Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nathallie

Użytkownik
  • Postów

    375
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nathallie

  1. Jakbym chciała pogadać moje gg -> 50498848 Miałam niedawno podobną sytuację co Ty i już prawie z niej wyszłam :)
  2. niesmialaa9, tylko nie myśl, że sama chciałabym tam pójść xD Ten pomysł przyszedł mi w trakcie pisania. Powinnaś naprawdę zacząć rozmawiać z ludźmi. Nawet jeśli jest Ci trudno, ciężko i jest to bardzo przykre. Stąd ten szpital - tam jesteś do tego zmuszona. Nigdy nie przepłyniesz basenu, gdy nie zaczniesz pływać. Idź do psychologa, nic nie tracisz. Jedynie pieniądze, jeśli pójdziesz do prywatnego. Ale raczej byłyby to rodziców pieniądze, z tego co wnioskuję. Na pewno Ci to nie przejdzie, gdy nic z tym nie zrobisz. Depresja będzie Ci się tylko pogłębiać. Co do wymyślania - a na czym polega wiekszość chorob psychicznych? Właśnie na myśleniu. Jeśli myslisz, że jestes okropna, nikt Cię nie lubi, jesteś brzydka, głupia itd. to ma to jakąś podstawę. Będąc (wcześniej) szczęśliwą kobietą, wątpie byś nagle wymyśliła sobie, by być nieszczęśliwą. A psycholog tylko na tym zarobi, to przecież jego praca.
  3. Jak powiedziała Lily, również uważam, ze powinnaś pójść do psychologa. Jednak chciałam też napisać, że nie powinnaś źle myśleć o psychiatryku. Byłam w nim i powiem Ci, że przebywają tam bardzo normalni ludzie, tylko że z problemami - jak Ty. Większość ludzi w szpitalu, w którym byłam było właśnie po próbach samobójczych. Atmosfera tam jest naprawdę w porządku - ludzie są mili, a całość przypomina trochę kolonie. Dodatkowo masz stały dostęp (i za darmo!) do psychologów i psychiatrów oraz grupowe zajęcia terapeutyczne (które nic nie dają, ale ciii). Tylko jeszcze zależy ile masz lat. Ja byłam w młodzieżowym psychiatryku, a szpitale dla dorosłych podobno są gorsze. Ja bym na Twoim miejscu specjalnie upozorowała próbę, by dostać się do szpitala, gdyż przebywanie wśród ludzi byłoby dla Ciebie lepszą terapia, niż chodzenie do psychoterapeuty (którego tam będziesz miała). Tylko żebyś za długo tam nie siedziała, bo po dłuższym czasie można zwariować x3
  4. Nie przeczytałam Twojego postu, gdyż zwyczajnie mi się nie chciało, jednak odniosę się do wypowiedzi nade mną: Miałam boreliozę jakoś w wieku 10 lat. Nie pamiętam czym się objawiała, jednak brałam dość długi czas antybiotyk i się wyleczyłam. Może trafiałeś na złych lekarzy, którzy Ci tego antybiotyku nie podali, przez co choroba zaczęła się rozwijać?
  5. Nathallie

