Skocz do zawartości
Nerwica.com

kobietasukcesu1991

Użytkownik
  • Postów

    160
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez kobietasukcesu1991

  1. U mnie to wszystko zaczęło się po tym jak mój facet wrócił za granicę, dokładnie po tygodniu (bardzo przeżyłam jego wyjazd). Boję się tego wszystkiego, codziennie wstaję o 8, 9 rano, wybudzają mnie koszmary...najbardziej boję się tego, że przestanę go kochać,że już go nie kocham, jestem w rozsypce bo nie wiem co czuję, potrzebuję go a nie mam wsparcia, codziennie mam styczność z innymi osobami, zaczęłam rozmawiać z kimś żeby robić mu na złość ale w ogóle nie dało mu to "żadnej motywacji" a ja zaczęłam sobie wmawiać zauroczenie, jakieś szybsze bicie serca i inne rzeczy, chociaż ta osoba też nawet nie wie o tym co mi dolega, po prostu ze mną rozmawia, śmieje się, i tak na prawdę między Nami nawet nic nie ma... A najgorsze, że to wmawianie też jest dla mnie bardzo przykre "w końcu uczuć się wmówić nie da", i skoro mam takie a nie inne odczucia, to, że kocham kogoś innego itp. itd, i że skoro mam takie wątpliwości to pewnie nie kocham go już i tyle... Codziennie rano siedzę i płaczę, od lutego nie wiem co czuję, teraz się pogorszyło bo zaczęłam myśleć, że kocham kogoś innego... Wszystkie te sytuacje, które były między Nami, jego zakazy, to jak mówił mi, że między Nami jest kiepsko...że jeśli w końcu znajdzie się ktoś, nie tak kłótliwy jak ja, to on raczej by się nie zawahał i odszedł...to wszystko zmieniło sytuację...na początku było tak, że miałam okropny żal, że podobają mi się inni, teraz jest to na takiej zasadzie chyba, że też chcę się za to wszystko zemścić, daje sobie przyzwolenie...nie wiem już co robić, przeraża mnie sytuacja bo mój poprzedni związek skończył się w ten sposób...ja przestałam kochać partnera, bo układało się okropnie, i wmówiłam sobie uczucie do kogoś innego bo nie umiałam odejść i odeszłam. Tym bardziej, że widzę, że podobają mu się inne kobiety, nie wiem nawet czuję, że może jest ktoś taki, z kim może chciałby się związać...nie wyobrażam sobie życia bez Niego, nie wiem jak mu wyznać to wszystko "Kochanie, poprzestawiało mi się w głowie od tego wszystkiego, teraz będę sobie już zawsze wmawiać, że kocham np. Twojego kolegę, i wyobrażać sobie 200 innych facetów w łózku "wbrew własnej woli" "? Boże jak to wszystko "wygląda".... Zależy mi na Nim, ale już nie wiem co mam robić, potrzebuję czegoś więcej, a jak ja słyszę, że mam takie i inne wady, przez które w najbliższym czasie będąc daleko od siebie, i będąc razem tyle czasu, nawet nie zamieszkamy razem ani nic...to też mnie psychicznie dobiło... nieraz uwierzcie mi na prawdę...kłóciiśmy się tak, że ja płakałam później w domu na podłodze z bezsilności przeżywając to wszystko i modliłam się o lepsze jutro .
  2. Szczerze to te posty tutaj to moja jedyna nadzieja...nie wiem co mam zrobić. Czy mam dać się temu rozpaść i go zostawić? Zależy mi na Nim ale te myśli o innych po złości mnie już też wykańczają, czuję się okropnie...mój charakter + ta nerwica to mieszanka okropna... Mam do siebie żal, smutno mi, nie rozumiem dlaczego skoro jestem "niby normalna" nie mogę kontrolować swoich myśli, jak każdy normalny człowiek, sama już nie wiem skąd się to wzięło. Te wmawianie sobie jakiś miłości do innych, czasem mam tak, że myślę o kimś kto mi się podoba idę pewna siebie, patrzę w lustro i jakoś wygłupiam się sama ze sobą wiadomo - pewność siebie + jakaś fajna mina, czy gest, wiem, że to wszystko zakompleksienie i cieszenie się z najdrobniejszego gestu, mam już dość "zakochiwania się" w co drugiej osobie, która jest dla mnie po prostu miła, trochę to męczące, niby teraz się śmieje :) ale wiecie..na dłuższą mętę, serio czuję się okropnie przez to wszystko w związku...co byście zrobili na moim miejscu? Zostawić go?... czuję, że jest on coraz dalej...i dalej. Już chyba nawet uczucia mu całkiem wygasły. A ja wyżywam się na Nim za te myśli, i to wszystko, bo jestem pełna żalu... za co mnie tak Bóg ukarał :/...dziękuje Bogu teraz za internet...za Wasze posty... poważnie. Jak to się zaczęło to zaczęłam szukać po internecie, to była moja ostatnia nadzieja, gdyby nie to wszystko chyba już bym leżała pod ziemią z załamania psychicznego :/... Bardzo dziękuje za życzliwe słowa, za wsparcie :* z całego serca...dzięki Wam czuję, że nie jestem sama, i widzę w tym wszystkim jakiś sens....bo przestałam go widzieć, zamknęłam się jeszcze bardziej w sobie,w domu, przestałam o siebie dbać, tak jestem skupiona na takich rzeczach, tych wszystkich myślach, że często nawet zapominam, żeby pójść się przebrać, coś ze sobą zrobić...całkowicie straciłam motywację do życia. Jak to u Was się objawiało? U mnie zaczęło się od głodówek, zaniedbania się, zapominałam o tym, żeby pójść wziąć prysznic, żeby zmienić głupie skarpetki...po prostu wolałam skupiać się na tym żeby o tym wszystkim nie myśleć...i jakoś przeżyć dzień...gdy partnerowi mówiłam, że dołuje mnie to, jak Nasz związek wygląda, że się zaniedbuję, żeby mi pomógł, okazał jakieś wsparcie to powiedział, że gadam jak wariatka...mam już dość
