
Nastia
Użytkownik-
Postów
381 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Nastia
-
Na wszystko, o czym tylko chcesz rozmawiać powinno być miejsce w Twojej terapii... na seks i kobiecość, na boga, na śmierć, na zdechłą papugę, latawce, itd. (W każdym razie we wglądowej terapii). Oczywiście wszystko badane w kontekście emocji, relacji, trudności, nadawanego znaczenia, a nie dla samego pitu-pitu;) -- 04 sty 2015, 01:21 -- Wierzę, i łączę się w bólu.. Też nie mam 17 lat, ale pocieszam się, że np. Monica Bellucci zaszła w ciążę po 40, tak, jak i wiele innych kobiet;) Związki.. no nie jestem gotowa na nie, głową muru nie przebiję, ale przecież ile jest par, które powstały w kwiecie wieku i później? Lekko nam nie jest, ale niezaburzonym i tzw. określonym też może nie wyjść bycie razem, tyle jest rozwodów, rozstań.. To jest życie. Co do ciągłego problemu z nieokreśleniem - a może to jest z lęku przed związkiem i zobowiązaniem tak ogólnie? Gubienie się w nieokreśleniu, trwanie w niejasności, aby nie poczuć, kogo się naprawdę pragnie i z kim się chce być, aby nie narazić się na potencjalne zaangażowanie, odrzucenie, stratę, frustracje.. Tak, nawiązuję do bpd troszkę
-
Jakby to zgeneralizować -to po co terapia i terapeuta w ogóle, skoro człowiek ma sam rozpoznawać? Emocje, popędy, itd.. Jakbym sama potrafiła poukładać sobie moje wnętrze, sama się poznać, rozwiązać kryzys tożsamości szeroko rozumiany (w tym seksualny) to nie szłabym na terapię. I jakie sugerowanie czy wmawianie czegokolwiek.. dobra terapia na tym przecież nie polega. Ja nie rozumiałam, skąd to moje zagmatwanie, wątpliwości, tendencje.. a to wszystko ma swój sens, logikę, powiązania. No w każdym razie w moim przypadku bardzo mi się to wyklarowało. Bez ŻADNYCH sugestii, to bardziej pomoc w rozumieniu, co się dzieje i dlaczego, bez wciskania gotowych wniosków:)
-
Miałam wątpliwości, bardzo męczące, ale wynikały z samego zaburzenia, pogubienia, odcięcia od emocji emocji, popędów, lęków itp. W terapii się temu nie raz przyglądałam i się w sumie wyklarowało. Aż mi siebie żal jak bardzo nie wiedziałam, kim jestem Teraz już nie określenie orientacji jest problemem tylko gotowość do związku w ogóle, tzn. jej brak. Jestem mocno zdziwiona.. Jak to terapeutka nie chce nad tym pracować..? Od czego ona jest, jak nie od takich spraw? Przecież to Twoja terapia i poruszasz kwestie problematyczne, ważne dla Ciebie.. a sfera seksualna, tożsamość, kobiecość to przecież bardzo istotne tematy, trudno mi aż sobie wyobrazić, jak można w terapii ominąć rozmowy o tym, w ogóle jakąkolwiek ludzką sferę.. Twoja t. jakoś Ci uzasadniła swoje nastawienie do tego?
