrze mógłbym być w szpitalu i co wtedy? skreśliliby mnie z listy studentów? Nie dobrze się to zapowiada na czas pobytu na oddziale dziennym, będę mieć problem z tym żeby wstać i tam dojechać. Ale po to ten oddział chyba jest, żebym zawalczył i podjął tą aktywność jednak.
-
A ja jednak nie utrzymałem dzisiaj swojej dobrej formy z wczoraj, jestem w stanie stacjonarnym, to i tak nieźle, bo trochę po mieszkaniu pochodziłem, głównie to jednak spałem i leżałem. Musiałem wyjść na dwór szukać kota, bo od dwóch dni nie wracał i jak spacerowałem, czułem się jak brak uczuć w pracy. Najgorsze jest to, że się w ogóle nie przejąłem tym, że mój kot może być martwy, na szczęście wrócił już cały do domu. Jak będę szedł na rentę to nie tylko na psychikę ale też na kręgosłup, bo nie może być tak że wychodzisz na 15 minut spaceru i już cie kręgosłup boli, drętwieją ręce i chrupie w karku.
-
Ten wieczór zapisze się pozytywnie w moim życiorysie, mam moc do działania i spokój. Czuję jakbym mógł coś zrobić, teraz jest za późno ale jeśli jutro się taka forma utrzyma, to na pewno poćwiczę.
-
O ja pier... dla mnie to już brzmi jak horror, a były momenty co się zastanawiałem nad tym oddziałem.
-
U mnie stała się rzecz niespodziewana. Być może mam fobię społeczną, ale w każdym bądź razie wczoraj po wyjściu z domu dostałem silnego niepokoju i byłem cały w napięciu. Gdy wróciłem do domu, wziąłem hydroksyzynę. Od razu ścięła mnie z nóg i poszedłem spać, ale gdy się obudziłem, to byłem zrelaksowany, wreszcie jakoś pozytywnie się czułem. Cały niepokój i napięcie zniknęło, było mi o wiele lżej. Nie zaprzątały mi głowy myśli egzystencjalne ani nic, po prostu czerpałem sobie "przyjemność" z tej chwili. To wszystko działo się kosztem totalnego zmulenia, ale jednak było i chciałbym wrócić do tego stanu. W nocy z kolei miałem sny i w nich czułem jak zdrowy człowiek, aż nie chciałem się wybudzać. Oczywiście gdy się obudziłem, wszystko stało się zaburzone, ale nie opuścił mnie spokój po hydroksyzynie jeszcze także jest dobrze. Niestety nie było żadnej poprawy w kwestii motywacji i zniesienia poczucia zmęczenia, apatia dalej mnie męczy na maksa, ale z anhedonią już było lepiej. Czytałem gdzieś, że hydroksyzyna wzmaga działanie przeciwdepresyjne leków i że w lekki sposób działa na układ serotoninowy i dopaminowy. Zresztą przeczytajcie: Hydroksyzyna jest przede wszystkim silnym antyhistaminikiem, a więc odwrotnym agonistą receptora histaminy H1 (stała Ki = ~2 nM). Dodatkowo stosunkowo silnie blokuje też receptory serotoniny 5-HT2A (Ki = ~50 nM). Ponadto posiada też znacznie słbsze działanie blokujące receptory α1-adrenergiczne (Ki = ~300 nM) oraz receptory dopaminy D2 (Ki = 378 nM). Jeśli chodzi o niepokój, lęk i napięcie to zniosła mi je całkowicie. Niestety nie mógłbym jej brać gdybym chciał się uczyć czy pracować, bo ścina z nóg od razu.