Skocz do zawartości
Nerwica.com

jokrk

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

Osiągnięcia jokrk

  1. Pogubiłem sie w tym życiu. Siedzę wlasnie w parku, rozmyślając jak bardzo samotność mi doskwiera i jak wiele szans, w ostatnich latach, zaprzepaściłem na lepsze jutro. Wiadomo, ze życie idzie na przód, moga pojawić sie nowe szanse, ale u mnie trwa to juz tak długo, ze po prostu brakuje mi sił na szukanie drugiej połówki, budowanie relacji z ludźmi, a ciagle granie na tzw. pozór powoli wyniszcza. Nie mam sie komu wygadać, wiec pisze tutaj, wyczekując jakiegoś sygnału, który pomoże wyjsć z tego introwertycznego marazmu.
  2. jokrk

    Historia moja Twoja nasza

    Na pewno warto rozmawiać z ludźmi, najlepiej z takimi do których mamy zaufanie. Wspomniałaś, że poznałaś nowych znajomych, trzymam kciuki abyś znalazła wśród nich kogoś z kim możesz na spokojnie porozmawiać o swoich emocjach, przeżyciach, przemyśleniach, dylematach itp. To naprawdę pomaga. Cieszę się, że mogłem przeczytać Twoją historię, bo takie dzielenie się cząstką własnego życia - według mnie - może dać dużo dobrego tym, którzy znajdują się w podobnej sytuacji. Powodzenia!
  3. Jeśli potrzeba chwilowej koncentracji, żeby skupić się na jakimś zadaniu, to warto też zwrócić uwagę na otoczenie. W moim przypadku kawa i kawiarnia (dodatkowo spokojna muzyka w tle) dodatnio wpływa na koncentrację. Mniej rzeczy po prostu rozprasza, bardziej skupiam się na zadaniu. I zgadzam się z opinią, że wysiłek fizyczny również usprawnia koncentrację. Ostatnio jak zwiększyłem ilość ćwiczeń (głównie bieganie i ogólnorozwojowa gimnastyka) to przełożyło się de facto na mniejsze zmęczenie w trakcie dnia i więcej czasu mogłem poświęcić czemuś.
  4. U mnie raczej nie ma dominującego stylu myślenia, bardziej jest to mieszanka myślenia obrazowego i werbalnego. Jeśli planuje np. prezentację multimedialną to od razu mam przed sobą wypełnione slajdy i za pomocą wygłaszanego komentarza planuje występ. Jak staram się przypomnieć coś z przeszłości, to oczywiście bardziej wracam do zapamiętanych słów lub pojęć, ale także ważny jest kontekst przestrzennym (np. miejsce w którym zostały wypowiedziane słowa lub skojarzenie słów z obiektami).
  5. Hej, nie ma sprawy :) Tak jak wcześniej wspominałem, warto podjąć ćwiczenia mające na celu „rozruszanie” mowy i formułowanie myśli. Np. opowiedzieć o czymś w mniej niż jedną minutę. Albo zacząć od kilku minut i stopniowo zmniejszać czas. Obecnie studiuje i pracuje w środowisku wymagającym można powiedzieć nieustannego kontaktu z ludźmi. I to pomaga w trenowaniu dykcji. Może się wydawać, że wpadnięcie w towarzyski (pracowniczy) wir spowoduje wykluczenie, ale jak ma się konkretne rzeczy do zrobienia wymagające kontaktu z ludźmi, to chcąc czy nie chcąc, robi się to. Nie mówię, że to jest łatwe lub automatyczne. Wymaga to pewnego przełamania się i w tym przypadku naturalnym bodźcem pobudzającym do działania jest wyznaczone zadanie. Dlatego jak będziesz szukać dalej pracy to staraj się znaleźć taką, która łączy zainteresowania z kontaktem z ludźmi. Taka mała sugestia bazując na moich doświadczeniach. Wspomniałaś, że człowiek szanowany, lubiany to taki, który wypowiada się w sposób poprawny i zrozumiały, mający coś sensownego do powiedzenia. Na pewno po części tak jest. Z drugiej strony mam wielu znajomych wypowiadających się w sposób chaotyczny, niekiedy lekkomyślny, sensowny lub niesensowny i mimo wszystko są podziwiani przez innych. Raz pamiętam, że zauroczyłem się w pewnej dziewczynie, która była z innego świata, można powiedzieć. Szalona w każdym calu, wysławiająca się z prędkością karabinu, chaotyczna do granic możliwości i właśnie dzięki takim cechom, zwracała na siebie uwagę i wzbudzała u części osób zauroczenie. I nawet osoby poprawnie wypowiadające się niekoniecznie są uznawane za kogoś wartościowego przez jakąś grupę osób. Jesteśmy bardzo zróżnicowani i ciężko określić, czy dana osoba jest „normalna” czy „szanowana” „lubiana” itp. Można oczywiście porównać kogoś do ogólnej przyjętej „normy” społecznej i samemu oceniać się względem tej normy, jednak nie powinno to stanowić jedynego wyznacznika naszego postrzegania