Skocz do zawartości
Nerwica.com

KarinaMarina

Użytkownik
  • Postów

    64
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez KarinaMarina

  1. Oczywiście szanuje ludzi co napisali posty wyżej ale serio? Nie widzicie że facet nie ma szacunku do niej? Czy uważacie ze nazywanie dziewczyny ,,nie zesraj tępa pizdo" nie jest czerwoną flagą? Ja bym uciekała póki jeszcze masz siły. Są pożyczki, są znajomi, domy matki, jadłodzielnie, urlopy macierzyńskie, na pewno da się jakoś przeżyć pierwsze miesiące. Nie wiem jaką masz sytuację. Miliony samotnych matek dają radę. Czasami na nowo układają sobie życie. To że go kochasz to rozumiem, ale bazą miłości jest szacunek. Nie wiadomo jak będzie w trakcie połogu, czy nie będziesz słaba ani jak będzie jak urodzisz. Nie zanosi się dobrze. Lepiej samej mieszkać nawet w jednym wynajętym pokoju za grosze niż zniszczyć sobie życie. Tak czytam historie kobiet na tym forum, nie zasługujecie na poniżanie i toksyczne związki. Dziecko mając rodziców którzy się kłócą ma później szereg traum i problemów ze zdrowiem psychicznym. A... Na koniec wyciągnij od niego alimenty.
  2. Hej, robiłam sałatkę i dosypałam trochę ziarenek konopi spożywczej dostępnej w marketach. Potem poszłam medytować a medytowałam z czakrą trzeciego oka. Potem poczułam zmęczenie więc usnęło mi się na kanapie. Miałam sen w którym wyszłam z domu i szłam w stronę lasu. Ale to nie był typowy sen. Zamiast otoczenia były takie różowo czarne neonowe migoczace zygzaki. Zupełnie jakby rzeczywistość składała się z tych szlaczków i strasznie się tego przestraszyłam zawróciłam i wbiegłam do domu. Sen się urwał. Poczułam strach w klatce piersiowej jakby coś złego się działo. Zastanawiam się czy to efekt medytacji i dotknięcia traumy czy może działanie tych ziaren. Nasiona konopi łuskane przecież są ok. Teraz się boję i medytować i jeść cokolwiek z konopii bo boję się tej odblaskowej rzeczywistości z której wydawaloby się nie ma wyjscia( bo były tylko kolory, bez otwartej przestrzeni)... Inny wymiar, inne doświadczenie.. Ktoś kiedyś przeżył takie coś? Jakieś doświadczenia?
  3. Zostaw faceta. Zablokuj gdzie się da, zero kontaktu. Wiem że to trudne ale nie ma innego wyjścia. Zacznij żyć swoim życiem. Poznaj kogoś wartościowego. Szkoda zycia na buraków. A przede wszystkim nie rezygnuj z siebie dla kogoś, nie musisz.
  4. Tak dokładnie. Myślę że już na początku wyglądało to źle a Ty to kontynuowałaś. Dlatego uważam iż potrzebujesz popracować nad swoimi słabościami, zdystansować się do tych doświadczeń i wyciągnąć wnioski. Myślę że miałaś trudny czas ale to była taka lekcja i dużo dowiedziałaś się o sobie. Nie nazywaj siebie ścierą, nie myśl o sobie źle, a raczej bądź dla siebie dobra i dobrze o sobie mów w swojej obecności. Ja na przykład chodzę do psychologa. Dowiedziałam się wiele o sobie, o tym że trudne dzieciństwo i trudne relacje z rodzicami ładowały mnie w takie toksyczności. Na ten moment nie weszłabym w toksyczny związek ale kilka lat temu tylko takie przyciągałam. A my bardzo często mamy partnerów podobnych do rodziców i przyciągamy to z czym rezonujemy. Kobieta która siebie kocha, dba o siebie, jest dla siebie dobra, pracuje nad poczuciem własnej wartości jest bardziej zadowolona z siebie więc nie musi zadowalać buraków, zaskarbiać sobie milosc kogokolwiek za wysoką cenę czy znosić poniżenie. Nie jesteś nic mu winna, nie jest od Ciebie lepszy, nie potraktował Cię z szacunkiem a każdy zasługuje na dobre traktowanie. Dlatego będzie wszystko dobrze, dasz radę, kwestia czasu.
