
Bertha
Użytkownik-
Postów
352 -
Dołączył
Treść opublikowana przez Bertha
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 7
-
Ja nienawidzę, chciałbym być normalnym gościem. Nie, no ja też jej nienawidzę. To była ironia. Kiedyś kolega opowiadał o tym jak zwiódł się na jakiejś osobie z roku, wydawało mu się, że to w porządku gość, a jego prawdziwie oblicze okazało się inne. Ja na to ironizując: "dziekuję Ci Panie Boże za moją fobie społeczną, przynajmniej nie muszę się użerać z takimi osobami". W odpowiedzi usłyszałam śmiech. :)
-
Jestem strasznie samotna. Mam tylko przyjaciela i moją mamę. :/ (no dobra, inne osoby też są obecne w moim życiu, ale jednak te dwie wymienione przeze mnie są najbardziej mi bliskie, z resztą mam mniejszy kontakt) Jak ja kocham swoją fobię społeczną.
-
Nie wiem jak do tego podejść. Jestem strasznie samotna, ale ma to związek z tym, że mam fobię społeczną. Mam tak naprawdę tylko dwie zaufane osoby, od których jestem uzależniona i do których dzwonię gdy mi źle. Mojego przyjaciela, z którym się pogodziłam i moją mamę. Chciałabym rozszerzyć krąg znajomych, ale czuję się bezradna w relacjach z ludźmi, czuję, że sobie nie poradzę w "konfrontacji" z drugim człowiekiem. Ale to rzeczywiście, są raczej objawy fobii społecznej niż osobowości zależnej.
-
Dzisiaj mam 8. dzień abstynencji. Powiedziałam sobie, że w trakcie przerwy świątecznej nie wezmę. Przyznaję czasem mam ochotę się naćpać, ale ta ochota/pokusa jest na tyle słaba, że jestem w stanie się oprzeć. Przez okres około 4 miesięcy miałam napady silnego głodu, kiedy nie byłam w stanie nad sobą zapanować i jak w transie szłam do apteki. Ciężko nie jest, jest zaskakująco dobrze, głód stosunkowo niewielki. Chociaż dzisiaj przeżywam dylemat. Coś mi podpowiada, żeby jednak wziąć, bo już tak długo nie biorę (8 dni wielka mi rzecz!), no i obudziła się we mnie tęsknota za hajem, za rozkoszą, za tą dawką przyjemnością jaką daje koda. Zaprę się i nie wezmę!
-
Proszę, z tej stronki można zamówić różne narządy wewnętrzne z pluszu. Nawet macicę mają. http://www.pluszektorium.pl/
-
Mimo to czekam na kolejny tekst. Może tym razem coś bardziej rozbudowanego, jakiś esej, szkic literacki?
-
Artysta/autor może sobie spłaszczać rzeczywistość jak tylko chce. On kreuje świat przedstawiony w taki sposób jak mu się podoba. Tekst został napisany ad hoc, pod wpływem negatywnych emocji. Gdyby nie negatywne emocje, większość utworów literackich by nie powstała.
-
Kończę z tym. 5. dzień abstynencji. Koda ryła mi łeb przez 4 miesiące. Dość tego. Wracam do żywych (ale przecież ja całe życie jestem no-lifem, wiec jak mam wracać do żywych? )
-
Jestem piękna. Cudownie wyszłam na zdjęciu z grupowej wigilii. Ktoś kto by się temu zdjęciu przyjrzał mógłby powiedzieć, że jestem i tak czy siak brzydka, ale mnie się ono podoba i to jest najważniejsze.
-
Może ze 3 razy mi się zdarzyło, że miałam problem z zaśnięciem po kodzie, ale zwykle jestem nadmiernie senna i zasypiam po niej jak dziecko przed 22. I bym spała i spała. Zresztą to jest jedna z przyczyn dla której postanowiłam pozbyć się kody z mojego lekowego "jadłospisu".
-
Nie przejęłam się tym szczególnie. Nabieram dystansu do ludzkiej złośliwości.
-
No pięknie! Zostałam uznana za szantrapę! szantrapa posp. «obraźliwie o niesympatycznej kobiecie, zwłaszcza starej i brzydkiej» Nie dość, że brzydka, to jeszcze niesympatyczna i stara.
