Skocz do zawartości
Nerwica.com

_Victoria_

Użytkownik
  • Postów

    248
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez _Victoria_

  1. Pisałam już o tym: Polecam również zapoznać się z postem i debatą prowadzoną tutaj: osobowo-dyssocjalna-psychopatia-t8019-462.html#p2372390 jak również z publikacjami Kevina Duttona np. z "Mądrością psychopatów". Książka, która wyjaśnia wszystko przystępnie i dosadnie. Bóg to wymysł i zarazem największy błąd ludzkości.
  2. Socjopata rzadko to robi, bo wie, że w ten sposób straciłby przewagę i kontrolę, która jest na wagę złota. Za to wiele osób posiadających zaburzenia aspołeczne przesadnie określa siebie tym mianem. Głównie są to jednostki o niskiej samoocenie i podatne na krytykę, które na starcie wyskakują z informacją "jestem socjopatą", żeby dać do zrozumienia, że zadawanie się z nimi do niczego dobrego nie doprowadzi, jednocześnie takie osoby spodziewają się, że ktoś się nimi szybko zaopiekuje. Nie ma to nic wspólnego z socjopatią, ale ten termin jest regularnie nadużywany i nierozumiany. Wcześniej pisałam: aspołeczność, antyspołeczność, dyssocjalne zaburzenia osobowości - to różne pojęcia. Osoba skryta, nieufna, nieczująca się dobrze w otoczeniu ludzi nie musi być socjopatą. Takie osoby zwykle wykazują pewne cechy dyssocjalne, ale opisywałam już skalę dyssocjalności i radziłam na nią uważać. Prawdziwy socjopata (znam bardzo dużo zaburzonych osób, a tylko jednego, w pełni podlegającego pod to słowo osobnika), powie Ci prawdę o sobie najprawdopodobniej dla zmyłki. Jeżeli ktoś naprawdę w domu tłucze do krwi swoją matkę, powie Ci w trakcie luźnej rozmowy "czy wyglądam Ci na kogoś, kto tłukłby do krwi własną matkę?". Będziecie się z tego śmiać, bo jego intelekt i atrakcyjność nie pozwolą Ci sądzić, że może być w nim jakiekolwiek zło. Dopiero tutaj wchodzimy na stopnie dyssocjalności, gdy mówimy o jednostkach, które z łatwością podtrzymują społeczne wrażenie, że są perfekcyjne. Prócz tego socjopata będzie kłamał jak z nut i bez trudu uda przed Tobą najgłębsze emocje, by omamić Cię swoją niewinnością, stawiając siebie w roli ofiary, by móc później przejąć kontrolę. Skoro niedawno go poznałaś i już wiesz, że jest świetny w łóżku, to raczej nie miał problemów ze zdobyciem Cię. Już się mu oddałaś. Seksualnie jesteś jego. Nie powiem Ci, czy jest socjopatą, bo musiałabym z nim minimum 2-3 minuty posiedzieć. Nie każdy atrakcyjny i inteligentny mężczyzna musi być dyssocjalny. Jeżeli jest, to już dawno owinął Cię wokół palca.
  3. Dobrze, że podałeś kolejny przykład tego, jak związki pozbawiają wolności. Z drugiej strony to całkiem urocze - "rodzina pozostawiona na jakiś czas". Brzmi zabawnie.
  4. Wybrałam najbardziej żałosne pytania z Twojej listy. Każdy człowiek stosuje mechanizmy obronne. Nie sprawia mi przyjemności bycie w centrum uwagi. Moje zaburzenie jest organiczne, nie ma podłoża w wydarzeniach z przeszłości. Nie mogę wiedzieć, czy emocje, których nie znam, byłyby dla mnie bolesne. Każda osobowość ulegnie rozpadowi, gdy zresetujesz komuś mózg. Przestań oglądać seriale.
  5. Nawet gdybyś miała wyjechać jutro na 2 koniec świata? Myślę, że prawie każdy by się zestresował. Każdy w innym stopniu wiadomo. A z jakiego powodu drugi koniec świata ma być stresujący? Albo sama podróż? Absurdalne podejście.