-
Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)
Nastia odpowiedział(a) na atrucha temat w Zaburzenia osobowości
Oczywiście, że nie ma nic złego w podtrzymywaniu na duchu, a i życzeń nie kwestionuję :) Odniosłam się tylko do Twojego stwierdzenia z przekonaniem, że to z czasem minie, bo Tobie mija - a tego niestety nie wiesz, Ty to Ty, Tobie się akurat z wiekiem poprawia, ale każdy z nas jest inny mimo tej samej diagnozy. Ja np. dzięki temu, że widzę, że mi nie mija z wiekiem niejako samo, to mam większe poczucie, że to ode mnie zależy, robienie czegoś z moim zaburzeniem i mam większą motywację do pracy nad sobą, brania tego w swoje ręce. -
Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)
Nastia odpowiedział(a) na atrucha temat w Zaburzenia osobowości
huśtawka, dzięki za dobre życzenia, ale.. nie możesz wiedzieć, czy z roku na rok będzie lepiej u innych. Każdy ma różne zasoby, psychikę, biologię i warunki. U mnie akurat z roku na rok jest/było gorzej, trudniej, a nie jestem już dwudziestką. Stare problemy się nie rozwiązywały, a dochodzą nowe, którym sprostanie jest ponad (moje) możliwości przy takich deficytach. Generalnie im dalej w las, w życie, im starsza, tym bardziej zawiłe problemy, tym większe trudności mam i gorzej funkcjonuję. Także mi samo nie mija, relacje i myślenie się same nie naprawiają, u mnie jakiekolwiek zmiany na plus czy przeżycie w ogóle zawdzięczam tylko pracy nad sobą, a nie "czasowi", gdyby nie terapia to już by dawno mnie tu nie było. Jeśli ktoś jest w stanie jako tako funkcjonować z zaburzeniem (praca, związki, zajęcia, wychodzenie z domu domu, wyjazdy itd.) i mu z czasem łagodnieje to pozostaje mi pozazdrościć.. -- 03 sty 2015, 13:43 -- Tak. Miałam w liceum, potem dłuuugo nie, a od kiedy poszłam na terapię to znów mam i to parę :) Nie wyobrażam sobie nie mieć takiej osoby tzn. mnie byłoby tak za ciężko żyć... Jakoś dziwnie się czuję, gdy o tym piszę.. ja i przyjaciołki..?! Niemożliwe..... a jednak. -
Benzodiazepiny - Moja walka z uzależnieniem i odstawieniem
Nastia odpowiedział(a) na gosia hd temat w Uzależnienia
Hej nocne marki.. Na awaryjne sytuacje z leków bez recepty niezłym usypiaczem/uspokajaczem jest Neoazarina. Albo Zyrtec. W każdym razie dla mnie (a benzo niestety nie są mi obce.. -
liwka, idź na sor na ul.Lubicz i poproś o skierowanie do psychiatry dyżurnego na Kopernika 21a. Tam są sensowni lekarze, większość jest terapeutami. Dyżurny jest chyba od 14:30 do 9, tylko trzeba to skierowanie mieć. Albo od razu na sor w Kobierzynie lub na Rydygiera (skoro jest tak źle). Innego wyjścia w Twoim stanie nie widzę. Znam ten ból, trzymaj się..
-
nasilenie objawow tuz przed kolejna wizyta u terapeuty
Nastia odpowiedział(a) na stefania temat w Psychoterapia
Hej stefania, ja od jakiegoś czasu mam podobnie. Znalazłam Twój wątek, bo jutro mam właśnie terapię i.. cały dzień "chodzę po ścianach", a raczej siedzę jak sparaliżowana i się trzęsę dosłownie, serce wali, cały dzień boję się wszystkiego, siebie, nawet jeść.. Od dobrych kilku miesięcy tak mam, kiedyś zbliżająca się sesja budziła raczej ulgę. Ale też wtedy niewiele się działo. Ja widzę dokładne powiązanie z tym, co w terapii przerabiamy, jak nasza relacja się rozwija i jak moja stara psychiczna struktura się burzy, nowej nie ma, jest rozpierdziel.. Paradoksalnie om większy postęp robię, tym mi trudniej.. Po sesjach też mi ciężko bardzo, w ogóle całe to terapeutyzowanie się to dla mnie koszmar. A zarazem dzięki temu żyję, dzięki temu zaczynam mieć okresy poprawy i lepszego funkcjonowania, co wcześniej nie występowało. Takie pogorszenia i lęki to norma, reakcja na naruszenie czegoś, choć bardzo nieprzyjemna.. Aa, dopiero teraz zauważyła, że to o nerwicy. Ja mam akurat bpd (i do tego nerwicowy bonus), ale terapia terapią, zawsze to coś mniej lub bardziej trudnego. -
Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)
Nastia odpowiedział(a) na atrucha temat w Zaburzenia osobowości
Za rok kończę 30 lat i marzę, by już nigdy nie wracało. Ukończyłam pięcioletnią terapię z fajnym rokowaniem i generalnie w bardzo dobrym stanie. Aż tu - bum! Wystarczyło, że nie uniosłam stresu związanego z pracą i mam powtórkę z rozrywki. Wprawdzie wszystko teraz dzieje się łagodniej, z większą samoświadomością, ale boję się, że już zawsze taka będę - niestabilna. Hej :) a dawno temu ukończyłaś tę terapię? I jak to rozumiesz? Moze nie chodzi tylko o pracę, ale i małe dziecko wywołuje trudne emocje? Nie wiedząc nic więcej mam tylko takie skojarzenie, że co jakiś czas większość zdrowych też ma kryzysy, załamki, i nie ma w tym nic dziwnego, o ile nie trwa to za długo i nie czyni totalnego spustoszenia. Moi zdrowi znajomi też czasem płaczą albo mają dość i uczucie zwątpienia - w pracę, związek, plany.. grunt aby mijało.. Co Ci się właściwie dzieje? Tniesz sie itp? -
Prośba o pomoc- podzielenie się doświadczeniami, wspomnienia
Nastia odpowiedział(a) na Nani_92 temat w Zaburzenia osobowości
Skąd u Ciebie chęć pisania o czymś, o czym nie masz pojęcia? -
Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)
Nastia odpowiedział(a) na atrucha temat w Zaburzenia osobowości
Prosisz o ocenę, więc piszę o mojej. To Twoja reakcja jest chamska i to bardzo. Po takim smsie i akcji nie chciałabym mieć żadnego kontaktu z taką znajomą, która mnie najpierw ponagla, a nim dzień nie minie pisze, abym się pierdoliła. No bez przesady.. Ja tu widzę ogromny egocentryzm - Ty masz potrzebę, zadajesz pytanie i zakładasz, że druga osoba ma obowiązek odpisać Ci i to jak najszybciej. A nie ma. Dodatkowo jak nie odpisuje 8 godzin to nie pomyślisz, że np. śpi, albo że ma dołka i nie może zebrać myśli, żeby odpisać, albo zastanawia się, co napisać o jego psycholog (może akurat jest na nią zły czy coś), albo po ludzku (!) zapomniał, bo ma coś na głowie, albo widzi się właśnie ze znajomymi, albo nie ma kasy na koncie, albo uznaje, że nie jest to bardzo pilne na już i teraz i odpowie później, aby nie robić tego na odczepnego, a poza tym masz świadomość, że i on jest zaburzony=uzależniony, więc możliwe, że nie potrafi pomyśleć tj. i Ty, jak się może czuć druga osoba z nieodpisywaniem, a nie że specjalnie po chamsku nie odpisuje. Albo ma Cię po prostu dość (jeśli takie odzywki to u Ciebie standard, to się nie dziwię) lub nie jesteś dla niego na tyle bliska, jak Tobie się wydaje. Opcji jest dużo, ale charakterystyczne dla Twojego podejścia jest kompletne nie branie pod uwagę perspektywy drugiej osoby i uznawanie nie odpisania na sms jako wielkie przewinienie. Też tak kiedyś miałam. A ludzie są tylko ludźmi. To jest w Twoim interesie, więc po jakimś czasie kulturalnie mogłabyś zadzwonić i zapytać najpierw co tam u kolegi słychać, a potem dowiedzieć się tego, co Cię interesuje, bez wielkiego obrażania się. I przyjąć do wiadomości, że robienie z tego wielkiego wykroczenia przeciwko sobie (zamiast po prostu lekkiej irytacji) jest borderowe, nadreaktywne. Bo jest. No i zastanowić się, czego