się. Mówienie mniej rzeczywiście ogranicza „rozlewanie się” w części przypadków, jednak też trzeba mieć na względzie, że mówienie mniej nie równa się ograniczeniu mówienia. Dlatego tutaj pomocne jest trenowanie. Przyznam, że coraz częściej zauważam jak wiele osób nie potrafi lub nie jest przyzwyczajona do słuchania i reagowania. Rzeczywiście umiejętność słuchania w dzisiejszych czasach gdzieś umyka. Powodów takiego stanu rzeczy pełen worek . Nie trzeba przejmować się lub podejmować głębokiej analizy odbioru naszej rozmowy w przypadku gdy inni nie chcą słuchać. Wspomniałaś, że wydaje się, jakby już na wstępie wiedzieli co za chwilę będzie. Niekoniecznie tak musi być. Teraz pisząc tekst , tak właśnie zastanawiam się jak inaczej można spróbować podejść do dykcji i nasunęło mi się kilka myśli. Przede wszystkim chyba należałoby zaakceptować obecny stan rzeczy, czyli trzeba popracować na dykcją i ostatecznie odciąć argument, że nie lubisz siebie za to jak mówisz. To wydaje się kluczowe. Tu taki bliski przykład. Swego czasu miałem bardzo niskie poczucie wartości (wyglądu) z powodu trochę krzywego nosa. Wydaje się, rzecz błaha, szczególne dla mężczyzny. Jednak przez kilka lat nie dawała mi spokoju i moją atrakcyjność postrzegałem przez nos. Jedynie wraz z wiekiem zrozumiałem, że taki nos nie miał tutaj nic do rzeczy, że jest mnóstwo innych czynników, które decydują o tym, jak postrzegają nas ludzie i jak my sami siebie postrzegamy. Dlatego należałoby niejako zdystansować się od głosu jako jedynego (kluczowego) elementu, który decyduje o wartości i skupić się także na innych. Druga rzecz, to wcześniej wspomniane ćwiczenia. Pomóc w tym mogą Twoje zainteresowania. Ktoś interesując się siatkówką, posiada większą lub mniejszą wiedzę na ten temat. Później taka wiedza może przełożyć się na rozmowę i wtedy taka osoba znakomicie się tutaj odnajdzie. Czwarta rzecz to może jakiś blog lub nawet rozmowy na forum, które także pomagają (choć w trochę inny sposób) formułować myśli. Tutaj jedynie trzeba uważać, żeby za bardzo się w to nie wciągnąć. To tak pokrótce.
  6. W przypadku mediów społecznościowych nie należy oczekiwać, że od momentu rejestracji ludzie będą się kontaktować w miarę regularnie lub będą podejmować działania w celu nawiązania lub kontynuacji znajomości. I nie wynika to z tego, że nie chcą. To jest trochę tak jak w życiu poza Internetem. Najpierw trzeba budować podstawy (fundamenty) więzi (np. spotykając się od czasu do czasu) i w konsekwencji znajdą się wspólne tematy, które będę podtrzymywać więź. Pewnego razu chciałem odnowić znajomość z kilkoma osobami, spotkaliśmy się, porozmawialiśmy o błahych sprawach, jednak bliższy kontakt w pewnym momencie urwał się. Między innymi, dlatego, że nasza więź kiedyż została nagle pogrzebana, później wznowiona i siłą rzeczy nie udało się jej utrzymać. I wtedy zrozumiałem, że trzeba tutaj trochę wnieść od siebie i szczególnie być cierpliwym. Przydaje się przełamać w pewnych momentach i inicjować rozmowy, spotkania czy wypady. Zdaję sobie sprawę, że takie spotkania mogą być "dziwnie" jak nie ma się wspólnych tematów (lub wydarzeń) i przesłuchuje się grupie znajomych, nie wiedząc, o czym rozmawiają i tylko uśmiechając się od czasu do czasu. Jednak myślę, że warto mimo wszystkich uczestniczyć w takich spotkaniach, które później pozostawią ślad w pamięci i będzie można do nich wracać podczas wspólnych rozmów. I wracając do mediów społecznościach. Większa aktywność na portalu będzie się przekładać na większą interakcję z ludźmi – jednak trzeba zachować umiar i nie dać się wciągnąć za bardzo. Jeżeli życie nie sprawia w chwili obecnej większej przyjemności to może podjąć działania mające na celu wsparciu innych osób? Np. wolontariat lub udział w jakiejś organizacji skupionej wokół pomocy lub jakiekolwiek innego tematu. Masz pracę i pewien zasób umiejętności. Warto o tym pamiętać przy różnych okazjach. Lubisz szybką jazdę samochodem, więc prawdopodobnie lubisz poczucie adrenaliny – może warto zainteresować się sportami ekstremalnymi lub po prostu sztukami walk? Wspomniałeś, że od gimnazjum do liceum trenowałeś na siłowni, a motywacją była pewna dziewczyna. Podziwiam i jak widać potrafiłeś