@Wrwsw,ja naprawdę nie wiem.
Takim jestem człowiekiem.
Mój mąż nie umie tego zrozumieć i nieraz się dziwił i mówił np "Ty najpierw narobisz syfu,potem otrzepujesz ręce jakby nic się nie stało i idziesz dalej.Ja bym tak nie mógł."Mówi to z wyrzutem.
To jest odniesienie do mojego wrednego zachowania,kiedy nie byłam w stanie zapanować nad tym,co mówię.Choroba chorobą,ale pracować nad sobą też trzeba.
Moje podejście jest takie, że:
1.Przeszłości nie zmienię i naprawdę nie ma sensu do niej wracać (mówię oczywiście o tej gorszej przeszłości).
2.Staram się robić to,na co mam realny wpływ.
Na przykład mam problem z wybuchowością.Każda sytuacja wystawiająca moje nerwy na próbę daje mi okazję do zapanowania nad sobą.A jest to od kilku lat już łatwiejsze dla mnie(m.in.również dzięki abstynencji).
3.Wypracowałam sobie taki system "zadaniowy".To znaczy,jak mam jakiś problem,to nawet nie używam słowa "problem",tylko ZADANIE.
Planuję, nawet zapisuję to,co mam do zrobienia w danym tygodniu (dzięki temu unikam odwlekania), szczególnie, jeśli są to stresujące nieraz dla mnie sprawy (trzeba coś załatwić w banku, czekać gdzieś, zrobić badania itp.)
No i bardzo dobrze jest mieć zajęcie.Wtedy się tyle nie myśli.