@Jurecki- u mnie mówi się "na dworze".
A jeden gościu z Chodzieży,co z nim pracowałam w Niemczech,to mówił " na dworzu".
I on na przykład nie rozumiał,co znaczy słowo " ciekać", które u nas gwarowo jest używane.
@Verinia,ja ciebie rozumiem, że jak jest h...,to nastawienia się nie zmieni.
Ja tak miałam przez wiele lat,ale u mnie nałożyły się różne czynniki - alkohol,przerwanie leczenia,"a po co mi to"...Leki, które biorę od kilku lat oraz moja trzeźwość przyczyniły się do zdecydowanej poprawy samopoczucia.
I tak na przykład jak kiedyś wstając do pracy o ciemnym, mglistym poranku miałam odruch wymiotny,tak teraz pogoda praktycznie nie ma na mnie wpływu.
Robię,co mam zrobić,nie nakręcam się,jak mam chęć się zdrzemnąć, to się zwijam w kulkę pod kocem.
Nieraz lenia mam strasznego.
To nic.Przyjdzie,to i pójdzie.
Pozatym ja się nauczyłam cieszyć z tak prostych rzeczy, że aż to może kogoś śmieszyć.A to też jest fajne i pomaga w życiu.
Dziś np udało mi się w końcu zapisać na kolonoskopię ( tak dla porównania: w jednej miejscowości termin na kwiecień 2026-zrezygnowalam- a w drugiej - maj br.)
Cieszą mnie spacery z psami,wypicie herbaty z miodem,przebywanie z moimi kotami,karmienie ich itp.itp.
Staram się nie dobijać czymś,na co nie mam wpływu.
Nauczyłam się też obserwować siebie.Kiedyś miałam pretensje do męża,gdy wspominał czasem "Kiedy masz wizytę? Widzę, że jakaś nerwowa jesteś".
No to od razu jechałam po nim,że mnie kontroluje, że chciałby mnie zamknąć w szpitalu i inne takie głupstwa.
A teraz sama rozumiem i widzę, że jak się źle dzieje,to zawsze można przyspieszyć wizytę.