Przez wieki w baśniach (a na nich Disney wzorował swoje filmy) były obecne śmierć, cierpienie... ale też nadzieja i szczęśliwe zakończenie. To dopiero wymysł współczesności (m.in. 'wychowywania bezstresowego'), że unika się tych tematów, które są przykre i niemiłe, a które przecież są częścią życia. Pierwotnie baśnie pomagały w zmaganiu się z problemami, jakie pojawiały się przy kształtowaniu się osobowości: bohaterowie tych bajek napotykali na wprost nieprawdopodobne problemy do rozwiązania (zupełnie tak, jak postrzega problemy dziecko), ale ostatecznie dzięki swojej pomysłowości, sprytowi, własnemu ciału lub pomocy, te problemy były rozwiązywane pomyślnie (a to daje dziecku nadzieję, że i ono może sobie poradzić wobec napotykanych trudności).
Tak częste w baśniach: śmierć i 'wskrzeszanie' (odczytywane przez dorosłych zbyt dosłownie), oznaczają przejście z jednego etapu integracji osobowości do drugiego ('śmierć dawnego ja' i 'narodziny nowego ja').
Jeśli dziecko płacze przy baśniach, to wg mnie jest to bardziej sygnał przemawiający za tym, że ta baśń wywołała u dziecka nieprzyjemne skojarzenie z jego własnym życiem. Inaczej reaguje się na smutną scenę w baśni czy bajce mając za sobą ciepło i wsparcie rodziców (bo ma się świadomość, że przykre chwile 'nie są wieczne'), a inaczej, gdy tego wsparcia nie ma.