  5. Będę brutalna ale w dużym skrócie dałaś dupy. Rozumiem iż jesteś wrażliwa ale widać ewidentnie w Twoim poście iż masz dobre serce ale brak doświadczenia z ludźmi. Myślę że masz wiele nieogarniętych traum, nieuzdrowionych ran dlatego tak łatwo padłaś ofiarą nazwałabym to wykorzystania. Chłop ewidentnie normalny też nie jest no ale to Ty wybrałaś z nim być. Myślę że zanim wejdziesz w jakikolwiek związek musisz popracować nad poczuciem własnej wartości, poczuć że wszystko z Tobą jest OK by w przyszłości być daleka od toksycznych prostaków którzy do takich słabości lgną. Tak to widzę.
  6. Zniekształceń poznawczych jak się dowiedziałam czytając o tym w sieci- mam sporo. Wydaje mi się że z listy zniekształceń ta katastrofizacja najbardziej mnie gryzie. Nie wiem czy dobrze rozumiem ale mam taki problem iż jak źle się czuję czy np. mdło mi lub pali mnie w klatce piersiowej to od razu myślę że umrę. Strasznie wtedy się przerażam tym faktem i objawy się nasilają. Myślę sobie że to pewnie od orzechów mam alergię i zaraz wykorkuję. Albo jak po wysiłku mam złe samopoczucie to zaraz myślę że umrę bo będę mieć zawał albo organ mi pękł od wysiłku albo etc etc Na każdą dolegliwość myślę faktycznie tak iż zamiast ją przeczekać i odpocząć to od razu dramatyzuje że umrę.. nie wiem czy to nie pokłosie sytuacji zaniedbania emocjonalnego dziecka. Chodzi o to iż jeżeli dziecko czegoś nie dostaje, a jest zależne od rodzica by przetrwać, brak rodzica/fizycznie-emocjonalnie/ oznacza śmierć. Mogę się mylić ale paniczny strach i to że umrę na każdym kroku normalny nie jest.. ? Dziękuję za odpowiedź może ktoś coś skomentuje więcej.. Ps. Dychotomia to coś w czym się specjalizuję
  7. KarinaMarina

    samotność

    Faktycznie jak pomyślisz o świętach jako o normalnym dniu, bez tych dekoracji i celebracji, nie stanowi to większego problemu.
  8. Usiadłam i chciałam do kogoś zadzwonić. Wybrałam 3 numery. Nikt nie odbierał. Poczułam się tak jakby nikt mnie lubił i wszyscy odrzucili. Pojawiło się to cholerne uczcie i płacz. Racjonalnie wiem że te osoby mogą być zajęte, ale emocje reakcja są inne i skrajne. Tak nieprzyjemne ze szok. Najgorzej jak mąż coś robi i nie chce w danym momencie poświęcić mi czasu to mój mozg to interpretuje tak jakby on mnie nie kochał. Nie mam siły na tą przypadłość..