  6. Nikt tak nie twierdził. Proszę, znalazłam odpowiedni dla Ciebie wątek - s-tu-jacy-spece-od-komputerow-laptopow-t61333.html
  7. Nie odczuwam strachu przed zmianami. Nie wiem. Nie cierpiałam z tego powodu, więc się nie wypowiem. Moim zdaniem jest całkiem prosta. To kto Twoim zdaniem może oceniać?
  8. Jesteś tylko kolejną z dziesiątek osób, które na poparcie swojej aspołeczności piszą, jaką krzywdę kiedyś komuś wyrządzili i nie mają z tego powodu wyrzutów. To nie jest żaden argument. Ilość złych uczynków nie jest miarą aspołeczności czy dyssocjalności, bo samo zło/dobro jest różnie interpretowane przez odmienne osoby, a nawet warstwy społeczne czy kultury. Pisałam już w innych wątkach definicje konkretnych zaburzeń i nie będę powtarzać. Wystarczy poczytać moje posty, jest ich mało, więc dużo czasu to nie zajmie. Każdy normalnie odczuwający człowiek zrobił raz coś złego i nie miał wyrzutów oraz zrobił raz coś i te wyrzuty miał. Z powodu tego pierwszego nie określa się mianem trochę-dyssocjalny. Jak reszta schizofreników, których spotkałam. Większość czasu spędzali nie na nauce, ale na wykłócaniu się z wykładowcami i udowadnianiu swoich teorii. Bardzo fajnie. Niesamowita, porywająca opowieść o życiu. Tego zdecydowanie nie rozumiem. Przecież dopiero co, na dobrą sprawę, rozpocząłeś jakąkolwiek dyskusję w tym wątku - podjąłeś się rozpisania na swój temat (jak pozostali schizofrenicy) i regularnie domagasz się zainteresowania poprzez zadawanie Ci pytań. Uczepiłeś się mnie, bo okazałam Ci (według Twojej interpretacji) zainteresowanie. Problem jest tylko w tym, że nie jesteś interesującą osobą, a jedynie standardowym osobnikiem, na podstawie którego można książkowo zdefiniować konkretne zaburzenia, czy też ofiarę losu. Nie mówię, że Ciebie. Śmiało, śmiało. Lubię uświadamiać.
  9. Jak do tej pory zadałam bodajże 2 pytania na samym początku, na które uzyskałam odpowiedź, więc nie wiem, skąd pomysł, bym miała zadawać ich więcej. Większość z tego, co piszesz, i w jaki sposób to robisz, jest na przemian charakterystyczne dla schizofrenii i manii. Na tę pierwszą jestem wyjątkowo wyczulona ze względu na przeszłość obfitującą w doświadczenia z wieloma schizofrenikami o różnym stopniu upośledzenia umysłowego. Każdy, bez najmniejszego wyjątku, miał "swoją teorię" i chciał ją udowodnić. W 90% przypadków dotyczyły one nauk ścisłych i każdorazowo osoby, które je wygłaszały, nie posiadały podstawowej wiedzy z danej dziedziny. Każdy był przekonany o swojej wyjątkowości, niektórzy akcentowali ją bardzo mocno mimo jednoczesnej obecności skrajnie niskiej samooceny i myśli samobójczych. Jeden z nich wyjątkowo utrwalił się w mojej pamięci z uwagi na swoje halucynacje wzrokowo-słuchowe, którym podporządkował całą naszą relację, aż przyszło mi zdecydować się na niezbyt przyjemne działania. Regularnie ruszam czyjeś, w końcu od tego są ogłoszenia internetowe, żeby z nich korzystać i nie musieć szukać. Psy, koty, fretki, myszoskoczki, papugi, etc. Skoro ktoś decyduje się oddać zwierzę, a ja decyduję się je przygarnąć, to nie ma między nami niczego, co stałoby na przeszkodzie. Na tym polega łatwość tej transakcji w przeciwieństwie do adopcji ze schroniska, kiedy to po 2 tygodniach przyjeżdża do Ciebie kontrola, by sprawdzić, czy "pupilek" się zadomowił. Oczywiście zadomowił się, tyle że w trochę innej postaci, dlatego nie korzystam ze schronisk. Póki co nie rozumiesz w ogóle tych pojęć. Nie odróżniasz zaburzeń dyssocjalnych osobowości od zachowań aspołecznych, a aspołecznych od antyspołecznych. I nie, nie jesteś jednostką dyssocjalną.