  3. Szczerze to te posty tutaj to moja jedyna nadzieja...nie wiem co mam zrobić. Czy mam dać się temu rozpaść i go zostawić? Zależy mi na Nim ale te myśli o innych po złości mnie już też wykańczają, czuję się okropnie...mój charakter + ta nerwica to mieszanka okropna... Mam do siebie żal, smutno mi, nie rozumiem dlaczego skoro jestem "niby normalna" nie mogę kontrolować swoich myśli, jak każdy normalny człowiek, sama już nie wiem skąd się to wzięło. Te wmawianie sobie jakiś miłości do innych, czasem mam tak, że myślę o kimś kto mi się podoba idę pewna siebie, patrzę w lustro i jakoś wygłupiam się sama ze sobą wiadomo - pewność siebie + jakaś fajna mina, czy gest, wiem, że to wszystko zakompleksienie i cieszenie się z najdrobniejszego gestu, mam już dość "zakochiwania się" w co drugiej osobie, która jest dla mnie po prostu miła, trochę to męczące, niby teraz się śmieje :) ale wiecie..na dłuższą mętę, serio czuję się okropnie przez to wszystko w związku...co byście zrobili na moim miejscu? Zostawić go?... czuję, że jest on coraz dalej...i dalej. Już chyba nawet uczucia mu całkiem wygasły. A ja wyżywam się na Nim za te myśli, i to wszystko, bo jestem pełna żalu... za co mnie tak Bóg ukarał :/...dziękuje Bogu teraz za internet...za Wasze posty... poważnie. Jak to się zaczęło to zaczęłam szukać po internecie, to była moja ostatnia nadzieja, gdyby nie to wszystko chyba już bym leżała pod ziemią z załamania psychicznego :/... Bardzo dziękuje za życzliwe słowa, za wsparcie :* z całego serca...dzięki Wam czuję, że nie jestem sama, i widzę w tym wszystkim jakiś sens....bo przestałam go widzieć, zamknęłam się jeszcze bardziej w sobie,w domu, przestałam o siebie dbać, tak jestem skupiona na takich rzeczach, tych wszystkich myślach, że często nawet zapominam, żeby pójść się przebrać, coś ze sobą zrobić...całkowicie straciłam motywację do życia. Jak to u Was się objawiało? U mnie zaczęło się od głodówek, zaniedbania się, zapominałam o tym, żeby pójść wziąć prysznic, żeby zmienić głupie skarpetki...po prostu wolałam skupiać się na tym żeby o tym wszystkim nie myśleć...i jakoś przeżyć dzień...gdy partnerowi mówiłam, że dołuje mnie to, jak Nasz związek wygląda, że się zaniedbuję, żeby mi pomógł, okazał jakieś wsparcie to powiedział, że gadam jak wariatka...mam już dość
  4. Jak zaczęły się myśli tylko o innych facetach to rozmawiałam z Nim na jakiej zasadzie to działa...ale jak doszły te inne...nie wiem czy to jest dobra "osoba", do wyznania tego...tak na prawdę o tym wszystkim i że prawdopodobnie jestem chora, rozmawiałam tylko z przyjacielem...ogólnie najgorsze jest to, że ja z natury jestem osobą, która jak sobie coś wmówi to koniec, lubi się dręczyć, jestem strasznie emocjonalna i boję się, że tego nie wytrzymam... tym bardziej, że w rodzinie mam babcię chorą na shizofrenię... zaczęłam sobie nawet raz w nocy wmawiać, że mam jakieś paranoje jak kłóciłam się ze sobą w myślach, że jak mogłam się doprowadzić do takiego stanu, że mam coś z głową... wewnętrznie kłóciłam się sama ze sobą... jeśli chodzi o te myśli ja mam tak, że wszystkie myśli przerobiłam już na wszystkie możliwe chyba dokładnie sposoby...wyobrażałam sobie najdziwniejsze i najbardziej obrzydliwe rzeczy...to działa na zasadzie takiej, że mam jakieś myśli i zaraz myślę sobie "nie może być już nic gorszego, na co ja jeszcze wpadnę" i zaraz jednak okazuje się, że są rzeczy gorsze... jak radziłaś sobie z takimi myślami mając dzieci? To dopiero musiało być okropne... u mnie najgorsze jest to, że nie mogę liczyć na partnera... i boję się mu do tego przyznać... ogólnie mamy straszny kryzys, jesteśmy razem 3 lata, i od dawna się nie układa...nie moge na niego liczyć, powiedział mi, że skoro nie panuję nad swoimi myślami i potrzebuję do tego lekarza...to on z kimś takim być nie chce (jest osobą wykształconą