Skocz do zawartości
Nerwica.com

muriel

Użytkownik
  • Postów

    116
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez muriel

  1. a ja się nie pochwalę wczoraj sobie pocięłam całe łydki.... w zasadzie nie czuję nawet żalu, jak o tym myślę, wręcz jakieś zadowolenie (jakby było z czego ) Dziś znowu chcialam, ale jakoś na razie się opanowałam.... Było mi/jest smutno strasznie. Nie wiem co ze sobą zrobić. nienawidzę siebie, swojego ciała, swojego życia
  2. głowa do góry Venus, ja też nie mogę, a jeszcze żyję Boszsz, wczoraj znowu zrobiłam sobie krzywdę, tak mi źle było.... A dziś też nie lepiej, płakać mi się chce..
  3. gohai, rok-dwa, to wcale nie tak długo, optymistko ja czekam półtora i jak na razie, na nic się nie zanosi (tzn. jednego bym w zasadzie zechciała, ale nie wiem czy jest ideałem i aktualnie zajęty ). ja to już się czasem zaczynam bać, że mnie staropanieństwo czeka albo coś równie nieciekawego
  4. ja bym "zaszantażowała" ojca skoro chcą rodzice, zeby ich dziecko było "normalne", to zagroź, że jak cie nie zabiorą do psychiatry lub psychologa, to nie pójdziesz na bal... Może podziała, bo nie sądzę, zeby się z tego ucieszyli Dzialaj zdecydowanie
  5. bardzo dobrze, namiestnik pulwer ma właśnie straszny problem, ale na pewno "ważniejszy" niż inni
  6. Matilde, ja czuje podobnie, staram się o tym nie myśleć, żeby się nie dołować jeszcze bardziej. nawet nie mam ochoty się starać, wychodzić, itp. Bo jak w ciągu roku poznałam iluś-tam facetów, z planem obastronnym nie kumpelstwa, ale jakiegoś "związku" i po półgodzinnej rozmowie (całkiem konkretnej) wszyscy nagle okazywali się żałosnymi "pierdołami" totalnymi ewentualnie chamami, to po prostu już wolę wszystkich z założenia olewać i unikać poznawania kogokolwiek. Po prostu nerwy mogą wysiąść Psycho-logic, ty sie tak nie przejmuj swoim wzrostem. Faktycznie jesteś młody, może jeszcze wyrośniesz, poza tym to nie tak mało. przeciętna dziewczyna ma około 160-165, z tego co zauważyłam a często zdarzają sie też niższe.... i to nie ma bardzo znaczenia, mam takiego kolegę, który jest też raczej niski, do tego drobny, chudy, ale jakoś wyjątkowego problemu z dziewczynami nie ma. Chodzi o to, zeby być interesującą osobą. faceci"drobni" i umięśnieni są milion razy bardziej seksowni, niż tacy z przelewjącym sie tłuszczem swoją drogą, zajeb.... ogłoszenie matrymonialne. podbijaj nim świat ja nie skorzystam, bo już latka nie te
  7. pulver, jak w ogóle możesz kogoś nazywać symulantem i oceniać?? nikogo z nas nie znasz, poza tym, chyba lekarzem nie jesteś. zachowaj swoje opinie dla siebie, bo rozmowa nie polega na wzajemnym obrzucaniu się błotem zachowujesz się jakbyś był ideałem, i tak, z pewnością, nie zmienisz swojego podejścia, ale daj zyć i pisać co chcą innym, którzy sie za ideały nie uważają to tylko tyle, bo nie mogłam się oprzeć wracamy do tematu....
