
torres
Użytkownik-
Postów
643 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez torres
-
Nikt nie mówił, że się da. Na szczęście śmierć jest w tym życiu pewnikiem więc przynajmniej jest jakiś cel, na który czekam.
-
Jest czymś nieustannym. Działania altruistyczne są jakby przy okazji. To wyższy poziom trafiania do ludzi dzięki temu, że jest się altruistą i takie działanie się opłaca z pkt widzenia ewolucji. Zresztą gdyby Bóg był to nie kazałby mi cierpieć teraz skoro i tak pójdę do piekła za to, że w niego nie wierzę i uważam, że gdyby istniał byłby zjebany. Pierwsi będą ostatnimi i odwrotnie czy jakoś tak, a dlaczego ja mam mieć przez cały czas przejebane? Bóg ewidentnie nie wziął mnie pod uwagę w swoich planach lub planował to, że tak będzie. Cóż, dowiem się kiedy popełnię samobójstwo jeśli rzeczywiście istnieje jakiś Bóg. Gdyby się okazało, że jest to pewnie nawet by mi się nie chciało z gnojem rozmawiać, prędzej diabeł miałby dla mnie więcej empatii. -- 09 wrz 2014, 11:56 -- http://kwejk.pl/obrazek/2118085/boski-plan.html
-
No to na czym opiera się Twoja wiara? Widocznie na tym żeby dopasować ją do siebie bo kiedy patrzysz na ludzkość i do niej chcesz odnieść wiarę nie możesz nie dojść do takich wniosków jak ja. Wiesz gdyby Bóg faktycznie wymagał i faktycznie dawał siłę to ok ale mówimy o czymś czego nie da się udowodnić a indywidualne przeżycia większości ludzi temu przeczą. Nadal nie odpowiedziałaś na te najważniejsze punkty, które obalają cały katolicyzm
-
Wstałem o 9 rano a tu cały kolejny dzień do przewegetowania. Wezmę tabletki, zasnę to i tak obudzę się wieczorem i będzie przesrane w nocy. Kurwa niech to jebane życie już się skończy na amen
-
refren, ale każdy umysł działa na tej zasadzie, że to co lubisz, to czego chcesz itd ma swój cień czyli to czego nie lubisz i nie chcesz. Jeśli lubię kumpla za to, że jest inteligentny i ma poczucie humoru to w głowie powstaje wirtualny ziomek bez tych cech, którego nie lubię. Kumpel w jakiejś sytuacji mnie denerwuje i wtedy tymczasowo nie ma tych cech więc wkurza mnie. Przecież każdy człowiek poddaje się temu mechanizmowi. No i dalej ustalam sobie cele, do których dążę i mam w głowie jakiś obraz siebie. Jeśli ten obraz jest dobry to mam wysoką samoocenę ale wtedy w cieniu są ludzie, którzy nie mają tych cech, które uznałem za pozytywne. Osiąganie celów nie daje szczęścia tylko chwilowe zaspokojenie, pewien rodzaj spokoju i pewną namiastkę szczęścia. Ale ego zawsze dąży do tego żeby mieć więcej a cały ten zbudowany w umyśle świat jest iluzją. Po zdaniu sobie sprawy z tej iluzji dochodzę do wniosku, że nic nie ma sensu. I tak nie ma znaczenia co myślą o mnie ludzie. Gdyby miało to byłbym ich niewolnikiem mentalnym bo musiałbym robić tak żeby zachować dobry obraz siebie w oczach innych ludzi. Skoro nie ma to opłaca się robić tylko to co ja chcę. Ale sam z siebie nie chcę niczego poza tymi celami ego, które są iluzją i ich spełnienie nie da szczęścia. Z tego powodu najlepiej byłoby żeby mnie nie było. Gdybym nie istniał nie musiałbym o tym myśleć, tych problemów by nie było a istnienie i tak nie daje mi żadnej prawdziwej korzyści. Czy w takim świecie jest miejsce na Boga? Czy miałby on jakiś cel tworząc taki świat? To jest całkowicie pozbawione sensu i podstaw twierdzenie a opiera się jedynie na tym, że wszystko musi mieć swoją przyczynę - w takim razie Bóg to pierwotna przyczyna a nie żaden byt a tą przyczyną może być też przypadek, jakaś inteligentna ale niemyśląca energia opierająca się na algorytmach, a może tego nie ma i to tylko iluzja, że wszystko jest takie poukładane. Może są jakieś nieodkryte prawa fizyki, których nie znamy i przez to nadal tworzymy sobie w umyśle coś takiego jak Bóg i o tym dyskutujemy. Tak, nie musimy zawsze kierować się miłością do bliźniego tak jak i patriotyzmem itd tylko, że patriotyzm jest równie bez sensu. Ktoś się gdzieś rodzi i ma być patriotą i kochać to miejsce? "ja" jest w nieustannym konflikcie z całą resztą. Jak mamy więc rozstrzygać co jest dobre a co złe w danej sytuacji? No bo gdyby Bóg istniał to takie założenie trzeba by przyjąć. W ten sposób obalam logikę wierzących. Jeśli uważasz, że masz wpływ na to co lubisz to może opisz to i dostaniesz Nobla - w końcu żadna terapia nie będzie potrzebna. Ktoś ma z czymś problem to zmieni po prostu upodobanie takie jakie jest na liście prawidłowych wg Boga i nikt nie będzie cierpiał Możesz ale on będzie uwarunkowany tym co Twoja podświadomość wybrała wcześniej jako ideał. Uwarunkowani jesteśmy nie tylko biologicznie ale może przede wszystkim społecznie. Nadal to jest uwarunkowanie. Kiedy wyjdziesz poza uwarunkowania to nie ma tam żadnego ja, żadnych poglądów ani upodobań - tam jest ten stan, który nazywają boskim a ja to nazywam kolejną sztuczką umysłu, który cały czas działa i cały czas potrzebuje wierzeń żeby się utrzymać. Kiedy nie ma tych wierzeń umysł wierzy w mistykę, boskość itd. A jak człowiek żyjący tutaj, który ma świadomość z bezsensu tego wszystkiego ma znaleźć sens? Dla mnie to jedynie czekanie na śmierć tak jak dla katolików. Normalnie, wrodzony gust plus wzorce czyli tak jak w każdym przypadku. Na wrodzony gust nie mam wpływu - widzę dziewczynę, która pasuje do jakiegoś archetypu w głowie i im bardziej jest do tego zbliżona tym wyżej oceniam jej urodę. Jeśli jest bardzo zbliżona to może powstać zakochanie. Różne życiowe doświadczenia wpływają na biologiczne uwarunkowania. To, że kobieta wybiera sobie patologicznego partnera bo miała wcześniej takiego ojca to uwarunkowanie psychologiczne, które jakby przykrywa jej naturalny gust więc przepracowanie problemu na terapii zbliża ją do tego naturalnego wzorca. Ale tutaj mówimy przeważnie o cechach, o których z góry wiadomo, że są złe ale taka kobieta tego nie widzi i ma klapki na oczach. Bo to główna zasada jaka rządzi człowiekiem tylko, że pojmuję ją zupełnie inaczej niż Ci się wydaje. Gdybym pisał pracę magisterską to jej zdanie służyłoby przyjemności. Kasa to samo. Gdyby kumpel grał w takim serialu to też oglądnąłbym go z przyjemnością a nie znudzeniem. Ze schudnięciem zwykle bywa tak, że ktoś narzuca sobie wyrzeczenia i nie jest szczęśliwy, niszczy organizm dietami a wystarczyło zaakceptować siebie. Ktoś kto chce zdać prawo z góry wybrał źle Co to za przyjemność cały czas harować jak wół dla pieniędzy? A może ktoś zapali skuna, napisze tekst i go nagra i zarobi więcej niż ten ze studiów prawniczych załatwianych na wałach i przekrętach? Co to znaczy naprawdę dobre? Skoro wymaga wysiłku a jest naprawdę dobre to znaczy, że świat jest źle urządzony i żaden bóg nie maczał w tym palców. Dobro powinno być wartością uniwersalną i bezwysiłkową w boskim świecie. Skoro jest inaczej to może jednak to szatan rządzi a Ty go mylisz z Bogiem? Bo wiara jest jedną wielką sprzecznością i zależy co wyciągniesz z niej na wierzch. Dla wielu ludzi mimo tych absurdów i nieludzkich dogmatów wiara jest pozostawaniem w strefie komfortu. Dla ich ego odrzucenie wiary jest za trudne, trzeba by zupełnie inaczej patrzeć na świat a ego jest już przyzwyczajone do patrzenia w sposób religijny. Łatwiej wtedy np wytłumaczyć zło, nie potrzeba tyle empatii itd. A na myśl o śmierci wierzący pomyśli sobie, że pójdzie do nieba bo nagina dogmaty pod siebie. Ty też trochę tak robisz w tej dyskusji - wyjmujesz z religii to co Ci pasuje a to co ja piszę a jest naturalną konsekwencją wiary to odrzucasz. Nie da się poznać prawdy, są tylko różne modele i ja poznaję te modele a Ty zamykasz się w jednym religijnym i myślisz, że to prawda.
