
juz
Użytkownik-
Postów
325 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez juz
-
Nie jestem uzalezniony. Jeden koles był i umarł. Potrzebował coraz mocniejszych i innych bodzcow... wiec zaczął korzystać z prądu:)i sie zle skonczylo. Tez nie jestes uzalezniony. Masturbacja normalna rzecz, naczelny temat zartów podworkowo-klasowychych kmiotow od11 do 18 roku zycia. Nie bardzo jestem w stanie zrozumiec twoj problem, to chyba jeden z tych "jesli sam nie przezyjesz, to nie zrozumiesz". Pamiętam jak w liceum kumpel opowiadał, że został zbesztany przez księdza podczas spowiedzi za masturbacje. Nie rozumiałem o co chodzi, do tego czasu nawet do głowy mi nie przyszło że to grzech czy coś tam. Do tego normą jest podniesiony puls... do tego kwestia że nerwica bierze sie z masturbacji. Jesli tak jest to 99% męskiej populacji ma nerwice
-
Ja tam migdy nie mialem problemu z masturbacją. Nadal wale konia ile wlezie, moj rekord 8 razy... może z tego powodu nie mam nerwicy
-
No nie wiem czy masz, bo w tym wywiadzie jest cos innego napisane. Pisze wyraznie ze przy 40 objawy moga same ustapic,do tego pisze o duzej mozliwosci pomocy jesli chodzi o lęk. Pewnie wiekszosc osob tutaj to wlasnie ci zmagający sie z lekiem
-
Przecierz zazdrosc jest ok.
-
Moge zapytaćo co prosisz? Albo chociaz czy jest to100% skutecznosci i rzeczy materialne?
-
analiza, koncentracja i takie tam
juz odpowiedział(a) na amatorszczyzna temat w Pozostałe zaburzenia
Taka zimna introspekcja jest chyba czestym wspóltowarzyszem w przeróznych stanach,zaburzeniach, chorobach. Samo w sobie niczego nie oznacza. Mam podobnie, tez chce z sucho analitycznego pkt. widzenia ustosunkowac sie do samego siebie(chyba podobnie). Opisze to obrazowo w ten sposób. Człowiek mniej lub bardziej ma kontakt w własnym wnetrzem,może nie koniecznie musi umiec nazywac wszystkie uczucie,ale potrafi je czuć,okazywac i być ekspresyjnym(w sensie okazywac je). Jest do tego gotowy i jest to stan naturalny, który traktuje sie jak oddychanie. Ja osobiscie dowiaduje sie,lub bardziej decyduje co mam czuc przez taką wlasnie analize. Patrze na siebie analitycznie oczami innych(książki) i blokując emocje na pewnym poziomie, czysto intelektualnie staram sie "okazywać" moje emocje. To mechanizm obronny.Jesli wykładowca na zajęciach zapyta ile jest 2+6 i do głowy przyjdzie mi mysl 8,to jest to jedyna odpoiwedz ktorej nie podam. Jesli ktos podpowie 8,to moze sie zdecyduje. Chodzio to że nie pokazuje sie siebie w sensie emocjonalnym, czuje sie bezpiecznie za pewnego rodzaju maską stworzoną dzieki analizie. Czyli osobowosc zaczyna wyplywac z zewnatrz,nie jak powinno byc z wewnatrz. Nie jest to takie ekstra, bo z czasem zaczynasz sie gubic i meczyc. Obrona staje sie najwiekszym wrogiem.Okazuje sie że strzelasz z armaty do wróbli. Jest taki kawalek piosenki Kazika "...szalupa chwieje sie, nie wiele trzeba by sie w samym sobie dać żywcem zagrzebac" . Z tego powodu odradzam książki, jakiekolwiek. Chodzi o sama formę. Nawet jesli teraz dostane do ręki książke mowiącąjak sie tego pozbyc,to najnormalnie w swiecie bedzie to kolejny krok do niepozbywania sie tego. -