-
Poznałam kodeinę trzy lata temu. Bolał mnie wtedy ząb, a kodeina skutecznie uśmierzała ten ból. Na dodatek czułam się po niej rozkosznie, przybywało mi odwagi do stawiania czoła wyzwaniom, które budziły mój lęk. Później brałam ją sporadycznie, ale od połowy sierpnia grzeję kodę z przerwami dwudniowymi, najdłuższa trwała pięć dni. Nie przekraczam maksymalnych dobowych dawek. Biorę różna ilość. Najczęściej biorę mniejsze dawki, 40-60 mg, chociaż nierzadko było też 90 mg, 100 mg. Dochodziłam do 150 mg dziennie. Jestem w trakcie odstawiania kody, bo mnie za bardzo muliła, a poza tym nasilała fobię społeczną, powodowała wystąpienie jakiś paranoiczno-ksobnych myśli. O dziwo ostatnio czuję mniejszy głód narkotykowy. Oby ta tendencja się utrzymała. I tak czy siak muszę iść do BORPy (bo jednak nie poszłam). Psychiatra mi tego nie odpuści.
-
Jestem brzydka. Ludzie mnie wyzywali na ulicy, śmiali się ze mnie. W szkole nie szczędzili mi słów krytyki, co było cholernie przykre. Przyznawałam im rację. Tak jestem brzydka. No ale jak zrozumieć fakt, że byli faceci, którym się podobałam ? Ja sobie to tak tłumaczyłam: albo głupi albo ślepi. W psychiatryku to się cieszyłam taką popularnością, że jak zorganizowali nam imprezę, to każdy zapraszał mnie do tańca. Królowa balu w psychiatryku! To taka moja wstawka. Może kogoś pocieszy...
-
A ja jestem tak brzydka, że się ze mnie śmieją na ulicy.
-
Jestem uzależniona od kodeiny. Jutro mam zamiar wybrać się do BORPy celem konsultacji. Obym nie zaniechała pójścia do tego ośrodka.
-
Cierpię z powodu fobii społecznej. Moje kontakty w grupie studenckiej są znikome. Co najwyżej rozmawiam z dwiema-trzema osobami. Z resztą mój kontakt interpersonalny jest równy zeru. Fobia społeczna na podłożu wszechogarniającego lęku jest czymś bardzo ograniczającym. Nie radzę sobie z fobią społeczną od ponad 13 lat, czyli od momentu zachorowania. To tyle. Chciałam to z siebie wyrzucić. Pewnie też chciałam zwrócić na siebie uwagę i przyciągnąć do siebie jakieś osoby z tym problemem. Ale jak nikt tego nie przeczyta to trudno.
-
Jeszcze zdążysz pogadać z koleżanką na Skype. :) Dzisiaj widocznie była czymś zajęta.
-
Dzisiaj wyszłam z zaklętego kręgu samotności. Cieszę się, ze się spotkałam z pewną osobą i nie byłam tak zestresowana jak za pierwszym razem.
-
Czy wszyscy tacy są? To w takim razie czy warto być asertywnym?
-
Musiałam poprawić to co wyżej. Bo popełniałam parę błędów, a straciłam możliwość edytowania postu.
-
Napisałam o tym wcześniej. Po porostu mi się wydaje, mam takie wyobrażenie, że jeżeli ja jestem od kogoś zależna, to ten ktoś również jest ode mnie zależny. A skoro jest ode mnie zależny, to nic złego mi nie powie, jak okażę mu, że coś mi się nie podoba, nie licząc się przy tym z jego wrażliwością. Osobowość zależna może mieć wyobrażenie, że inni też są od niej zależni, mam tu na myśli bliskie osoby, od których jest uzależniona. Przepraszam, może trochę nazbyt się uniosłam.