-
Podniecenie na konkretne części ciała kobiety
torres odpowiedział(a) na Daniel P temat w Seksuologia
Wiesz, zawsze możesz brać tabletki -
Vitalia, No tak to pisze żeby lepiej się sprzedało. Chodzi jednak o to żeby nie szukać niepotrzebnie Boga tylko zająć się życiem bo gdyby Bóg był to wolałby żebyśmy się cieszyli i doceniali jego dzieło niż martwili się. Ale to dzieło jest niekompletne skoro większość osób jednak cierpi a przyjemności są tylko chwilowe i przeważnie są iluzją. Problem zaczyna się wtedy kiedy są różne wizje tej dobrej drogi. A chcieć dla innych żeby wzrastali to jednak kłóci się z tym, że każdy chciałby sam wzrastać lepiej niż inni a jeśli chce dobrze dla innych to muszą to być ci swoi kontra obcy. Ja przynajmniej inaczej nie potrafię sobie wyobrazić. Życzę dobrze swoim bliskim a pozostałym po prostu nie życzę źle ale chcę być lepszy niż oni i żeby moi bliscy mieli większą wartość niż inni (dlatego są moimi bliskimi a nie przypadkowymi ludźmi z dworca). Dwa minusy dają plus. Jeśli istnieje wzorzec odpowiedzialny za bunt i on jest patologiczny w zdrowej rodzinie to potem ktoś tak patologiczny ma dziecko ze wzorcem buntu. Więc delikwent buntuje się przeciwko swoim patologicznym rodzicom i jest dobry Ktoś inny ma na tyle twardy charakter, że chce się wyrwać z patologii i mu się udaje- nadal to geny i determinizm. W patologii paradoksalnie łatwiej o silniejsze geny ale trudniej o dobre wzorce. Silny samiec alfa to często patus, geny ma dobre a wzorce słabe. Wystarczy się poprawić i przyznać do błędu. To manipulacja, że trzeba żałować żeby móc się poprawić. Można po prostu nie chcieć tak postępować bo to kłóci się z moim kodeksem moralnym, nie muszę zaraz tego rozpatrywać i żałować. Wg mnie to świadczy o słabości, że nie był w stanie pokonać rodzimych wzorców i jednak jako przegrany wrócił do strefy komfortu i niczego się nie nauczył.
-
de Mello tłumaczy, że nie ma sensu szukać Boga bo to co człowiek ma to życie tu i teraz. Bóg pełni tutaj rolę panteistyczną - wszystko jest Bogiem czyli Boga jako takiego nie ma No właśnie nie bo kocham siebie więc kocham też ludzi podobnych do mnie i oni mają wg mnie większą wartość niż większość ludzi i dzięki temu właśnie kocham siebie i tych innych, których kocham. Miłość do wszystkich ot utopia jak socjalizm i przez takie idee były i są kłótnie i wojny. Pewne religie zdają sobie z tego sprawę i skupiają się na swoich dzięki czemu ewolucyjnie to oni są bliżej przetrwania i łatwiej im znaleźć sens bo nie wierzą w jakąś karmę itd. Katolicyzm też pierwotnie taki był ale to prowadzi do mordowania i nawracania siłą. Zawsze równolegle do takiej miłości powstaje cień, który jest nienawiścią do tych, którzy nie pasują do idei. Wolę już mieć w dupie, gardzić kimś ale tej osobie nie szkodzić a kochać tych, którzy na to zasługują. Są tacy ludzie co potwierdza tylko matematyczny rozkład prawdopodobieństwa. Wśród masy patologii zawsze znajdą się najsilniejsi, którzy się wybiją i im się uda żyć normalnie. Mieli inne geny, poznali kogoś inspirującego, urodzili się odporni na patologię - różne rzeczy zdeterminowały to, że im się udało. No właśnie ale w zdrowiu psychicznym chodzi o to żeby nie żałować, jeśli jest karma to też lepszą ma ten kto nie żałuje i takie obserwacje potwierdzają się w życiu. A to już chyba powiedział tak żeby nie mówić, że Boga nie ma ale tak wynika z jego nauk, że nie ma ale ta świadomość nie wnosi nic do tu i teraz.
-
Wkurza mnie ten cały pojebany durny świat. Nawet jesli moim jedynym marzeniem jest tak proste to żeby w spokoju bezboleśnie podczas snu umrzeć to nie może się to spełnić. Nie prosiłem się na ten świat do kurwy nędzy więc za co mi przyszło teraz cierpieć?
-
Podniecenie na konkretne części ciała kobiety
torres odpowiedział(a) na Daniel P temat w Seksuologia
To jedź do Afryki i nie zawracaj dupy ludziom na forum -
Podniecenie na konkretne części ciała kobiety
torres odpowiedział(a) na Daniel P temat w Seksuologia
Zdaje się, że z takim podejściem żadna kobieta nie będzie chciała mieć z Tobą dzieci więc siłą rzeczy nie będą musiały tego oglądać. Proszę jak natura pięknie dba o to żeby pragnienia takich ludzi jak Ty się spełniały -
Dobra, chyba czas to obalić już ostatecznie :) Jeśli istnieje Bóg i znajduje się poza czasem, jest wszechmogący to jeśli my powstaliśmy dzięki mechanizmowi ewolucji i dostosowujemy się do środowiska mając inspiracje do tego nie wiadomo skąd to znaczy, że to Bóg musi nam podsuwać myśli do głowy. Wszystko stworzył Bóg więc każda myśl w głowie pochodzi od niego. Wybieramy ją na zasadzie intuicji i poddajemy ją przez pryzmat nabytych dotychczasowych przekonań. Zakochujemy się bo wymusza to na nas biologia, popędy i żądze to biologia, ego to funkcja każdego umysłu. Powiedzcie mi wierzący po co z boskiego punktu widzenia takie rzeczy? Po co obecne życie i na jakiej zasadzie Bóg wybiera nas potem do raju albo na potępienie? Ostatecznie katolicyzm jest obalony przez to, że zawiera absurdalny dogmat wiecznego piekła. Jeśli Bóg jest wszechmogący, wszechwiedzący i znajduje się poza czasem to z góry wiedział kto będzie zbawiony a kto potępiony. Jeśli każe ludzi na wieczne piekło za to jacy są to jest najgorszym demonem jakiego można sobie wyobrazić. Wg różnych odłamów chrześcijaństwa karą za grzech jest śmierć i nieistnienie a nie piekło - w takim razie nie muszę się martwić tym, że nie pójdę do nieba (i tak bym nie chciał bo mi to nie pasuje) tylko przeżyć to życie do końca a potem i tak nie będę żył bo z pkt widzenia Boga nie ma to sensu, moja wola jest taka żeby nie istnieć bo nie podoba mi się świat stworzony przez Boga - jeśli Bóg jest dobry to po prostu mnie zlikwiduje zamiast karać. Jeśli chce mnie ukarać to po to żebym się czegoś nauczył co oznacza, że Bóg coś dla mnie zaplanował a moja wolna wola ma polegać na tym żebym dostosował swoją wolę do boskiej, pozbył się swoich pragnień i pozwolił Bogu kierować sobą. Jeśli mam taki wybór między dżumą a cholerą to wybieram trzecią drogę czyli śmierć. A jeśli nie mam takiego wyboru to mam ulegać Bogu ze strachu albo z egoizmu (żeby nie cierpieć dłużej?) i wyrzekać się siebie? Nie, ja to pierdole. Będę dalej robił swoje a jeśli Bogu się to nie będzie podobało to źle to o nim świadczy a nie o mnie. Wreszcie czemu Bóg się nie ujawnia? Chce żeby w niego wierzyć a nie daje żadnych znaków - często ludzie mocno wierzący interpretują zwykłe wydarzenia jako te znaki ale nie ma niczego jednoznacznego. Wszechmogącego Boga byłoby na to stać. Jeszcze jedno. Bóg nie stworzył mnie bo ja się urodziłem z kobiety i jestem zbiorem genów i wyuczonych myśli. Jeśli pasuję do wizji Boga to idę do raju, jeśli nie to do piekła, tak? Nie na podstawie wolnej woli tylko tego na co nie miałem wpływu a mnie uwarunkowało. Na jakiej podstawie mam wierzyć w Boga? Pytałem o to i nie było