Ludzie na wszystko co czują do innej osoby mówia miłośc. Dla mnie systuacja jest prosta jak 2+2. Jeśli ktos sie zakochuje(mniej lub bardziej)to jednak czuje sie nie pewnie z własnym uczuciem jak dibol itd... Jak ktos chce manipulowac i walic jak w beben, to wręcz przeciwnie. Choc nie konieczne,ciezko ocenic. Są przeróżne osoby na terapii, z przeróżnymi zaburzeniami, na przerózne sposoby niezdające sobie sprawy z wlasnego problemu, na przerózne sposoby broniące sie przed pewnymi informacjami. Czy jesli ktos na forum anorektykow zalozy watek o nowych sposobach głodzednia sie, to pomaga innym? Oni tego chcą ale czy pomaga? Czy jesli ktos chce sie napic i jest alkocholikiem,to dobrze jesli sie z nim napijemy? Robimy cos czego ktos chce, czyli tak prostokombinując jest ok. Tutaj sytuacja jest podobna. Ktos jest w jakims punkcie terapii i sprzedaje kawalek siebie w jakims celu. Moge przynajmniej kilka scenariuszy wymyslic, w ktorych możesz miec jakis ukryty emocjonalny interes z tej dyskusjii posrednio (bezposrednio z milosci). Czemu chcesz czytac o historiach innych,sama nic nie pisząc? Jest teraz taka sytuacja, że ktos pisze o milosci do kogos innego. Jednak pisze w pewnym kontekscie(terapii). Chce byc dobrze zrozumiany. Ja mam swoje historyjki w ktorych sie plącze, ktos ma swoje.Nikt przez monitor tego nie oceni, a mam wrazenie ze czesto wątki są jakos dziwnie... podszyte i nieprzejrzyste emocjonalnie. Chce napisać żebys chodzila na taterapie i już. Pisze sie o powszechcej milosci pacjeta do terapety, ale jest tez jeszcze bardziej powszechcna walka jedenego z drugim o władzę. Powszechna jest tez obrona przed terapeutą itd...
-
Czy kazdy musi sie zakochac? Chyba to sprzyja terapii, ale czy to norma?
-
Dlaczego niektorzy wmawiaja ludziom...
juz odpowiedział(a) na bpdchlopak temat w Zaburzenia osobowości
Ja przez pierwsze 4 lata mojej "przygody" nawet nie pomyslalem ze mogę miec jakies kłopoty psychiczne. Przez całe dziecinstwo bawilem sie i grałem na podwórku. Szkołę lubiłem(choc oczywiscie mowilem odwrotnie) i dobrze sie wniej czulem. Mialem pelno kumpli, których "stracilem" kiedy zaczelo sie ze mną cos dziac. Nagle nie bylem w stanie nawet rozmawiac z tymi których znalem cale zycie. Zawsze mialem problem z ogromnymi... grymasami twarzy. Uwazalem że widac na niej wstyd, zaklopotanie,lęk w sytuacjach w ktorych niepowinno tego byc.Rozpaczliwie starałem sie cały czas jak z kims byłem,zeby nie było widac mojej twarzy. Ciągle o tym myslalem. Nie znosilem wzroku innych, kumple nawet zaczeli sie zemnie smac bo chowalem sie jak slimak w skorupcje,nawet nie wiedząc czemu. Po kilku latach takich lęków(chyba psychotycznych) zacząłem szukac po necie "grymasy twarzy" "monstrualny lęk" itd... trafiłem w koncu na stronęo nerwicy i sie zaczelo. Fobia społeczna to coś co w zasadzie mozna dokleic do kazdego zaburzenia, podobnie inne. Nie bylo