Skocz do zawartości
Nerwica.com

Magnezja

Użytkownik
  • Postów

    22
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Magnezja

  1. Nie umiem kochac mojego chłopaka...ustaliliśmy przerwę.... czekam na leczenie na oddziale nerwic.... mialam jechac z rodzicami na dlugi weekend ale znow mnie mama wkurzyla i znow (impulsywnie?) wysiadlam z samochodu i pojechalam do swojego mieszkania...teraz siedzę sama i nie wiem co bedę robic przez te 3 dni... czy ktos zechce poklikac? 3578482 nie chce tak sama siedziec:(
  2. Natręctwa NIE SĄ GRZECHEM. Mam nadzieję, że nikt tak nie zrozumiał mojego posta. NIE SĄ i KONIEC. Ale pojawienie się zaburzeń psychicznych może być SKUTKIEM grzechu, działania szatana. Czasem nawet psychiatrzy nie są pewni czy coś jest chorobą psychiczną czy opętaniem i wysyłają do egozorcysty. I są przypadki, że po odprawieniu egzorcyzmów zaburzenia mijają, bo wcale nie były chorobą. No ale to raczej nie jest częste. A tak ponadto chciałam wyrazić, że choroby, cierpienia i nieszczęścia w ogóle nie pochodzą od Boga, tylko od szatana.Bóg chce naszego szczęścia i jedynie dopuszcza cierpienia. Ale to nie znaczy,że choroba nie jest chorobą, bo jest i należy się leczyć i nie obwiniać się, że przychodzą do głowy natręctwa, bo to są myśli przymusowe, pochodzą z naszej głowy, ale ich nie akceptujemy. Biczowanie się za coś co SAMO przychodzi do głowy byłoby okrutne. Tak samo jak komuś przyjdzie na myśl, że okradłby sąsiada i zaraz mu ta myśl minie to nie jest grzech, grzech bylby gdyby zaczął planować kradzież. A co do znajdowania przebaczenia jedynie w sobie to się nie zgadzam, bo wierzę w Boga i uważam, że przebaczanie tylko i wyłącznie samemu sobie jest oszukiwaniem się. Uważam, że należy poprosić Boga o wybaczenia jeśli się zrobiło coś złego. Bóg jest samym Miłosierdziem i zawsze wybaczy jak się żałuje. A przebaczenie sobie samemu i drugiej osobie też jest bardzo ważne. Czasem jest tak, że Bóg nam dawno wybaczył, a my się dalej latami zadręczamy i nie umiemy sobie wybaczyć i to nie jest dobre. z tego co mi ktoś tłumaczył, to nie pochodzi od Boga, bo Bóg chce żebyśmy byli szczęsliwi i nie zadręczali się czymś, co On nam wybaczył.
  3. No ja bym to ujęła tak, że same obsesje czy kompulsje typu mycie rąk są choroba, a nie grzechem. A inną kwestią jest wkraczanie w świat sztana - jakieś czary, amulety, wrózby, wywoływanie duchów -no to faktycznie grzech. Mam nadzieję, że nic nie mylę, bo trochę wiem na ten temat: 1. Jak ktoś zapada na jakieś lęki i inne dziwne stany w następstwie chodzenia do wróżek, noszenia amuletu atlantów czy jak mu tam, jakichś technik okultystycznych, jogi itd. -to MOGĄ TE STANY PSYCHICZNE POCHODZIĆ OD ZŁEGO DUCHA A NIE OD CHOROBY. Ale obecnie mamy wielu egzorcystów (katolickich rzecz jasna), w wielu kościołach są modlitwy o uzdrowienie z udziałem egzorcystów itd. i egzorcyta ma od Boga moc usunąć złego ducha czyli sztana i jego złe dzieła. Nie zapominajmy, że świat duchowy istnieje, anioły i sztan to nie są bajki dla dzieci. I rózni ludzie (typu wróżki, bioenergoterapeci itd. mogą naprawdę dkonywać dziwnych i niesamowitch rzeczy mocą szatana. To jest fakt, ale od razu podkreślam, bo wiem ze my co cierpimy na NN, potrafimy wpaść w schizy po preczytaniu takich rzeczy, więc podkreślam 2. Osoby które nie miały kontaktu z podobnymi praktykami, które są praktykującymi katolikami, przyjmują komunię św. są ZAPEWNE PO PROSTU CHORE NA NN i nie ma co wpadać w schizy, że to od razu zły duch. Temat cierpienia psychicznego i działania sztana jest zresztą szerszy, ostatnio mocniej go zgłębiam. Faktem jest, że zło i cierpienie pochodzą od szatana, Bóg je jedynie DOPUSZCZA jeśli wie, ze może to spowodować rozwój duchowy człowieka. Zachęcam do zapoznania się z katolickimi materiałami nt rozeznawania stanów duchowych, rekolekcji ignacjańskich, Odnowy w Duchu Św. itd. -tylko proszę Was - z dystansem, unikajcie tego, że przeczytacie jakieś zdanie i stanie się Waszą obsesją (ja tak miałam kiedyś). Generlanie odradzam autoanalizę stanów duchowych, bez szerokiego "kursu" na jakichś rekolekcjach lub jakieś wspólnocie.
