
stx
Użytkownik-
Postów
384 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez stx
-
odczuwam kłucie w sercu już chyba 3 dzień z przerwami. jest słabe, ale takie dziwne... nie to że boli, tylko po prostu jest. czy przyczyną prawdopodobnie mogą być nerwy i stres?
-
jest nas w domu 4. rodzice, ja i brat. obydwoje rodzice pracują. najniższa krajowa albo troche ponad. ale chodzą też do pracy w weekendy i chyba wtedy zarobią troche więcej. poza tym zwykle jeszcze z tatą dorabialiśmy w lesie. w sensie robienie drzewa i sprzedawanie i też troche kasy wpadło. tzn ja odwalałem tą najgorszą robote a prawie nic (żeby nie powiedzieć nic) z tego nie miałem.
-
w wakacje skończe 18 lat, ale sytuacja jaką przedstawiłem ciągnie się od zawsze, a rodzice jeszcze z siebie tacy dumni są. o tych lekach napisałem dlatego, że wytrzymałem tak rok, wytrzymałem kilka lat i nie wiem czy wytrzymam więcej bo nie mam sił. ''Moje dziecko (jest około Twojego wieku) samo załatwiło sobie pracę na wakacje żeby mieć swoje pieniądze na swoje wydatki i się z tego faktu bardzo cieszy. :lol:'' - też bym się cieszył gdybym pracował żeby dorobić na swoje wydatki
-
jak tu żyć normalnie skoro np. wiem że całe lato będę ciężko pracował za bardzo małe pieniądze? ale nie to jest najlepsze. ta praca to zbieranie jagód w lesie (wbrew pozorom nie jest to takie lekkie). i rzecz w tym że już mama mówi że będę musiał kase wydać na garnitur bo potrzebny do matury. po zbieraniu jagód w lesie pewnie będę musiał jeszcze pomóc tacie. też praca w lesie tyko że bardziej fizyczna czyli przy drzewie. no a po tym wszystkim w domu pewnie miałbym coś robić. tak jest zawsze. zawsze mam tyle obowiązków a dla rodziców to i tak jeszcze mało. brak perspektyw i nadzieji aż nie chce sie żyć. gdybym miał tu dostępnego psychiatre to od razu wziąłbym jakieś leki bo chyba tego nie wytrzymam aaaa zapomniałem dodać że cały rok kupuje sobie ciuchy z tych pieniędzy które zarobie w wakacje (czyli około 500zł). a teraz w nic mi nie zostanie, a mama mi nie kupuje nic ale co tu robić?
-
no i nie zaliczyłem. nie wiem jakim cudem pani mi dała termin jeszcze na poniedziałek. i jak znam siebie - będe siedział nad książkami 10 godzin dziennie i nic sie nie naucze
-
zdobycie efki to raczej dla mnie nie problem a co do ADHD to nie mam objawów ''fizycznych''
-
dziękuję serdecznie za tą odpowiedź. zadam jeszcze pytanie jak to jest, że czasem mam chęć słuchać to co mówi nauczyciel i po prostu sie ucze, a innym razem jest tak, że wiem że dostane jedynke ale czekam do przerwy żeby odpocząć? (prawie zawsze jest ta druga sytuacja) jak wziąłem kiedyś efedryne to czułem sie tak normalnie i miałem chęć słuchać nauczycieli nie miałem żadnych jazd ani nic, po prostu czułem się normalnie. więc czy jak czasem sobie wziąłbym sobie ją to źle? (w sensie czy zaszkodzi)
-
witam, przez nerwice nauka mi idzie fatalnie. kilka zagrożeń pod koniec roku w 2 liceum. ale chodzi o jedno głównie (chemie). za 2 dni (w piątek) mam ostatni termin zaliczenia pierwszego semestru z chemii a powininem zaliczyć do końca lutego tak naprawdę. ale chodzi o to, że ciągle jestem zdekoncentrowany, zdemotywowany, myślę że jakoś to będzie itd. no więc taki paradoks bo dla mnie w środku nauka to jest główny priorytet, wiele bym oddał by mieć dobre oceny. ale jak co do czego to nie potrafie się zabrać za to. ale wracając do sedna: czy jest jakiś sposób żeby się w końcu zmotywować, odgonić te myśli natrętne, brak motywacji, lęki itd? chociaż na ten czas nauki...