trudno cos sobie dobrac. Wczesniej funkcjonowałem pomimo kłopotów. Cały czas kontakty społeczne interpersonalne sprawiały mi kłopot, a ja nie rozumiałem całej tej sytuacji. Pojawiło sie słowo terapia. Terapia psychologiczna... czyli jakies magiczne dzialanie, które pozwoli mi pozbyc sie wszystkiego z czym mialem problem. Z czystym sumieniem wycofałem sie z życia i zająłem sie samym soba i psychologią. Od razu wszystko to co sprawiałomi kłopot moge zwalic na innych. Wszystko, absolutnie wszystko jest nagle winą kogos innego. Wstydliwosc, lęk, porażki, brak przebojowosci(jakby nie patrzec to połowa człowieka którym sie jesty)... Okazuje sie że jest mozliwe pozbycie sie tego wszystkiego. Do tego robi to ktos obcy. DO sedna. Terapia jest wygodna. Mi ona zupelnie pasuje i wisi mi czy dziala czy nie(choc oczywiscie wole rzeby dzialala,choc tak jak ja chce,a to kolejny problem). Do tego jest pełno pozycji pseudo terapeutycznych, new age madrosci. Pełno róznych form terapi, z których kazda działa. Ide na terapie i robie to co wydaje mi sie, że da mi "zdrowie" czyli wale na mame i tate. Zawsze byłem pewien że dziecinstwo miałem ekstra, ale jednak jesli trzeba to moge przywolac kilka nieciekawych kwestii. Potem sie okazuje, że nic sie nie zmiania, a ja nie mam pomyslu na terapie. Był artykuł o terapi. Pisalo że ok 70% osób zgłaszających sie na terapie jej nie potrzebuje. Oczywiscie potrzebuje jej kazdy, bo kazdy ma problemy z którymi sobie nie radzi i ma coś co mozna poprawic. Jednak pisało , że taki odsetek nie powinien byc terapeutyzowany, a nawet że im to szkodzi. Pisało tez, że czesc ludzi ma złe wrazenia z dziecinstwa, a czesc dobre. To wałsnie ma znaczenie. Okazuje sie że wazna jest ich interpretacja i subiektywne odczucie z nim związane, nie czyny i relacje same w sobie. Mozna wybrac dwie osoby. Jedna ocenimy że miala przesrane, inną że miala ok. Zapytamy je co o tym wszystkim sadzą i sie okaze że ta co mialamiec przesrane uwaza ze miala ekstra, a ta druga na odwrót. Obecna psychiatria w większosci przypadków, stosuje łagodniejszą forme lobotomii. Psychiatra to nie lekaz człowieka, to lekarz spoleczenstwa. Nakoniec napisze cos o stosunku jednego z bardziej znanych psychiatrówdo terapi(posrednio)... "W latach szescdzieciątych rozwinął tezę,wedłóg której pozostawienie rozwoju ostrych zaburzeń umyslowych i emocjonalnych własnemu biegowi może dać pozytywne rezultaty" . Pewnie nie chodziło mu o to, że bedzie miło i przyjemnie(a tylko o to nam chodzi), ale że moze byćpozytywne w ogólnym spojrzeniu. -
to był wpis pijacki. Mozna skasowac, mozna olac. Nie jestescie zerami i sie z wami nie utozsamiam. Jimmy trafiłes, choc byli to koleszkowie z liceum, nie klatki. W kazdym badz razzie przepraszam
-
