Skocz do zawartości
Nerwica.com

mala_milka

Użytkownik
  • Postów

    88
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mala_milka

  1. Uwielbiam kawę "milka" zwłaszcza z orzeszkami... mmmm dawno w sumie nie piłam. Z powodu diety... 1 podnosi ciśnienie, dodaje sił, czemu nie? Lepsza taka niż be-powery Sama piłam w kosmicznych ilościach jak miałam sesję na uczelni, ale później żołądek mi szwankował i ogólnie dziwnie się czulam po wypiciu 2 takich litrowych flaszeczek
  2. terrorystą też nie zamierzam, ale w sumie chyba bym się nadała
  3. Hmmm, jakbym czytała opowieść o sobie. W moim związku to ja jestem chorobliwie zazdrosna. Od zawsze. Z chłopakiem jestem od 3 lat i bardzo go kocham. Ja wiem, można po kims jeździć i wyzywać od psycholi, albo mówić 2 połówce: "zostaw go", nawet poniekąd słusznie, ale wierzcie mi, że skoro związek już długo trwa, a żadna ze stron nie chce go kończyc, to może warto zawalczyć? Powiem tak: wiem po sobie, że taka zazdrość nie bierze się znikąd. Ja np. dowiedziałam się, że jestem zaborcza w związku i bardzo charakterna, bo brakuje mi właśnie takiego towarzyskiego życia, jakie miał mój partner kiedyś. Szczerze mówiąc, tak to jest prawda... Jestem szaloną egoistką, która odbiera radość życia swej szczęśliwej 2 połówce, bo moja podświadomość podpowiada mi, że on daje radość ludziom, oni go lubią, a ja taka nie umiem być. Jestem zazdrosna, bo pragnę odebrać mu to, czego mnie brakuje i chcę postawić go na przegranej pozycji. Z 2 strony wydaje mi się, że dzięki temu inni nie będą go mieć, bo mam go ja... Moje stosunki z kobietami zawsze były napięte - nie miałam koleżanek, żadnych... W klasie niektóre się śmiały ze mnie i nabijały i fakt, że teraz każdą dziewczynę czynię za to odpowiedzialną, też podświadomie. Twój chłopak tez ma zaiste z czymś problem na tle psychologicznym, ale nie wiesz z czym... ale nawet nie próbuj mu o tym powiedzieć, bo nie zrozumie, musi upłynąc sporo czasu by cokolwiek zaczęło do niego docierać. Do mnie dotarło dotarło, dopiero jak omal nie straciłam faceta, z którym zmierzam spędzić życie. Pamiętam, jak ryczałam po nocach za nim, jak wydzwaniałam, no koszmar po prostu... ale ja wiem, zasłuzyłam sobie na to. Mój facet też nie jest bez winy. Okłamał mnie kilka razy, potraktował naprawdę niegodnie, ale nigdy mnie nie zdradził, a o to go podejrzewałam. Krzywdził mnie też tym, ze częściej pamiętał o koleżankach niż o mnie. Nie zabierał mnie też do siebie do domu, ani na imprezy na które chodził. Ostatecznie pogodziliśmy się. Nadal jestesmy razem. Często czynię mu wyrzuty, często się obrażam, focham, ale dzięki psycholożce wygląda to troszkę inaczej. Z jeszcze innej mojej perspektywy wygląda to tak, że może on faktycznie ma delikatne powody by być zazdrosnym? Ja absolutnie nie twierdzę, że ma prawo zachowywać się jak furiat, albo czegoś Ci zabraniać, ale wiesz... ja też byłam zazdrosna jak chodził gdzieś beze mnie. Teraz jesteśmy już na tym etapie, że chodzimy razem albo wcale, bo bez imprez da się żyć, a on dobrze wie, że mnie to krzywdzi. Ja jestem i tak sporo gorszym przypadkiem niż Twój chłopak - miewałam ataki złości, krzyczałam, wypominałam i to coraz częściej, ale w odpowiednim momencie zdałam sobie sprawę, że nie tak powinny wygladać nasze relacje. Wiele się zmieniło i dziś on, jak twierdzi sam - z szacunku do mnie pewnych rzeczy nie robi. Nadal nad sobą pracuję, ale daję radę. Jest coraz lepiej. Nasze relacje naprawdę się coraz to lepiej układają. Trzymam kciuki :)
