Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zmorek

Użytkownik
  • Postów

    141
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Zmorek

  1. Jeśli nie jest to faszerowanie lekami i sprawdzanie, czy jesteś jeszcze ciepły, to chyba powinieneś pójść, skoro uważasz, że tego potrzebujesz. Psychoterapia na pewno wiele daje, sam się teraz zapisałem, tylko na taką dochodzącą. Pamiętaj tylko, że potem będziesz miał psychiatryka w papierach, a nigdy nie wiadomo, przed kim będziesz musiał się z tego w przyszłości tłumaczyć. Ja już nie raz tłumaczyłem się z samego leczenia psychiatrycznego, bez hospitalizacji. Dla większości zdrowych nie ma znaczenia, na jakim jesteś oddziale, ważne, że "u czubków".
  2. kozlatko, trudno powiedzieć, w końcu każdy szpital jest inny, różne oddziały i różni lekarze. Osobiście nie uważam, żeby wyjściem było wegetowanie na łóżku, powłóczenie nogami i przyjmowanie leków. Chyba, że tam wygląda to inaczej.
  3. Co to za szpital? Państwowy jakiś oddział nerwic? Mój znajomy trafił do takiego ostatnio. Byłem w odwiedzinach. Po godzinie spędzonego tam czasu wyszedłem chory i półprzytomny. Od tygodnia nie mogę się zupełnie otrząsnąć z tego widoku. Horror!
  4. Szczęśliwie nie wiem do końca, o co chodzi z derealizacją i depersonalizacją. Nie zastanawiałem się nad tym, może to znam, a jedynie nie starałem się tego nazwać. Mam czasami tak, że mnie noszą różne myśli godzinami, a potem np. zaglądam do lustra i nagle myślę, "o! to ja tak wyglądam? hmmm... nawet przystojny jestem...". Moje wyobrażenie siebie nie pokrywa się z tym rzeczywistym. Na ogół wiem tylko, że wyglądam źle lub "gorzej". Nie jestem nie biorącym prochów okazem zdrowia, ale mimo to gorąco odradzam. Różne rzeczy już w siebie wrzucałem i nigdy nie czułem się po nich dobrze, podobnie jak Ty, Victorek. Wczoraj skusiłem się na Hydroxyzynę, bo mi już było całkiem źle. Przesiedziałem cały dzień na krześle przed laptopem, ze słuchawkami na uszach i czołem opartym o biurko. Super lekarstwo, istna rewolucja.
  5. O tym też pomyślałem. Plus jeszcze ćwiczenia jakieś aerobowe, żeby sobie dać w kość tudzież w p.izdę. Ale to też półśrodek, bo przecież uroda, nawet taka jak nasza przemija. Byłoby idealnie sprowadzić problem do sytuacji, w której pytamy właściciela, gdzie to ma d***, bo nie wiemy, gdzie kopać. Achhhh... Marzę, żeby być czasami bezczelnym. Też Wam brakuje wyrażania gniewu? Cóż... Będzie dobrze. Musi być.
  6. Zmorek

    Bioenergoterapeuci?

    Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie!!! Miałem kiedyś z jednym do czynienia. Gdybym go spotkał na ulicy, skopałbym mu dupsko. Wyciąganie kasy, robienie nadziei i wymachiwanie rękami. Opowiadał takie bzdury, że raz nie wytrzymałem i parsknąłem mu śmiechem prosto w twarz. Nie przejął się.
  7. Victorek, co to dd? Jak to zmieniłeś i przezwyciężyłeś? Prochy czy terapia? Czy jedno i drugie? A może sam? U mnie było już dużo lepiej, aż do wczoraj. Łubudu... Wróciło. Staram się zmienić podejście. I też się z przestrachem opędzasz od najmniejszego nawet pieseczka?
  8. Pawelek88, mam nadzieję, że pozytywnie Też macie taki nieustanny pęd myśli? Wie ktoś, o co mi chodzi? I czy to kwalifikuje się do nerwicy, czy coś może być jeszcze innego, bonus jakiś?
  9. A tak sobie napiszę, ni stąd, ni zowąd, jestem psycholem, wszystko mi wolno Kilka przemyśleń z dzisiejszego dnia, macie podobnie? Mam już dosyć własnego egocentryzmu, charakterystycznego zresztą dla nerwicy, której to mam dosyć również. Dość nieprzechodzenia obojętnie obok lustra, dość lustrowania ludzi, ukrywania się w mieszkaniu, przyspieszonego bicia serca przy wynoszeniu śmieci, ognistej pogardy dla tłumu w markecie, wrażenia ignorowania mnie, terapeutów z wolnymi terminami za tydzień, nierozumiejących mnie przyjaciół i pretensji, że jestem nierozumiany. Chciałbym żyć po prostu, zwyczajnie, wstać rano, zgolić zarost, wypić kawę w pośpiechu i rzucić się w wir dnia. Tak jak robiłem to kiedyś, nie tak dawno jeszcze. Nie rozmyślać nad byle pierdołami, nad tym, jak się będę czuł na klatce, na mieście, w sklepie, przy kasie, za kasą, przed i za drzwiami. Paranoja! Wszyscy patrzą mi na ręce, patrzą, jak niezręcznie pakuję zakupy, a może jeszcze za chwilę wypadnie mi coś z dłoni i to dopiero będzie wstyd! Normalnie hańba i powód do depresji. Albo się pocę i wszyscy widzą moje spocone czoło, śmieją się z niego, myślą, że to nienormalne tak się pocić, bo to znaczy, że się człowiek boi, stresuje, ma niezdrową przemianę materii, uprawia mało sportu, bo się szybko, łatwo zmęczył. Buahahahahah... Piszę to, żeby sobie uświadomić absurd. Ponoć idzie zrozumieć naturę swoich lęków, jeśli się zacznie siebie obserwować wnikliwie i zapisywać swoje przeżycia. Cóż za przeżycia to są niebywałe! Godne opisów Prousta, czy innego wybitnego, snobistycznego wykręta. Tarram! Wychodzę z mieszkania. Wszyscy sąsiedzi patrzą na mnie przez judasze i się śmieją, albo szydzą, nie mają nic lepszego do roboty, tylko stać przy judaszach i czekać, aż będę wychodził z mieszkania, żeby popatrzeć jak mi się ręce trzęsą przy wkładaniu klucza do dziurki. Bo to przecież wielka sztuka! Niesłychanie interesująca, powinienem na to bilety sprzedawać może. Może mają sąsiedzi fotokomórkę, co ich zawiadamia, że wychodzę lub wchodzę i używam klucza, a nawet dwóch. Muszą tę fotokomórkę jakąś mieć, bo jeśli nie to by przecież cały dzień przesiedzieli pod drzwiami czekając na mnie, na moje nerwowe show. Oddalam się, idę, całe szczęście nie minąłem się z nikim w drzwiach do klatki, to by dopiero był stres i przeżycie! A gdyby jeszcze otwierał drzwi klucz w dziurce już umieściwszy, a ja bym od środka w tym czasie wychynął i drzwi przejął... Cóż by to było za nieporozumienie. Jeszcze mi potem judasza klejem posmarują albo co. Z psem się mijając i jego właścicielem też jest nerwówa niesamowita. Bo to pies ugryźć może, albo na spodnie skoczyć i pobrudzić, więc będę udawał, że nic się nie stało, a psa owego chętnie bym wtedy nabił na rożen i wrzucił do zsypu. Można też psa nadepnąć przechodząc, a wtedy gryzie i jeszcze trzeba przeprosić właściela/elkę stworzenia, że się na miłość jego lub jej nadepło. No i na zewnątrz wiele czyha na człowieka niebezpieczeństw. Można się na ten przykład przewrócić na lodzie, można pani w kiosku powiedzieć niewyraźnie lub niewystarczająco głośno "dzień dobry", a ona się będzie wtedy po szatańsku śmiała i wytykała palcem, że to ten co cicho mówi, albo niewyraźnie. Ona naturalnie też dzień cały moją osobą zajęta, bo przecież bywam tam od czasu do czasu po papierosy. Na spacer nie pójdę, bo wszyscy patrzą na mnie i na to, że źle chodzę, może kołyszę się za bardzo lub mam brudne buty. Rzecz jasna wszyscy dybią na moje pieniądze i komórkę, nawet babcia lub kobieta z dzieckiem może okazać się kryminalistą, istnym Fantomasem w przebraniu. Śmiesznie?
  10. Zmorek

    Fobia społeczna!