odnaleźć w sobie duże pokłady motywacji, co wcale nie jest łatwe. Może warto wrócić do siłowni i motywować się myślą, że to co robisz, jest przede wszystkim dla Ciebie, ale też efekt uzyskany na siłowni może przełożyć się na inne obszary życia. W przypadku dziewczyny swego czasu uważałem, że związek z drugą osobą rozwiąże wszystkie moje dotychczasowe problemy i pomoże np. zmienić trochę osobowość. I może rzeczywiście na początku tak było. Lekko i pozytywnie. Jednak później zdałem sobie sprawę, że była to tylko iluzja. Pewne zachowania, nawyki, postawy życiowe nie zmienią się od razu. Tutaj trzeba dużo czasu. I choć może dla części osób, związanie się z drugą osobą dużo zmieniło w życiu, w bardzo krótkim czasie, to ciężko dywagować czy jest to remedium, które wszystko zmieni. W każdym bądź razie masz paletę możliwości do wykorzystania i warto to zrobić. Mamy jedno cenne życie i nawet jak nie sprawia w chwili obecnej przyjemności lub wydaje się bezcelowe, to chyba nic nie stoi na przeszkodzi, aby szukać tego celu, próbować różnych rzeczy i ewentualnie pomagać innym. Opisując idealny dzień pokazałeś, że masz marzenia i cel, do jakiego chciałbyś dążyć, więc krok po kroku możesz to realizować.
  7. Cześć, Mam podobny problem z dykcją, tudzież wysławianiem się w towarzystwie. Choć w moim przypadku nie wynika to z mówienia na jednym wydechu, a raczej zbyt rzadkiego mówienia, co również wiąże się z trudnością przetwarzania myśli na słowa. W części przypadków w ogóle nie zauważam tego i wysławiam się poprawnie, w części przypadków zauważam pewne niedociągnięcia. I w przypadku tych drugich rozmów często wstydziłem się za siebie. I to automatycznie prowadziło do zaniżenia poczucia wartości – na zasadzie – kiepsko rozmawiam – kiepsko mnie odbierają – kiepski jestem. Jednak po jakimś czasie zauważyłem, że tak naprawdę mało osób zauważa i potrafi ocenić dykcję, tudzież wysławianie się. Dlatego wydaje mi się, że trzeba tutaj podejść z większym dystansem i nie obawiać się jak zostanie odebrana rozmowa. Często trenuje wysławianie się poprzez czytanie książek na głos lub uczenie się na pamięć słów piosenek (oczywiście później śpiewając, choć nie towarzystwie). Jak mam ważne spotkanie lub rozmowę to ćwiczę (również na głos) dialogi lub pewne sformułowania (pomaga tutaj lustro). Trochę czasu zajmie zanim zauważy się efekty, natomiast nic nie szkodzi i według mnie warto spróbować trenować. I nie na zasadzie, że muszę, tylko wziąć pod uwagę to, że bardzo wielu światowych mówców spędzało wiele czasu na trenowaniu. Można też spróbować zamiast formułować zdania wielokrotnie złożone (typowe dla osób, które chcą dużo informacji przekazać) używać zdań prostych. Bardziej tutaj z piszę z doświadczenia, nie wiem czy taka jest reguła i czy to pomoże, ale także można spróbować. Na pewno można to zmienić. Wydaje się, że po pierwsze należy nabrać (tak, wiem, nie jest to łatwe) dystansu do oceniania swoich wypowiedzi przez pryzmat innych osób oraz podjąć się ćwiczeń z tzw. emisji głosu. W Internecie na pewno można znaleźć różne ćwiczenia. Również jestem osobą bardzo wrażliwą, dodatkowo introwertykiem z dodatkiem dążenia w niektórych sprawach do perfekcjonizmu, która dodatkowo chce mieć kontrolę we wszystkich aspektach życia – więc automatycznie gorzej tutaj z relacjami, szczególnie tymi bliższymi. I swego czasu przejmowałem się różnymi rzeczami, ale później nabrałem takiego przekonania, że szkoda życia na rozmyślanie, kto – co – gdzie – kiedy powiedział o mnie. Oczywiście trzeba mieć na względzie opinie innych osób, jest to ważne ale nie najważniejsze. Czasem może się wydawać, że nikt nas nie lubi lub ma złą opinię – a w rzeczywistości może być zupełnie inaczej. Kolejna rzecz to hobby lub jakieś zainteresowanie. To także pomaga trochę przełamać wrażliwość i nabrać większego zaufania do siebie (robię coś co lubię) i do ludzi, kiedy np. dotyczy to pracy w grupach lub interakcji z ludźmi. I tak pół żartem, pół serio, warto zastąpić słowo "ograniczenie" np. "wyzwanie" "trzystopniowy schodek do przejścia" "strumyk do przepłynięcia" bo wtedy podchodzimy do problemu z perspektywą zmiany (zdobycia / przeskoczenia / przepłynięcia - jak kto woli).