  4. Nie chodzi o to co ktoś zrobił, tylko jak to postrzega i autor poprzez wcześniejsze doświadczenia odczuwa ,że jest to coś właśnie tragicznego. Dodam do tego, że to właśnie on ma większe doświadczenie życiowe niż Ty, bo przeżył to gorzej. Nasz świat jest bardzo subiektywny i nie wolno podważać go w żaden sposób. Czesctoja - wcale nie zamierzałam się z nikim licytować o to kto ma gorzej, tylko uświadomić autorowi, że nie ma powodu do paniki. Ludzie rozsądni nie nabijają się z nikogo ot tak, bo i po co? To, że czasami komuś się wydaje, że coś jest straszne, że zaraz się stanie katastrofa, to wcale nie musi oznaczać, że tak będzie. Czyż nie? Po prostu spojrzałam na wszystko bardziej obiektywnie. Poza tym, nie zrobił nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób sprawić, by faktycznie było się czego obawiać. Autor studiuje, jest dorosły, a więc ma już okreslony wiek, podobnie jak i panna jaką się zauroczył, a w tym wieku nie odwala się już takich dziennych akcji jak nasmiewanie z kogoś. Sama jestem studentką i z różnymi osobami miałam do czynienia, różne dziwactwa ludzie mają, ale wiem, że sytuacja jaką opisuje raczej nie miałaby prawa bytu... Czy uważasz więc, że autor widzi wszystko obiektywnie? Ja myślę, że ma prawo się przejmować, zaznaczając, że kiedyś był może obrażany z racji swojej niepełnosprawności, ale kiedy już mam ogólny zarys sytuacji, widzę, że to nie jest tragedią... bo w jego zachowaniu nawet nie ma odrobiny nienormalności, by było w ogóle co rozstrząsać...
  5. wkurza mnie mucha, co cały czas bziuczy mi nad łbem i spać nie daje, a skubana nie daje się zabić :@ Zabić szmacichę
  6. Ultimatum to chyba najlepsze rozwiązanie. Ona mam wrażenie ma wszystko czego chce i myśli, że może tak do usranej śmierci, bo skoro Ty ja kochasz aż tak zajebiście, że nawet 2 potencjalnego jej partnera akceptujesz, to dlaczego nie? Może ta laska jeszcze tego nie wie, ale poligamia to nie u nas... Ona Cię krzywdzi, rani, ale nie robi jej to widać znacznej różnicy. Rozpuściłeś sobie panienkę jak dziadowski bicz... Rozumiem, że sytuacja jest trudna, ale nie można tak przecież na zawsze. Krok w tą lub w tą... Jak pokażesz jej, że tak może, to nie zdziw się, jak niebawem znajdzie sobie jeszcze 3 i 4 faceta. Tego 1 z rąk nie wypuszcza bo rodzice, Ciebie bo podobno Cię kocha... a ciekawe co powie o innych. Ona cholera wie, co sobie o tobie myśli... w sumie ma kogoś kto ją tak kocha, że da jej wszystko, pozwoli na wszystko... Ona myśli, że może Cię tak bezkarnie poniżać, więc może tez myśli, że może od Ciebie wszystko wyegzekwować.
  7. Nie, nie zamierzam iść do klasztoru, z resztą mam faceta i nie jestem aż tak oddana siłom wyższym jak Ty Gratuluję pasji, ale teologia to jakoś nie moja działka...
  8. heh uwierz, że to co napisałeś nie brzmi jakoś tragicznie, odwalałam gorsze akcje... Ja jestem pełnosprawna, ale zawsze się ze mnie śmiali w szkole odkąd pamiętam, bo nigdy się jakoś nie malowałam, nie miałam fajnych ciuchów itp, bo w domu miałam rygor. W klasie traktowali mnie trochę jak kujonkę, bo musiałam zabiegać o oceny, przez nazbyt ambitnych rodziców, żaden chłopak do mnie nie zagadał, nigdy mnie podrywał, zazwyczaj przychodzili tylko jak coś chcieli... No i raz był taki 1 w sąsiedniej klasie, co bardzo mi przypadł do gustu - przystojny, sympatyczny, zagadał do mnie... Może i coś by z tego było, bo zaproponował spotkanie. Tylko że... no właśnie, byłam wtedy cała w skowronkach i tak bardzo chciałam o tym komuś powiedzieć, że nie zwróciłam uwagi na to, że obok stał taki plastik z mojej klasy co cały czas się ze mnie zbijał. Oczywiście niedługo po tym zrobił się straszny galimatias, dlaczego? bo różowy pustak pobiegł do niego i naopowiadał, oj duuuuuuużo sama dodała od siebie, no i niestety wszystko zakończyło się katastrofalnie. Teraz tak sobie myślę, koleś był trochę nie poważny, przecież to zaszczyt się komuś podobać, a on się zaczał nabijać - to trochę tak jakby jeździł sam po sobie... Teraz już jesteśmy wszyscy troszkę bardziej dorośli - też studiuję i też poznałam chłopaka, któremu bardzo się podobałam - sytuacja podobna, bo był nieśmiały bardzo. Delikatnie zasugerował spotkanie i zawsze ujmował mnie tym, że tak niepewnie spuszczał wzrok:P Nic nie wyszło z naszej