Nie rozumiem. Co sie ze mną stało?(taki ból!!!!)czemu8 ja?!?!?!? Dawno 'dawno temu jak mialem 14 lat i poszedlem do liceum i rozjebalem sie na czesci.. W podstawowce jako jeden z "liderów" klasowych walilem takie lajzy jak wy, co tu piszecie jak w beben. Nawet teraz sie z was smieje, jak to pisze....o rety jaki ubaw. Bo to, bo tamto..bo mama to, bo brak akceptacji w czasie latencji :) Boże ratuj, bo pękne ze smiechu. Wszystko by bylo ok gdyby nie jeden szczegol... uznalem ze jakas sila uznala mnie za tak zlego, że nie godnego karania za pojedyncze przewiny. Po prostu wszystko co jest mną muai być ukryte/ukarane i stałem sie słabszy niż wy razem wzieci. Nic az tak zlego nie zrobilem!!!...Czemu teraz musze sie jakby za kare z takimi zerami utożsamiać?? Jako koles ze sprutym łbem? Okazany jako zbyt wrażliwy żeby ustać wlasna forme? Kto sie okaze pierwszy raz na forom szczerze wspólczujacy? test
-
Po pierwsze to kogo obchodzi czego ona chce? To stwierdzenie to smiech na sali. Nawet czytac cos takiego mi ciezko Po drugie, to chyba dobrze gada w sensie fajniej by było gdyby sie ułozylo tak jak ona by chciala, a nie ty. Choć to możnaby rozpatrywac w pewnym sensie, gdyz taka "zmiana" zachowania, musialaby sie równać zmianie osobowości(tak to odczytuje spoglądając przez własny pryzmat). Chyba nikt sie tego nie podejmie jesli mowimy o niesmialosci i te problemy nie są wynikiem zaburzen klinicznych,ktorymi to mozna sie zajac. Po trzecie. Nie sadze zeby chciala powiedziec to co ci sie wydaje że powiedziala. Więcej. Ona podała ci przepis na na to czego ty chcesz. Choć pewnie nie w takiej formie jakiej bys chciał.
-
Możesz to rozwinąć?
-
Zgadza sie. Nie kojaze autora, ale tytuł sie zgadza
-
Nie mam pojęcia. Ja nie jestem nim zafascynowany,tylko przerażony. Ta historia jest przytoczona z innej książki i moze coś niedokladnie zapamietalem, ale sens został oddany. Jak te pierdoły o powtórzeniu usłyszałem(w kontekscie związku emocjonalnego), to ja pie***le! Może z tegopowodu, że mam podobnie i jestempewien że jak bede wymyslalal takie czy inne farmazony, to bede miał jeszcze gorzej
-
Kierkegaard miał narzeczoną, zerwał jednak te zaręczyny z powodów własnych filozofii. Sądziłże będzie mu ta milosc dana powtornie. Na podstawie czesci bibli o Hiobie doszedł do wniosku, że istnieje coś co nazywał powtorzenie(powtorne ofiarowanie/otrzymanie????). Myślał, że po powrocie ta miłość rozkwitnie ponownie. Jego narzeczona wyszła za innego,a on umarł w wieku 40 lat kochając jado końca życia. To jest lęk i racjonalizacja. On się tylko bał i nie ma tu kwestii religijnych itd. Jeśli chodzi o moje pomysły to jst ich pelno Np: Uważam że człowiek składa sie z 3 poziomów. Poziom górny to my,jesli nigdy nie zejdziemy nizej to zyjemy zyciem społecznym .Jestesmy jak automat, skrot samych siebie. Poziom nizszy to tak jakby lustro, sito, jakbysmy ciągle w nim widzieli samych siebie oczami innych. Najnizszy poziom to znowu my,ale jako kóla podzielona na dwa. Jako calośc w sensie energetycznym(emocjonalno popędowym,dzikim),ktora jest dzielona poprzez poziom 2. Standardowa moralnośc zachodnioeuropejska polega na utrzymaniu tego stanu. Polega na stagnacji, na uczynkach itd... Na uczynkach płynących z góry,a nie tak jak powinno być czyli z dołu. Polega