możesz oczekiwać od tej relacji, aby uniknąć rozczarowań na przyszłość. Chodzisz na terapię? -- 18 paź 2014, 11:43 -- A innym wygodniej "poza szufladkami", nie przyjmując do wiadomości, że ma się zaburzenie i wiele do naprawy.. W szufladce można się zamknąć i się nią usprawiedliwiać, to fakt, ale można też ją przejrzeć i nieco się nad sobą zastanowić, co w niej jest takiego, aby pewne rzeczy poukładać. -- 18 paź 2014, 11:53 -- Prosisz o ocenę, więc piszę o mojej. To Twoja reakcja jest chamska i to bardzo. Po takim smsie i akcji nie chciałabym mieć żadnego kontaktu z taką znajomą, która mnie najpierw ponagla, a nim dzień nie minie pisze, abym się pierdoliła. No bez przesady.. Ja tu widzę ogromny egocentryzm - Ty masz potrzebę, zadajesz pytanie i zakładasz, że druga osoba ma obowiązek odpisać Ci i to jak najszybciej. A nie ma. Dodatkowo jak nie odpisuje 8 godzin to nie pomyślisz, że np. śpi, albo że ma dołka i nie może zebrać myśli, żeby odpisać, albo zastanawia się, co napisać o jego psycholog (może akurat jest na nią zły czy coś), albo po ludzku (!) zapomniał, bo ma coś na głowie, albo widzi się właśnie ze znajomymi, albo nie ma kasy na koncie, albo uznaje, że nie jest to bardzo pilne na już i teraz i odpowie później, aby nie robić tego na odczepnego, a poza tym masz świadomość, że i on jest zaburzony=uzależniony, więc możliwe, że nie potrafi pomyśleć tj. i Ty, jak się może czuć druga osoba z nieodpisywaniem, a nie że specjalnie po chamsku nie odpisuje. Albo ma Cię po prostu dość (jeśli takie odzywki to u Ciebie standard, to się nie dziwię) lub nie jesteś dla niego na tyle bliska, jak Tobie się wydaje. Opcji jest dużo, ale charakterystyczne dla Twojego podejścia jest kompletne nie branie pod uwagę perspektywy drugiej osoby i uznawanie nie odpisania na sms jako wielkie przewinienie. Też tak kiedyś miałam. A ludzie są tylko ludźmi. To jest w Twoim interesie, więc po jakimś czasie kulturalnie mogłabyś zadzwonić i zapytać najpierw co tam u kolegi słychać, a potem dowiedzieć się tego, co Cię interesuje, bez wielkiego obrażania się. I przyjąć do wiadomości, że robienie z tego wielkiego wykroczenia przeciwko sobie (zamiast po prostu lekkiej irytacji) jest borderowe, nadreaktywne. Bo jest. No i zastanowić się, czego możesz oczekiwać od tej relacji, aby uniknąć rozczarowań na przyszłość. Chodzisz na terapię? Widać, że często musiałaś doświadczać odrzucenia, pewnie od ważnych osób, skoro tak silnie takie sytuacje przeżywasz... Wiem, jak to męczące.. -- 18 paź 2014, 11:43 -- A innym wygodniej "poza szufladkami", nie przyjmując do wiadomości, że ma się zaburzenie i wiele do naprawy.. W szufladce można się zamknąć i się nią usprawiedliwiać, to fakt, ale można też ją przejrzeć i nieco się nad sobą zastanowić, co w niej jest takiego, aby pewne rzeczy poukładać. -
Osobowość chwiejna emocjonalnie (typ BORDERLINE)
Nastia odpowiedział(a) na atrucha temat w Zaburzenia osobowości
Cześć Ryszard, wiem, jak można się czuć po doświadczeniu "terapii" z niekompetentnym 'psychoterapeutą' i nie dziwię się, że Twoje zaufanie do tej formy pomocy zostało poważnie podburzone... Rozumiem, bo przeżyłam to na własnej skórze Co do kompetencji - każdy profesjonalny (!) terapeuta, mający szacunek do pacjenta, zapytany o nie, bez problemu pokaże Ci swoje certyfikaty o kursach psychoterapii oraz zaświadczenie o własnej superwizji i takie zainteresowanie pacjenta uzna za poważne podejście do swojego leczenia. Jeśli na taką prośbę terapeuta będzie robił