
poem
Użytkownik-
Postów
1 202 -
Dołączył
Treść opublikowana przez poem
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 37
-
Rozstanie. Nie potrafiłam go pokochać.
poem opublikował(a) temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Po dwóch miesiącach znajomości podjęłam decyzję o zerwaniu z chłopakiem. Ale od początku. On zakochał się we mnie po dwóch spotkaniach, wyznał mi miłość. Spotykaliśmy się niemal codziennie. Nie byłam nigdy pewna co czuję do niego. Wzruszało mnie, że (jak mówił) odkąd mnie poznał zmienił się, uspokoił. Chyba na siłę szukałam w sobie jakichś oznak zakochania, np. że po raz pierwszy w moim życiu pocałunki są takie cudowne i mogłyby trwać bez końca. To przecież "namacalny dowód, że jest mi z nim dobrze!"... Chyba coś mi się pomyliło. Czasem rzucił jakimś żartem, który we mnie wywoływał obrzydzenie, a on dalej brnął i się śmiał. Mówił z ustami wypełnionymi jedzeniem. Wszystko pożerał na dwa kęsy. (A czasem... czasem wydawał mi się taki ładny w tej koszuli w kratkę.) Mówił, że się zmieni dla mnie, zmieni co tylko zechcę. Ale nie potrafił wyeliminować tych zwoich drobnych wad/przyzwyczajeń. O tych większych, poważniejszych nawet mu nie wspominałam, bo nie wierzyłam, że coś z tym zrobi. Z resztą... ja mam go wychowywać? Zostawiłam go nagle, bez zapowiedzi, sama nie planowałam, że to akurat teraz nastąpi. On chce się ze mną... przyjaźnić. Ja nie chcę go widzieć. Nie chcę też wiedzieć co on teraz czuje. Dostaję smsy o miłości, tęsknocie, bólu. Nie chcę tego wiedzieć, bo boję się że wrócę do niego, by nie cierpiał, dam mu szansę. Tym samym schowam swoje uczucia. A może... Może to we mnie tkwi problem bo wolę zburzyć nasz związek zamiast go naprawić? Czy powinnam z nim porozmawiać? Czy lepiej być stanowczą i konsekwentnie trzymać się decyzji o urwaniu kontaktu? -
Osoba, która w trakcie kilkuminutowej rozmowy telefonicznej potrafi ze dwa razy zadać (znienawidzone przeze mnie) pytanie "Co tam jeszcze powiesz ciekawego?"
-
a może to ja jestem taka, że po prostu kogoś potrzebuję? a co dałabym od siebie? nie wiem, nie przyjaźniłam się nigdy z nikim. Nie wiem czy potrafiłabym komuś pomóc, ale czuję, że nie zostawiłabym kogoś, kto czuje się źle/smutno/samotnie, starałabym się chociaż dobrym słowem wesprzeć i spotakać z takim człowiekiem, jeśli tylko będzie możliwość - nawet gdybym miała jechać do innego miasta. Tak, może dobrze że to był dopiero początek, ale czułam, że możemy się zaprzyjaźnić. Miałam nadzieję... sama już nie wiem na co... Wciąż mam ochotę napisać kolejnego żałosnego smsa z błaganiem o odpowiedź.
-
No cóż, byłam gotowa przed kimś się otworzyć, szczerze porozmawiać, potrzebowałam tego bardzo... Niestety ta osoba nagle przestała się odzywać do mnie. Nie wiem czemu, nie znam przyczyny i to jest najgorsze. Czuję się winna, bo może poczuł się obarczony moimi problemami... Potem "pojawił się" kolejny człowiek poznany jakiś czas temu, ale pierwszy raz spotkaliśmy się sam na sam. Nie zwierzałam mu się - wiadomo, za mało się znamy... ale szczerze mówiąc mam ogromną potrzebę wyżalenia się komuś. Jakieś kilka dni po tym spotkaniu czułam się fatalnie i na sms z pytaniem o samopoczucie nie potrafiłam odpowiedzieć nieszczerze i chyba trochę za dużo się ze mnie "wylało". Znowu boję się, że przestraszyłam kogoś, kto chciał mi pomóc...
-
Tak jest, lepiej nie mieć tej nadziei. Ja raczej nie mam bliskich, z rodziną to wiem jak jest, ale ostatnio zdarzało mi się poznać kogoś, mieć nadzieję, że się spotkamy i że będę miała z kim pogadać. A potem... nagle cisza...