  8. ja spotkałam się z innymi opiniami nie to, żebym sama jakoś wyjątkowo w strażakach gustowała Psycho-logic, mnie chodziło o to, że waga bee może być niebezpieczna dla jej zdrowia.... A kwestia wyglądu i "przyciągania' facetów, to zupełnie co innego. Wiem, że ty możesz lepiej ocenić męskie gusta niż ja . ale z tego co rozmawialam z kolegami, zdaniem jednych jakaś-tam kobitka będzie w sam raz, a z kolei zdaniem kogo innego, będzie już "przy tuszy" i tak samo odwrotnie... Dyskusja się zrobiła z tego jak nie wiem co No i też fakt, że bee nie narzekała na brak zainteresowania jej osobą (nie wiem, czy czytałeś jej poprzednie posty), tylko na to, że spotyka nieodpowiednich... Więc po co ma "zwabiać" jeszcze większą ilość "zbędnych" amantów
  9. bee, ja tam ci zazdroszczę, mnie nerwica odwrotnie "traktuje", nie mogę przestać jeść no i niestety tyje jak głupia, gdy się nie pilnuję nie jesteś anorektyczką, ale fakt, że strasznie mało ważysz. Według jakiś tam standardów, np BMI, to się już kwalifikuje chyba jako skrajne niedożywienie (sorry, nie chce mi sie teraz przeliczać ). to nie jest, broń boze , twoja wina, ale może fakt jakieś leki na przybranie odrobinkę, bo za mało jak się waży, to się problemy z serduchem z tego tytułu mogą pojawić.... Ps. to nie ma nic wspólnego z tematem facetow
  10. milenka, moja studniówka była w porządku, wybawilam się nieźle u mnie też alkohol był zabroniony. trzeba się jakoś z ludźmi dogadać kto coś "wniesie" ale tak naprawdę, to tylko straszyli, nawet torebek nie sprawdzali. faktycznie, jak kogoś "złapali" to zabierali... Dzięki temu na stole nauczycieli nie brakowało alko a z wejsciem, to fakt, może być ciut stresujące... nie chcę straszyć, ale u nas kamerowali wchodzących. Lepiej bądź przygotowana na takie rewelacje. Najlepiej sie umówić i wejść w kilka osób, grunt, żeby nie sama... spróbuj się wyluzować na początek, potem dobrze bedzie. wszyscy są mili, pozytywnie nastawieni, itp.
  11. eee, ja myślę, że niekoniecznie. tzn też uważam, że jestem za dobra, chociaz nikt mi o tym nie powiedział nie chcę się tutaj wychwalać siebie, ale w momencie gdy mi na kimś zależy, już bardziej, gdy czuję, ze jest to "coś", angażuję się, po jakimś czasie związku, zaczynam się po prostu za bardzo troszczyć o tę osobę... Jakby trochę "matkować" nie, żebym ograniczała kogoś, nie wydaje mi się. po prostu jakby bardziej mi zależy, zeby drugiej osobie było dobrze, zapominając o sobie. co nie jest dobre, bo potem zaczynam być olewana, moje [ptrzeby przestają się liczyć niestety nic na to nie poradzę, chociaż może kiedyś coś zmienię. Jak już mówiłam, tak się dzieje po dłuższym czasie w związku... i też chyba jestem za wybedna Więc aktualnie tak chcę tego kogoś znaleźć, a tu kit Inna sprawa, że spotykam samych idiotów ktoś wydaje się fajny przez pierwsze pół godziny rozmowy (wręcz zajebi...), a potem nagle dostrzegam, że facet jest kompletną pierdołą albo chamem i "burakiem" Ehh, życie... czasem tracę już nadzieję, a latka lecą...
  12. tekla, postanów bardzo mocno, i nie wychodź, spróbuj, tylko tak BARDZO MOCNO
  13. Ka_Po, ja niby nigdy nie uczęszczałam na grupową, więc w zasadzie moze się nie powinnam wypowiadać ale trochę rozmawiałam z ludźmi, czytałam o tym... I wynika z tego, ze tak naprawdę terapia ma pomóc w końcowym rezultacie, co nie znaczy, że w trakcie ma być przyjemnie. słyszałam właśnie, że "dobra' grupa, to taka, która nie "odpuszcza" chodzi o to, żeby poznać swój problem, jego przyczyny i sposoby radzenia sobie. a także, żeby przestać się przejmować, umieć sobie "olać" takie uwagi od toksycznych osób.... Rozumiem co czujesz, że jest ci ciężko. przykro, że również terapeuci cię "zlewają". ale ja bym ci radziła nie rezygnować, skoro już się odważyłaś i zaczęłaś Wiem, ze to łatwo powiedzieć - ale spróbuj moze ją ignorować, może wyobrażaj ją sobie w jakiś śmiesznych sytuacjach (śmiesznych dla ciebie, nie dla niej ), gdy cię wkurza. wymysl coś, co może ci poprawić humor, związanego z tą 'koleżanką'.... Ale też z drugiej strony, nie wszyscy ludzie nadają się na terapię grupową, nie wszystkim ona może pomóc (pomijając już kwestię motywacji), bo po prostu nie potrafią się otworzyć w grupie i powinny korzystać z indywidualnej, to nie ich wina. Może ty właśnie należysz do tym osób.... Mimo wszystko radzę spróbować wytrzymać i dobrnąć do końca....trzymaj się
  14. moim zdaniem powinnaś zgłosić się do specjalisty.... jeśli ci to przeszkadza, te lęki są uciążliwe, to jakoś trzeba zacząć działać. na pewno ci nie zaszkodzi jak spróbujesz porady lekarskiej lub psychologicznej
  15. pewnie, że biseksualizm zwiększa szanse, pod warunkiem, że bierzesz pod uwagę związek z osobą tej samej płci... jeśli chodzi o to, ja raczej podziękuję
  16. anatom, zawsze (tzn. w przypadku każdej obsesji, uzależnienia itp.) najtrudniej jest znaleźć coś co nam zastąpi to, czym do tej pory wypełnialiśmy pustkę. Wiem coś o tym, chociaż razcej z czym innym, nie alkoholem mam problem. Ale po to właśnie jest terapia czy pomoc specjalisty, żeby pomogła nam znaleźć coś "zamiast tego". Wiec pędź do psychologa, najwyżej potem będziesz narzekał, a nie już na starcie
  17. mjp, masz rację, trzeba "zewrzeć dupę" ja wiem, że to nie jest proste, mnie lata przeciekają przez palce, a nic nie robię ze sobą, czuję że niedlugo będę stara, a tyle pięknych chwil zmarnowalam, które nie wrócą.... po to jest to forum, żeby sobie pomarudzić, to czasem pomaga, czasem nawet może dodaje siły :) spróbuj najlepiej od jakiś "malutkich", drobnych spraw. no nie wiem, jakaś glupota typu umówienie się z lekarzem, zalatwienie sprawy w urzędzie, posprzątanie w domu, ktore mozna odkładać z tygodnia na tydzień. wiesz, u mnie tak jest, że jak uda mi się zmobilizować do zrobienia kilku 'pierdół', to potem jakoś tak siłą rozpędu robię więcej rzeczy najtrudniej to niestety zmusić się na początku
  18. nie przejmujcie się, ja nie miałam fajnego sylwestra, chociaż nie byłam w domu, ale czasem nie wiadomo co lepsze. święta były do dupy...jak zawsze. ale jakoś przestałam się tym przejmować, bo to standard. w mojej rodzinie słyszę często, że jestem beznadziejna, to co z tego, ze probuję przestać w to wierzyć, skoro inni mnie w tym utwierdzaja... nie chcę się zabić, kiedyś chcialam, ale już sie boję i nie chcę... faceta nie mam, nikt mnie nie kocha, co czasem b boli a jeśli chodzi o spoitkania ze znajomymi, to zazwyczaj jest tak, ze jeśli ja akurat bardzo kogoś potrzebuję, rozmowy czy coś, to akurat nikt nie ma czasu (pozostaje telefoniczna). w domu nikt mnie nie rozumie. nic nie ma sensu, jak o tym myślę, to chce mi się płakać, wiec staram się nie myśleć.... W każdym razie Matilde i samotna_zagubiona, czuję się i mam bardzo podobnie.. a postanowień noworocznych nigdy nie robię :) moim zdaniem to straszna głupota, jak mam potrzebę postanowić, ze coś zrobię, to mogę to zrobić w każdym momencie
  19. nieprawda, przecież się zmieniam, już się nie spiłam ---- EDIT ---- ja to mam za to "piękne" nogi, bo wrastają mi włosy po depilacji i nie mogę się powstrzymać, żeby ich nie eydłubywać spod skóry
