Skocz do zawartości
Nerwica.com

Elkaaa

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Elkaaa

  1. U mnie zaczęło się wszystko właśnie od zawrotów głowy, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to nerwica i depresja. Robiłam różne badania, wszystkie wyszły dobrze, ale dostałam jakieś tabletki nie pamiętam nazwy po których stopniowo mi zawroty przeszły. Niestety pojawiły się inne objawy i wtedy okazało się że cierpię na depresję i nerwicę.
  2. Elkaaa

    WRÓCIŁAM

    Marzena, mój syn zdał dopiero prawko za 5 razem i dzieci moich znajomych też podchodzą po kilka razy do egzaminu, a to wcale nie znaczy że są do niczego. Teraz bardzo nielicznym się udaje zdać za 1 razem. Więc nie poddawaj się
  3. Elkaaa

    WRÓCIŁAM

    Marzenko, jeżeli nie masz pamięci do przepisów, to załóż sobie taki mały notes, podręczny, który zawsze będziesz miała przy sobie. Zapisuj tam wszystko, przepisy a także jak się oblicza różne rzeczy. Ja z matmą nie mam problemu, ale z pamięcią i owszem. Jak zapisuję różne rzeczy to łatwiej zapamiętuję, no a poza tym zawsze można zajrzeć do notatek. Jeżeli o mnie chodzi to miałam dobrą pracę, niestety, koleżanka z którą pracowałam doprowadziła mnie swoim zachowaniem do nerwicy i depresji. Kurczowo się trzymałam tej pracy a mój stan coraz bardziej się pogarszał. W końcu wylądowałam u psychiatry, a po 180 dniach choroby zakład miał prawo mnie zwolnić. Potem byłam rok na świadczeniu rehabilitacyjnym. Teraz pracuję, ale niestety nie udało mi się znaleźć dobrej pracy. Muszę być zadowolona z tego co mam. Ale przynajmniej nie mam już kontaktu z tą osobą. Dziennie walczę sama ze sobą i przekonuję się że muszę iść do pracy, że nie jest tak najgorzej itd. Wiem, że jak się poddam, to będzie źle.
  4. Choruję na depresję i nerwicę już od dawna, leczę się a raczej leczyłam od 2005r po załamaniu które nastąpiło po dwuletnim mobbingu w pracy. Wykorzystałam 180 dni L-4 a potem przez rok byłam na zasiłku rehabilitacyjnym. Najpierw brałam leki przez jakiś rok, a potem leczyłam się w szpitalu psychiatrycznym na oddziale dziennym - 12 tygodni chodziłam na terapię grupową. Brałam też wtedy leki. Terapia się skończyła, zasiłek też czułam się w miarę dobrze, miałam przynajmniej siłę do walki. Odstawiłam leki. Radzę sobie już jakiś czas bez nich. Mam pracę, ale nie najlepszą. Cały czas walczę , jednakże czuję, że jest coraz gorzej. Za dwie godziny mam iść do pracy, a czuję się nie najlepiej. Od jakiegoś czasu dopadają mnie lęki różnego pochodzenia, najbardziej boję się jakiejś śmiertelnej choroby która dopadnie mnie lub moich bliskich. W kościele robi mi się słabo, czasami na ulicy dopada mnie gwałtowny lęk nie wiadomo przed czym, nogi robią mi się jak z waty,oddech staje się krótki, łomotanie serca, kula w gardle iw brzuchu. Staram się wtedy to opanować i na razie mi się udaje. Niestety, mam dosyć tej walki, zaczynam marzyć o tym ,żeby pobyć trochę w domu, nie musieć nic robić i nigdzie wychodzić. Wiąże się to z rzuceniem pracy, brakiem pieniędzy i z beznadziejnością. Więc muszę się znowu postarać, wziąść się za siebie, umyć się, ubrać, pomalować i iść do tej cholernej pracy, której nienawidzę całym sercem, ale która daje mi chociaż namiastkę jakiejś kasy.Nie wiem tylko jak długo tak pociągnę.
  5. Elkaaa