  9. Oddam cyganom, sprzedam na targu, zawiozę do rodziny. Kiedy mąż parkuje pod toaletą na wyjeździe lub marketem i mam gdzieś iść i wrócić do auta mam wątpliwości czy aby napewno tam będzie na mnie czekał... Ogólnie odkryłam że mam jakiś program porzucenie/zostawienie. Manifestuje się to w codzienności. Chodzi o to że boję się iż wszyscy mnie odrzucą więc nie angażuje się zbytnio w relacje bo będę cierpieć i tak i tak. Jak kierowca autobusu nie zatrzyma się na przystanku to czuję się odrzucona. Jak na przyjęciu wszyscy rozmawiają a ja nie czuje ze mam o czym gadac= nie pasuje do grupy i zwyczajnie nikt mnie nie lubi=kazdy mnie odrzuca. Mój mąż nie przytulając mnie= daje mi poczuć że mnie nie kocha, czyli mnie opuszcza, a przecież on po prostu kładzie się na drugim boku. Wolę zrezygnować z pracy= bo nie chce żeby pierwsi mnie wywalili, czyli mnie zostawili. Boję się opiekować zwierzeciem=bo on umrze a więc mnie zostawi. Takich sytuacji w życiu mnożę w milionach. Strach że ktoś mnie zostawi=umrze,odejdzie,odwróci się, wyjedzie, opuści, zerwie relacje. Nie mam zaufania i nie mogę się zaangażować w związek, bo boję się cierpienia jak i tak to się rozpadnie. Na dokładkę miałam kilka momentów oddzielenia od rodzica i braku zaufania w momentach nadużyć przemocowych. Niefortunnie mam podstawy. Moja mama dorastała w rodzinie adopcyjnej (porzucona/zostawiona przez rodziców). W dzieciństwie karała mnie zostawiając w sklepie czy chowając się za krzakami. Chodziło o to iż znikała z pola widzenia wymuszając na mnie posłuszeństwo w trudnych wychowawczo sytuacjach. Doprowadzona do płaczu łatwo się na wszystko godziłam. Staram się pracować z wewnętrznym dzieckiem, mówić do siebie jak do dziecka, zaopiekować się sobą, nie porzucać siebie. Jeżeli to nie za bardzo trafia, wmawiam sobie iż ,,chociaż ludzie mogą zawodzić" przecież jest jeszcze Bóg który mnie nie porzuca bo przecież żyję. Nie mam pomysłów co mogę zrobić by lęk przed porzuceniem ostatecznie mnie opuścił. Jak myśleć, jak do siebie mówić? Jakąś część siebie definitywnie odrzucam. Nie chce by ta trauma towarzyszyła mi całe zycie- ile można czuć się opuszczonym/samotnym. Proszę o poradę.
  10. Hej, tak to prawda chodzę na terapię i ogólnie to nie moja pierwsza. Idę do przodu ale małymi krokami. Wątki które tu poruszam pomagają mi w zrozumieniu jaki ja właściwie mam problem. Z czasem do nich wracam i dostrzegam to czego wcześniej nie widziałam. ;)
  11. Kiedyś w podstawówce mieliśmy mikołajki i wylosowała mnie taka dziewczynka która była biedna. Ogólnie gdy klasa otrzymała paczki ja wyciągnęłam swój prezent i zrobiło mi się przykro ale się uśmiechałam. Jakoś któryś chlopak wyśmiał mnie coś w stylu ,,podoba Ci się prezent od Pomidora?"*pomidor ksywa biednej koleżanki Koleżanka chodziła do szkoły głodna, pachniało od niej nie za fajnie, nie radziła sobie z nauką, nikt z nią nie trzymał, każdy jej ubliżał, a w domu miała chyba patolke Wróciłam do domu ledwo wstrzymując płacz ale wybuchłam nim. Był to potwórnie tandetny prezent że sklepu ,,z badziewiem". Czułam się z tym paskudnie, takie było to ckliwe, mdłe i żałosne jednocześnie. Z jednej strony bardzo tego nie chciałam ale jednocześnie było mi mega przykro bo przecież koleżanka pewnie chciała dobrze. Trochę poczułam że biorąc to lituję się chociaż chciałam wyrzucić to po drodze do śmieci. Po prostu poczułam że otrzymałam niechciany prezent ale że była to brzydka niemowlę ruda lalka z porcelany w ubranku dla dzieci, wzięły mnie jakieś wyższe uczucia. Dziś pewnie ta lalka była by ok i spoko, ale wtedy tak nie czułam.Czułam że nikt by nie chciał takiego prezentu a głupio było mi wyrzucić ją bo była mała. Nie jestem pewna ale mam jakiś problem z odrzucaniem w życiu. Dziś jestem dorosła ale ostatnio były mikołajki firmowe. Mikołaj podawał mu paczkę z prezentem który już z daleka wyglądał na taki średnio fajny- dostałam sweter. Oczywiście uśmiech na twarzy ale chciało mi się płakać. Podczas wręczania swetra te same uczucia- chęć płaczu, ogromnego zawodu, obrzydzenia i niechęci. Po prostu chciałam uciec. Po imprezie w domu oczywiście odplakalam sytuację. Totalnie nie umiem przyjmować prezentow-lepszych i gorszych. Nie o to przecież chodzi w dawaniu żeby się nachłapać tylko cieszyć się gestem. Co mogę z tym zrobić? Jak sobie pomoc? Jak to przetrawić?
