Skocz do zawartości
Nerwica.com

agnes89

Użytkownik
  • Postów

    131
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez agnes89

  1. a od jak długo bierzesz Wenlafaksynę ??? i na co ?? Wenlefaksyne i mirtazapine biorę od kwietnia 2015 na depresję. Najpierw brałam małe dawki wenli: 2x37,5, ale we wrześniu dawki zostały zwiększone, bo moj stan się pogorszył. Teraz biorę 2x75mg. Mirtę 45 mg. Ogólnie to chyba nie brałam lepszych leków, poza tymi drzeniami rąk jest naprawdę dobrze. Na początku dokuczały mi koszmarne zaparcia, ale po Lactulosie jest lepiej. Po żadnym SSRI czy TLPD nie czułam się tak dobrze. A leczę się już 5 lat.
  2. Na mnie Wenlafaksyna działa pobudzająco. Czy komuś z Was trzęsły się ręce po Wenli? Bo mnie po drugiej popołudniowej dawce to dokucza. Niestety nawet ludzie to zauważają i mnie to krępuje.
  3. Niestety, byłam już raz na komisji ZUS - wg orzecznika jestem zdrowa jak ryba Pomimo całej teczki historii chorób. Edit: Nie znam się na tych orzecznictwach, ale w sumie boję się, że to orzeczenie niepełnosprawności mogłoby mi za bardzo nabrudzić w papierach i mogłabym mieć potem problem z pracą. Studiuję medycynę i już wiem, że odpadają mi wszystkie specjalizacje zabiegowe. Ale co by było z moją przyszłą specjalizacją w przypadku orzeczenia niepełnosprawności? Tego nie wiem...
  4. Niestety nie mam na tyle wysokiej średniej, żeby dostać stypendium rektora Może spróbuję złożyć podanie o tą zapomogę.... Najdroższy z tych wszystkich leków jest Mirzaten. Nie dość, że 30 mg kosztuje 47,5 zł a ja biorę 1,5 tabletki Czyli miesięcznie wydaję ok 71 zł na sam Mirzaten, a jeszcze reszta,.... Ale podjęłam decyzję o odstawieniu tabletek antykoncepcyjnych, a je też je brałam leczniczo, bo mam zespół policystycznych jajników i tendencję do tworzenia się dużych torbieli. Rok temu taka duża torbiel mi pękła i skończyło się operacją na ostro.
  5. Tylko sytuacja wygląda w ten sposób, że wiele osób sztucznie zaniża swoje dochody, bo np. mają własną działalność gospodarczą i mogą robić takie przekręty. Tymczasem, tacy studenci jeżdżą drogimi samochodami itd. To mnie najbardziej boli....
  6. Składałam dokumenty o stypendium socjalne, mój dochód na osobę przekroczył próg o 7 zł.... taka jestem bogata. Odwołania nie pomogły.
  7. Prędzej to pakowanie, na hostessę jestem za gruba i za brzydka.
  8. Mam dosyć bycia zależną finansowo od rodziców. Ciągle słyszę pretensje, że wydaję za dużo pieniędzy. Niestety na same antydepresanty wydaję mnóstwo kasy, a jeszcze leki przeciwpadaczkowe, antykoncepcja. Październik to najgorszy miesiąc w roku, mam mnóstwo wydatków, bo jest początek roku akademickiego. Chciałam wziąć kredyt studencki, ale musi mi go ktoś podżyrować, a rodzice nie chcą się na to zgodzić. Dlaczego to tak jest, że niektórzy mają pieniędzy jak lodu, a są tacy jak ja, którzy sobie muszą odmawiać mnóstwa rzeczy, bo nie mają pieniędzy. Być może napiszecie, żebym poszła do pracy... Niestety nie jestem w stanie pogodzić swoich studiów z pracą.
  9. agnes89

    Samotność

    Jeśli dobrze pójdzie, to skończę studia za 2 lata. Przez pierwsze lata też nie mam szans na kredyt na własną kawalerkę, więc pewnie będę wynajmować pokój, tak jak do tej pory. Ja na szczęście i tak bywam często sama, bo współlokatorki co tydzień wyjeżdżają do domu. Wtedy mogę sobie spokojnie ryczeć.
  10. agnes89