i ogólnie dobrze wychowaną)...zależy mi na Nim, ale ignoruje mnie, dzisiaj zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać...nie układało się między Nami od dawna...od dawna szukałam w związku z tym pomocy bo nie mogliśmy się porozumieć, nawet rozmawiałam o tym z jego znajomymi, przytaczałam dane sytuacje...sama po sobie widzę, że byłam/jestem zdesperowana by to posklejać...bo to facet mojego życia, bez względu na to czy się rozstaniemy czy nie. Potrafiłam siedzieć do samego rana, szukać osób wśród znajomych z którymi mogłabym porozmawiać o naszej sytuacji...o szantażach, że on odejdzie do innej, o moich rozczarowaniach i tym co się dzieje między Nami...bo w Nim nie miałam żadnego oparcia, chociaż on nie czuje się winny, uważa, że jest odwrotnie. Widzę swoje zdesperowanie i jak brnę w to szaleństwo...w te rozmowy o tym i to wszystko... ogólnie od dawna w złości np. zdarzają mi się złe myśli na temat partnera... wmawiałam sobie, że chcę się rozstać, a później sobie tłumaczyłam, że np. nie mogę bo mamy razem idealny seks, a to, że z nikim innym sobie życia nie ułożę, bo z Nim będę mieć swoje wymarzone życie, cudowną przyszłość, i teraz te myśli wróciły, pogorszyły sie...boje się, że się rozstaniemy, i np. ktoś inny tego nie zrozumie... teraz myśli pogorszyły się na zasadzie, że przez to, że kiedyś pomyślałam coś takiego o Nim zaczęłam sobie wmawiać że jestem materialistką, bo byłam z Nim dla pieniędzy itp. itd (nawet jeśli zauważałam takie rzeczy, jak to że myśli przyszłościowo czy coś, to i tak wiem, że to nie było głównym powodem dla którego ja z Nim zostawałam...były zupełnie inne...ale dręczy mnie to, że w ogóle mogłam tak pomyśleć).... pojawił się też strach, że właśnie ktoś inny by tego nie zaakceptował...i że np. dlatego się boję odejść czy coś. Co może i częściowo jest prawdą...ale skoro czuję do niego tę całą złość o to wszystko, tęsknie...to przecież miłość nie mogła zniknąć całkowicie...najgorsze jest to, że jesteśmy tak daleko, ta ignorancja...przez to wmawiam sobie zaraz miłość do kogoś, kto poświęci mi chwilę uwagi, troski...to jest po prostu KOSZMAR... Czuję się wszystkiemu winna, mam ochotę po prostu zniknąć, spieprzyłam Nam Nasz związek, i Nasze życie. Dziękuję Ci bardzo, że napisałaś...dajesz mi nadzieję... -- 07 mar 2013, 20:42 -- Powiem tak, zależy jakim Twój mąż jest człowiekiem... ja boję się, bo czasem było tak, że wyznałam coś chłopakowi a on wykorzystywał to przeciwko mnie... na początku jak się ogólnie kłóciliśmy sam polecał mi psychologa, po pojawieniu się myśli postanowiłam szukać pomocy w internecie, znalazłam telefon zaufania, dzwoniłam tam około 4 razy, bo przynosiło mi to ulgę... ale gdy mówiłam facetowi, że rozmawiam z psychologiem później obracało się to przeciwko mnie (nie wiedział na jakiej zasadzie z psychologiem rozmawiam, i ogólnie uważał (bo wiedział, że piszę też z psychologiem na forum), że ktoś może nie być wiarygodny, może się podszywać)). Ogólnie właśnie tak jak mówię, u mnie było zapisywanie jakiś rzeczy, później nagle pewnego razu uderzyło do mnie to spowiadanie się z wszystkich "drobnych flirtów" i innych rzeczy, że czasem miałam te wątpliwości itd, dopóki nie wyznałam tego facetowi to chodziłam zdenerwowana i blada jak ściana, schudłam 5kg w tydzień czasu ze stresu tak źle to na mnie wpływało, że nie mogłam jeść i kręciło mi się aż w głowie...no i tak jak wspomniałam wcześniej...takie obsesyjne szukanie winy w sobie, szukanie pomocy u każdej możliwej osoby, nie umiałam sobie sama z tym poradzić, z tym że podobają mi się inni, że mam takie czy inne wizje, bardzo mnie to męczyło, jednej osobie tam się zwierzyłam jaką miałam dokładnie myśl, to pewnie zabrzmiałam jak jakaś wariatka...kontakt się ogólnie Nam urwał, nie wiem czy z powodu mojego zwierzenia, że miałam taką a nie inną myśl (myśl opierała się na tym, że osoba którą zna mój facet miała z Nim rozmowę na temat pewnej rzeczy która polepsza życie seksualne którą ja mam, i, że osoba którą zna mój facet zazdrościła mu bo nie miała okazji tego spróbować...skojarzyło mi się to i zaraz wyobraziłam sobie każdy możliwy seks z tym kimś kogo zna mój facet, chyba poświadomie też czując że mój facet mogłby mnie o coś takiego podejrzewać) Wszystkie te uczucia...zazdrość, podejrzewanie mnie o różne rzeczy, kłótnie przez które tyle przepłakałam... nie wiem może to mnie tak załamało... Jak sobie z tym wszystkim radzisz? Możesz udzielić jakiej rady? Czy lekarz Ci pomógł?