  10. Niełatwo wytłumaczyć ludziom, że spełnienie ich największych pragnień oznacza pełne obdarcie z człowieczeństwa, a powyższa lista to dopiero początek problemów.
  11. Monster6, ludzie opisują całość zazwyczaj jako "chciałbym kiedyś obudzić się Tobą/z Twoim myśleniem". Każdorazowo muszę prostować ich podejście, sprowadzać na właściwy tor myślowy, żeby nie popadali w niezdrowe fantazje. Większość osób wybiera sobie konkretne cechy z listy, zależnie od tego, w jakiej na dany moment znajdują się sytuacji i co by im się przydało, ale nikt nie chce wziąć całości, gdy już im ją dokładnie przedstawię. Najbardziej niekomfortowo jest, gdy osobnik naogląda się za dużo filmów/seriali i potem z tym do mnie przychodzi. A i są tacy, którzy wprost mówią, że jest się tylko z czego cieszyć: - przecież nie masz urojeń, halucynacji - nie masz lęków, depresji, nerwicy natręctw - nigdy nie będziesz mieć problemów z samooceną - przeżyłaś tyle "strasznych" rzeczy i nie masz traumy - wyznaczasz sobie cele i je osiągasz, szybciej i wydajniej od innych - z miejsca wyczuwasz ludzi i ich intencje, nie jesteś podatna na wpływy - nie musisz się obwiniać i zastanawiać się nad tym, czy to, co robisz, jest dobre czy złe - zawsze sobie poradzisz, nie potrafisz się nawet stresować - nigdy nie przeżyjesz miłosnego zawodu i nie będziesz przez to cierpieć Ta lista jest, oczywiście, dłuższa i osoby (pomijając lekarzy), które wiedzą, że mam f60.2, chętnie wydłużają ją bardziej, skrajnie się przy tym emocjonując, dlatego też potem padają pytania, dlaczego się nie cieszę.
  12. Tego ludzie nie biorą pod uwagę, dlatego później dochodzi do powstawania zaburzeń w ocenie sytuacji. Im bardziej idealizujemy osobę na początku, tym większe obrzydzenie i zniechęcenie nią będzie odczuwalne na końcu i odwrotnie. Osoby niezaangażowane w związek mniej cierpią, gdy się on rozpadnie, nawet gdy są świadome, że był on wartościowy. A jak dobrze wiadomo, ludzie nie lubią godzić się na kompromisy. Kompromis oznacza, że każda ze stron jest zadowolona i zaspokoiła swoje potrzeby tylko po części, a taki mechanizm zazwyczaj nie wytrzymuje próby czasu. Jedynie związki o dobrze dobranych profilach osobowościowych (gdzie kompromisy nie są potrzebne) prosperują i są w stanie zapewnić korzystną pulę genową potomstwu. Całkiem nieźle wypadają też pary, które w kompromisach widzą "aż zaspokojenie", a nie "tylko zaspokojenie" części potrzeb, ale tutaj biorą górę zaufanie i myślenie o wspólnym dobrobycie - ten rzadki przykład związków, które można naginać, a i tak długo wytrzymują. Kobiety często nie dopuszczają w ogóle takiej możliwości, aby partner mógł mieć "chwilę dla siebie" lub żeby posiadał prywatność. Obsesyjne jednostki w każdej, podejmowanej przez partnera próbie odzyskania prywatnej przestrzeni, będą doszukiwać się aktu zdrady. Tak rozpadają się związki w ekspresowym tempie. To podświadomy wybór i w zależności od osoby może mieć inne podłoże. Najczęściej jest to wewnętrzna potrzeba posiadania w swoim otoczeniu partnera dominującego, w którym zauroczona osoba dopatruje się samych pozytywów, bo dominacja przywodzi jej na myśl osobnika, który będzie odpowiedzialny, spłodzi silne potomstwo i ochroni rodzinę. Często strona uległa uważa, że musi zasłużyć na miłość, że nie jest wystarczająco dobra i zaczyna popadać w kompleksy - robi rozmaite rzeczy, aby przypodobać się partnerowi, zatracając przy tym swoją faktyczną osobowość. Partner to wykorzystuje w najlepsze. Inny przykład to przypadek, gdy osoba ma za sobą doświadczenia z apodyktycznym osobnikiem z poprzedniego związku i instynktownie wybiera to, co jest jej już dobrze znane, np. z obawy przed zmianą, jednocześnie bardzo jej chcąc i potrzebując. Są też osoby, które w udobruchaniu złego partnera widzą życiowy cel, który podwyższy ich samoocenę. W międzyczasie kształtuje się syndrom sztokholmski. Ale kobiety tego nie wiedzą, bo są głupie i naiwne, dlatego obarczają winą samca. Dobrze rozumiem, że Ciebie (jako obcą osobę) boli sam widok jakiejś dziewczyny z