Skocz do zawartości
Nerwica.com

Magnezja

Użytkownik
  • Postów

    22
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Magnezja

  1. Nie umiem kochac mojego chłopaka...ustaliliśmy przerwę.... czekam na leczenie na oddziale nerwic.... mialam jechac z rodzicami na dlugi weekend ale znow mnie mama wkurzyla i znow (impulsywnie?) wysiadlam z samochodu i pojechalam do swojego mieszkania...teraz siedzę sama i nie wiem co bedę robic przez te 3 dni... czy ktos zechce poklikac? 3578482 nie chce tak sama siedziec:(
  2. Natręctwa NIE SĄ GRZECHEM. Mam nadzieję, że nikt tak nie zrozumiał mojego posta. NIE SĄ i KONIEC. Ale pojawienie się zaburzeń psychicznych może być SKUTKIEM grzechu, działania szatana. Czasem nawet psychiatrzy nie są pewni czy coś jest chorobą psychiczną czy opętaniem i wysyłają do egozorcysty. I są przypadki, że po odprawieniu egzorcyzmów zaburzenia mijają, bo wcale nie były chorobą. No ale to raczej nie jest częste. A tak ponadto chciałam wyrazić, że choroby, cierpienia i nieszczęścia w ogóle nie pochodzą od Boga, tylko od szatana.Bóg chce naszego szczęścia i jedynie dopuszcza cierpienia. Ale to nie znaczy,że choroba nie jest chorobą, bo jest i należy się leczyć i nie obwiniać się, że przychodzą do głowy natręctwa, bo to są myśli przymusowe, pochodzą z naszej głowy, ale ich nie akceptujemy. Biczowanie się za coś co SAMO przychodzi do głowy byłoby okrutne. Tak samo jak komuś przyjdzie na myśl, że okradłby sąsiada i zaraz mu ta myśl minie to nie jest grzech, grzech bylby gdyby zaczął planować kradzież. A co do znajdowania przebaczenia jedynie w sobie to się nie zgadzam, bo wierzę w Boga i uważam, że przebaczanie tylko i wyłącznie samemu sobie jest oszukiwaniem się. Uważam, że należy poprosić Boga o wybaczenia jeśli się zrobiło coś złego. Bóg jest samym Miłosierdziem i zawsze wybaczy jak się żałuje. A przebaczenie sobie samemu i drugiej osobie też jest bardzo ważne. Czasem jest tak, że Bóg nam dawno wybaczył, a my się dalej latami zadręczamy i nie umiemy sobie wybaczyć i to nie jest dobre. z tego co mi ktoś tłumaczył, to nie pochodzi od Boga, bo Bóg chce żebyśmy byli szczęsliwi i nie zadręczali się czymś, co On nam wybaczył.