odpowiedzi. Zakładasz, że Bóg jest i pod to budujesz swoje argumenty. Ja dopuszczam możliwość, że go nie ma i że jest i buduję sobie wnioski jakie wychodzą z jednego i drugiego. Tylko, że to jest czysto hipotetyczne rozmyślanie. Żeby przyjąć, że jednak Bóg jest musiałbym dostać jakieś dowody i przesłanki, których nie mógłbym odrzucić. Nie boisz się, że jesteś oszukiwana a tak naprawdę Twoja wiara jest fałszywym przekonaniem wpojonym przez kogoś? Czy aby nie dlatego dalej brniesz w wiarę bo inaczej musiałabyś przyznać, że tyle czasu wierzyłaś w bzdury? A poza tym odczuwasz subiektywną korzyść z wiary więc ciężko ją odrzucić? Tylko, że ta korzyść jest moim zdaniem pozorna a w rzeczywistości to działa jak narkotyk. Chyba coś nie do końca Ci się podkreślił cytat bo w jednym i drugim napisałem dokładnie to samo Szukając prawdy należy więc odrzucić wiarę kosztem przyjmowania wiedzy. Religia jest zaprzeczeniem szukania prawdy i jest rezygnacją z poszukiwań a przyjęciem czyjejś wizji bo tak wygodniej dla ego i leniwego z natury intelektu Nie zawsze i wszędzie? Ale nie można być trochę w ciąży lub za a nawet przeciw. Kochanie bliźnich oznacza to, że jeśli kogoś kocham to dzięki temu, że kogoś innego nie lubię i porównuję sobie w podświadomości te osoby. Kochać wszystkich to wyrzec się siebie. Ja sądzę, że kto nie ma wrogów nie ma też przyjaciół a kto kocha wszystkich ten naprawdę nie kocha nikogo. Dajesz pieniądze bezdomnym pijakom? Dlaczego oni pragną dobra, które z mojego punktu widzenia jest pogrążaniem ich? Jeśli dam mu 5 zł to on kupi alkohol, który mu szkodzi. Ale skoro taka jest jego wola i on tak widzi dobro to dam mu te drobne i niech się cieszy. A co jeśli Bóg podobnie widzi człowieka? Wtedy dobro jest sprzeczne z moimi upodobaniami i mam wybór dostosowania się czyli wyrzeczenia się siebie lub bycia sobą i zbierania negatywnych konsekwencji tego. Gdyby Bóg był taki dobry i wszechmogący to każde ludzkie pragnienie nie uderzające w bliźniego byłoby spełnione i korzystne a ludzie dzięki temu szczęśliwi. Tymczasem świat jest zbudowany odwrotnie i to przyjemność jest pokusą do odrzucenia a prawidłowa jest nudna równowaga i wyrzeczenia, których ja nie chcę. Dla mnie szczęście to spełnienie marzeń a nie pozbywanie się ich. Niekoniecznie jest to dobra wartość. Tzn jest jeśli dotyczy wybranych bliźnich a nie każdego i gdyby ci bliźni zawsze kochali ze wzajemnością żeby była pewność, że nie zdradzą. Jednocześnie kocha się za coś w porównaniu do czegoś. Jak widać to wszytko są sprzeczności powodujące cierpienie i wynikają bezpośrednio z natury wszechświata i człowieka. Jeśli Bóg był ograniczony prawami, które sam stworzył albo zastał we wszechświecie to już chrześcijaństwo i wszechmoc Boga są obalone. Wtedy diabeł jest nad Bogiem i jako diabła można przedstawić bezduszne i martwe prawa wszechświata powodujące to, że zawsze człowiek będzie cierpiał a jego pragnienia będą sprzeczne i niemożliwe do realizacji. Czyli raj to taka nirwana, faktycznie wolność od pragnień i nieistnienie a nie miejsce gdzie każdy ma dobrze. Biologicznymi wszystkich ludzi. Powinnaś więc dostać za to nagrodę Nobla Wiedza to nie wiara. Determinizm wynika z logiki i w żaden sposób nie można go obalić. To wytłumacz mi w takim razie jak to robisz bo też bym tak chciał. Zdecydować, że nie potrzebuję związku do szczęścia, zmienić gust seksualny, spowodować żeby zdrowe jedzenie zaczęło mi smakować a smażone mięso przestało, spowodować, że stan po marihuanie mi nie będzie odpowiadał a trzeźwość mi się spodoba, spowodować, że nie będę chciał mieć więcej i lepiej, pogodzić się z brakiem pieniędzy itd. Z tym już się urodziłem. Wącham perfumy w sklepie i jedne mi się podobają a drugie nie. To jest poza moją świadomością decyzyjną. Nie da się temu w żaden sposób zaprzeczyć ale skoro już coś takiego napisałaś to ciekaw jestem jak będziesz próbowała to potwierdzić jakimś argumentem. Nawet ten Twój program w TV - interesuje mnie przyroda więc oglądam programy przyrodnicze. Nie wybieram, że oglądnę national geographic zamiast sędzi Anny Marii Wesołowskiej. Po prostu podoba mi się ten program a nie inny więc mam wybór między oglądaniem tego co lubię a tego co nie lubię i wybieram to pierwsze. Wolna wola ogranicza się tylko do tego. Na jakiej podstawie opierasz swój wybór? Dlaczego ja nie mogę wybrać, że chcę być kimś zwykłym, mieszkać sobie w leśniczówce i nie przejmować się światem? Nie mam takiego wyboru i gdyby ludzie go mieli to świat wyglądałby zupełnie inaczej. Byłoby lepiej i spokojniej ale nudno tak, że mi by się nie chciało żyć w takim świecie. Właśnie, że decyduje o tym gen i trudne dzieciństwo. Ten kto miał trudne dzieciństwo a nie zabija ma inne geny a wychowanie mogło też się różnić mimo tego, że z pkt widzenia jakiejś osoby jedno i drugie dzieciństwo było trudne. Marks z Engelsem uważali również, że wszyscy są równi i nikt nie powinien mieć więcej, a pożądanie rzeczy bliźniego to nic innego jak bodziec do rozwoju. Jeśli widzę, że sąsiad kupił sobie fajny samochód to jeśli pożądam ten samochód to pracuję ciężej żeby samemu mieć taki. Polaczek wychowany w taki sposób żeby nie pożądać tego samochodu będzie gardził bogatszym sąsiadem i wyzywał go w myślach od żydów, kapitalistów itd. Dokładnie tak. Podobnie jak większość teorii o NWO zawierających fakty i oczywistości oraz absurdy takie jak reptilianie. Pomieszać najprostszą oczywistość z największą bzdurą to najskuteczniejsza manipulacja jaka działa w religiach, sektach, polityce, reklamach. Ja w każdym poście uzasadniam dlaczego wiara jest szkodliwa a Ty wychodzisz z góry z założenia, że Bóg istnieje, że jest dobry i że katolicyzm to słuszna droga do niego. Fajny sposób dyskusji? :) No i to właśnie świadczy o tym, że świat jest do dupy i zawsze będzie a żadnego Boga nie ma. Gdyby był wszechmogący i dobry to stworzyłby nam taki świat, w którym nie byłoby cierpienia. Albo ogranicza go coś większego i cierpienie jest skutkiem ubocznych tego czegoś albo nie chce on dla nas dobrze i nasze cierpienie jest mu na rękę. Poza tym o stwórcy tego świata świadczy jego dzieło. Możliwe, że to tylko nieudane dzieło spośród setek udanych ale jednak to nie przystoi wszechmogącej istocie, prawda? Gdyby to stworzenie było boskie to byśmy się nim zachwycali a jedyne czym się zachwycam tutaj to forma a nie treść czyli zostaliśmy zrobieni w bambuko. -- 03 wrz 2014, 17:49 -- Aha jeszcze jedno. Ostateczna kwestia, która rozwiązuje nasze dylematy. Za przyjemność trzeba płacić i ponosić jej bolesne konsekwencje - czy Bóg stworzyłby taki świat? Wg mnie stworzyłby świat gdzie przyjemność jest celem i zawsze jest dobra a nie taki świat jak teraz i trzeba się wyrzekać przyjemności żeby trafić do Boga. Każda dodatnia wartość ma ujemną zapłatę a stan zero jest bez sensu. Tylko śmierć może wyzwolić człowieka od cierpienia.
