Postanowiłam tu dołączyć, bo nie mam komu się wygadać w realu. Nawet nie za bardzo wiem, jak zacząć. Jestem Edyta, mam 20 lat, jestem studentką.
Od zawsze byłam osobą nieśmiałą z niskim poczuciem własnej wartości, nie miałam przyjaciół, tylko znajomych. Na tę chwilę mam 2 bliższe koleżanki, jedną na studiach i drugą z dawnej szkoły. W liceum byłam odludkiem, z nikim nie rozmawiałam, nie umiałam zawierać relacji z ludźmi, siedziałam sama w ławce, izolowałam się od ludzi, ale zawsze byłam miła, jak ktoś coś ode mnie chciał. Z charakteru jestem mięczakiem, jestem uległa, zawsze każdemu przytakuję, nie umiem powiedzieć nie i przez to każdy może mną pomiatać, tak robiła moja siostra. Przez nią mam okropnie zaniżone poczucie własnej wartości, zawsze mówiła co mam robić, miałyśmy wspólny pokój- chowała, przestawiała moje rzeczy, czasem wyrzucała. Nie umiałam się sprzeciwić, jestem słaba psychicznie.
Do tego w liceum poza brakiem znajomych miałam obrzydliwy trądzik, lekką nadwagę i myśli samobójcze Chciałam też uciec z domu. Pod koniec liceum próbowałam się przemóc, rozmawiać na chama z ludźmi, byłam na diecie, ostro trenowałam, trądzik mi przeszedł chwilowo, ale nadal byłam lekko grubsza, przez co nienawidziłam siebie. Wpadłam w zaburzenia odżywiania, jedzenie kompulsywne, mam je do dziś- objadam się do bólu, następnie próbuję wymiotować, wkładając ręce, albo szczoteczkę do zębów do gardła, ale to nic nie daje i potem głoduję. W lecie wzięłam się za siebie, robiłam bardzo ciężkie treningi codziennie, potem głodowałam i wreszcie schudłam.
Jeden problem zniknął, ale drugi się pojawił Na twarzy pojawił mi się okropny trądzik, jeszcze gorszy od tego, co miałam w liceum. Teraz to jest mój największy problem, przez który nie umiem żyć normalnie. Mam naprawdę ciężką postać trądziku, nie ukryję go pod makijażem i moja twarz wygląda okropnie. Nie umiem spojrzeć w lustro, jestem wściekła na to jak wyglądam. Znowu mam myśli samobójcze, a próbowałam wszystkiego (leczę się u dermatologa) poza izotekiem, ale na następnej wizycie zamierzam w końcu o niego poprosić, bo nienawidzę swojego wstrętnego ryja, każdy dzień to walka z sobą, widzę z jakim wstrętem patrzą się na mnie domownicy, jak chodzę bez makijażu, z domu bym nigdy nie wyszła bez grubej tapety, dzięki której mogę choć na chwilę poczuć się jak człowiek, a nie jak monstrum.
Dla jasności dodam, że stosuję odpowiednie kosmetyki dla skóry wrażliwej (bo taką mam), nie wysuszam, nie zapycham, nie myję za często. Czekolady i fast foodów kilka lat nie jadłam, moja dieta to same warzywka (na co dzień jem wegańsko) ryż, kasze, smażę coś może 2 razy w tygodniu, nie piję, nie palę.
Od jakiegoś czasu panuję nad kompulsywnym jedzeniem, ale przez moją gębę odechciewa mi się żyć i boję się, że za chwilę znowu wpadnę w zaburzenia odżywiania, bo dla mnie jedzenie jest jak alkohol dla alkoholika, żeby zapomnieć o problemie (paskudny ryj).
Przepraszam, że tak chaotycznie napisałam, chciałam to z siebie wyrzucić, bo nikomu o tym nigdy nie powiem, zapadłabym się pod ziemię, jakbym komuś w realu powiedziała ile mnie kosztuje taka twarz. Ja codziennie przed ludźmi umieram ze wstydu, bo widać moje wystające spod tapety krosty.