    Witam

    Autori, Tak już tutaj dużo napisałam o prywatnym życiu, czego nigdy nikomu nie powiedziałam, że możesz pytać mnie o wszystko. [czytałaś? psychopatka-czy-socjopatka-t50263.html] Nie rozumiem sensu zdań. Ułożyłaś to jakoś tak chaotycznie. Napisz to innymi słowami. Mówisz 'udawać' w sensie kłamać? Jedyną odpowiedzią, którą mogę Ci udzielić, jest to co napisałam post wyżej o dziadkach, gdyż sama nie wiem. Co stresującego? Pewnie ta zmiana szkoły. Na początku się stresowałam i męczyłam w niej, ale to dawno. 'Może ostatnio jakaś sytuacja wyjątkowo Cię denerwuje' - nic mnie nie denerwuje, rówieśnicy ze szkoły praktycznie dla mnie nie istnieją, jeśli z nimi rozmawiam to przyjaźnie, więc kwestia szkoły na pewno się pod to nie zalicza. Wątpie żeby to coś sresującego czy denerwującego, nawet jeśli istnieje, miało na to jakiś wpływ. Może po prostu przestałam udawać, nawet przed samą sobą? Może przyzwyczaiłam się do nowego domu, więc powróciłam do dawnego zachowania? Za naganne uważam rzeczy nielegalne + oszustwa. No i pewnie jakieś złe cechy charakteru. Czyli to, co generalnie nie podoba się ludziom. Nie wiem w sumie co napisać. Co do relacji z mamą, to nie bardzo już pamiętam. Napisałam 'matka' nie dlatego, że nią pogardzam, czy coś. Nawet, gdy jeszcze żyła, pamiętam, że zwracałam się do niej 'mamusiu'. Mama pracowała do godziny jakoś 19, a spała gdy wychodziłam do szkoły, więc na co dzień mało się widywałyśmy, jednak pamiętam też że często wychodziłyśmy gdzieś razem - albo do parku, albo na ognisko z jej znajomymi, albo do kina... Dużo tego było. Z racji mojego zostawania w domu, bardzo się usamodzielniłam - pod koniec życia prababci, z którą mieszkałyśmy, gotowałam jej obiady itp. Mama ogólnie miała bardzo dobre serce. papierowykot, hmm no dobra... Ogólnie to nie mam tak, jak piszesz. To mi bardziej jakąś fobię społeczną przypomina. Gdy patrzysz na nazwę 'socjopatia' to masz rację, że jest to też 'osobowość antyspołeczna', ale nie rozumiem tego w taki sposób. To nie unikanie społeczeństwa czy banie się go, tylko nieodpowiednie życie w nim. Wikipediowo: psychopatia=socjopatia, czyli brak empatii, uczuć wyższych, narcyzm bla bla bla... Ja właśnie chcę wychodzić z domu - do ludzi, z powodu nudy.
  6. Nathallie

    Witam

    Sprostuję jeszcze temat ze strachem: bałam rzeczy takich jak ciemność, psy itd, ale nie bałam się ze np. zostanę przyłapana na kradzieży. Co masz na myśli? Nie sądzę, bym miała w dzieciństwie niedostatek pozytywnych emocji, a tuż po śmierci matki wątpie by normalny człowiek stał się szczęśliwszy. Myślę, że dlatego stałam się 'dobra' bo byłam jakby nie u siebie, starałam się być grzeczna. Zawsze u dziadków dobrze się zachowywałam, więc pewnie wtedy to przyjęłam na dłuższy czas. Mam świadomość, że postępuję źle, więc raczej wszystkie postępowania które Ty uważasz za złe, ja również będę je za takie uważała. Jednak nie czuję poczucia winy i nie mam zamiaru tego zmieniać.
  7. Nathallie

    Witam

    W dzieciństwie odczuwałam, ostatnio nie. Właśnie do tego zagrożenia, wrażeń mnie ciągnie. Mam poczucie, że nie ma dla mnie nic niebezpiecznego.
  8. Pierwszy cytat jest o chodzeniu do psychologa tuż po śmierci mamy, czyli jak miałam 12 lat, a drugi cytat o chodzeniu pół roku temu, gdy miałam 15 lat xD
  9. Vian, myślę, że nie. Poczekałabym pewnie w takim razie dwa lata. Chodziłam wtedy do psychoterapeutki, do której chodziłam tuż po śmierci mamy. Jest coś takiego? Ja chodziłam do jakiejś prywatnej chyba w takim razie. Ile kosztuje taki psycholog? Jako że widzę, że jesteś z Warszawy, masz może polecić jakiś ośrodek? :) lucy1979, piszesz, że 'chcenie bycia złym' jest żałosne, a swoją następną wypowiedzią podkreślasz jaka to jesteś zła.
  10. lucy1979 jesteś hipokrytką, której na celu widocznie jest wyśmianie jak największej ilości ludzi. Nie chcę mi się nawet komentować reszty Twojego posta. Nie chcę się kłócić, bo na forach jest to bezsensu.
  11. Nathallie