    Musisz wiedzieć, że tak nie jest, nie będzie. Złe wieści. Taka praca nie istnieje. Przecież nie bez powodu mówi się, że taka czy siaka praca jest bardziej lub mniej stresująca. Problem polega na tym, nie tylko w Twoim przypadku, lecz każdego nerwicowca, że mamy błędne wyobrażenie o byciu zdrowym. Wydaje nam się, że powinniśmy być zawsze pogodni, uśmiechnięci, wyluzowani, robić wszystko bez wysiłku. Zdrowi ludzie też się stresują, mają problemy i doły. Tylko z nich wychodzą, choć nie wszyscy. Inni żyją z przyklejonym uśmiechem i udają, że jest ok. Wyjście z choroby polega na zrozumieniu, że życie to ciągła walka, gdzie trzeba starać się wygrać, nabrać dystansu i pokonywać przeciwności. Nie rozgrzebywać problemów, nie babrać się w brudach i użalaniu nad sobą. Weźmy np. maturę. Wszyscy to przeżywają, trzęsą im się nogi, ręce, pocą się, grzęźnie im głos. Nie znaczy to, że są chorzy, wręcz przeciwnie. Wiem to wszystko, a jednak nadal mam ten sam problem co wszyscy na forum. Trzeba długiej pracy nad sobą i upartego budowania wiary w siebie. Strzeżmy się lubieżnego nurzania się w naszych fobiach.
  11. Zmorek

    Fobia społeczna!

    A to racja... Z tym, że na pewno nie biorę pod uwagę ujawniać się komuś, kto mógłby zrobić coś takiego. Odpada. Byłem gejem zanim się dowiedziałem, co to jest nerwica. I nigdy nie byłem nieśmiały w stosunku do kobiet. Tego właśnie nie mogę rozgryźć. Jak można być np. złodziejem i móc spojrzeć komuś w oczy? Racja. Ktoś kiedyś powiedział, jak zrobić karierę w Ameryce: trzeba być Żydem, Murzynem i pedałem. Sukces murowany
  12. Zmorek

    Fobia społeczna!

    O to właśnie chodzi, czy to się skończy, czy nie. Jeśli tak to ok, jeśli nie - zmiana towarzystwa. O mnie dużo dobrych znajomych wie, ale tych naprawdę dobrych. Wcześniej też słyszałem z ich ust różne komentarze na temat homoseksualizmu, dopóki nie wiedzieli, że one dotyczą mnie. Po wyjawieniu "tajemnicy Brokeback Mountain" zmieniło się ich postrzeganie, zapewniali mnie, że nic do mnie nie mają, że jeżeli coś mówili, to dlatego, że wszyscy tak mówią... I ogólnie byli zszokowani, że nie mam różowych piórek w tyłku i nie zachowuję się jak kobieta Teraz zastanawiam się, czy powinienem walczyć o swoje w większym towarzystwie, gdzie nie wszyscy są moimi przyjaciółmi. Jak można udzielać się w grupie, integrować się, bawić, jeśli ma się wrażenie, a czasem "dowody" słowne, że ktoś tobą gardzi z samej definicji. Nerwica lękowa + homoseksualizm to bardzo nieprzyjemna mieszanka... Być może nawet sama orientacja jest w tym przypadku źródłem fobii społecznej, źródłem myślenia, że "jestem gorszy, inny" i takie tam, na co wielu ludzi stara się dostarczać dowody. Trudno jest szanować siebie, co jest podstawą normalnego poczucia własnej wartości, podczas gdy większość społeczeństwa tego nie robi
  13. Zmorek

    Fobia społeczna!

    Nie, nie wszyscy, tylko ci najbliżsi. I nie dlatego, żeby wiedzieli, bo ja tak chcę, bo jestem jakiś straszliwie ekstrawertyczny czy "gay pride", a dlatego, żeby z ich strony nie być narażonym na złośliwe komentarze. Nie wiem, scrat, jakiej jesteś orientacji, to bez znaczenia. Zakładając, że jesteś hetero wyobraź sobie sytuację, że jakimś sposobem żyjesz w społeczeństwie w większości homoseksualnym. Z góry, domyślnie jesteś traktowany jako gej, rodzina wyczekuje, żeby zobaczyć Twojego faceta, ktoś Cię ciągle pyta, dlaczego jesteś sam, dlaczego jeszcze nie znalazłeś sobie partnera jak wszyscy inni. Tymczasem masz zupełnie inną wizję siebie, swojego życia, a na dodatek, o zgrozo, pociąga Cię płeć przeciwna, co jest powszechnie uważane za zboczenie.
  14. Zmorek

    Fobia społeczna!