-
O Tobie mogę napisać to samo :) To nie są moje rozkminy tylko obraz chrześcijaństwa. Ja tak nie postrzegam Boga bo w niego nie wierzę. Wierzę, że to przypadek i ewolucja rządzi tym światem a sterują nią inteligencja, która jest skutkiem ubocznym istnienia tej ewolucji i powstania świadomości. Świadomość powstała jako coś naturalnego w kosmosie a światem rządzą pewne prawa np takie, że historię piszą zwycięzcy a religię robi się dla pieniędzy i kontroli umysłu a to trafia w jeden z największych lęków człowieka - to religia straszy Bogiem, ja akurat w tę religię nigdy nie wierzyłem więc ciężko żebym akurat od tego miał jakieś zaburzenia. To był konstruktywny wniosek, dzięki któremu akurat uniknąłem innych zaburzeń takich jakie wmawia religia katolicka. Moje problematyczne rozkminy dotyczyły akurat praw wszechświata, sensu i mechanizmów psychiki ludzi - bardziej pragmatyczny punkt spojrzenia na świat, który nie opiera się na bezsensach i absurdach takich jak dogmaty. Zacząłem myśleć co jeśli Boga nie ma i co jeśli jest. Jakie wnioski wychodzą z jednego i drugiego. Najkorzystniejsze dla psychiki jest przekonanie, że Bóg jest i w jakiś sposób dba o wyższy porządek świata na tej zasadzie, że działa zawsze korzystnie dla jednostki, która w nią wierzy. Wtedy mózg tworzy najkorzystniejsze odpowiedzi, które pochodzą od Boga czyli są najlepszym programem umysłu. Nazywają to Wyższe Ja czy też centrum duszy. Ludzie wtedy omijają niektóre podświadome programy, które im szkodzą i mózg szuka optymalnego rozwiązania. To jest wszystko prawda ale to nie oznacza, że faktycznie istnieje Bóg, który jest jakimś bytem czy też świadomym stwórcą. Tego nie wiemy i najprawdopodobniej nigdy się nie dowiemy. Natomiast każdy dogmat mówiący "Bóg jest..." i opisywanie jaki jest lub jaki nie jest tak żeby inni wierzyli w czyjeś wierzenia to już psychomanipulacja odwołująca się do siły autorytetu i świętości. Ludzie łatwo temu ulegają bo podświadomość lgnie do tego co uważa za bezpieczne i korzystne. To dlatego najwięcej paranoików jest wśród katolików, którzy są wyznawcami Rydzyka. Ateiści nie uwierzą w takie teorie, że jeśli ktoś czyta Harryego Pottera to wiedz, że coś się z nim dzieje czy też w jakieś zmienione nazwiska polityków żydów. Ci od zamachów bombowych, reptilian i New Age też wierzą w Boga. Mnie stworzył odwrotnie, widocznie za karę bo wiedział już z góry jaki będę No i widzisz gdybym wierzył w to co Ty to musiałbym się wiecznie obwiniać. Skąd wiesz co jest w interesie Boga? A jako Jezus Bóg cierpiał za grzechy ludzi i w to wierzysz, tak? Chciałbym żeby osiągnął trwale i głębokie szczęście i żeby przeżywał przyjemność w taki sposób jaki jest kompatybilny z jego pragnieniami. Bóg tego nie zapewnia a właśnie mówi poprzez katolicyzm "odrzućcie siebie i swoje pragnienia, kochajcie bliźnich a będziecie szczęśliwi". I odwołuje się to chytrze do ludzkiego sumienia - nie zaprzeczysz przecież, że trzeba kochać bliźnich a podświadomość zestawia sobie to zdanie tak, że miłość do wszystkich bliźnich jest wymagana i to jest sensem co nie zgadza się z ludzkimi przekonaniami i upodobaniami, poglądami i że ta miłość wiąże się z odrzuceniem pragnień bo to zło, szatan. Wybierasz sobie otoczenie, z którego przejmujesz wzorce i geny? Masz wpływ na to co lubisz jeść a co Ci nie smakuje? Na gust seksualny? Na muzykę jakiej słuchasz i na to jakich ludzi lubisz, jaka chcesz być? Nie, na tę część nie mamy wpływu. Możemy sobie zainstalować w procesie życia ogólnie różne upodobania ale z jakiegoś powodu to wybieramy a robi to za nas przeważnie podświadomość. W przeciwnym przypadku musiałabyś racjonalnie analizować kupno bułek i mycie podłogi przez co nie miałabyś czasu żyć. Możesz zmieniać poszczególne cechy, nad którymi pracujesz ale ideału i tak nie osiągniesz. Może ktoś jest mordercą bo ma tak, że lubi zabijać i podnieca go umysłowo to, że np ojebał kogoś z pieniędzy i jara się planem jaki wymyślił żeby do tego dojść? To nie jest przecież jego wina. Wynika więc z tego, że każdy będzie zbawiony jeśli Bóg jest sprawiedliwy czyli jest reinkarnacja i karma. Co prowadzi do tego, że człowiek coraz bardziej wyrzeka się siebie żeby się oświecić i być w raju. No bo istnienie nieba i piekła i to na podstawie tego życia jest absurdem. Albo wszyscy zostaną zbawieni bez względu na wszystko? Nie bo po co w takim razie teraz żyjemy tutaj? Bez sensu. A więc wymyślono, że zbawienie osiąga się dzięki wierze w daną religię, sektę czy zbiór dogmatów new age. To utrzymuje ludzi przy religii, to naturalny wymysł jeśli ktoś chce założyć sektę manipulującą ludźmi dla pieniędzy i władzy lub ze złudnego postrzegania siebie jako kogoś ponadludzkiego kto ma kontakt z Bogiem i wie co ludzie mają robić i jak Bóg chce. Te biblijne są. Ten z zerwaniem owocu to totalny bezsens. W starym testamencie też jest masa takich absurdów "nie będziesz golił włosów z boku brody" LOLLLL Przykazania to zbiór oczywistości żeby ludzie nie mogli się sprzeciwić - no tak przecież się zgadzamy, nie możemy być tacy źli, że nie zgadzamy się z takimi mądrymi i moralnymi rzeczami. Tylko, że równie dobrze można takie oczywistości zawrzeć w zbiór dwóch przekazań (Carlin tak zrobił) i powiedzmy ogłosić, że Bóg Buruburu tak ogłosił i że ludzie mają tego słuchać a ja jestem prorokiem. Napiszę teksty, które za sto lat ktoś uzna za genialne i obwołają mnie Bogiem A za 2 tysiące lat ktoś użyje argumentu, że skoro tyle lat ludzie w to wierzą i jest taka tradycja to musi to być prawda. A z tych 10 przykazań niektóre też są absurdami w sumie. Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną np, pamiętaj aby dzień święty święcić, nie pożądaj żony bliźniego swego ani żadnej rzeczy, która jego jest - ostatnie brzmi jakby napisali to Marks z Engelsem Vitalia, Mi bioenergoterapeuci nie mówili o tym co będę czuł. Czucie energii samo się pojawiło i medytując też można tak się skupiać i samemu tworzyć energię, którą się czuje. Ale doszedłem po czasie do wniosku, że też absurdalne. Bo musiał być początek tej karmy i jak to jest, że jedni rozwinęli się lepiej a drudzy gorzej skoro każdy dostał równe szanse? Musi rządzić albo przypadek albo Bóg to zdeterminował już na początku karmy. Albo to wolna wola decyduje ale skąd ją mamy? Czemu jedna wolna wola jest lepsza od drugiej? To prowadzi do tego, że faktycznie rządzi tutaj ewolucja i ten kto akurat ma cechy pozytywne dla ewolucji (na początku jako istota z wolną wolą ale nie znającą jeszcze wyborów i ich konsekwencji wybiera na początku losową cechę skoro żadnej nie zna ) ten przekaże swoje geny i swoje wychowanie i przetrwa, tak samo w świecie duchowym będzie miał coraz lepsze warunki startowe bo się rozwija a drugi ma źle więc zbiera jeszcze gorszą karmę i pogrąża się w marazmie, a to jeszcze kłóci się z tym, że każdy się rozwija i jak teraz mam jakieś dobre cechy to one pojawią się w następnej inkarnacji. Czyli ten bezsens odrzucam. Mamy najprawdopodobniej tylko jedno życie albo jest reinkarnacja zachodząca na jakichś nieznanych nam