Skocz do zawartości
Nerwica.com

mala_milka

Użytkownik
  • Postów

    88
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mala_milka

  1. Zrobię tak parę razy i popsuję sobie tylko samopoczucie i samoocenę. Przez te 25 lat byłem sam i jakoś było, więc dalej też jakoś będzie, nie ma co martwić. . ... może powinieneś zagadać w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie? Ja nim poznałam się z moim chłopakiem, mijalismy się ze 100 razy na ulicy, czasem dawał mi bilet do autobusu jak wysiadał, a ja wsiadałam. Podobałam mu się podobno, ale nie wiedzial jak zagadać. W końcu okazało się, że mamy wspólnych znajomych, w końcu mieszkaliśmy niedaleko, skoro codziennie się mijaliśmy.... logiczne
  2. WesołyChłopak, nie poddawaj się... Kazdy ma prawo do swojego szczęścia. Portale randkowe funkcjonują w necie od dawien dawna i znam osobiście wiele par, które właśnie tam się poznały. Dziś są po ślubie albo w związku. Jeśli nie wiesz jak zagadać do tej szczególnej, spróbuj może tam. Nikt nie twierdzi, że np. dziewczyna nieśmiała jest gorszą partią, niż taka co pierwsza na dyskotekach hula;)
  3. Nie no może jak WesołyChłopak zagada to i coś z tego będzie... W sumie nie znamy go, nie znamy też jego potencjalnej kandydatki na partnerkę Tyle, że dziewczyny w tym wieku już raczej mają swoją druga połówkę, zwłaszcza gdy są atrakcyjne. Tylko, że na moje oko, najlepiej jest startować do kogoś kogo troszkę się już zna, rozmawia jakoś z nim i wie się, że ma się z tym kimś coś wspólnego. Do mnie czasem podchodzą równi faceci, najczęściej starzy i próbują zaprosić na kawę czy poznać się, ale to jest tragedia... 25letni chłopak raczej wyrywa panny na imprezach/ w pracy/ towarzyskich spotkaniach czy coś takiego... Ewentualnie zostają jeszcze matrymonialne strony
  4. Teraz Ci ciężko, ale po jakimś czasie przestanie boleć, a Ty znów będziesz mogła oddać komuś innemu swe serce :) Jest Ci przykro bo tracisz kogoś ważnego, ale teraz dasz sobie z tym radę, gorzej by było jakbyś ciągła tę znajomość. Niewykluczone, że taki związek by tylko Cię krzywdził, odbierał radość dnia, a Ty stałabyś się kłębkiem nerwów. Wiedz, że lepiej nie być z kimś, kto chce od Cb tylko i wyłącznie seksu - kazdy normalny człowiek potrzebuje miłości i jakiegoś oparcia w partnerze a nie tylko cielesnej więzi. Zakochałaś się, zauroczyłaś i zawiodłaś, ale wiedz, że dobrze się stało, że przerwałaś to w dobrej chwili. Za pół roku może już nie umiałabyś wyobrazić sobie życia bez kogoś, kto tylko daje Ci nadzieję? Może bardziej by bolało? Ten typek nie był Ci pisany, bo najwyraźniej nie jesteś dla niego ważna. Zasługujesz na prawdziwego faceta, a nie na dzieciaka, który sam nie wie czego chce :) Nie smuć się już, poczekaj chwilę, a zobaczysz że tak naprawdę pozbyłaś się "kamienia" ciążącego Ci na sercu. Poczujesz wolność od rozmyślań o partnerze:)
  5. Wierzę w Boga. Nie tylko dlatego, że taką potrzebę ma mój umysł, ale przede wszystkim dlatego, że odczułam istnienie siły wyższej na własnej skórze. Niegdyś niewierząca, ale przekonałam się do wiary... dlaczego? Nowenna pompejańska - nie do odparcia tzw - odmówiłam ją, jeszcze jako osoba o sceptycznym podejściu do spraw wiary, ale zdarzyło coś, co przekonało mnie o istnieniu Boga. Potem odmówiłam po raz kolejny i potem znów - to zawsze działa i jak dla mnie jest to niezbity dowód na istnienie osoby boskiej. Dla jasności sytuacji nie jestem katolem przesiadującym w kościele, mam faceta ateistę, sama nie jestem świętoszką i nikogo do niczego nie przekonuję, sceptycznie podchodzę do kwestii biblii, mszy, nabożeństw, nie znoszę księzy, bo w moich oczach to zarozumiali bufoni w wiekszości przypadków (jeśli kogoś obrażam, to przepraszam, ale głownie takich było mi dane poznać), ale w Boga wierzę...