  8. jokrk

    [Warszawa] Nasza Stolica

    Choć jestem nowy na forum i stosunkowo młody (dwadzieścia parę lat) to chętnie porozmawiam - może być o wszystkim, jak i o niczym gdyby ktoś chciał przed, w trakcie lub po świętach.
  9. Według mnie nie ma "nienormalnych" spraw, mogą być jedynie bardziej osobiste. I prędzej czy później będzie trzeba porozmawiać z nim o Twoich uczuciach czy też wątpliwościach. Na początku możesz podjąć temat samego znaczenia związku. Co to znaczy dla Ciebie i dla niego. Każdy inaczej wyobraża sobie bycie z kimś. I może rozmowa o tym pozwoli rozwiać trochę wątpliwości. Można przyjąć, że osoby zindywidualizowane będą bardziej preferowały luźniejszy związek na początku (tj. nie przesadzać ze spotkaniami, telefonami, sms-ami i jakimiś ograniczeniami), dla których moment związania winien być niemalże niezauważalny. Wiadomo, nie jest to regułą i niekoniecznie jest to łatwe. W moim odczuciu budując więź powinno się trochę odkrywać siebie. Będzie wtedy łatwiej w sytuacji np. gdy więź umocni się na tyle, że będzie powoli zmierzać się w kierunku bardziej "formalnej" relacji. Jeśli chodzi o to jak z nim rozmawiać. Nie musi to być rozmowa wprost ukierunkowana na konkretny temat. Lepiej pozwolić mu wygadać się o jego marzeniach, planach, poprzednich relacjach lub tego jak wyobraża sobie związek i wplatać w rozmowę własne przemyślenia.
  10. Jeśli chodzi o przyzwyczajenie się to rzeczywiście nie jest to takie łatwe. Chęć decydowania o każdym kroku, poczucie niezależności i bezpieczeństwa jest silne w mocno zindywidualizowanych jednostkach i oddanie części tego towarzyszy uczuciu dyskomfortu. Pamiętam jak raz rozbudziłem uczucia u jednej dziewczyny, choć oczywiście były złudne uczucia z mojej strony i stworzyliśmy związek, który nie miał szans na istnienie. Wszystko układało się dobrze, aż do momentu kiedy zapytałem się, czy chce być ze mną. I choć odpowiedź była pozytywna, to w tym momencie poczułem się bardzo ograniczony i cała relacja stała się dla mnie ciężarem. Oczywiście przyznaje, że zachowałem się i to nie tylko w tej sytuacji, jak stereotypowy chłopak, który rozkochuje i porzuca. Chciałem tylko zwrócić uwagę na to, żeby mieć świadomość co to znaczy związać się z kimś. Jest to duża odpowiedzialność, która wymaga poświęceń z obydwu stron. Nie chce Cię tutaj wcale oddalać od myśli stworzenia związku czy coś, po prostu chcę podzielić się moim, subiektywnym doświadczeniem. Obecnie nie wiem jakbym postąpił gdybym nawiązał z drugą osobą bliższą, emocjonalną więź. Trochę się tego boje, że wszystko potoczy się według znanego mi bardzo schematu. Jednak z drugiej strony, mając nawet na uwadze odpowiedzialność w związku, nie można ciągle uciekać od tego. Na pewno nie jest rozwiązaniem negowanie bliższego wiązania się z drugą osobą, nawet dla introwertyków. Może rozwiązaniem byłoby podzielenie się wszystkimi obawami z nim. Wyobrazić sobie różne sytuacje, zobaczyć jakie uczucia będą towarzyszyć konkretnym momentom i spróbować się wewnętrznie do tego odnieść. Jeśli jest w stanie wysłuchać Ciebie i Twoich wątpliwości to będzie to krok do przodu.
  11. Miałem bardzo podobnie do Ciebie. Bardzo często planowałem różne spotkania lub wyjścia, a na dzień lub nawet na kilka godzin przed spotkaniem rezygnowałem. I czasem znajomi zachęcali (czasem nachalnie) do pójścia. Ja z kolei stanowczo odmawiałem. Patrząc na to z perspektywy czasu, wydaje mi się, że wewnętrznie chciałem dopuszczać do takich sytuacji. Chciałem aby ludzie namawiali na spotkania lub wyjścia, aby móc wyrazić swoją indywidualność i introwertyzm - mówiąc nie. I choć oczywiście później żałowałem tego, że nie poszedłem to jednak jakoś świadomie dopuszczałem do takich sytuacji. Nie wiem jak długa trwa Wasza znajomość, natomiast można dać sobie więcej czasu i pozwolić poznać się w różnych sytuacjach, przy różnych nastrojach tak aby bardzo dobrze znać fundamenty tej więzi. Może wtedy pojawi się większa pewność co do tej relacji.