dzieckiem, którą zostawił facet? Wina prawie zawsze leży po stronie kobiety. Ten mechanizm został już dokładnie opisany. Było też mówione, że mężczyzna podświadomie dąży do zapłodnienia jak największej ilości samic celem przekazania genów. Samiec zdobywa, by później porzucić. Ze względu na to, że człowiek posiada samoświadomość, tak niechętnie godzi się z tym, że instynkty decydują i przeważają nad domniemanym rozsądkiem, który jednak nie został w pełni zdefiniowany. Skoro zwierzęce instynkty są fundamentem praktycznie każdego zachowania (choćby tego, że idziesz do sklepu po jedzenie), to nie można traktować człowieka jako formy obdarzonej wolną wolą czy rozsądkiem. Mimo tego posiada on nawet najmniejsze pole do zastanowienia się i zadziałania wbrew instynktowi i ostatecznie to ma stanowić o czyimś przewinieniu. To płynna granica, którą ludzie stale próbują modyfikować, żeby nie musieć zmagać się z własnym sumieniem. Osobiście uważam to za groteskowe.
  13. Piszę według własnych zasad, najczęściej z czystej ciekawości ludzkich emocji i ich podłoża, niekoniecznie ze wskazanymi przez Ciebie intencjami. Na forach tego typu nie trzeba robić z ludzi ofiar, ponieważ w wystarczającym stopniu robią to sami. Odczuwanie dumy w tym przypadku to nie zaburzenie poznawcze. To w zupełności naturalne, gdy przychodzi świadomość, że jest się rzadkim przypadkiem, nawet wtedy, gdy mówimy o chorobie. Ludzie upośledzeni (psychicznie czy fizycznie) często podkreślają swoją indywidualność. Zaburzenie występowałoby wtedy, gdyby osoba chora uważała, iż jej stan jest stanem zdrowia lub czymś jeszcze lepszym, a reszta społeczeństwa powinna jej tego zazdrościć i się dostosować. Tak jest np. w przypadkach zaawansowanej schizofrenii, gdy osoby są przekonane o swojej wyjątkowości i predyspozycjach np. naukowych. Faktem jest, że sporo osób chorych pozytywnie odznaczyło się historii, ale tutaj mam akurat na myśli patologiczne, negatywne przypadki, w których upośledzenie jest bardzo posunięte bez pozytywnej rekompensacji w innej sferze. Wielokrotnie słyszałam/czytałam i nadal słyszę słowa, przy pomocy których ludzie dają mi dobitnie do zrozumienia, że bardzo chętnie zamieniliby się ze swojej normalności na moją przypadłość. Dzieje się tak z różnych przyczyn. Najczęściej jako argument podają przydatność, jaką według nich jest niemożność odczuwania danych emocji w konkretnych sytuacjach życiowych. Ludzie chcieliby się nie bać, nie czuć smutku z powodu straty, nie zakochiwać się; chcieliby być pewniejsi siebie i nieczuli na krytykę i właśnie z tego powodu zdrowe jednostki są gotowe podjąć decyzję o "pożyczeniu" ode mnie F60.2, gdyby tylko istniała taka możliwość. Na tej podstawie można wywnioskować jedną rzecz: niektóre zaburzenia posiadają swoje subiektywne plusy, które są po cichu cenione przez ludzi, którzy ich nie posiadają. Z drugiej jednak strony ludzie nie potrafią znaleźć złotego środka i często popadają w toksyczną fascynację osobami zaburzonymi. Niby-pozytywne cechy są jednak całkowitym odstępstwem od tego, co definiuje człowieczeństwo. Do tego dochodzi również zestaw tych negatywnych, których ludzie nie chcą zauważać lub z którymi (jak twierdzą) byliby w stanie sobie poradzić. Niekoniecznie śmierci. Ludzie, którzy się jej nie boją, zazwyczaj odczuwają strach przed bólem, inwalidztwem i zależnością od osób trzecich. Z tego powodu jednostki nieuleczalnie chore często popełniają samobójstwo. Ty masz niskie poczucie wartości własnego życia i na chwilę obecną nie widzisz problemu w przypadku, w którym nie mógłbyś dożyć późnej starości. Jest Ci to obojętne lub nawet jesteś za "otrzymaniem" śmierci w młodym wieku. To podejście jednak zmienia się na różnych etapach życia i nie potrzeba do tego określonych bodźców w postaci zdarzeń, które miałyby za zadanie wywołać w Tobie chęć do życia. Zmienia się po prostu poziom neuroprzekaźników i np. na przestrzeni roku dochodzi do sporych zmian w osobowości. Będziesz miał okazję to zaobserwować. Nigdzie nie napisałam, że jej potrzebujesz.