  6. a ja mam dziwne schorzenie i wiele kompleksów, w związku z czym cały świat wkurza: po pierwsze moje życie - to że musiałam urodzić się własnie w tym domu, gdzie dziecko trzeba było zgnoić, odebrać mu wszelaką godność, by uczynić je nieśmiałym, po drugie: wkurza mnie mój psychopatyczny ojciec, którego kocham, ale krzywdzi mnie jego brak zaufania i nieustanne powtarzanie, że ja to "nie umiem" - bo jego zdaniam chyba nic nie umiem: w klasie miałam prawie najlepsze oceny ale jak zdarzyła się jakaś 3 np to od razu, że się nie uczyłam i nic nie umiem, że jego zdaniem nie umiem gotować, nie umiem się uczesać i powinnam do usranej śmierci mieć włosy zaplecione w warkocz bo tak chciała mama. Po 3: wkurza mnie, że rodzice wypominają mi, że mnie utrzymują, aż żyć się odechciewa a w sklepie przy pułkach z jedzeniem myślę tylko, żeby kupić co najtansze, po 4: wkurza mnie, że ktoś raz na mnie doniósł że rzekomo kogoś wyzywałam, a to nieprawda - ojciec trzymał rygor, ja byłam tak zastraszona że po nocach płakałam o to co będzie jutro, ale to wciąż za mało by uwierzyć, że nie naplułam na nauczyciela od muzyki i tym bardziej nie wyzywałam jego równie nienormalnej córki. Ojciec dowiedzial się po tym jak już dostałam niesłusznie wpierdól. Nie przeprosił tylko utrzymuje że miał prawo, bo tak było u niego w domu. Po 5: wkurza mnie moja matka, która nie chce się leczyć na być może nowotwór, bo twierdzi, że tak lepiej, a ona nie chce rodzinie problemów przysparzać. Po 6:wkurza mnie, że tłusto gotuje i każe mi to jeść, podczas gdy ja dbam o linię, a jeszcze bardziej że gdy tylko schudnę, od razu mi pieprzy o anoreksji. Wagę mam prawidłową, zaznaczam. Po 6 Wkurza mnie, że musiałam jako dziecko opiekować się młodszym o 4 lata bratem, który był strasznie rozwydrzony, uciekał mi, raz prawie wpadł pod samochód, a mnie nie wolno było nim szarpnąć, bo wpierdól. Po 7: Wkurza mnie, że koleżanki z liceum nabijały się ze mnie, że nie miałam kosmetyków ani fajnych ubran, bo matka mi nie pozwalała. Po 8: Wkurza mnie, że ojciec nigdy nie przyzna mi racji, tylko mojej mamie i bratu. Po 9: wkurza mnie moja babka, która ciągle porównuje mnie do dziewczyny mojego wujka, bo ta jest w moim wieku i ona jest rzekomo lepsza niż ja i mówi otwarcie, ze takiej wnuczki by sobie życzyła. Nie kocham jej, jest mi obca, nie krzywdzi mnie to wcale co mówi, bo swoje wiem i jakoś nie mam poszanowania dla studentki filologii polskiej UJ, bo trochę za mało by mi zaimponować, ale nie powinna określać mnie w taki sposób, w moim domu, nie jej - bo ja do niej nie chodzę. Po 10: wkurzają mnie niesprawiedliwi wykładowcy, którzy niektórym kujonom podwyzają oceny, bo ci proszą o łaskę. Po 11: wkurzają mnie fałszywe koleżanki, które wtrącają się w moje zycie i moje sprawy. Po 12: wkurza mnie pipa mariola b*ó*r która ukradła mi kilkaset zł na mieszkaniu studenckim :) To tyyyle z moich żalów :)