  12. Hej, przyznajcie szczerze, gdyby rodziny wasze nie były dysfunkcyjne, nie mielibyście nerwic i innych problemów z umysłem. Gdyby każdy otrzymał bezpieczeństwo, akceptację i bezwarunkową miłość inaczej by się żyło. Prawda jest taka iż jestem już na takiej skrajności iż uważam że państwo powinno robić wielokrotne testy i licencje na zostanie rodzicem, a sami rodzice powinni wykazać się środkami finansowymi które pokryją zapotrzebowanie dzieciaka minimum na 18 lat życia. Mam wrażenie że ludzie mają dzieci bo tak trzeba, tak wypada, bo wpada, bo było miło, bo państwo wspiera, no bo taka natura, a jakoś to będzie, albo z ciekawości albo z nudności albo z egoistycznych pobudek. Często rodzice myślą że skoro mają dzieci to mogą robić z nimi co chcą, doić je z hajsu albo że dzieci są im coś winne. Najlepszym przykładem są beneficjentki 500+ które hajs mają, a to że glut lata po podwórku niezadbany to już średnio istotne. Im więcej glutów tym więcej pieniędzy, czego nie rozumiecie? Jest czym się pochwalić no bo duża rodzina to znaczy kochająca, do pierwszego starcza a i na alkohol jest hajs. Kiedy dzieci są dorosłe może się okazać że już nie są im potrzebne albo wręcz przeciwnie- dzwonią kiedy mają interes, a gdy nie mają telefon milczy. Nigdy nie sądziłam że będę tak pisać ale moja frustracja sięga zenitu. Potem moi drodzy siedzimy na takich forach i błagamy by ktoś nam pomógł. Prawda jest taka że albo mieliśmy zryte dzieciństwo, traumy, deficyty albo mamy je stale i będziemy się z tym motać do końca naszych dni. Czasami już lepiej nie mieć dzieci niż fundować im takie życie. Kto się zgadza?
  13. Hmm. Faktycznie mam poczucie niezasługiwania chyba w każdym aspekcie życia. Nie wiem dlaczego ale nie mogę znaleźć innych przyczyn tego stanu rzeczy niż bagatelizacja moich potrzeb przeze mnie samą całe życie. Niefortunnie mam wrażenie że dużą rolę w moim życiu odegrał kościół ale na ile on pozytywny, nie czuje by dał mi jakąkolwiek radość w życiu. Stawianie człowieka jako wielce grzesznego, poczucie winy stałe obecne w tejże religii, wstręt do uciech cielesnych czy przypominanie o tym że to życie to pikuś, liczy się życie wieczne i że ogólnie na niebo trzeba sobie zasłużyć chyba za bardzo wryło mi się w psyche. Moja matka była fanatyczką, więc kościół był dobry a świat zły. Chodziłam bo mnie zmuszała ale czułam się z tym źle i traciłam szacunek do swoich potrzeb. Może tu jest pies pogrzebany. Dziś na całe szczęście daleko mi od instytucji kościoła, nie służyła mi.