  14. Przydałoby się, byś to uargumentował, najlepiej poprzez rozłożenie mojej wypowiedzi na mniejsze części i rzeczowe podważenie ich. Wszystko się zgadza. Przy okazji wszedłeś na pole ciekawego przypadku toksyczności. Wspomniany już wcześniej strach przed samotnością bywa tak silny, że zdesperowani, niepotrafiący logicznie rozumować ludzie uczepiają się innych na stałe, nie zważając na to, jak ich to wyniszcza (psychicznie i fizycznie). Ostatecznie pozostawiani są bez grosza i z poważnym zaburzeniem psychicznym, które latami bezskutecznie próbują leczyć. W jednym z gorszych przypadków zostają z dzieciakiem, którego nie chcieli lub wydawało im się przez krótki moment, że chcą, gdy ich zaślepienie osiągnęło apogeum. To zdwojone pasożytnictwo. Nie trzeba się oszukiwać - tego typu przypadki najczęściej dotyczą kobiet. Prosty, powszechny na całym świecie model, który powtarza się z pokolenia na pokolenie - naiwna, poszukująca szczęścia w życiu uczuciowym, młoda kobieta wiąże się z ignorantem o skłonnościach do uzależnień i roi sobie w główce, że przy odrobinie cierpliwości i pracy są w stanie razem stworzyć perfekcyjny związek, a w dalszej przyszłości nawet założyć rodzinę. Po wielu latach spędzonych w związku, w trakcie którego trwania dochodziło już do wszelkiego rodzaju aktów przemocy, pogrążona w depresji i nerwicy kobieta uświadamia sobie, że została doprowadzona do całkowitej ruiny, a jej "wybranek życia", który miał być księciem z bajki okazał się "nie taki jak miał być", a przy okazji ma wyjebane na to, że zdążył ją przy tym zapłodnić. Kobieta w akcie wyparcia (gdyż nie jest w stanie dopuścić do siebie prawdy) obarcza winą jego i resztę swojego otoczenia, nie dostrzegając ogromu infantylności w swoim własnym postępowaniu, które doprowadziło ją do tego punktu. Zaczyna się sądownie dochodzić o alimenty i inne zapomogi na dzieciaka, które już niedługo rozpocznie własny łańcuch nieszczęść. Samotna matka pogrąża się coraz bardziej i ostatecznie sama zaczyna popadać w uzależnienia, wystawiając dziecko na pastwę swojej obecności. Dzieciak dorasta i kształtuje w sobie obraz nowej rzeczywistości, która będzie warunkowała jego dalsze wybory i odciśnie się jako coś nieodwracalnego. Dziecko zaczyna kształtować w sobie agresję lub się jej poddawać, staje się ofiarą lub napastnikiem, zależnie od tego, w którą stronę pojedzie zaburzenie osobowości lub choroba psychiczna zagwarantowana przez kochającą mamusię, która w międzyczasie zdążyła jeszcze dać dupy parunastu innym, w których widziała nadzieję na "nowy początek". To jest temat rzeka i można się rozpisywać w nieskończoność. Fakt faktem, że gdy pojawi się tu osoba, która żyła w toksycznych związkach głównie z własnej winy, zacznie podważać wszystko, co piszę i obarczać całą winą tych wszystkich "złych facetów", którzy nie potrafią szanować kobiet i traktować ich jak księżniczek. Nie będzie mi to jednak przeszkadzać ze względu na logiczność takiego zachowania. Te naiwne wariatki za wszelką cenę będą bronić swoich urojonych poglądów i wychodzić z hukiem od terapeuty za każdym razem, gdy ten będzie próbował im delikatnie uświadomić, że wina nie leży tylko po jednej stronie. Groteskowe sceny tego typu mamy okazję oglądać na polu każdej warstwy społecznej, niezależnie od rasy, wyznania i posiadanego majątku. Mężczyźni, którzy od początku biorą za cel tylko przeruchanie czyjegoś dupska są wybierani jako idealni kandydaci na mężów i ojców. Niesamowite, ale prawdziwe zaślepienie.