na niszczeniu grzechu w sobie, na walce z samym sobą, na dobrym wolicjonalnym postepowaniu( a raczej tylko na próbie) ... czyli na niedopuszczaniu do głosu energii oddzielonej na poziomie najniższym. To jednak ślepa uliczka. Nie trzeba pokonywac, niszczyć zła w sobie. Wręcz odwrotnie. Trzeba dbac o dobra stronę rzeby mogła sie rozwijać i trzeba dbac o złą stronę rzeby dobra mogła sie rozwijac. Wewnątrz nas, nie ma logiki. Polityka energetyczna jest zupełnie inna niż w świecie który znamy. Jesli odmówimy energii naszej złej stronie to ona paradoksalnie puchnie i rosnie. Jesli odmówimy energi dobrej to ona słabnie. Nasze zło wewnętrzne jest jak hydra. Im jesteś silniejszy tym ono jest silniejsze od ciebie, im bardziej walczysz, tym bardziej przegrywasz. Nasze czyny spoleczne wynikają z naszego wnętrza, z naszego stosunkui do nas samych nie ze stosunku do innych. Stosunek do innych jest wynikiem naszego stosunku do naszego wnętrza. "Kochaj blizniego swego jak siebie samego", to nie jest nakaz. Rozumiemy to przez pryzmat naszego egoizmu i egocentryzmu, że powinismy chciec to samo dla innych co nam sprawia przyjemność ,lub do czego dazymy .TO jest bzdura. To powiedzenie to stwierdzenie zasady. Tak jednak jest to rozumiane, bo nikt nie przekracza kręgu życia społecznego(pozostanie tylko górny poziom) i nie zchodzi niżej w pewnym sensie łącząc się z bogiem(który paradoksalnie może być doświadczany tylko wewnętrznie) . Można to ciągnąć dalej i powiedzieć, że będziesz się czuł tak jak traktujesz innych(co nie znaczy że tak samo, albo w jakiś konkretny sposób) i na odwrót. Wracając do moralności. Jest Historia Kaina i Abla. To jest historia jednego człowiek. To jest historia o naturze ludzkiej, a Bog w tej historii jest Bogiem a nie doskonalym kolesiem. Ofiara nie zostaje przyjęta i Kain zabija Abla. Taka jest wewnętrzna natura ludzka oparta na polityce energetycznej. Zła strona atakuje dobrą, grzech dochodzi do głosu. Grzechem jest dopiero na górze w postaci złego uczynku, jest on jednak prowokowany naszym wnętrzem od którego jestesmy uczeni się odwracać. Zło obiektywne w sensie społecznym,ma swój odpowiednik(a raczej zbior powiązan i zależności wewn)w nasym wnętrzu. Mowiąc dbać o złą stronęmam namyśli wewn. polityke energetyczną. Na najniższym poziomie nie ma obiektywnego zła i dobra, dopiero potem może ono nas do czegos pchnąc, ale tylko jeśli się od niego odwrócimy. Dobro nie wynika z CHĘCI czynienia dobra, z nauki, z o obowiązku…. Wynika z naszego wnętrza, i jest formą najwyższej hedonistycznej przyjemności, nie udręki i poniżenia. Nasi nauczyciele to najsłabsi że słabych, oni są na samym końcu w kolejce do spraw od których specjalistami się uważają. Są księżmi tylko ze względu na społeczeństwo ,a nie ze względu na r ducha od którego uciekają, bo się boją własnego wnętrza(w sensie energetycznym) i które potem ich posiada. Takie oto historyjki do głowy mi przychodzą, choć nawet nie wiem czy to Kain zabił Abla czy odwrotnie. Coś nagle jakby sobie