jakieś niemiłe uwagi i uniki, ja bym uciekała. Te certyfikaty są gwarancją na to, że dany człowiek nie jest samozwańczym lekarzem dusz. Są też początkujący terapeuci w trakcie szkolenia - tu certyfikatów nie będzie, ale mogą dać zaświadczenie o uczestnictwie w takim szkoleniu. Jeśli wytłumaczysz, dlaczego to dla Ciebie tak ważne i jakie masz wcześniejsze doświadczenie, to dobry psycholog podejdzie do tego bezproblemowo i z szacunkiem. Poza tym warto przejrzeć opinie o danym psychoterapeucie na różnych forach i stronach (portal znanylekarz.pl raczej odradzam, bo tam czasem kasują negatywne komentarze). I pytanie, czego oczekujesz od pracy z terapeutą, bo formy pomocy są różne. Z tego, co zrozumiałam, Ty byłeś o coucha a nie psychoterapeuty i babka raczej Ci mówiła, co robić, radziła, tak? Ja chodzę na terapię psychodynamiczną i jest ona niedyrektywna tzn. terapeutka nie mówi mi, jak żyć, nie daje rad, zadań domowych, nie wydaje sądów moralnych i ocen, itd. Raczej pomaga mi w tym, abym sama się uczyła stanowić o sobie, rozumieć siebie, radzić sobie z moimi emocjami. Więc może być i tak:) Oczywiście wiem, że nie każdemu taki rodzaj terapii odpowiada. -- 18 paź 2014, 11:14 -- Przy diagnozach z.o. brak znajomych wynika w dużej mierze z problemów i trudności zaburzonego, w przypadku bpd jak wiadomo z lęku przed bliskością i angażowaniem się, z odpychaniem ludzi swoją postawą, huśtawkami trudnymi do wytrzymania też i dla otoczenia, nie mówiąc już o manipulacjach, itd... i typowe jest doszukiwanie się przyczyn w otoczeniu bardziej niż w sobie;) że to inni są "nieciekawi, nie można na nich liczyć, odsuwają się "nie wiedzieć czemu". Albo się ma "pecha". Albo się stwierdza, że jest się do dupy, tak po prostu i nic z tym nie robi oprócz pogrążania się w beznadziei. Znane z autopsji.. -
Oddział Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic - 7F
Nastia odpowiedział(a) na mała defetystka temat w Psychiatria
Aha, Frances, jeszcze najważniejsze: prawda jest taka (wiem, bo nie raz korzystałam), że jak się zgłaszasz na interwencję kryzysową np. na Kopernika (skierowanie z SOR do lekarza dyżurnego na psychiatrię) mówiąc, że w danej chwili nie wytrzymasz i teraz potrzebujesz opieki szpitala, żeby uchronić swoje życie, to oni mają obowiązek prawny znaleźć na już i teraz, przy tobie, jakikolwiek szpital I TO ROBIĄ., jeśli wyrażasz na to zgodę. Na Kopernika jak już wiecie raczej nie przyjmują nagłych przypadków, więc dzwonią po najbliższych szpitalach, czekasz na karetkę i Cię tam zawożą. Tylko wtedy odpada opcja wybierania sobie szpitali - dają Cię tam, gdzie najbliżej w danej chwili jest miejsce, np. 20km od Krakowa. Więc to od Twojego chłopaka zależy, czy już teraz chce Ciebie i siebie odciążyć czy też skazywać Ciebie na kolejny czas w napięciu czekając na "lepszy" szpital. -
Oddział Leczenia Zaburzeń Osobowości i Nerwic - 7F
Nastia odpowiedział(a) na mała defetystka temat w Psychiatria
Frances, potwornie Ci współczuję sytuacji, nie wyobrażam sobie jak bezsilna i zrozpaczona musisz się czuć Widzę, że chcesz pomóc i masz dobre intencje, ale trochę Tobą potrząsnę (w dobrej wierze!) W takim stanie zagrożenia życia drugiego człowieka pytasz, w którym szpitalu jest.. lepiej?? Nie sądzisz, że w każdym lepiej niż w grobie..? A nade wszystko: przyjmujesz na siebie odpowiedzialność za jego los Ty się "bawisz" w ratownika, lekarza, odcinanie sznurów, podejmowanie decyzji (za niego i za lekarzy) itd. To niepoważne. Wierzę, że to