Czytałem o natręctwach myśli w świetnej literaturze i wywnioskowałem, że nie jestem zbyt skarzony. Ale po jakimś czasie znalazłem się w opałach i poleczyłem nawet szpitalnie. Nie wiem czy to wina książki czy jakoś życie. Lepiej nie banalizować tematu. Trochę się ich boję. Zdaje się, że można je leczyć psychoanalizą. Jestem w wieku poszkolnym i myślę, że winę za to ponoszę ja. Zbytnio się jej poświęciłem szukając oparcia wyciskającego uczucia. Tak mnie znosło na manowce. Zdaje się, że natręctwa ma się po używkach. Lepiej je ograniczyć. Po leczeniu zdałem na czwórkę nie żałuję. Dzięki.