Skocz do zawartości
Nerwica.com

Neśka

Użytkownik
  • Postów

    160
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Neśka

  1. U mnie nerwica zaczęła się od nauki i to nauka ją nakręca... Całym moim zyciem prawie była nauka i do niczego dobrego to nie doporowadziło... Zero pamięci, zero koncentracji, ale już nie tylko, gdy przychodzi się uczyć. Także, gdy trzeba chociażby sobie coś przypomnieć lub cokolwiek zrobić. Nie wierzę już w siebie, choć to wielki błąd-wiem otym, ale nie potrafię już inaczej.
  2. Moja mama: "A może tylko tak gadasz, napewno nie zrezygnujesz ze studiów, podejdziesz do poprawki"... Moi sąsiedzi: "Jak mogłaś zrezygnowac ze studiów...Ty?" Znajomi np. w sklepie: "Mam mówiła, że zrezygnowałaś, bo stwierdziłaś, że to dla Ciebie zbyt nudne!!!!" Tata: "Chwycilibyście się w końcu jakiejś roboty pasożyty;)" A ja po prostu zachorowałam, siadłam psychicznie, zrezygnowałam, a im wstyd za mnie!!! Rozpoczęłam nauke w szkole policealnej, by wypełnić jakoś rok, bo w przyszłym chcę znowu studiować. Policealną już prawie zawaliłam.. I tak zaczynam maraton bez celu, podobnie jak Ty... A wystarczyłoby czasem przytulić, spytać co się stało, powiedzieć, że to nie koniec świata, że może damy radę, że to nie jest najwazniejsze... A tak, że szkoda roku, skoro uczyłam się całe życie, by "KIMŚ" być. Mam ochotę zniknąć, ucieć, wyjechać tam, gdzie nie ważne jest kim jesteś, ale jaki jesteś.... Trzeba walczyć, walczyć, walczyć... chciałabym mieć o co....
  3. no dobrze niech to będzie mała wymiana zdań:):):):)
  4. To moje myśli w tym momencie - dokładnie moje! Ostatnio rozmyślałam nawet temat samobójstwa i doszłam do takiego samego wniosku - no skuteczne, jak zostawi się list pożegnalny i napisze się "to wina depresji" Widziałam tam malutką kłótnie między Malcolmem a Czarowniccą_Akara... Mi wydaje się, że są dwie samotności - samotność z własnego wyboru (bo ktoś tak woli i nie przeszkadza mu ona) i samotność, na którą jesteśmy skazani, a wcale być nie chcemy. Ja mam to drugie i jak wiele z Was już napisało - bo jestem inna i jakoś nie przystaje do ludzi w okół których udawało mi się obracać. W efekcie czuję jakby nikomu nie zależało na moim istnieniu, jakby nikt z własnej woli nie chciał mi pomóc. Po prostu nikt nie dostrzega, że sobie nie radzę, a jeśli nawet - nigdy nie wesprze. Już przestałam o to prosić i staram się z tym pogodzić. Ja potrzebuję ludzi, ale ludzi mi bliskich - z którymi mogłabym chcoiaz bez problemów wyjść gdziekolwiek, którzy rozumieliby moją "inność". Tylko jeden taki mały człowieczek.....czy zbyt wiele wymagam??? Kurcze, zaś pesymizm sieję
  5. Neśka

    Mam ochotę ...

    A co zrobić, by je jakoś zatrzymać, - by zatrzymać ten chaos we "łbie", jeśli sam nie chce się zatrzymać? Liz, ja wczoraj myślałam tez o tabletkach... Każdego wieczoru mam to samo. Rano natomiast odrobine chęci (o ile uda mi się z łóżka wygramolić), by walczyć... Wieczoram okazuje się, że nie ma po co. Chciałabym nieraz choć na chwile odpłynąć, innym razem to już skończyć, ale kto wie, co jest dalej albo jak to się może skończyć... Ech, ten mózg....
  6. Neśka

    :(

    U mnie tak samo wygląda wieczne wahanie się. Ubiorę się i jak głupia zastanawiam się, czy wyjść, czy nie - jakby to była decyzja, od której zależy cale moje życie. To męczy, bo ja zawsze czuję się, jakby targały mną dwie sprzeczne siły. Z tym autem tez podobnie - zawsze zasypiam, Ale to nie jest zwykłe zasypianie - to raczej odpływanie w inny świat. Zaczyna wszystko wirować i oczy same się zamykają. Moge to porównać do upojenia alkoholem:)
  7. Ciekawe zestawienie.:) Ja narazie depresję mogę jedynie oskarżać o wiele rzeczy. Zawdzięczać coś będę, jak uda mi się ją pokonać:)
  8. Neśka