  15. Żadne ze zdań przeze mnie napisanych nie było żartem. Wyrażona opinia jest konkretna i powinna być dla większości zrozumiała.
  16. I pomyśleć, że jedno zdanie potrafi całkowicie skreślić człowieka.
  17. A na boku sobie posuwa bogatszą i lepiej ssącą fiuta, żeby potem mieć dla Ciebie na prezenty, a jak ich nie kupuje, to znaczy, że całość przeznacza na siebie i dobrze mu z tym. Instynktownie poszukujemy cennych dóbr, bo umysł wie, że należy zapewnić potomstwu przetrwanie i dobrobyt. Osoby biedne (niekoniecznie materialnie, ale również intelektualnie) zawsze będą dyskryminowane i nieatrakcyjnie, bo nie stanowią/nie posiadają tego dobrobytu. Organizm dąży tylko do zapłodnienia drugiego organizmu, nie do połączenia jednostek na stałe i nieodwołalnie. Samiec ma iść dalej i zapładniać kolejne samice, a im jest atrakcyjniejszy, tym skuteczniej rozprowadzi gen. Samice zaburzone psychicznie mają mniejszą szansę na powodzenie, chyba że samiec reprezentuje podobne (wadliwe) cechy, jednak wtedy dochodzi do przekazania ich potomstwu i tym sposobem z roku na rok mamy do czynienia z coraz bardziej upośledzonym psychofizycznie społeczeństwem. To, oczywiście, pokrótce opisany mechanizm. Osoby zorientowane dokładnie wiedzą, w czym rzecz.
  18. Niezależnie przed czym uciekają i czego chcą od życia - nie wpuszcza się obcego bydła na swój teren. Bez różnicy czy to stare dziady czy jeszcze niemowlaki. Pierwotnym instynktem jest obrona własnego terytorium i zabezpieczenia go przed wrogiem, a w tym przypadku namnażająca się nieustannie rasa o wysoce szkodliwych poglądach religijnych takim wrogiem się staje. Sęk w tym, że każdy stanowi mieszankę genową, jednak dopóki nie jest ona widoczna, zwykle nie stanowi problemu. W tym przypadku problem istnieje, gdyż jego przyczyna jest jawna. Większość uchodźców stanowią osobniki irracjonalne, nieświadome i pozbawione jakiegokolwiek wykształcenia czy nawet chęci do jego zdobywania. Są to najniżej położone ogniwa łańcucha pokarmowego, które szybciej powinny podlegać eksterminacji niż dobrobytowi zapewnionemu przez obce im narody, co jest rzeczą ciekawą, bo mimo wszystko (głównie z uwagi na politykę i pieniądze) głowy państw starają się zagwarantować odludkom miejsce i warunki do życia. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy wyszłoby taniej utrzymanie ich czy wybudowanie dla nich obozów koncentracyjnych, ale póki co obozów jak nie było, tak nie ma, a to wielki minus. Z jednej strony utrzymanie ich (uchodźców) i edukacja (o ile w danym kraju ją otrzymają) może zapewnić siłę roboczą w przyszłości, co jest państwom na rękę i tylko z tego powodu aktualnie trzymają bydło przy życiu. Z drugiej strony obóz koncentracyjny zapewniłby o wiele tańszą siłę roboczą, a zużyte jednostki podlegałyby śmierci naturalnej lub innej.
