
molis
Użytkownik-
Postów
130 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez molis
-
i ja mam tak (póki co niezmiennie), że nie mogę nic nie robić nie umiem wypoczywać, bo ciągle mi w głowie tłucze, że coś tam mam do zrobienia, więc do cholery jasnej nie mogę się położyć spać, bo to coś tam czeka jak jestem zmęczona, to trudno, robota musi być wykonana, choćbym padła trupem a jesli będę tak harda, że jednak jej nie wykonam, to nic, tylko się ubiczować potem takie miałam w dzieciństwie pranko: matka żyły wypruwa (tu następował pokaz żył na wierzchu dłoni), a ja ją do grobu wpędzam natychmiast czułam się jak ten grabarz, co już dół kopie, niewdzięczna za cały trud we mnie włożony na początku mojego małżeństwa już wiedziałam, że to był błąd, ale nie mogłam do nich udać się z obawami zresztą to moi rodzice zorganizowali ślub i wesele, ustalili termin, a ja się godziłam na to szaleństwo, choć pamiętam doskonale, że nie chciałam tego ja pierd***
-
moja mamusia mówiła mi, że wszyscy faceci to świnie
-
gdy usłyszałam na terapii, że mogę się pozłościć, to rozryczałam się tak, że trudno mi było się uspokoić
-
Aneczak, pobłażliwość wobec siebie???a to nie zabija???
-
poprawiłam się, kto pierwszy ten lepszy
-
chciałabym się tu znaleźć pokaż mi wzburzony Bałtyk
-
Dokladnie. Albo byly sprzeczne informacje: oni sie tak zachowywali a Tobie kazali sie zachowywac wrecz przeciwnie. Albo pokazywali dysfunkcyjny zwiazek a nam mowili jak ma wygladac prawidlowy (i ze to od nas zalezy, ze jak nie bedziemy sie zachowywac odpowiednio tzn tak jak rodzice sobie zycza to nikt przyzwoity nas nie zechce tylko jakis lazior golodupiec bez szkoly). Albo taka perelka: matka mowi: szanuj sie a skad masz wiedziec co to znaczy, a rodzice Cie szanuja? Mogli roznie dobrze powiedziec siadaj za stery prowadz samolot. Nie ma umiejetnosci bez przykladu, bez nauki. Pozwalalam ludziom sie obrazac, ranic mnie, wchodzic mi na glowe, zabierac co moje bo nie umialam sie szanowac i powiedziec: nie. Balam sie ze spotka mnie za to cos strasznego bo w domu rodzinnym nie istnialo zaprzeczanie zadaniom rodzicow. to niesamowite... Twoje słowa oznaczają dla mnie coś niezwykle ważnego! NIE WYMYSLIŁAM SOBIE tego wszystkiego, nie jestem przewrażliwiona, nie przesadzam... jeszcze trochę nie wierzę, ale mocno zaczynam... :) nie zrobiłam dla siebie z tysiąc rzeczy, bo się bałam wymagać! jedno, co sobie obiecałam, to pomóc córce nie być taką jak ja i nie być dla niej taką, jak moi rodzice dla mnie młoda jest jeszcze, ale już widzę, że sukcesy są :) niestety moja sytuacja w obecnej pracy jest ciągle niezadowalająca - ale na rzęsach stanę, żeby się wymiksować z tego układu aardvark3 współczuję serdecznie tego, co przeszłaś z facetami - obyś już nigdy nie doświadczyła takich okropnosci! bedzie.dobrze kontynuuję ,ale nie wiem, jak długo jeszcze będę mogła Candy14 ha! ja pochodzę z tzw. dobrej rodziny, w której rozwodów nie było, a jeśli się pojedyncze przypadki zdarzały, to się je pomijało, większość mojego kuzynostwa skończyło studia i robi mniejszą lub większą karierę, na spotkaniach rodzinnych atmosfera zawsze była bardzo ąąęę, kreacje, fryzury, uśmiechy, wspomnienia szacownych przodków... porzygać się można było... a ze mnie wyrosła rodzinna porażka, bo o nauczono mnie, jak "się należy zachowywać w towarzystwie", to już kompletnie nie w życiu przepraszam Was za moje słowotoki, ale to przez Was a raczej dzięki Wam wyłazi ze mnie to i owo - dziękuję :*
-
na terapii dowiedziałam sie, że zaprzeczam emocjom i faktycznie dotarło do mnie, że robię to od lat wielu, od dzieciństwa... niestetey prócz toksycznego dzieciństwa miałam też takowe małżeństwo - małżonek oraz jego matka przez wiele lat wpajali mi, jak to ja się do niczego nie nadaję i nikt mnie nie lubi, nie mam znajomych, bo nie da się ze mną wytrzymać - wierzyłam w to mimo, że miałam masę znajomych, a wiele przyjaźni trwa wiele lat i wszystko wskazuje na to, że przetrwa następne dzieści, dostałam pracę bez protekcji i udało mi się w niej awansować i zdobyć uznanie wielu osób... wszystko to na nic, bo i tak czułam się nędznie spieprzyłam sobie zycie pod względęm materialnym, niczego się nie dorobiłam, bo nie potrafiłam zawalczyć od lat męczy mnie tak potworny strach, że jeśli coś mi się uda dzisiaj, to już od jutra spotka mnie za to "kara", czyli coś pierdyknie z hukiem, coś o wiele ważniejszego statystycznie jestem w drugiej połowie życia i to zycie mnie przeraża