    Samotność

    Od czasów podstawówki moje relacje z ludźmi wyglądały w ten sposób, że siedziałam w ławce z jedną koleżanką, z którą się przyjaźniłam. Koleżanki zmieniały mi się co roku. Dotarłam do 5 klasy podstawówki i od tamtej pory siedziałam z jedną koleżanką kilka lat. Niestety, po kilku latach zostawiła mnie dla innych koleżanek, a ja czułam się opuszczona i samotna. Już wtedy zaczynały się moje problemy psychiczne. W liceum poznałam nowych ludzi, z jedną koleżanką do tej pory mam kontakt, choć już znamy się 10 lat. Ale tak naprawdę, to widujemy się kilka razy w roku, ze względu na brak czasu. Poza tym, nie ufam jej na tyle, by jej opowiedzieć o swoich prawdziwych problemach. Mam też jedną, można powiedzieć przyjaciółkę, której mogę powiedzieć wszystko na temat mojej depresji i odczuć z nią związanymi. Niestety, również rozmawiamy rzadko, kilka razy w roku, ze względu na to, iż mieszkamy w różnych miastach, oddalonych kilkaset kilometrów. W czasie 2 klasy liceum odnowiłam stare kontakty i to był również fajny czas. Miałam wtedy sporo znajomych, wychodziłam na imprezy, jednym słowem byłam duszą towarzystwa. Potem poszłam na studia i studiowałam inny kierunek przez rok i tam miałam świetnych znajomych, paczka ludzi, która trzymała się razem na wykładach czy ćwiczeniach, a po zajęciach wspólnie imprezowaliśmy. To był jedne z najlepszych lat mojego życia. Potem, po podwyższeniu wyników matury dostałam się na wymarzony kierunek studiów i tutaj się zaczęło. Nie dogadywałam się z ludźmi, pomimo przeniesienia na inną uczelnię nadal było to samo, być może taka specyfika kierunku. W międzyczasie na 2 roku zachorowałam na depresję i padaczkę, a to tym bardziej odcięło mnie od ludzi. Tak naprawdę, to ludzie mają mnie w nosie i wątpię, że ktokolwiek by zapłakał, gdybym popełniła samobójstwo, pomijając rodziców i może tę jedną przyjaciółkę. Chodzę na zajęcia i jestem jak alien, trzymam się z boku, mało rozmawiam, bo ludzie z mojej grupy lubią plotkować. Tym bardziej nie ujawniam swojej depresji i stanów jakie mi towarzyszą, bo nie chcę im dostarczać tematów do plotek na mój temat. Po zajęciach wracam do mieszkania, zamykam się w pokoju i albo się uczę albo śpię, albo siedzę w internecie. Na weekendach nigdzie nie wychodzę, bo nie mam z kim. I tak wegetuję, rok po roku. Studiuję, żeby zdobyć zawód, a potem i tak skończę jako samotna kobieta w kawalerce z kotem albo psem. Być może stanę się karierowiczką, która dni i noce będzie spędzać w pracy, bo cóż innego będę mogła robić. Moje życie jest beznadziejne...
  11. Zgadzam się że wszystkim. Mam znajomych po filologiach i jakoś wszyscy sobie poradzili. Sa tłumaczami, nauczycielami w prywatnych szkołach czy nawet korepetytorami. Za to znam dwóch prawników, którzy mieli ogromny problem z aplikacją, bo nie mieli znajomych. Tak samo kilku inżynierow pracujących w sklepach. Ja czasami żałuję, że nie poszłam na filologię niemiecką, bo bardzo lubiłam uczyć się tego języka. O wiele bardziej niż angielskiego.
  12. A brałeś może mianseryne? Ona też ma działanie nasenne i to trochę podobny lek. U mnie agresja i nerwowość obudziła się nawet po tabletkach antykoncepcyjnych, a mirtazapina jeszcze to podbiła.