zasadach, które ludzkość jeśli w ogóle odkryje zanim wyginie to miną jeszcze setki lat. refren, jeszcze raz: No i ja bym tutaj upatrywał przyczynę Twoich problemów, właśnie ta wiara To co mówi de Mello jest dobre ale nie zawsze dla ludzi wychowanych przez katolicyzm. I dlatego potem błędnie interpretują to wszystko i niektórzy wracają do dawnej wiary (strefy komfortu) i czują się teraz nawróceni i ewangelizują innych. Inni wpadają w new age a inni tak jak ja w mentalne rozkminy i podważanie świata. A ja mimo, że nie wierzyłem w chrześcijańskiego Boga ale przekonanie, że jest karma ma straszne skutki dla psychiki, dokładnie takie jak katolicyzm. I teraz można pójść w jeszcze jedną stronę - wyciągnąć z tego logiczne przyziemne wnioski i wtedy nasz światopogląd się mocno wzbogaca. Ty po prostu wkręciłaś się w to żeby wymusić na sobie odczuwanie szczęścia, ja podobnie "ciesz się niezależnie od wszystkiego" a potem to wszystko traci na wartości więc chce cię coraz więcej. Coś o tym wiem. Zobacz, to samo się z nami stało właśnie przez wiarę w absurdy. Katolicyzm to też absurd ale bezpieczny dla Twojej psychiki w porównaniu z błędnym pojmowaniem de Mello. Ta książka jest dobra ale czytając ją błędnie ją interpretujemy. Najpierw jest coś co wydaje się być oświeceniem a potem dół. Wynika to z tego, że on nie jest w stanie wytłumaczyć słowami tego co chce przekazać i właśnie o tym jest ta książka. O miłości. Ale my zinterpretowaliśmy to odnosząc do całego życia. W sumie de Mello cały czas powtarzał, że chodzi o miłość ale umysł zupełnie inaczej to interpretuje kiedy ma wpojone inne przekonania. I potem jest walka wzorców jaka odbywa się w głowie i jeśli one zostaną pokonane to będzie prawdziwe uwolnienie. Nic mistycznego, po prostu wywalenie z głowy błędnych przekonań, które nam szkodzą albo takich, które wydają się pozytywami a zniekształcają obraz rzeczywistości. Ja z de Mello wyciągnąłem głównie przekonanie, że Bóg chce zawsze dla mnie dobrze i że moje wszystkie problemy wynikały z tego, że tego nie doceniałem i jeśli to zmienię to prawo przyciągania zadziała i będzie zawsze dobrze. Też to, że trzeba doceniać każdą chwilę w życiu co jest akurat pozytywne i wreszcie pierwszy raz jeszcze jako małolat przeczytałem, że jest jakiś autorytet, który zgadza się z tym co ja myślę na temat ludzkich zachowań - opisy ego i strachu są idealnie trafione a ja już wcześniej intuicyjnie czułem, że tak jest tylko myślałem, że się mylę bo ulegałem jeszcze wtedy autorytetom. Potem zacząłem jeszcze całkowicie tracić sens bo skoro tak działa świat to ludzie są debilami i to wszytko jest bez sensu. Trzeba ich wyzwolić i otaczać się takimi ludźmi jak ja a takich przecież prawie nie ma. W tym momencie warto jest nie wracać do strefy komfortu tylko przełamać to godząc się z tym, że tak jest. Złe myśli mijają kiedy się z nimi godzimy a boimy się zawsze tego z czym nie możemy się pogodzić. Ale są pewne rzeczy, z którymi nie da się pogodzić i strach, że jak się pogodzę to czy to się wtedy nie wywołam tego złego? Ale wtedy to już nie będzie to złem bo się z tym godzę czyli wtedy też nie będzie dobra czyli stanu przeciwnego. To są podstawowe sprzeczności, których człowiek podświadomie się boi i sobie tego nie uświadamia. Pozostaje w pozornej strefie komfortu ale te przekonania rządzą jego życiem. Wiara w Boga jest korzystna dla psychiki także dlatego, że to strefa komfortu. A właśnie przez to jest tak groźna. To broń obusieczna, diabeł i Bóg to dwie strony tej samej postaci. Każdy z nas ma w sobie to i to bo jest stworzony na jego obraz i podobieństwo. Ale każdy dąży do pokonywania cienia i rozwoju czyli to po prostu cele ewolucyjne. Więc każdy powinien się skupić na sobie i na pozytywach oraz logicznym, racjonalnym rozpatrywaniu rzeczywistości. A wiara w Boga wprowadza tu drugie sumienie, które jest fałszywe i nie pochodzi od Ciebie tylko od ludzi, którzy wymyślają religie i różne teorie. To oddala od prawdziwego ja, od prawdziwego sumienia. Oddala od odróżniania dobra od zła. Ten zakazany owoc wg mnie symbolizuje właśnie wiarę w Boga. Teraz człowiek wierzy a w raju wiedział. Raj jest marzeniem o końcu tego rozwoju, możliwe, że istnieje taki punkt dla ludzkości. A mi ten konflikt uniemożliwia życie Cały jestem nie taki jak powinienem a jedyne co mam naprawdę to możliwość teoretycznego patrzenia na ideał do jakiego należy dążyć co właśnie jest moim przekleństwem bo musiałbym się wyrzec całego siebie ale to się jednak kłóci z wizją rozwoju i sensem tego. Dlatego najkorzystniej by było przyjąć z mojego pkt widzenia, że mamy tylko to życie i nic po nim nie ma bo tylko wtedy ono może mieć dla mnie wartość. Póki co też nie mogę tego do końca zrobić przez co dalej cierpię. A co z brzydkimi i chorymi, upośledzonymi dziećmi? Też teraz dokładnie tak widzę prawo karmy. To plus to co sami sobie instalujemy w głowie żeby spowodować dobrą karmę. Dlatego ja tego życia nie chcę bo miałoby dla mnie sens tylko gdyby diabeł miał rację Bo to Bóg stworzył ludzi tak żyjących, bo to że tak żyją wynika z tego, że mamy w sobie zwierzęce instynkty i ego. Bo na starcie człowiek nie ma wyboru i tym jest zdeterminowana wolna wola. Vitalia, O i to też jest szkodliwe bo nie wie a mimo to wierzy i mówi innym, że tak jest bo tak napisali w świętej książce, tak mówią na mszy i na religii i tak głosi KK więc musi tak być a potwierdza to fakt, że wierzyli w to już od dawna (kiedy jeszcze byli dużo prymitywniejsi niż teraz, a wraz z rozwojem cywilizacji religia jednak znika i jest coraz więcej ateistów, nie zniknie całkiem bo odwołuje się głęboko do podświadomości). carlosbueno, A to jest naturalna logiczna konsekwencja wiary w Boga. Bo o tym mówi wiedza psychologiczna i logika, której nie sposób odrzucić a wiara musi temu zaprzeczać bo inaczej Bóg byłby niesprawiedliwy. Chociaż niektóre kościoły wierzą w to, że Bóg już z góry wybrał kto będzie zbawiony a kto potępiony. To też naturalna konsekwencja wiary we wszechmoc. Dlatego uważam, że wiara we wszechmogącego i sprawiedliwego Boga jest dla ludzi ogromnie niekorzystna. refren, A być może ostatecznemu i prawdziwemu Bogu też wydaje się, że nad nim jest jakiś byt, który go stworzył? Opowieści z serii co by było gdyby w dupie rosły grzyby jak to mawia mój ojciec O i w Boga, który by tak mówił ludziom tworzącym absurdy wierzę
-