  7. Znam pokrótce to głupie uczucie. Z jednej strony pragniesz dać miłość i ją otrzymać, ale z drugiej wątpliwości o czas, o to co będzie jak się bliżej poznacie itp. Ja to miałam i mój chłopak przyznał mi się że też na początku sam nie wiedział czy chce związku... Wiesz może to głupio zabrzmi ale ja na początku chciałam się wycofać z mojej znajomości, bo facet cóż że był przystojny, jak ja nie umiałam z nim gadać (nieśmiałość) i bałam się pocałunków, nie wspominając o późniejszych moich schizach. W najmniej oczekiwanym momencie zakochałam się w nim bardzo, a każde spotkanie (raz w tyg. na początek) było moją motywacją do życia. Ogólnie też byłam typem samotnika - brak czasu dla znajomych, zresztą i tych miałam niewielu, dużo czasu poświęcałam ćwiczeniom fizycznym, nauce, a bliska znajomość na początek mi to komplikowała. Wolałam siedzieć samotnie w ciepłym łóżku przed tv niż myśleć o romantycznych wyjazdach z chłopakiem. Z biegiem czasu jednak stał mi się bardzo bliski, na tyle, że każdy wyjazd z nim, każde spotkanie stały się dla mnie priorytetem... a więc to tak naprawdę kwestia poznania samego siebie, no i oczywiście osoby, na którą uczucie chciałbyś przelać :)
  8. Toksyczna to jest relacja, w której obydwoje krzywdzą siebie nawzajem ciągnąc tą relację. Taka by była ich relacja, bo Paweł sam przyznaje, nie umie żyć w związku z kobietą, raz był i nie wyszło, teraz chce tylko seksu od kobiety, bo od wypłakiwania się ma kumpli. Z Justyną lubi pogadać, przytulić się, a to tylko koleżanka, a więc jego zdaniem nikt ważny... Taki układ obydwojgu pasuje.
  9. Schizofrenikowi też można wmówić, że jest normalny... MarryM na razie widzi tylko swojego chłopaka, który nikogo nie krzywdzi, a może kiedyś zacznie widzieć coś innego, coś gorszego? Ona niby wie, że to fikcja, ale widzi go jako żywego. To jest normalne? Wybaczcie, ale ja bym się bała mieskzać z kimś takim pod jednym dachem. 1 z koleżanek ze studiów mieszkała w akademiku w 1 pokoju ze schizofreniczką, która też twierdziła, że jest normalna. Niby faktycznie spoko, ale czasem zarzucała Justynie, że ta porysowała jej trampki z zazdrości, że grzebala w jej kompie, nie wspominając o tym, że potrafiła spać cały dzień by na noc zniknąć i błąkać się samotnie po mieście, by o 5 nad ranem wejść do akademika i dostać takiego ataku histerii, że portierka po pogotowie dzwoniła. Innym razem dziewczynie tak odbiło że ryczała, cięła się i ostatecznie kupiła współlokatorce komputer za własne pieniądze, bo uznała, że jest jej to winna po pewnej awanturze. Spór dotyczył nieumytych naczyć pozostawionych na weekend w zlewie. Inni wiem, ze nadudużywali jej hojności, kiedy ta nie brała leków. No sorry, ale jeśli autorka naprawdę widzi coś czego nie ma, powinna udać się do specjalisty. Na razie jest tak, a kiedyś może wymyślony ukochany postanowi coś głupiego zrobić, a może ktoś też wykorzysta MarryM? Osoba chora nie myśli racjonalnie i nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy wymaga pomocy, dla dobra swojego i innych. Można sobie wymyślić coś i kochać taki światek, ale widzieć go na żywo wbrew pozorom nie jest zdrowe i kto wie w co może się przerodzić... A tak poza tym wydaje mi się, że autorka posta robi sobie jaja:D Opisała historię w nieco dziwaczny sposób, mam wrażenie, że się zbija Osoba chora by tak nie postąpiła raczej.