  12. Witaj :) Wydaje mi się, że zmiana małych nawyków buduje (wzmacnia) umiejętność podejmowania pewniejszych decyzji. Swego czasu bardzo chciałem zmienić w sobie kilka kluczowych cech w bardzo krótkim czasie. I tak jak wcześniej wspomniałem w poście - czasem udawało się, choć na bardzo krótko. Później zdecydowałem zacząć od małych kroczków. Wiadomo, że często się mówi, że trzeba powoli, małymi kroczkami i według mnie jest to jakaś metoda, jednak musi być świadoma. Przykładowo, rzadko chodziłem na piwo ze znajomymi tłumacząc to sobie różnymi ważnymi (teoretycznie) obowiązkami i wymyślałem najróżniejsze wymówki, aby usprawiedliwić siebie przed sobą. Jednak po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że nie zaszkodzi częściej uczęszczać na spotkania. W wyniku tego coraz więcej odkrywałem pozytywnych aspektów takich spotkań. Podobnie z jazdą pociągiem. Zamiast słuchać muzyki i gapić się w telefon (jak to zwykle robię) postanowiłem, co jakiś czas więcej obserwować ludzi i po prostu zastanawiać się nad ich codziennymi troskami. To z kolei prowadziło zwykle do ciekawych (i niekiedy pomocnych) przemyśleń. Zmiana małego nawyku może w konsekwencji zmienić kilka innych nawyków i krok po kroku budować pewność siebie – tak przynajmniej chyba jest u mnie – choć oczywiście to moja subiektywna opinia. Niestety nie znam się na psychologii ani nie korzystałem z pomocy specjalistów, dlatego nie wiem czy psychoterapia pomoże – tutaj lepiej zapytać się kogoś kompetentnego. Jedyne co mogę powiedzieć, to żeby nie narzucać sobie chęci (lub podejmować decyzje) do gwałtownej zmiany wybranych cech charakteru, tylko mając na uwadze cel (dążenie) zmierzać do tego pośrednimi krokami. Mam nadzieję, że coś wyniknie z Twojej więzi z obecnym mężczyzną i tak jak wspomniałem wcześniej, lepiej traktować tę relację jako coś „zwykłego” i nie podejmować bardzo emocjonalnych decyzji tylko pozwolić tej więzi się rozwijać. Jeśli jest bardzo ciężko wytrzymać bez kontaktu, to warto podjąć kroki w celu nawiązania kontaktu z innymi osobami - np. odezwać się do starych znajomych i pójść na kawę. Pozwoli to trochę nabrać perspektywy co do tej więzi. Kiedyś zakochałem się bardzo mocno w jednej dziewczynie, tak mocno, że zanim się obejrzałem utraciłem wielu znajomych i przyjaciół. Taka "wampiryczna" relacja. Prawie cały czas spędzaliśmy wyłącznie ze sobą. Trwało to trochę, jednak udało się przerwać relację, w momencie gdy wyjechałem na ferie. Poznawałem wtedy trochę nowych ludzi i przebywanie z nimi uświadomiło mi co się ze mną i moim życiem dzieje. Po powrocie zakończyłem relacje i przyznam szczerze, że wyszło to dobrze - dla mnie i dla niej. Wyrwaliśmy się z relacji, która niszczyła wszystko wokoło. Dlatego przydaje się od czasu do czasu spojrzeć na życie z szerszej perspektywy.
  13. Cześć, mam bardzo sytuację jeśli chodzi o utrzymywanie kontaktów towarzyskich i bycie introwertykiem. Trochę o swoim życiu (w ramach po prostu wygadania się napisałem tutaj nieszcz-liwy-w-swojej-szcz-liwo-ci-t54746.html). Natomiast chciałbym odnieść się tutaj do Twojej sytuacji, trochę bazując na moich doświadczeniach. W dzieciństwie także pojawiło się u mnie takie przekonanie (uczucie?), że choć lubiłem towarzystwo to wolałem jednak w większości przebywać w odosobnieniu. I tak można powiedzieć przez całe życie. Uwielbiam poznawać nowych ludzi, nawiązywać relacje, natomiast nie czuje takiej potrzeby aby zbliżać się do ludzi. Tak samo przez całe życie wolę wszystko rozwiązać i rzadko szukam pomocy u innych. Trochę się to wiąże z takim „perfekcyjnym” podejściem i chęcią kontroli nad wszystkimi aspektami życia. Jest to pewna filozofia życia, która jest obecna w moim życiu. U mnie wchodzenie w związek zwykle kończyło się pewną ucieczką. Choć bardziej to wynikało z tego, że wmawiałem sobie „zauroczenie”, co w konsekwencji prowadziło nieuchronnie do zranienia. Wydaje mi się, że w takiej sytuacji przede wszystkim nie trzeba się spieszyć i nie powinno się nadinterpretować różnych sygnałów. Ja zwykle robiłem ten błąd, że angażowałem się bardzo emocjonalnie tylko po to aby być zaangażowany emocjonalnie. Brak takich prawdziwych i mocnych relacji w życiu skutkowało tym, że pragnąłem tych relacji w związkach i z góry było to skazane na porażkę. I oczywiście nadal się obawiam, że tak może być. Choć z drugiej strony, trochę nauczony doświadczeniem, mam wrażenie, że podejście z dystansem może pomóc. Można spróbować odnowić jakieś pasje lub nawet przejść się na jakieś otwarte wydarzenia gdzie jest dużo ludzi. Nawet nie chodzi o to aby nawiązywać znajomości ale systematycznie po prostu przebywać z ludźmi. W swoim życiu podejmowałem (i nadal podejmuje) różne kroki aby jednak bardziej budować relacje z innymi i przede wszystkim przestałem wymagać od siebie tego aby zmienić się od zaraz. Czasem udawało mi się zmienić podejście o 180 stopni i być bardziej ekstrawertykiem, jednak zawsze było to chwilowe i prowadziło później do zwątpienia czy myśli - czy mogę coś zmienić w życiu. Teraz bardziej skupiam się na zmianie małych, nawet bardzo małych nawyków (przyzwyczajeń) i poprzez wprowadzanie właśnie takich małych zmian udaje się powoli coś zmieniać. Wiadomo, że nie u każdego sprawdzi się metoda stosowana u jednej czy drugiej osoby, natomiast warto próbować.