    Witam

    Anel92, Starasz się ją zdjąć wśród ludzi czy na forum?
  12. Nie potrafię tego u siebie stwierdzić, ale możesz mieć rację, co do tego bólu. Co do głodu uczuć, też nie mam zdania... Ale to chyba nie tak, że ja jakby pragnę większej ich ilości. Na co dzień z rodziną jestem bardziej zdystansowana, nie lubię się przytulać i nic do nich nie czuję. Wszystko udaję. Przez chwilę chciałam nawet żeby wszyscy zginęli, tylko że wtedy nie będę miała gdzie mieszkać, więc poczekam z życzeniem im śmierci aż skończę liceum. Pragnę tylko nowych wrażeń. Strat, jeśli chodzi o śmierć, się nie boję. Odrzucenia?... też raczej nie. Może za bardzo staram się dopasować do opisu na wiki, ale to jest bardziej ten lęk przed kompromitacją, co wcześniej nachodziło na te rzekomą 'fobię społeczną'. Ale nawet wtedy, gdy myślałam że ją mam, wiedziałam że jest w niej coś dziwnego. Jak czytałam posty ludzi z tą fobią, chcieli oni tych relacji, ale się ich bali. Ja miałam odwrotnie - w tamtym okresie się nie bałam: ja nie chciałam tych relacji i celowo ich unikałam. Dodatkowo przez swoją dumę wolę być sama, bez żadnych koleżanek, nic mieć takie, przy których bym się wstydziła. Nawet teraz w szkole często to ja odrzucam beznadziejnych wg mnie ludzi. A przyjaciół potrzebowałabym właśnie tylko po to, by się nie nudzić. Chociaż nie czuję potrzeby przyjaźni w nowej szkole, będę chciała ich mieć. A jeszcze w wakacje wyjeżdżam na 3 obozy <3 Ja lubię właśnie poznawać nowych ludzi, do których nie będę musiała mieć żadnych zobowiązań, którzy mnie nie znają i których potem nie spotkam. Już jako dziecko lubiłam. Powiedziałaś, że szukasz guza i ja w pewnym sensie też. Ale ja szukam bardziej wrażeń, gdyż strasznie się nudzę, szczególnie ostatnio :/ A agresywna raczej nie jestem. Ale w sumie jak się zdenerwuję jestem zdolna do wszystkiego. Nawet jesli nie robię wielkich szkód, to mam uczucie, że jestem zdolna do wszystkiego. Babci raczej nie chcę nic mówić, a z psychologiem już tak było (chodziłam do niego w końcu). Też tak było, że nie powiedziałam nic babci. Babcia w końcu się dowiedziała, ale wtedy wyszło to samo. Myślę że wolałabym pójść sama, za własne pieniądze, by dziadkowie nie wiedzieli. Bo ich również oszukuję i nie chcę by przestali mi ufać. Specjalnie wszystko starannie zacieram. Gdybym się komuś przyznała do kłamstw byłoby fajnie, tylko na razie nie mam kogoś, z kim nie miałabym potem do czynienia. Może na tych obozach. Rodzina w sumie wie, że nie lubię czułości, lubię być sama... Babcia pare razy sama mnie obwiniała 'to ty chyba w ogóle nie masz sumienia!' A i babcia wie, że w dzieciństwie kłamałam i kradłam, gdy powiedziałam jej w tym okresie dobroci mojej. Mówiłam też że żałuję, ale nie pamiętam czy to była prawda.
  13. Nathallie