wszystko robisz z ogromnego lęku i bezsilności, no ale nie tędy droga moim zdaniem.. i przede wszystkim, jak już ktoś napisał - szpital to jedno, wiecznie tam siedział nie będzie, dostanie tam pewnie leki i zalecenia, co dalej, ale to on musi chcieć podjąć regularne leczenie, nie Ty. Co do 7F - oni w życiu nie przyjmą tam osoby w kryzysie samobójczym, a po drugie nie przyjmą osoby, która nie ma motywacji własnej i to silnej do życia i zmiany siebie. Nie można się tam też zapisać przez mamę, dziewczynę, itd. tylko osobiście. Skierowanie musi dostarczyć sam zainteresowany, tylko on bierze udział w rozmowach (kwalifikacjach na oddział) i to od niego ma wyjść inicjatywa. -
ile płacicie za prywatną sesję psychoterapii
Nastia odpowiedział(a) na joasik01 temat w Psychoterapia
a na poważniej, to jakim cudem znalazłaś terapię z taką niską stawką w tak dużym mieście? -
Można nie czuć złości, która jest. Świadomie to ja najczęściej czułam rozpacz, roztrzęsienie, bezsilność, niechęć do siebie. ale samookaleczanie to jednak akt agresji.. Może oprócz tego, że się boisz brata to boisz się też (podświadomie w takim razie) swojej własnej nakręcającej się na niego złości, chęci zrobienia krzywdy jemu za to, co on robi i ta potencjalna utrata kontroli nad własną ewentualną agresją i takie tendencje u siebie tak przerażają, że uderza się w siebie zamiast w osobę, która tę złość budzi. czasem nawet sama myśl o tym, że nie ma się w sobie tylko dobrych intencji może wzbudzić panikę, może dlatego tej złości nie odczuwasz, tłumisz. podobnie z myślami "s". mi się to nasila, gdy boję się, że się nie opanuję i na kogoś się rzucę ja furiat bez hamulców.. pogłębia mi się dół i 'chcę umrzeć'. A, jak rozmawiam o tej złości ostatnio w terapii, to mi się myślenie autoagresywne nasila i lęki. Im większy kontakt z tą emocją mam i silnie ją przeżywam. To wszystko jest straszne dla mnie, czuję się jak potencjalny hitler (no może trochę przesadziłam).. Jezu, znowu tu weszłam
-
a zdradzisz, co to za zmiana? Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale generalnie ta zmiana wiąże się z większym usamodzielnieniem, niezależnością, otwartością na innych ludzi, a tym samym ze zmianą mojego funkcjonowania w relacji z nimi. Ale wczoraj dotarło do mnie jak grom z jasnego nieba, że ja tak bardzo przeżywam reakcję dziewczyn, bo... widzę w nich dwie części siebie samej! Tak mi było widocznie łatwiej niż przeżywać to "w sobie"... To ja z jednej strony pragnę czegoś nowego, większej niezależności, pozytywnie o tym myślę, a z drugiej strony neguję te wysiłki, boję się stracić to, co jest teraz cennego, jakbym chciała mieć wszystko zarazem... Właśnie - stracić. Wybór czegoś wiąże się nierozerwalnie z pogodzeniem się ze stratą tego, czego się nie wybrało, a ja mam problem z przeżywaniem poczucia straty, wywołuje to we mnie stany nadające się na hospitalizację Uświadomienie sobie tego wszystkiego wywołało we mnie silny lęk i poczucie wariowania, które mnie od wczoraj nie opuszcza Chyba bardziej polubię się z xanaxem W każdym razie staram się podchodzić do tego tak, że to może być przełom... choć nastawienie to jedno, a przeżywanie drugie -- 18 sie 2014, 09:55 -- Jezu, może to schizofrenicznie zabrzmi (mam nadzieję, że nie;)), ale mnie najbardziej obciąża układ samej ze sobą, w tym sensie, że czuję, jakby biły się we mnie dwie części, dwie skrajności... "Łatwiej" jest to widzieć w innych i nie doświadczać tego skonfliktowania.. Jezu, jakie to wszystko trudne.