  3. No ja bym to ujęła tak, że same obsesje czy kompulsje typu mycie rąk są choroba, a nie grzechem. A inną kwestią jest wkraczanie w świat sztana - jakieś czary, amulety, wrózby, wywoływanie duchów -no to faktycznie grzech. Mam nadzieję, że nic nie mylę, bo trochę wiem na ten temat: 1. Jak ktoś zapada na jakieś lęki i inne dziwne stany w następstwie chodzenia do wróżek, noszenia amuletu atlantów czy jak mu tam, jakichś technik okultystycznych, jogi itd. -to MOGĄ TE STANY PSYCHICZNE POCHODZIĆ OD ZŁEGO DUCHA A NIE OD CHOROBY. Ale obecnie mamy wielu egzorcystów (katolickich rzecz jasna), w wielu kościołach są modlitwy o uzdrowienie z udziałem egzorcystów itd. i egzorcyta ma od Boga moc usunąć złego ducha czyli sztana i jego złe dzieła. Nie zapominajmy, że świat duchowy istnieje, anioły i sztan to nie są bajki dla dzieci. I rózni ludzie (typu wróżki, bioenergoterapeci itd. mogą naprawdę dkonywać dziwnych i niesamowitch rzeczy mocą szatana. To jest fakt, ale od razu podkreślam, bo wiem ze my co cierpimy na NN, potrafimy wpaść w schizy po preczytaniu takich rzeczy, więc podkreślam 2. Osoby które nie miały kontaktu z podobnymi praktykami, które są praktykującymi katolikami, przyjmują komunię św. są ZAPEWNE PO PROSTU CHORE NA NN i nie ma co wpadać w schizy, że to od razu zły duch. Temat cierpienia psychicznego i działania sztana jest zresztą szerszy, ostatnio mocniej go zgłębiam. Faktem jest, że zło i cierpienie pochodzą od szatana, Bóg je jedynie DOPUSZCZA jeśli wie, ze może to spowodować rozwój duchowy człowieka. Zachęcam do zapoznania się z katolickimi materiałami nt rozeznawania stanów duchowych, rekolekcji ignacjańskich, Odnowy w Duchu Św. itd. -tylko proszę Was - z dystansem, unikajcie tego, że przeczytacie jakieś zdanie i stanie się Waszą obsesją (ja tak miałam kiedyś). Generlanie odradzam autoanalizę stanów duchowych, bez szerokiego "kursu" na jakichś rekolekcjach lub jakieś wspólnocie.
  4. Salix kochany, dziekuję za odpowiedź. Też myslę, że to sa natretne mysli, skoro myslę o tym od 2 mcy codzien CALY dzien i nawet w nocy jak sie budze.... ale naprawde jak czuję lęk to moglabym przysiąc prawie ze nie kocham mojego faceta, a jak rzadko kiedy przestaję czuć lęk ( z reguły po jakiejs tabletce typowo uspokajającej) to czuję ze moze jednak GO kocham...po prostu baaaaaaaaaaaardzo rzadko bywam wyluzowana i potrafię czuć radość z czegokolwiek...ale wiecie jak tak dalej pojdzie to się zawali cos, co było najfajniejsze w moim zyciu....jedyny odwzajemniony związek z super facetem...hmmmm strasznie mi cięzko, juz tego nie potrafię wytrzymać tego napięcia, to juz tak dlugo trwa.... moze znacie jakis sposob zeby się wyluzowac - kiedys wystarczylo ze się przytulilam i juz mi libido wzrastalo;) a teraz przez te mysli, ze Go nie kocham libido na poziomie -10000000000 jak to ktoś wczesniej napisał i w ogóle zero wyluzowania. Ahhh, jestem z Bydg, to strasznie daleko od Krakowa... mojego psychoterapeutę lubię, ale chodzę do niego juz 2 lata ( co prawda mialam dluzsze przerwy) ale nie bardzo widzę efekty:(
  5. A ja się zakochałam rok temu w cudownym facecie, te same wartości, poglądy, zainteresowania...oszalałam z miłości...potem wyprowadziłam się z domu (gł. powodu moich zaburzen i to od czasu dziecinstwa), miałam doła, bałam się mieszkać sama więc poprisłam faceta żeby zamieszkał ze mną...to był wrzesien...skupiałam całe siły na tym, żeby "prztrwac" bez mamy wobec ktorej bylam uzlazniona, w ogole bez czestego kontaktu z rodziną... ale stopniowo moje uczucia do faceta zaczely wygasac...libido zero, ale najgorsze ze nawet nie czuje potrzeby przytulania go, musze sie zmuszac, zeby nie sprawic mu przykrosci....teraz to w ogole ZADNEGO uczucia procz lęku, ze go nie kocham...NA myśl o rozstaniu czuję straszny BÓL, raz ze strach przed samotoscią, 2) ze ja nigdy raczej nie spotkam kogos takiego jak ON, a nawet nie chcialabym spotkac, chcialabym zeby bylo tak jak bylo i zebysmy byli razem do konca zycia...ale czuję się jakbym przestała go kochac, zadnych cieplych uczuc ani zadnej tesknoty fizycznej... i tak trwa to juz przeszlo 2 mce.... nikt mi nic nie umie poradzic, moj psycholog prowadzi taką terapię polegającą TYLKO i WYLACZnie na zadawaniu pytan, zebym sama doszla do prawdy, do tego co czuje, a ja czje tylko lęk i ból, ze nie umiem czuc tego co kiedys...czy ktoś przezył cos podobnego? jestem coraz bardziej zalamana
  6. Roman, ale jak to się skończyło, jak mogę spytać. Czułeś się załamany jak odeszła? Czy spływało to po Tobie? Wróciliście do siebie? [*EDIT*] Betty Boo - zastanowiło mnie to co napisałaś, że do mamay czjesz więcej niż do męża. Ja mam (ostatnio) to samo w odniesieniu do chłopaka. Tylko że ja jeszcze nie do końca wyleczyłam się z uzależnienia od mojej mamy, które mnie trapi już od dzieciństwa. Może u Ciebie tu jest problem?