    Witam

    W którym momencie napisałam coś takiego?
  14. Na pierwsze słowa wstępu zaznaczę że w moim rozumowaniu (nie wiem czy dobrym) psychopata jest człowiekiem, który się z tym urodził, a socjopata, który zaburzenie nabył np. pod wpływem traumatycznych wydarzeń. Wcześniej napisałam to wszystko do znajomej poznanej w internecie na gg. Miałam ochotę komuś o tym powiedzieć, a nie miałam komu :I Jednak znajoma ta jest idiotką, więc postanowiłam napisać tutaj. Ogólnie wychowałam się bez ojca, który zostawił mnie i mamę, gdy miała 2 lata. Z mamą zamieszkałyśmy u mojej prababci. Mieszkałyśmy we trójkę + 'wymieniane' szczury (zdychały po tych 3 latach) i pod koniec kot. Od małego byłam bardzo wesołym, radosnym dzieckiem z wieczną głupawką. Mama do domu wracała późno, koło 19 więc w ciągu tygodnia mało spędzałyśmy ze sobą czasu. Dzięki temu bardzo się usamodzielniłam. Jednak często wychodziłyśmy gdzieś razem - do parku, na jakieś 'imprezy' etc. Mama była bardzo dobrą osobą. Nie biła mnie, jednak czasami bardzo się jej bałam. Bo mama nienawidziła oszustw, a wg gdy ja zbierałam same jedynki w szkole, nie mówiłam jej o tym, co mama odbierała to jako kłamstwo. I pamiętam jak wściekła do mnie szła, a ja próbowałam uciekać po mieszkaniu. (Tę jedna sytuację pamiętam, ale chyba były takie ze dwie, może trzy). Uderzyła mnie z liścia w twarz, po czym miałam klapsy. Normalka, ale jakoś strasznie się tego bałam. Jak wspomniałam, bardzo źle uczyłam się w podstawówce przed jej śmiercią. Nie miałam chyba nigdy zagrożenia, jednak zawsze na świadectwie było parenaście jedynek. Ogólnie cały czas notorycznie kłamałam, kradłam z portfela mamy i z szafki, gdzie prababcia trzymała emeryturę, 100, czasem 200 zł. Pieniądze wydawałam hurtem na słodycze. Oprócz tego kradłam drobne produkty w sklepach (nie jak byłam sama, ale z mamą, a ona niczego nie zauważała) oraz biżuterię z H&M z jedną, zdemoralizowaną jak na reszte rówieśników, koleżanką. Kłamałam od błahym rzeczy (jak inny cel, na który wydałam 5 zł na 'kanapkę') do symulowania przez dwa tygodnie bólu brzucha, co skończyło się jeżdżeniem mamy jak głupiej po szpitalach. Już chcieli mi wyrostek wycinać xD Pamiętam jak kombinowałam sobie co jest korzystniejsze: 'trud symulowania, czy szkoła'. Co do seksualności (o której nie lubię mówić) już koło 12 lat zaczęłam się masturbować, interesowac seksem. Wtedy, a także teraz (4 lata później!) podnieca mnie BDSM. Lubię wyobrażać sobie scenki z gwałtem. W podstawówce byłam chyba wyśmiewana. Miałam przyjaciółki... ba, trzymałam się chyba z najpopularniejszymi dziewczynami w klasie, jednak parę chłopców z klasy ze mnie się śmiali. Nie pamiętam tego dokładnie, więc raczej nie bolało mnie to bardzo. Może bolało mnie zycie w cieniu przyjaciółki? Ach i już wtedy miałam zawyżone poczucie własnej wartości. A i pamiętam, ze często lubiłam zabawy typu; krępowanie, przywiązywanie misia do krzesła, wieszanie misia jak na szubienicy... I często miałam koszmary(!) jak dzieje się krzywda moim zwierzakom: raz był sen, w którym na framudze otwartych drzwi był sobie szczurek, a ja łapię za klamkę i z całej siły przyciskam tego szczurka, zamykając drzwi i zgniatając go tak, ze wylatuja mu wnętrzności. Drugim koszmarem był widok pół zjedzonego kota żałośnie miauczącego (brak oka, pół ciała, ucha etc). Jak byłam mała mama puszczała mi bajki typu Ruchomy Zamek Hauru, Miasteczko Halloween (?), Gnijąca Panna Młoda + oglądałam i czytałam Naruto i Shaman King i jakieś głupie kreskówki w telewizji. [pisze to wszystko, gdyż może coś się przyda xD] Gdy miałam 10 czy 11 lat umarła prababcia. Nie czułam żadnego smutku, niczego. Weszłam z koleżanką, gdzie babcia przed dwóch sekund umarła, popatrzyłam na nią i wyszłam z ta koleżanką znowu na dwór, po chwili się śmiejąc jak wcześniej. W wieku 12 lat zginęła mama. Zmieniłam pod koniec 5 klasy podstawówkę i przeprowadziłam się do dziadków, gdzie również mieszka 2 wujków (jeden w moim wieku, drugi na studiach) i mieszkała ciocia (studia).Tuż po dowiedzeniu się płakałam (więc uczucia miałam raczej) i na pogrzebie miałam, jednak całą tą śmierć podobno dobrze przeżyłam. Babcia zdecydowała się aż wysłać mnie do psychoterapeuty, bo bała się że wszystko to duszę w środku. Na pogrzebie popłakałam się tak histerycznie, trochę jakby to nie był mój płacz. Po śmierci myślałam: 'cóż, szkoda że mama nie żyje, ale za to będę miała jej komputer[laptopa]!' xD. Oprócz tego dostałam coś w formie ubezpieczenia. Mama wpłacała juz od jakiegoś czasu pieniądze w przypadku jej śmierci, dzięki czemu teraz zabezpieczona jestem 200 tysiącami złotych :3 Po tym wszystkim, gdy zaczełam chodzić do nowej szkoły (do której bardzo łątwo się zaklimatyzowałam) zrobiłam się bardzo grzeczna. Byłam miła, dobrze się uczyłam, nie kradłam (oprócz jednego czy dwóch przypadków), nie kłamałam... Nawet komunie przyjęłam xD A i wtedy miała okres strasznej złości. Potrafiłam wydrzeć się na całą ulicę, wrzeszczeć przekleństwa, rzucać przedmiotami... Ale to pewnie przez dorastanie, hormony etc. Cały czas jestem egoistycznym narcyzem. Ogólnie juz od tamtego czasu zaczełam mieć coś w rodzaju zaburzen osobowości. Ciągle miałam fazy na różne pasje, zainteresowania na różne 'bycie'. Raz chciałam być super zła, raz super dobra, raz prawdorządna i odważna a raz słodką manipulantką. Do drugiej klasy gimnazjum się to ciągnęło. [wiki: 'nieumiejętność odraczania satysfakcji (dążenie do natychmiastowego zaspokajania popędów i potrzeb)' co mam do dzisiaj] Do 1 gimnazjum poszłam do szkoły prywatnej (stypendium), gdzie miałam w klasie 9 osób. Tam również byłam taka bardzo wesoła. A i ogólnie uważam się (inni też) za atrakcyjna i ładną, jednak, chociaż zawsze bardzo chciałam mieć chłopaka, nigdy nie mogłam go zdobyć. Nie potrafiłam i nie potrafię zrozumieć ludzi i ich intencji. Nie potrafię na siebie spojrzeć, ocenić siebie, mieć jakiś wgląd, co mnie strasznie denerwuje. W drugiej klasie zaczęłam się interesować manipulacją. Od jakiegoś czasu podobały mi się złe postacie z którymi się utożsamiałam. Pod koniec klasy drugiej wymyśliłam sobie, że zmienię szkołę. Mówiłam wszystkim, już sama nie pamiętam co, ale tak naprawde chodziło o własne ego. Chciałam być popularna i podziwiana, a w klasie z 4 dziewczynami (ze mną) nie wychodziło to, co chciałam. W czerwcu zaczełam sie jarać krwią i takimi rzeczami. Cieszyłam się, gdy co s mi się stało. W wakacje odkryłam forum PBF, od którego trochę się uzależniłam, przez co bardzo ograniczyłam kontakty ze światem zewnętrznym. Siedziałam tylko przy komputerze. Zrobiłam się aspołeczna. W sierpniu pojechałam na obóz. Zaczęłam też wteyd się samookaleczać. Tylko po to, by zoabczyć krew. Czułam się pewna siebie i bardzo starałam się taką grać, jednak koleżanki z tego obozu (nie złośliwie, lubiłysmy się) powiedziały, że