  5. Jak zaczęły się myśli tylko o innych facetach to rozmawiałam z Nim na jakiej zasadzie to działa...ale jak doszły te inne...nie wiem czy to jest dobra "osoba", do wyznania tego...tak na prawdę o tym wszystkim i że prawdopodobnie jestem chora, rozmawiałam tylko z przyjacielem...ogólnie najgorsze jest to, że ja z natury jestem osobą, która jak sobie coś wmówi to koniec, lubi się dręczyć, jestem strasznie emocjonalna i boję się, że tego nie wytrzymam... tym bardziej, że w rodzinie mam babcię chorą na shizofrenię... zaczęłam sobie nawet raz w nocy wmawiać, że mam jakieś paranoje jak kłóciłam się ze sobą w myślach, że jak mogłam się doprowadzić do takiego stanu, że mam coś z głową... wewnętrznie kłóciłam się sama ze sobą... jeśli chodzi o te myśli ja mam tak, że wszystkie myśli przerobiłam już na wszystkie możliwe chyba dokładnie sposoby...wyobrażałam sobie najdziwniejsze i najbardziej obrzydliwe rzeczy...to działa na zasadzie takiej, że mam jakieś myśli i zaraz myślę sobie "nie może być już nic gorszego, na co ja jeszcze wpadnę" i zaraz jednak okazuje się, że są rzeczy gorsze... jak radziłaś sobie z takimi myślami mając dzieci? To dopiero musiało być okropne... u mnie najgorsze jest to, że nie mogę liczyć na partnera... i boję się mu do tego przyznać... ogólnie mamy straszny kryzys, jesteśmy razem 3 lata, i od dawna się nie układa...nie moge na niego liczyć, powiedział mi, że skoro nie panuję nad swoimi myślami i potrzebuję do tego lekarza...to on z kimś takim być nie chce (jest osobą wykształconą i ogólnie dobrze wychowaną)...zależy mi na Nim, ale ignoruje mnie, dzisiaj zaczęłam się nad tym wszystkim zastanawiać...nie układało się między Nami od dawna...od dawna szukałam w związku z tym pomocy bo nie mogliśmy się porozumieć, nawet rozmawiałam o tym z jego znajomymi, przytaczałam dane sytuacje...sama po sobie widzę, że byłam/jestem zdesperowana by to posklejać...bo to facet mojego życia, bez względu na to czy się rozstaniemy czy nie. Potrafiłam siedzieć do samego rana, szukać osób wśród znajomych z którymi mogłabym porozmawiać o naszej sytuacji...o szantażach, że on odejdzie do innej, o moich rozczarowaniach i tym co się dzieje między Nami...bo w Nim nie miałam żadnego oparcia, chociaż on nie czuje się winny, uważa, że jest odwrotnie. Widzę swoje zdesperowanie i jak brnę w to szaleństwo...w te rozmowy o tym i to wszystko... ogólnie od dawna w złości np. zdarzają mi się złe myśli na temat partnera... wmawiałam sobie, że chcę się rozstać, a później sobie tłumaczyłam, że np. nie mogę bo mamy razem idealny seks, a to, że z nikim innym sobie życia nie ułożę, bo z Nim będę mieć swoje wymarzone życie, cudowną przyszłość, i teraz te myśli wróciły, pogorszyły sie...boje się, że się rozstaniemy, i np. ktoś inny tego nie zrozumie... teraz myśli pogorszyły się na zasadzie, że przez to, że kiedyś pomyślałam coś takiego o Nim zaczęłam sobie wmawiać że jestem materialistką, bo byłam z Nim dla pieniędzy itp. itd (nawet jeśli zauważałam takie rzeczy, jak to że myśli przyszłościowo czy coś, to i tak wiem, że to nie było głównym powodem dla którego ja z Nim zostawałam...były zupełnie inne...ale dręczy mnie to, że w ogóle mogłam tak pomyśleć).... pojawił się też strach, że właśnie ktoś inny by tego nie zaakceptował...i że np. dlatego się boję odejść czy coś. Co może i częściowo jest prawdą...ale skoro czuję do niego tę całą złość o to wszystko, tęsknie...to przecież miłość nie mogła zniknąć całkowicie...najgorsze jest to, że jesteśmy tak daleko, ta ignorancja...przez to wmawiam sobie zaraz miłość do kogoś, kto poświęci mi chwilę uwagi, troski...to jest po prostu KOSZMAR... Czuję się wszystkiemu winna, mam ochotę po prostu zniknąć, spieprzyłam Nam Nasz związek, i Nasze życie. Dziękuję Ci bardzo, że napisałaś...dajesz mi nadzieję... -- 07 mar 2013, 20:42 -- Powiem tak, zależy jakim Twój mąż jest człowiekiem... ja boję się, bo czasem było tak, że wyznałam coś chłopakowi a on wykorzystywał to przeciwko mnie... na początku jak się ogólnie kłóciliśmy sam polecał mi psychologa, po pojawieniu się myśli postanowiłam szukać pomocy w internecie, znalazłam telefon zaufania, dzwoniłam tam około 4 razy, bo przynosiło mi to ulgę... ale gdy mówiłam facetowi, że rozmawiam z psychologiem później obracało się to przeciwko mnie (nie wiedział na jakiej zasadzie z psychologiem rozmawiam, i ogólnie uważał (bo wiedział, że piszę też z psychologiem na forum), że ktoś może nie być wiarygodny, może się podszywać)). Ogólnie właśnie tak jak mówię, u mnie było zapisywanie jakiś rzeczy, później nagle pewnego razu uderzyło do mnie to spowiadanie się z wszystkich "drobnych flirtów" i innych rzeczy, że czasem miałam te wątpliwości itd, dopóki nie wyznałam tego facetowi to chodziłam zdenerwowana i blada jak ściana, schudłam 5kg w tydzień czasu ze stresu tak źle to na mnie wpływało, że nie mogłam jeść i kręciło mi się aż w głowie...no i tak jak wspomniałam wcześniej...takie obsesyjne szukanie winy w sobie, szukanie pomocy u każdej możliwej osoby, nie umiałam sobie sama z tym poradzić, z tym że podobają mi się inni, że mam takie czy inne wizje, bardzo mnie to męczyło, jednej osobie tam się zwierzyłam jaką miałam dokładnie myśl, to pewnie zabrzmiałam jak jakaś wariatka...kontakt się ogólnie Nam urwał, nie wiem czy z powodu mojego zwierzenia, że miałam taką a nie inną myśl (myśl opierała się na tym, że osoba którą zna mój facet miała z Nim rozmowę na temat pewnej rzeczy która polepsza życie seksualne którą ja mam, i, że osoba którą zna mój facet zazdrościła mu bo nie miała okazji tego spróbować...skojarzyło mi się to i zaraz wyobraziłam sobie każdy możliwy seks z tym kimś kogo zna mój facet, chyba poświadomie też czując że mój facet mogłby mnie o coś takiego podejrzewać) Wszystkie te uczucia...zazdrość, podejrzewanie mnie o różne rzeczy, kłótnie przez które tyle przepłakałam... nie wiem może to mnie tak załamało... Jak sobie z tym wszystkim radzisz? Możesz udzielić jakiej rady? Czy lekarz Ci pomógł?
