Skocz do zawartości
Nerwica.com

wyimaginowana

Użytkownik
  • Postów

    139
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez wyimaginowana

  1. Rzeczywiście są rzeczy, których w niebycie na pewno nie będzie. Chociażby wspomniany już przeze mnie zachwyt, czy uczucie szczęścia doświadczone w objęciach ukochanego. Jednak nie zdarzyło się jeszcze nic, co wynagrodziłoby wcześniejsze lata, albo chociaż wystarczająco je przykryło. Terapeutka, z którą jestem dzisiaj umówiona nie przekonała mnie, że warto tutaj zostać. Czeka mnie rozmowa, która zadecyduje, czy będę do niej wciąż przychodzić, czy zrezygnuję z wizyt i zacznę żyć jak ostatnio - na chybił - trafił. Na początku bardzo dobrze się czułam bez tych spotkań, ale nie bez przyczyny znalazłam się na tym forum. Bo w ciągu ostatniego tygodnia, z dnia na dzień czuję jakby ubywało ze mnie siły. Nie wiem, co będzie za tydzień. I tak właśnie zaczyna się "ten" stan. Co najgorsze - nie boję się śmierci, a widzę w niej kres zła.Na tym forum rzeczywiście są ludzie, którzy wyzdrowieli i wiadomo czemu nie ma tych, którym się nie udało. Może gdyby był ktoś, dla kogo byłabym Kimś... Są ludzie, dla których jestem ważna, ale nie niezastąpiona. I nawet mam kota, który mnie kocha, jednak i on podczas mojej nieobecności siada na obcych kolanach. Gdyby zdrowie mi wtedy pozwalało na pewno użyłabym innych środków, żeby tylko nie być. Kiedy czas choroby minął - życie na moment stało się obojętne. Nie działo się nic dobrego, ani nic złego. Jednak, kiedy nie dzieje się nic złego - dla mnie to jest dobry czas. Niestety czas ten nie trwał długo i znowu wszystko sie sypie bez końca.
  2. Myślę, że widzę taką różnicę, jednak zbyt wiele ludzi jest koło mnie, którzy mnie właśnie atakują. Myślę, że nie są w stanie pojąć, że może ich dotyczyć taki problem. Mówię o rodzinie. Rzeczywiście nie odpowiadam za to, że matka ma problemy z alkoholem i nie tylko, ale zawsze staram się ją tłumaczyć. Na ost. wizycie terapeutka chciała, żebym się trochę pogniewała na swoich rodziców - jak to określiła. Nie cierpię manipulacji. Nawet jeśli miałaby mi pomóc. Jeśli chodzi o mieszkanie, to wyprowadziłam się jak tylko nadarzyła się okazja, czyli w momencie, kiedy kończyłam gimnazjum pod pretekstem znalezienia lepszej szkoły w krakowie. Podejrzewam, że gdybym tam została pare mies. dłużej również doszłoby do próby samobójczej. Jak widać śmierć mnie goni. Myślę, że będąc w stanie totalnego rozpadu nie jestem w stanie podjąć odpowiedniej decyzji. Za to mogę ostateczną, która na pewno źle nie wpłynie na moje życie, bo już go nie będzie. Nie wiem, jak TAM jest, ale mam nadzieje, że nie odczuwa się żalu itp. złych uczuć. Jeśli chodzi o rodzinę, którą bym tu zostawiła - wiadomo, że każdy samobójca jest egoistą. Przynajmniej w obliczu śmierci. Myślę, że w takim stanie w jakim byłam mój instynkt samozachowawczy został zachowany, gdyż udałam się w miejsce, gdzie mogłam doznać ukojenia. Jednak jeszcze nie było mi to dane. Odkąd zaczęły się problemy w domu, miałam wtedy 9lat spostrzegłam, że życie to coś trudnego. Coś co uwikłane jest w nieszczęściu. Przekonywałam się o tym z roku na rok, kiedy to po każdym dramacie mówiłam sobie, że swoje przeżyłam i niemożliwe jest, żebym mogła doświadczyć jeszcze więcej. Kiedy to znów działo się coś okropnego. Wtedy zwątpiłam i wątpie po dziś dzień. Nie czuję sie bezradna, bo życie jest w moich rękach. Czuję się bezbronna, bo wiem już, że cokolwiek nie zrobię, którędy nie pójdę, to znów coś na mnie spadnie. I aż boję się pomyśleć, co tym razem. Nie ukrywam, że zawsze miałam plany, które wybiegały gdzieś w odległe czasy. Rodzina i te sprawy. Czyli było dobrze i życie postzegalam jako jakiś fajny epizod. Domek, pies, mąż i dzieci. Jednak zaraz potem przychodziła świadomość, że chyba zbyt idealizuje to wyobrażenie. Nie tylko koleżeńska pomoc, bo jak się okazuje potrzebowałam tego. A powiedz mi, kim jesteś? :) Na to odpowiedz na priv.
  3. wyimaginowana