-
zalezna, teraz próbuje coś wymyślić, żeby Ci odpowiedzieć, ale z funkcjonowaniem mojego umysłu jest nie najlepiej (wszystko przez chorobę). Może zacznę od tego, co mi wpaja psychoterapeutka, że przypięłam sobie etykietkę osobowość zależna i ona mnie tak straszy. Widzę, że sporo przeczytałaś na temat osobowości zależnej, wiesz czym się charakteryzuje itp., a jednocześnie ta wiedza jest wiedzą trudną, sprawiającą ból. Bo co z tego, że wiemy co nam jest, jak nie potrafimy nic z tym zrobić, dołujemy się myślą, że jesteśmy zależne i przez to w sytuacjach społecznych nie stać nas na wyrażanie własnego zdania, powiedzenie o tym co nas boli, co nam się nie podoba, że postępujemy często wbrew sobie, bo tłumimy w sobie złość na drugą osobę, niezadowolenie, by tylko tej drugiej osoby nie stracić. Mnie psychoterapia grupowa w szpitalu uświadomiła, że powinnam być sobą. Osobowości zależne nie potrafią być sobą, nie umieją komunikować, że coś im się nie podoba, bo przez odrobinę niezależności posypie się wszystko, utracą czyjąś przyjaźń, czyjeś dobre zdanie, skończy się ich relacja z daną osobą. A tak wcale nie musi być. Nie musimy być podporządkowane nie wiadomo jak bardzo, nie musimy nie wiadomo jak bardzo być uległe. Warto drobnymi krokami walczyć o niezależność, której tak strasznie się boimy, przez która mogłybyśmy stracić w kimś oparcie/opiekę W ogóle z tego co piszesz wyłania się obraz osoby, która pomimo tego, że jest samotna pomimo tego, że żyje w symbiotycznej relacji z kimś. To takie moje skojarzenie. Można przyjaźnić się z kimś, budować symbiotyczną więź a mimo to być samotnym, bo nie chcemy, żeby dana osoba była do dyspozycji 24 godziny na dobę, w każdej chwili kiedy jej potrzebujemy, a to nie jest możliwe.
-
Nie bawmy się tutaj w stawianie diagnoz. Od tego są psychiatrzy i psychologowie. Jestem osobowością zależną, a nie bierno-agresywną. Osobowość bierno-agresywna (a miałam z taką do czynienia), ma problem z podporządkowaniem się. Ja takiego problemu nie mam, potrafię być uległa, potrafię komuś się podporządkować, z kim nie jestem na tyle blisko jak z moją mamą lub moim przyjacielem. Jeśli w moim otoczeniu są osoby, z którymi nie jestem wystarczająco blisko, których nie mogę kontrolować i których reakcji nie jestem w stanie przewidzieć, wtedy podporządkowuje się (mianowicie jestem miła, dobra, kochana, świetnie się ze mną współpracuje bo nigdy nie mam żadnych obiekcji, na wszystko się zgadzam). A kiedy stworzę relację z kimś, z kim jestem wręcz symbiotycznie zespolona, kogo bardzo dobrze znam, kto nie zrobi mi krzywdy, kto nie powie mi złego słowa (jestem strasznie wrażliwa na krytykę), wtedy nie waham się i potrafię takiej osobie nieźle dopiec.
-
Być może nie wszystkie osoby z tym zaburzeniem tak mają, ale ja z kolei jestem osobowością zależną z pewna skłonnością do dominacji wobec osób, od których jestem zależna. Kieruję wówczas mną przekonanie, że ta druga osoba, od której jestem zależna, staje się tak samo od mnie zależna jak ja od niej. Skoro łączy nas obopólna zależność, to ja w tej relacji mogę sobie pozwolić na wszystko, bo i tak tej osoby nie stracę. Miałam przyjaciela, od którego się uzależniłam, i przyznam, że parę razy po nim "pojechałam", bo pewne rzeczy ewidentnie mi się w nim nie podobały. Irytowało mnie jego podejście do szukania pracy i sympatyzowanie ze Świadkami Jehowy. Zabrakło mi taktu. Mogłam w inny sposób wyrazić moje zdanie, a nie tak bezpardonowo go atakować. Wspomnę jeszcze o tym, że wobec do mojej matki (od której jestem zależna) stosowałam zarówno agresję bierną jak i czynną, innymi słowy wyzywałam i biłam. Nienawidzę siebie za to, bo jeśli tak bardzo zależało mi na tym, żeby się od niej uwolnić powinnam była użyć innych metod. Ja jakoś nie tęsknie specjalnie za moim przyjacielem. Wiem, że ta przyjaźń też mi trochę w głowie namieszała, widziałam negatywne skutki przyjaźni z tym gościem. Początkowo miałam do siebie ogromny żal o to, że go niszczyłam psychicznie, ale potem poczułam ulgę. Właśnie paradoksalnie poczułam ulgę, bo się uwolniłam od relacji, w której się dusiłam. Ja też nie wiem w jaki sposób wypełnić sobie czas. Chciałabym się czymś zająć, ale nie jestem w najlepszym nastroju i wszystkiego mi się odechciewa. Tak bardzo chcę się rozwijać, fizycznie i umysłowo, a nie tylko bezmyślnie patrzeć się w ekran laptopa. Chciałabym tyle rzeczy robić w swoim życiu, być jak inni, którzy czytają książki, oglądają ciekawe filmy, słuchają fajnej muzyki, interesują się jakimiś dziedzinami wiedzy.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 7