Jeszcze 8 dni. 8 długich dni. Wiecie, że po 12 tygodniach poza domem w ogóle odechciewa się do niego wracać? Może to śmiesznie zabrzmi, ale już mówiłam mamie, że chciałabym zamieszkać w Warszawie na stałe.
Król Julian jest super.
Hmm, jakby to wytłumaczyć.
Boję się jej bardzo, stwierdzam że jest straszna, że mnie przeraża, że będzie źle, więc po jakimś czasie takiego myślenia nie chcę jej. To wynika z tego strachu.
Wiecie co? To żałosne! Moja potrzeba bliskości, potrzeba tego aby ktoś mnie przytulił i był przy mniej jest tak silna, że zastanawiam się czy nie dać szansy chłopakowi, ale nie temu w którym się zakochałam. Nie chcę złamać mu serca...
Nie jestem uzależniona. Ale mam stany gdy ta energia musi ze mnie ujść w jakiś sposób. Gdy za każdym razem jak zamykam oczy widzę swoją pociętą rękę...
Wiele osób ostatnio tchórzy... no najważniejsze, by to robić dla siebie.
Ja do mojej siostry nie potrafię się przytulić, i nie daję się dotknąć. Do mojej mamy niby też, ale lepiej mi idzie.
Rozumiem. Ja mieszkam w mieście, to widzę to inaczej, więc dlatego nie rozumiałam.
Karola, a na jakim oddziale? Na szóstce, czy zamku?
Do rodziny nie potrafię się przytulić. Mam jedynie kota. Ale to nie to samo..
Ja jednak widzę różnicę.
Nie robię, nie mam jak. A ta "energia" (niewiem jak to nazwać) nie ma jak ze mnie ujść
W Zagórzu walczyłam z tym. Waliłam w worek treningowy, rzucałam krzesłami na poduszki, przytulałam się do wszystkich, byli przy mnie ludzie. A teraz nie mogę zrobić ani jednej z tych rzeczy
kasiątko, a nie możesz iść bezpłatnie?
Co za wkurwiająca sytuacja. Muszę się pociąć, bo tak czuję, muszę, nie chcę, ale muszę, a nie mam czym. To grozi zwariowaniem.