Skocz do zawartości
Nerwica.com

wyimaginowana

Użytkownik
  • Postów

    139
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wyimaginowana

  1. Przepraszam za ten atak. Po prostu czasem irytuje mnie swoja osoba. Rzeczywiście nie warto potwierdzać tamtej teorii po publikacji Cierpień młodego Wertera, dlatego szykuję odpowiedź, która może pobudzi do życia, ale na pewno nie zniechęci. [*EDIT*] oglądam niebo leżąc w wielkiej trawie słońce grzeje mocno aż przenika przez skórę zasypiam pieszczona w wielkiej obawie że zaraz się schowa za którąś chmurę i jeszcze czuję zapach przesuszonej ziemi jeszcze mnie łaskocze upierdliwa mrówka więc strącam ją szybko w pola zieleni lecz przeszkadza także łzawiąca spojówka wzdycham sobie pod nosem, ocieram policzek kołysana w melodii tjulania ptaków oraz szumu, co rodzi bystry strumyczek który biegnie zaraz za gęstwiną krzaków aż w końcu beztrosko zasypiam w upale śnią mi się głupoty, aż bym się zaśmiała lecz otwierając oczy wciąż całkiem ospałe dostrzegam postać, co znieruchomiała ktoś robi mi zdjęcie i zaczyna uciekać już sama nie wiem, czy to sen, czy jawa ale kiedy ja sama zaczynam szczekać wiem, że to tylko wyśniona zabawa Czy życie przypadkiem tak nie drwi? :)
  2. Ja niestety nie potrafię Ci pomóc, ale masz ten problem, co ja. Oiom napisał: [*EDIT*] Z mojego dzisiejszego spotakania nici. Fatalnie się czuję - fizycznie. Psychicznie całkiem w porządku, pomimo iż dokucza mi ból. A szkoda, bo dosyć fajnie zapowiadała się ta ostatkowa sobota.
  3. wyimaginowana

    Dobry wieczór

    Dobry wieczór, Jarek.
  4. Oiom, Mam wielu dobrych znajomych. To ja ich odsunęłam na bok, kiedy czułam się źle. Nie miałabym im za złe, gdyby nie mieli teraz dla mnie czasu. Jednak znalazła się jedna osoba, która uparcie prosi mnie o spotkanie - chłopak, z którym byłam kiedyś w związku. Umówiliśmy się na jutro. Nie wypisałam swoich zalet, bo ani nie przychodzi mi to z łatwością, ani nie sprawia przyjemności. Jeśli nie sprawia przyjemności - jest nieprzyjemne. Stąd puściłam to mimo uszu. Może jednak kiedyś tam uda mi się do tego zmobilizować. Nie, ale myślę, że jest to całkowicie zrozumiałe. Czuję się zależnie od sytuacji, które są między nami - mniej lub bardziej obojętna. Zawsze umiejscowiona gdzieś tam na końcu długiej listy. Jak zawsze, masz. Wyjechał w takim głupim momencie, kiedy go potrzebowałam. Zresztą, czy kiedykolwiek był odpowiedni moment na jego wyjazd? Chyba nie. Czułam się wtedy dziwnie. Trochę było mi smutno, trochę się cieszyłam. Nie bardzo potrafiłam zrozumieć dlaczego i na jak długo wyjeżdża. Obiecał, że będzie pisał listy i wysyłał paczki. Wtedy tylko to było dla mnie ważne. Miałam wtedy 9lat. Ale wiadomo - z biegiem lat paczki już przestały mi wystarczać. W domu pojawił się inny facet, który mnie ranił, a silnego i opiekuńczego taty zabrakło. Powtarzał, że zabierze mnie do siebie na wakacje, ale nigdy się z tego nie wywiązał. Po kilku latach zaczęłam wątpić w jego słowa z każdą coraz krótszą rozmową, coraz bardziej czułam do niego jednocześnie niechęć i wzbierającą miłość. Przez lata matka tłumaczyła, że musiał wyjechać i że bardzo chciałby wrócić, ale nie może. Że tęskni za nami i nas kocha. Moje stęsknione dziecięce serce łaknęło takich informacji. Ale... nasze stosunki są coraz gorsze. Nie potrafimy ze sobą rozmawiać, bo ani on nie zna mnie, ani ja jego. On zna mnie z obrazu, który nakreśla mu przeszłość kiedy miałam kilka lat, kilkunastominutowa rozmowa o pogodzie, zwierzętach i samopoczuciu, a przede wszystkim mój wuj. Ja znam go takiego, jakiego go pamiętam i jakiego czasem słyszę. Wolę