  14. Drodzy forumowicze, Chciałbym podzielić się z Wami refleksją o moim życiu. Nie jest to nic strasznego lub co wymagałoby natychmiastowej uwagi. Prosta (może nie do końca) refleksja zwykłego dwudziestokilkuletniego chłopaka. Istnieje szansa, że część mojego wywodu może się komuś przydać (choćby do przemyślenia własnych spraw), ale zdaje sobie sprawę i w pełni zrozumiem wypowiedzi jeśli ktoś uzna niniejszy tekst za stratę czasu. Umieściłem tekst w dziale „Zaburzenia – Pozostałe zaburzenia” dlatego, że czasem ciężko zdefiniować z czym tak naprawdę ma się problem lub co jest wyzwaniem. Dlatego uprzedzam zawczasu i życzę miłej lektury osobom, które zechcą poświęcić swój cenny czas – mam nadzieję, że czas ten nie będzie stracony. Jestem nieszczęśliwy w swojej szczęśliwości. Nie mogę narzekać na swoje dotychczasowe życie. W porównaniu do innych osób w moim otoczeniu można rzec, że posiadam wszelkie „atrybuty” i możliwości do rozwoju, doskonalenia się, decydowania o przyszłości i niezliczone okazje, które mogę wykorzystać i jeszcze bardziej cieszyć się z życia. Poczynając od małego dziecka. Miałem szczęśliwe dzieciństwo – nigdy niczego nie brakowało, otoczony zawsze w miłości rodziny. W swoim życiu zwiedziłem spory obszar świata, więc też i tutaj w pewnym sensie się spełniałem i nadal spełniam. Aktywnie uczestniczę w różnych organizacjach typu NGO – dzięki czemu wykształciłem pewne umiejętności, zdobyłem doświadczenie w relacjach z ludźmi różnego pokroju czy też doświadczenie zawodowe. Jestem jednak introwertykiem z cechami ekstrawertyka (przyjmując standardowe definicje). Od samego dzieciństwa obserwowałem i analizowałem swoje życie (trochę mnie to fascynowało i fascynuje) i w toku tych analiz wyszło, że w zdecydowanej większości czasu preferowałem samotność nad towarzyskością, spokój nad chaosem, kontrolę nad spontanicznością, wycofanie nad ryzykiem, usprawiedliwianie nad działaniem, altruizm nad egoizmem. Łagodne usposobienie i umiejętność wysłuchania drugiej osoby, jak i altruizm, powodował, że pomimo mojego introwertycznego podejścia ludzie mnie znali i być może w większości lubili. Wspomniany „altruizm” oczywiście nie był zawsze optymalny dla mojej osoby i odbijał się czkawką w innych dziedzinach życia. Myślę, że każdy z nas zna podobne przypadki lub zdarzenia gdzie bardziej skupiamy się na innych, niż na sobie samych. Dodatkowo wchodzi tutaj pewna wrażliwość na opinie innych (potrzeba akceptacji, bardziej istnienia w myśli grupy osób aniżeli samego bycia). Zakładam, że wynika to z pewnej „natury” introwertyków – potrzebują samotności i pewnego dystansu, jednak mimo wszystko chcą być w jakieś „formie” wśród innych ludzi. Jednak altruizm i łagodne podejście do wszystko obraca się często przeciwko. Mało osób krytykuje osoby wykazujące się altruizmem lub które zawsze poszukują rozwiązań dobrych dla wszystkich. Dlatego bardzo często brakuje „negatywnej” informacji zwrotnej od środowiska. Czasem się pojawia taka informacja, blokuje trochę myślenie (wpływa na wrażliwość) ale w konsekwencji daje pozytywny bodziec do działania, wykazania się. Przyznam, że brakuje tego – ale wynika to z pewnej ścieżki życia, która obecnie uznawana jest za tą właściwą (choć być może mylnie). Kolejna rzecz to strach przed podejmowaniem ryzyka, pojawiający się od czasu do czasu. Niestety w części przypadków spowodował, że mając szansę zrobienia czegoś dla siebie, zaprzepaściłem ją wiecznym dręczeniem się i szukaniem wymówek – typu będzie inna okazja i niekoniecznie muszę teraz brać w tym udział. Za pewne znacie ten mechanizm tłumaczenia, nie bo coś innego (ważnego!) trzeba zrobić. Niestety w wielu innych aspektach mojego życia podejmuje takie rozważania, które kończą się na moją niekorzyść. Inną