Skocz do zawartości
Nerwica.com

nana x

Użytkownik
  • Postów

    58
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez nana x

  1. nana x

    [Kielce] i okolice

    Harper dobra mysl z tym stołem, stół jest jeszcze w kokneju na Orlej - przecznica warszawskiej i koziej... jakieś stoły o ile mnie pamieć nie myli są też w Pasji na małej(albo dużej - zawsze mi się mylą). I jeszcze termin, może przyszły weekend? mnie pasuje tez na tyg nie wiem jak Wam.. także proponuje przyszły tydz, albo dzień powszedni albo sob - niedz :) Godz, pewnie jakaś 16 / 17 Co Wy na to?
  2. nana x

    [Kielce] i okolice

    :) tworzy się grupka. Ktoś jeszcze ma ochote pogadać, spotkać się? macie jakieś propozycje - gdzie?
  3. hm, właśnie uświadomiłam sobie że mam lęk przed mężczyznami, w wieku zblizonym do mojego bądź starszymi nieco. Zawsze jak mam do czynienia z młodym lekarzem, sprzedawcą itd, sie krępuję. Im facet przystojmnejszy/atrakcyjniejszy tym ja mam większą ochotę uciekać. Jakoś tak wstydzę się, sciska mnie w gardle, rece mi się pocą albo mam zimne jak lody i nie jestem w stanie zachowywać się naturalnie i spontanicznie. W takiej sytuacji chyba boję się że facet nie zauwazy we mnie kobiety.
  4. nana x

    [Kielce] i okolice

    to jest nas dwoje. kto jeszcze? :)
  5. żaba mnie dziś uceszyła, a dokładniej 3 żaby. Wielkie, obrzydliwe rapuchy albo panowie ropuchowie . Poszłam sobie na łąki i w sadzawce ich wypatrzyłam - znaczy wiosna idzie nie ma co - żaby szykuja się do kochania :). I jeszcze ucieszło mnie to że mimo wszystko potrafiłam dostrzec uroki przyrody i usmiechnać się. Mimo że ...,ech. . I że w ogóle dotarłam tam bez zawrotów głowy i słabości - miło. pozdrawiam.
  6. a czy ktoś ma niestrawione resztki w kale ? w ogóle " nie podoba mi się " moja kupa , o ile to można nazwać kupą... bo to taka breja ni to sraczka ni stolec. Do tego żółta albo zielona. i tak od roku. I tak sie gnębie czy to nie cos poważniejszego niż jelito nadwrażliwe.
  7. nana x

