-
Postów
393 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez stracony
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 16
-
życie czy już po życiu...rozważania hipochondryka
stracony odpowiedział(a) na stracony temat w Depresja i CHAD
No właśnie, problem z pieczeniem to może być bartonella, chociaż nie jestem pewny czy przy niej pieką też dłonie. Równie dobrze może to być jednak neuropatia ( powodów może być kilka) lub inna choroba immunologiczna, co sie nie ruszy to gorzej wygląda. Wiem Wiolu, masz to szczęście, że masz wsparcie i możesz coś z tym robić i życzę Ci w tym sukcesów. ------------- Bezsenność chyba mi przeszła, na wszelki wypadek przyjmowałem wapno aby odczulić organizm. Noc przespana bez wspamagaczy, spałem jak kamień. Rano wstałem zmęczony i z chęcią by znów sie położyć, ale to i tak sukces i powrót do normalności. :/ -
życie czy już po życiu...rozważania hipochondryka
stracony odpowiedział(a) na stracony temat w Depresja i CHAD
próbowałem psychoterapii jak miałem depresję.... roczna nie pomogła nic. Od tamtego czasu się zmieniłem, potrafię docenić uroki życia, mieć marzenia. Tylko wszystko rozbija się o stan w jakim jestem. To nie jest normalne. No i psychoterapia nie pomoże na moje wysiadające stawy, szum uszny i mój ostatni "wynalazek" czyli piekąco/pulsujące stopy i dłonie. Idę za jakiś czas na oddział neurologiczny na jakieś badanie, bo wygrzebałem być może moją starą chorobę która powraca to może się zlitują i zastanowią się nad pieczeniem. Już się trochę przyzwyczaiłem a i pierwsze objawy były jakby mi ktoś do bardzo gorącej wody kończyny włożył, teraz to tylko przystawienie do ciepłego termoforu pod lekkim napięciem ( a stopy w tym czasie mogą być lodowate) -
Czy prochy faktycznie pomagają?
stracony odpowiedział(a) na inspektor_erektor temat w Depresja i CHAD
ja jestem inny, mnie antydepresanty pomagały jak je przestawałem brać i organizm sie odtruwał od nich.Najdłużej brałem chyba 3 miesiące. Czasami po miesiącu była lekka poprawa a potem juz gorzej. Zmiany dawek niewiele dawały, do tego dochodziły skutki uboczne, tycie, problemy seksualne no i brak tego co normalnie tak bardzo nie jest potrzebne czyli napicia się alkoholu. Nigdy nie wiadomo, jak sie zareaguje na dany lek, czy nie będzie skutków ubocznych a te skutki mogą być bardziej upierdliwe niż sama choroba. Więc jak nie jest krytycznie to ja bym nie polecał. -
a ja odradzam wszelkie leki jeśli nie ma absolutnej konieczności stosowania. Leki to zło i na jedno pomagają a na co innego jeszcze bardziej szkodzą
-
Czuję się jak bym powoli umierał, co chwilę protestują inne części ciała i Co chwilę dochodzą nowe objawy. Do wszystkiego staram sie przyzwyczajać i jakoś iść dalej na przód w życiu. W uszach dzwoni od lat, kolana coraz bardziej wysiadają i skrzypią, podobnie od niedawna mam z trzeszczącą szyją ( początki zwyrodnienia na RTG). Kręgosłup lędźwiowy też od lat pobolewa. Starość jak nic, tylko do tego dochodzi cały czas uczucie zmęczenia, wiecznej senności, odrealnienia i mgły umysłowej. Do tego średni ból w piersiach promieniujący do pleców, piekące( czasami mocno) lub przynajmniej mrowiące podeszwy stóp i dłoni oraz jakby minimalne mrowienie twarzy, okresowe swędzenie w uszach no i jakby ból mięśni