-
Jeśli jest wychudzonym szkieletem z widocznymi kośćmi i brakiem tyłka, jak to u modelek bywa, czyli wygląda brzydko, to czym tu się dołować..? Projektanci to zazwyczaj geje, dlatego gustują w takich dziewczynach o bardziej chłopięcej budowie ciała;)
-
Świat nie kończy się na tych znajomościach, które mamy aktualnie ludzi jest multum, zawsze znajdzie się kogoś, kto te zmiany zaakceptuje, i zaakceptuje też nas takich jakim jesteśmy I tego się trzeba trzymać! Optymizm. Ale jednak sam proces zmieniania wiąże z bólem utraty czegoś i pogorszenia ważnych do tej pory relacji.. Widzę, że moją próbę wprowadzenia pewnej zmiany jedna bliska mi znajoma odbiera pozytywne i wspierająco, a druga zniechęca (nie wprost i może podświadomie). Ja jestem wrażliwa na tyle, że silnie to przeżywam, przykro mi i zła jestem bo boję się stracić to, co w tej relacji jest dla mnie cennego, a jest wiele. A poza tym... może to hipokryzja (? podszyta ogromnym lękiem), ale chyba na dzień dzisiejszy też z trudem zaakceptowałabym jej pewne zmiany, gdyby takie podjęła, obiektywnie dobre dla niej (dopóki sama się nie zmienię..), okropne jest widzieć to u siebie i na razie nie bardzo wiedzieć, co dalej. Zdaję sobie sprawę z tego wszystkiego i mętlik mam straszny, uczucie rozpadu i lęk... To jest takie trudne, a chcę, aby było dobrze. Gubię się
-
Artemizja, dziękuję Ci bardzo za tak obszerną odpowiedź i gratuluję zmian :) "Niejednokrotnie pojawiły się sprzeciwy, protesty. Część osób nie potrafiła się pogodzić z pewnymi rzeczami" Tego się właśnie boję... Ze sprzeciwem wobec jakich Twoich nowych zachowań się spotkałaś (najczęściej)? I jak na to reagowałaś? "Niektóre zmiany wywoływały niechęć, zwłaszcza, gdy w ich konsekwencji zmianie ulegał obowiązujący układ sił." W Twoim doświadczeniu ta niechęć była zazwyczaj przejściowa? Wystarczyło zazwyczaj dać czas, aby inni się przyzwyczaili do innej Ciebie? "Moje relacje w pracy wyglądają teraz inaczej. Potrafię wyrazić swoje zdanie i postawić się, kiedy czuję, że ktoś chce mnie wykorzystać." Super! A jesteś teraz w tej samej pracy i z tymi samymi ludźmi, co na początku terapii? Nie odsunęli się? Czujesz się teraz z lepiej w kontakcie z nimi? No właśnie, pomijając sprzeciwy, protesty, niechęć.. z jakimi osobami Twoje relacje się poprawiły? To są oczywiście wszystkie moje obawy.. Że ja się zacznę zmieniać, mnie zacznie być ze sobą lepiej, ale większość ludzi się odsunie.. A przecież nie chcę być samotna.. A może zanadto czarno-biało patrzę, "albo ja, albo oni", jak na jakiejś wojnie..? moja zmiana może też polegać na tym, że będę innych więcej słuchać, itp.. a to jest lepsze dla obu stron.. Jej, ciężki temat.
-
Ze względu na jej zapewne przeraźliwie niską wagę czy kontrakty zagraniczne?
-
Wie cała moja najbliższa rodzina, wiedzą wszyscy moi bliscy znajomi. Gdy studiowałam to wiedział mój dziekan, bo brałam zdrowotne. Nie mówiłam znajomym z pracy (w ogóle w pracy) i nie mówię nowym ludziom, których dopiero poznaję (a takich na razie jest niewielu).