  4. Salix kochany, dziekuję za odpowiedź. Też myslę, że to sa natretne mysli, skoro myslę o tym od 2 mcy codzien CALY dzien i nawet w nocy jak sie budze.... ale naprawde jak czuję lęk to moglabym przysiąc prawie ze nie kocham mojego faceta, a jak rzadko kiedy przestaję czuć lęk ( z reguły po jakiejs tabletce typowo uspokajającej) to czuję ze moze jednak GO kocham...po prostu baaaaaaaaaaaardzo rzadko bywam wyluzowana i potrafię czuć radość z czegokolwiek...ale wiecie jak tak dalej pojdzie to się zawali cos, co było najfajniejsze w moim zyciu....jedyny odwzajemniony związek z super facetem...hmmmm strasznie mi cięzko, juz tego nie potrafię wytrzymać tego napięcia, to juz tak dlugo trwa.... moze znacie jakis sposob zeby się wyluzowac - kiedys wystarczylo ze się przytulilam i juz mi libido wzrastalo;) a teraz przez te mysli, ze Go nie kocham libido na poziomie -10000000000 jak to ktoś wczesniej napisał i w ogóle zero wyluzowania. Ahhh, jestem z Bydg, to strasznie daleko od Krakowa... mojego psychoterapeutę lubię, ale chodzę do niego juz 2 lata ( co prawda mialam dluzsze przerwy) ale nie bardzo widzę efekty:(
  5. A ja się zakochałam rok temu w cudownym facecie, te same wartości, poglądy, zainteresowania...oszalałam z miłości...potem wyprowadziłam się z domu (gł. powodu moich zaburzen i to od czasu dziecinstwa), miałam doła, bałam się mieszkać sama więc poprisłam faceta żeby zamieszkał ze mną...to był wrzesien...skupiałam całe siły na tym, żeby "prztrwac" bez mamy wobec ktorej bylam uzlazniona, w ogole bez czestego kontaktu z rodziną... ale stopniowo moje uczucia do faceta zaczely wygasac...libido zero, ale najgorsze ze nawet nie czuje potrzeby przytulania go, musze sie zmuszac, zeby nie sprawic mu przykrosci....teraz to w ogole ZADNEGO uczucia procz lęku, ze go nie kocham...NA myśl o rozstaniu czuję straszny BÓL, raz ze strach przed samotoscią, 2) ze ja nigdy raczej nie spotkam kogos takiego jak ON, a nawet nie chcialabym spotkac, chcialabym zeby bylo tak jak bylo i zebysmy byli razem do konca zycia...ale czuję się jakbym przestała go kochac, zadnych cieplych uczuc ani zadnej tesknoty fizycznej... i tak trwa to juz przeszlo 2 mce.... nikt mi nic nie umie poradzic, moj psycholog prowadzi taką terapię polegającą TYLKO i WYLACZnie na zadawaniu pytan, zebym sama doszla do prawdy, do tego co czuje, a ja czje tylko lęk i ból, ze nie umiem czuc tego co kiedys...czy ktoś przezył cos podobnego? jestem coraz bardziej zalamana
  6. Roman, ale jak to się skończyło, jak mogę spytać. Czułeś się załamany jak odeszła? Czy spływało to po Tobie? Wróciliście do siebie? [*EDIT*] Betty Boo - zastanowiło mnie to co napisałaś, że do mamay czjesz więcej niż do męża. Ja mam (ostatnio) to samo w odniesieniu do chłopaka. Tylko że ja jeszcze nie do końca wyleczyłam się z uzależnienia od mojej mamy, które mnie trapi już od dzieciństwa. Może u Ciebie tu jest problem?
