Nigdy nie miałam większych problemów ze zdrowiem - nie licząc alergi. Wszystko zaczęło się 3 lata temu gdy moja babcia zmarła na nowotwór. Od tamtej pory zaczęłam wmawiać sobie że umieram. Każdego dnia np. czesząc (bardzo długie) włosy gdy widziałam jakiekolwiek włosy na szczotce od razu miałam myśl "o to już koniec, zostało Ci co najwyżej parę mięsięcy życia". W pewnym momencie przestałam je czesać aby nie widzieć jak "wypadają". W tamtym czasie każdego dnia budziłam się i zasypiałam z poczuciem że jestem ciężko chora. Towarzyszyło mi obsesyjne myślenie że umieram. Trwało to przez około rok. W pewnym momencie to wmawianie choroby chyba mi się znudziło - widziałam że nic mi nie jest, że czuję się dobrze - więc przestałam sobie wmawiać raka.
No ale media robią swoje... Od mniej więcej roku moje myślenie o chorobie powróciło. Normalnie nie myślałabym o tym ale po prostu nie mogę gdy dosłownie każdego dnia słyszę o chorobach i widzę chorych/umierających ludzi. Praktycznie nie ma dnia w którym nie mówiliby w wiadomościach lub reportażach czegoś o chorobach lub śmierci. Wątki nowotworowe poupychano już do chyba wszystkich polskich seriali. Ciagle więc chcąc nie chcąc słyszę o nowotworach. Wystarczy że boli mnie głowa lub mam katar - lub nawet nic mi się nie dzieje - a ja już spędzam godziny wertując książki medyczne, portale onkologiczne i inne szukając sobie chorób i wmawiając nowotwory. Ciągle o tym myślę i nawet jeśli na krótki moment udaje mi się zapomnieć znów widzę lub słyszę coś co przypomina mi o wszystkim.
Myślę że zrobienie badań może nieco by mnie uspokoiło, niestety nie mam na to odwagi i nie wiem jak się przełamać. Brakuje mi ciepła i wsparcia bliskich osób. Czasem mam wrażenie że moje życie jest tak nieciekawe i pełne cierpienia i rozczarowań że może nawet lepiej jeśli jestem chora i umrę...