przypominam(o czym nawet nie myślałem)i patrze w jakiś dziwny sposób. Miałem tak samo np.: z pinokiem (śmieszne). Nagle nie interesując się tym wcale dociera do mnie sens tej bajki. Tak jakby robiło m isie ciepło i miałbym zacząć płakać. Tak jakbym tylko ja rozumiał o czym to jest,choć nawet nie potrafie tego wyartykółować. Pinokio, drewniany chłopiec(w sensie emocjonalnym) który potrzebuje wróżki/mamy rzeby stac się chłopcem. Potrzebuje emocjonalnej afirmacji rzeby stac sie prawdziwym chłopcem. Nawet jak widze pinokia w księgarni to się wewnętrznie uśmiecham. Jakbym puszczał porozumiewawczo oko, jakbym zawarł w tej książce własna wewnetrzną tajemnice. To co tu napisałem to tylko czesc czesci czesci,farmazonów domowej głowy się pchających. Moze te co się same pchają to farmazony nie są, ale te co sam tworze to już są na pewno. [Dodane po edycji:] Co do tanca, to chciałem sie nawet zapisać na kurs.Wstydze sie jednak, nie wyobrażam sobie wzroku innych kiedy zaczynam się ruszać. Musi to jednak być dzika przyjemność sobie potańczyć
-
Ja idąc na terapie, na samym początku powiedziałem,że nie mogę wiedzieć co mi jest bo czuje że sie zagrzebie. Od samego początku jednoczesnie miałem potrzebe zdobywania wiedzy(o sobie) i jednoczesnie mi to przeszkadzało i miałem jakiś opór. W zasadzie nadal nie usłyszałem jakiejś konkretnej diagnozy. Wiem jedno. To co tu pisze itd... to ucieczka. Doszedłem do takich kosmicznych modeli teoretycznych społeczeństwa, człowieka że nawet nie wiem skąd mi to sie bierze. Im bardziej sie temu oddaje, tym bardziej sie zagrzebuje w samym sobie i cięzej mi przeżywać włsne życie. Nie mam poczucia zagrożenia,ale mam poczucie... dużej energii która gdzieś jest i którą chce opanować. Mam jednak przeświadczenie, że nie tyle nie ejstem w stanie sie przebic z emocjami, ile raczej mi nie wolno. Swego czasu na samym początku byłem przekonany, że jestem karany przez boga(zupełny cyrk). Tak niezrozumiałe były te fale lęku, że to było jedyne racjonalne wytłumaczenie. Nie wolno mi było przejawiac niczego co mogłbym okreslic sobą. Do tego przeświadczenie o jakiejś wielkiej słabości, niemęskości,impotencji itd...
-
Ale czy racjonalizacja na podstawie niezdrowej introspekcji nie jest jednym z mechanizmów obronnych? Czy tak nie dochodzi do metodycznego zuborzenia emocjonalnego? Chyba ta osobowość jest bardzo zainteresowana własnym wnetrzem(niezdrowo) mając jednoczesnie problemy w rzeczywistym zorientowaniu sie we własnym świecie emocjonalno popędowym. Chyba im mniejsza wiedza, tym większa swoboda emocjonalna ,której brak jest kłopotem. Nie sprawia ci problemów wiedza psychologiczna? Jak tobie sie objawia ta osobowość? Co określiłbyś jej sednem? Chodzi mi o twoje zdanie,nie twoje zdanie z książek. Co ci sprawia problemy? Ja czytałem książkę "podzielone ja"i tak jest raczej kwestia ujęta "ludzkim językiem", nie specjalistycznym.
-
To napisz może jaka jest szansa na normalne zycie emocjonalne takiej jednostki. ps to chyba nie dobrze jesli duzo wiesz.???