  7. Magnezja

    leki i depresja a uczucie

    Jem antydepresanty od 7 lat.Jadłam 1 seroxat dziennie.Mam chłopaka...było nam cudownie przez ponad pół roku...bylam PEWNA, że to ten jeden jedyny, że Go kocham. Potem lekarka zmieniła mi lek na citabax.Potem wyprowadziłam się z domu, bo już nie mogłam ścierpieć wiecznego w nim napięcia. Zamieszkałam z chłopakiem. Miałam doła z powodu tęsknoty za domem. Potem byłam wiecznie zmęczona dbaniem o mieszkanie, jeżdzeniem do psychiatry, do psychologa, do jeszcze innego lekarza.Byłam ciągle zmęczona i przygnębiona. Lekarka zmieniła mi dawkę na 2 citabaxy. Nie wiem czy to było powodem, ale zupełnie straciłam libido (chęć przytulania się, całowania itd. - nie uprawiamy sexu z powodów światopoglądowych). Potem w fazie wielkiego doła chłopak wyznał mi, że mnie kocha, a ja wpadłam w jeszcze większy lęk, bo tak jakby nie umiem tego odwzajemnić, powiedziałam, że Go kocham, ale czułam jakbym kłamała. Wpadłam w straszliwy lęk. Lekarka zmieniła mi lek na 2 seroxaty. Czulam się akoś sztucznie. Poza tym one bardzo obniżają libido. Czuję, że chyba przestałam Go kochać? Co o tym sądzicie? Ja czuję się tak jakbym kochała mojego chłopaka miłością bliźniego, przyjacielską. Jakby całe uczucie minęło. Nie czuję strachu ani przerażenia na myśl o rozstaniu czy jego śmierci. Nie wiem co o tym myśleć. Lekarka twierdzi, że te leki obniżają libido, seroxat chyba najbardziej, ale że nie zmieniają uczuć wyższych. Nie wiem co o tym myśleć, jestem załamana. Miałam wielkie nadzieje w związku z tym związkiem, a teraz jakby mi wszystko zobojętniało.
  8. Wiem z własnego dośw.że jedyna rada to przeczekać. Ja miałam nieraz takie jazdy, że mało w szpitalu psych. nie wylądowałam. ale w końcu nawet najgorszy lęk i dół mijają. Co do leków to nie odważe się doradzić, bo się nie znam. Tu na forum czasem dużo jest "doradców" ale nie każdy pisze mądrze. Postaraj się pójść do psychiatry. Jeśli nie możesz do własnego, to do jakiekiegokolwiek. Do psychiatry nie trzeba skierowania. Póki co, to może zjedz jakiś oxazepam. CHYBA (ale chyba) można go łączyć z citabaxem, a jeśli jesz jeszcze inne leki, to nie wiem. Zostaje valerin albo persen forte. Też coś dają. Trzymaj się, ja też wieleeee razy byłam w takim dołku, ale wszystko się w końcu ułozyło.Musisz czekać aż dół minie. Ja zauważyłam że mi bardzo pomaga ryczenie. Wyryczę się i jest mi na 3 godziny lepiej.