    Moja Historia

    Duran, przykro mi, że opacznie mnie zrozumiałeś. Nie zamierzałam namawiać Cię do picia, napisałam tylko, że zauważyłam, że jak byłam rozluźniona ( a tak działo się po spożyciu alkoholu), to wtedy podobałam się facetom, a przecież nie stawałam się z minuty na minutę ładniejsza, tylko bardziej wesoła i rozmowna. Doszłam więc do wniosku, że problem nie polega na mojej urodzie, bądź jej braku, lecz na mojej nieśmiałości i zaniżonej samoocenie. Z biegiem lat poradziłam sobie z tym (bez alkoholu) i teraz wcale nie należę do osób nieśmiałych. Powodzenia nadal nie mam, ale myślę, że tylko dlatego, iż jestem szczęśliwa w małżeństwie i nie szukam jakiś tam przygód. Na pewno znajdziesz fajną dziewczynę, tylko się nie poddawaj. Uwierz w siebie.
  6. Elkaaa

    Moja Historia

    Duran, głowa do góry, z nieśmiałości się wyrasta. Ja jako nastolatka byłam bardzo nieśmiała. W towarzystwie nie odzywałam się wcale, jakaś kula stawała mi w gardle i nie potrafiłam wydobyć głosu, a jak już zdarzyło się, że się odezwałam, to palnęłam zawsze jakieś głupstwo ( w moim mniemaniu) i potem było mi wstyd. Przez swoją nieśmiałość zachowywałam się dziwnie i nie miałam zbyt dużo przyjaciół. Nie mówiąc już o chłopakach, którzy nie wiedząc czemu w ogóle nie byli mną zainteresowani, a ja jak głupia co jakiś czas zakochiwałam się w którymś i cierpiałam w samotności, bo oczywiście ukrywałam ten stan. Miałam zaniżoną samoocenę, uważałam się za okropnie brzydką i nic nie wartą dziewczynę. Zdarzało się też tak, że na jakimś rajdzie przy ognisku trochę się wypiło i wtedy dziwnym trafem zawsze znalazł się jakiś adorator. Zastanawiałam się dlaczego tak jest i myślę, że pod wpływem alkoholu stawałam się wesoła, zabawna i pewna siebie. To przyciągało facetów, a na trzeźwo odpychała ich swoim sposobem bycia. Ktoś mi kiedyś powiedział, że wyglądam na osobę bardzo dumną i wyniosłą, myślę , że to też mogło odstraszać. Co do mojej urody, to myślę, że jest przeciętna, nie jestem ładna, ale też nie jestem brzydka. Z tobą jest podobnie, patrząc na zdjęcie widzi się normalnego faceta, nie jakąś tam gwiazdę telewizyjną ale też nie brzydala. Jesteś OK. Wszystko Ci utrudnia Twoja nieśmiałość. Popatrz sobie wokół, na realny świat, nie na świat seriali telewizyjnych. Ludzie są przeciętni. Przynajmniej większość. Na pewno zdarzą się też faceci gorsi od ciebie pod względem urody a mający dziewczynę lub żonę. Ja też miałam koleżankę w pracy, bardzo brzydką (opinia większości), małą, grubą, piegowatą z okropnymi włosami. A mimo to miała mnóstwo przyjaciół i wspaniałego faceta. Była po prostu wesoła i pełna dobrej energii. Wiem, że z dnia na dzień trudno stać się inną osobą, ale wierz mi, na pewno można pozbyć się nieśmiałości. Ja pozbyłam się jej już dawno, nawet nie wiem kiedy. To stało się tak jakoś samo z siebie. Obecnie jestem szczęśliwą mężatką i mam syna i córkę. Do pełni szczęścia potrzeba mi tylko pokonać tą cholerną depresję. Życzę Ci, abyś też był kiedyś szczęśliwy.
  7. Jak długo można walczyć? Czy siły w końcu się nie wyczerpią. Ponoć długotrwały stres jest gorszy od krótkotrwałego stresu. A taka walka jest jakimś tam stresem. Np. w moim przypadku. Mam niemiłą atmosferę w pracy, jeden na drugiego nadaje, jest wyścig szczurów. Jak się starasz, to znaczy,że się chcesz przychlebić szefom, albo się wywyższasz, lub się rządzisz, a jak z kolei robisz to co do ciebie należy, ale nic poza tym, to znaczy że się obijasz i nic nie robisz. Tak źle i tak nie dobrze. Dobija mnie ta sytuacja, pracuję tam krótko, ale najchętniej wzięłabym nogi za pas i wiała z tamtąd jak najdalej. Niestety, byłam 2 lata bezrobotna i ta praca jest mi bardzo potrzebna. Więc walczę codziennie z samą sobą, przekonuję siebie, że muszę tam iść, że dzisiaj będzie lepiej niż wczoraj, że to tylko przejściowy stan itd. Po czym jest albo lepiej i stres przechodzi, wtedy cieszę się i nabieram chęci do życia i pracy, albo jest jeszcze gorzej i boli mnie serce, głowa, mam trudności z oddychaniem, z trudem powstrzymuję się od płaczu, albo wręcz płaczę i jestem wściekła na samą siebie. Co mam robić, czy dalej walczyć, czy może olać to i szukać innej pracy? Ale kto mi zagwarantuje, że gdzie indziej będzie lepiej i jak długo będę szukać? Następne 2 lata? Jak radzić sobie z taką sytuacją. Nie mogę wiecznie uciekać ale też nie mam siły na walkę.
  8. Elkaaa