  7. Magnezja

    leki i depresja a uczucie

    Jem antydepresanty od 7 lat.Jadłam 1 seroxat dziennie.Mam chłopaka...było nam cudownie przez ponad pół roku...bylam PEWNA, że to ten jeden jedyny, że Go kocham. Potem lekarka zmieniła mi lek na citabax.Potem wyprowadziłam się z domu, bo już nie mogłam ścierpieć wiecznego w nim napięcia. Zamieszkałam z chłopakiem. Miałam doła z powodu tęsknoty za domem. Potem byłam wiecznie zmęczona dbaniem o mieszkanie, jeżdzeniem do psychiatry, do psychologa, do jeszcze innego lekarza.Byłam ciągle zmęczona i przygnębiona. Lekarka zmieniła mi dawkę na 2 citabaxy. Nie wiem czy to było powodem, ale zupełnie straciłam libido (chęć przytulania się, całowania itd. - nie uprawiamy sexu z powodów światopoglądowych). Potem w fazie wielkiego doła chłopak wyznał mi, że mnie kocha, a ja wpadłam w jeszcze większy lęk, bo tak jakby nie umiem tego odwzajemnić, powiedziałam, że Go kocham, ale czułam jakbym kłamała. Wpadłam w straszliwy lęk. Lekarka zmieniła mi lek na 2 seroxaty. Czulam się akoś sztucznie. Poza tym one bardzo obniżają libido. Czuję, że chyba przestałam Go kochać? Co o tym sądzicie? Ja czuję się tak jakbym kochała mojego chłopaka miłością bliźniego, przyjacielską. Jakby całe uczucie minęło. Nie czuję strachu ani przerażenia na myśl o rozstaniu czy jego śmierci. Nie wiem co o tym myśleć. Lekarka twierdzi, że te leki obniżają libido, seroxat chyba najbardziej, ale że nie zmieniają uczuć wyższych. Nie wiem co o tym myśleć, jestem załamana. Miałam wielkie nadzieje w związku z tym związkiem, a teraz jakby mi wszystko zobojętniało.
  8. Wiem z własnego dośw.że jedyna rada to przeczekać. Ja miałam nieraz takie jazdy, że mało w szpitalu psych. nie wylądowałam. ale w końcu nawet najgorszy lęk i dół mijają. Co do leków to nie odważe się doradzić, bo się nie znam. Tu na forum czasem dużo jest "doradców" ale nie każdy pisze mądrze. Postaraj się pójść do psychiatry. Jeśli nie możesz do własnego, to do jakiekiegokolwiek. Do psychiatry nie trzeba skierowania. Póki co, to może zjedz jakiś oxazepam. CHYBA (ale chyba) można go łączyć z citabaxem, a jeśli jesz jeszcze inne leki, to nie wiem. Zostaje valerin albo persen forte. Też coś dają. Trzymaj się, ja też wieleeee razy byłam w takim dołku, ale wszystko się w końcu ułozyło.Musisz czekać aż dół minie. Ja zauważyłam że mi bardzo pomaga ryczenie. Wyryczę się i jest mi na 3 godziny lepiej.