  6. Mój związek przez to się rozpada od 2 miesięcy, nie rozmawiamy nawet sami ze sobą, tylko wtedy gdy mamy styczność ze sobą przy innych ludziach....chciałam wsparcia ze strony partnera itd, nie mam żadnego, zaczynają mi się podobać inni, zaraz sobie wmawiam miłość do kogoś innego, chciałam wzbudzić w partnerze zazdrość rozmawiając nawet z kimś innym, on nawet nie zareagował...zostawił mnie sam z problemem i ignorował...ja zaczęłam w innych widzieć cechy, których bardzo potrzebuję, których on już mi w ogóle nie umie zaoferować...poddał się i po prostu zostawił mnie samą sobie, chciałam mu to wszystko wyznać, nawet pokazać te wpisy, ale i tak skończyło by się tym czym skończyło się teraz... zrobiłam tylko z siebie idiotkę próbując mu pokazać, że poradzę sobie bez niego, w dodatku ośmieszyłam się wylewając swoje żale przy innych ludziach bo zabolały mnie jego komentarze na temat innych kobiet niby dla żartu...i zrobiłam z siebie tylko wariatkę...szukałam pomocy u każdego ze znajomych, u każdej możliwej jednej osoby, ale lepiej ludziom nie wyznawać rzeczy typu, że ma się myśli wbrew sobie o innych mężczyznach czy innych tego typu rzeczach itp. ludzie wezmą Cię za wariatkę...u mnie to chyba tak na prawdę zaczęło się wcześniej. Miałam partnera, przestało się Nam układać, zapisywałam obsesyjnie jak mijał mi dzień, o czym z kim rozmawiałam, doszukiwałam się jakiś rzeczy, za które mogłabym na siebie negatywnie spojrzeć... jakiś czas temu znowu gdy przestało układać mi się w tym związku (3 lata później) znowu historia się powtórzyła...zaczęłam zapisywać jakieś rzeczy...czasem mijało, później wracało, teraz dołączyły te myśli...w dodatku jestem strasznie samotna, nie mam wsparcia, nie mam komu tego wyznać... Współczuję sobie, i Tobie wyżej kochana...wiem, jakie to ciężkie życie...te 2 miesiące są dla mnie piekłem...koszmary itd. Jeśli pójdę do psychologa, przyznam się przed sobą, że mam problem, który tak na prawdę wmówiłam sobie na siłę przez te sytuacje w związku, których nie mogłam psychicznie wytrzymać, to na pewno będzie definitywny koniec...on tego nie wytrzyma....mam wrażenie, że wszystkie sytuacje, przykre słowa w związku i wyzwiska doprowadziły mnie do takiego załamania, czytam wszystkie wpisy na temat tego co się ze mną dzieje, widzę, że jedne się zgadzają bardziej, inne mniej, czasem sobie wmawiam te, których np. nie mam... to wszystko jest dla mnie bardzo ciężkie....boje się, że jestem chora. A z tym sobie nie poradzę... -- 06 mar 2013, 19:08 -- Mam też pytań parę...czy próbowałaś o tym rozmawiać ze swoim chłopakiem? Ewentualnie opowiedz mi coś...proszę. Ja nie mogę się zdobyć na odwagę...ciągle przybywają nowe myśli, których się wstydzę, z których chcę się wytłumaczyć, wyspowiadać...myślę, że jednorazowo by to przeżył...ale gdy będę go w kółko tym obciążać to on nie wytrzyma, nie da rady.... i tak już zauważa, że mam jakieś "problemy ze sobą" w kłótni powiedział mi, że jestem chora psychicznie, i że dobrze, że wyszło to teraz...nie później. Padają tak przykre słowa...a ja jestem pozostawiona z tym sama sobie... Mam dokładnie tak samo, każda myśl gorsza od drugiej...te wszystkie wydarzenia, to poczucie winy...w końcu coś się we mnie złamało. Jesteśmy w takim związku, że widujemy się raz na parę miesięcy, niestety takie życie.... chciałabym z Nim być, ale czuję, że jednak to się rozleci...czasem sobie wmawiam, ze tego chcę, albo że chcę być z kimś innym, kto mi się podoba. Boję się, że jeśli mu to wyznam to odejdzie...i że to może nie tylko o brak seksu chodzi, że nawet jeśli seks by sie pojawił i byłoby lepiej to myśli o innych by nie zniknęły. Tak bardzo go kocham ale nie chcę go krzywdzić. Chyba dlatego też podświadomie się z Nim kłócę, bo chce mu dać wolność od tego świństwa.... -- 06 mar 2013, 19:17 -- Chciałam jeszcze coś dodać ale niestety już nie da się w poprzednim poście: Ten związek był dla mnie ważny, na początku jakieś wyzwiska właśnie zaczęły się z mojej strony, ogólnie przyznam, że jestem raczej kłótliwa...tak samo jak moja mama, która jest zdecydowanie choleryczką... (sama nie wiem czemu byłam agresywna wobec partnera, chyba po prostu wyniosłam takie niestosowne zachowanie z domu), kłóciliśmy się początkowo z mojej winy, a gdy uspokoiłam się ja, on zaczął prowokować do kłótni a ja rozmawiałam z innymi, tak jak pisałam wcześniej - flirtowałam, żeby się dowartościować, miałam czasem wątpliwości co do partnera, czując, że mnie nie rozumie,rozmawiałam z innymi facetami, którzy mnie znali, rozumieli mnie, i nie wymagali ode mnie ciągle zmian tak jak mój partner, i czasem myślałam, że to właśnie z takimi osobami powinnam być, miałam poczucie, że powinnam zostawić go i dać sobie z Nim spokój bo ciągle na naszej drodze były same przeszkody... Chyba tak na prawdę wcześniej też nie byłam gotowa na ten związek, chciałam zjeść ciastko i mieć ciastko mimo, że tak na prawdę nie zrobiłam nic złego...nigdy nie możemy się zgrać w czasie...albo jedno chcę naprawić tę relację ale się nie udaje, albo drugie i tak w kółko...bardzo mi na Nim zależy, ale nie wiem czy da się to już naprawić...