  9. Jem antydepresanty od 7 lat.Jadłam 1 seroxat dziennie.Mam chłopaka...było nam cudownie przez ponad pół roku...bylam PEWNA, że to ten jeden jedyny, że Go kocham. Potem lekarka zmieniła mi lek na citabax.Potem wyprowadziłam się z domu, bo już nie mogłam ścierpieć wiecznego w nim napięcia. Zamieszkałam z chłopakiem. Miałam doła z powodu tęsknoty za domem. Potem byłam wiecznie zmęczona dbaniem o mieszkanie, jeżdzeniem do psychiatry, do psychologa, do jeszcze innego lekarza.Byłam ciągle zmęczona i przygnębiona. Lekarka zmieniła mi dawkę na 2 citabaxy. Nie wiem czy to było powodem, ale zupełnie straciłam libido (chęć przytulania się, całowania itd. - nie uprawiamy sexu z powodów światopoglądowych). Potem w fazie wielkiego doła chłopak wyznał mi, że mnie kocha, a ja wpadłam w jeszcze większy lęk, bo tak jakby nie umiem tego odwzajemnić, powiedziałam, że Go kocham, ale czułam jakbym kłamała. Wpadłam w straszliwy lęk. Lekarka zmieniła mi lek na 2 seroxaty. Czulam się akoś sztucznie. Poza tym one bardzo obniżają libido. Czuję, że chyba przestałam Go kochać? Co o tym sądzicie? Ja czuję się tak jakbym kochała mojego chłopaka miłością bliźniego, przyjacielską. Jakby całe uczucie minęło. Nie czuję strachu ani przerażenia na myśl o rozstaniu czy jego śmierci. Nie wiem co o tym myśleć. Lekarka twierdzi, że te leki obniżają libido, seroxat chyba najbardziej, ale że nie zmieniają uczuć wyższych. Nie wiem co o tym myśleć, jestem załamana. Miałam wielkie nadzieje w związku z tym związkiem, a teraz jakby mi wszystko zobojętniało.
  10. Ewa125 i Jevi - bardzo mądrze piszecie...zgadzam się w 100% i p r ó b u j ę realizować... pozostaje problem finansowy - w moim mieście wynajęcie kawalerki ( z wszystkimi opłatami już) to 1100 - 1200 zł - buhaha, mnie na to nie stać
  11. MArian, a ile masz lat? Studiujesz, pracujesz? Masz kogoś bliskiego? Żródlem lęku może być cos zuepłnie innego...np. że czujesz się samotny, albo że się boisz czy utrzymasz rodzinę, albo czy uda Ci się skończyć studia. Po latach walki z tą chorobą wiem już, że objawy bywają dziwne, mój orgaznim np. porafi dostać ni z tego ni z owego gorączki albo pożółknąć (naprawdę), a przyczyna tkwi zupełnie gdzie indziej, tylko organizm się buntuje przed czymś, z czym sobie nie radzi, niejako to coś próbuje się wydostać na powierzchnię i przypomnieć właścicielowi ciała, że chowa jakieś problemy...to tak na chłopski rozum:) A co so psychologów/ psychiatrów i wszelkich innych ludzi, którzy z powołania powinni nieść pomoc - to nie załamuj się, jesli pierwszy, drugi i piaty będzie nietrafiony...są ludzie i ludziska jak wszędzie - przerabiałam i bałam się, że to ze mną jest cos nie teges.Mam nadzieję, że szybko się dogadasz z Twoją psycholog albo anjdziesz nową. Mój obecny psycholog jest 4 z kolei i na początku też juz traciłam nadzieję, czy on w końcu trochę będzie chciał mnie zrozumieć...tak jakbyśmy na róznych falach nadawali....w końcu się keidyś rozbeczałam i powiedziałam, że ja POTRZEBUJĘ, żeby on trochę inaczej podchodził, bo to i tamto przeszkadza mu zaufać i podziałało...chodzę już pare m-cy i efekty jakieś są
  12. DO TYCH CO PRACUJĄ: jak sobie dajecie radę w pracy przy bezsenności? ja jestem wiecznie niewyspana i do tego zmulona lekami, ostatnio zasnęłam w pracy ( w urzędzie!) ciagle się boję, że strace pracę przez bezsenność. A Wy? Czy wasz pracodawca wie, że cierpicie na deprechę/nerwicę/bezsenność? czy macie jakieś ulgi z tej przyczyny?