w kroczu. Do tego podejrzenie zaćmy i ból głowy od wiosny ale po prawdzie tak jakby teraz mniejszy lub się do niego przyzwyczaiłem. Nie muszę nawet chyba mówić, że moje nerwy są w strzępach bo nie wiem co ze sobą zrobić, gdzie iść i jak sobie pomóc. Dawniej leczyłem depresję ale nie czuję teraz, że to depresja(dystymia), jak już to bardziej nerwica ale czy na pewno? Wyniki wszystkich badań mam w normie, jedynie znacznie podniesione trójglicerydy i ustawiczny brak witaminy B12. Witaminę przyjmuję w zastrzykach co miesiąc od 2 lat i dopiero w tym roku lekko przekroczyłem dolna granicę. Oczywiście mam podejrzenia co mi jest i jestem przekonany, że mam boreliozę. Kleszcza nigdy nie widziałem ale za to byłem przez coś gryziony, 25 lat temu bardzo brzydko i w tym roku także paskudne i brzydko wyglądające ugryzienie. Podstawowe testy oczywiście wyszły ujemne ale, że mają 30% dokładności to się wcale nie dziwię. Po co to wszystko piszę? Troche by się wyżalić a może ktoś mi podpowie co ze sobą robić. O boreliozie wiem bardzo dużo i im więcej wiem tym mniej mam ochoty coś z tym robić. Wiem, że na forum są osoby leczące się, ale dla mnie sama diagnoza boreliozy oznacza wyrok a nawet nie wiem czy ją faktycznie mam. Wszystkie objawy pasują. Więc leczyć się mogę, najpierw bardzo droga diagnostyka a potem nawet jak nic nie wyjdzie to nie ma pewności, czy faktycznie nie mam borelki. Niestety medycyna jest w tym zagadnieniu jeszcze w powijakach, nie ma wiarygodnych testów ani metody leczenia. Pewnie można, długie lata zażywać końskie dawki antybiotyków, które czasami komuś pomagają a czasami jak czytałem wykańczają jeszcze bardziej.Są zioła, które dla niewtajemniczonego brzmią jak czarna magia i też nie są dla organizmu obojętne. No i koszty tego wszystkiego, tego sie boję najbardziej tym bardziej, że niedługo strace pracę a bardziej fizycznie pracować nie dam rady bo po 5 minutach wysiłku padam na pysk . Parę stówek na leczenie przez kilka lat i do tego możliwe okresy pogorszenia zdrowia nie dają otuchy...... no i nie ma żadnej gwarancji, że po np 3 latach faszerowania sie antybiotykami bedzie się wyleczonym. No i jestem sam, mogę liczyć tylko na siebie. Nie wiem kompletnie co robić, czy się diagnozować za grubą kasę a potem leczyć aż do wyczerpania wszystkich oszczędności czy czekać aż całkiem padnę i już nic nie będę w stanie ze sobą zrobić. Nie jestem tak do końca sam, mam dziecko, które potrzebuje ojca i wsparcia... ale wykończony finansowo w niczym jej nie pomogę, wykończony fizycznie tym bardziej do niczego się nie przydam. Wiem, sam sobie muszę odpowiedzieć na pytania a jak na razie kręcę się w kółko i nie moge ruszyć dalej, nie mam siły ruszyć dalej. No i nie wiem czy powyższe rozważania mają sens bo od 3 dni mam duże problemy z bezsennością. Jestem zestresowany, bo ostatnim razem prawie sie przez to przekręciłem, 2 miesiące bezsenności. Tylko, że to był efekt odstawienia neuroleptyka, teraz liczę że to chwilowe i przejdzie i że to tylko efekt kuracji gripexem, o którym po fakcie poczytałem wiele złych opinii. Gorsze od mojej nękającej mnie senności jest tylko to - permanentna bezsenność. Tej nocy po zomirenie na szczęście usnąłem, ale ze strachem czekam na kolejną noc -- 02 paź 2014, 15:35 -- ps. proszę o poprawienie tego byka w temacia