  19. Dlaczego miałby się zgłaszać do eksterminacji, skoro jako jedyny zaproponował rzetelne i przyszłościowe rozwiązanie? Przytoczenie definicji oczywistego terminu miało posłużyć jako uświadomienie ogromu zła, jakie przyniosłaby (według Ciebie) eksterminacja i jednocześnie postawienie ernesta w takim, a nie innym świetle celem aktywowania publicznej dyskryminacji, ale poza tym, w przeciwieństwie do niego, nie wniosłeś nic do tematu, a jedynie spróbowałeś wyeliminować uczestnika debaty w naiwny i śmieszny sposób. Możliwe, że nie dostrzegasz masowego problemu, który stanowią w obecnych czasach namnażający się nieustannie ludzie. Wystarczy sprawdzić dane statystyczne, by móc przewidzieć efekt tego za kolejne 10 lat. Ponowne wprowadzenie np. obozów koncentracyjnych to jedno z lepszych, szybszych i (co najważniejsze) bardzo korzystnych dla ogółu rozwiązań, które skutecznie eliminowałoby nadmiar. I dałeś po raz kolejny powód do prawidłowego uznania, że Twoje zachowanie jest uzasadnione. Aktualnie większość ludzi wzajemnie sobie grozi i wyzywa się już nawet w miłej, narzuconej z góry atmosferze. Bardzo trudno trafić na kogoś, kto powie coś i zgodnie z zamysłem to wykonana, dlatego możemy zaobserwować większą ilość tzw "pizd" w naszym otoczeniu. Oczywiście one istniały zawsze, ale obecnie to pojęcie nabrało nowego znaczenia. Ty się frustrujesz, ponieważ w całym tym ogromie społecznego brudu ucieszyłby Cię fakt, gdyby ktoś Ci wpierdolił. Wiedziałbyś, że ostały się jakiekolwiek ludzkie cechy, ale nawet groźby możesz obecnie olać, bo nikt z Twojego otoczenia nie potrafi być słowny.
  20. Typowe i jak zawsze zabawne. Z tego powodu potem się mówi, że większość kobiet ma borderline, a to po prostu zwykłe idiotki, które w celu dowartościowania własnej osoby liczą na pieniądze, komplementy i prezenty. Ewentualnie seks, ale jeśli tak, to tylko z bardzo pociągającym facetem, żeby można go było później zostawić, ale zabrać do grobu ładne wspomnienia. Przydałaby Ci się solidna rozmowa. Żadne sporty i wyżywanie się na workach treningowych nic tutaj nie da, bo masz awersję to ludzi, nie do przedmiotów. Żywcem zjada Cię nienawiść i frustracja, których nie jesteś w stanie kontrolować. Ludzie Cię nie zrozumieją, bo na co dzień zwykle nie mają takich odczuć - tak jak osobnik, który wbiegł Ci przed maskę - on był tylko jednym z ogniw łańcucha pokarmowego, w którym przyszło Ci funkcjonować. Mogę Cię pocieszyć tym, że to, jak odbierasz społeczeństwo, jest w dużej mierze prawdą i nie jesteś "przewrażliwiony", jak zapewne powie Ci spora część ludzi (w tym terapeutów), którym przedstawisz taką, a nie inną interpretację. Całość nie jest domeną konkretnej grupy społecznej, ale gatunku. Ludzie obdarzeni są trochę innymi emocjami niż Twoje i nie będzie tutaj porozumienia. Wewnętrznie (mimo odczuwanej agresji) poszukujesz ładu i harmonii - stabilności, na której będziesz mógł zbudować zdrowy związek. Zależy Ci na jedności i szczerości z drugą osobą, a to świadczy o tym, że mimo swoich trudności z kontrolą agresji, wciąż posiadasz pozytywne emocje, których nie zdążyłeś jeszcze zatracić. Z tego powodu (i z paru innych) da się poskromić Twoje problemy.
  21. Co się zmieniło? Osoby z zaburzeniami somatoformicznymi cechują się brakiem zasadności większości swoich rozważań i przekonań. Są niepodatne na argumenty z zewnątrz, dlatego opierają się terapii. Skąd masz pewność, że skutecznie utrzymujesz tę granicę? Pamiętaj, że opinia lekarza też nigdy nie jest w pełni obiektywna. Przy testach tego typu trzeba zachować spory dystans. Zapewniam, że jego powtórne wypełnienie poskutkowałoby innym wynikiem. Trzeba też dodać, że z racji tego, iż jest on analizowany na paru płaszczyznach, o których często nie wie pacjent (z reguły ma nie wiedzieć), doprowadza do tego, że 1. albo odpowiada się na pytania bez większego zastanowienia, albo 2. faktycznie pacjent zaczyna się skupiać na tym, dlaczego pytania są takie a nie inne i co mają sprawdzać, przez co zaczyna zastanawiać się, jak dana odpowiedź wpłynie na wynik całościowy, co ostatecznie daje niewymierną diagnozę.