znajomości, bo jednak stracilismy kontakt na jakiś czas, a ja już poznałam kogoś innego, ale... widzisz, nigdy nie przyszłoby mi do głowy się z niego nabijać. Człowieku, nie zrobiłeś nic złego... Ta dziewczyna jeśli ma równo pod sufitem, to na pewno nie pomyśli o Tobie źle, ani też nie będzie chciała narobić Ci siary przy znajomych. To dla niej wielki zaszczyt, że to właśnie jej osoba się komuś spodobała, ze ktoś dostrzegł w niej głęboką wartość. Jesteś nieśmiały, wstydliwy... ok... masz do tego prawo... Zresztą zawsze możesz się jeszcze wytłumaczyć. Z tego co piszesz wynika, że panna jest rzeczowa i konkretna, więc po co miałaby komuś o tym mówić? Właśnie tak zachowują się szanujace się kobiety, z klasą :) Wiesz, nawet myślę, że jeśli już złapałeś z nią jakiś kontakt i dobrze się rozumieliście, to sukces dla Ciebie i brawo za odwagę :) Nie przerywaj tej znajomości. Napisz jeszcze raz, wytłumacz... a nuż coś z tego jeszcze będzie :) Trzymam kciuki!
  9. Dziewczyna widać nie jest takim aniołkiem, skoro gra na 2 fronty... Rozumiem, że może być jej ciężko odejść od chłopaka z którym jest już jakiś czas, ale decydując się na pójście z Tobą do łóżka, zwyczajnie dała dupy chłopakowi, którego nie wie czy chce... Poza tym sypia z 2... To jest w porządku? jest uczciwe? Mówi Ci, że woli Ciebie niż tamtego, że chce odejść, ale jednocześnie próbuje Ci wmówić, że nie jest pewna, bo może powinna zawalczyć? To jest 24-latka, która zasługuje na miano "prawdziwego skarbu"? Wiesz, może faktycznie powinieneś o nią zawalczyć, skoro ją kochasz... ale nie liczyłabym na to, że kobieta z jakimś dziwnym kompleksem wynikającym z konieczności posiadania przez nią faceta będzie umiała dać Ci szczęście. Jeśli jesteś dla niej taki ważny to dlaczego nie zrobi wszystkiego by być z Tobą tylko będzie tkwić przy kimś innym? Może i jest dobrym człowiekiem, ale "dobroć" i "litość w stosunku do bliźniego" jak widać mają też swoje negatywne strony. Ona Ciebie w ten sposób krzywdzi. Pozwala Ci kochać jej osobę, daje Ci nadzieje, wszystko po to by ostatecznie stwierdzić, że powinna zostać z tamtym? Postaraj się o nią, ale to głupie walczyć o kogoś kto ma dylemat czy wybrać Ciebie czy tamtego. Nie czujesz się poniżony, upokorzony, gorszy, drugoplanowy? Odpowiedz sobie na pytanie czy chcesz być facetem jedynym i wyjątkowym w czyimś życiu czy tym wybranym spośród kilku przez swoją ukochaną.
  10. Dokładnie, dokładanie, 100% racji... To samo było u mnie.
  11. Dostarczyć wam surowców i instrukcji czy wszystko już macie?
  12. Tahela widać trafiła na porządnego nauczyciela/ nauczycielkę... niestety nie w każdej szkole sprawy mają się w ten sposób. Jak najbardziej opowiadam się za w-fem, nie podoba mi się, że ktoś nazwał "cymbałem" ogólnie świat wuefistów, bo jakby nie patrzeć to też są osoby z wykształceniem i pasją... ALE... to nie fair, że: po 1) wuefiści mają swoich pupilków, którym zazwyczaj wolno więcej niż innym i gra np. w siatkę sprowadza się do tego, że prawo gry mają tylko najlepsi, reszta do końca zajęć siedzi na ławce, po 2) większość ćwiczeń wykonuje się byle jak i byle tylko, często przewroty i rzuty piłką zalicza się na ocenę w tym samym dniu co 1 raz dostaje się je do ręki, po 3) ja np. doświadczyłam takiego głupiego uczucia, że nauczycielka od w-f miala mnie za dno totalne, bo nieraz sama zasugerowała mi, że tacy ludzie jak ja nie mają prawa gry. W rzeczywistości całkiem dobrze grałam, ale w liceum koleżanki zbijały się ze mnie z trochę innych powodów i że byłam jakby z boku grupy, zawsze wrzeszczały na mnie żebym nie probowała nawet wejść na boisko. Ani razu się nie ujęła. Stała tylko jak ten słup i drętwo się głupia krowa uśmiechała. Myślę, że w-f to nie tylko rzucanie piłki na boisko i demonstracja sił, lecz także nauka sportowego zachowania, fair-play tak zwane. Tego niestety u nas brakuje. Tahela, widać nie znasz realiów.