    problem z samoocena

    No właśnie, żeby się dobrze czuć i mieć wysoką samoocenę, wcale nie trzeba być geniuszem i nie trzeba posiadać ponadprzeciętnych zdolności. Można być szarym, przeciętnym człowiekiem. Pomyślcie, wolelibyście być błyskotliwymi, nadzwyczaj inteligentnymi ludźmi, a przy tym zaufanymi w sobie snobami i samolubami, czy może miłymi, wesołymi , uczciwymi i życzliwymi ludźmi, niekoniecznie posiadającymi jakieś nadzwyczajne zdolności? Nie trzeba szukać w sobie jakiegoś wielkiego talentu, a zapytać raczej siebie, czy jesteśmy np. odpowiedzialni, troskliwi, życzliwi, uczciwi, tolerancyjni. To są ważne cechy charakteru. Jak nie macie tych cech, to może znajdziecie inne, równie ważne. Powodzenia.
  9. Elkaaa

    Jak się zmienić

    Dzięki za wpisy i dobre rady. Na szczęście wczoraj w pracy było ok. Ja starałam się panować nad nerwami, a mój wróg też miał dobry dzień. Wiem, że będzie różnie i muszę się na to przygotować. Nie będzie łatwo, bo ja jestem strasznie wrażliwa na krytykę i na odrzucenie. To też pozostałości z dzieciństwa. Wszystko robiłam wtedy źle, byłam najgorsza ze wszystkich wnucząt mojej babci, która mnie wychowywała, czułam się jak brzydkie kaczątko i czarna owca. Zdaję sobie sprawę z tego, że paradoksalnie byłam najukochańszą wnuczką i oczkiem w głowie mojej babci, ale niestety, wtedy jako dziecko miałam inne odczucia. I tak pozostało. Do dzisiaj nie mam wiary w siebie, czuję się gorsza od innych. Bardzo mnie mobilizują pochwały, natomiast krytyka dołuje i paraliżuje.
  10. Elkaaa