-
Chyba właśnie w tym problem, trudno znieść siebie samą. Ogólnie to podziwiam ludzi, którzy potrafią samotnie żyć, znają swoją wartość, są niezależni itp. Ale nadal uważam, że są sytuacje szczególne, kiedy sami sobie nie poradzimy.
-
Ja często takie teksty pomijam. No chyba, że temat bardzo mnie interesuje. W wątku o wierze przeczytałem od deski do deski wszystkie te - delikatnie mówiąc - przydługawe posty refren, jetodika i spółki . Czyli jesteś w stanie przebrnąć przez elaboraty wtedy, kiedy jesteś zaangażowany w tematykę konwersacji. To zrozumiałe Mnie przerażają długaśne posty, ale zwykle ostatecznie i tak czytam najpierw początek, potem koniec, następnie trochę ze środka a potem resztę a nawet ponownie całość
-
W pokoju jeszcze raz na jakiś czas coś ogarnę, ze zmywaniem gorzej... Ostatnie zmywanie skończyło się stłuczonym talerzem: szkłem w zlewie, na szafkach i podłodze, niedostatecznie ostrym by się pociąć. Kartek prawie wcale nie robię jakoś od grudnia to jednocześnie i świadczy o moim złym stanie i odwrotnie - negatywnie na mnie wpływa. Bo tworzenie wymaga skupienia, takiego specyficznego stanu (a ja nie potrafię ostatnio go osiągnąć) i daje pozytywną energię. Coś nie pozwala mi robić rzeczy dla mnie dobrych. A z pracą to nie wiem co będzie. Niewiele jem. Nocą boję się położyć spać, a rano (właściwie w południe) boję się wstać. Jedyna osoba, na którą jeszcze trochę ostatnio liczyłam - olewa mnie (może ma ku temu powody - własne problemy, praca, brak czasu... chociaż w brak czasu na napisanie krótkiej wiadomości nie wierzę...) No i frustruje mnie fakt że czuję potrzebę, by pomagać ludziom, ale nie mogę nic zrobić, bo właściwie jestem uwięziona w czterech ścianach i sama potrzebuję pomocy.
-
W internecie przecież takie same zasady pisowni panują jak w książkach, gazetach i wszędzie indziej ;-) no ale przyjmijmy, że można nie zrwócić uwagi
-
Właśnie o tym chciałam napisać w tym wątku jakiś czas temu, ale zrezygnowałam, żeby nie wyjść na aż taką czepialską... Ale naprawdę bardzo zwracam uwagę na takie drobiazgi.
-
Co z tym zrobić?... Nie mam siły dbać o siebie sama, robić różnych codzinnych rzeczy. A jeszcze powinnam się leczyć (kręgosłup). Do tego też nie mam motywacji. Nie potrafię o tym mówić i chyba dlatego próbuję jakoś to pokazać, np. bałaganem w mieszkaniu. Właściwie to też "nieskuteczne". Rodzina uważa to raczej za lenistwo. Znajomi mnie nie odwiedzają, a jak już to dla nich jestem w stanie jakoś powierzchownie chociaż uprzątnąć, ale potem tego żałuję, bo nie widzą jak jest naprawdę, na codzień. Kur**, no nie wierzę, że przez ten cały miesiąc NIKT (kto wie o moim stanie) nie zaproponował choćby zrobienia zakupów. Nie uważam, że coś mi się należy, wręcz przeciwnie... może dlatego tak to boli...
-
Trudne to, bardzo... Jasne, że lepiej by było być samowystarczalnym i w pełni samodzielnym, ale to takie ciężkie Ja już mam ochotę wyłączyć sięz życia, rzucićpracę, schować się pod kołdrę.
-
Też nie mam do kogo gęby otworzyć :< Wstałam o 12, czuję się strasznie zmęczona. Smutno, smutno i samotnie
-
Tak, chociaż nie zawsze tak jest. Czasem ciężko się pracuje za marne pieniądze. Akurat o osobach które znam nie mogę powiedzieć, że gonią za kasą. Tak się niefortunnie składa, że ostatnio i ja i oni mają poważne problemy. Oby to szybko minęło.
