Skocz do zawartości
Nerwica.com

WolfTCH97

Użytkownik
  • Postów

    1
  • Dołączył

Treść opublikowana przez WolfTCH97

  1. Trudno jest mi określić czy to zajadanie depresji czy może zaburzenia odżywiania. Trzy lata odwiedzin u różnych psychiatrów, ,, eksperymenty" z lekami oraz niezażywanie ich, wizyty u psychologa które nic nie powiedziały a tylko albo się pogrążam albo wypijam ,,naważone piwo". To się zaczęło w liceum. Doszło na obozie wakacyjnym do przykrej sytuacji z płaczem i koniecznością odebrania mnie przez rodzica. Kilka osób nieodpowiedzialnych zraziło mnie do innych. Z osoby oszczędnej i gospodarnej stałem się w ciągu miesiąca e marnotrawną. Wydawanie kasy na słodycze i przekąski, w końcu nakrycie przez rodziców i zamrożenie kieszonkowych. Po maturze automatycznie ,,wolny" od zajadania się. Aż do studiów. Gdy zacząłem mieć trudności z otoczeniem (konflikty z kolegami i koleżankami z ich inspiracji) oraz psychicznie byłem w stanie wegetatywnym to codziennie przekąski, pizze, chipsy, lody do oporu aż pieniądze mi się kończyły. Przytyłem sporo przez co rodzice zaczęli mnie wytykać palcami i wręcz bez zrozumienia ,, zachęcać" do odchudzania. Niby leczyłem się u psychiatrów ale to nic mi nie pomagało. W końcu zmieniłem uczelnię bo skutki tej sytuacji odbijały się na wynikach w nauce. Po powrocie do domu co prawda stan psychiczny się poprawił i odzyskałem utracone poczucie wartości. Na uczelni nowej zacząłem układać relacje przyjacielskie. Jednak obżarstwo zostało do tej pory. Znowu powtarzam schemat z liceum że ukrywam to że jem słodycze i słone przekąski a rodzice odkrywają to zawieszając mi kieszonkowe a w końcu po miesiącu przywracają bo wierzą że tego nie robię. Dla nich najważniejsza jest masa ciała i żebym schudł. Nawet uzależniali od tego środki na ważny dla mnie cel. Ja próbowałem to robić, ale bez skutku. Żaden sport czy powstrzymanie się od jedzenia nie wyszło. Teraz jak nie mogę wychodzić z domu do sklepu po ,, czekoladę lub słone paluszki" z powodu koronawirusa albo nie ma jak ukraść coś ze spiżarni bo jestem pilnowany by też nie jeść kolacji (jem oficjalnie tylko dwa razy dziennie lub trzy) po prostu się nudzę. Najgorzej że jestem praktycznie sam bo nie mam bliskich znajomych lub ci pracują i mają swoje życie i nie odpowiadają na mój kontakt. Z rodzicami już nie rozmawiam bo ten sam schemat: odebranie kieszonkowego, bulwersowanie się a nawet kary. A jeszcze jak pomyślę że ja nie mam jeszcze wyższego wykształcenia przez zmianę uczelni a dopiero zaś rok obrona pracy dyplomowej, nie udało mi się znaleźć pracy dorywczej przez okres od kiedy ,, wróciłem do domu" a przez to brakuje mi środków pieniężnych bo ,,przejadamy i tak koło...". Do tego czasami nie robię rzeczy które mnie interesują typu czytanie książek lub nauka języków obcych. Potrafię spać na łóżku bez celu w dzień. Ale nie odczuwam jednocześnie tego co wcześnie czyli takiej ,, autodestrukcji". Sorry że tak długo ale naprawdę już się boję że to jedzenie mnie niszczy albo coś innego. Również mam dość tego że ani psychiatrzy ani psycholog mi nie pomogli (ten z łaski jednego z członków rodziny był opłacany przez jakiś czas za plecami rodziców, ale chyba mnie porzucił niedawno bo nie mam kontaktu z nim od dwóch miesięcy z propozycją spotkania) a na rodziców liczyć nie mogę.
×