-
raczej nie uważam że to bunt. tzn może częściowo, ale gdyby to był bunt to chyba bym nie chodził cały dzień jak zdechlak bez energii i z natrętnymi myslami a w domu bał sie robic cos przyjemnego żeby rodzice nie byli ''źli''
-
tylko że te ''niepotrzebne'' obowiązki są odkąd kiedy pamiętam. tzn od dziecka. inni raczej wchodząc ze szkoły do domu idą sobie odpocząć, a nie słyszą coś w stylu: ''umyj naczynia'', ''albo idziemy do lasu robić drzewo'' a co najlepsze, że nic z tego nie mam. nie wychodzę nigdzie wieczorami, wtedy to były tylko pojedyńcze przypadki. mówisz że to bunt. tylko że przez to boje się nawet leżeć, siedzieć przy komputerze tylko dlatego że może mógłbym robić coś pożytecznego. ciągły lęk, stres itd. nie mogę się przez to uczyć, a przez to że mam słabe oceny też rodzice są ''źli''. i nic nie da sie im wytłmaczyć bo i tak wiedzą lepiej
-
(mam 17 lat) opisze bardzo krótko moje błędne koło: - rodzice ciężko pracują - dlatego też każą mi dużo pracować. (w domu mam pełno obowiązków) - a czym więcej robimy tym więcej rodzice wymyślą zajęć. - jak nie pomagam rodzicom to robią to sami. wyglądają na takich zmęczonych itd. (tak jakby półświadomy szantaż emocjonalny) - no i wtedy wiadomo że mimo że mi sie nie chce to musze im pomóc - no i tak to jest. nie pamiętam kiedy ostatnio odpoczywałem. może czasem leże i nic nie robię, ale to nie jest odpoczywanie tylko ''czuwanie'' - nigdzie nie wychodze wieczorami bo moi rodzice są jakby ze średniowiecza. w wieku gimnazjalnym jak mnie nie było w domu około 22 to zdarzyło się kilka razy że tata jeździł i mnie szukał. najgorsze jest to że mieszkam na wsi - agresor mnie chwyta jak widze że koledzy co weekend jeżdzą do klubów itd, a moi rodzice jak każą mi wypić piwo u cioci na urodzinach to są z siebie wielce dumni jacy to oni są luźni - mógłbym ich olać po prostu, ale tate prawię codzień wszystko boli ale i tak musi fizycznie pracować. - mama tak samo. poza tym kilka lat temu zauważyłem w lekach tabletki na depresje. nie wiem co to miało znaczyć... no i ciągle jestem w takim stresie jak nic nie robie. to chyba to przeszkadza mi w nauce. nie potrafie sie zmotywować itd. chyba nie zdam do następnej klasy. Więc widzicie. Tak źle, a tak niedobrze. nie wiem co robić w takiej sytuacji, gdzie nie da sie z rodzicami pogadać, a psychologa ani psychiatry itd w okolicy nie ma. PS. mógłbym wymienić jeszcze milion przykładów
-
W szkole uważają to raczej za lenistwo itd. Nie tłumacze im skąd to jest, bo raczej rodzice by się dowiedzieli jestem w licem gdzie nie ma pedagoga
-
u mnie to jest tak, że w domu mam tą nerwice lękową. lęk przed rodzicami tak jakby... i ciągle jestem w takim stresie w pokoju, nie mogę się skupić, zmotywować ani nic dziś dyrektor już prawie chciał mnie wylać z 2 liceum za wyniki w nauce, a ja nie wiem co dalej. jakies pomysły? tylko takie bez udziału rodziców. nie będę mówił dlaczego bo skomplikowane PS. nie mieszkam w mieście w którym jest psycholog/psychiatra
-
no to wkurza, gdy mamy jakiś tam dialog, pózniej jeszcze raz ten sam, i pózniej następne kilka razy w ciągu dnia ITD.
-
ja nawet lubie te dialogi, ale przez nie nie moge się skoncentrować. i to jest najgorsze
-
no mam dokładnie tak jak napisałaś. no ale jak pójdę na swoje bez rodziców to będę miał nerwicę? mam tak, że np. byłem na szkolnej wycieczce przez tydzień w drugiej stronie polski to 0 lęków itd.
-
myślałem o niedoborze magnezu bo też takie takie objawy, tylko czy w wieku 10 lat mógłbym mieć na tyle niedobór że spowodowałby nerwicę?
-
lekarz rodzinny napisze recepte i nie może się doczekać aż wyjde, więc średnio przyjemnie. psychologa szkolnego nie mam
-
nie mam badań. 18 lat bede miał dopiero za 2 miesiące, poza tym mieszkam w miejscu gdzie raczej nie ma takich lekarzy. musiałbym to zrobić na własną rękę, ale raczej się nie da. jest to na tyle skomplikowane że nie wytłumacze tego, ale chodzi o rodziców
-
witam, sprawa wygląda tak: czuje lęk przed rodzicami. gdy siedze sobie przy komputerze a rodzice np. robią coś w kuchni to czuje niepokój, stres itd. czuje że musze też coś robić jednak nie mam siły. dla moich rodziców całe życie to praca, która według mnie jest często niepotrzebna, ale nieważne nie mam sił również przez świadomość, że wszyscy których znam wracając po szkole do domu mogą sobie gdzieś wyjść, iść spać, obejrzeć film itd. a u mnie jest tak, że wracając ze szkoły musze zacząć sprzątać, robić obiad, pomagać tacie robić drzewo itd. praca się kumuluje a ja nigdy nic z tego nie mam. może to mnie dołuje i brak mi sił. mam tak od dawna może od 10 lat, teraz mam 18. w podstawówce (6 klasa) stopniowo przestawałem mieć dobre oceny i tak jest do dziś, ledwo zdaje. nie mogę się zmotywować, skoncentrować, brak mi sił i wiele innych. czy to mogło spowodować nerwicę? czuję lęk itd, ale nie mam żadnych ataków charakterystycznych dla nerwicy. czasem może serce mi mocniej zabije ale ogólnie to nic. liczę na jakiekolwiek komentarze, pomoc, cokolwiek
-
ktoś napisał żeby zaakceptować te dialogi, to ucichną... ja mam je od dawna i po prostu nie zwracałem uwagi i jakoś nie ucichły
-
Nie no tak nie mam. tzn ''wszystko kontroluję'', może poza tym że to mnie dekoncentruje. ogólnie nie przeszkadzałoby mi to aż tak, ale ciężko np. uczyć się z takim czymś
-
mi się nigdy nie zdarzyło na głos/szeptem
-
olewam je i myślę o czymś innym, ale to nie pomaga. ciągnie mi się to już od kilku lat