To co ja piszę wynika bezpośrednio z dogmatów chrześcijaństwa. Ja nie mam takiego obrazu Boga. Gdyby odrzucić te myśli, które wpojono mi w dzieciństwie w wychowaniu po katolicku to mój obraz Boga był właśnie taki wschodni - Bóg cieszy się kiedy uprawiam seks, palę blanta i podziwiam piękno przyrody, słucham muzyki itd. Ludzie cierpią bo cierpienie jest nieodłącznym elementem życia, takim skutkiem ubocznym. I jest spoko bo nie wierzę w dogmat, że Bóg jest sprawiedliwy. Natomiast właśnie rozkminy typowo religijne spowodowały u mnie zaburzenia, których jeszcze wcześniej nie miałem. To było tak: najpierw katolicyzm, w który niby wierzyłem ale nie do końca i go podważałem. Już jako dziecko czułem, że ludzie sami wierzą w Boga nie mając podstaw i próbują to wmawiać żeby się samemu lepiej czuć. Potem wolność, odrzucenie tego i zajęcie się mistyką wschodu a potem znów rozkminy na temat Boga, prawdy itd takie ogólne połączone z róznymi hipotetycznymi możliwościami takimi jak katolicyzm albo pojmowanie karmy tak jak to robią w new age - szkodliwej filozofii bo połączona jest religia wschodu z chrześcijaństwem a te elementy chrześcijaństwa powodują w tym wszystkim demoniczny obraz Boga i świata. Dlatego lepiej być ateistą. I jeszcze jedno jeśli już jesteśmy przy psychologicznych rozważaniach. Są 3 rodzaje interesu - mój, ludzi i Boga. Człowiek nie powinien znajdować się w interesie ludzi i Boga żeby być szczęśliwym i na tym też między innymi oparte jest zdrowie psychiczne. Tymczasem religia powoduje, że jesteśmy w interesie Boga bardzo często a nasze sumienie bywa zagłuszane przez to co mamy wpojone. To musi spowodować prędzej czy później pomieszanie lub izolację od ziemskiego życia. Takie symptomy widzę po tych, których znam i są głęboko wierzący. A już sama wiara, że Bóg istnieje powoduje takie wewnętrzne sprzeczności. Najlepiej powiedzieć, że nie wiadomo i przyjmować, że skoro nie wiem i nie da się tego dowiedzieć to nie będę tego rozkminiał. gdyby Bóg istniał i chciał żeby ludzie w niego wierzyli i byli szczęśliwi to jako wszechmogący byt miałby nieograniczone możliwości żeby to zrobić i pomóc ludziom a tego nie robi co jest dowodem na to, że lepiej w to nie wierzyć. Może Bóg stwierdził, że lepiej żeby człowiek go nie rozkminiał i dlatego zdecydował się nie ujawniać a ludzie mimo to stworzyli religię na co Bóg się gniewa i burzy wierzę Babel tym, którzy chcą do niego dojść? :)
-
Takiego właśnie karzącego Boga przedstawia religia. Nie unikniesz tego błędu wierząc w to, że Bóg jest sprawiedliwy i że człowiek ma wolną wolę ale Bóg karze go za złe wybory. Czyli po pierwsze istnieją obiektywne ustalone przez Boga dobre lub złe wybory przez co naturalną konsekwencją wiary w takiego Boga musi być albo poczucie, że się nie pasuje albo poczucie, że zna się prawdę (bo tak powiedział Bóg ale gdzie powiedział?). Oba przekonania są szkodliwe. Skoro Bóg daje człowiekowi początkowe warunki takie jak upodobania, przekonania itd to nie może potem karać za ich konsekwencje. Super, mamy wolną wolę ale jesteśmy za nią karani... wiecznym piekłem. Ale uwaga, uwaga Bóg jest miłosierny i zbawi nas za grzechy jeśli tylko uwierzymy. A wtedy przestrzegamy przekonania "pamiętaj aby dzień święty święcić" co wiąże się z tym, że księża mogą być autorytetami i spełniać swoje patologiczne zachcianki ego i oczywiście mają z tego pieniążki i to nie jakieś drobne tylko gruby hajs. Dlatego też wymyślono celibat żeby jednak ten hajsik był własnością Kościoła a nie rodzin księży, a to z kolei spowodowało patologie takie, że księża chodzą do burdeli, mają dzieci ze związków pozamałżeńskich tak potępianych przez KK, o pedofilach już nie wspomnę bo nie wiem jaki to ma związek z celibatem i czy problem nie jest winą tego, że ksiądz jest pedofilem to się to nagłaśnia a zwykły pedofil po prostu idzie do więzienia i nikt o nim nie słyszy. Coś w tym jest bo jak mówił Starowicz pedofilia przeważnie jest patologiczną reakcją na to, że ktoś nie może zrealizować swojego popędu w normalny sposób bo np nie radzi sobie z kobietami albo w przypadku księdza ma do nich utrudniony naturalny dostęp i jeśli ksiądz jest bardzo wierzący i czuje powołanie to placebo załatwia sprawę za niego i taki osobnik nie ma popędu seksualnego, żyje w czystości i wierzy, że to dzięki Bogu a podświadomość wspiera go w tym żeby tak faktycznie było i żeby nie miał popędów, które są nieczyste jak on wierzy. To są właśnie ci dobrzy księża, którzy czują powołanie i naprawdę miałem przyjemność poznać takich ludzi i naprawdę są dobrzy. Mniejsza z tym. Koncepcja oceniania ludzi na podstawie tego życia jest absurdalna i logicznie myślący człowiek nie powinien się nią zajmować. Karma jest dużo logiczniejszą koncepcją. A dogmat, że Bóg jest sprawiedliwy nie ma żadnego uzasadnienia - to tylko pusty dogmat. Myślę wręcz, że gdyby zajmował się czymś takim jak sprawiedliwość to nie mógłby być Bogiem. Raj też nie może być nagrodą podczas gdy inni cierpią karę wiecznego piekła bo kiedyś ich praprzodkowie zerwali jabłko w raju a teraz oni urodzili się i... nie w ogóle nie ma sensu o tym pisać. A potem po ponownym zbawieniu jaka jest pewność, że ludzie znowu nie złamią jakiegoś zakazu Boga, który z ludzkiego pkt widzenia będzie absurdalny? Bardziej pasuje mi koncepcja oświecenia w połączeniu z całą Biblią. Wtedy to naprawdę nabrałoby sensu gdyby traktować metaforyczne przypowieści rzeczywiście jako metafory i wyciągać z nich odpowiednie wnioski. No ale oświecenie to pojęcie ze wschodu, no tak przecież tym ludziom Bóg nie dał prawidłowej religii i nie zostaną zbawieni. Ale może zostaną bo byli dobrzy? Widzisz, że tutaj chrześcijaństwo samo sobie przeczy i takich sprzeczności jest w nim dużo więcej. W końcu to religia stworzona przez żydów dla gojów. Jedni wierzą w talmud, w to że są narodem wybranym i mogą robić co chcą z "gojami" dzięki czemu nie mają z tego powodu wyrzutów sumienia i prawa wszechświata są po ich stronie. A co mają katolicy? Poczucie winy, żal za grzechy, pokuta, gorzkie żale, moja bardzo wielka wina i panie nie jestem godzien. A jak atakują to nadstaw drugi policzek. Świetnie pomyślane przez spryciarzy, którzy teraz na tym zarabiają i kontrolują światową gospodarkę poprzez posiadanie banków. Po co Bóg stworzył człowieka? Bo jak z miłości a ta pochodząca od Boga jest bezwarunkowa to nie może być żadnej kary a powinna być nauka, która czasem bywa bolesna. Wtedy powiedzenie, że Bóg za dobre wynagradza a za złe karze miałoby głębszy sens - dobra i zła karma wraca ale dobro i zło ma wartość relatywną więc wraca do nas intencja z jaką coś robiliśmy. To już wydaje się spoko ale promuje psychopatów, którzy przeważnie czują się niewinni i krzywdzą innych jakby poza świadomością. I ci ludzie są największymi zbrodniarzami (usprawiedliwiają swoje czyny przez co często skurwysyny umierają w zdrowiu, spokojnie podczas snu a ludzie dobrzy cierpią i chorują, nie mają pieniędzy bo wierzą w to, że są grzeszni a przecież taka wiara wynika z sumienia gdyż każdy grzeszy a ten kto nie ma sumienia nie ma refleksji na temat dobra i zła więc może sobie z łatwością uznać, że jest dobry, albo wierzą w to, że świat jest zły i niebezpieczny bo widzą tych skurwieli a skurwiel nie wie, że jest skurwielem i często raczej nie boi się innych skurwieli). Człowiek chce sobie wszystko racjonalizować i wierzyć, że jeśli będzie dobry to nic złego go nie spotka i stąd wzięła się religia, niebo i piekło, karma. W rzeczywistości ten kto twierdzi, że wie jak jest albo tak broni swoich przekonań to świadczy o tym, że umysł znalazł sobie słabą podporę swoich wierzeń. Bardziej sprawdza się np prawo przyciągania i pozytywne myślenie bo choć to placebo to serio działa.