-
"Dysocjacja" to słowo takie jak "rozszczepienie". Zwykłe określenie wystepujące zawsze w kontekscie, masz info że występuje też w chemii. Sam kilka razy słyszałem to określenie w stusunku do mojej osoby i odnosiło sie do dwoistości. Często jestem w stanie powiedzieć jednocześnie tak i nie. Na jedno i drugie mam różne uzasadnienia, wynikające z róznych jak ja bym to okreslił poziomów. Nie jest tak że tak samo tak i nie. Jest tak i zaraz potem pojawia sie reakcja obronna w postaci intelektualizacji, po czym stwierdzenie ... a może jednak nie bo pamiętam jakieś stany/zdarzenia które w intelektualny/suchy sposób mogę ocenić odwrotnie. To jest dysocjacja w moim wydaniu, a raczej tak to odczytuje. To co jedno jest dwa, choć w jednym
-
Stresowanie się, odczuwanie dyskomfortu
juz odpowiedział(a) na Receptor1 temat w Pozostałe zaburzenia
Mam to samo, tylko z troche niszczacymi skutkami. Tzn. podobne sprawy i inne doprowadzily mnie do wniosku, ze nie moge nawiazywac kontaktow emocjonalnych. Czuje sie slaby i musze to zdlawic, pokonac... nikt nie moze tego dostrzec. Im bardziej nawiazuje z kims kontakt, tym bardziej jestem spiety i mnie owe kontakty mecza. Nie wytrzymuje emocjonalnie tego ukrywania sie w samym sobie. Bo do tego sie to sprowadza. Zaczynasz walczyc z takimi slabosciami i powoli przerabiasz cala palete wewn reakcji ktorych nie chcesz u siebie widziec.Dotyczy to wszstkiego, takze seksualnosci. Mam poczucie, ze musze absolutnie zrezygnowac z zycia, zajac sie swoim wnetrzem i dopiero po naprawie, czyli eliminacji slabosci moge zaczac zyc. Slabosci nie sa skonkretyzowane, ale zawsze przybieraja postac jakiejs emocji ktora okazuje. Nie ma opcji przeczytania referatu przed grupa. Nikt nie moze widziec mojej twarzy i emocji. Chce nimi sterowac w sposob intelektualny... itd itp... do sedna. Problemem jest sam problem. W zasadzie to nie ma problemu, jest tylko dostrzeganie go, tam gdzie go nie ma. Widze tego typu reakcje u innych i wydaja mi sie normalne, nawet to wszystko wydaje mi sie piekne i naturalne. Ta cala gama ludzkich reakcji i emocji, na ktorych ekspresje sobie pozwalaja. Jak to widze, w pewnym sensie wczuwam sie i czuje ulge, swobode, rozluznienie. U innych wydaje mi sie to dosc normalne, u mnie nie dopuszczalne. Problemem jest wlasnie sam stusunek do siebie, a nie wystpowanie problemu samego w sobie. Jednak co do bycia slabym to masz racje, jestes korewsko slaby. Bedziesz coraz slabszy niepozwalajac, nie radzac sobie z emocjami i odcinajac sie od nich. Bez znaczenia jakie one sa. A raczej bez znaczenia jakie one wychodza, bo wszystkie one na nizszym poziomie sa energia, z ktorej rezygnujesz na wyzszym ktory nazywasz soba. -
To co opisałeś to chyba samo w sobie, nie jest katastrofalnym problemem. Lęk jest w sporcie czymś powszechnym. Okres dojrzewania chrakteryzuje sie niestabilnością psychiczną( nie mam na mysli patologii) i emocjonlaną. Chormony, sprawy seksualności, ról społecznych, zmian szkół itd... Ja miałem podobnie, choć chyba troche bardziej drastycznie. To były chyba trochę psychotyczne sprawy, bo brak pewności siebie to za mało powiedziane. Grałem w podstawówce w reprezentacji szkoły w nogę i wszystko było ok. W liceum z kolei grałem w reprezentacji w kosza i była katastrofa. W pewnym okresie nie potrafiłem nawet chodzić. Oczywiście chodziłem, ale nagle ta zwykła czynnosć wykonywana podświadomie i naturalnie zaczęła sprawiać mi problemy. Musiałem sie wysilać intelektualnie, rzeby konrolować swoje ruchy. Ręka, noga, reka przód, noga przód. Pamiętam, że jak przechodziłem obok autobusów, czy przejść dla pieszych to tak jakbym miał stanąć jak wryty. 