  13. Nietrwałe relacje oznaczają słabą więź emocjonalną. PanPremier, może jest w Tobie coś, co odpycha ludzi od Ciebie? Ja np. jestem typem samotnika. Owszem, mogę się czasem z kimś spotkać, pogadać trochę dłużej, ale mnie te spotkania na ogół męczą. Wyjdę czasem na piwko jak już zostanę przez kogoś zaproszona, ale to tylko w celu podtrzymania mojego kontaktu ze światem. W rzeczywistości co chwila zerkam na zegarek, bo nie bawią mnie żarty moich znajomych, nie lubię słuchać romantycznych opowieści i wiejskich plot. Dyskoteki też raczej nie należą do moich ulubionych rozrywek. Nie żebym miała coś przeciwko ludziom, ale ja, nie da się ukryć, znacznie się wyróżniam. Jestem raczej pozytywnie odbierana, z nikim wojen nie toczę, ale siedzi we mnie taka odmienność, która automatycznie odsuwa mnie na bok. Kiedyś byłam tym trochę przygnębiona, ale obecnie mi to wisi... Każdy jest inny...Jeśli zależy Ci na znajomych to musisz znaleźć z nimi jakiś wspólny język i podtrzymywać więź, rozmawiać, spotykać się...
  14. Mark123 zgadzam się z Tobą... Wiem, że często zdarzają się nazbyt ambitni nauczyciele, a wuefiści często do nich należą. Też tego doświadczyłam. Miałam nawet nauczycielkę, która "przyjaźniła się" z koleżankami z grupy, bo razem np. plotkowały, rozmawiały o kosmetykach itp... Generalnie nie lubię takiego podejścia, ale nie jest dla mnie regułą, że każdy nauczyciel od w-f musi być kiepem...
  15. Jeśli ktoś nie chce ćwiczyć na wf na wf niech nie ćwiczy, niech faktycznie załatwi sobie to zwolnienie i po sprawie, ale obrażać człowieka uczącego wf-u też jest nie do końca w porządku. Każdy ma jakieś swoje zainteresowania i pasje. Jedni lubią ćwiczenia, drudzy wolą wkuwać matmę, a jeszcze inni kochają motoryzację. Też mogłabym nazwać "cymbałem" kosmetyczkę, fryzjerkę, kasjerkę w sklepie... W sumie czemu nie? ...ale jak dla mnie, to trzeba być "cymbałem" żeby mieć takie podejście do człowieka - nie szanować ze względu na to co lubi, to tak jakby stwierdzić "moje geny są lepsze". Osobiście lubuję się w patologii. Kocham to i stale się rozwijam. Też słyszałam od studentów filologii polskiej, że pewnie na "normalną medycynę" się nie dostałam, skoro rozwijam się w takim dziwnym kierunku, że jestem pewnie obleśna i mam psychikę zboka, że pewnie śmierdzę padliną w domu, nie będe ieć nigdy męża i dzieci no bo jak to tak, bla bla bla.. haha Ludzie, dobijacie mnie takimi komentarzami... Mnie nie przyszłoby do głowy, żeby obrazić kogoś tylko dlatego, że lubi coś innego jak ja... A mój chłopak to sportowiec właśnie - kolarstwo górskie, maratończyk :) Ma zajebiste mięśnie, jest zdrowy, silny, bo dużo ćwiczy. Nie nazwałabym go imbecylem gdyby był nauczycielem w-f. A to, że niektórzy wuefiści są wymagający to może i nawet lepiej - społeczeństwo więcej ćwiczy, lepiej dotlenione, zdrowsze. Źle? Wf nie jest dla myślących ciałem, tylko dla tych, którzy może pragną dobrze wyglądać, mieć trochę siły, być zdrowym... i bardzo dobrze :) Do samego autora postu nic nie mam, bo rozumiem, że nie musi lubić w-fu :) Jeśli ludzie mają się z niego zbijać i robić mu wstyd, niech idzie po to zwolnienie i sam w domu ćwiczy :)
  16. heh jesteś jeszcze młody, przed Tb całe życie, na pewno poznasz jeszcze tą jedyną... Poczekaj jeszcze chwilę
