Jestem ohydnie żałosna, i samotna. Chociaż wśród ludzi. Ale jednak sama. Mam dosyć, nie wiem sama nawet czego. Siebie, to napewno. Mimo wszystko nienawidzę siebie. Bardzo, bardzo. Obwiniam sie za wszystko, tak kurwa. Wszystko odbieram jakby było przeciwko mnie, tak kurwa. To miałam na wypisie, czy jakoś tak.
Nieważne. Chcę mieć po prostu spokój.
Ostatnio przyjaciel (nie facet, tylko przyjaciel) mamy zapytał, jakie mam marzenia. Powiedziałam że nie mam. Zapytał czemu. Nie odpowiedziałam. Bo co miałam powiedzieć? Że boję się marzyć, boję się chcieć, bo to i tak nie ma sensu? To miałam powiedzieć...?
Mimo, że usłyszałam że ze mną lepiej to nie uważam tak. Głupie. Bo może tak chcę zwrócić na siebie uwagę? To też słyszałam. Jakbym chciała, to bym nie siedziała i nie ryczała sama w pokoju (teraz tego nie robię aktualnie).
Chcę krwi, spokoju, i chcę się przytulić.
"Patrzę na Ciebie oczu swych nie otwierając, całuję twe usta ich nie dotykając..."