  22. Sprzeczanie się jest zbędne. Temat wypada tylko wstępnie nakreślić osobom, które z powodu instynktu stadnego żyją na gorszym poziomie świadomości, ale w tym tkwi sens wszelakich dyskusji odbywających się na tym forum.
  23. Myślenie tymi kategoriami to zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne lub somatoformiczne. Lęk nie jest odpowiedzią na bezpośrednie zagrożenie. Myślenie o utracie czegoś, tylko dlatego, że się to posiada, to podejście absurdalne, choć często występujące w społeczeństwie. Jednak pomijając osoby skrajnie zaburzone - dopiero gdy mamy nieopłacony czynsz i straciliśmy pracę, pojawia się logiczne warunkowanie oraz strach aktywowany przez instynkt przetrwania, który dba o podstawowe potrzeby, głównie wyżywienie i schronienie. Jeżeli masz w kieszeni 100 zł, nie oglądasz się dookoła, ale gdy wypłacasz z bankomatu parę tysięcy, to instynktownie zwracasz uwagę na to, kto znajduje się w Twoim otoczeniu i jak się zachowuje. To procesy niezależne. Ponadprzeciętne zdolności intelektualne należy wpierw wykazać, by móc się nimi chwalić. Odkąd jestem na tym forum nie zrobiłam ani jednego, ani drugiego. Z tego też powodu nie może być związku między niezaistniałą sytuacją chwalenia się, a moim postem w tym wątku. Ogranicza Twoją wolność na wiele sposobów. Nie tylko pozbawia Cię części terytorium, ale również środków finansowych. Mówię tu zarówno o kocie jak i o dziewczynie (choć na jedno wychodzi), wiadomo tylko tyle, że dziewczyna mocniej eksploatuje Cię emocjonalnie, odbierając Ci swobodę w podejmowaniu wyborów, w przyszłościowym myśleniu. Wpływa również na Twoją strukturę osobowościową. Im bardziej jest ona podatna na modyfikację, tym doszczętniej może zostać zniszczona. Trzeba pamiętać, że korelacja to nie to samo co zależność, poza tym faktem mamy tu do czynienia z wpływem jednej zmiennej na drugą i oczywistym jest, że będąc z kimś w związku, także ty ograniczasz wolność swojego partnera, a nie tylko on Twoją. Nie produkuję mądrości, tylko powszechnie znane fakty i niezmienne mechanizmy, które zauważy przeciętny uczeń szkoły podstawowej. Nie wiem, co to znaczy "wątek dla mnie przeznaczony" z uwagi na to, że między działami tego forum codziennie dochodzi do przepływu i wymiany informacji między różnorodnymi grupami osobników.
  24. A możesz opisać to "straszne" zdarzenie? Dodałeś aż 3 emotikony, to nie świadczy najlepiej o Twoim stanie psychicznym.
  25. Związanie się z drugą osobą do tego stopnia, że myśl o jej utracie wywołuje lęk, jest świadectwem tylko i wyłącznie ludzkiej słabości i podatności na wpływy. Pomijając już kwestię wydzielanych w tym czasie przez mózg neuroprzekaźników i tego jak banalne jest to zjawisko, powinno się wspomnieć przede wszystkim o pasożytnictwie tak bardzo rozpowszechnionym na całym świecie. Jeden wielki łańcuch zależności. Jakkolwiek jest rozumiane przez człowieka pojęcie wolności, druga osoba zawsze nas jej pozbawia, niezależnie czy jest to partner czy rodzic czy nawet zwierzę. Strach to potężne narzędzie, a strach przed samotnością rodzi coś niepojętego, dlatego tak wiele osobników woli uczepić się nawet najgorszej persony, niżeli zostać sam na sam ze sobą i swoim umysłem. To jeszcze jeden z powodów, dla którego ludzie wiążą się ze sobą.
×