    Dlatego właśnie dochodzę do wniosku, że potrzebuję "comming outu" i może Ty też powinieneś to rozważyć. Żeby nie udawać kogoś innego, kogoś nieistniejącego. Żeby nie być narażonym na agresję chociaż w kręgu bliskich znajomych, którzy są nieświadomi tego, że Cię ranią. Np. zbieram się na odwagę, wychodzę do ludzi, jestem w towarzystwie i staram się dobrze się bawić. Kiedy zaczyna mi to wychodzić nagle z ust kogoś o kim myślę w kategoriach przyjaciela pada jakaś uwaga odnośnie "pedalstwa" i "pedałów". Wypowiadane z największą pogardą. I jak wtedy zaadoptować się w grupie? Jak nie zwracać na to uwagi? Jak czuć się "normalnym"? Nie sądzę... Przynajmniej ja się czuję jeszcze gorzej. Czuję się jeszcze bardziej obserwowany, oceniany. Bo pewnie tak jest. Myślę, że comming out byłby tu jakimś wyjściem.
  15. To pięknie. Gratuluję. Zastanawiam się właśnie nad psychoterapią, bo z pewnością nie żyję normalnie. Nie wiem, jaką wybrać i nie spotkałem jeszcze człowieka, który by po jakiejś zupełnie wyzdrowiał. Raz się zdecydowałem i mocno zniechęciłem. Wybrałem terapeutę, poszedłem na wizytę i trafiłem takiego konowała... Rozmowa wyglądała mniej więcej tak: - Dlaczego pan mi to mówi? - pyta lekarz. - Bo pan mnie o to pytał - odpowiadam. Facet po prostu gubił wątek. Tak więc, LucidMan, dzięki terapii możesz się udzielać towarzysko, pracować i bawić?
  16. LucidMan, czy Ty pozbyłeś się dzięki psychoterapii wszystkich objawów i zrozumiałeś siebie?
  17. Witam:) Szukałem na forum i nie znalazłem interesujących mnie kwestii, ani tematów całkowicie poświęconych zagadnieniu. Mam do Was pytanie związane z marihuaną. Nerwicę mam ciągle przy sobie od sześciu lat. Bywa lepiej i gorzej, zwykle gorzej. Od czasu do czasu miewam już tak dość napięcia i galopujących myśli, że się znieczulam. Alkohol jest w tym dobry, ale dzień po spożyciu następuje istna apokalipsa, zmarnowany czas bez zdolności do jakiegokolwiek kontaktu z ludźmi. Bardzo rzadko sięgam też po marihuanę, ale tym razem coś się zmieniło. Kiedyś czułem się po niej dobrze, choć napięcie nie do końca uchodziło. Teraz zaraz po zapaleniu kotłują się we mnie te same lęki, lecz mam nad nimi znaczną kontrolę, dobrze mi idzie odpędzanie niechcianych myśli i urojeń. Ciekawsza sprawa następuje dnia następnego. Otóż, po lękach prawie nie ma śladu. Wychodzę do ludzi i się ich prawie nie boję, jestem raczej spokojny, opanowany, skupiony na rozmowie, a nie na sobie. Prawie jak zdrowy. Tak wygląda dzień po paleniu. Jakby jakiś odpowiedni poziom substancji we krwi wpływał pozytywnie na postrzeganie. Czy ktoś z Was się z tym spotkał?
  18. Dobre!! Niezwykłe! A jeśli więcej, to następnego dnia nie jest Ci jeszcze gorzej? U mnie wysiłek fizyczny nie działa. Jestem wykończony, a nerwica nadal rządzi. W grypie też czuję się lepiej psychicznie. Natomiast ciekawa sprawa ze snem. Jeśli jestem niedospany, np. po 2 - 3 godzinach snu, to masakra. Ale jeśli nie śpię całą noc, tak jak dzisiaj, a potem idę do ludzi kompletnie wyczerpany, blady i niewyraźny, to nerwicy nie ma. Ledwie jakieś resztki lęków. Jedyne co mnie wtedy martwi, to że wyglądam jak zjawa i mogę zanurzyć niechcący twarz w talerzu zupy...:)
  19. sogamw, myślę, że coś jest na rzeczy. Przeżyłem coś podobnego i też tak mam, że wracam, kiedy jest źle. Nie tylko wtedy, ale wtedy najczęściej i najgorliwiej. Uważam, że ta moja fatalna miłość miała bardzo istotny wpływ na rozwój mojej nerwicy. Teraz staram się pamiętać, że kiedyś zostałem skrzywdzony, więc po co się pakuję w to samo g***o po razu drugi... Tyle, że w nic innego też już nie chcę się pakować, nie wierzę w ogóle. Polecam Ci książkę "Dzikie noce", tam jest opis chorej miłości dziewczyny do faceta. Który w efekcie nią pogardza i staje się dla niego przezroczysta. I to jest wg mnie realne niebezpieczeństwo, że kiedyś możesz zostać zraniona po raz drugi przez tego samego człowieka. Wiej od niego:)
  20. Mooni, nie zapytywuj tylko książkę kupuj, bo mam prowizję
  21. Dawno mnie tu nie było... "Czy mnie jeszcze pamiętasz?" Mój dzisiejszy dzień był prawie wyśmienity, prawie, bo jednak coś się we mnie nadal kołacze, ale od kilkunastu dni jest mi o niebo lepiej. I chciałbym, żeby Wam również było. Dlatego chciałbym polecić pewną książkę. Robię to tutaj, bo tematy z polecanymi tekstami są rzadko odwiedzane, a ja mam do polecenia coś naprawdę wartego uwagi. Jakiś czas temu dostałem od przyjaciela książę "Jak pokonać lęki i fobie" Jamesa Gardnera i Arthura Bella. Takich wydawnictw czytałem już tony i każde tylko bardziej mnie irytowało, były pełne frazesów i nieporozumień traktujących fobie, nerwice i depresje jak wymysły i kaprysy niedojrzałych emocjonalnie dzieciaków. Tutaj rzecz ma się inaczej. Autorzy wyjaśniają dokładnie, skąd się biorą takie, a nie inne reakcje organizmu na stres, wyjaśniają samo pochodzenie niepokoju i wyróżniają dokładnie organy i substancje za nie odpowiedzialne. Opisują rzetelnie formy psychoterapii i wskazują te najbardziej efektywne dla danych schorzeń. Informują, czego powinniśmy oczekiwać od lekarza, diagnozy i terapii, jakie i dlaczego powinniśmy dostać leki, jakie są mechanizmy ich działania. Błędne wzorce myślowe i ich przezwyciężanie, ale nie w rodzaju: "przytul siebie", "powiedz sobie, że jest super", "jestem boski" itp pierdoły. Naprawdę polecam ze szczerej troski. Czytam to jak biblię, w największym skupieniu. Już obserwuję u siebie znaczną poprawę w kontaktach społecznych, a to tylko książka, która ma pomóc wybrać drogę powrotu do zdrowia. Mam nadzieję, że efekt się utrzyma i ktoś poza mną sięgnie również po ten bardzo cenny poradnik, by się przekonać. Jeśli naprawdę chcecie wyzdrowieć - przeczytajcie! I, jakby coś, nie jestem pracownikiem Świata Książki http://www.swiatksiazki.pl/webapp/wcs/stores/servlet/ExtendedProductDisplay?catalogId=10201&storeId=10001&productId=109036&langId=1&parent_category_rn=10405&top_category=10319&categoryId=10405
  22. Zmorek

