Zakończyłam dziś związek. Pierwszy związek, który traktowałam naprawdę poważnie i w którym chciałam drugiej stronie dać 100% z siebie. Dziś uświadomiłam sobie, jak bardzo jestem naiwna. I jak bardzo byłam zaślepiona przez ten cały czas. Chciałam naprawdę dobrze, a za każdym razem wmawiano mi, że to ja wszystko robię źle i że nigdy nie mam racji. A ja w to wszystko wierzyłam. Naprawdę uwierzyłam w to, że moje uczucia nie są ważne i że druga strona wcale nie musi ze mną rozmawiać wtedy, kiedy naprawdę tego potrzebuję. Uwierzyłam w to, że jestem nieważna i że ważne są potrzeby tylko tej drugiej strony. Uwierzyłam w to, że to ja za każdym razem robię wszystko źle i że to ja jestem wszystkiemu winna i w to, że nie trzeba słuchać tego, co mam do powiedzenia.
Pierwszy raz dałam się wmanewrować w coś takiego, jestem wściekła na siebie za to, że byłam taka ślepa. Jest mi przykro, że nigdy nie było normalnej rozmowy. Nie wiem, dlaczego mimo tego tak bardzo mi szkoda. Nie umiem tak po prostu wyrzucić drugiego człowieka z życia. Dopiero dziś otworzyłam na to wszystko tak naprawdę oczy. Jestem zła, wściekła, ale z drugiej strony czuję ulgę. Straciłam po prostu wiarę w to, że spotkam kogoś, kto będzie się ze mną po prostu liczył.