  9. Jem antydepresanty od 7 lat.Jadłam 1 seroxat dziennie.Mam chłopaka...było nam cudownie przez ponad pół roku...bylam PEWNA, że to ten jeden jedyny, że Go kocham. Potem lekarka zmieniła mi lek na citabax.Potem wyprowadziłam się z domu, bo już nie mogłam ścierpieć wiecznego w nim napięcia. Zamieszkałam z chłopakiem. Miałam doła z powodu tęsknoty za domem. Potem byłam wiecznie zmęczona dbaniem o mieszkanie, jeżdzeniem do psychiatry, do psychologa, do jeszcze innego lekarza.Byłam ciągle zmęczona i przygnębiona. Lekarka zmieniła mi dawkę na 2 citabaxy. Nie wiem czy to było powodem, ale zupełnie straciłam libido (chęć przytulania się, całowania itd. - nie uprawiamy sexu z powodów światopoglądowych). Potem w fazie wielkiego doła chłopak wyznał mi, że mnie kocha, a ja wpadłam w jeszcze większy lęk, bo tak jakby nie umiem tego odwzajemnić, powiedziałam, że Go kocham, ale czułam jakbym kłamała. Wpadłam w straszliwy lęk. Lekarka zmieniła mi lek na 2 seroxaty. Czulam się akoś sztucznie. Poza tym one bardzo obniżają libido. Czuję, że chyba przestałam Go kochać? Co o tym sądzicie? Ja czuję się tak jakbym kochała mojego chłopaka miłością bliźniego, przyjacielską. Jakby całe uczucie minęło. Nie czuję strachu ani przerażenia na myśl o rozstaniu czy jego śmierci. Nie wiem co o tym myśleć. Lekarka twierdzi, że te leki obniżają libido, seroxat chyba najbardziej, ale że nie zmieniają uczuć wyższych. Nie wiem co o tym myśleć, jestem załamana. Miałam wielkie nadzieje w związku z tym związkiem, a teraz jakby mi wszystko zobojętniało.
  10. Ewa125 i Jevi - bardzo mądrze piszecie...zgadzam się w 100% i p r ó b u j ę realizować... pozostaje problem finansowy - w moim mieście wynajęcie kawalerki ( z wszystkimi opłatami już) to 1100 - 1200 zł - buhaha, mnie na to nie stać
  11. MArian, a ile masz lat? Studiujesz, pracujesz? Masz kogoś bliskiego? Żródlem lęku może być cos zuepłnie innego...np. że czujesz się samotny, albo że się boisz czy utrzymasz rodzinę, albo czy uda Ci się skończyć studia. Po latach walki z tą chorobą wiem już, że objawy bywają dziwne, mój orgaznim np. porafi dostać ni z tego ni z owego gorączki albo pożółknąć (naprawdę), a przyczyna tkwi zupełnie gdzie indziej, tylko organizm się buntuje przed czymś, z czym sobie nie radzi, niejako to coś próbuje się wydostać na powierzchnię i przypomnieć właścicielowi ciała, że chowa jakieś problemy...to tak na chłopski rozum:) A co so psychologów/ psychiatrów i wszelkich innych ludzi, którzy z powołania powinni nieść pomoc - to nie załamuj się, jesli pierwszy, drugi i piaty będzie nietrafiony...są ludzie i ludziska jak wszędzie - przerabiałam i bałam się, że to ze mną jest cos nie teges.Mam nadzieję, że szybko się dogadasz z Twoją psycholog albo anjdziesz nową. Mój obecny psycholog jest 4 z kolei i na początku też juz traciłam nadzieję, czy on w końcu trochę będzie chciał mnie zrozumieć...tak jakbyśmy na róznych falach nadawali....w końcu się keidyś rozbeczałam i powiedziałam, że ja POTRZEBUJĘ, żeby on trochę inaczej podchodził, bo to i tamto przeszkadza mu zaufać i podziałało...chodzę już pare m-cy i efekty jakieś są
  12. DO TYCH CO PRACUJĄ: jak sobie dajecie radę w pracy przy bezsenności? ja jestem wiecznie niewyspana i do tego zmulona lekami, ostatnio zasnęłam w pracy ( w urzędzie!) ciagle się boję, że strace pracę przez bezsenność. A Wy? Czy wasz pracodawca wie, że cierpicie na deprechę/nerwicę/bezsenność? czy macie jakieś ulgi z tej przyczyny?