-
Cały czas z kimś gadam i to mnie jeszcze bardziej rozwala bo nikt nie jest w stanie niczego wymyślić a moja sytuacja nie ma rozwiązania. Tutaj trochę opisałem o co chodzi a do tego dochodzą jeszcze inne rzeczy takie, o których nawet nie chcę mi się tutaj pisać na wszelki wypadek jakby ktoś znajomy się kiedyś na to natknął i mnie po tym rozpoznał prawid-owy-rozwoj-a-inno-moralno-i-sens-ycia-t51690-14.html
-
Prawidłowy rozwój a inność, moralność i sens życia
torres odpowiedział(a) na torres temat w Pozostałe zaburzenia
No właśnie nie wiadomo czy moralność nie istnieje. Rozwinięci duchowo buddyści i oświeceni ze wschodu są np bardzo moralni. Ja do tego chciałem dążyć bo tak mi mówi sumienie a serce mówi coś całkowicie odwrotnego. Zgadzam się z tym, że lepiej nie istnieć niż żyć i cierpieć. A co do rozkminy to jeszcze bycie kozakiem opłaca się bo wtedy dziewczyny są namiętne i nie patrzą tylko na kasę i status. Większość facetów ma seks z braku laku i związki, które się sypią nie z powodu różnicy charakterów tylko braku namiętności. Sama miłość musi być połączona właśnie z tym. -- 31 sie 2014, 17:19 -- Jest jeszcze coś takiego, że żebym mógł osiągnąć spokój musiałbym wiedzieć, że to co obserwuję jest takie jakie to widzę. 1% cienia wątpliwości na jakąś kwestię przekreśla ją. Nie wiem skąd brać teraz swoje przekonania skoro nic nie wiadomo. Niech ten koszmar życia się już skończy -
Mam to samo z mp3 128! Właśnie się przed chwilą wkurwiałem, że mi trzeszczy a jakbym chciał te same nuty mieć w dobrej jakości to i tak bym wszystkich nie ściągnął a ogólnie pochłonęłoby to dużo czasu. Do tego wkurza mnie to, że nie da się uciec przed sobą, swoją podświadomością i myślami
-
Prawidłowy rozwój a inność, moralność i sens życia
torres odpowiedział(a) na torres temat w Pozostałe zaburzenia
W pojedynczych sytuacjach tak ale w momencie kiedy ja jestem wartościowy ponieważ ktoś jest mniej wartościowy to zawsze będą ludzie, którzy pod tym względem będą mieć gorzej. Zakładając nawet, że udałoby się zbudować na Ziemi system idealny pod względem finansów tak, że nie byłoby biedy to i tak ludzie będą cierpieć z powodu takiego, że są gorsi. I ja się specjalizowałem w technikach przekonujących do tego, że wcale tak nie jest. Ale jeśli zostanę coachem i ludzie dzięki mnie będą czuć się bardziej wartościowi, będą tak tez postrzegani przez innych i będą odnosić sukcesy. Jeśli wszyscy będą to automatycznie trzeba będzie zrobić coś więcej niż inni żeby jednak dalej mieć wartość. Czyli na rękę jest mi to żeby inni byli głupsi albo myśleli, że racy są bo wtedy ja mogę wygrać. Ale to się wiąże z żalem i poczuciem niesprawiedliwości. Sama w sobie nie tkwi. Tkwi w wartości jaką ci ludzie przedstawiają. W pewnym sensie szanuję każdego ale są pewni ludzie, którzy są lepsi i ja też chcę do nich należeć. Nie umiem być szczęśliwy bez porównywania się, chyba że jak znieczulę się używkami. Nawet jak słucham muzyki to czerpię głównie przyjemność z tego, że jest bardziej kozacka moim zdaniem od tego co słucha większość ludzi, których nazywam plebsem. Więź z ludźmi mam ale nie wnoszę żadnej wartości do ich życia. Lubią mnie bo znają inny mój obraz niż jestem naprawdę a nie chcę żeby ktokolwiek poznał moje prawdziwe ja. Tylko, że przez to relacje nie wyglądają tak jak powinny a i tak ludzie dodają dużo od siebie i kłamią żeby przedstawić się w lepszym świetle. Mam coraz mniejszą ochotę na relacje z ludźmi a strasznie nie chcę być sam. I robię wręcz wszystko żeby nie być samemu, a jak nie mam z kim gadać i siedzę przy kompie to siedzę na fejsie albo jakichś forach żeby tylko mieć kontakt z ludźmi. Jak zostaję sam ze swoimi myślami to wtedy jest koszmar i wewnętrzny głos w głowie obala coraz bardziej całą wartość wszystkiego co w moim życiu ją miało. Niestety to co było do tej pory nie broni się logiką a prawda jaką odkrywam jest okropna dla mnie. Jeśli chodzi o wolność to mam na myśli to, że rząd i ludzie dla pieniędzy manipulują prawdą i właśnie przez to niczego nie wiadomo. To ostatecznie odbiera chęć do życia bo wcześniej swoją wartość zbudowałem na tym, że mam spójny światopogląd i nie da się go podważyć. Specjalnie taki budowałem żeby móc osiągnąć spokój a to i tak padło. Najgorsze jest z kobietami. Nie dość, że podobają mi się nie takie jak powinny i nie da się ich kochać i szanować bo mają zły charakter (tak, tylko że kocham co powoduje okropne rozdarcie wewnętrzne), też złe poglądy, też te cechy jakie miałem do tej pory i uważałem za pozytywne. Inna nie ma szans mi się spodobać bo nie ma tej wartości i "tego czegoś" a z taką na pewno nie zbuduję bliskości i pewnie by mnie prędzej czy później zdradziła albo cały czas okłamywała. Muszę więc pozbyć się jedynego pragnienia jakie mam czyli miłość, związek i założenie rodziny. Ale dziewczyna musi mieć wartość i ja muszę ją mieć a tak nie jest tylko wręcz przeciwnie. Ludzie potrafią być tacy spokojni, prowadzić normalne życie i nie piją nawet kawy i nie jedzą mięsa a ja lubię wszystko to co złe. Zaczynając od jedzenia, poprzez używki i muzykę, a kończąc na ludziach, których lubię i upodobaniach do dziewczyn, które mają nadwagę co już jest samo w sobie niezdrowe i do tego ten charakter - do tej pory myślałem o dziewczynach prawie non stop, zawsze kiedy chciałem się pocieszyć a teraz te myśli dalej przychodzą automatycznie ale powodują ból i okropny dysonans plus poczucie, że przez to zawsze będę sam. Zawsze myślałem, że wygląd dziewczyn jakie mi się podobają odzwierciedla taki charakter i cechy jakich szukam a jest odwrotnie. Pocieszałem się też wspomnieniami jak robiłem coś dobrze, wymyślałem błyskotliwe riposty i gry słów, które są moją wartością a z pkt widzenia duchowego/moralnego brakiem szacunku do innych. Bez tego braku szacunku do jednych nie umiem zbudować szacunku do innych. Mógłbym nic nie robić tylko siedzieć