-
Tylu ludzi na świecie, dlaczego ktokolwiek czuje się samotny? Z czego wynika ta samotność? Ja ostatnio zauważam że moi znajomi (bardzo nieliczni) nie mają czasu (dla mnie czy dla kogokolwiek) - pracują, mają problemy np. rodzinne, chorują... Nawet nie bardzo jest czas na smsy, nie mówiąc o spotkaniu. A jak już uda się spotkać to na zbyt krótko. Ostatnio mimo wszystko łatwiej mi jest wyrażać myśli w kontakcie na żywo. To dla mnie nowość, bo zawsze wolałam pisać. Ale łatwiej jest opowiedzieć o swoim samopoczuciu gdy ktoś jest obok, widzi zachowanie, reakcje, gdy można się przytulić i inne te rzeczy. Zdecydowanie kontakt na żywo dużo daje. Niestety nie zawsze jest możliwy z powodów opisanych przeze mnie powyżej. A spotykając się raz na miesiąc nie da się "nadrobić"...
-
Żyć się nie chce ;s do bólu kręgosłupa doszło przeziębienie, nie mam siły, chyba nie wyzdrowieję nigdy
-
Znowu sobie pojęczę tak bym chciała, by ktoś mi pomógł (posprzątał, ugotował, zrobił zakupy), wtedy byłoby mi znacznie łatwiej skupić się na leczeniu bólu kręgosłupa, miałabym energię i chęci. A tak... Ciągle się zamartwiam, że nie ma co jeść a mieszkanie jest zasyfione coraz bardziej
-
Potrzeba bliskości to sprawia. Jesteśmy tak skonstruowani, że w samotności czujemy się źle (ewolucyjnie to mamy wpisane w siebie). Niestety osoby w jakiś sposób pokrzywdzone przez los, które mają problemy z nawiązywaniem kontaktu z innymi mają również potrzebę bliskości. Ja kiedyś nie czułam się jakoś szczególnie źle w samotności, nie budziło to emocji żadnych. Norma po prostu. Ostatnio się to zmieniło. Odczuwam brak kogoś obok. Czasem bywa to bardzo smutne, dotkliwe. To trochę tak jakbym nie mogła znieść swoich własnych myśli, siebie, chciałabym by ktoś się mną "zajął", zainteresował. To nie do końca dobre. A co sprawiło, że zaczęłam to odczuwać? Chyba poczułam jak to jest być z kimś i odczuwam różnicę.
-
Los pokarał mnie za to, że ja nie chciałam pomóc komuś. Bo nie miałam czasu, siły i inne wymówki... Teraz wiem, jakie to uczucie zostać pozostawionym samemu sobie, nie móc liczyć na nikogo każdy jest zajęty swoimi sprawami...
-
Kolejny dzień sama z fizycznym bólem. Teraz samotność odczuwam sto razy bardziej już mniejsza z tym, że nikt nie jest w stanie zrozumieć jak się czuję, ale że komuś może być tak trudno odpisać chociaż na smsa, w którym zapraszam by przyszedł do mnie to jest nie do pojęcia
-
Nienawidzę lekarzy! Nic nie potrafią oprócz przepisania leków przeciwbólowych i zwolnienia z pracy Zero badań, pokierowania do specjalisty czy choćby wskazania co robić. Może panikuję, może lekka hipochondria rzuca mi się na mózg, ale czuję się olana, a nie mam siły wybrać się do przychodni kolejny raz, bo ból kręgosłupa uniemożliwia mi sprawne chodzenie
-
a to ja nie zakumałam o co właściwie pytasz tym "szczęśliwym zakończeniem" - zakończeniem nałogowego picia - było poznanie kogoś. Spędzaliśmy razem sporo czasu. Po prostu nie czułam się tak beznadziejnie samotna.
-
tak, choć właściwie trwało tylko chwilę, ale był to szczęśliwy czas.
-
Czasem przypominają mi się "dawne czasy" (właściwie nie tak dawne, bo niespełna 2 lata temu...) jak wracałam do domu po psychoterapii, na obiad jadłam zupkę "chińską" i po południu zaczynałam picie. Piwo albo soczek zmieszany z wódką. Nieraz na kacu w pracy... A potem pojawił się Ktoś, dzięki komu z dnia na dzień przestałam pić z tej samotności. Tęsknię za tymi zupkami i piciem iii... czasem mam pragnienie by to powtórzyć i żeby powtórzyło się to szczęśliwe zakończenie... jakkolwiek idiotycznie to brzmi....
-
Najgorsze jest to że właśnie nie potrafię się wyżalić... jakoś wyrazić tego co czuję, tak by ktoś zrozumiał.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 37