    jeszcze ja

    Ja także witam:)
  9. Nie ukrywam, że dzisiaj juz wiele więcej rozumiem. Chociaż nie do końca zgadzam się z tym, że to tylko wina braku poczucia własnej wartości. Ale ogólnie to szczeliłeś dobrze:) Tylko, że ja mimo "męskich" zainteresowań, jestem bardzo wrażliwą kobitką, a kiedyś "niezłomnym charakterem" Dzięki za wsparcie:) Mam nadzieję, że barrt zrozumie, że jest wiele wart. U mnie zbyt wiele rzeczy złożyło się naraz, by tak łatwo coś zmienić. Ale się staram. chociaz narazie z kiepskim skutkiem. Ale może to się zmieni:)
  10. Wirtualne życie wygląda inaczej... dokładnie! Ja jako 14 - latka zajęłam się... politykowaniem i filozofowaniem na tematy bliżej nieokreślone, ale dotyczące narodu. Polityczne książki, ideologia. Inspiracji do "tworzenia sobie siebie" znajdowałam w necie. Gdy koleżanki uganiały się za chłopakami i ciuchami, oglądając romansidła, ja obmyślałam, co zrobić dla tego naszego kraju Planowałam przyszłość tak, by móc przysłużyć się społeczeństwu. Ludzi o podobnych zainteresowaniach w okół siebie nie miałam, bo były one zbyt "poważne" (hehe, dalej są) Kilka razy spotkałam się z ludźmi z innych miast, bo sama o spotkanie poprosiłam. Ale właśnie samotnośc w tej kswestii rozbroiła mnie. W liceum nie mogłam znaleźć wspólnego języka z ludźmi, bo dla mnie zwykła nauka miała być krokiem do doskonalenia siebie.... Ech, długa historia. Poszłam na studia, na polonistykę, bo chciałam zostać nauczycielką. Zrobiłam coś po swojemu, porwałam się na szerokie wody i zamieszkałam w Krakowie bojąc się tłumu iwielkich miast. I na tym etapie ropoczął się proces niszczenia emocjonalnego przez mojego chłopaka - też długa historia, dziś już nieważna. anonim... Po mnie było widać. Dziś, ludzie którzy mnie znają, a nie znali wcześniej nie uwierzyliby, że to byłam ja. Dziś jestem inną osobą, powiedzmy nie-sobą. Dawniej nie ukrywałam siebie, żyłam tak jak chciałam. Dziś jest inaczej... Barrt... My chyba musimy jakoś być sobą...nie wydaje Ci się? Hehe:) Dla pocieszenia powiem Ci, że gdyby nie chłopak byłabym w szkole wojskowej, a ostatnio zaczęłam się interesować wpływem księżyca na życie ludzkie. W takim razie jesteśmy już we dwoje dziwakami:)
  11. Trochę głosu żeńskiego w tej sprawie....choć wiadomo baby mają czasem urojone problemy...ale właśnie ja byłam inna i przez to, że ich nie miałam czuję się i zachowuje tak, jak Ty Barrt.... Tyle, że atakuję złością, albo płaczem. Żle się czuję z tym wszytskim, jak idiotka, która musi się dostosować. Też sądze, że powaliło mi się we łbie;) Przez to nie potrafię normalnie zachować się w towarzystwie... God's top 10 mówisz o samoakceptacji...to prawda, że to nie wygląd jest najważniejszy, bo tak czy tak po czymś innym ocenia się człowieka. Nie wiem, jak jest u Ciebie, ale uwierz, że gdy ktoś naprawdę wyróżnia się wśród innych, a nie ma stabilnego poczucia własmej wartości, co więcej - pragnie żyć, to jest katastrofa. Nie wiem, jak Barrt, ale ja czuję, że przez tą papraninę straciłam poczucie własnej tożsamości, więc jak można zaakceptować coś, co gdzies zniknęło. Barrt dużo mnie łączy z tym, o czym mówisz i czuję dosłownie to samo. Źle się czuję we własnej (niewłasnej) skórze. Pisałeś, że ubierasz się, jak inni, jesteś przystojny facet, a mimo to nie czujesz tego, co wg. innych powinieneś. To po prostu nie jest Twoje... Zapewne Twoje towarzystwo różni się od Ciebie pod względem chociażby zainteresowań... skąd ja to znam? Wiecznie inna, ale ta inność nie dodaje uroku, bo jest to inna inność:) Wierzcie, czy nie, ale to naprawdę się zdarza.
  12. Witam, ja nic nie doradzę niestety , ale to takie dziwne uczucie, gdy czyta się, że ludzi, jakich ja się boję (czyli wykładowcy, nauczyciele) moga bać się mnie i inych z "trybunału"!!! Ja mam takiego stresiora, gdy przyjdzie mi się do takowej osoby odezwać - tak jakby mnie zjeść miała...:) Pozostaje mi serdecznie pozdrowić, bo powiedzieć, co z tym zrobić nie potrafię.
  13. Ja także szanuję to, co piszesz listonoszu. Co więcej wiem, ile to znaczy. Mało kto przeżywa życie godnie i radośnie bez jakiejkolwiek wiary. Tak to jest, że racjonalizmem nie da się wszystkiego wytłumaczyć.. Ja tam mam "swoją" wiarę, nad czym nie będę się rozmyślać teraz, ale powiem Ci, że wiara, że jest ktoś, komu na nas zależy pomaga żyć. A sama świara w istnienia Boga powoduję, że po prostu godniej idzie się przez to życie. Ja oddaliłam się od kościoła kilka lat temu, ale wiele razy brakowało mi tej prostej, dziecinnej wairy, jaką w sobie miałam. Pewnego dnia, będąc w Częstochowie o mały włos nie dostałam padaczki. Weszłam do Kościoła i czułam się okropnie. Rozdzierała mnie potrzeba pójścia do konfesjonału i wyspowiadania się to z całego życia, a z drugiej strony trzymał mnie strach przez potępieniem... To długa historia, ale najważniejsz to to, że trzeba pewne rzeczy w życiu zrozumieć. Jednym przychodzi to łatwo, innym trudniej, a kolejnym w ogóle. Każdy jest inny, każdy rozyśla inaczej o pewnych sprawach, dlatego jednym wiara pomoże - innym nie. Cieszę się, że Tobie się udało. Ja ciągle szukam swojej drogi, pozdrawiam.
  14. Ja podobnie mam, więc też nic nowego nie dorzucę.... No może tyle, że samo uświadomienie sobie, że ludzie potrafią być nieczuli na pewne rzeczy po części doprowadziło mnie do nerwicy No bo żyjemy dzisiaj w takim świecie, gdzie często tworzenie własnego jest jak przeczenie sile grawitacji :) W każdym bądź razie prawdą jest, że my nerwusy :) jesteśmy bardziej wrażliwi - szkoda, że czasem to potrafi aż tak dobić.
  15. Neśka

