no hmmm...  ja doszłam do niewesołych wniosków, że "czas-świat-wszystko" za szybko zasuwa. i że ja już się w to nie dam rady wdrożyć.  
że ja nigdy, nawet kiedyś "sto lat temu" w innym życiu nie umiałam się utrzymać na tej karuzeli.  
ja nie nadążam za innymi.  
nie umiem "w życie" ( a bardzo bym chciała), nie umiem "w przyjaźnie" (a bardzo bym chciała), nie umiem w "plany życiowe z których coś wyjdzie", nie umiem w "studia" ( a to też bym chciała, to najbardziej).  
  
za każdym razem, jak coś próbuję ze sobą zrobić i się wdrożyć, to ledwo się rozkręci ja mam już dość i "niech ktoś zatrzyma wreszcie świat ja wysiadam". heh. wstydzę się spojrzeć w lustro.  przepraszam, ale ja serio nie mam się komu wypłakać.