    Jak się zmienić

    Koniec użalania się nad sobą. Myślałam, że jak tu się trochę pożalę, to mi przejdzie chandra, ale niestety, dalej mam gule w gardle i w żołądku. Gdybym nie mogła jeść, było by ok, bo przynajmniej bym schudła, ale ja niestety zajadam stres. Im większy stres, tym większy apetyt. Muszę się wziąść w garść. Wiem, że nie lubimy tego określenia, ale mam wrażenie, że jak nie walczy się z tą cholerną deprechą, to ona wygrywa. Boję się tylko, że jak pójdę do pracy i znowu ktoś skomentuje moje postępowanie, to łzy popłyną bez jakiegokolwiek hamulaca. Mam je pod powiekami i nawet w tej chwili, ledwo co powstrzymuję się od płaczu. Tak, że chyba muszę sobie wmówić, że wszystko będzie dobrze i że życie jest piękne. Może ktoś ma jakiś sposób na łzy. Błagam wymyślcie coś i napiszcie jak powstrzymać się od płaczu.
  11. Elkaaa

    Jak się zmienić

    Od jakiegoś czasu staram się słuchać to, co ludzie o mnie mówią. Wiadomo,że wszelkie pochwały i komplementy są fajne i poprawiają nam humor, ale niestety są też niepochlebne opinie. Właśnie wczoraj miałam taki przykład. Koleżanka z pracy mi powiedziała, że jestem nie do wytrzymania, że się jej czepiam i że jestem strasznie nerwowa. Dziwne, bo to ona należy do ludzi nerwowych, wybuchowych i na dodatek nie umiejących się przyznać do niczego. Faktem jest, że strasznie mnie wkurza, więc na pewno podświadomie źle reagowałam na nią i na jej postępowanie, jednakże wierzcie mi, że starałam się być obiektywna i opanowana. Strasznie mnie zranił jej komentarz, tym bardziej, że mnie się wydawało, że to ona jest strasznie nerwowa i wybuchowa. Zresztą inne osoby też tak uważają. Chciała by wszystkimi rządzić, i wszystkich poustawiać tak jak swoją rodzinę. Jako, że jestem strasznie miękka, więc się rozpłakałam w kiblu, na szczęście jakoś udało mi się opanować te łzy i mam nadzieję, że nikt nie zauważył. Po przyjściu do domu jakoś udało mi się opanować i nie użalać się nad sobą a najważniejsze nie płakać, potem poszłam spać, bo już była 23, dopiero dzisiaj rano, kiedy wszyscy wyszli, to łzy popłynęły i płaczę do teraz. Co mam robić. Nie może być tak, żeby jeden głupi komentarz odbierał mi chęć do życia i powodował doła na cały dzień.Na dodatek chciałabym panować nad swoimi nerwami, aby nikt nie mógł takich komentarzy mi prawić. Z drugiej jednak strony, ta kobieta jest tak wkurzająca, że chciało by się ją ustawić po kątach. Mam wrażenie, że jak jej ustąpię, to będzie znaczyło, że się poddałam. Myślałam o tym, żeby ją ignorować, ale nie wiem czy mi się to uda. Może ktoś ma jakiś sposób, aby panować nad nerwami, a przede wszystkim nad łzami. Chciałabym , aby mnie nic nie ruszało i chciałabym być twarda jak kamień. Jestem wściekła na siebie za te cholerne łzy.
  12. Elkaaa

    O jakie to wygodne...