pamiętać go we flanelowej koszuli i zawsze głośno się śmiejącego, jednak często jest tak, że widzę, iż ojciec wcale nie jest taki idealny, bo nie raz rani mnie prostym zdaniem, bezpodstawnym oskarżeniem, bądź po prostu tym, że mnie nie słucha. Kiedyś wysyłał paczki, pisał listy, kartki i dzwonił co kilka dni. Najpierw przestał wysyłać paczki (o co wcale nie mam do niego żalu), potem przestał pisać listy (o co mam ogromny żal), kartki przysyłał już tylko dwa razy do roku, później już tylko podpisywał się pod życzeniami. Dzownił coraz rzadziej, w końcu i kartki przestał wysyłać, a teraz dzwoni raz na tydzień, albo dwa na 5-10min. Najwięcej ma do powiedzenia, kiedy wypije. Wtedy dzwoni na godzinę i wyklina do słuchawki. Że Y ma beznadziejna pracę, że matka go ciągle prosi o pieniądze (co nie jest prawdą, bo nigdy nie zniżyła się do tego poziomu), że X przesiaduje tygodniami w swoim pokoju i albo jest w pracy, albo śpi. W końcu schodzi na mój temat i wydziera się, że nic nie wiem o życiu, a udaję taką dorosłą. Żebym poszła do pracy i zobaczyła jak wygląda prawdziwe życie (podczas gdy w zeszłym roku pracowałam 4mies. w drukarni - była to ciężka fizyczna praca), a zaraz że mam się uczyć, bo będę stara, a jeszcze będę harować na całą rodzinę, tak jak on. On mówi, a ja płaczę. Po godzinie mówi, że już kończy, a ja się cieszę myśląc, że zaraz odczuję błogą ulgę, że to już koniec rozmowy. Rzuca na odczepne: "no, kocham cię, całuski". Do tego ogranicza się relacja między nami. Rzeczywiście słyszę trochę o wschodniej kulturze, mało jednak o mentalności tamtejszej ludności. Może po prostu poczytałabym książkę, którą TY byś mi polecił :). Nie jestem zwolenniczką medytacji, bo nie cierpię ciszy. Mam niespokojną duszę i nie mogę długo usiedzieć w milczeniu. warzywo, Ech, byłam w takim stanie, że gdy wczoraj przeczytałam swoje wypowiedzi, to było mi wstyd samej przed sobą, że byłam tak zametłana, że posty stały się niepoukładanym zlepkiem słów. Ja uważam, że człowiek człowiekowi równy i każde jedno życie ma tę samą wartość. Nie rozumiem więc, dlaczego twierdzisz, że smutne jest, że to właśnie ja nie chcę żyć. Dumna z czego? Z tego, że jestem taka słaba, że nie mogę sobie poradzić z przeżyciem? Eeee... niedobrze... To dosyć podbudowujące, że interesuje Cię mój los. Myślę, że i na Twój porażający cytat z literatury moje wewnętrzne echo będzie skłonne Ci odpowiedzieć.
  5. Dzień dobry :) Przekonujesz mnie. Masz rację. To co? Może teraz powalcze? To, że się wyspałam (miałam cudowną noc bez żadnych tabletek) i Twoja stateczna postawa, Twoja wiara w to, że nie jestem stracona sprawia, że coś co wcześniej było niechciane - dzisiaj jest pragnieniem. Tak. Ale do tej myśli dołączyły także te, jak traktował mnie facet matki, jak ona mnie później, jak potraktował mnie Y i kim jestem dla mojego ojca. Nakreśliło mi to w oczach parszywy szary obraz człowieka samotnie siedzącego na pustyni, który żebra Boga o to by stać się potrzebnym. To będzie trudne. Tu: może nie chodzi o to, jak mnie postrzegają, tylko jaką rolę spełniam w (ich) życiu. Tak. Ale nie powiedziała mi tyle, co Ty. W ogóle niewiele wczoraj mówiła. Tak, do przyszłego. Chciałabym. Czuję, że mogę przenosić góry, ale już nie raz doznawałam tego uczucia, które zaraz przerywało poczucie dziecięcej bezbronności. Boję się szpitala. Chyba jedynym wyjściem jest iść wtedy do ośrodka, choć nie zawsze dyżur nocny ma psycholog. No kurdę, ja też chcę