    [Kielce] i okolice

    a może by się tak spotkać na wiosne w naszym uroczym mieście Kielce? pogadać - jak to sie leczy nerwice w kielcach , poobgadywać terapeutów, lekarzy itd ;P wymienić doświadczenia z terapii kto ma ochote? wpisujcie się. może w chilloutcie? hę ? pozdr.
  8. od wczoraj moje szumy uszne przeszły w jakieś dziwne dźwięki ni to piski ni to buczenie . I tak drugi dzień mam w uszach pralke z nastawionym wirowaniem. Ide do sklepu - mam wrażenie ze gdzieś (ale gdzie?) pralka pierze, w poczekalni u lekarza pralka wiruje..... a ktoś tu pisał że od nerwicy nie można ześwirować żeby było śmiszniej jeszcze kiedyś jak bardzo bałam sie guza mózgu, utworzył mi się na czole malutki włókniak. Panikowałam strasznie że to guz. I tak w nocy przyśniło mi się że na czole wyrósł mi palec i kiwał do ludzi. I tak chodziłam z tym palcem na głowie :) Wobraźcie sobie albo jak byłam przeziębiona, obawiałam się potwornie czy to aby nie sepsa. No i przyśniło mi się że poszłam do lekarki a ta zdiagnozowała: proszę pani to jest grypa pinpongowa ...:) opowiedziałam terapeucie - pyta z czym mi się kojarzy ping- pong - z bezsensownym odbijaniem piłeczki ano. nonsens z tymi chorobami. a jak mnie szyja bolała i obawiałam się nowotwora , to mi się przyśniło że mam na szyi pod skórą oponę z jakimś płynem i nie moge szybko chodzić, bo ona jest bardzo ciężka i się rusza. :) Macie coś śmiesznego u siebie ?
  9. Znalazłam pracę w Warszawie, wyjechałam, choć gdzieś w środku czułam opór. Było mi tam strasznie samotnie, dużo stesu, pochorowałam się, zdecydowałam ze wracam. i tak : dzień przed powrotem ,miałam iść na „ słynny” Stadion Dziesięciolecia, popatrzeć co to za zjawisko, może kupić sobie jakieś spodnie, może coś mamie, do domu. Wstałam, umyłam się, zjadłam śniadanie. Dokańczałam pić kawę, już chyba nawet założyłam kozaki, aż poczułam że robi mi się słabo. Tak bardzo że musiałam się położyć. Nagle poczułam rozlewający się gorąc w klatce piersiowej, duszność. Panika, nie wiedziałam co mam robić. Wbiegłam na korytarz żeby sprawdzić jaki jest nr mieszkania, żeby podać na pogotowiu. Okropny lęk, co ze mną, co mam zrobić, jestem tu sama, co będzie jak przyjedzie pogotowie, jak mnie zabiorą do szpitala. Co mi w ogóle jest ?! Było mi słabo, miałam uczucie że za chwilę zemdleję. Chciało mi się wymiotować. Sprawdziłam godz. przyjęć w przychodni i zdecydowałam się jechać, miałam nadzieję że jakoś tam dojadę bo przystanek prawie spod kamiennicy. Cały czas myślałam byleby tylko udało mi się tam dotrzeć, a potem to już nich się dzieje... jestem w „ bezpiecznym miejscu”, jakby co to się mną zajmą. Nie będę sama. Cały czas miałam zawroty i wrażenie mdlenia. Siedze na przystanku, autobus nie przyjeżdza, boję się że zaraz upadnę... pytam pana czy daleko stąd jest postój taksówek, okazuje się że daleko, że lepiej autobusem ma być zaraz, rzeczywiście jedzie, wsiadam- siadam. I sobie wyobrażam co będzie jak zemndleję. Co zrobi starszy pan z wypchanym plecakiem, siedzący naprzeciw mnie. Kto zadzwoni po pogotowie, czy kierowca zatrzyma autobus, czy inni pasażerowie się stłoczą się patrzeć co się dzieje. Denerwował mnie chłopak siedzący po przeciwnej stronie, jego spokój, beztroska, leniwe beznamiętne gapienie się w okno , potem wciąganie czapki na głowę, powolne wstawanie żeby wysiąść. A ja tu przecież prawie u-m-i-e-r-a-m. Śledzę