  17. Nie no, ludzie są różni. Niekoniecznie facet musi mieć żonę i dziecko, ale fakt - gdyby naprawdę się zakochał trochę inaczej by patrzył na swoją partnerkę. Nie wiemy co takiego wydarzyło się w życiu tego człowieka, że mówi, że nie potrafi kochać ale cokolwiek by to nie było, nie daje mu przyzwolenia na krzywdzenie drugiej osoby. Czasem łatwo jest coś komuś radzić, mówić "odejdź od niego", ale póki samemu nie kocha się na zabój nie rozumie się jak boli takie wyznanie. Doskonale rozumiem smutasmiss... Nie byłam na szczęście w takim położeniu, ale swego czasu facet chciał mnie rzucić, miał wątpliwości czy nadal mnie chce. Wszyscy radzili mi "zostaw go", "odejdź", ale ja co robiłam? - i tak pisałam do niego, i tak nalegałam na spotkania, i tak spałam obok niego... bo kochałam i pomimo, iż słyszałam "chyba byłem samotny i dlatego cię chciałem..", nadal robiłam wszystko by go zatrzymać. Zatrzymałam, minęły 3 lata i jesteśmy razem. Ostatecznie wyjasnił wszystkie ciężkie słowa, poukładało się... ale dziś sobie tak myślę - ja wtedy plakałam przez to wszystko w niemalże każdą noc przez ok. 3 miesiące, nawet więcej. Krzywdziły mnie jego słowa. Co by było jakbym odeszła jeszcze na poczatku? - pewnie po 2 tyg. przestałabym płakać i nie miałabym nerwicy, nie schudłabym 10 kg w stresie, nie miałabym anemii, wiele spraw poukładałoby się inaczej. Dobrze mi tak jak jest teraz, ale ja po tym już jestem inną osobą, mocniejsza, silniejszą, nie szlocham po każdej kłótni. Postanowiłam sobie, że albo się ułoży, albo nie będę płakać więcej za chłopakiem. Szanuję siebie, wzmocniłam się psychicznie. Sądzę, że Smutasmiss dobrze zrobi jeśli odejdzie i przestanie rozmyślać, ale gadanie "on robi cię w c***a" nie pomaga. Musi minąć trochę czasu, ale na pewno się otrząśnie, zrozumie i nie popełni więcej tego błędu... tego jej życzę.
  18. heh poniekąd zgadzam się z SinnerInHeaven... tzn: sprawę kobiet pozostawmy do oceny indywidualnej, ale faktyczne chyba w każdym człowieku jest odrobina jakiegoś egoizmu... Lepiej w stadzie niż samemu - no właśnie, sama też tak sobie powtarzam. Weźmy np. relacje 2 przyjaciółek: niby się przyjaźnią, obgadują razem połowę populacji ludzkiej, bo tak najlepiej... a zwłaszcza najlepiej obgaduje się wroga/ rywalkę, bo ciężko przyznać się przed samym sobą, a jeszcze ciężej przed koleżanką, że ktoś inny jest lepszy, ładniejszy, mądrzejszy... Kiedy ta przyznaje rację to jest do rany przyłóż, naprawdę się ją lubi, szanuje... ale to tylko pozory... Drzemie w człowieku taki potrzeba bycia "nadczłowiekiem", więc automatycznie czuje się chęć bycia lepszym nawet niż ów psiapsióła. Dopóki tak jest to mówi się, że ma się przyjaciółkę, kiedy wychodzi odwrotnie przestaje się ją lubić i to na nią się nadaje do znajomych taka prawda, przykre ale prawdziwe:P Przyjaciółka dla kobiety to troszkę jakby jej lustrzane odbicie, ale musi spełniać określone kryteria żeby dało się ją lubić Kiedy więc dziewczyna obsesyjnie obgaduje drugą to tak naprawdę jest zazdrosna...
  19. Też miewam takie dziwne lęki... Pomimo, iż jestem osobą wierzącą, czasami nachodzą mnie takie obawy, ze wcale nie ma życia pozaziemskiego. Człowiek umiera, a wraz z nim jego świadomość i tak kończy mu się świat. Samej śmierci natomiast, absolutnie się nie boję. W związku z moimi przeżyciami, przeszłością i niską samooceną czasami nawet chciałabym umrzeć, bo tak wydaje mi się, że byłoby lepiej dla wszystkich. Być może dlatego jestem nazbyt odważna, uprawiam spadochroniarstwo, kręci mnie też patologia.