  6. Czeeeść... 19. Naprawdę uważasz, że czuję się winna za nieprzespaną noc, reakcję wujka? Nie potrafię tego określić. Czułam się tak jak pisałam. Jak nikt. Dlaczego? No pewnie dlatego, że w jego oczach nie zasługiwałam na pomoc. Jeszcze potrafiłabym to przyjąć, gdybym prosiła o pieniądze na jakiś nowy ciuch czy kosmetyk, ale tu... Cokolwiek by to było - zauważyłam pozytyw. Albo posłużyłam mu do rozładowania napięcia, albo do sadystycznego poczucia satysfakcji w efekcie mojego cierpienia, albo w końcu do wyższości, której nigdy nie miał komu pokazać, bo nawet żonie nie podskoczy. Czyżby chciał się w ten sposób stać autorytetem? Może chciałby mieć posłuch? Urażona męska duma. Bez komentarza. Nie nie winię się. Wręcz przeciwnie - cieszę, że prawda nie wyszła na jaw. Niestety znów nie znalazłam na tyle odwagi, żeby powiedzieć jej o tej drugiej próbie. Powiedziałam natomiast o wczorajszym dniu. Przyznała, że rzeczywiście nie należał do udanych, że wujek zbyt dosłownie traktuje moją dorosłość. Następną wizytę mam w poniedziałek o 18,00. Wizytę u psychiatry w piątek - nie pamiętam. Chyba 17,00. Teraz czuję się dobrze. Stabilnie. Jakby wczoraj nie było. X mi pomógł. Od rana był w domu ze swoją dziewczyną. Robili obiad i było wesoło. Wyobraź sobie faceta, co nie odróżnia rondelka od patelki, krojącego paprykę do sosu A Ty? Jak się czujesz?
  7. Wczorajszy dzień był dla mnie dosyć ważny. Czułam, że pokonuję niewidzialną barierę. Bo chciałam zadbać o swoje samopoczucie. Poszłam spać pozytywnie nastrojona, ale po nocy, kiedy pogrożyłam się jedynie w półśnie, byłam zmielona jak świeża kawa. Byłam spięta i się spieszyłam. Kiedy zdałam sobie z tego sprawę, zaczęłam głęboko oddychać, zwolniłam i włączyłam miłą dla ucha muzykę. I już było dobrze. Jak dla mnie wystarczająco. Zaczęłam się cieszyć, że jadę do matki, że zrobię jej miłą niespodziankę. Ubrałam się i zahaczyłam jeszcze o bankomat. Od ponad pół roku wspieram green peace poprzez comiesięczną dotację. Jest to kwestia 35zł. I akurat tego dnia mi te pieniądze pobrali. Została mi jedyna dycha, za którą nie mogłam jechać. Wróciłam się więc do domu i poprosiłam wujka, żeby pożyczył mi chociaż te 20zł. Pożyczył mi kilka razy jakieś grosze i zawsze oddawałam na czas, więc nie sądziłam, aby i teraz mogłoby być inaczej. Ale było. Usłyszłam tylko: "Nie mam pieniędzy! Do pracy idź!" Rozryczałam się, bo cały mój plan legł w gruzach. Czułam się jak nikt. Wiedziałam, że on mógł pożyczyć mi te pieniądze. To nie jest majątek. Nie byłam warta nawet dwóch głupich dych, które zastąpiłyby mi największą albo najskromniejszą imprezę ze znajomymi, samotne upicie się czy cokolwiek innego, a podarowałyby najcenniejszy prezent, który chciałabym dostać tego dnia. Czy to tak wiele? Pogrążyłam się w nieustającym płaczu nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Ok 14,00 zadzwonił mój ojciec cały w skowronkach. Składał mi życzenia, a ja skupiałam się na tym, żeby szloch niechcący nie wymsknąl mi się do słuchawki. Odpowiadalam półsłówkami załamującym się głosem. Kiedy stwierdził, że chyba się nie wyspałam - szybko odpowiedziałam: "Nie, tato. Przeziębiłam się, wiesz?" -"Nie ubierasz się?" -"Po prostu wymarzłam." Czułam się jak tonący, który wie, że nie da rady dotkąć stopami dna. Szpital mnie przerażał, a nie mialam nic, co dałoby mi stuprocentową pewność, że nie przeżyje. Ten fakt jeszcze bardziej mnie załamał. Stało się. Na wpół przytomna przeżyłam tę noc. Co jest nieosiągalne? Nie wiem. Nie chcę chyba trafić do szpitala. Za niedługo wizyta u terapeutki. Spróbuję powiedzieć jej, co działo się wczoraj. Kiedy dzwoniła do mnie (wczoraj), żeby odwołać wizyte u psychiatry, to powiedziała, że poszukamy innego. Nie chciałam Cię wystraszyć. Chciałam tylko jednego. Przepraszam.