ulice. Malborska , to już nie daleko, może uda mi się....Mijamy Szpital Grochowski, myślę może powinnam tu wysiąść, bo dalej mogę nie dojechać...Myślę że może mam stan przedzawałowy, może zawał. Nie chcę umierać, boję się...Dojeżdzamy, mijamy skrzyżowanie z Ostrobramską, jest! Zamieniecka, przystanek wysiadam. Ale teraz jak ja dojdę ?!! ja zaraz zemdleję, gorąc czuję, całkowita słabość. Boże a to tak nie daleko tylko przez potrójne światła i potem tylko kawałeczek. Przede mną jakieś dziewczyny- może poprosić je o podprowadzenie. ? Oddaliły się, może dam radę sama. Tyko jak przejdę przez te cholerne światła? Boję się że zemdleję na przejściu, na ulicy podczas przechodzenia na drugą stronę. Czekam na zielone, denerwuję się że tak długo światło nie zmienia się. Jest! udało mi się przejść przez światła. No teraz to już nie daleko. (W międzyczasie pojawiła się myśl- dlaczego nie mdleję a mam uczucie jakby to za chwilę miało się stać) Przyśpieszam kroku, prawie biegnę, jest!, wchodzę do przychodni... no tu jestem bezpieczna. Chce mi się siku, udaję się do WC, ale mam świadomość że ryzykuję, bo jak mi się coś stanie to szybko może nikt mnie nie znaleźć, bo kibel w bocznym korytarzu. Ale udało się, wbiegam do rejestracji, cała mokra, wystraszona, wkurza mnie powolność pielęgniarki w szukaniu karty. Wchodzę do gabinetu. Padam na leżankę. Udało się dotarłam , teraz niech dzieje co chce. Mówię doktorowi że mi słabo, że za chwilę zemdleję, że mi duszno, że czuję gorąc w klatce piersiowej. Ten jak by nigdy nic, przegląda moją kartę, potem bierze patyczek i karze mi otworzyć usta...Jezu.... jak jestem zła- przecież ja prawie miałam zawał ten do mnie z patyczkiem. Palant, konował. No ale w końcu mnie zbadał, osłuchał,zmierzy ł ciśnienie ,popatrzył latarką w oczy. I mówi że niczego niepokojącego nie wykrył ani w sercu ani w płócach. Ja mówię mu że ledwo co tu dotarłam... że nie mam siły. Pyta mnie czy czymś się ostatnio zdenerwowałam. No... było coś. Mówi że te dolegliwości to być może na tle nerwowym.. Pytam co mam zrobić, ja nie wrócę do domu, nie dam rady. Zaprowadza mnie do zabiegowego, kładę się na leżance. Mam się uspokoić( huju ale ja miałam prawie zawał ). Przychodzi pilęgniarka, bada cukier – w normie. Rozmawia ze mną. Co jakiś czas zagląda lekarz, pyta czy lepiej. Trochę lepiej trochę nie. Mówię że dalej czuję gorąc w klatce piersiowej. On że w badaniu tego nie ma. Mówię że jak wyjdę mogę zemdleć, stracić przytomność. On na to że gdzyby tak miało się stać to badanie by wykazało jakieś symptomy. I pytam z niedowierzaniem: i j a nie zemdleję?. On -Na pewno pani nie zemdleje, zaświadczam że będzie wszystko w porządku. Częściowo mnie to uspokaja. Uczucie mdlenia i gorąca przeszło, decyduję się iść. Minęły wcześniejsze objawy. Ale jestem trochę przerwżona tym co się ze mną działo. Mam ochotę na pierogi ze szpinakiem – wstępuję więc po drodze na plac Szembeka. Nie ma pierogów, spaceruję między stoiskami, czuję się normalnie. Kupuję turkusową chustę , myślę będę miała pamiątkę z bazaru Szembeka. Trochę obawiam się wsiąść do tramwaju... ale wsiadam jadę, robię zakupy na dole kamiennicy. W domu robię sobie cherbatę i się kładę. Nie mogę zasnąć, zimno mi. Chyba znów mam atak, staram się przeczekać- jak radził doktor. Powtarzam sobie jego słowa- Nic złego się nie stanie. Ale się boję, wstaję chowam komórkę z ładowarką do torby, żebym miała jak zawiadomić rodzinę gdzie jestem, jakby mnie zabrało pogotowie. Golę dokładnie nogi, na wypadek gdybym miała leżeć w szpitalu. Wyjmuję klucz z drzwi gdybym nie była w stanie ich otworzyć jak przyjedzie właścicielka. Ciągle myślę o szpitalu, wyobrażam sobie jak mnie zabiera pogotowie. Gdzieś chyba w pół do trzeciej kładę się z powrotem do łóżka. Chyba zasypiam. oto dzień, po któtym nic nie jest takie samo, wszystko sie wywróciło ;( a było to nieco ponad rok temu.