kwestią jest dołowanie się lub wpadnie w emocjonalny dołek. Potrafię wytrzymać w tym dosłownie kilka dni. Wyrobiłem sobie pewien mechanizm, że cokolwiek by się nie działo i tak w końcu będzie lepiej. Na zasadzie, mamy jedno życie i szkoda tracić czasu na rozważania z góry prowadzące do niczego. Nawet w trakcie maksymalnego dołka automatycznie wyszukuje rozwiązań prowadzących do poprawy. Czasem jestem zły na siebie, że zamiast dołować się, wpaść w emocjonalną zapaść (lub coś podobnego) podstawiam drabinę i wychodzę. Proszę mnie nie zrozumieć źle. Rozumiem, że lepiej nigdy nie wpadać w przysłowiowe dołki i brnąć naprzód bez potknięcia – w moim przypadku wygląda to trochę inaczej. Można określić, że jestem do bólu pozytywny i choć miewam wahania nastroju, duże wątpliwości, uczucia totalnej rezygnacji to zawsze jednak wszystko wraca do myślenia, jak to zmienić na lepsze. Wydaje się, że jest to dobre rozwiązanie. Niestety tak nie jest. Tych potknięć jest bardzo dużo i choć od razu z nich wychodzę, to nie wydaje mi się, że prowadzą w dłuższym okresie do czegoś konkretnego. Oczywiście okresy między potknięciami bywają bardzo różne, raz jest ich mnóstwo, a raz w ogóle ich nie ma przez dłuższy okres czasu. Moje introwertyczne podejście do życia spowodowało także, że nie mam przyjaciół i nikomu nie zwierzam się z mojego życia (choć oczywiście bywały takie momenty w historii i nie były związane z pijackim dialogiem). W większości sytuacji nie wykazuje także emocji gdzie zdecydowana większość osób by okazała (dotyczy to zarówno pozytywnych jak i negatywnych emocji). Brak przyjaciół wynika z prostego powodu – nigdy nie traktowałem tej więzi emocjonalnej za coś wskazanego w moim życiu i dobrze sobie z tym radziłem, może i nadal sobie z tym radzę. W konsekwencji wykształciło to pewną umiejętność nawiązywania niemalże codziennie nowych kontaktów, choć nie tak silnych jak w przypadku przyjaciół. Chęć bycia niezwiązanym z niczym (może i nikim?), a także wolnym (w decydowaniu) zawsze była silniejsza niż wszystko inne. Trochę inaczej było w przypadku związków. Tutaj prawie zawsze wygrywała chęć bycia z kimś nad chęcią tworzenia czegoś więcej – w skrócie długotrwałego związku (choć zawsze się łudziłem, że to robię). Związki trwały zwykle do kilku miesięcy – wyglądały jak typowe związki między kobietą a mężczyzną – wspólne wyjścia, przebywanie ze sobą, dzielenie się uczuciem itp. W zdecydowanej większości związki kończyły się z mojej winy i egoistycznego podejścia. Wmawiałem sobie, że uczucie, zauroczenie, to „coś”, jest prawdziwe i stworzę udaną relację. W ten sposób tworzyłem silną więź emocjonalna z drugą połówką, później jednak chęć kroczenia własną ścieżką przeważała nad potrzebą bycia z drugą osobą, co w konsekwencji prowadziło do zranienia uczuć. Może się wydawać, że jest to typowe dla mężczyzn, że rozkochują i później porzucają – zgadzam się z tym. Tak to robiłem i dlatego postanowiłem nie mieszać się w sfery uczuciowe – z racji tego, że nie jestem w stanie budować emocjonalnego związku. Jednak zdarzyło się kilka razy, że pomimo całego mojego doświadczenia w relacjach, podejmowałem, mówić kolokwialnie „próby” stworzenia związku – wynik był jednak zawsze taki sam. Od jakiegoś czasu zupełnie pomijam ten temat. Cała ta sytuacja wynika poniekąd z tego, że nigdy nie budowałem dłuższych i poważnych relacji emocjonalnych. Teraz nadal nie chce się angażować, choć oczywiście poczucie bliskości i chęć bycia z kimś i dzielenia się życiem jest nadal silna, ale mam w zanadrzu jednak bogate i smutne doświadczenie w budowaniu związków. Owszem, można rzec, że zrozumiałem swoje błędy i nie powinienem zamykać się, tylko próbować i dać sobie więcej zaufania – jest to zawsze to rozważenia, jednak