-
"dziwnych" dolegliwości lekarze nigdy nie zrozumieją. Jeżeli Tobie to tak bardzo nie przeszkadza, jesteś po takim spaniu wypoczęta to nie ma się czym przejmować. No ale jeśli chcesz drążyć temat to proponuję jeszcze spróbować poszukać dobrego neurologa prywatnie. Może będzie miał inne podejście niż ten z NFZ, któremu zawracałaś głowe "pierdołami"
-
Nagłe rozstanie. Brak chęci do życia
stracony odpowiedział(a) na Przyjaciolka93 temat w Depresja i CHAD
może faceci myślą racjonalnie ale czasami racjonalizm swoje a uczucia i tęsknota w innym kierunku. Przejdzie ci, zobaczysz tylko jakiś czas będzie falami wracało i niestety trzeba to przetrwać. U mnie mija właśnie miesiąc od momentu kiedy straciłem nadzieje. Są chwile kiedy jest gorzej ale wiem, że to kiedyś minie. I lepiej jak się nie odzywa, bo kontakt tylko przedłuża cierpienie. Nawet nie przez to, że są wtedy nadzieje ale przez napływ myśli o stracie. Możesz ratować się logiką, lepiej dla ciebie, że odszedł bo nie kochał cię jak ty jego. Czy potrzebny był ci taki związek z jednostronną i tylko twoją miłością? -
związki z osobami borderline/NPD, inne związki toksyczne(inf
stracony odpowiedział(a) na defibrylator temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Reakcje i zachowania ludzi są w większości związane z działaniem drugiego człowieka. Masz rację, dużo czynników wpływało na jej zachowanie, a już życie z niezdiagnozowanym dystymikiem w szczególności. Bardzo chciała zwrócić na siebie uwagę i być w centrum uwagi. Metody które wybrała jeszcze bardziej nas od siebie oddalały -
związki z osobami borderline/NPD, inne związki toksyczne(inf
stracony odpowiedział(a) na defibrylator temat w Problemy w związkach i w rodzinie
bez wgryzania sie w temat, już po rozstaniu doszedłem do tego że moja była żona ma osobowość borderline. Teraz tego jestem pewny. Niestety tyle lat żyjąc z nią przesiąkłem tym. Możliwe, że też jestem toksyczny, albo trafiam wciąż na takie kobiety. Właśnie ostatecznie rozpadł się mój krótki acz burzliwy związek. Ona zdecydowała skończyć co mnie boli choć i w tym widzę pozytyw, bo nie byłaby ze mną szczęśliwa. To był istny rollercoster, miłość i nienawiść, dodam że to po jej stronie bo ja do niej podchodziłem tylko z miłością. Moje winy, których części nie rozumiałem. Ja ją stale raniłem nie wiedząc czym a byłem czuły i często zagryzałem zęby by czegoś nie powiedzieć za dużo. Była niestabilna emocjonalnie ale ja to tłumaczyłem wrażliwością. Moje przeprosiny za to, że pojawiłem się w jej życiu skwitowała tym, że jestem zły i ją obarczam winą. Dalej ją kocham i mam nadzieję, że dla swojego dobra się już do mnie nie odezwie a jednocześnie bardzo tego pragnę. Nic z tego nie będzie... niech będzie szczęśliwa -
Dystymia leczenie i przebieg Waszej choroby
stracony odpowiedział(a) na januszw temat w Depresja i CHAD
dobra, a czy ktoś spotkał się z metodą szokowego leczenia dystymii? Leczyłem neuroleptykiem i miałem potem niezły zjazd po odstawieniu. Parę tygodni bezsenności oraz masę innych "ciekawych" uboków. Po 4 miesiącach ostawiłem anty i czuję się dobrze. Zastanawiam też kiedy cholerstwo wróci. To już 7 miesiąc bez leków. Wróci? -