  14. Autoagresja to nie tylko sytuacja uszkadzania skóry i chęć by umrzeć. Mam w sobie wiele autoagresji. A wiem to ponieważ wyrywam rzęsy, brwi, rozdrapuje rany do krwi, obijam ciało o meble i o to nie dbam, zarzucam się pracą ponad siły, mówię do siebie poniżające tekst, pakuję w siebie śmieciowe jedzenie mimo ze jestem chora czy obgryzam paznokcie i skórki. Za takim postępowaniem coś się kryje jednak nie mogę doszukać się dlaczego to sobie robię. Jestem people pleaserem- ja mogę cierpieć jeśli komuś będzie dobrze. Mogę marznąć i tak nie założę rękawiczek. W życiu ludzie mnie wykorzystują i czuję się z tym ok. Kiedy o tym pisze przeraża mnie to. Chciałabym by agresja wobec mnie samej mnie opuściła ale nie znam przyczyny? Jak dojść do tej nieuświadomione przyczyny?
  15. Mam pewien problem, myślę że ciągnie się za mną od wieku dojrzewania. Są takie momenty w życiu, kiedy czuje wstręt do ciała ludzkiego. Najbardziej pojawia się to podczas zespołu napięcia przedmiesiączkowego, albo w szare i chłodne dni. Myślę że mam w sobie wiele zachowań autoagresywnych. Czuje że jestem fuj. Dosłownie nie tylko ja. Czasami patrząc ludziom w twarz czuje obrzydzenie. Podczas okresu czuje się tak śmierdząca i odrzucająca, że nie chce by ktokolwiek na mnie patrzył. To że ktoś się ślini, poci, ma przerzedzone włosy, wygląda blado czy słabo. Wtedy mam potworne uczucie wstrętu. Jeżeli ktoś śmierdzi, albo ma rany, burczy mu w brzuchu albo zwija się z bólu. Obrzydzają mnie rany otwarte, wszystko związane z krwią, myślę że krew jest brudna i śmierdzi. Wydzieliny ciała innych ludzi mnie obrzydzają, a szczególnie małe dzieci- śmierdzą, są zaślinione, odbija się im czy nie mają zębów. Chciałabym wiedzieć czemu nie akceptuje tych aspektów człowieczeństwa, przecież sama składam się z organów i płynów, a mimo tego jak sobie to uświadamiam, aż mnie odrzuca. Skąd mam wstręt, obrzydzenie do ludzi z racji ich natury? Pozdrawiam, Karina
  16. KarinaMarina

    Śmieci

    Hej, pomocy co można zrobić z tym... Przyjeżdżam z pracy do domu. Bardzo szybko robi się ciemno. Oczywiście wybija 20:00 czy 21:00 i boję się zjechać windą w budynku na parter wyjść na zewnątrz przejść kilka kroków wyrzucić śmieci. Dlaczego zapytacie... A no nic mnie nie trwoży oprócz głupiego myślenia które brzmi ,,a co jeśli mi się to śni?" ,,A co jak ja tak naprawdę śpię w łóżku a to że idę wyrzucić śmieci mi się śni i w pewnym momencie stracę panowanie/zapomnę drogi powrotnej?'" Tak trochę jakbym nie wierzyła swoim uczuciom, zanim wyjdę z domu i bała się samego faktu wyjścia z domu a w następstwie swojej wyobraźni. Strasznie mnie przeraża to myślenie więc boje się wyjść po ciemku gdzieś sama. Zawsze robię sobie kompana który potrzyma mnie za rękę, zawiezie czy że mną wyjdzie rozmawiając. Mówię o partnerze czy znajomych. Tak czuję się raźniej. Do sklepu po ciemku boję się wyjść mimo że na zegarku 19:00 no ale ciemno. Boje się że ten sklep tak naprawdę może mi się śnić, no bo jest ciemno więc stracę jakąś kontrolę nad sobą w obliczu kasjera który jest obcy?? O tym piszę i wiem że to dziwne ale mam takie lęki... Wiem że pomaga rozpłakanie przed wyjściem na zewnątrz bo daje sobie prawo rozładować stres. Kiedyś miała derealizację ale derealizacja się działa, a ten stan moim zdaniem jest czysto lękowy. Co w dzieciństwie mogło się stać że mam taki problem?