  10. nie miałam czegos takiego, ale miałam co innego związanego ze zmysłem smaku. Na poczatku , jak ujawniła się u mnie nerwica i byłam w szoku, nie wiedziłam co sie ze mną dzieje, masakryczne przerażenie, słabość itd, to któregos dnia w pewnym momencie jedzac kolacje a w zasadzie wpychajac ją w siebie bo nie miłam wtedy apetytu, na jakąś chwile, nie wiem może kilka sekund - straciłam smak. I to było koszmarne uczucie. Jakbym mieliła w gębie siano..okrrrropne
  11. czy zdarzają Wam się chwile osłabienia, utraty siły, " rozpływania się" połączonego często z kręceniem się w głowie.? Ale takiego totalnego że nie macie siły wstać, jechać gdzieś, wyjść z domu? Jesli macie takie stany to jak długo trwają?
  12. jak powiedziałam ostatnio terapeucie ze mam silne bóle nóg, to zapytał mnie: - przed czym Pani chce uciekać?
  13. aniek czytając Twój post przypomniał mi się list, który czytałam w ostatnim zwierciadle, może znajdziesz w nim wskazówkę : "(...) Moje problemy z samoakceptacją zaczęły się wcześnie. Pamiętam, że w dzieciństwie ciało traktowałam jak przykrą konieczność, powłokę, która pozwalała mi żyć i funkcjonować. Gdy stało się oczywiste, że dojrzewam, pojawił się wstyd i niechęć do własnego ciała. Pamiętam, że przed każdą kąpielą, ściągając podkoszulkę, zamykałam oczy, żeby w lustrze nie widzieć swojego odbicia, rosnących piersi, nieproporcjonalnie długich rąk, intymnych miejsc. Niższe partie ciała były mi obojętne. Nigdy nie starałam się dotknąć, zbadać nie dotykałam intymnych miejsc nawet podczas mycia. Okresy miesiączkowania spędzałam pod kołdrą, walcząc z bólem i wstydem. Z czasem pojawiły się pierwsze wizyty u ginekologa, pierwszy chłopiec, pierwsze erotyczne doznania, a wraz z nimi rozczarowania. Poczucie że przecież miało być inaczej. Pierwsze kroki w świecie doznań miłosnych przyniosły też niepokój i jeszcze większą niechęć do własnego ciała . Młodzieńczy związek nie przetrwał próby. Dla każdego z nas zakończył się głębokim urazem. Czas pokazał, że do zrozumienia pewnych problemów dorasta się stopniowo. Moja praca nad sobą , nad akceptacją ciała i zdrowym poczuciem własnej wartości trwała długo i, co tu dużo mówić trwa nadal. Po rozstaniu się z pierwszym partnerem trzy lata borykałam się z kandydozą dróg rodnych i nawracającymi zapaleniami pęcherza, odwiedzając kolejne laboratoria mikrobiologii i gabinety lekarskie. Bezskutecznie. Końskie dawki leków nie przynosiły pożądanych efektów, osłabiały jedynie system odpornościowy całego organizmu. Rok temu poznałam mężczyznę , który zaprosił mnie do swojego życia. Wszystko zaczęłam od nowa. Początkiem mojej podróży w głąb siebie było przewartościowanie pojęcia seksualności i co za tym idzie , mojej kobiecości. Z kandydozą mój organizm poradził sobie bez farmakoterapii. Dla mnie jest to dowód na to że nareszcie zaakceptowałam swoją seksualność, swoją fizyczność, jako integralną część mojego Ja . Dzisiaj nie zamykam już oczu ściągając podkoszulek, a z czułością nacieram ciało pachnącą oliwką. Zaakceptowałam nie tylko swoje ciało , ale również moje ułomności, słabości, naturalne ograniczenia, potrzeby. Dałam sobie prawo, by być kobietą , która czuje ze sobą głęboką więź. "{Justyna} pozdr.