  7. Mój związek przez to się rozpada od 2 miesięcy, nie rozmawiamy nawet sami ze sobą, tylko wtedy gdy mamy styczność ze sobą przy innych ludziach....chciałam wsparcia ze strony partnera itd, nie mam żadnego, zaczynają mi się podobać inni, zaraz sobie wmawiam miłość do kogoś innego, chciałam wzbudzić w partnerze zazdrość rozmawiając nawet z kimś innym, on nawet nie zareagował...zostawił mnie sam z problemem i ignorował...ja zaczęłam w innych widzieć cechy, których bardzo potrzebuję, których on już mi w ogóle nie umie zaoferować...poddał się i po prostu zostawił mnie samą sobie, chciałam mu to wszystko wyznać, nawet pokazać te wpisy, ale i tak skończyło by się tym czym skończyło się teraz... zrobiłam tylko z siebie idiotkę próbując mu pokazać, że poradzę sobie bez niego, w dodatku ośmieszyłam się wylewając swoje żale przy innych ludziach bo zabolały mnie jego komentarze na temat innych kobiet niby dla żartu...i zrobiłam z siebie tylko wariatkę...szukałam pomocy u każdego ze znajomych, u każdej możliwej jednej osoby, ale lepiej ludziom nie wyznawać rzeczy typu, że ma się myśli wbrew sobie o innych mężczyznach czy innych tego typu rzeczach itp. ludzie wezmą Cię za wariatkę...u mnie to chyba tak na prawdę zaczęło się wcześniej. Miałam partnera, przestało się Nam układać, zapisywałam obsesyjnie jak mijał mi dzień, o czym z kim rozmawiałam, doszukiwałam się jakiś rzeczy, za które mogłabym na siebie negatywnie spojrzeć... jakiś czas temu znowu gdy przestało układać mi się w tym związku (3 lata później) znowu historia się powtórzyła...zaczęłam zapisywać jakieś rzeczy...czasem mijało, później wracało, teraz dołączyły te myśli...w dodatku jestem strasznie samotna, nie mam wsparcia, nie mam komu tego wyznać... Współczuję sobie, i Tobie wyżej kochana...wiem, jakie to ciężkie życie...te 2 miesiące są dla mnie piekłem...koszmary itd. Jeśli pójdę do psychologa, przyznam się przed sobą, że mam problem, który tak na prawdę wmówiłam sobie na siłę przez te sytuacje w związku, których nie mogłam psychicznie wytrzymać, to na pewno będzie definitywny koniec...on tego nie wytrzyma....mam wrażenie, że wszystkie sytuacje, przykre słowa w związku i wyzwiska doprowadziły mnie do takiego załamania, czytam wszystkie wpisy na temat tego co się ze mną dzieje, widzę, że jedne się zgadzają bardziej, inne mniej, czasem sobie wmawiam te, których np. nie mam... to wszystko jest dla mnie bardzo ciężkie....boje się, że jestem chora. A z tym sobie nie poradzę... -- 06 mar 2013, 19:08 -- Mam też pytań parę...czy próbowałaś o tym rozmawiać ze swoim chłopakiem? Ewentualnie opowiedz mi coś...proszę. Ja nie mogę się zdobyć na odwagę...ciągle przybywają nowe myśli, których się wstydzę, z których chcę się wytłumaczyć, wyspowiadać...myślę, że jednorazowo by to przeżył...ale gdy będę go w kółko tym obciążać to on nie wytrzyma, nie da rady.... i tak już zauważa, że mam jakieś "problemy ze sobą" w kłótni powiedział mi, że jestem chora psychicznie, i że dobrze, że wyszło to teraz...nie później. Padają tak przykre słowa...a ja jestem pozostawiona z tym sama sobie... Mam dokładnie tak samo, każda myśl gorsza od drugiej...te wszystkie wydarzenia, to poczucie winy...w końcu coś się we mnie złamało. Jesteśmy w takim związku, że widujemy się raz na parę miesięcy, niestety takie życie.... chciałabym z Nim być, ale czuję, że jednak to się rozleci...czasem sobie wmawiam, ze tego chcę, albo że chcę być z kimś innym, kto mi się podoba. Boję się, że jeśli mu to wyznam to odejdzie...i że to może nie tylko o brak seksu chodzi, że nawet jeśli seks by sie pojawił i byłoby lepiej to myśli o innych by nie zniknęły. Tak bardzo go kocham ale nie chcę go krzywdzić. Chyba dlatego też podświadomie się z Nim kłócę, bo chce mu dać wolność od tego świństwa.... -- 06 mar 2013, 19:17 -- Chciałam jeszcze coś dodać ale niestety już nie da się w poprzednim poście: Ten związek był dla mnie ważny, na początku jakieś wyzwiska właśnie zaczęły się z mojej strony, ogólnie przyznam, że jestem raczej kłótliwa...tak samo jak moja mama, która jest zdecydowanie choleryczką... (sama nie wiem czemu byłam agresywna wobec partnera, chyba po prostu wyniosłam takie niestosowne zachowanie z domu), kłóciliśmy się początkowo z mojej winy, a gdy uspokoiłam się ja, on zaczął prowokować do kłótni a ja rozmawiałam z innymi, tak jak pisałam wcześniej - flirtowałam, żeby się dowartościować, miałam czasem wątpliwości co do partnera, czując, że mnie nie rozumie,rozmawiałam z innymi facetami, którzy mnie znali, rozumieli mnie, i nie wymagali ode mnie ciągle zmian tak jak mój partner, i czasem myślałam, że to właśnie z takimi osobami powinnam być, miałam poczucie, że powinnam zostawić go i dać sobie z Nim spokój bo ciągle na naszej drodze były same przeszkody... Chyba tak na prawdę wcześniej też nie byłam gotowa na ten związek, chciałam zjeść ciastko i mieć ciastko mimo, że tak na prawdę nie zrobiłam nic złego...nigdy nie możemy się zgrać w czasie...albo jedno chcę naprawić tę relację ale się nie udaje, albo drugie i tak w kółko...bardzo mi na Nim zależy, ale nie wiem czy da się to już naprawić...