100% sztywność. Nienawidziłem spojrzeń innych. Im więcej ludzi na mnie patrzyło, tym bardziej sie spinałem i ciężko mi było nawet chodzić. Nie muszę mówić co było gdy miałem grać przed kibicami w kosza. Dramat. Ciekawe jest to, że zauważyłem to dopiero z perspektywy. Tutaj chodzi o pewną energie i gotowość utożsamienia sie z nią. Grająć w cokolwiek prawie sie nie myśli, reaguje sie intuicyjnie. Mi tego typu ruchu brakuje. Mi sie to tylko śni. Na codzień jestem spięty w ten sposób, że nawet już tego nie zauważam. Zupełna norma. Czasem mi sie jednak śni, stan sprzed tego całego gówna. Kiedy jesteś w stanie ruszac się na 100% swojego potencjału, a ruchy sa swobodne i sprawiają ci przyjemność. Nie blokujesz tej energi, tylko z niej korzystasz. Tylko w snach sie tak czuję i są to sny wręcz euforyczne. Ten kto tak nie ma, nic pewnie nie zrozumie
-
Oczywiscie że wiesz:). Wiesz to tylko ty. Pobierznie można wiele rzeczy porównywać, które przy bliższym przyjrzeniu różnią sie od siebie. Napisałem o zaniedbaniu emocjonalnym i ty piszesz że miałaś podobne doświadczenia(chyba o to chodzi). Są to jednak doświadczenia które tylko tak nazywasz, choć z pewnością kryją sie pod nimi przezycia, których charakter jest oddany poprzez te określenia. Czy jednak tak jest jęsli piszemy o tym w jakimś kontekscie? Podobnie autorzy, nazywaja tak coś i określają. Jednak co to jest to wiedzą tylko oni. Oglądałem wspomniany wczesniej dokument i tam koleś został psychopatą. Mówił że lekarze podali mu, że przezył emocjonalną deprywacje. Czy przeżył to samo, co ty? Czy przezył to o czym piszą autorzy? Czy dzieci wychowywane przez wilki, tez przezyły emocjonalną deprywacje, czy już granica jest przekroczona i jest to co innego? Chodziło mi o to, że te terminy i określenia mają znaczenie tylko w kontekście. W kontekście wiedzy i tylko wiedzy. Wiedzy autorów, wiedzy twojej. Jeśli ktoś powie "mama mnie napierdlalała całe zycie", a ktoś inny powie "mama mnie zraniła" lub " mam zły kontakt emocjonalny z matką" to za kazdym razem nie mamy pojęcia o co mu chodzi. Te same przeżycia moga być okreslone zupełnie innymi słowami, co nie ma jednak żadnego wpływu na ich emocjonalną stronę. To tylko kwestia sprawności lingwistycznej, jakiejś wiedzy,może wrażliwości... Emocjonalna deprywacja, zaniedbanie emocjonalne... Nie wiem czy jest to równoznaczne. Są ludzie którzy nic nie czują, którzy nia mają stosunku emocjonalnego do własnego dziecka. Są tez zapracowani, są tacy co chcą więść inne życie... Z tych różnych emocjonalnych sytuacji mogą wynikać podobne zachowania. Nawet w tej książce(która jest skróconą reedycją pierwszej części), autorzy piszą że odchodzi sie od tego nazewnictwa. Słowo deprywacja, jest zastępowane innym. To są tylko okreslenia i łatwo sie pomylić, przy próbie tłumaczenia, określania i porozumiewania się. Każdy ma inny bagaż życiowy i ludzie różnie moga te same rzeczy nazywac, lub tak samo rózne rzeczy. [Dodane po edycji:] Shadowmare. A jakie osoby chorują psychicznie i nerwowo?
-
Nie wiadomo czy masz takie doświadczenia. Każdy ma jakieś tam doświadczenia odrzucenia, niezrozumienia itd... Jednak autorzy mówiąc emocjonalna deprywacja, mają na mysli coś o czym tylko oni mają pojęcie. Opisuja to jako niezaspokojenie potrzeb emocjonalnych, ale chyba jednak chodzi o jakieś ekstremum(chyba obojętność nie przemoc nie pamietam). Tylko co mają na myśli autorzy? Bo chyba nie to, że jak płakałaś o jabłuszko to nie dostałeś