  14. a miałeś wsparcie w chorobie ze strony bliskich lub przyjaciół? a Twoje życie przed chorobą - układał Ci się? satysfakcjonowało Cię?
  15. bezpośredniego wpływu choroba fizyczna chyba nie ma na nerwicę. Nie wiem może przy padaczce czy jakiś uszkodzeniach mózgu. Pośredni na pewno ma. Ale też nie zawsze. Musi się nawarstwić moim zdaniem pare czynników - bolsene doświadczenia z dzieciństwa, brak opieki i wsparcia ze strony dorosłych... wtedy choroba fizyczna bardziej człowiekowi doskiera i trudniej mu jest z nią żyć. Jeżeli ktoś jest chory to normalne że ma smutki, załamania, frustracje itd- ale nie musi to od razu być depresja albo nerwica. U mnie akurat się nawarstwiło pare problemów, w tym choroba fizyczna i stąd moje zaburzenia lękowe. [ Dodano: Dzisiaj o godz. 12:09 am ] chcesz powiedzieć że kawa pita w dużych ilościach może spowodować nerwicę? gdzie podłozem jest nierowzwiązany, podświadomy konflikt emocjonalny? rozumiem że brak magnezu moze powodować lękliwość, drażliwość ale że nerwice?
  16. Oczy to mój wielki problem odkąd ujawniła się u mnie nerwica. Pare tygodni po " ataku" pojawiły się zaczerwienienia. Nie pracowałam wtedy na komputerze więc to raczej nie od niego. Myślałm że to minie bo miałam wtedy też infekcje górnych dróg oddechowych ale nie - oczy dalej wyglądały fatalnie- przekrwione a do tego zaczęły mnie boleć i pojawiały się obrzęki i zasinienia pod nimi- koszmar. I tak jest już rok. Okulistka rozkłada ręce bo nie jest w stanie znaleźć przyczyny tak podrażnionych spojówek - nie jestem uczulona, nie jest to wirusowe zapalenie spojówek, wymaz ze spojówki nic nie wykazał. Problem może tkwić w zatokach ale Laryngolog po obejrzeniu zdjęcia rtg sprzed roku na którym nie mam zawalonych zatok sitowych , tylko szczękowe i jakieś inne też wykluczyła ten powód. Zwróciła uwage na nieusunięty, zepsuty ząb. JUż sama nie wiem pytałam okulistki czy to może być na tle nerwowym - powiedziała że tak. moje oczy od roku są fatalne - mętne, szkliste, podkrążone, przekrwione, pomagają mi tylko doraźne środki ale nic nie niweluje przekrwienia. ech
  17. człowiek nerwica o rany co za nick
  18. moze nie powinnam ale napisze jednak... Vide Cull Fide - ubawiłeś mnie tym "luzikiem" w opisie Twojej historii :) tylko się chłopaku czasem nie przepakuj na tej siłowni pozdr.
  19. bimbaa poszukaj sobie terapii - to Ci pomoże zrozumieć dlaczego tak sie stało w Twoim życiu, skąd się bierze taki nastrój lęki bezsens. Nic nie dziej się bez przyczyny, to xe tak sie stało wynika zapewne z jakiś doświadczeń w Twoim zyciu. Wiele kobiet ma depresje poporodową... Nerwica często wyzwala się w trudnych momentach, pod wplywem wielkiego stresu, w Twoim przypadku był to trudny poród. trzymaj sie ciepło .