  8. Witajcie... Ze mną jest coraz gorzej...nie chcę iść do psychologa ale coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że tego nie uniknę, boję się, że jestem chora, że potrzebuje leków... ogólnie może zacznę od tego, że jestem w takiej relacji, że seks mam "od święta" i nie da się tego zmienić, dużo chyba zaczęło się od tego, że jestem w związku w którym były kłótnie, wyzwiska, wywoływanie zazdrości z obydwu stron... jak na razie zakodowały mi się myśli o zdradzie partnera i o pedofilii....ciągle myślę o jednym i o drugim, na przemian, potrafię sobie każdego wyobrazić automatycznie jako dziecko, pedofila... ogólnie ciągle chodzę nakręcona, wszystko mnie podnieca tak brak mi bliskości, rozmawiałam telefonicznie z psychologiem itd, niby to normalne nawet jeśli w tamtej sytuacji miałam jakąś myśl czy poczułam podniecenie...powiedział mi psycholog, że to normalne, że można odczuwać podniecenie w nietypowych sytuacjach...mam poczucie że muszę mówić wszystko partnerowi, żeby zrzucić to z siebie czuć ulgę, ale jak mam mu powiedzieć takie rzeczy? Wstępnie rozmawialiśmy itd, mówiłam mu co nie co... ale partnera przerażają "psychiczne choroby" boję się że mi to nie przejdzie, a on nie odejdzie... przez jakąś chwilę było lepiej, myśli o pedofilii zniknęły ale teraz znowu wróciły, czuję, że dużo też sobie wmawiam, bo automatycznie doszukuje się u siebie wszystkiego co złe....podniecają mnie wszystkie rzeczy i mam również tak jak poprzednicy skojarzenia dotyczące rodziny, czy zwierząt...nie jestem żadną seksoholiczką bo nigdy nie miałam jakiś dziwnych potrzeb gdy uprawiałam seks z partnerem. Miałam kontakt wcześniej z dziećmi itd, teraz jest to niemożliwe, uciekam od nich jak mogę,a gdy jestem do niego zmuszona to zaraz doszukuję się czegoś i wmawiam sobie, coś czego nie ma. np gdy chciałam pomóc ostatnio dziecku w rodzinie pomóc zdjąć spodnie w łazience (miałam dobry humor, pomyślałam, że zaoferuję pomoc, mimo, że mam jakieś dziwne shizy i skojarzenia), niektórzy w rodzinie zaczynają zauważać niechęć do dzieci...nie wiem co mam robic, chce mi się płakać. To niszczy mój związek, nie wspominając o tych myślach o zdradzie, zaczeło się od tego że zaczęłam doszukiwać się wszystkich rzeczy które zrobiłam źle,wiece - niewinne flirty itp. zaczęłam się z tego spowiadać partnerowi, a teraz ciągle mam myśli dotyczące seksu i innych rzeczy, trwa to od półtora miesiąca...jezu czy ja na prawdę będę skazana na psychologa i leki i czy to będzie wracać? Przeraża mnie to....czemu to tak zakorzeniło się w mojej psychice? Od 3 tygodni mam koszmary, w ogóle się nie wysypiam, ciągle budzę się cała zdenerwowana, najczęściej mi śni się zdradza, bardzo rzadko te drugie rzeczy (no ale np. dzisiaj tak). Boję się, że z tego nie wyjdę... wstydzę się tych myśli, wmawiam sobie coś czego nie ma, pedofilia to nie przecież rzeczą nabytą z tego co mi wiadomo, zdarza się rzadko u kobiet, ale też np doszukuję się faktów przemawiających "ZA" np. że niby zdarza się tylko w większości u meżczyzn a ja miałam kiedyś poczucie że jestem bardziej chłopięca niż dziewczęca....albo jakieś inne rzeczy. Mam nadzieję, że ktoś mi odpisze. Dziękuje za poprzednią odpowiedź. Boje się że tymi myślami zrujnuje swój związek. Już i tak mam straszne wątpliwości co do tego wszystkiego... wcześniej zdarzały mi się myśli czasem podczas seksu, np wpadł do głowy mi ktoś kto mi się podobał, było mi głupio bo kocham partnera, raz nawet nie mogłam podczas seksu osiągnąć orgazmu i pomyślałam o kimś innym (znanym, bo przypomnialo mi się że wiele kobiet tak robi i chyba chciałam sprawdzić jak to jest). Tak bardzo mi na Nim zależy, ale już nie wytrzymuje tych myśli, na pewno nie odbiorę sobie życia, ale ileż można...