    obcy

    Tak jak napisałam. Kwestią porozumienia jest to, z jakim człowiekiem masz do czynienia. Też nie możesz powiedzieć, że każdy kolega mógłby Cię rozumieć lepiej niż brat, ojciec, czy tam matka, bo i nie każdy "kolega" jest dobrym człowiekiem, choć w Twoim przypadku możnaby polemizować. Wyjaśnie, kto w moich oczach zasługuje na miano dobrego człowieka: dla mnie jest to ktoś, kto odnosi się do Ciebie z szacunkiem, jest wyrozumiały i pomocny, a nie jak w Twoim przypadku - Twoja matka, gdy przybija Ci kolejne gwoździe do trumny.
  4. wyimaginowana

    obcy

    To, że ktoś jest Ci bliski nie znaczy, że jest dobrym rozmówcą. A w Twoim wypadku, że jest w ogóle dobrym. Ja uważam, że więzi krwi nie zoobowiązują do tego, by relacje były "udane".
  5. wyimaginowana

    Książki

    Ja polecam książkę "Wirus samotności" W. Kruczyńskiego. Opisuje źródła oraz metody zwalczania. Uświadamia również, że oprócz złej samotności jest również ta dobra. Jak yin i yang.
  6. wyimaginowana

    Odrobina poezji

    Ja mogę wstawić coś swojego i poddać się szczerej ocenie, bądź po prostu sprawić ową przyjemność/nieprzyjemność z przeczytania. To jeden z moich pierwszych białych wierszy: znowu pijesz a ja bezbłędnie cię naśladuje mała jak te litery składam w nic nieznaczące słowa które prawie bezboleśnie kreśle na zabrudzonej kartce słaniasz się po domu jak zbłądzone myśli doszukując się przeszłości w zakurzonych rzeźbach zabrudzonych ścianach które straciły żywe kolory sadza sos krew komara na popękanym suficie otwórz okno na oścież niech świeże powietrze zszarzałym oczom wróci kolor dłoniom chęć walki rozbudzi w tobie życie 6.II.2009 Albo coś bardziej optymistycznego: wysokie jest niebo bo śmiejesz się znów kalendarz począł gubić wyliczone dni wrzesień znowu zawitał do snów na linii widnokręgu słońce się skrzy liście na wietrze dynamicznie łopoczą rzeka szumi i cicho gwiżdże wiatr psy w ogrodach szczekają żaby rechoczą że znowu odrodził się świat znów chce sie śpiewać i skakać pod niebo udawać wariata nieprzytomnie żyć dopóki nie zrodzi się znowuż : dlaczego gdy chce po prostu spokojnie śnić 27.I.2009 [*EDIT*] Trochę poprawiłam: chce jeszcze zobaczyć wyrazy twarzy ludzi pośpiesznie goniących by zdążyć niebo błękitne bez żadnej skazy które nad głową już nie będzie ciążyć chce jeszcze usłyszeć dźwięki silników cicho mruczących na czerwonym świetle trzepot ptasich skrzydeł pośród promyków co padają na moje rodzinne osiedle chce jeszcze powąchać każdy kwiat ogrodu albo chociaż zupę świeżo gotowaną czuć zapach traw, choć gnojownika smrodu chcę doświadczyć zanim płuca oddychać przestaną chce jeszcze dotknąć płatków róż czerwonych albo chociaż sprawdzić jak twarda jest ściana aksamitem dłoni zmarzniętych umęczonych zobaczyć czy bardzo będzie boleć rana zanim umrę - zapamiętać jak smakuje życie jaki zapach miało gdy budziłam się rano jakie skutki były, gdy przegięłam z upiciem gdy z armią nieszczęść na mnie napierano
  7. no cześć, cześć. miło, że jest odzew. SZUKAMPOMOCY79, może i śliczne, ale dlatego, że zdjęcie jest ciemne
  8. Oiom, Nie, przeszkadzała mi jedynie jej dominacja, do czego doszłam właściwie przedwczoraj. Że to było istotą tego, że trochę się przed nią zamknęłam. Obojętni mi są ludzie, nawet ci pozornie bliscy, podczas gdy widzę, że : tym to życie jakoś idzie. Też inna sprawa, że nie rozmawiam z nimi, a ona tak emanowała pewnością siebie, aż zalatywało zarozumiałością. Może to tylko ja jestem takim odbiorcą. Rozmawiając zawsze odpowiadałam na pytania wyczerpująco. Nigdy nie padło takie, jak podobają mi się te spotkania, więc i ja nie wchodziłam na ten temat. Zresztą sądziłam, że nie mogę mieć do niej pretensji o to, że ode mnie wymaga. Jeśli chodzi o tematy, które poruszam w pamiętniku, czyli często to, co jest mi przeszkodą, to rzeczywiście zauważam pewne nieprawidłowości, chociażby taką, że