    Ja cały czas walczę, ale z miernym skutkiem. Czasami mi się coś chce robić, a czasami mi się nie chce nic. Koleżanka wyciągnęła mnie na baseny termalne na Słowację, najpierw się zgodziłam, a potem byłam na siebie wściekła, bo mi się tam wcale nie chciało jechać. Pojechałam, bo skoro się zapisałam na tą wycieczkę to nie chciałam nikogo robić w konia i odmawiać, poza tym chciałam przezwyciężyć tą niechęć i miałam nadzieję, że będzie fajnie. Było fajnie, ale ja nie potrafiłam się tym cieszyć. Na dodatek cała ta wycieczka kosztowała mnie 100zł, a jestem w dołku finansowym, więc te pieniądze mogłam wykorzystać na coś innego. Myślę, że to było takie uszczęśliwianie się na siłę. A pro po dołka finansowego, nie mam kasy i z tego powodu jest mi źle, musiała bym iść do pracy, miałabym wtedy więcej pieniędzy, ale i tak za mało, na dodatek znowu będzie mi źle, bo nienawidzę pracować. W większości pracy jest wyścig szczurów, dobija mnie to, nie cierpię rano wstawać i śpieszyć się, uwielbiam wysypiać się, w szlafroku pić kawę i robić to na co mam ochotę w danej chwili. Może mogłabym pracować w domu, ale jak tu znaleźć dobrą pracę chałupniczą. Od jakiegoś czasu szukam i trafiam na samych oszustów wyłudzających pieniądze. Zastanawiam się czy jestem leniem, czy to może ta deprecha. Na moje usprawiedliwienie powiem, że nieraz już pracowałam, ale za każdym razem kończy się tak samo - zwalniam się, albo idę na L-4 i zwalniają mnie. Najdłużej wytrzymałam 3 lata. Nie wiem co mam robić. Dobija mnie to.
  13. Ja mam podobny problem. Nic mi się nie chce i nic mnie nie cieszy. Na dodatek jestem bezrobotna i muszę znaleźć jakąś pracę, bo kończy mi się zasiłek. Boję się strasznie, bo wiem, że najpóźniej po kilku miesiącach jakiejkolwiek pracy będę tak nieszczęśliwa, że muszę rano wstawać i pół dnia spędzić w pacy, a potem jeszcze obowiązki domowe typu pranie, sprzątanie , gotowanie, zakupy. Przeraża mnie to. Potrzebuję pracy i to dobrej, bo jestem w finansowym dołku,ale najchętniej nie wychodziłabym z domu. Myślałam o pracy chałupniczej, ale jest tylu oszustów, poza tym z takiej pracy chyba nie ma większych pieniędzy. Poraźcie mi co mam robić. Może ktoś ma namiary na dobrą pracę chałupniczą?
  14. Ja chodziłam przez 3 miesiące na terapię grupową. Dokladnie 12 tygodni. Było super. Rózne zajęcia. Jedne lepsze , drugie gorsze. Pozatym każdy lubi coś innego. Ja na przykład lubiłam rysunek. lubię rysować i malować. Nigdy jednak nie przypuszczałam, że z rysunku można tyle wywnioskować o danej osobie. Niektóre osoby nie znosiły tych zajęć, nie lubiały malować, bądź nie miały talentu. Tak samo było z muzykoterpią, jedne zajęcia były lepsze drugie gorsze, jedne osoby lubiły muzykoterapię , inne nie. Były elementy jogi, metody relaksacji. Jednakże najważniejszym chyba zajęciem były rozmowy w grupie. Można było rozmawiać na różne tematy, ogólnie o życiu a także na tematy bardzo osobiste. W grupie były rózne osoby, z rożnymi charakterami. taki mały przekrój spoleczeństwa. Była milość, zrozumienie, ale także trochę nieporozumień i kłótni. Nie uważam jednak, że to bylo złe. W życiu tak właśnie jest. Najlepszym zajęciem był "proces". Pacjent siadał na przeciw terapeuty i mówił nad czym chciałby popracować. Grupa była niemym obserwatorem. Terapeuta tak prowadził rozmowę, zeby finalnie pacjent doszedł sam do jakiegoś wniosku. Żeby sam sobie odpowiedział na zadane