-
taaaa, jeść trzeba było to co jest i bez dyskusji, żadnego zostawiania na talerzu, żadnych fochów "nie lubię" itd od dziecka nie znosilam jednej potrawy nie byłam w stanie tego jeść, równie dobrze mogłabym połykać gówno, naprawdę! to nie była moja fanaberia, odruch wymiotny miałam konkretny.... musiałam to jeść, połykałam w całości, bez gryzienia, zapijająć mlekiem, żeby zapić smak, ryczałam w skrytości, bo otwarcie nie było mi wolno, chociaż i tak łzy ciekły, więc je szybko połykałam i/lub wycierałam zawsze to samo... "nie wstaniesz od stołu dopóki nie zjesz" aż kiedyś zwymiotowałam na talerz! cholera! gdybym wiedziała, że od tego momentu da mi spokój, wyrzygałabym się już kilka lat wcześniej! qrfa, kochający tatuś i mamusia... całe życie się ich bałam i ciągle miałam poczucie winy, że jestem nie dość dobra, żeby móc godnie być ich córką aardvark3, też myślałam, że to byle gówno, pierdołami się zajmuję, było-minęło... ale to nie były pierdoły!!! doświadczaliśmy przemocy psychicznej i wciąż odczuwamy te rany jolantka, pozdrawiam Cię noworocznie :) terapia, terapia, terapia... tak możemy się wzmacniać i nauczyć się żyć lepiej bittersweet, to porównanie do nabywania języka jest kapitalne! muszę to sobie przemysleć, dzięki :)
-
aardvark3, Twoja historia w wielu kwestiach jest bardzo podobna do mojej, głównie jeśli chodzi o relacje w domu rodzinnym... aż mnie zatkało, gdy Cię czytałam przyszło mi teraz na myśl, że w moim przypadku problemem jest skrajność w ocenie siebie i innych, tzn. albo coś/ktoś jest dobre/y albo złe/y, nie ma nic pośrodku, doświadczam albo czegoś wspaniałego, albo skrajnie niedobrego a życie i ludzie mają wiele odcieni, tyle, że ja się skupiam na skrajnościach i albo czuję się wyróżniona, albo oszukana jestem przekonana, że takie postrzeganie ma fatalny wpływ na życie i relacje z innymi, na decyzje, które ciągle trzeba podejmować w głowie bez przerwy załącza mi się analityk-nazista , który mnie wykańcza... chciałabym sobie czasem "popłynąć" na spontanie, ale odwagi brak, bo przecież jestem za durna i na bank coś spieprzę
-
dobranoc :)
-
zęby można umyć drugi raz
-
Śmiercionauta, a ja, jak moi oboje rodzice... zapomniałam się pochwalić, że nawet toast wzniosłam Piccolo brzoskwiniowym
-
tosia_j, po przeczytaniu moich słów też mi się skojarzyło, ale nie zmienię posta... chodzi mi o uwolnienie i zycie wreszcie pełną piersią, z usmiechem na pysku :)
-
Slam, rozumiem Cię doskonale, budzę się i z automatu zaczynam się bać, co kolejny dzień przyniesie staram się z tym walczyć, tworzę wizualizacje pozytywne, ale to wraca Oby dla Ciebie i Was wszystkich ten rok był przełomowy i przyniósł uwolnienie od tych cholernych stanów
-
Tośka! Tobie zawsze! :****
-
Wszystkiego najszczęśliwszego, nielękowego i niedepresyjnego!
-
Tośka fajna jest, znamy się 4 lata :*
-
hej :) wyspałam się, zrobiłam kolację, prawię pekłam z przeżarcia i zaliczyłam wieczorny spacer z psiną i nawet życzenia usłyszałam noworoczne! wybełkotane przez podpitego gościa "szszszczczcześliwgoo nwgo rkuuu" coś w ten deseń
-
Slam, taki "zawał" miałam już tyle razy, że ho ho upiorne uczucie... chyba się jednak położę na godzinkę, bo zaczynam nosem w klawiaturę uderzać
-
u mnie też walą co chwilę, mam psa i kota, biedne ze strachu aż podskakują jestem zmęczona minionym rokiem, ale tfu tfu dziś jeszcze mnie mostkościsk nie chwycił
-
tosia_j, koci tunel leży w pokoju obok mogłabym go sobie założyc na głowę, ale byłoby mi niewygodnie
-
dzień dobry :)
-
to chyba nie jest czas na lepsze samopoczucie
-
cześć po raz drugi dzisiaj próbuję właśnie ogarnąć ścisk w mostku... oddycham i oddycham, ale słabo coś mi idzie