  20. Z tą 40 bym nie przesadzała. Mam 23 lata i 1/3 moich rówieśniczek już jest po ślubie albo przynajmniej zaręczone. Tyle, że fakt - jeśli wyszły za mąż, to średnio im się układa w związkach, bo wiadomo, że w dzisiejszych czasach cięzko o mieszkanie i godna pracę, więc na ogół mieszkają ze starszymi/ teściami. Katastrofa. Wolałabym poczekać do 40 i iść na swoje, żyć po swojemu... 25 lat to młody wiek i autor posta jak najbardziej może znaleźć swoją wymarzoną drugą połówkę, ale nie może upatrywać sobie konkretnych kobitek, które gdzieś tam przypadkowo zobaczył. Moim zdaniem najłatwiej się zakochać jak z kimś łapie się dobry kontakt - najważniejsze wzajemne relacje. Zresztą wiem z doświadczenia, że jeśli ktoś z charakteru się podoba, to wizualnie też staje się dla naszych oczu atrakcyjny. ja tak miałam z moim chłopakiem, mimo, że na poczatku go nie zauważałam.
  21. hehe:D mniemanie o sobie to faktycznie masz:P Pozazdrościć Ciekawy z Cb przypadek... Ja gardzę ludźmi którzy dają dupy na lewo i prawo nie angażując się emocjonalnie, ale skoro od początku stawiasz sprawę jasno swoim partnerom/ partnerkom to jest ok A słyszałeś kiedyś o takim czymś jak "jadalne złoto"? W Galileo kiedyś pokazywali
  22. Też się tak czuję. Mam 23 lata i od dawien dawna podobny problem. Zresztą ja od zawsze byłam w domu poniżana, głownie z powodu jakiejś cholernej idei w jaką wierzą moi rodzice - że dziewczyna ma być skromna i nieśmiała. Nie chcę się na ten temat rozpisywać, ale skrótowo mówiąc zdaniem ojca nigdy nic nie umiałam, do niczego się nie nadawałam, byłam tempa, głupia, oceny jego zdaniem wieczne za słabe, chociaż byłam naprawdę dobrą uczennicą. W liceum nie mogłam nigdzie chodzić ze znajomymi, nie miałam kosmetyków, fajnych ubrań, a koleżanki się ze mnie zbijały... Wszystko to, utwierdziło chyba mnie w przekonaniu, że jestem nikim. Studiuję dobry kierunek, biorę stypendium naukowe, mam chłopaka, patrzę w lustro i mysle, że jestem całkiem ładna, dbam o sylwetkę, zdrowo się odżywiam, pracuję... Czasami znajomi mojej mamy mówią, że zazdroszczą, ale ja mam wrażenie, że to jest sztuczne, bo ja nie czuję sie do końca szczęśliwa. Mam wrażenie, że to za mało, że jestem nikim. Usłyszałam taką opinię raz - że nabawiłam się kompleksów, bo utrzymuję w głowie wszystkie stare sprawy, bo nikomu się nie wypłakałam, a w dodatku za dużo od siebie wymagam i czasami to ma efekt lawinowy. Nie jestem płaczliwa, ale pamiętam sytuację, gdy 1 kolokwium na uczelni poszło mi gorzej, mimo, iż uczyłam się całą noc. Usłyszałam od kogoś tekst "bo Mila to się uczyła pewnie całą noc i dostała ledwie 3 a ja mam 4 i kto tu jest mądry?" Zrobiło mi się strasznie przykro, tak, że wróciłam na mieszkanie, ryczałam przez resztę dnia, odpuściłam ćwiczenia --> miałam wyrzuty i brak motywacji do zycia... to takie błędne koło jest
  23. Myślę, że każdy ma swój czuły punkt. Wiele można zauważyć obserwując zachowanie innych. Koleżanki ze studenckiego mieszkania np. zawsze uchodziły w moich oczach za strasznie porządnickie, aż chorobliwie... Przyjaźniły się ze sobą i miały strasznego p*******a na punkcie sprzątania i własnego wyglądu. Głownie z tego powodu każda z nas miała osobną ściereczkę do naczyń, osobny płyn, osobną szmatę do podłogi. Najlepiej cały dzień by tylko sprzątały, rozmawiając przy tym na temat lakieru do paznokci i nadając na inne współlokatorki. Któregoś dnia przyjechałam na mieszkanie a tam gnoj, syf, nie było się jak ruszyć, a w brytfankach na placek nawet jaja jakiegoś owada... zdenerwowałam się ich zachowaniem i powiedziałam szczerze do takiej, która kreowała się na jędzę, że chyba musi być bardzo skrzywdzona przez los, skoro swoje kompleksy zalecza sprzątaniem na pokaz, bo nie spodziewając się gości zapuściły się jak największe