    Deja vu...

    Owszem - u mnie to norma, często mi się zdarza:) i lubię to uczucie, bo fascynuje mnie i naszczęście lęku nie wywołuje. Zauważyłam, że gdy w tej chwili (bo jest to chwila i uczucie znika, gdy tyko sobie ją uświadomię) "znam" dalszą wersję wydarzeń nie następuje ona... To tak, jakby wcześniej mi się coś śniło, ale zmieniłam bieg wydarzeń. Więcej na ten temat nie wiem...
  16. Na mnie xananx 0.25 w ogóle nie działa... w ogóle... czuję się tak samo, jak przed jego zażyciem. Ostatnio miałam strasznie okropną sytuację...wzięłam kilka tabletek naraz, licząc że mna tak trzepną, że zasnę... Nic się nie wydarzyło. Głowa boli mnie od zawsze, co najmniej raz dziennie, więc n ten temat chyba nie mogę nic powiedzieć:/
  17. Witaj, Przykro mi z tego powodu... jednak obawiam się, że prędko nie przestanie boleć niestety. Ja nauczyłam się jednego - CZEKAĆ, aż samo przejdzie. Nic nie goi ran, jak czas. Przerzywa się wtedy okropne rzeczy, ale z czaem przechpdzi... Nie mówię, że jest wtedy dobrze, ale jest coraz lepiej. Podpinam się pod wypowiedź, że to ONA zdradziła... Ja sobie w takich chwilach myślałam, że to nie ja zrobiłam tak wredną rzecz, a tak strasznie cierpię... To nie ja skrzywdziłam! Tak samo - to nie Ty skrzywdziłeś!!! I to ona nie nie chce się do Ciebie odzywać, więc z nia coś jest nie tak. Może przykre to, co teraz powiem, ale musisz sobie to uświadomić. Wydaje mi się, że to na powinna wrócić, jeżeli czułaby, że popełniła błąd. Świadczyłoby to o tym, że ona nadal chce z Tobą być. Uwierz mi - nie żyję się dobrze w związku, gdzie ktoś zdradził, bo choć może nie uwierzysz - to wyszłoby prędzej czy później na "tapetę" i bolałoby Cię jeszcze bardziej. Pozdrawiam serdecznie.
  18. Ja mam odwrotnie... Muzyka i zapachy przeszłości doprowadzają mnie do szału, dltego, że swoja przeszłość uznaję za udaną, a jestem osobą strasznie sentymentalną... Teraz , gdy słyszę utwory, które przypominają mi o dawnym życiu załamuję się, bo dawniej było pięknie....nie to co teraz Dziś nie wierzę, że kiedyś będzie lepiej, po prostu nie wierzę!!! Rozkojarzam się w przeszłości i to mnie zabija, bo zamiast iść do przodu stoję w miejscu, ba - stałam:)
  19. Jejuuu...ja właśnie przed momentem odeszłam od TV:( Coś o odchudzaniu było... Ja każdy stres zajadam--jem więcej niż wszyscy u mnie w domu łącznie. Dawniej miałąm szybką przemianę materii i co wchłonęłam tak nie było większego śladu... Ostatnio zgrubłam 8 kilo, mam wilekie fałdy tu i tam, zero "sprężystości" przy ciągle szczupłej budowie ciała. To mnie przybija każdego dnia, gdy patrzę w lustro... Ale o nawyku zapychania się miałam gadać. Jem jak najęta, najbardziej ciągnie mnie do tego, co niezdrowe lub tuczące i do słodyczy. Jak już jem to tonami, mieszam ogórki kiszone z jajkiem, popijam mlekiem, walnę sobie czekoladę (co najmniej jedną), dowalę bułką z serem i płatkami z mlekiem. To taki rytuał... A potem zdycham, zadręczm się, mam doła, płaczę. Nie zwymiotuję, bo nie potrafię... Następnego dnia robię to samo, choć mówię sobie, że od jutra z tym kończę...