    [Lublin]

    szprota, chyba wszystkim tutaj dolega mniej więcej to samo Nie liczyłbym jednak za bardzo na to, że ktoś się z Tobą spotka. Wszyscy tu jesteśmy odważni, bo kontakt jest wirtualny. W przypadku realnego, sam wiesz, jak to jest pewnie. Mnie się wydaje, że bym się odważył, ale jak by było dokładnie, gdybym miał za chwilę wyjść na spotkanie, to już nie wiem, nie jestem w stanie przewidzieć. I w tym problem. A dobijam się tutaj w ogóle z pytaniem konkretnym. Czy ktoś kojarzy takiego psychoterapeutę, Artura Jarmułę? Z ośrodka Jestem na Chopina. Jakieś opinie? Jeśli znacie, proszę o zdanie. Z całego asortymentu lubelskiego, póki co tylko on wydaje mi się interesujący. A może się mylę?
  23. Zmorek

    [Lublin]

    Piszę się na to:) Na poważnie, w realu. Wielu ludzi by chciało, ale się boją. Ze strachem trzeba walczyć!
  24. Zmorek

    [Lublin]

    Hallo, nerwobóle! Wie ktoś coś o Psychodynamicznym Centrum Terapeutyczno - Szkoleniowym na 3-ego Maja w Lublinie? Pomogli komuś? Podbijam pytanie jaaa, odnośnie terapeutów.
×