robię za opiekunke rodziny i całą odpowiedzialność biorę na siebie. Nie robie tego wbrew sobie, ani po to by komuś pomóc. Robię to odruchowo. Widzę ten błąd, który uświadomiła mi akurat terapeutka, ale kompletnie nie wiem, jak się go pozbyć. Dodam jeszcze, że nie potrafię nie troszczyć się o najbliższych, cedzić informacje tak, żeby ich nie zaniepokoić, czy nie zranić. Prosty przykład, kiedy terapeutka dodatkowo chciała skontaktować się z moją matką, a ja nie chciałam tylko dlatego, że kompletnie by się załamała dowiadując się, że niewiele brakowało, żeby mnie już nigdy nie było, co zapewne skutkowałoby w tym, że znów zaczęłaby obficie się upijać. Tak więc jestem w takiej wielkiej kropie O i najlepiej bym się tego nie tykała, choć powiem, że życie rodzinne przysparza mi chyba najwięcej trosk. Cały horror zaczął się w domu, który matka nazywała azylem. Jak klatka śmierci. Jeśli chodzi o podświadome pogłębianie depresji, to oczywiście mnie dotyczy. Szczególnie właśnie na tle muzyki i literatury, jednak nie wyobrażam sobie słuchać disco polo, podczas gdy czuję, że coraz ciężej ze mną. Teraz to czuję. Wybrałam ten wiersz dlatego, że ma mądrą treść ubraną w piękne słowa. Chciałabym, kiedyś tak napisać, choć nie mam kompleksów, co do mojej twórczości. Piszę od kilku lat i wiem, że potrzebny jest warsztat, to też widzę postępy, co zachęca mnie do dalszego pisania. Oczywiście większość moich wierszy jest o zabarwieniu pesymistycznym, co pomaga rozładować mi tę czarną rozpacz. Zwykle ludzi, którzy to czytają nie rusza tak pointa, jak właśnie odzworowanie uczucia. Niewazne :] Co do tego, że przyjmuję, że to jest choroba - to właśnie nie bardzo. Nie zostałam "powołana do życia" dlatego, że chcialam i uważam, że mam wolny wybór : chcę żyć, czy nie. Ponadto dlaczego chęć do życia określana jest jako norma, a niechęć jako coś nienormalnego? Poszłam wtedy do tego ośrodka, bo wiedziałam, że jak mnie ktoś nie zatrzyma, to znów to zrobię i zrobiłam. Jak stamtąd wyszłam. Powiedziała mi wtedy, że jakby coś się działo, to żebym od razu przyszła i działo się cały czas, ale nienawidziłam życia i jak przeżyłam to znienawidziłam je jeszcze bardziej. Siebie za to, że nawet nie umiem się zabić, a życie za to, że tyle problemów sprawia odebranie sobie jego. Wczoraj miałam podły nastrój. Najpodlejszy chyba od tamtego czasu. A teraz siedze jak na szpilkach, bo chyba obawiam się, że zbeszta mnie, że rzuciłam szkołę i jeszcze nie mam pracy + że przestałam do niej przychodzić. gosiavongosia, skoro rzeczywiście tak jest, to ułatwia mi to dostęp. A... wiesz, że nie wszyscy z tego wychodzą? Bo ja mam właśnie taką świadomość. bedewere, wow, komplement: jesteś taka młodziutka :). No. Jestem. A czuję się jak emeryta. I zawsze marzylam o tym, żeby być mamą.
  9. gosiavongosia, do tego psychiatry rzeczywiście nie poszłam już ani razu. Sprawa z informacją wyglądała następująco: jako że nie mieszkam już z rodzicami, a u wujostwa z moim bratem, pani psycholog po długim naleganiu zdobyla ode mnie przyzwolenie na tel. do brata - koenicznie chciała rozmawiać z kimś, z kim mieszkam. Wtedy już mi wszystko było obojętne, bo stwierdziłam, że sytuacja wygląda jeszcze gorzej niż wcześniej. Mój brat nie odbierał, więc skonsultowała się z wujostwem. Nikt nie wiedział, że jak tylko wyszłam z ośrodka, to znów próbowałam się zabić i znów się nie udało; tym razem ze względu na to, że już po kilkudziesięciu tabletkach, które w połączeniu z alko zaczęły działać, miałam odruchy zwrotne. Wykonała jeszcze tel. do szkoły w celu rozmowy z pedagogiem szkolnym, co by zwrócić na mnie szczególną uwagę i poprosić nauczycieli o łagodniejsze traktowanie. Dodam, że wtedy grozili mi usunięciem za ilość nieobecności. Jeśli chodzi o leki, to najpierw muszę udać się do internisty po skierowanie, bo nie bardzo mnie stać na prywatne wizyty u psychiatry.
  10. wyimaginowana