  10. iate, nie załamujesz, ale przekonujesz do zmian. Właśnie szukam psychologa w okolicy:)
  11. hmmm chyba faktycznie pójdę na terapię... To troszkę wstydliwy problem, zwłaszcza, że mam wiele kompleksów - łatwo się denerwuję, dziś np zbeształam moją mamę, przeklinałam - pierwszy raz w życiu tak się zachowałam, choć myślę, że to akurat można wyjaśnić - podejrzewają u niej nowotwór i konieczne jest usunięcie narządów rodnych, a ona nie chce i mówi, że nie będzie się leczyć. Proszę, nie piszcie, że jestem bezczelna, że źle postępuję, tzn to jest prawda, wiem, tylko, że ja nie chcę taka być. Są takie momenty w życiu gdzie robi mi się wszystko jedno już czy ktoś mnie kocha czy nie, czy skrzywdzę czy nie... Liczy się wtedy dla mnie tylko to, że jestem zła i nie myślę, że za 5 min będę płakać, że źle zrobiłam:( Ogólnie mam problem z akceptacją siebie, z brakiem umiejętności prowadzenia rozmów, jestem nachalna bardzo, niecierpliwa. Czasami np jak mój facet się dłużej nie odzywa to popadam w furię i piszę też, że pewnie mnie zdradza. Nie myślę tak, ja chyba "wyładowuję się" na nim. Uprawiam sport aktywnie - codziennie rowerek, jak mam wolne na dłużej to robię kilkadziesiąt km, regularnie ćwiczę, czasami kupuję sobie coś na uspokojenie, ale zbytnio nie pomaga. Boję się troszkę psychologa, bo miałam plany wstąpienia do policji... ale w sumie z takimi zaburzeniami raczej testu nie zdam, więc pójdę. Chłopak też mi to radzi. Dziękuję za rady :)
  12. heh:D Ja kiedyś wywinęłam podobny numer, bo troszkę zazdrosna, że koleżanki w liceum miały swoich lubych a ja nie... No więc cyknęłam z ukrycia fotę takiemu fajnemu kolesiowi, załozylam profil na fb i pisałam sobie z niego różne sweetaśne posty Potem nawet sama wysyłałam do siebie sms-y, ale to już bardziej po to, żeby poczuć się tak jak one i ewentualnie pokazać mamie/ bratu, który biegał za mną jak opętany gdy myślał że mam chłopaka a mnie się to podobało.... Już na szczęście nie muszę, bo mam prawdziwego chłopaka. MarryM zachowujesz się trochę jak schizofreniczka, skoro widzisz fikcyjną postać. Fajnie, że on nikogo nie krzywdzi, ale to zawsze może się wymknąc spod kontroli, skoro już zaczęłaś go widzieć. Człowiek o zdrowych zmysłach raczej nie widzi czegoś czego nie ma.
  13. Gdzieś słyszałam taką teorię, że kiedy facet nie kocha i nie chce skrzywdzić kobiety zachowuje się tak jakby nie był do końca pewny czy chce tylko seksu czy czegoś więcej. Poza tym mam też taka koleżankę, którą kiedyś facet zostawił, bardzo skrzywdził i wjechał na ambicję, przez jej głupotę w sumie, ale ona od tamtej pory jest strasznie zakompleksiona i szuka w mężczyznach głównie pocieszenia - ma takiego "kolegę od wszystkiego", który w zasadzie jest dla niej jak chłopak, tyle, że ona go tak nie nazywa, bo go nie kocha... Po kieliszku wyznał szczerze, że i on kiedyś kogoś bardzo kochał, ale związek zakonczył się wielkim fiaskiem i nie chce wchodzić w kolejną toksyczną znajomość. Może to tu tkwi problem - ten Twój koleś może też jeszcze jest pogrążony w żałobie po rozstaniu, a może się boi zacząć kochać... Nie mnie go oceniać, ale jeśli tak jest, to może lepiej dać sobie z nim spokój, nim Ty go pokochasz na zabój?