mało się usmiecham, ze powinnam częściej i ze jestem trochę nieśmiała. (Prawdopodobnie to przyczyniło się do spowodowania załamania mojego, które potem nastąpiło i o którym zaraz powiem). Na tym obozie tez miałam pierwszy pomysł by zrobić komuś krzywdę. Była dyskoteka więc sobie już kombinowałam, ze idealna okazja bo tłum i nikt nie zobaczy. Chciałam rzucić kamieniem, whatever. Nic innego nie miałam. Już szukałam jakiegoś ostrego kamienia, ale w końcu odpuściłam sobie. Ach i na początku wakacji doszło wyczulenie na objawy niedoceniania. Każde najmniejsze coś, co człowiek normalny by olał, ja brałam do siebie. I jeszcze od tamtej pory ukradłam jakąś dziadową opaskę i pierścionki, których ani razu nie założyłam Tuż po obozie zaczeła się 3 klasa gimnazjum i nowa szkoła. Przez unikanie ludzi podczas wakacji stałam się trochę nieśmiała + nowa szkoła. Na początku dogadywałam się z klasa nawet nieźle. Ale nie potrafiłam się odblokować i mieć głupawki jak dawniej. I wtedy zaczął się okres od października do lutego jakoś, którego tak się wstydzę... że byłam taka słaba. Od klasy, prawdopodobnie swiadomie, sama się zaczełam oddalać, co spowodowało samotność. Codziennie wtedy płakałam, myślałam że mam fobie społeczną i zaczęłam sobie wmawiac że mam schizofrenie. Już aż zaczełam 'mieć zwidy' i jakieś różne. Do tego stany lękowe. Więc poszłam w październiku/listopadzie z babcią do psychologa (tego samego co wtedy!) i ona powiedziała że moge mieć padaczkę, bo 2 czy 3 osoby w rodzinie miały/mają. Musiałam się przebadać, pojechałam więc do Szpitala Neuropsychiatryc​znego (tak, psychiatryk). W szpitalu było najszybciej po prostu (EEG, rezonans magnetyczny). Byłam tam 2,5 tygodnia do świąt. Pod koniec pobytu w szpitalu dostałam straaasznej chęci mordu. Aż mnie takie dreszcze i motyle w brzuchu od ekscytacji przechodizły, gdy wyobrażałam sobie jak wbijam komuś nóż w skórę... I wymyśliłam sobie że zabiję jakiegoś kota, bo z człowiekiem to za dużo roboty. Policja szuka, rozprawy, wszystko bym musiała dokładnie ukryć, zaplanować itd. Po świętach pojechałam z ciocią na narty. Byłam wręcz tam PEWNA że tuz po powrocie kogoś zabiję, bo za bardzo cieszyła mnie myśl o jakims związanym, wrzeszczącym, wyrywającym się i skomplącym ze strachu człowieku. Myślałam że dla tego nawet do więzienia moge pójść. Ale powstrzymywałam się jak tylko mogłam. A w lutym znowu poszłam do psychiatryka, bo miałam mieć jeszcze Rezonans, którego poprzednio nie zdążyli mi zrobić. Oczywiście, nie miałam żadnej padaczki. Podczas drugiego pobytu tam to poczucie niedoceniania bardzo się zwiększyło. Śmiałam się z całą grupą, by po chwili mieć lekko depresyjny stan. Przez swoje ego (wg mnie) za mało na mnie zwracali uwagi, zaczęłam mieć poczucie że im przeszkadzam itd. I wtedy myślałam sobie ze 'będę teraz zimna, nie przywiązywać się do ludzi, nie przejmować się nimi' itd bo myślałam że jestem za bardzo 'wrażliwa'. Po szpitalu babcia i psycholog załatwili mi nauczanie indywidualne (przychodze do szkoły, mam lekcje sam na sam z nauczycielem), co pozwoliło mi się pozbyć tej presji ze strony klasy i 'powracać do żywych.' Od tamtej pory, do teraz (ze 3-4 miesiące) niedawno sobie zdałam sprawe że zaczynałam poglębiac w sobie typową psychopatię. Myślałam jeszcze od czasu do czasu o morderstwie, utożsamiałam się z takimi postaciami jak np. Lord Voldemort xD. Jeszcze bardziej rosło we mnie poczucie