trzeba mieć na uwadze, że mamy pewną naturę, która w pewnym momencie może postąpić inaczej od naszych planów. Próbować zawsze warto ale nie kosztem uczuć innych. Tutaj na razie sprawę pozostawiam zamkniętą. Konsekwencją mojego życiowej ścieżki jest chęć zagłębiania się w pracę lub dążenia w pewnych dziedzinach do perfekcyjności. Praca jest pewnym substytutem części towarzyskiej życia – zdaje sobie z tego sprawę, pozwala jednakowoż na realizowanie innych zainteresowań. Perfekcyjność jest czasem bardziej hamulcem, a nie przyspieszaniem. Na pewno znacie przykłady osób, które dążą ponad miarę do czegoś, czego i tak nie osiągną pomijając przy tym wiele innych ciekawych rozwiązań. I mojej osobie udziela się perfekcyjność w różnych aspektach życia, nawet w tych uczuciowych sprawach dążyłem do bycia z kimś, kto w moich oczach spełniał pewne oczekiwania. Zwykle mimo moich starań zawsze zwracam uwagę na wygląd i zawsze poszukuje to „coś”. Nie jestem w stanie zdefiniować co jest tym „coś” – po prostu wiem, kiedy poznaje taką osobę. Tak w skrócie wygląda moje życie i dylematy, z którymi się spotykam na co dzień. Wiadomo, że w przypadku wahań nastrojów czasem poszukuje się substytutów przyjemności w celu zapomnienia o problemach (na pewno nie ich rozwiązaniu). Zdarzało mi się napić większej ilości alkoholu (nigdy jednak nie do spojenia, nie preferuje znalezienia się w takim stanie). Po kilku próbach uznałem (zważywszy na moją chęć wychodzenia z dołka), że jest to rozwiązanie bardzo nie praktyczne, zanieczyszcza umysł i w tym momencie nie mogę skoncentrować się na tym jak wyjść z danego problemu. Dlatego uważam, pomimo całej „przyjemności” z korzystania różnych używek, że nie tędy droga. Może się wydawać, że moje życie wcale nie jest takie złe – to prawda. Nie mam poważnych powodów do zmartwień jak niektórzy i w pełni jestem tego świadom. W skrócie można powiedzieć, że jestem szczęśliwy – ale patrząc na moje życie widzę ile wody przelatuje przez dziurawe palce. Wiecie, codziennie otaczam się grupą ludzi i lubię to, nie neguje i nie uciekam, realizuje się w pewnej części, tylko unikam tych więzi oraz w pewnym momentach bardzo blokuje się przed różnymi inicjatywami i wyzwaniami. Tak jak wspomniałem na początku, chciałem podzielić się z Wami moimi myślami, bo raz na jakiś czas jest taka potrzeba. Czy tłumię emocje? Na pewno. Czy radzę sobie z tym? Według mnie po części tak (taki już mam nawyk). Czy szukam rozwiązania mojej nieszczęśliwości? Zawsze. Jednak jest to błędne koło trwające od wielu lat. Proszę nie zrozumieć mnie źle. Nie traktuje mojej nieszczęśliwości jako coś co destabilizuje moje życie i koniecznie muszę się w tej chwili zmienić (próbowałem i nadal próbuje małymi kroczkami coś zmieniać). Staram się na bieżąco zmieniać coś na lepsze, zaczynając od prostych spraw (nawet zmiana porządku wykonywanych czynności po przebudzeniu daje jakiś bodziec do dalszego poszukiwania nowych rozwiązań) i rzeczywiście sprawdza się często. Jest to jednak proces długotrwały. Ścieżka, którą podążam ma swoje plusy i minusy. Pytanie brzmi - czy inna droga okazałaby się w moim przypadku lepsza – zawsze można powiedzieć, że tak, że powinienem budować więzi emocjonalne, ryzykować – choć wiemy, że nie zawsze to co wydaje się dobre, w efekcie będzie dobre. Codziennie staram się budować pewne narzędzia co pozwolą trochę wychodzić z tej „nieszczęśliwości” i mam nadzieję, że w końcu to się uda. Lubię swojej życie, choć przyznaje, że w pewnym momentach jest nadzwyczaj męczące. Bardzo dziękuje tym osobom, które przeczytały mój wywód. Doceniam to. Życzę przy okazji by pomimo różnych przeciwności starać się zbierać pozytywne okruszki życia – a przynajmniej te neutralne – zawsze jest to jakiś początek.
×