  13. wiem z włąsnego dośw. że seroxat jest trudno odstawić, mam wrażenie jak czytam oienie internatów, że trudniej niz inne leki...lekarze mówią, że on nie uzależnia, ale zauważylam, że ma masę objawów odstawiennnych - tak, ze ja myślalam, że oszaleję
  14. brałam dłuuuugo ketrel (neuroleptyk) tylko i wyłącznie na sen, śpi sie po nim super, ale trzeba odpowiednio wcześnie łyknąć, żeby nast. dnia być w stanie iść do pracy (zamula) i ponadto strasznie tyłam...12-15 kilo w ciągu paru mcy, potem waga stanela w miejscu, ale musze napisać szczerze, te 12 - 15 kilo to było bardzo duzo przy moim wzroście i figurze...olanzapina - jeszcze gorzej tyłam *** ale lepsze chyba tycie, niż skończenie na odwyku z powodu bezno! przecież i tak mamy sporo problemów, na pewno nie potrzena nam jeszcze leczenia uzależnienia *** polecam też pramolan na sen - lek antydepresyjny, ale naprawdę ulatwia zasypianiem i śpi się głęboko...jedynie jak jestem tak zdenerwowana, że krew mi sie burzy, to wtedy trudniej zasnać mimo pramolanu i śpię np 4-5 h i płytko...ale ja zawsze będę twierdzić, że pramolan jest dobrą alternatywą wobec neuropeltyków i bezno - dzięki niemu odstawiłąm ketrel, który jadłam ze 2 lata tylko i wyłącznie żeby spać
  15. celem uzupełnienia, to widzcie moja sytuacja nie jest taka jednoznaczna. Aniu77, masz racje w tym co piszesz, ale jest jeszcze drugie dno mojej rodziny, że naprawdę moi rodzice robili całe zycie co mogli, żeby nas dobrze wychować i wyktszałcić. Sami są toksyczni i kompletnie oporni na wszelkie zmiany, sytuacja u nas w domu często jest dramatyczna, a z drugiej str. oni naprawdę sobie całe zycie od ust odejmowali, żeby dla nas było,wiecie co mam na myśli - oni nie chcieli źle, tlyko nie potrafią inaczej.Na pewno więc nie ma powodów, żeby tylko listowny kontakt utrzymywać, aczkolwiek WIEM, że mam prawo się wyrpowadzić i wpadać tylko z wizytą gdy będę chciała. Jednak moja sytuacja finansowa jest na tyle zła, a zagrożenie utartą pracy na tyle duże (bezsenność!), że widzicie strasznie się boję podjąc takiego ryzyka...bo gdy się coś nie uda, a już tak bywało, to reszty krewnych i znajomych to nic nie obchodzi. Ograniczają się do powiedzenia " Boże, to naprawdę masz straszne, no na szczęście ja tak nia miałam", alepotem grzecznie odmawiają, gdy np. prosze o możliwość przenocowania..piszcie proszę toś jest/był w podobnej sytuacji
  16. Mysza53, piszę do CIebie:), ale proszę - uzywaj intertpunkcji, bo trudno się domyślić o oc chodzi. Ja też mam depresję i nerwicę lękową.Jak kazali zazywać, to domyślam, się, że u psychatry byłaś i on kazał zażywać, wiec chyba wie co robi. Ja psychiatra nie jestem.Ja zażywam leki od swojego lekarza i one pomagają.Teraz mam trudny czas, bo była ta awantura, a ja dopiero wdrażam nowe lekarstwo, bo mi lakarz zmienił. Mysza53, nie jesteś sama z tym problemem. Ile masz lat i w jakim wieku masz dzieci?