zawsze jest czas żeby umrzeć i to nie musi być już teraz. Uwierz, nie ma się do czego spieszyć. Zdążysz, przeżyj najpierw swoje życie
-
Tak się zastanawiam na jakim jestem etapie bo sam nie jestem obiektywny. Gram w zakłady bukmacherskie od 6 lat. Za małe sumy, bez presji na wygraną ot po prostu by grać (obstawiać) i móc z zaangażowaniem oglądać wydarzenia sportowe. Moje zaangażowanie jest pełne, gdy jestem na fali czyli mogę coś obstawić czuję się świetnie jak nie to.... mam za dużo wolnego czasu, moje myśli nie są zajęte graniem i czuję się wtedy gorzej. Ewidentnie jestem już uzależniony psychicznie ale wmawiam sobie, że to nic groźnego bo to poniekąd koszt poprawy mojego samopoczucia. Jeśli chodzi o koszty tej "zabawy" to jak do tej pory nie przekraczam swoich możliwości finansowych. Bardziej uzależnieni palacze mieliby problem przetrwać miesiąc no chyba że im wystarcza 1 paczka na 3/4 dni. Tak przynajmniej było do czasu mojego załamania psychicznego w zimie. Przez parę miesięcy nie grałem bo nie robiłem w zasadzie nic, praca na siłę a w domu totalna pustka bez zainteresowań. jak już mi się polepszyło wróciłem do grania i kolejno przekroczyłem finansowo limity ustalone przez siebie. Jak na swoje standardy przez ostatnie 2 miesiące przegiąłem znacznie, bo najpierw "nadrobiłem" czas kiedy nie grałem a potem stopniowo podnosiłem limity wpłat. Padały kolejne decyzje o zrobieniu sobie przerwy. Dzisiaj, korzystając z ofery bonusowej znów wpłaciłem dość sporo z nastawieniem, że to starczy na następne 3 miesiące. Zaznaczam, że gram by grać a nie wygrywać (co najwyżej tak by mieć na dalsze granie). Przy moim szczęściu każda próba zarobku kończy się wyzerowaniem. Przez te lata grania nie poszedłem z torbami to i tym razem myślę, że sobie poradzę i w z wiązku z tym mam pytanie do innych graczy mi podobnych jak sobie radzili z hazardem? Zwyczajnie szkoda mi tej wydawanej kasy ale przecież i inne rozrywki i nałogi kosztują. Ważny jest umiar i mam nadzieję go jednak zachować
-
Ale 12 lat sobie "poszalał"
-
I to jest clue także do mojego obecnej dewizy życiowej. Czuję się świetnie i to jest najważniejsze
-
Tomcio Nerwica, Candy14, Zgadzam się z Wami, bo też tak myślałem. Niestety co dla innych jest dobre dla mnie już niekoniecznie. Saraid, psychoterapia absolutnie na mnie nie działa. Zapewne kwestia mojego podejścia do tematu. Dla mnie to był rok sympatycznych spotkań towarzyskich, na których mogłem się wygadać i które absolutnie nic nie wniosły do mojego życia.
-
klaudek, nerwica trwająca 2 tygodnie w połączeniu z tazykinezą doprowadziła mnie do ostateczności Nie wyobrażam sobie życia w takim stanie. Utrata kontroli nad swoim umysłem i wolą jest dla mnie nie do przyjęcia. Samymi chęciami można osiągnąć dużo ale trzeba mieć do tego też predyspozycje. Jeśli ich nie ma to zwykłe walenie głową w mur. Zresztą ludzie są różni, jednych niepowodzenia motywują by spróbować jeszcze raz a innym odbierają chęci do czegokolwiek. Ja należę do tej drugiej kategorii i niepowodzenia przeżywam głeboko w sobie. Zgadzam się z ideą, że lepiej próbować czegoś i ponieś porażkę niż resztę życia żałować, że się nie spróbowało ale ja nie pasuję do tej konwencji. Więc akceptacja tego co jest, jest kluczem do tego by istnieć. Przy takim podejściu dystymia nie jest taka zła.