    ee?? dzień dobry?

    Chciałam się przywitać, bo tak nakazuje wpojona mi kultura osobista. To też głupio bym się czuła, gdybym tego nie zrobiła. Witam więc Was serdecznie. Mam na imię Kamila i strasznie się pogubiłam. Nie będę Was wszystkich tym zadręczać, acz tylko wybranych którzy zechcą czytać "mój bełkot". Jestem wdzięczna, że "Ktoś" założył takie forum. Myślę, że dużo się stąd dowiem, jak i znajde odpowiedzi na wiele nurtujących mnie pytań. Do zagadania PS/ no i mam to za sobą
  11. wyimaginowana

    [Kraków]

    http://www.oik.krakow.pl/index.php?sVer_l=pl tu możesz się zgłosić o każdej porze dnia i nocy. ja tam chodzę na psychoterapię. nie mam doświadczenia z psychologami, ale mogę Ci polecić kogoś dobrego w moich oczach. pisz na pw.
  12. Oiom, witam. z psychologiem umówiłam się na piątek, ale dlatego, że to ona zadzwoniła, żeby zapytać, co się dzieje. Dostrzegam fakt, że ... chyba nie był jej obojętny mój los, a już na pewno, że zastanawiała się, czy coś się nie stało. Tak samo wtedy, gdy się mną zajęła i nie chciała wypuścić, bo wiedziała, co sie wtedy stanie, jednak nie miała aż tak wielkiej mocy, żeby mnie umieścić w szpitalu. Gdyby była ze mną w gabinecie u psychiatry na pewno bym tam została. Jeszcze nie miałam odwagi powiedzieć jej, co nie podoba mi się w naszych rozmowach, chyba właśnie poprzez jej dominację. Przez to, że miała nadę mną ogromną wyższość, bo czuła swoją wartość, a ja czułam, że nie jestem warta nic. Staram się odpisywać po kolei, co by się nie pogubić w wypowiedzi. Jeśli chodzi o pamiętnik, to prowadzę od wielu lat, niestety przed tym jak próbowałam się zabić zniszczyłam wszystkie swoje zapiski, ażeby w oczach bliskich zostać taką, jaką mnie widzieli, a nie jaką byłam w środku. Gdy tylko wróciłam do zdrowia fizycznego, na tyle by móc pisać - założyłam nowy zeszyt i kontynuję pisanie. Rzeczywiście czasem czuję ulgę, a czasem po prostu ogromne przygnębienie uświadamiając sobie pewne sprawy. Co do stylu mojej wypowiedzi, a zatem do Twojego komplementu, za który Ci dziękuję, to myślę, że istotą w porozumieniu jest dokładna informacja. Bez niej nie zdiagnozuje się problemu, ani nie da sie dobrej rady. Nie wiem skąd się to u mnie wzięło. Prawdopodobnie z doświadczenia, gdy widząc, że moja matka strasznie cierpi nie dostawalam odpowiedniej ilości informacji, żeby pomóc jej mentalnie, czy choćby skierować się w odpowiednią stronę. Co innego, że należę do ludzi empatycznych, co ułatwia mi twórcze życie. Przechodząc do Twojej kolejnej uwagi: piszę wierszę, co daje mi raz na jakiś czas taki zastrzyk poczucia, że jednak kimś jestem, widząc postępy. Zrobiłam kiedyś album na zdjęcia, świecznik czy wielki obraz z jesiennych liści. To wszystko pokazuje mi samej, że nie jestem prostym człowiekiem, ale w obliczu śmierci tego wszystkiego nie ma. Co do cytatu, to myślę, że jest we mnie pragnienie życia i spełnienia zawsze snutych marzeń. Napisałam ja, ale chyba dyktowała mi to podświadomość. Odpiszesz mi?