-
Drodzy towarzysze terapeutycznej doli i niedoli, Z czym się wiążą Wasze zmiany w psychoterapii? Jakie ponosicie w związku z nimi konsekwencje? Jak reagują Wasi partnerzy, różni znajomi, rodzina, współpracownicy, itd? Co się polepsza, a co pogarsza? Ciekawa jestem, jak to u Was wygląda, bo wczoraj dotarło do mnie wyraźnie, czym jest ZMIANA. Że to, jak moje relacje z ludźmi wyglądają do tej pory, tak już wyglądać nie będą. Niby oczywiste, ale wiedzieć to a poczuć - robi różnicę... Zmiana moich zachowań i trybu życia, nieodzownie pociągnie za sobą zmianę zachowań wobec mnie innych ludzi.. Nie tylko ja się zmienię, oni też. Staną się wobec mnie bardziej mili, albo bardziej niemili. Niektóre znajomości się zacieśnią, inne rozluźnią. Dotarło do mnie, że zmiana to nie zawsze jest coś wyłącznie pozytywnego - coś się zyskuje, ale i traci.. Pamiętam, gdy mój dawny dawny ex, tak troszczący się o mnie w chorobie, w depresji, tak kochający, okazywał się zaborczy i do granic przesady zazdrosny, gdy mi się poprawiało i już nie tylko z nim chciałam spędzać czas... A mnie nie pasowało bycie ciągle pod telefonem i spowiadanie się z każdej godziny mojego życia, dusiłam się. Podobnie wczoraj - pewna moja bliska znajoma obdarowała mnie niespodziewanie sarkastyczno-żartobliwymi uwagami, złośliwościami i zachowywała się jak urażona zazdrosna 5-latka, chociaż obiektywnie nie miała powodu... Zależy mi na niej, bardzo ją lubię, ale to mnie poirytowało i zaczęłam się bać, jak moje zmiany wpłyną na tę i inne relacje... Aż strach się zmieniać, ech.. W związku z tym wszystkim znów mam masę skumulowanej złości, na siebie, na ludzi, na rodziców, na świat, na wszystko. bo tyle trzeba ogarnąć, a trudne to jak cholera.. No więc jak to jest u Was?
-
Ja jak jestem w okropnym dole i kryzysie, tj. teraz, to mam wrażenie, że jest tak, jak to opisujesz - równia pochyła, "cały czas źle", jakby od zawsze... Ale to nieprawda, w moim przypadku. Za każdym razem, gdy się wygrzebuję z takiej doliny, czuję, że jestem poziom wyżej. To optymistyczne. Nie w tym jednak mój problem: Gdy jest mi lepiej i mam poczucie satysfakcji z pracy nad sobą i widzę efekty, mówię sobie "taka jestem z siebie dumna, wiem, że jeszcze będą się pojawiać gorsze chwile, ale to tak ma być, warto to przetrwać". itp, itd. Z taką werwą i determinacją, konstruktywnym nastawieniem. Tylko najgorsze jest to, że jak znów wpadam w głęboką depresję, zwłaszcza, gdy się przeciąga, te wcześniejsze lepsze chwile jakby tracą w dużej mierze na znaczeniu, tak, jakbym straciła to, co wypracowałam, a determinacja jak była tak umarła.. Tak, jakbym z ciągłej depresji przed terapią wpadła w taki a la ChAD (wykluczony)..
-
Hmm, no więc moi zdrowi znajomi nie mają, bliscy też nie, sami mówią, że to dla nich niezrozumiałe.. że brzmi to strasznie.. Chociaż fakt, jak z paroma osobami rozmawiałam to przyznały, że miewali w trudnych momentach życia (okres dojrzewania, rozstanie z partnerem, brak pracy itp.) myśli typu "nie chce mi się żyć", "chcę umrzeć", "chcę zasnąć i się nie obudzić", "chyba sobie żyły podetnę", "co by było, jakby mnie nie było..", ale to było chwilowe, mało realne i przechodziło samo bez pomocy specjalisty - ale ja nie to miałam na myśli.. to chyba jest normalne..? Ja mówię o chronicznym stanie, gdy człowiek dzień w dzień się z tym męczy i powstrzymuje, aby nie wbiec pod samochód lub nie łyknąć wszystkich leków i ledwo na co innego ma przez to siłę. Teraz znów mi to wróciło, bo w terapii za ciężko..