  8. Ech. Przeczytałam to dopiero teraz. Znam ten szpital i wiem, gdzie jest. Ale mniejsza o to. Wzięłam "troche" hydroxyzyny i przespałam całą noc. Z tego, co wiem to miałam gorączke. Teraz już lepiej. Ale to też nie ważne. Czuję się bardziej przyzwoicie niż wczoraj. Stan krytyczny minął. Chciałam tam wczoraj jechać - na babińskiego, ale przytłoczyła mnie myśl, że ciągle by ze mną rozmawiali psychiatrzy; ja bym odpowiadała całkiem poważnie, a oni by mnie nie zrozumieli. Dzisiaj mam o 19,00 wizyte u psychologa. Nie wiem, jak to będzie wyglądało. Pewnie całkiem normalnie, bo nie odważe się powiedzieć o wczorajszym wieczorze. Oiom, dziękuję, że byłeś. Ale może to nie jest warte zachodu. Na co Ci te myśli i nerwy?
  9. W tej chwili czuje, ze dotrwam do rana, ale przede mną cała noc i nie wiem jak będzie. Co jesli bd sie chciała przekrocze tę granice wytrzymałości w środku nocy? Ja wiem, co wtedy. Nie mam do niej prywatnego numeru. Mam tylko do ośrodka, ale nie chcę już tam spędzać nocy, to było okropne przezycie. Kot mi przeszkadza w tym stanie. Łazi po mnie i miauczy. Nie mam nikogo. Przy kompie tez nie moge być, bo stoi u X w pokoju.
  10. Chciałabym wrócić do tematu tamtej wizyty, ale obawiam się, że nie mam na tyle siły psychicznej. Nie mogę się zebrać i powiedzieć, co mi leży na wątrobie. Rozmowa nie nalezy do najłatwiejszych. Oczywiście, że byłoby to dla mnie zdrowsze, ale żyć dla samej siebie? Gdzie widzieć sens wstawania, co rano? Wiem, sens można znaleźć w pracy, w spełnianiu siebie i swoich marzeń. Ale takie powody niestety do mnie nie przemawiają. Trudny ze mnie zawodnik. Czy lubię siebie? Lubię. Ale tylko w tym dobrym nastroju. Lubię siebie w gronie znajomych, na mszy, lubię swoją wrażliwość i opiekuńczość, ale tylko do momentu, aż nie zaczynają być dokuczliwe. A może inaczej: lubiłabym siebie, gdyby poukładałoby mi się tak, że mogłabym być sobą. Czy jestem dla siebie dobra - ciężko powiedzieć. Może Ty wiesz? Aż takich zmian nastroju nie miałam już od dawna, pewnie przede wszystkim dlatego, że nie pamiętam, kiedy ostatni raz śmiałam się tak głośno. Jedno jest pewne - ten dzień był tak zły, że to tekli udało się mnie odciągnąć od różnych niebezpiecznych środków i narzędzi. Chciała się ze mną spotkać, podczas gdy ja zaczęłam się faszerować proszkami. Niestety nie udało nam się spotakć, ale za to Jej się nieświadomie udało odciagąć mnie od śmierci. Nie wiem na jak długo. Wizyta u psychiatry odwołana - zachorował. Zastanawiam się, czy się nie zgłosić do szpitala. Oiom, a nie śnią Ci się koszmary? Może jesteś aż tak zmęczony, że nie masz siły śnić? Ja w snach, co noc umieram kilka razy. Wiersz wyszedł słabo, ale tak już mam, jak pisze na szybko pod wpływem silnych emocji. Przepraszam w ogóle, że go wkleiłam. [*EDIT*] I... jak długo może trwać kilka godzin? [*EDIT*] Oiom? Przespałam ostatnie trzy godziny po zażyciu tabletek. Czy masz jakiś pomysł jak przetrwać tę noc ze swoimi myślami? Pewnie znów nie zasnę do 4 ...