  20. Mam identyczną sytuację, dosłownie ideentyczną... Czasem czuję taką straszną potrzebę robienia wszystkiego w szerszej grupie osób. NAwet jak jestem rano w domu sama przez dłuższą chwilę to zaczynam się nakręcać i myślę tak samo, jak Ymk. Że inni teraz poszli do pracy, szkoły, że mają w okół siebie ludzi. Też mam chłopaka i tak się skłąda,że on ma bogate życie towarzyskie... bo pracuje, codziennie gdzieś jeżdzi służbowo, jest piłkarzem i w weekendy go nie ma, poza tym studiuje... Gdy sobie tak myślę o sobie to dochodzę do wniosków, któe potrafią mnie tak dobić, że staram się zasnąć. Co innego jest, gdy uda mi się łapnąć jakimś cudem z kimś kontakt i wyjść. Gdy już to się zdarzy to czasem czuję, że nic mi nie jest, nawet czuję się sczzęśliwa, bo jest ktoś obok... Wracam do domu-nawet po dniu spędzonym w tłumie luzi, znowu wracają te myśli. Tak, jaby żcyie przelatywało przez palce... To jakaś schiza po prostu.
  21. Neśka

    Samotność w sieci

    Zależy od tego, czego oczekuje się od danych ludzi. Osobiście dla mnie radością jest poznanie kogoś nawet przez net....zawsze byłam naiwna:) To, że się kogoś zna przez internet nie zobowiązuje do spotykania się, czasami nawet fajnie jest tylko porozmawiać. Mi w ten sposób ludzie nieraz wydawali się bliźsi niż na żywo, co jest przecież absurdem. Nie ma to jak "żywy" człowiek, ale zawsze fajnie jest poznawa nowych ludzi. PRzeważnie też kontakty, które zawrę staram się utrzymam, ale oczywiście tylko z ludźmi, z którymi chcę ten kontakt utrzymywać.
  22. Ja tam powiem tak.... w mojej psychice nastąpił całkowity obrót. Popadłam w skrajność. I chyba to jest najgorsze, bo bardzo dużo zależy właśnie od tego co siedzi w psychice. A mi jak na złość siedzą takie myśli, których kiedyś byłam wrogiem, których nie akceptowałam, bądź nie byłam w stanie sobie wyobrazić. Psychika "padła" i przekonałam się ostatnio, że jednak ludzie, którzy mnie znają widzą to...niestety. Sama nie rozumiem siebie, swoich zachowań, nie mam żadnej kontroli nad tym co robię, choć to wydaje się dziwne... nie potrafię się zmobilizować nawet pod presją. Nawet jeżeli coś chce to robię co innego i czuje wewnętrzą targaninę między chcieć a móc. straszna walka w duszy, innym razem odpływanie w siną dal... Coraz częściej się boję, że może stać się ze mną coś niedobrego, bo jestem dla siebie już teraz obca... Dziś tak jakbym nie była sobą, jakbym raczęła życie z inną "ja" - z tą gorszą wersją ja.
  23. Mnie osobiście to przeraża....jeszcze bardziej. Nie słyszałam o niczym atkim i mam nadzieję nie usłyszę
  24. Mnie osobiście to przeraża....jeszcze bardziej. Nie słyszałam o niczym atkim i mam nadzieję nie usłyszę
×