pytanie. Wierzcie mi, niejednokrotnie sami siebie zaskakiwaliśmy. Czasami psychoterapeuta poprowadził "psychodramę" wtedy np. pacjent musiał coś pokazać, np. mógł wyładować swoją złość na terapeucie. Na zakończenie procesu obserwatorzy wysnuwali jakieś wnioski i spostrzeżenia. Było to bardzo ciekawe zajęcie, niestety, nie wszyscy chcieli z niego korzystać, a szkoda, bo naprawdę można się dowiedzieć o sobie samym bardzo wiele. Terapia pomogła mi na jakiś czas, niestety przestałam nadsobą pracować i przydałaby mi się jeszcze jedna, żeby przestawić mnie na właściwe tory. Acha, były jeszcze afirmacje, czyli takie pozytywne sformułowania, ktore należy powtarzać bądź pisać. To ponoć bardzo pomaga, ale ja, z powodu lenistwa tego nie robiłam. Będę chyba musiała spróbować. Jak pomoże to Wam napiszę .
  15. "Boję się, że jak pójdę do psychologa każe mi gadać, a ja wtedy czuję się tak sztucznie i czuję, że kogoś zamęczam, ale dla mnie to uczucie nie do zniesienia." Spójrz na to tak. Psycholog jest właśnie po to, aby "zamęczać" go właśnie takimi sprawami. Na pewno karze Ci gadać, ale na tym to właśnie polega. Masz się wygadać. On Cię na pewno wysłucha i z tego Tojego monologu wyłowi te najważniejsze sprawy. Nie łódź się jednak, że to nastąpi zaraz po pierwszej wizycie, to nie tak. Musisz chodzić jakiś czas, regularnie, efekty docenisz dopiero później. Bardzo dobra jest terapia grupowa. Tam nie musisz nic mówić, jak nie chcesz, nikt Cię nie zmusza, możesz tylko słuchać co mówią inni i wyciągać wnioski. Jednakże, nie przynosi to wtedy tak dobrych efektów, jak wówczas, gdy aktywnie uczestniczysz w zajęciach, mówisz o swoich problemach, a także komentujesz problemy innych. To naprawdę pomaga. Proponuję sprobować. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 6:24 pm ] "Boję się, że jak pójdę do psychologa każe mi gadać, a ja wtedy czuję się tak sztucznie i czuję, że kogoś zamęczam, ale dla mnie to uczucie nie do zniesienia." Spójrz na to tak. Psycholog jest właśnie po to, aby "zamęczać" go właśnie takimi sprawami. Na pewno karze Ci gadać, ale na tym to właśnie polega. Masz się wygadać. On Cię na pewno wysłucha i z tego Tojego monologu wyłowi te najważniejsze sprawy. Nie łódź się jednak, że to nastąpi zaraz po pierwszej wizycie, to nie tak. Musisz chodzić jakiś czas, regularnie, efekty docenisz dopiero później. Bardzo dobra jest terapia grupowa. Tam nie musisz nic mówić, jak nie chcesz, nikt Cię nie zmusza, możesz tylko słuchać co mówią inni i wyciągać wnioski. Jednakże, nie przynosi to wtedy tak dobrych efektów, jak wówczas, gdy aktywnie uczestniczysz w zajęciach, mówisz o swoich problemach, a także komentujesz problemy innych. To naprawdę pomaga. Proponuję sprobować.
  16. Zmieniona, najlepsze efekty daje leczenie u psychiaty i psychologa jednocześnie. Psychiatra przepisuje Ci odpowiednie leki ( niestey, to prawda, że nie zawsze za 1 razem uda się trafić w ten właściwy lek, ale wtedy trzeba spróbować ponownie, może inny lek da lepsze rezultaty), a psycholog pomaga zrozumieć samego siebie, przyczyny depresji, skieruje Cię na własciwe tory, abyś mogła z nią walczyć. Wiem coś o tym, bo sama brałam leki i chodziłam na terapię. Niestety, byłam na tyle głupia, żeby to przerwać i teraz boję się iść do mojego psychiatry, gdyż jest znany z tego, że potrafi człowieka nieźle opieprzyć i wiem, że tak zrobi. Niestety, będzie miał rację.
×