  11. Odpisze Ci może wieczorem. Wybacz Oiom, ale czuję się okropnie.
  12. Sz kurde. Jeszcze mi się skasował post jak już go kończyłam pisać. Wrr. Od początku. Oiom, serdecznie dziekuję Myślę, że ocieplanie tych relacji jest jak praca Syzyfa. Czekam tylko, aż będę się mogła stąd wyprowadzić. Nie rozmawiałam z nią o tym, jedyne, co powiedziałam jej w gniewie to: "nie pij już więcej. Przyjechałam tu dla Ciebie." Ale ona walnęła kolejną banię - z tego, co widziałam już ostatnią, a ja z tym swoim gniewem spaczona cierpieniem poszłam do swojego pokoju. Kiedyś zaproponowałam jej, że może warto skorzystać z terapii, ale ona tylko odpowiedziała, że chyba sobie z niej żartuję, bo przecież nic się nie dzieje. Heh, jak sama nazwa wskazuje instynkt macierzyński nie jest czymś, co sie kontroluje. Takie pragnienie (?) jest we mnie od dawna. Kot jest dla mnie bardzo ważny, bo wzięłam go chorego ze schroniska tylko dlatego, żeby był sensem mojego życia. Wiem, egoistycznie. Po części się udało. Trochę mi pomógł, ale później to, że był nie wystarczyło. Jeśli chodzi o matkę - nie potrafię jej zostawić z problemem. To wszystko. Może rzeczywiście jest to opiekuńczość - nie wiem, bo działa podświadomie. Nie wiem też, jak to się stało, że wczoraj było tak dobrze, a dzisiaj tak dupiaście. Sama noc wystarczyła? Ty jak spałeś? [*EDIT*] Urodzinowy wiersz. zostanie rozdeptanych butów kilka par kilka już też znoszonych płaszczy a także kilka bezsensownych zdań co jak bezbronny już nie będą się płaszczyć na kartce papieru między bazgrołami których nikomu nie będzie się chciało czytać walcząc wraz ze swymi sumieniami schowają twarz w ręce, niewinnie poczną chlipać nieświadomi ciężaru, obarczeni winą wyrzucą buty stare i płaszcze wytarte słowa zaś spisane pośród kartek zginą bo ileż te słowa mogą być warte? Chyba nie tak powinnam pisać w tym dniu. Coś się popsuło. Bardzo.
  13. I nie żeby oczy były zwierciadłem duszy
  14. bedewere, to na szczęście nie nerwica, a depresja. Myślę, że gdybym ja powiedziała to samo moim braciom, to ośmialiby się zawstydzeni i temat nigdy by nie wrócił do naszych rozmów. Ja bym wolała, żeby przemówiły czyny, a nie usta. Usta mówią różne rzeczy - nie zawsze prawdziwe. Jestem po wizycie. Wciąż nie powiedziałam jednej rzeczy. Nie umiałam. Nie dzisiaj, kiedy tak dobrze się czuję, że aż promienieję.
  15. bedewere, ech. Dla mnie stało się to normalne, że moje życie rodzinne tak wygląda. Wiem jedno: że jeśli kiedyś będę miała okazję sprawdzić się jako matka, czy żona - nie zawiodę. Więź z moimi braćmi. Chciałabym, żebyśmy kiedyś byli tak blisko jak lata temu, kiedy mama nas w trójkę w jednej wannie kąpała. Albo jak graliśmy w "kluchy". Obojętne, może kiedyś znowu jakaś (nie daj Boże) tragedia nas złączy. Pozdrawiam też.
  16. Oiom ? Ty mnie zawstydzasz Przyjmijmy, że brat z którym mieszkam to X, a ten dtugi to Y. Najpierw urodził się Y, ale jak urodził się X, to ciotka zaproponowała mojej matce, żeby ta oddała jej tego drugiego syna. Nie stało się na szczęście tak. Moi rodzice i bracia mieszkali wtedy w tym mieszkaniu, co ja teraz, też razem w wujami, którzy już twedy chołbili X nadzwyczajnie. I tak przez całe lata. Gdy się przeprowadziliśmy do mojego domu rodzinnego wujostwo ciągle go zabierało do siebie, gdzie tu miał więcej atrakcji, niż w małej mieścinie. Może nie było tu ogrodu, ale duży ruch, kino i wiele wiele innych miejsc, w które go zabierali. Dobrze zaplusowali. Jak ja byłam jeszcze małą dziewczynką i rodzice mnie do niech na dwa dni przywieźli, to usłszałam: "Tylko nie licz na żadne prezenty, bo my nie mamy pieniędzy." Nigdy jednak nie żebrałam w sklepie, nie byłam też chciwa - nie wiem, skąd to niemilstwo się wzięło. Tak więc X był faworyzowany od samych narodzin, co i jego nie uchroniło przed dzisiejszą zgorzkniałością ciotki. Niby mówi do niego pieszczotliwie (podczas gdy chłop ma 24lata), ale z nim też nie potrafi rozmawiać. Kiedy jesteśmy w domu we