  13. wiem z włąsnego dośw. że seroxat jest trudno odstawić, mam wrażenie jak czytam oienie internatów, że trudniej niz inne leki...lekarze mówią, że on nie uzależnia, ale zauważylam, że ma masę objawów odstawiennnych - tak, ze ja myślalam, że oszaleję
  14. brałam dłuuuugo ketrel (neuroleptyk) tylko i wyłącznie na sen, śpi sie po nim super, ale trzeba odpowiednio wcześnie łyknąć, żeby nast. dnia być w stanie iść do pracy (zamula) i ponadto strasznie tyłam...12-15 kilo w ciągu paru mcy, potem waga stanela w miejscu, ale musze napisać szczerze, te 12 - 15 kilo to było bardzo duzo przy moim wzroście i figurze...olanzapina - jeszcze gorzej tyłam *** ale lepsze chyba tycie, niż skończenie na odwyku z powodu bezno! przecież i tak mamy sporo problemów, na pewno nie potrzena nam jeszcze leczenia uzależnienia *** polecam też pramolan na sen - lek antydepresyjny, ale naprawdę ulatwia zasypianiem i śpi się głęboko...jedynie jak jestem tak zdenerwowana, że krew mi sie burzy, to wtedy trudniej zasnać mimo pramolanu i śpię np 4-5 h i płytko...ale ja zawsze będę twierdzić, że pramolan jest dobrą alternatywą wobec neuropeltyków i bezno - dzięki niemu odstawiłąm ketrel, który jadłam ze 2 lata tylko i wyłącznie żeby spać
  15. celem uzupełnienia, to widzcie moja sytuacja nie jest taka jednoznaczna. Aniu77, masz racje w tym co piszesz, ale jest jeszcze drugie dno mojej rodziny, że naprawdę moi rodzice robili całe zycie co mogli, żeby nas dobrze wychować i wyktszałcić. Sami są toksyczni i kompletnie oporni na wszelkie zmiany, sytuacja u nas w domu często jest dramatyczna, a z drugiej str. oni naprawdę sobie całe zycie od ust odejmowali, żeby dla nas było,wiecie co mam na myśli - oni nie chcieli źle, tlyko nie potrafią inaczej.Na pewno więc nie ma powodów, żeby tylko listowny kontakt utrzymywać, aczkolwiek WIEM, że mam prawo się wyrpowadzić i wpadać tylko z wizytą gdy będę chciała. Jednak moja sytuacja finansowa jest na tyle zła, a zagrożenie utartą pracy na tyle duże (bezsenność!), że widzicie strasznie się boję podjąc takiego ryzyka...bo gdy się coś nie uda, a już tak bywało, to reszty krewnych i znajomych to nic nie obchodzi. Ograniczają się do powiedzenia " Boże, to naprawdę masz straszne, no na szczęście ja tak nia miałam", alepotem grzecznie odmawiają, gdy np. prosze o możliwość przenocowania..piszcie proszę toś jest/był w podobnej sytuacji
×