-
też jest krokiem ku wolności. Może nie dla wszystkich, bo mając przed sobą prawie całe życie smutno jest poddać się i nie próbować żyć jak normalny człowiek ale z wiekiem wieczna walka przestaje mieć sens. Część ludzi rodzi się już z wadami wrodzonymi, które z biegiem czasu się potęgują. Niektórzy od urodzenia są niepełnosprawni, innym problemy pojawiają się później. Ilość chorób jest przeogromna, mamy raki, cukrzycę, SM, przestają nam pracować różne organy. Medycyna wciąż robi kroki naprzód, czasami dokonuje cudów choć te "cuda" są momentami nawet niepotrzebne i niehumanitarne. Czy ratowanie życia za każdą cenę jest słuszne? Jak słyszę, że małe dziecko przeszło ileś tam operacji a czeka je jeszcze więcej a skutkiem tego będzie jego wegetacja i życie w cierpieniu to jest mi go żal, że nie dali mu zwyczajnie umrzeć. Ludzie nie powinni bawić się w bogów a rodzice takiego dziecka patrzeć na to z pozycji własnego egoizmu. Chyba jednak odbiegłem od tematu. Dla większości z nas tutaj problemem jest nasz mózg, procesor odpowiadający za to jacy i kim jesteśmy. Części z naszych systemów pomagają optymalizacje systemu (psychoterapia), części drobne poprawki i antywirusy ( leki) ale i tak najczęściej nie osiągamy tego co byśmy chcieli. Chcemy funkcjonować na tym świecie jak inni, którym wszystko przychodzi naturalnie a my nawet przy ciężkiej pracy nad sobą dostajemy namiastkę. To nas frustruje. Mamy marzenia, których nie jesteśmy wstanie zrealizować i to nie dlatego, że tego nie pragniemy ale dlatego, że jest to dla nas nieosiągalne. Mimo wszystko szarpiemy się by w efekcie polec na końcu. Krokiem do wolności jest fakt zrozumienia prostej zasady, żeby nie kierować się w życiu ideą dążenia do tego co chcemy tylko do tego co możemy. Przestanie dokuczać wtedy syndrom traconego czasu, poczucia bezsensowności i wegetacji w życiu. Trzeba zaakceptować to co jest i nie sięgać ku temu co niemożliwe. Od zawsze chciałem być taki jak inni ale to niemożliwe. Mój świat jest płaski i bezbarwny - bylejaki tak jak ja. Najgorsze jest to, że jestem tego świadomy i nie jestem w stanie nic z tym zrobić by to zmienić. Próby pogarszają jedynie stan bo zostaje potem dodatkowy niesmak niepowdzenia. Po ostatnich przeżyciach doszedłem do wniosku, że lekami mogę sobie jedynie zaszkodzić. Wegetacja wcale nie jest taka zła bo są rzeczy o wiele gorsze. Współczuję Wam nerwicowcom tego co przechodzicie bo dla mnie śmierć jest lepszą opcją niż życie w takim stanie. A piszę to z perspektywy mojego takiego pierwszego incydentu i oby następny już nie nastąpił. Więc włączam "luz" i idę z prądem. Marzenia pozostawiam na przyszłe życie i sny, które boleśnie dają mi odczuć jaki nie jestem.
-
Kolejnej dawki nie wezmę bo już nie mam lekarstwa. No ale nawet gdybym miał to i tak bym nie brał bo cieszę się, że już z niego schodzę. Leki to zło konieczne i na pewno do nich nie wrócę jeśli będę mógł sie bez nich obyć. Ostatnimi czasy przekonałem się boleśnie, że wegetacja nie jest takim złym stanem bo są o wiele gorsze. Natomiast co do wyrazistych snów to występują u mnie najbardziej po zmniejszeniu dawek wenli oraz teraz po całkowitym odstawieniu. Co gorsza te sny często obrazują jak powinno wyglądać prawdziwe życie i wchodzą w zakresy odczuwania ( np uczuć, złości, radości) jakich nie doznałem nigdy przez chorobę. Cóż sny bardziej realne niż życie.
-
Odstawiłem wenle po 4 miesiącach brania. Najpierw 75mg, potem 2 miesiące 150mg, zejście przez miesiąc do 75mg i ostatni tydzień m/w połowa 75mg (odsypywałem kuleczki). trzeci dzień od odstawienia mam nieprzyjemne zawroty głowy, jakby błędnik szalał. Da się wytrzymać ale piszę z zapytaniem jak długo organizm odzwyczaja się od wenli tym bardziej, że długo tego nie brałem.