  17. Słuchajcie, mam 28 lat, od dzieciństwa w domu były awantry, które często sie kończyły tak, że tata się na mnie wyżywał fizycznie, lał po prostu...nawet jak miałam 20pare let....nieraz mama go prowokowała do tego, a potem niby to mnie "ratowała". cHoć ogólnie jestem zaradną osobą, skończyłam studia i niegłupia jestem, to kompletnie sobie nie radzęa emocjami...od 6 lat jestem na tabletkach...od 2-3 największym problemem jest bezsenność...pracuję w urzędzie, gdzie wiadomo, są przepisy prawa pracy i nie da rady się "dogadać" a kadrową czy dyrektorem, w spr. przyjscia później czy przyjścia w sobotę w zamian za jakiś gorszy dzień...urlopu na żądanie są tylko 4 dni! W dodatku nadal mieszkam z rodziacami...próbowałam się samodzielnić, ale raz się skończyło kompletną derpechą po pół roku mieszkania samemu w innym mieście, a za innymi razami gdy ciekałam z domu, bo nie byłam w stanie wytrzymać awantury, rodzice do mnie wydzwaniali, żebym nie robiła głupoty, żebym wracała, opowiadali, że jest jak jest, ale przecież naprawdę mnie kochają, płakali do słuchawki....miękłam, czulam się wyrodną córką, balam się, że sama nie dam rady - wracałam...potem sekwencja zdarzeń sie powtrzała. Dziś jest 5 dzień po awanturze, w sumie drobnej, ale usłyszałam pełno kłamliwych rzeczy na swój temat, psycholog kazał mi wyrażać emocje, jak wyraziłam(po prostu powiedzialam spokojnym glosem, że jestem na mamę wsciekla i czuję się pokrzywdzona), to choć mama nie "ukarała " mnie za to, to poczułam się jeszcze gorzej, od kilku dni żyję w 1 wielkim napadzie lęku...jest mi niedobrze na mysl, zeby tu mieszkac, mam ochotę ucieć, ale skąd mam wiedziec czy dam rade psych i finansowo, nikt mi nie wynajmie mieszkania na miesiac proby tylko albo na pare mcy albo wcale...skad mam wiedziec co bede myslsla o tym za pare dni, kiedy mina emocje i zacznie dzialac lek (aha bo teraz zmienialam lek i dlatego wszystko 100 razy bardziej przezywam)...czy ktoś ma podobne problemy? czy ktoś się zdolala usamodzielnic pomimo ataków choroby, zdolal nie utracic prqacy mimo bezsennnosci?ja nie wiem co zrobic...dzis zawalilam prace....poszlam na L$, bo nie spalam cala noc, a bylam zmulona tabl na sen, wiec bym nie dalala rady w pracy...siedze w domu i wysluchuje wscieklosci mojej mamy, ze nie poszlam do pracy...ech
  18. Janek80, przeczytałam przypadkowo Twój ostatni post. Jestem w tym samym wieku i też mam zakodowane w głowie głupie myślenie, że po tych różnnych rzeczach wyniesionych z domu, po wszystkich przejściach ja nigdy nie będę normalna i zawsze to będzie we mnie tkwiło...ale z drugiej strony druga strona mnie, nie chce wierzyć w to. Jestem przecież zupełnie inna niż moi rodzice i obwinianie się, że się przezyło takie a nie inne rzeczy jest jakims nonsensem...to trzeba leczyć..ja leczę....jak to powiedziała kiedyś jedna psycholog "jesteśmy czymś więcej niz wypadkową naszych rodziców". Chłopie nie daj się! Ja też myślała, że nie znajdę ukochanej osoby, choć tak bardzo tego pragnęłam... lata całe byłam sama... ale ZNALAZŁAM! i On to rozumie.... na razie ciągle się boję, że On nie wytrzyma ze mną, z moją depresją, ale jak mi takie coś przychodzi do głowy to staram się przemyśleć te głupie mysli i zawsze wychodzi mi, że JA nie uciekłabym nawet gdyby On miał dperesję, jeździł na wózku itd...bo chyba Go kocham...przeczytaj sobie Hymn o Miłości Św. Pawła - ja wierzę, że taka Miłość, któa przetrzyma nawet te piekielne aspekty życia - istneje. Jedno tylko musze Ci napisać - jestes uzależniony od alkoholu. Zrób z tym porządek. NAJPIERW zgłoś się na terapię AA i stań na nogi, a POTEM szukaj dziewczyny. Najpierw zacznij sobie dac rade sam ze sobą, to potem będziesz sobie dawał radę w związku, tak mi się wydaje. I chłopie, na Miłość Boską! Czy ja dobrze zrozumiałam, że Ty nigdzie się nie leczysz? Zwariowałeś? Masz