  14. Witajcie, problem dokładnie taki jak napisałam w temacie... Mam 23 lata, faceta z którym jestem w stałym związku od kilku lat, ale i właśnie od kilku lat jestem o niego bezpodstawnie zazdrosna, bywa nawet, że robię zła tak bez powodu i wówczas wylewam na niego wszystkie moje żale. Walczę z tym od dawien dawna, ale to silniejsze niż ja. Miałam już wielkie postanowienia, że oduczę się tego, bo chciał ode mnie odejść... Po 3 miesiącach płakania w poduszkę, wróciliśmy do siebie, ale problem nadal jest. Oczywiście kiedyś nasza relacja wyglądała troszkę inaczej niż teraz - okłamał mnie kilka razy, zapomniał o moim istnieniu, wymienił na kolegów, ale nigdy nie zdradził i obecnie wiem, że to te moje fanaberie doprowadziły go do sytuacji, gdzie po prostu bał się wyznać niektóre rzeczy i przyprowadzić do znajomych i rodzinnego domu. Wyznał też mi, że poszedł raz do kolegi, a jego dobra znajoma zrobiła tam striptiz. Druga sytuacja dotyczyła jakiejś banalnej imprezy, na którą też wkręcił się przez przypadek. Dziś już wszystko wyjaśnione, próbujemy budować relacje na nowo. Jestem ważna, wiem o tym, bo często u niego bywam, bardzo o mnie zabiega, wszystkim przedstawia, planuje ze mną przyszłość i zrezygnował z wyjazdu za granicę, by przy mnie być. Najgorsze jest to, że ja wiem, że mnie kocha, czasem się kłócimy o byle co, bywają awantury, ale w gruncie rzeczy dobrze nam ze sobą i nie chcę go stracić, a wiem, że bardzo go krzywdzę okazując mój rzekomy brak zaufania. Ja mu ufam, jestem najważniejsza, ale mimo to czuję się gorsza od jego koleżanek, kiedy te z nim gadają. Bywam zazdrosna o jego kuzynkę/ siostrę, chociaż nigdy nie dał mi powodu bym mogła przejmować się dobrą relacją z rodziną, ale mimo wszystko ja mam do nich jakąś dziwną niechęć, i tak jestem zazdrosna nie wiem o co i nie wiem dlaczego ale jestem. Kiedy włączam komputer przeszukuję jego profile, szukam kont, żeby mieć haczyk. Uswiadomiłam sobie, że to ja mam powazny problem, a nie on. Kocham go, chcę z nim być, ale i tak jestem despotyczna, krzyczę, rządzę nim i poniewieram... Ja nie chcę taka być, nie chcę się złościć o byle co, nie chcę unikać do końca życia jego znajomych płci żeńskiej i przeklinać w myślach najbliższą rodzinę osoby, którą kocham. Przecież to chore, co ja potrafię mu zarzucić... Wypominam historie sprzed paru lat, czasami wystarczy jedno damskie imię rzucone gdzieś w towarzystwie a ja już umiem sobie resztę dopowiedzieć. Ataki agresji slownej miewam codziennie, nie uderzyłam go nigdy, ale ja boję się, że to zniszczy mój związek. Poza tym nienawidzę siebie za to, krzywdzę go bardzo, mam wyrzuty, przez dzień lub dwa jestem fajna a potem znów i znów... Mieliście kiedyś coś takiego?
×