syfiary. No i co? Popłakała się dziecina, bo zawsze na mnie ryja darła o jakieś głupoty, a tym razem ja otworzyłam paszczę i powiedziałam może nawet nie do końca co myślę, ale to czego na pewno nikt nie chciałby usłyszeć... ale miałam rację - ona naprawdę zalecza tak swoje kompleksy - zostawił ją chłopak, którego kochała, myśli, że jest brzydka i beznadziejna, a to, że uchodzi za porządną pozwala jej czuć się momentami wyższą. Tylko, że wystarczy małe nieporozumienie i kilka krzyków z mojej strony - nieśmiałej na ogół i tolerancyjnej, sceptycznie podchodzącej do zdania innych, by bojowa rajfura zmieniła się w płaczkę... a spróbuj powiedzieć jej, że jest brzydka to nie uśnie w nocy - z resztą milion olejków do ciała i włosów, godziny spędzane w łazience i tona pudru na twarzy o czymś świadczą. Oczywiście sama też się maluję, ale myślę, że jeśli ktoś aż tak przesadza na jakimś punkcie tzn że ma coś do ukrycia i tak naprawdę w tym tkwi diabeł. Zaiste nie jest regułą, że każda kobieta, która lubi mocny makijaż jest zakompleksiona, ale warto przyjrzeć się temu ile czasu poświęca takim zabiegom, ile czasu siedzi w łazience itp... Moja druga koleżanka z tym samym problemem też przyznała się zaupełnie przypadkowo, bo w stanie nietrzeźwości, że utrzymywanie takiej "patologicznej" czystości to sposób na domowników. Babka zawsze uważała ją na zero, jej kuzynka skończyła medycynę, ona zawodówkę, jest gruba, rodzice jej chłopaka maja jej za złe, że chodzi z ich synem, bo to kujon straszny, a dziewczynę ma ich zdaniem pustaka. Wykorzystuje więc fakt, że jej kuzynka to syfiara i wysila się strasznie, by mieć choć 1 powód, aby móc pogadać sobie o tym jaka to Iśka jest zła. Wiele rzeczy w ten sposób działa... Wg mnie im bardziej chcesz ukryć swoją "piętę Achillesa" tym bardziej ciągniesz ludzi do odkrycia prawdy o sobie:)
  24. Po pierwsze przestań myśleć o facetach. Dlaczego sądzisz, że to wlaśnie płeć przeciwna da Ci szczęście? Piszesz, że sama się doprowadziłaś do tego stanu, ale nie piszesz nic na temat wykształcenia, pracy... Może tu jest pies pogrzebany? Może gdybyś była w pełni samodzielna odzyskałabyś w jakim stopniu pewność siebie? Jeśli to już masz, spróbuj naprawić kontakty z rodziną. A facetami się nie przejmuj, na pewno znajdzie się ktoś, kto zechce oddać Ci serce. Wiedz, że ja też czasami tak właśnie się czuję - jak g***o, dlaczego? - moja historia byłaby zupełnie przeciwna do Twojej. Mnie nikt nigdy nie lubił, bo byłam nudną kujonką. Nie z wyboru, rodzice tak chcieli, a nawet sami mnie gnoili kiedy byłam dzieckiem, bo ich fanaberią jest nieśmiałość u kobiety. Obecnie walczę z wieloma kompleksami. Dziewczyny w gimnazjum i liceum nabijały się, że jestem brzydka (nie mogłam się malować, mieć nowych kolczyków, ubrań dopasowanych do sylwetki), ciagle tylko szerokie dżinsy i bluza. Na imprezy też nie chodziłam - raz tylko pozwolili mi iść na ognisko, tak bardzo się cieszyłam, że ktoś mnie zaprosił, ale, że na zakończenie poszliśmy na disco to już dostałam porządny ochrzan, że jestem wieśniakiem. W klasie wiele upokorzeń mnie spotkało - największe pokemony się ze mnie zbijały. Wtedy ryczałam po nocach, dziś mam ochotę je zabić. Po każdej wywiadówce był problem o oceny, które zawsze były bardzo dobre, ale zdaniem mojej matki nie najlepsze. Doszło do tego, że ja już myślałam, że ona zamieniłaby mnie na inną córkę, taką która byłaby najlepsza, najmądrzejsza... Ojciec też wpajał mi, że jestem nikim. Nie ufał, nigdy nie przyznał racji, nie przytulał, nigdy mi chyba nie powiedział, że mnie kocha. Powtarzał tylko, że nie umiem prać, gotować, sprzątać, jestem głupia, do niczego się nie nadaję. W rzeczywistości sam nigdy nie dał mi szansy pokazać, że umiem... Obecnie mam wiele kompleksów, czuję się