  9. Witajcie... Ze mną jest coraz gorzej...nie chcę iść do psychologa ale coraz bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że tego nie uniknę, boję się, że jestem chora, że potrzebuje leków... ogólnie może zacznę od tego, że jestem w takiej relacji, że seks mam "od święta" i nie da się tego zmienić, dużo chyba zaczęło się od tego, że jestem w związku w którym były kłótnie, wyzwiska, wywoływanie zazdrości z obydwu stron... jak na razie zakodowały mi się myśli o zdradzie partnera i o pedofilii....ciągle myślę o jednym i o drugim, na przemian, potrafię sobie każdego wyobrazić automatycznie jako dziecko, pedofila... ogólnie ciągle chodzę nakręcona, wszystko mnie podnieca tak brak mi bliskości, rozmawiałam telefonicznie z psychologiem itd, niby to normalne nawet jeśli w tamtej sytuacji miałam jakąś myśl czy poczułam podniecenie...powiedział mi psycholog, że to normalne, że można odczuwać podniecenie w nietypowych sytuacjach...mam poczucie że muszę mówić wszystko partnerowi, żeby zrzucić to z siebie czuć ulgę, ale jak mam mu powiedzieć takie rzeczy? Wstępnie rozmawialiśmy itd, mówiłam mu co nie co... ale partnera przerażają "psychiczne choroby" boję się że mi to nie przejdzie, a on nie odejdzie... przez jakąś chwilę było lepiej, myśli o pedofilii zniknęły ale teraz znowu wróciły, czuję, że dużo też sobie wmawiam, bo automatycznie doszukuje się u siebie wszystkiego co złe....podniecają mnie wszystkie rzeczy i mam również tak jak poprzednicy skojarzenia dotyczące rodziny, czy zwierząt...nie jestem żadną seksoholiczką bo nigdy nie miałam jakiś dziwnych potrzeb gdy uprawiałam seks z partnerem. Miałam kontakt wcześniej z dziećmi itd, teraz jest to niemożliwe, uciekam od nich jak mogę,a gdy jestem do niego zmuszona to zaraz doszukuję się czegoś i wmawiam sobie, coś czego nie ma. np gdy chciałam pomóc ostatnio dziecku w rodzinie pomóc zdjąć spodnie w łazience (miałam dobry humor, pomyślałam, że zaoferuję pomoc, mimo, że mam jakieś dziwne shizy i skojarzenia), niektórzy w rodzinie zaczynają zauważać niechęć do dzieci...nie wiem co mam robic, chce mi się płakać. To niszczy mój związek, nie wspominając o tych myślach o zdradzie, zaczeło się od tego że zaczęłam doszukiwać się wszystkich rzeczy które zrobiłam źle,wiece - niewinne flirty itp. zaczęłam się z tego spowiadać partnerowi, a teraz ciągle mam myśli dotyczące seksu i innych rzeczy, trwa to od półtora miesiąca...jezu czy ja na prawdę będę skazana na psychologa i leki i czy to będzie wracać? Przeraża mnie to....czemu to tak zakorzeniło się w mojej psychice? Od 3 tygodni mam koszmary, w ogóle się nie wysypiam, ciągle budzę się cała zdenerwowana, najczęściej mi śni się zdradza, bardzo rzadko te drugie rzeczy (no ale np. dzisiaj tak). Boję się, że z tego nie wyjdę... wstydzę się tych myśli, wmawiam sobie coś czego nie ma, pedofilia to nie przecież rzeczą nabytą z tego co mi wiadomo, zdarza się rzadko u kobiet, ale też np doszukuję się faktów przemawiających "ZA" np. że niby zdarza się tylko w większości u meżczyzn a ja miałam kiedyś poczucie że jestem bardziej chłopięca niż dziewczęca....albo jakieś inne rzeczy. Mam nadzieję, że ktoś mi odpisze. Dziękuje za poprzednią odpowiedź. Boje się że tymi myślami zrujnuje swój związek. Już i tak mam straszne wątpliwości co do tego wszystkiego... wcześniej zdarzały mi się myśli czasem podczas seksu, np wpadł do głowy mi ktoś kto mi się podobał, było mi głupio bo kocham partnera, raz nawet nie mogłam podczas seksu osiągnąć orgazmu i pomyślałam o kimś innym (znanym, bo przypomnialo mi się że wiele kobiet tak robi i chyba chciałam sprawdzić jak to jest). Tak bardzo mi na Nim zależy, ale już nie wytrzymuje tych myśli, na pewno nie odbiorę sobie życia, ale ileż można...
  10. Nękają mnie te same myśli co Was związane z pedofilią od ponad tygodnia czasu... Czy da się z tego wyjść samemu? Bardzo się o siebie martwię. Pamiętam, że kiedyś głaszcząc siostrzenicę czule po pleckach i pupie gdy była niemowlakiem właśnie pomyślałam o pedofilii, i doszukuje się u siebie teraz jakiś objawów, nie pamiętam co dokładnie wtedy myślałam, ale pamiętam, że wtedy właśnie nie pojawiło się uczucie podniecenia czy czegoś tego rodzaju tylko uznałam, że może za bardzo się wczuwam w tą opiekę i się wystraszyłam, że zrobiłam coś złego. Wiem, że pedofilia to coś złego, nigdy bym nie skrzywdziła dziecka.... przez to, że doszukuje się u siebie objawów a nie pamiętam dokładnie sytuacji, wmawiam sobie różne rzeczy jakie mogły być. Czy takie coś może świadczyć że mam skłonności pedofilskie?Zaczynam sobie już wmawiać różne rzeczy i jestem przerażona, mam faceta którego kocham ale te myśli mnie dręczą i zakłócają wszystko inne. Pomocy bo chce mi się płakać
×