  20. God's - na portalach artystycznych jestem. i znów ten komputer - mnie brakuje blasku w oczach, ciepła dłoni, śmiechu, zmarszczonych brwi, wspólnego spędzania czasu, rozmów ale nie wirtualnych. Wiem powinnam rozszerzać znajmości poza net, tylko jakoś mi nie idzie, bo moze pdchodze do tego że znajomości internetowe są w moim przypadku bez sensu i nie zabiegam o takie. bethi - mój "pęd" wynika z ogromnego deficytu kontaktów międzyludzkich a mówiąc inaczej - z braku miłości :) dlaczego tak sie dzieje- przerabiałam/przerabiam na terapii. Do desperacji mi jeszcze troche brakuje. Może nawet czasem przeginam w drugą strone bo zdarza mi się nie raz że ludzie mi nie pasują i myślę sobie - ten kontakt mi nic nie da. tak tak jakość przede wszystkim. ale najpierw musi pojawić jakaś ilość :) może coś w tym jest że nie pozwalam ludziom być sobą... pomyśle pozdrówki wieczorne.
  21. a wiesz, jak rok temu jak "wybuchła" u mnie nerwica i nie wiedziałam co sie dzieje, chodziłam do lekarza często bo co rusz pojawiały się jakieś nowe dolegliwości to lekarka powiedziała żebym przestała tak latać do przychodni jak stara babcia bo przestaną mnie traktować serio ... heh tak jakby mnie kiedykolwiek serio traktowali
  22. Czytam Was i .... God's Top 10... coś jest w tych słowach że boję że mogę zostać potraktowana jak kiedyś. Chodzi mi tutaj o mężczyzn. Ktoś kto kiedyś został bardzo zraniony, odrzucony chyba zawsze będzie miał ten lęk. Ja też się boję - przyznaję ale mimo to potrzebuję drugiego człowieka...i ta potrzeba wydaje mi się być silniejszą od obaw. Myślę sobie też tak: czy może mnie spotkać coś gorszego niż kiedyś? Mnie brakuje ogólnie kontaktów z ludźmi. Ze strony kobiet nic złego mnie nie spotkało a mimo to niewiele mam koleżanek. Tutaj dochodzi też inny problem - po prostu pare z tej garstki wyemigrowało. Reszta ma zamiar Ja nie mam możliwości że wyjechać. U mnie do wywołania nerwicy przyczynił sie własnie - brak ludzi, to ze byłam sama ze wszystkim. Sobą jestem a jakże, moja pasja ma to do siebie że jest realizowana w samotności. ale w sumie nie tylko. Można do galerii z kimś iść, na wystawę jakowąś :) faktycznie zmiana jest potrzebna Tromgenn, tylko trzeba wiedzieć co zmienić. Bo to że np zmienie miejsce zamieszkania na większe miasto, pójde na kolejne studia a przez to będęwśród ludzi niekoniecznie sprawi ze nie będę sama. I tak sie właśnie zastanawiam o co chodzi u mnie z tymi ludźmi. Myślę nawet że może wrzucić na luz i przestać ich tak obsesyjnie pragnąć. Bardziej szukać w sobie powodów dlaczego tak jest niż nowych miejsc gdzie można kogoś poznać?... ech...pokręcony temat wyszedł. hauwaii . no tak , przeginać nie należy:) Hetna no i rozwijają i uskrzydlają i w ogóle ech :) ja też sobie chyba sprawie rowerek. Bo również kondycją nie grzesze, moze kiedyś sie spotkamy na ścieżce :)
  23. nana x

    ...

    :) [ Dodano: Dzisiaj o godz. 12:08 pm ] bo są męskimi szowinistyczno-seksistowskimi świniami ? :)
  24. No ja też mam dobry wręcz idealny słuchjak wyszło po badaniu takze nie wiem skad to moje "niedosłyszenie" , niedocieranie tego co ludzie mówią, czasem, muszę przyznać że jest tak że jak ktoś długo gada to ja... odpływam, słyszę ale nie słyszę a moje myśli gdzieś po kosmosie brykają :) No własnie Zahn przeginać w drugą strone i wszystkie objawy przypisywać nerwicy też sie nie powinno. ALe zachowanie równowagi nie jest takie łatwe. Jak coś dolega i nie przechodzi to sie idzie do lekarza, ten jeśli widzi potrzebe zrobienia badań to sie robi a jak wychodzą w normie to sie idzie do domu i żyje a nie lata i szuka innych lekarzy i badań. No a jak coś jest nie tak - to sie leczy.:)
×