trójkę: wujek, X i ja - i przychodzi ciotka to wszyscy zamykają się w pokojach. Najgorzej ma wujek - bo mają wspólny. Jednak i on nie jest w stanie wiele znieść, więc 3/4 dnia spędza na przedpokoju. Dostęp jest łatwiejszy, zawsze można coś zagadać. Jest humorzasty, ale to chyba należy do jego charakteru. Czasem można się dużo pośmiać, nawet z niego samego, a czasem strach cokolwiek mruknąć. Bądź, co bądź. I tak uważam, że z nim idzie się łatwiej dogadać. Kiedyś była jeszcze taka sytuacja, że piłam browara u siebie i bez pukania weszła do mnie ciotka i ryknęła, że ona "nie będzie mieszkać z alkoholikiem pod jednym dachem". Próbowałam powiedzieć, że "pije jedno piwo" (!), ale ona tylko wywrzeszczała: "popatrz na matkę! ja wiem, jak to się zaczyna." Zamknęłam się wtedy, bo pomyślałam, że jak wybuchnę, to w jednej chwili wyląduję na bruku. Zwykle jest tak, że przyjeżdzam do mamy, co dwa, trzy tygodnie. Dlatego, że chcę. Potrzebuję powiedzieć jej o najbardziej błahych sprawach. Czasem przyjeżdżam, bo ona tego chce. Tak było ostatnio. Było tak ciepło... 16st. a ja zamiast wytarzać się w trawie, pojeździć na rolkach, albo wyjść gdzieś na dlużej z kotem, to pojechałam i otworzyła mi drzwi kompletnie pijana. Z nim. Zwątpiłam. Myślę, że troszkę jej pomagam. Chociażby tym najkonretniejszym - że wciąż jestem. Że żyję, ale też, że pomimo iż nie mieszkamy razem, to nie zostawiłam jej z tym problemem. Moi bracia przez długi czas do niej nie przyjeżdżali. Było jej z tym bardzo ciężko, dlatego ja przyjeżdżałam ciężej. Pomimo tego, że jest chora, też normalnie odczuwa, a nawet nadwrażliwie. Więc jeśli tylko mogę jakoś pomóc - robię to. Czy jest coś czego nie zrobiłam? Tak. Sprawa w sądzie dla tego sk... . Ale i to dojdzie kiedyś do skutku. Wolałabym, żeby już mama przez niego nie cierpiała, ale jak tylko coś się stanie, to po raz kolejny wzywam policję, a z tego co wiem oni mają wtedy obowiązek zawiadomić prokuraturę. Mogę też pomóc jej finansowo, gdy tylko znajdę pracę, bo w obecnej sytuacji pomagam, ale to jest niewiele jak na to, żeby przeżyć miesiąc. Kąpiel i wizyta u psychologa. A co na śniadanie? [*EDIT*] Dodam jeszcze, że jutro są moje kolejne urodziny i jadę Jej złożyć coś a' la życzenia i gratulacje
  17. Oiom, zwróciłam uwagę, ale nie w ten sposób, co proponujesz. Oni nie mają w swoich dzieci i ciotce się troche w głowie "poprzestawiało". Całą swoją mądrość dotyczącą wychowania dzieci czerpie z harlequinów i tvn style. Czego więc można oczekiwać? Pracuje w księgowości, tj. ma najlepszą pracę z mojego otoczenia czyt. lepszą od matki, ojca, moich braci i wujka, i czuje sie z tym nad wyraz dobrze. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby i to nie odbijało się na naszych stosunkach. Kiedy rozmawiamy ona podnosi głos i nie pozwala mi dojść do słowa. Postępowo przestałyśmy ze sobą rozmawiać. Moja terapeutka poprosiła mnie, żebym zaczęła stawawiać małe kroki w celu ocieplenia tych relacji, jednak żeby móc to zrobić musiałam zacząć rozmowę, podzas gdy tylko się mijamy na przedpokoju czy w kuchni i rano rzucamy sobie wymuszone "cześć". Więc któregoś ranka zapytałam ją, jaka jest pogoda, czy ciepło, bo ona już wychodziła wcześniej. I tym swoim narastającym głosem jakby ktoś się bawił equalizerem wygarnęła mi, że mi przecież zawsze jest zimno, bo wasza rodzina już "taka" jest :| . Z akcentem na taka. Kiedy. p. psycholog poprosiła o spotkanię trio: z ciotką i wujkiem, to na nie nie przyszła. Czyżby jakieś obawy dotyczące przyczyn mojej "próby" samobójczej? Ingerujesz w moje sprawy? To w ogóle złe określenie. Ja bym powiedziała, że mi pomagasz i mimo pewnie małej ilości Twojego wolnego czasu wolałabym, gdybyś jednak poodpisywał mi jeszcze. Jesteś jak terapeuta :) Tak, powiedziałam jej o tym wszystkim na pierwszej wizycie. Na razie przywraca w moich oczach skrzywiony obraz rodziny i próbuje go nieco wypoziomować. Do "tamtych rzeczy" jeszcze na szczęście nie wracała.