  13. Ja też miałam bezsenną noc. Nie wzięłam mirtazapiny a bez niej nie usypiam. Miałam wyrzuty sumienia, że za mało się uczyłam. Poza tym, dopiero wczoraj sobie uświadomiłam, że moje nadmierne pocenie to skutek uboczny wenlafaksyny Pocę się tak, jakby było na dworze 35 stopni. Mam wrażenie, że śmierdzę
  14. mam tak samo. do pozostałych skutków ubocznych się przyzwyczaiłam (albo odeszły?), ale to mnie okropnie męczy Mi stany lękowe ustąpiły, ale najbardziej dokuczają zaparcia to pocenie trochę też. Na pewno ogromnym plusem wenlafaksyny jest to, że już nie chce mi się tak bardzo spać. Wręcz rzadko piję kawę. Natomiast miesiąc temu bez kawy czy energetyka byłam trupem. A na zajęciach o 8 rano leciała mi głowa. Niestety ta senność była jeszcze podbita lekami przeciwpadaczkowymi, które biorę w sporych dawkach.
  15. Tak, wiem, że są kobiety z PCOS, które jednak urodziły dzieci. Ale tu jest też kwestia odpowiedniego partnera, mojej sytuacji życiowej. Jestem jeszcze na studiach, jeśli je skończę, to za 2 lata dopiero pójdę do pracy. Poza tym, mam toksyczną matkę, która chce decydować o moim życiu. Dla niej najlepszą sytuacją byłoby to, gdybym na studiach tylko się uczyła i z nikim nie spotykała. A męża znalazła sobie w pracy, oczywiście przystojnego, wykształconego i dobrze zarabiającego,. Tylko matka nie bierze pod uwagę, że nie każdy mężczyzna chce być z chorą kobietą. A moja depresja niszczy wszystko
  16. Po mirtazapinie włączała Ci się agresja? Dla mnie mirtazapina to idealny lek nasenny. Brałam kiedyś zolpidem, ale po nim nie mogłam rano się dobudzić. Na mirtazapinie szybko usypiam, śpię mocnym snem i rano budzę się wypoczęta. No i oczywiście nie śnią mi się koszmary, które są u mnie pierwszym objawem pogorszenia stanu psychicznego. Ja też bardzo się pocę. Pomimo tego, że jest zimno, przejdę kilkadziesiąt metrów i już jestem mokra.
  17. Czuję, że nic dobrego mnie życiu nie czeka. Mam problemy w relacjach damsko-męskich. Kiedyś marzyłam o rodzinie... Teraz te marzenia mogę sobie schować w kieszeń. Oprócz depresji choruję na padaczkę i zespół policystycznych jajników Czyli będę miała problemy z płodnością, a poza tym, przy takiej ilości leków, jakie biorę, chyba nie byłoby rozsądne zachodzenie w ciąże. A jeśli chodzi o adopcję... to przecież depresja mnie totalnie wyklucza jako rodzinę zastępczą Boję się, że skończę jako samotna kobieta w kawalerce z kotem albo psem Co chwilę widzę jakieś zaręczyny, śluby czy dzieci. Dla mnie to wszystko jest tak dalekie i odległe, że aż niemożliwe.
  18. Biorę Faxolet ER od wiosny, ale teraz we wrześniu miałam zwiększoną dawkę do 150 mg/dobę. Na początku zwiększenia dawki miałam stany lękowe, nie mogłam usiedzieć w miejscu. Teraz dołączyły się koszmarne zaparcia. Musiałam zmienić dietę i włączyć specjalne syropy. Natomiast działanie antydepresyjne Wenlafaksyny jest świetne, bo dzięki niemu mam siłę wstać z łóżka, zebrać się na zajęcia czy do sklepu. W tym tygodniu idę na kontrolę do psychiatry, zobaczymy co on powie na ten temat. Poza tym, mam problemy ze snem i na wieczór biorę 45 mg Mirtazapiny, tylko po niej jestem w stanie usnąć. Bez tego leku nie śpię całą noc. Edit: Jeśli chodzi o inne skutki uboczne, to poza tymi zaparciami, mam czasami strasznie nerwowe dni, byle głupota potrafi mnie wyprowadzić z równowagi. Denerwują mnie ludzie na ulicy, w sklepie, mam ochotę im przywalić
  19. agnes89