  17. KarinaMarina

    ataki paniki

    Hej sama mam podobny problem ale radzę sobie: Iberogastem- jelita są spokojne Przed podróżą krzycz w poduszkę ile wlezi, drzyj się jak szalona- wtedy stres zostawiasz w poduszce, mało kto słyszy a ulga natychmiastowa Nie pij kawy ani alkoholu przed pracą bo to nie pomaga a rozdrażnia i wzmaga lęk Walerianka odbierze trochę stresu. Jeżeli się boisz że w zamkniętym tramwaju się posrasz i zrobisz sobie wstyd to na przekór sobie myśl ,,to się posram i co?" albo załóż pieluchy(teraz są nawet takie cienkie niewidoczne) +100% do bezpieczeństwa Praca z wewnętrznym dzieckiem (pooglądaj filmiki), wróć do przeszłości, do trudnych emocji, daj sobie szansę je poczuć bo może kiedyś je odrzuciłaś i teraz chcą z ciebie wyjść Na to że boisz się ludzi/ich oceny jest takie fajne zdanie ,,pozwalam wszystkim myśleć cokolwiek o mnie chcą, ja o sobie wiem najlepiej". Powtarzaj codziennie. Złóż dłonie jak do modlitwy i poczuj wdzięczność do wybranego elementu rzeczywistości np. do kota za oknem. Chodzi o to by między dłoniami wytworzył się przepływ energii. Będziesz spokojniejsza. Zadaj sobie pytanie i odpowiedź na nie szczerze- co cię stresuje? Świadomość stresora odbierze połowę stresu. Zapytaj co może się najgorszego stać? Zaakceptuj emocje. Pomyśl co możesz zrobić inaczej by poczuć się lepiej. Atak paniki też przechodziłam, a nawet było u mnie pogotowie. Nie obce mi były różne rodzaje nerwic a nawet książkowe objawy psychosomatyczne. Były on efektem stresu, strachu, napięć psychicznych,KONFLIKTU które skumulowane wybuchły. Należy dawać sobie prawo codziennie wyrażać emocje, gniew, złość, dawać ujście stresowi, odnaleźć swój konflikt psychiczny. Wtedy w tobie nie siedzi i nie rządzi Twoim ciałem. Trzeba być dla siebie dobrą, kochająca oraz opiekuńczą. Co mogłam to pomogłam.
  18. Kiedy pomyślę że wkrótce strzeli mi 30-tka normalnie płacze. Nie tak sobie wyobrażałam ten wiek. Przede wszystkim myślałam że w tym wieku będę mieć dobrze płatną pracę, dziecko oraz dom. Będę energiczna, zdrowa oraz ogarnięta życiowo. Niestety życie potoczyło się inaczej. Mam zadłużenia, pracę średnio atrakcyjną finansowo i mimo że mam studia spotkał mnie szklany sufit. Noszę w sobie niechęć do pracy, widzę że na dom będę musiała się dorabiać całe życie. Nie mam siły na dzieci, jak patrzę na życie w tym kraju nawet mi się nie marzy sprowadzać na świat potomstwa. Jak na trzydziestkę czuję się stara, wypluta i wypalona. Czy to się da zmienić? Chodzę na terapię więc to jakiś krok, ale zmarnowanych lat mi nikt nie wróci. Miałam słabe życie bo za długo mieszkałam z rodzicami a nie bo to środowisko wspierające i uskrzydlające. Czuję że studia poza papierem zmarnowały mi młodość. Nie czuję się w żaden sposób ustatkowana, nie mam pomysłu na siebie, tylko zapierniczam od rana do wieczora na dwie prace za ochłap którym muszę odpłacić rachunki i pożyczki, mieszkanie. Nie mogę znaleźć lepiej płatnej pracy. Ktoś powie jojczę, może i tak, ale mnie to dobija bo trwa latami.