  18. wojtala, urwać kontakt z rodziną? Nie wyobrażam sobie tego. Wytłumaczy mi ktoś, jak mogłoby to wyglądać? chmielo52, sens, sens... może gdzieś jest ukryty, ale i ja go nie mogę zobaczyć. Jedyne, co widzę pozytywnego w tym wszystkim, że to przeszłość, która wiele mnie nauczyła. [*EDIT*] Jak się z tym czujesz? Ja mam do siebie pretensje, że mi się nie udało.
  19. Oiom, każdego traktuję jako potencjalnego złoczyńcę, dopiero poznając osobę przekonuję się do niej. Ale myślę, że to mi nie szkodzi. Czuję się dzięki temu pewniej. Mieszkanie, w którym mieszkam to miejsce, gdzie czuję się bezpiecznie, ale niekomfortowo. Na szczęście mam swój pokój i w każdej chwili mogę się odizolować. Nie zawsze jednak udaje mi się uniknąć przykrych sytuacji. Szepty, które słysze przez ścianę i niemiłe uwagi. Mogę głośno włączyć muzykę, ale co z tego skoro tamto słyszałam? Wujostwo też przysparza mi wielu innych problemów, mianowicie pogarsza moje stosunki z ojcem, z którym i tak mam dosyć złe. Ojciec jak dzwoni to odbiera mój wujek, a na pytanie: "co słychać?" zaczyna na mnie skarżyć, że siedzę całe dnie w pokoju, że nie da się ze mną porozmawiać, że nie chodzę do szkoły. Więc, kiedy ja dostaję słuchawkę czuję się jakby bombardowało mnie kilka samolotów, choć to tylko mój ojciec, który dostał zbyt wiele zbędnych informacji, o które nawet nie zapytał. Jak już znajdę tę pracę, to planujemy wyprowadzić się stąd z moim bratem i wynająć we trójkę mieszkanie. Wtedy czułabym się bezpiecznie i jak sądzę bardziej komfortowo. wojtala, zdarzyło się w moim życiu jeszcze coś, co przyczyniło się do obecnego stanu. Podczas, gdy miałam 10-11 lat molestował mnie facet mojej matki. Kiedy się zorientowała nie zrobiła kompletnie nic w stronę, żebym czuła się dostatecznie dobrze. Wręcz przeciwnie stwierdziła, że ja go prowokowałam (!). A ja nawet nie wiedziałam do czego to wszystko służy. Niewiele się zmieniło, bo do tej pory jest z tym facetem, przez którego nie raz musiałam wzywać policję w środku nocy, a widuję go za każdym razem, gdy do niej przyjeżdżam. Rzygać mi się chce jak go widzę i nóż mi się w kieszeni otwiera, kiedy widzę go kompletnie pijanego, podczas gdy on bezustannie lustruje moje ciało. Obawiam się, że kiedyś przerośnie mnie to wszystko i chwycę za nóż. Walczyłam z tym wszystkim od lat i zdaję sobie sprawę z tego, że to przeszłość, ale wraca w myślach w teraźniejszości wyraźne są skutki znowu nie fizyczne, a psychiczne.
  20. Dzień dobry. Kompletnie nie wiem, jak się za to zabrać. Jako że ona nic o tym nie wie, ja muszę poruszyć temat. Rzeczywiście spróbuję sobie przećwiczyć tę rozmowę, zwizualizować. O tym drugim razie wie mój były chłopak. Znalazł mnie wtedy i w miare szybko podał węgiel. Przekleństwo. Teraz jednak nie mamy ze sobą dobrego kontaktu. Nie mam też nikogo, z kim mogłabym o tym pogadać. Obojętne mi jaka to będzie praca. Mam raczej wstręt do bliskich, a póki ktoś nie wie, co się dzieje i nie zadręcza mnie, to mi nie przeszkadza. Ja sobie wtedy zakładam kolorową maseczkę i wszystko staje się "normalne". Jeśli chodzi o wybór pracy, to nie chodzi o to, że nie ma w czym wybierać, ale ja mam nieskończone liceum. I to jest bariera. Tak. Dobry. Co mam jeszcze do dodania, to że wczoraj zadzwonił do mnie mój drugi brat, o ktorym jeszcze nie wspominałam i zaproponował, żebym się do niego przeprowadziła. Mama mu powiedziała, co się dzieje. Niestety on mieszka w pokoju jakieś 16m kw. i jeszcze ja i mój kot. Nie byłoby łatwo. Poza tym... nie ufam mu, boję się go. Półtora roku temu po jednej z domówek, którą zrobiliśmy jak byliśmy u mamy chciał mnie zgwałcić. Oboje byliśmy nieźle zalani, ja już poszłam spać i obudziło mnie jak na mnie wszedł. On miał więcej siły. Krzyczałam wtedy najgłośniej jak umiem, bo przeciez matka była tuż za ścianą. Nie udało mu się wyłącznie dlatego, że nie mógł poradzić sobie z moim paskiem. Poobijał mi twarz i nagle doszło do niego, co robi. Powiedział wtedy, że jak przestane krzyczeć, to mnie puści. Chwila minęła zanim opanowałam ten wrzask i mnie puścił. Jak się okazało moja mama wtedy bardzo mocno zasnęła, bo całą noc nie zmrużyła oka. Jednak pomimo iż miałam tam małe obrażenia, małe rozcięcie pod okiem, sińce itp. to w psychice mam uraz do dziś. Bo skrzywdziła mnie osoba najbliższa, której bezgranicznie ufałam. Teraz już nikomu nie ufam bezgranicznie. Jak zadzwonił powiedział też, że bez względu na to, co było - kocha mnie najbardziej na świecie, bo jestem jego jedyną siostrą i zabiłby się, gdyby "coś" mi się stało.