  13. dziękuję, że odpisałaś. nie jestem w tym momencie w stanie krytycznym, nie tak jak przed popełnieniem samobójstwa, kiedy miałam już wszystko gotowe i trzęsłam się szukając w necie jakiegoś ośrodka interwencji kryzysowej. znalazłam go i poszłam w środku nocy. rano przyszła właśnie pani psycholog i skierowała do psychiatry. psychiatra dopiero się uczyła, nawet mnie nie słuchała, więc nie trudno mi było się wybronić przed szpitalem. w ośrodku wszyscy się zdziwili, dlatego tez chcieli, żebym do nich przychodziła. ale jak tylko mnie wypuścili stamtąd informując dom i szkołę nie wyobrażałam sobie jak to będzie. że będą mnie traktować jak wariatkę, a potem obchodzić się jak ze szkłem i cedzić słowa przez najdrobniejsze sitko. teraz nie wiem, czy dobrze się stało, że nie wylądowałam w szpitalu. wiem, że jedynie to mogłoby zapobiec temu, że próbowałam drugi raz. jedynie zamknięty pokój czy nawet pasy mogły mnie wtedy powstrzymać. teraz czuję się jakbym stała na cienkim lodzie. a on zaczyna pękać. zastanawiam się, czy psychiatra przepisze mi tak silne leki, podczas gdy mam 19lat. może gdy mnie wysłucha... wtedy powinien uwierzyć, że nie wyolbrzymiam. bo problem istnieje od dawna.
  14. Wytaraskałam się po drugiej nieudanej próbie, kiedy chciałam się zabić. Nie ma chyba nic gorszego, kiedy pojawia się świadomość, że się nie umarło. Że upracie wciąż się żyje. Grudzień, styczeń, luty. Trzeci mija już miesiąc, przestałam chodzić na psychoterapię ze zwględu na to, że miałam już dosyć tego pośpiechu, gdzie psycholog ciągle ode mnie czegoś wymagała. Oczekiwała ode mnie, że w jednej chwili naprawię stosunki z wujostwem u którego mieszkam, z ojcem, którego nie widzę ponad 10lat, poprawie oceny tak, ażeby na semestr dobrze wypaść, a do tego znajdę pracę na popoludnia, bądź weekendy. Wiem, że nadmiar wolnego czasu zmusza człowieka do myślenia, które nie zawsze działa na korzyść. Nie mam kontaktu z psychologiem od trzech tygodni. Rzuciłam szkołę, bo uważałam, że nigdzie mi się nie spieszy, a chodzenie do niej przysparza mi wielkiego niepokoju. Jeśli chodzi o farmakologię, to zażywam hydroxyzynę. Pomaga mi spać, w ciągu dnia zażywałam na początku, ale kiedy zaczęłam wracać do życia, to przestałam, żeby trzeźwo w nim uczestniczyć. Oczywiście wszyscy bliscy wokół mnie smędzą, żebym się zabrała do życia jak gdyby nigdy nic się nie stało. Czuję, że jest ze mną trochę lepiej. Zdarza sie, że coś mnie cieszy, wywołuje zachwyt, tęsknotę i ulgę, że mogę to widzieć, czy przeżywać. Jednak, jako że depresja jest chorobą psychiczną i nie można jej wyleczyć jak zapalenia płuc, czuję że wracają do mnie samobójcze myśli, gdy tylko nie mogę sobie z czymś poradzić. Kiedy nie potrafię się zmierzyć z decyzją, z przerażającą przyszłością. Obawiam się, że wraca znów taki stan jak kiedyś. Że zaskoczy mnie pewnej nocy, spadnie na mnie przygnębienie i brak wiary. Bezsilność i zwątpienie. Nie chcę już chodzić na terapię, bo nie cierpię, kiedy psycholog uświadamia mi stan rzeczy, który jest czarny jak smoła. Pytanie mam takie: może wie ktoś z was, z autopsji, jak zrobić, żeby nie czuć się już tak podle i co najważniejsze, nie uciekać w stronę śmierci, której ja się nie boję. A wolałabym się bać.
×