  19. Zadania z poniedziałku odkładam na weekend. Do momentu kiedy ktoś z pracy nie ciśnie, zapominam co mam zrobić. Mam problem z napisaniem emaila bo wydaje mi się że to wielki ciężar i na to trzeba mieć czas. Praktyka pokazuje że zajmie mi to może 4 minuty i na sto procent to możliwe. Mam też blokadę że wszystko zajmuje mega dużo czasu. Na przykład takie mycie włosów myślę że max 15 minut ja myślę o tym jak godzina pracy. Mam problem z wykonywaniem czynności które ktoś robi bezpośrednio. Coś się rozlało, rozsypało. Później sprzątne. Na tą chwilę nie mogę się zmusić po sięgnięcie po ścierkę. Takie rzeczy zajmują naprawdę minuty a ja mam z tym problem. Mycie zębow to 5 minut. Mi to zajmuje minutę bo nie mam do tego cierpliwości. Nie gotuje tylko dlatego bo wiem że to zajmie godzinę ale to nieprawda. Wiele potraw można przygotować szybciej. Do pracy wstaję 2 godziny wcześniej bo rano ledwo się ubiorę i spakuję a już muszę wychodzić a przecież to aż dwie godziny! Nie piekę ciast bo nie mam cierpliwości by poczekać. Nie wyczyszcze butów bo to czasochłonne(10 minut pracy?). Ludzie robią rzeczy na bieżąco, ja nawet rozmowy i rozwiązania konfliktu odkładam na później. Wszystko na wieczór na jutro na weekend. Spotkania z ludźmi odkładam na święte nigdy bo niby chce się spotkać ale nie mogę się ogarnąć żeby kogoś zaprosić. Odkąd skończyły się objawy nerwicowe zaczęło się wywalenie na rzeczywistość, zero stresu i nie martwienie się o nic, ale odkładanie w czasie.... Co robić?
  20. KamaLama miałam właśnie założyć taki wątek ale mnie wyprzedziłaś. Mam od dwóch dni taką sytuacje że stoję na przystanku patrzę w punkt i po powrocie myśli do aktualnej sytuacji na drodze mam wrażenie jakby chodnik się pochylał a ja że zaraz się przewrócę. Trwa to może max 4 sekundy ale denerwuje się że się przewrócę więc szybko i zajmuje myśli rozkładem czy siadam na ławce. Nie jest to lęk taki nerwicowy lękowy a raczej chwilowe dziwne poczucie własnego ciała. Dziś miałam tak po kofeinie. Nigdy w moim życiu nie miałam takiej sytuacji, nie wiem czy to zmęczenie, ciśnienie, pogoda, psychika czy inna sprawa.
  21. KarinaMarina

    Salon przytulania

    Hej nie wiecie czy działa jeszcze w Warszawie salon przytulania? Szukam takiego salonu i nie mogę znaleźć kontaktu.
  22. Widzę że na forum drętwo z nowymi tematami więc zapodam jeszcze jeden. Jeżdżę autobusami. Zawsze uwielbiałam jeździć autobusami i jeździłam dla frajdy po całym mieście. Niestety od pewnego czasu gdy przeprowadziłam się na wieś i wsiadam do autobusu, wiem że najbliższą toaleta jest za pół godziny drogi. Z tego stresu że nie ma toalety ściska mnie w brzuchu. Autobus często stoi w korkach, szczególnie na moście i wtedy już umieram z nerwów. No bo nie mogę wyjść z pojazdu, więc boje się że akurat wtedy dopadnie mnie wodnista biegunka, bez mojej zgody atakująca. Wygląda trochę na to że mam jelito drażliwe ale przyczynę znam- to stres związany z powodu wyobrażenia że się załatwię i będzie wstyd, a drzwi będą zamknięte. A i brak toalety w zasięgu kilku kilometrów nie pomaga. Nawet lasu nie ma. Co robić? To sprawia że moje życie jest do bani i zawsze ale to zawsze boli mnie brzuch w autobusie.
  23. Hejoo wstaję wcześniej do pracy bo muszę do niej dojechać. Nie mam komfortu porzucenia zawodu. Teraz jeszcze pomyślałam sobie że idzie jesień a ciemne poranki napawają strachem. Boje się że rano tak nieprzytomna wychodząc na zewnątrz będę się czuć jakby była noc albo co gorsza jakby mi się śniło na jawie. Strasznie się tego boje i nie wiem jak mam reagować na tą lekka derealizację.
×