wyższości. Wiedziałam, ze jestem stworzona do czegoś wielkiego. A i przez ten okres załamania dużo malowałam. Jednego dnia nagle podarłam wszystkie swoje malunki. Było ich ze dwadzieścia. Nie wiem czemu to zrobiłam, lecz na szczęście nie żaluję. Kolejne się zgadza: 'autodestrukcyjny wzorzec życia (np. po okresie dobrego przystosowania niszczenie dotychczasowych osiągnięć z przyczyn niezrozumiałych dla otoczenia)'. Jeszcze znowu to przywołam: 'nieumiejętność odraczania satysfakcji (dążenie do natychmiastowego zaspokajania popędów i potrzeb)'. Gdy mam ochotę na konkretne słodycze to musze je mieć NATYCHMIAST. Gdy mam ochotę iść na spacer, to wychodze w środku nocy, o godzinie drugiej czy trzeciej. Często mam ochotę znowu oglądać jakiś film, serial który jednak po chwili porzucam. Nienawidzę, gdy ktoś jakoś mnie ogranicza, narzuca mi swoje zdanie. Jestem typem samotnika, lubię chodzić samotnie, nie potrzebuję towarzystwa innych osób. Lubię był niezależna. Jednocześnie jednak pragnę utrzymywać z nimi kontakty. Właśnie choćby dla samej zabawy. Ostatnio zaczełam odnawiać stare kontakty ze znajomymi. Zauważyłam że potrafię byc czarująca, potrafię wzbudzać zaufanie i sprawiam wrażenie osoby szczerej, chociaż co chwila kłamię. Ludzie na początku mnie lubią, jednak jeszcze przez to że nie pozbyłam sie całkowicie tego bloku, nie potrafię beztrosko z nimi rozmawiać i nadal trochę się spinam, przez co nie utrzymuję ich zainteresowania na mojej osobie. Manipuluję jak umiem, jednak, co jest ciekawsze, cały czas się uczę na bieżąco. Rozmawiam z kimś i wypróbowuję co działa, a co nie. Ostatnio też (dwie godziny temu miałam taką super potrzebę), włączyła mi się potrzeba wyżycia się, skrzywdzenia kogoś. Zrobienia czegoś wychodząc za granice moralności. Obserwowania skrzywdzonego. Nawet poprzez kłamanie - patrzenie na słabość i naiwność, mając jednocześnie to wspaniałe poczucie że się wie więcej, ze się panuje. Ostatnio oglądałam płaczącego wujka (w moim wieku) gdy kot nam zdechł, jednak to nie to samo, bo to nie ja zabiłam tego kota, więc nie było tej satysfakcji. Miałam wcześniej ochotę, ale z czysto wygodnych względów, gdyż za dużo wg mnie zamieszania wokół niego było. Akurat jestem w takim wieku - 16 lat, że albo to ze mnie 'wyszło' (socjopatia) albo powróciło to z dzieciństwa (psychopatia). Tylko że mam wrażenie że rozumiem emocje i ze je doświadczałam (doświadczam?). Teraz nie mam w ogóle czegoś takiego jak empatia, troska o drugiego człowieka czy wyrzuty sumienia. Jesli kiedys miałam, to nie pamiętam. Wybaczcie za rozpisanie, ciekawa jestem czy ktoś dotrwa.
  15. Nathallie

    Witam

    Hej, mam 16 lat, na stronę trafiłam już jakiś czas temu lecz dopiero teraz postanowiłam się zarejestrować. Podejrzewam u siebie psychopatię lub socjopatię. Zaburzenie pojawiło się już jakby w dzieciństwie, jednak po śmierci matki i zamieszkaniu u dziadków stałam się na 3 lata 'dobra'. W ciągu ostatniego roku czy pół, objawy te powróciły. Niedługo założę nowy wątek z dokładniejszym wglądem w problem. Jestem dopiero co po wyżaleniu się 'znajomej' z internetu (nikt w prawdziwym życiu o niczym nie wie, co oczywiście przekłada się do czasu na moja korzyść), jednak polegało to tylko na moim pisaniu, gdyż dziewczyna ta kompletnie się na tym nie znała. Postanowiłam więc spróbować tutaj szczęścia :) Hm i muszę się przyzwyczaić do luksusu, jakim jest możliwość zdjęcia maski.
×