  20. jaaa, pójście na rozmowę kwalifikacyjną to nie jest proszenie o pracę z takim podejściem nic nigdy nie ze sobą nie zrobisz. nie chcę cię oceniać, bo sama tak czasem myślę, taki marazm itp. ale SPRÓBUJ lepszego nastawienia. w końcu może znajdziesz, to co byś chciała robić inna sprawa, że rozmowy kwalifikacyjne mogą być wyjątkowo kretyńskie. akurat sporo ich doświadczyłam. moje "ulubione" pytanie brzmi: "jakie jest moje największe osiągnięcie w życiu?" haha żałosne. nigdy nie potrafiłam nic sensownego na to odpowiedzieć, bo niby, kur.., co?? może że udało mi się wyjechać na super wakacje w tym roku Ale coś na pocieszenie - nie zawsze są aż takie kretyńskie :) ---- EDIT ---- mokosza, rozumiem co czujesz - mój związek też się "zakończył' po ponad 4 latach, co ciakawe też byłam tuż przed ostatnim rokiem studiów. na pewno wpłynęło to bardzo na moją psychę (depresja się czaila, ale w końcu doszla do głosu). chociaż wcale nie twierdzę, że nie było w tym mojej winy ale to nie zmienia tego, że było mi przykro, nadal jest czasem troszkę, chociaż minęło 1,5 roku. ale nie poddawaj się, skończ studia, szkoda przecież tak zmarnować kilka lat wysiłku poza tym praca mgr odwróci twoją uwagę od tego co boli, bez tego będziesz się jeszcze bardziej zadręczać. a co dalej - próbuj, nie poddawaj się na pewno coś znajdziesz, co cię zaciekawi. dlaczego po ASP nie widzisz perspektyw, przecież niekoniecznie musisz być potem "niezależną" artystką, może jakieś projekty reklamowe czy coś... albo wymyślisz coś jak połączyć "nauczycielkę" z "artystką" i się w tym odnajdziesz
  21. Człowiek Nerwica, może i jesteś wyjątkiem, a może po prostu tak ci się wydaje że byłoby gorzej na dziennych (tzn chodzi mi o to że nie masz porównania) ze mną w każdym razie wszystko było w miarę ok, dopóki miałam zajęcia 4-5 razy w tydodniu, przez całe dnie, w weekendy pracowałam. Problemy lekike(np z depresją i w ogóle niechęcią do ludzi) zaczęły się jak miałam obronę inzyniera i potem ze 3 tygodnie wolnego. potem niby mi przeszło, ale ogólnie już nie było to samo. No a na 5-tym roku wróciło z 3-krotną siłą - niechęć do czegokolwiek, a najbardziej do siebie. i myślę, że miała na to wpływ min. mniejsza ilość zajęć
  22. happy new year!!! mam nadzieję, ze bedzie lepszy niż poprzedni cieszę się, że już się skończył :) i nie spiłam się w sylwestra
  23. muriel

    nie lubię świąt!

    he he, szkoda, że się nie mogłyśmy zamienić cieszę się, że już po... jakoś przeżyłam, nie było tak źle, ale dosyć nudno. lepiej bym się "bawiła" chyba w domu przed tv.... coraz częściej zastanawiam się nad tym, ze jedyną moją szansą na 'przetrwanie" nudnej imprezy było schlanie się w trupa a bez tego to już nie to samo, ale trzymam się :) wkrótce zrobię się już całkiem zrzędliwą, zramolałą starą babą
  24. a ja uważam przeciwnie, im częściej się wychodzi, tym jest łatwiej, to wpada trochę w rutynę, masz mniej czasu nad tym, zeby się zastanawiać, jak strasznie nie masz ochoty tam jechać. ja skończyłam dzienne. im mniej miałam zajęć w tygodniu, tym było gorzej się do tego zmusić (najgorszy paradoksalnie ostatni semestr, gdy tylko seminarium + spotkania z promotorem). póki jeździłam do szkoły codziennie było łatwiej... Dodam, że dojeżdżałam około 1,5 godziny (pociąg + tramwaj i metro), ok 35 km. Najgorsze rzeczywiście jest zasiedzenie, bo przez 2 miesiące po studiach, gdy poszukiwałam pracy, wyjście gdzieś "konkretnie" (tzn nie do sklepu za rogiem itp. ) to było nie lada przeżycie i wysiłek. tak z mojego punktu widzenia. wszystko zapewne zależy od człowieka i od stopnia lęku lub zaburzeń
  25. bardzo dobrze, ze się przeprowadzisz ewentualnie zrezygnuj z neta, ale wtedy nie będziesz mieć nas ale co innego na chwilę wpaść niż mieszkać cały czas, myślę, że nawet rodzice wtedy inaczej do tego podejdą. wiem, że okaleczanie to pestka, nie boli tak jak psyche, ale to pomaga tylo tylko na chwile, a potem staje się nałogiem... który ciężko "ukryć"
×