i palić skuna ale ostatnio nawet na to nie mam ochoty bo zioło przypominało mi zawsze o tym co lubię a teraz nie ma czegoś takiego. Poza tym czuję niechęć do spokojnego nudnego życia, do ludzi niepijących alkoholu, nie palących zioła (nie chodzi o to, że nie lubię takich ludzi tylko, że te cechy są dodatnie dla mojego postrzegania kogoś, podobnie jak spryt i poczucie humoru łamiące tabu i autorytety bo nie lubię zasad społecznych ustalonych i narzuconych z góry). Lubię takich ludzi i potrafię się z nimi dogadać ale spotykając się na co dzień z nimi nie miałbym o czym rozmawiać i ich towarzystwo by mnie zbudziło. W tej sytuacji chyba tylko samobójstwo albo pozbycie się sumienia i pragnienia miłości może pomóc. Póki co chyba dzieje się to drugie. -- 31 sie 2014, 16:16 -- Przez to wszystko znienawidziłem siebie i totalnie nie ufam mojej podświadomości. Boję się, że wymyśli coś jeszcze gorszego i dojdę do jeszcze gorszych wniosków. To się jakoś połączyło z tym, że jak sobie coś przypominam to myślę, że źle pamiętam (sprawdzam zawsze i okazuje się, że dobrze) i jak coś mówię to się zastanawiam czy powiedziałem prawdę, czy to co mówię jest logicznie prawidłowe itd. -
Prawidłowy rozwój a inność, moralność i sens życia
torres odpowiedział(a) na torres temat w Pozostałe zaburzenia
Jeśli to co lubię i ja nie jest lepsze od innych to nie ma wartości, bo niby jaką? Dla mnie w życiu zawsze liczyły się 3 wartości - miłość - podstawa wszystkiego - wolność - żeby nikt mi nie mówił co mam robić i co myśleć - kozactwo czyli posiadanie swojego stylu bycia, który jest lepszy niż większość plebejuszy - nie porównuję się z każdym bo np jak kogoś lubię to tego nie robię ale porównuję się do ogółu ludzi i dzięki temu mogę mieć większe poczucie wartości (że mam więcej przemyśleń od nich, że potrafię się zachowywać pewnie siebie [właśnie dzięki temu przekonaniu, bez tego znika pewność siebie i upodobania do czegokolwiek bo wartość ma coś co mi się podoba bo sam fakt, że to moje nadaje temu sens] ale przerażający jest fakt, że nie ma obiektywnej miary tego wszystkiego i gdyby ktoś to zbadał bo by się dało wyszłoby, że to ja jestem całkowicie wypaczony Miłości nie będzie, wolności nigdy nie było i pewnie nie będzie. Ludzie tak jak i media kłamią, przedstawiają siebie w jak najlepszym świetle a oczerniają innych. Fajnie tylko, że trzeba to robić żeby nie zwariować... Poza tym to co myślę o świecie jest całkowitą odwrotnością od tego co chciałbym myśleć na temat świata i tego co mi się w nim podoba. A świat, w którym wszyscy są równi jest dla mnie przerażający i bezwartościowy a jednocześnie okropnie mi żal tych, którzy przegrywają. Wręcz mam blokadę osiągania swoich celów bo myślę, że ktoś na tym straci. Nie mogę mieć dużo pieniędzy bo ktoś ma przez to mało itd. Czyli z natury świata wynika, że dopóki będę tu żył to będę nieszczęśliwy. A wszystko co lubię ma skutki uboczne i jest negatywne -
W Boga też nie wierzę ale z karmą jest wg mnie 50/50. Przecież nie możemy zniknąć po śmierci bo nicość nie istnieje a energia, którą jesteśmy czyli dusza znika z ciała ale jak wiemy z fizyki energia nie znika tylko się transformuje. Reinkarnacja jak byk tylko czy z karmą czy bez, oto jest pytanie. Albo nie będziemy istnieć tylko teraz nie da rady sobie tego wyobrazić. Zawsze jest ryzyko.
-
Prawidłowy rozwój a inność, moralność i sens życia
torres odpowiedział(a) na torres temat w Pozostałe zaburzenia
Chodzi o to, że na podstawie porównań z innymi buduję swoją wartość. Żebym był lepszy ktoś jest gorszy, żebym wygrał ktoś musi przegrać. Dumę czułem bez powodu, po prostu bo jestem i na to zasługuję. Psychologia powiedziałaby, że miałem wtedy zdrową samoocenę a duchowość mówi, że to cechy diabła powodujące zło na świecie bo właśnie z tego porównywania się ego i chęci by mieć więcej i być lepszym pochodzą wszystkie wojny , konflikty, bieda - bo wtedy ktoś jest gorszy. Nie mogę przez to normalnie żyć i być sobą bo mam poczucie winy z powodu tego jaki jestem i boję się, że przez to w moim życiu będzie jeszcze gorzej (prawo przyciągania działa tak, że jak myślę o złych rzeczach to wtedy powstają różne problemy i choroby w życiu czyli zła karma). Trzeba się wyrzec siebie żeby żyć prawidłowo i nie być karanym ale powinienem to zrobić sam z siebie a nie ze strachu. Tylko, że nie umiem bo kocham i szanuję ludzi zawsze za coś. Kocham tych, którzy w porównaniu z innymi mają cechy jakie mi w nich odpowiadają co oznacza, że to są złe cechy. Podobają mi się tylko dziewczyny z nadwagą co nie jest zgodne z tym co myślę na ten temat. Muszę się tego wyrzec ale to jest wyrzekanie się siebie, tzn nie da się zainstalować sobie upodobań do innych dziewczyn więc teraz jestem prawie aseksualny. Przy okazji zawsze jest to zły typ kobiet a taki wydawał mi się właśnie najlepszy więc już marzenia i ideały zniknęły z mojej głowy. Jedyne co czuję to ogromną niechęć do ludzi wierzących w to, że taki świat stworzył Bóg - wg mnie prędzej zrobili to jacyś źli kosmici i hodują nas jak w ZOO bo do wizji miłosierdzia to nie pasuje. A potem umrę i i tak ta sama karma i tak na zawsze, super co? -
A potem zła karma, następne wcielenia? Tego się boję. Nie wyobrażam sobie tego, że mógłbym dalej mieć te same problemy przez wieczność.
-
Też nie umiałem. A pistolet to najlepsza opcja ale ja mam problem z zakropieniem sobie oczu to nie wiem jakbym z klamki strzelił w łeb
-
Prawidłowy rozwój a inność, moralność i sens życia
torres odpowiedział(a) na torres temat w Pozostałe zaburzenia
Nie mieszam tylko piszę jak jest. Na terapię nie ma sensu iść bo zawsze tak było, że miałem większą wiedzę o duchowości niż terapeuta a psychologia nie zna się na takiej duchowości, o której piszę. Zresztą terapeuta nie ma prawa mówić jakie poglądy są dobre, jakie złe i wcale tego nie wie bardziej niż ja a to jest moim problemem.