Chciałem się zapytać o tzw. FOCHY.
Macie fochy? Mnie ostatnio strasznie znów dopadają. Wystarczy, że czegoś nie dosłyszę siedząc w towarzystwie, ktoś się zaśmieje, powie coś do mnie, albo, wręcz przeciwnie, nie będzie zwracał na mnie uwagi w stopniu uznanym przeze mnie za wystarczający, ja to odbiorę jako drwinę z siebie albo poczuję się niechciany, nieciekawy, włączy mi się niska samoocena, zaczne się wstydzić, czuć neiswojo... Zaczynam się wkręcać i albo się wykłócam wtedy, zarzucam innym różne rzeczy, chcę żeby się wytłumaczyli z tego, co powiedzieli lub jak zachowali (w odpowiedzi zazwyczaj: "nie spinaj się!") albo zmienia mi się nastrój na taki, że czuję, że "nic ciekawego już i tak nie powiem (bo jestem zły i obrażony jak uj)" (od lat tak mam co jakiś czas) i idę sobie pizgając na pożegnanie drzwiami. Albo jedno i drugie. Co jakiś czas mam takie coś. Ostatnio w miarę długo był spokój, ale ostatnie dwa weekendy zajewałem focha 2 razy pod rząd. W ostatnią sobotę w ogóle było tak, że mój nastrój z bardzo wysokiego, roześmianego, rozgadanego, zmienił się w złość, podpitą alkoholem i popartą lekkim urojeniem ksobnym i pretensjami, jak teraz myślę, nie do końca uzasadnionymi (albo, że jeśli nawet moje zachowanie było w jakimś stopniu uzasadnione, to "przereagowałem"). Jak tak dalej pójdzie, to się wszyscy na mnie poobrażają. I jeszcze wstyd podwójny, bo całe spotkanie sam ustawiałem, wpadły takie kumpele, których nie widziałem dość dawno. Wstyd mi jak nie wiem. I się boję, że zrażę do siebie wszystkich (choć prze lata jakoś mi się nie udało, choć wielu mi się udało).