brzydka, głupia, wyśmiana, upokorzona i nienawidzę siebie za to, że taka jestem, że urodziłam się własnie w tej rodzinie, gdzie nie dane mi było doznać miłości od rodziców. W podstawówce jak byłam zwijałam kołdrę w rulon, wyobrażając sobie kochającego ojca obok, bo strasznie mi brakowało jakiejś takiej więzi. Zastanawiam się też czy to uczucie kiedyś mi minie. Czasem mija, ale prędzej czy później powraca. Jestem agresywna, mam cięzkie "demoniczne", jak to nazywa mój chłopak napady, gdzie wyrzucam z siebie gniew na cały świat. Chodzę do psychologa od przyszłego poniedziałku. Nie da się tak po prostu wyzbyć tego uczucia, ale mnie pomaga takie wylanie smutków na forum, wiem przynajmniej, że nie jestem sama Nie jesteś taka beznadziejna, skoro umiesz się do tego przyznać
  25. Ja też jestem takim trochę samotnikiem. Dla jasności sytuacji mam 23 lata i jedną jedyną osobę na świecie, która jest mi naprawdę bliska - mój chłopak. To jest istny cud, że w ogóle go poznałam, bo tak poza tym to nie mam dobrych relacji z otoczeniem. Znaczy się, nie myślcie sobie, że ze wszystkimi się kłócę czy coś w tym rodzaju. Tak nie jest, staram się utrzymywać jaki taki poziom relacji, ale z nikim się nie umawiam za specjalnie na spotkania. Z koleżanek znalazła by się 1 naprawdę ok, niewiele mamy wspolnych tematów do rozmów, bo srednio interesuje mnie jej 11 chłopak, problemy w zwiazku itp, ale czasami w celu przerwania rutyny dnia powszedniego umawiam się z nią na jakieś piwo czy pizzę. Ogólnie ludzie za mną nie przepadają, z resztą z wzajemnością. Nie smieszą mnie ich żarty, na które szczerze nie umiem odpowiedzieć. Nie umiem tańczyć, więc nie pcham się do klubów, w których bawią się moi znajomi ze studiów. W domu nie jest za bogato więc pracuję, uczę się, żeby dostać stypendium, również to w znacznym stopniu wadzi moim znajomościom, bo zwyczajnie nie mam czasu gdziekolwiek wyjść. Raz może dwa zostałam zaproszona na jakąś popijawkę, chcialam iść się wyluzować, może poczuć się fajnie, że wreszcie wyrwałam się z rutyny, ale ostatecznie czas mi nie pozwolił, więc ci nie zaprosili mnie po raz kolejny... Zresztą nie dziwię się... Moimi "przyjaciółmi" stali się w zasadzie znajomi mojego chłopaka. Generalnie są ok, ale cóż... ja i tak jestem raczej typem domatorki niż imprezowej panny. Są takie chwile, że chciałabym z kimś pogadać, gdzieś wyjść, czasami przełamuję lody i umawiam się z kimś ze znajomych. Nie oszukujmy się jednak, że i te spotkania szybko mi się nudzą. Dlaczego? - bo własnie ja taka jestem - nie mam dobrego poczucia humoru, jestem nieśmiała, nie umiem zagadać, nie wiem w ogóle o czym z nimi gadać, jestem zamknięta odrobinkę - dziewczyny z mojego roku wypłakują się chłopakom w ramiona, opowiadają o miłosnych rozterkach, przejściach, a ja jestem raczej ta sucha, zimna, dlatego stoję z boku... Boję się powiedzieć to czy tamto, nie czuję się na silach zwierzać ze swoich problemów, jeśli takowe zaistnieją. Jestem po prostu inna - czasami mam żal o to do siebie, ale i to ma swoje dobre strony, jak mniemam... Kiedyś taki 1 koleś bardzo chciał się ze mną umówić, pisał nawet 2 lata po tym jak straciliśmy ze sobą kontakt. Był fajny, w porządku, ale ja się go troszkę jakby bałam... Podświadomie miałam wrażenie, że nie zasługuję na kogoś takiego. Z ciekawosci zapytałam dlaczego właśnie ze mną, czemu ja? - Powiedział, że kręci go moja tajemniczość, zmysłowość, inność, niedostępność. Stwierdził, że jestem zimna, ale charakterna i nie zaprosiłby mnie na piwo, ale zabrał na romantyczny spacer w czasie księżycowej pełni. Zatkało mnie. Nie wiedziałam, że taka jestem... Pierwszy raz poczułam, że moja innosc, skrytośc i po części gotycki styl kreują mnie na kogoś takiego Poczułam się wyjątkowa, szczególna, doceniona, choć 1 raz...
×