wrzody żołądka - idziesz do gastrologa, masz złamaną nogę - idziesz do ortopedy, masz depresję - idziesz do psychiatry. Nie pójdziesz do srtopedy- noga zrośnie się źle, nie pójdziezz do psychitary - może Ci się psycha całkiem wypaczyć. Bodajże 10% społęczeństwa choruje na depresję, więc ulituj się nad sobą! PS Z góry uprzedzam, że nie mam czasu tu zaglądać, więc nie przeczytam jeśli coś odpiszesz na forum. W ogóle rzadko wchodze na portal, ale to nieważne. Radzę Ci podjąc decyzję i ruszyc tyłek do specjalisty, bo ludzie z forum Ci tak naprawdę nei pomogą, mogą tylko zasugerować, że potrzebujesz pomocy. PS2 JAk sam napisałeś, jesteś mądry, masz ogromna wiedzę i na pewno dużo wrażliwości, więc proszę - nie marnuj swojego zycia, nie myśl o sobie żle, że spotkało Cię takie a nie inne dzieciństwo, bo na to nie miałes wpływu. Natomiast teraz reszta zalezy od Ciebie.
  19. Ja też tak mam, próba odstawinie seroxatu=ogromna nerwowowść, ogromna agresja, zimne poty, walanie serca, placzliwosc...jem seroxat od 6 lat i pare razy chcialam odstawic...uwazam, ze dawalabym rade bez seroxatu gdyby moj organizm nie byl nie go przyzwyczajony ( nie chce uzywac slowa uzalezniony, bo niby seroxat nie uzaleznia, ale...) teraz lekarz mi zapisal pramolan, podobmo powinien zlagodzic skutki braku seroxatu...poprzednia lekarka uwazala, ze to niemozliwe zeby organizm byl uzalzniony od seroxatu, ze widocznie za krotko jeszcze jem...ale to juz 6 lat! zobaczymy czy prztrwam te probe! bardzo chce, na razie wzielam (kolejne) 2 dni urlopu i tym sie martwie....wiecej w dziale Leki-ogolnie, tam opisalam przed chwila moja historie z odstawianiem [ Dodano: Dzisiaj o godz. 6:57 pm ] Na jakiej podstawie to piszesz? Moj nowy lekrz powiedzxial, ze po tyg od odstawienia powinno juz byc duzo lepiej... jesli tak sobie tylko ferujesz takie opinie, to uwazaj, na tym forum jest duzo zalamanaych ludzi i nie nelzy tak bezpoddstawnie odbierac komus nadziei!
  20. Opowiem Wam moją historię, może ktoś przeżył/przeżywa cos podobnego, może napiszecie jakieś rady... W domu się nigdy za dobrze nie układało(delikatnie mówiąc), byłam b.nerwowym dzieckiem.Jakby tego było mało, kilka lat temu w dodatku przeżyłam coś okropnego (nie związane z domem) i to btł gwóźdź do trumny... przez 6 lat brałam seroxat, potem doszła bezsenność... kilka tyg temu zmieniłam lekarza, ponieważ martwiłam się, że sroxat jakby mniej działa (jadłam go, ale i tak miałam lęki przed snem). Ponadto podejrzewałam, że jestem co mój orgaznim jest juz przesadnie przyzwyczajony do seroxatu (każda próba odtsawienie kończyła sie makabrycznym waleniem serca w przyspieszonym tempie przez całe dnie, potami, nerwowością, agresją, ściskaniem w żołądku). Nowy lekrz kazał odstawić seroxat i zapisał pramolan. Pramolan działa fajnie - nie mam lęków przed snem, zaczęłam sypiać bez żadnych dodatkowych tabletek na sen (np. ketrelu). Jednakże miałam jesć seroxat co 2 dzien przez 1,5 tyg, a potem odstawić go zupełnie...Ostatnio raz seroxat zjadałam 2 dni temu i to był ten ostatni raz....dzis jestem kłebkiem nerwów, w ogóle jestem przmęczona...znów wzięłam urlop, ale przecież nie mogę wykorzystać całego urlopu w 3 m-ce. Z jednej strony zaczęła się układać, poznalam faceta, w końcu się zakchałam, spotykamy się... na razie on nic nie wie o moich zaburzeniach nerwicowo - depresyjnych...chciałam powiedzieć, ale póki co nie było okazji... wiem, że piszę trochę chaotycznie, ale jestem przmęczona pracą, wręcz wykończona.... w domu nie mam oparcia...i te dzisiejsze jazdy przsy braku seroxatu- zimne poty, poryczałam sie w pracy,łaba jestem jak piórko...dzwoniłam do lekarza, kazał zwiększyć pramolan do 3-4 tabletek przez ten okres przejściowy...czy ktoś go jadł? czy ktos przezywał cos podobnego? czy ktos może mnie podnieść na duchu? bardzo tego potrzebuję.