-
Ja nie czuję głodu a jedzenie mi nie smakuje i jem na siłę. Jedynie dobrze wchodzą mi słodycze a jak zaczynam nie mogę skończyć ( choć też nie smakują jak kiedyś) Senność mnie dobija, szczególnie ta zaraz po zażyciu rano tabletek a wieczorem bez innych tabletek nie mogę zasnąć. Tak w ogóle to znów schodzę z lekarstw. Lekarka nie była za szczęśliwa z tego no ale też nie miała jakiś argumentów aby mi tego zabronić. Tak więc po miesiącu brania 150mg schodzę znów na 75mg i prawdopodobnie przestanę brać wenlę po 3 miesiącach brania. Psychicznie czuję się dobrze a brakuje mi strasznie napędu. No i skutki uboczne mnie dołują - pogorszenie wzroku, większy szum w uszach, bezsenność, drżenie całego ciała a głównie rąk i głowy, utrata smaku, słabość i intensywne pocenie się, problemy z seksualnością, wymuszona abstynencja napoi alkoholowych oraz cały czas nie pogodziłem się z tym, że muszę zażywać takie lekarstwa. Liczę na to, że po odstawieniu przetrwam jako tako do jesieni i zapewne będę musiał znów wrócić na prochy. Wg mnie dystymii nie da się wyleczyć.
-
Dystymia leczenie i przebieg Waszej choroby
stracony odpowiedział(a) na januszw temat w Depresja i CHAD
zzYxx, może bo ja nie miałem nerwicy aż do 1 epizodu tego dziadostwa w tym roku Prześledziłem wątek jeszcze raz, przejrzałem inne strony i poza wzmiankami, że dystymię można wyleczyć nie spotkałem potwierdzenia tego stwierdzenia. Czy ktoś faktycznie wyleczył się z dystymii? na zasadzie, że leczył się jakiś czas i po odstawieniu terapii i polepszeniu to cholerstwo już nie wróciło? Widzę, że u części osób występuje poprawa gdy są na lekach, potem je odstawiają i sytuacja się powtarza. Psychiatra, u którego byłem powiedział, że można się wyleczyć ale leczenie trwa do 5 lat. Samo bycie na lekach mnie dołuje a nie czuję się na nich szczególnie lepiej. Owszem, wyciągnęły mnie w tym roku z nerwicy i ciężkiej depresji ale obecnie na "normalne" objawy dystymii nie działają. No i poważnie zastanawiam się czy znów nie odstawić leków i sprawdzić jak na to zareaguje mój organizm. Jak już mam mieć dystymię to wolę ją mieć bez skutków ubocznych zażywanych leków. Zawsze mogę wrócić do leków jak mój stan się pogorszy -
uważajcie na Fluanxol, bo ja po jego odstawieniu dostałem pierwszy raz w życiu koszmarnej nerwicy. Teraz jestem na 150mg efevelonu od 2 tygodni. Wcześniej przez miesiąc 75mg. Poważnie się zastanawiam czy następna moja dawka nie będzie schodząca czyli 75mg i pożegnam na chwilę leki. Czuję się teraz gorzej niż w momencie kiedy nie brałem nic i zdecydowałem się na fluanaxol. Następne leki były już po to by zwalczyć nerwicę. Nie wiem tylko jak odstawić kepilept bo tylko po jego zażyciu jestem w stanie zasnąć. Teraz już nie wiem co gorsze, dystymia czy skutki uboczne leków (pomijam nerwicę bo by pozbyć się tego piekła wszystko wydaje się dobre). Mam znaczne pogorszenie wzroku w krótkim czasie, większy szum w uszach niż do tej pory i do tego zapycha mi ucho, lekko się telepię a najbardziej głowa i ręce. O bezsenności już pisałem ale nie wiem czy to pozostałość po nerwicy czy działanie leków, które do tej pory miałem ( przed wenla brałem miesiąc aciprex z objawami stałego mulenia w głowie, które porównuję do odczucia jakie występuje po zatruciu pokarmowym a jeszcze przed wymiotami i bólem brzucha). No i libido kuleje choć przy moim obecnym napędzie niezbyt potrzebne, bo muszę się zmuszać by cokolwiek zrobić, nawet rzeczy które kiedyś lubiłem. Z seronilem też tak już dawniej miałem, że pomógł na początku a potem mulił. Po odstawieniu miałem poprawę życia przez 8 miesięcy. Tylko boję się nawrotu nerwicy, której nie mam już od 2 miesięcy. Mam też wrażenie, że wenla zażyta rano powoduje u mnie senność. Ktoś z Was stosuje ją wieczorem przed snem z tego powodu? Tylko wtedy skąd ta moja bezsenność ?
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 16