    Depresja objawy

    Witam! Ostatnio dzieje się ze mna coś niedobrego. Nie chce sobie wmawiac depresji, czy innej choroby, dlatego proszę was powiedzcie co o tym sądzicie. Zacznę może od tego, że już 3 lata temu byłam w naprawdę złym stanie psychicznym. Potrafiłam płakać codziennie, gdy kładałam się spać i myśląc o tym, że jestem nikomu niepotrzebnym śmieciem i rozmyślając nad swoim życiem. Myslę, że wynikało to m. in. z tego, że moja "przyjaciółka" znalazła sobie inne koleżanki, a tak naprawdę tylko z nią się kolegowałam, nie miałam zupełnie nikogo poza nią. Nie potrafiłam mówić nikomu o swoich problemach i stąd to załamanie nerwowe. To trwało jakieś pół roku, może troche więcej. Ale udało mi sie z tego trochę wyjść, jestem osoba wierzącą, więc dużo się modliłam i rozmawiałam z Bogiem, to mi pomagało. Później jakoś się trzymałam. Rok temu moje życie się odmieniło, odnowiłam stare znajomości i poznałam wspaniałych ludzi. Ostani rok, był najbardziej radosnym okresem w moim zyciu. Spotykałam się z nimi na weekendach, razem chodzilismy na imprezy. Ale teraz te kontakty sie osłabiły, przez mój brak czasu. W tym roku zdaję maturę i mam ogrom zajęć i nauki. Już nie mam czasu, by spotykać się w piątki z przyjaciółmi. Przez ten brak czasu odizolowałam się od nich, rzadko się widujemy. A teraz jest naprawdę źle, czuję ciągłe zmęczenie, ogromną senność, nawet jeśli spałam 12 h. Nie potrafię się na niczym skupić, potrafię siedzieć po 6 h nad książkami i nic się nie nauczyć, a jesli uda mi się coś nauczyć, idę do szkoły i nic nie pamiętam albo wszystko mi się miesza. Zawaliłam zupełnie dwa przedmioty, mam najgorsze oceny jakie do tej pory miałam i nie potrafię się z nich wygrzebać. Pogrążam się jeszcze bardziej, mimo tego, że się staram. Ostatnio jeszcze nie zdałam 3 raz egzaminu na prawo jazdy, bo nie mogłam się skupic na jeździe i stres mnie paraliżował. Przez to nie zdałam, przez strasznie głupie błędy. Dodatkowo dochodzi moja niska samoocena, absolutny brak wiary w siebie. Wczoraj ucząc się śpiewałam sobie piosenkę, a dosłownie za chwilę zaczęłam ryczeć jak bóbr. Chciałam połozyć się na chwilę i tym sposobem usnęłam do rana w ubraniu. Wstałam o 7 i nie poszłam do szkoły. Najchętniej położyłabym się w łóżku i nie wychodziła z niego przez najbliższy tydzień. Nie wiem, czy to depresja, ale juz nie potrafię sobie w żadnen sposób poradzić z tym wszystkim. Proszę poradźcie mi coś.
  20. agnes89

    Niska samoocena

    Chciałabym trochę napisać o mojej niskiej samoocenie, jak w temacie. A mianowicie, przyczynę tego odkryłam zupełnie niedawno. Nie mówię, że jest to jedyna przyczyna, bo na to ma też wpływ charakter, ale chyba ważniejsze jest to, jaki wpływ mają na nas ludzie. Moja niska samoocena wynika m.in. z tego, że nigdy nie byłam doceniana przez rodziców. W swoim 18-nastoletnim życiu nie przypominam sobie słów pochwały. Jeśli coś zrobiłam dobrze, to albo mówili, że "Co się stało, że posprzątałaś pokój", albo "Co się stało, że dostałaś 5 z fizyki", albo nic nie mówili. Moi rodzice lubili i lubią się mną chwalić do innych ludzi, wtedy gdy ja tego nie słyszę, a to że się dobrze uczyłam, a to że chodziłam do szkoły muzycznej, że jestem mądra i grzeczna, a jakoś sama od nich tego nigdy nie usłyszałam. Natomiast gdy zrobiłam coś źle, albo dostaławałam trochę złych ocenę w szkole to była awantura, że jestem leń mi się nic nie chce. Czasami nawet jak rozlałam coś albo wysypałam, to słyszałam tekst, że jestem "nieudanym egzemplarzem". Nie chodzi przecież o to, żeby rodzice non stop chwalili swoje dziecko, jakie to ono jest cudowne i wspaniałe. Myślę, że moi rodzice nie chwalą mnie, bo boją się tego, żebym nie spoczęła na laurach. Ale z mojej strony wygląda to tak, że oni jeśli mnie nie chwalą, wiecznie wydaje mi się, że nie potrafie sprostać ich oczekiwaniom, i że zawsze gdy coś robię, to jest źle. Dlatego nawet nie potrafię przyjmować komplementów od ludzi. Dodatkowo zawiodłam się wiele razy na "przyjaciółkach" i chłopakach, co jeszcze bardziej wzmocniło moja niską samoocenę i to, że jestem człowiekiem, który uważa, że nie jest zupełnie nic warty i nie zasługuje na miłość.
  21. Witam Was! Mam na imię Agnieszka i mam 18 lat. Trafiłam na tą stronę przypadkiem, jednak już od dłuższego czasu zastanawiałam się czy czasami nie jest mi potrzebna jakaś pomoc. Czytając trochę postów, zauważyłam, że ludzie będący tutaj mają podobne problemy do mnie. Nie mam ani zdiagnozowanej depresji, ani innej choroby, ponieważ nie byłam do tej pory u żadnego psychologa ani psychiatry. Tak naprawdę dopiero niedawno zaczęłam się zastanawiać nad ewentualnym pójściem do specjalisty. Jestem tu też, bo mam nadzieję, że w końcu mnie ktoś zrozumie, bo naprawdę coraz częściej wydaje mi się, że żyję w zupełnie innym świecie. Ja również wysłucham i mogę porozmawiać na wszystkie tematy, bo wiem doskonale jak to jest być nierozumianym przez ludzi. Pozdrawiam.
×