  21. Mam 27 lat. Znowu była awantura z bijatyką. Setny raz w życiu. wiele razy próbowałam się wyprowadzić, ale zawsze potem słyszałam "córeczko wracaj, bardzo cię kochamy" itd. - rózne słowa, które wzbudzały moje poczucie winy, jakbym to ja była wszystkiemu winna. Czułam się jak wyrodna, niewdzięczna córka, która chce opuścić swoich starzejących się rodziców. Wracałam, wszyscy mieli mnie za idiotkę, która zmienia decyzje pod wpływem chwili....przez jakiś czas było dobrze, ale potem wszystko wracało do normy - codzienne wrzaskimojej mamy praktycznie o wszystko, rózne urojone pretensje i sugestie, że mam tyle lat, że powinanm mieszkac osobno, że to jej dom, ona tu rządzi itd. Znowu stoję przed decyzją o wyprowadzce - powiedziałam już mamie, że o tym myślę, gdy przyszła do mnie porozmawiać po awanturze. Oczywiście schemat jak zawsze - przybrała postawę ofiary, którą wyrodna córka chce opuścić i teksty "no zrobisz jak zechcesz, to Ttwoje życie" [ w domyśle "ALE I TAK CI SIĘ NIE UDA"]. A ja bym to chciała zrobić naprawdę. Raz przeprowadzić to odcięcię pępowiny, bo tak naprawdę nic dobrego mi z tego nie przychodzi, że mieszkam z rodzicami (i siostrą).Jak to zrobić, żeby nie popaść potem w poczucie winy i depresję, jak to bywało? Do tego jest aspekt finansowy - chcę wynajać jakąś malutką kawalereczkę, nie czułabym się dobrze na pokoju, chcę mieć swój świat dla siebie...Jak widzę ceny w necie, to wychodzi, że wynajęcie kawalerki to tysiąc zł+opłaty...czy macie może doświadczenie w tym wzgl? Może da się taniej, np. od kogoś kto wyjeżdza za granicę do pracy i chciałby mieć mieszkanie pod opieką...
  22. Magnezja

    Nerwica a agresja

    Czy bywacie agresywni (słownie) z powodu nerwicy? Ja gdy zapominam o lekach, staję sie agresywna - najchętniej bym każdego poustawiała po kątach i pokazała, gdzie jego miejsce...zachowuję sie jak jedyna sprawiedliwa...zdaję sobie sprawę z niewłaściwego zachowania, ale to jest jakby silniejsze ode mnie (po prostu muszę się na kims wyżyć słownie)... najgorsze, że zdarza mi się to w 95% w pracy...to jakaś totalna schiza, ale ma potrzebę "dokopania" słownego komuś, gdy zauważę, że coś zrobił żle....poza tym mam potrzebę wypunktowywania, że ja coś zrobiłam lepiej.... nie wiem co to jest - jakieś chore ambocje, niedowartościowanie? To kompletnie chore, ale to jakby było silniejsze ode mnie... no schiza, a co goprsza wyrabaim sobie opinię
×