  21. świetny twór i moim zdaniem wygląda to jak paszcza psa, a dokładnie: Piesek Leszek, jeśli ktoś kojarzy
  22. mam to za sobą. brakuje odpowiedniego emota. nie bez powou zapytałam o sepse. ona długo nie męczy.
  23. Najlepiej zachorować na sepse. Ma ktoś? :]
  24. Więc napuszczam wody do wanny i włączam muzykę. Masz rację, że jest w stanie mnie to zająć. Zresztą lubię dbać o ciało, sprawia mi to przyjemność, poza tym jest czasochlonne. Nie rozważam wizyty u innego psychologa, bo nie chcę przechodzić kolejnej drogi poprzez opowiedzenie mu, co się stało. Co do psychiatry, to poszukam czegoś w necie i udam się w poniedziałek czy we wtorek. Nie szukam kogoś, dla kogo byłaby niezastąpiona. Nie rozglądam się i nie piszę ogłoszeń w necie, ale jest we mnie resztka nadziei, że pojawi się ktoś taki w niedalekiej przyszłości i osłoni mnie jak bańka mydlana, przed tą depresją. Trzymaj się ciepło. [*EDIT*] Po rozmowie. Wciąż nie odważyłam się powiedzieć, że dwa razy nie udało mi się siebie zabić, nie raz. Jak można być takim palantem? Może we wtorek z nią o tym porozmawiam, bo dowiadując się o powrocie myśli samobójczych, jako ostatecznym rozwiązaniu, zdecydowała, że spotkamy się już we wtorek. Nie wspomniałam wprost, że za wiele ode mnie wymaga w jednej chwili. Dałam jej do zrozumienia mówiąc, że nie chodząc do szkoły, czuję mniejszy niepokój, a także, że wszyscy wokół twierdzą, że wrócę do "dawnego życia" na pstryknięcie palcami. Nie była zachwycona, że rzuciłam szkołę, ale przyjęła to do wiadomości. W końcu to ja czuję, ile jestem w stanie znieść, a kiedy zaczyna mnie wszystko przerastać. Również ona sama zaproponowała mi wizytę u psychiatry z wieloletnim doświadczeniem, który przyjmuje w tym samym ośrodku. Zapisała mnie na czw. na 15.00. Odpowiedziałam jej na pytanie, jak chciałabym, żeby wyglądała ta najbliższa przyszłość. Teraz chciałabym mieć pracę - obojętne mi to- mogę być nawet odśnieżarką, od września chciałabym kontynuować szkołę zaocznie, ale - nie wiem, czy dotrwam do września... Dowiedziawszy się, że prowadzę pamiętnik zaproponowała, żebym założyła drugi zeszyt i prowadziła zapiski o tym, co dobre. Stwierdziłam, że to dobry pomysł, ale zanim wróciłam do domu - zdążyłam zmienić zdanie, że pomysł jest beznadziejny, bo przecież w tym zeszycie piszę również o tym, co dobre. Zwykle ogranicza się to do podziwu natury, kota itp. Ale jest. Rozmowę skończyła jak zawsze ona, pomimo iż została na nocnym dyżurze, co świadczyło o tym, że z nikim już nie jest umówiona. Jeszcze zanim na dobre się oddaliłam czując jak na łeb spadają mi ogromne krople z rynien, zastanowiłam się, dlaczego właściwie nie poprosiłam o to, żeby porozmawiała ze mną dłużej. Jednak nie wróciłam już.
×