Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ezekiel

Użytkownik
  • Postów

    165
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ezekiel

  1. daredevil9, takie zachowanie jest uwarunkowane dwojako, oczywiście również przez zaburzenia nerwicowe. Nie ma przecież realnego zagrożenia z jej strony, a zajmowanie części czasu przez nie jest wręcz z korzyścią dla zdrowych związków, ponieważ samo w sobie to jest zdrowe tak dla samej relacji, jak i każdego z Was z osobna. Twoje poczucie wrogości, a może raczej niechęci do nich wiąże się ze stworzeniem przez Twoje ego "wirtualnego tygrysa" - to jest coś o czym pisałem wcześniej. Źle ukształtowane ego i świat emocjonalny lubią tworzyć takie wirtualne zagrożenie pod postacią "tygrysa" ponieważ Twój upośledoczny, ale ciągle obecny mechanizm obronny chce się bronić, ale w zasadzie nie ma przed czym. Z jednej strony więc jest to autonomiczna reakcja, wyuczona, z drugiej zaś jest to dwojaki efekt wątpliwości zrodzonych przez nerwicę - boisz się więc dwutorowo, po pierwsze po pierwsze, że przez nie niejako stracisz swoją partnerkę, Twoje ego upomina się by być jednoznacznie najważniejszym - to jest to o czym jest napisane w artykule, który polecałem, po drugie ta wrogość zwiększa wątpliwości i też przeradza się w jakiś lęk przed związkiem z Nią. Wątpliwości, niepokój, lęk tak w jedną jak i w drugą stronę wzajemnie na siebie oddziałują potęgując się tylko. Teraz grunt by uświadomić sobie absurdalność i jednej i drugiej strony Twoich lęków, a jedyna droga do ich pokonania leży przez konfrontację z nimi. Nie ograniczaj swojej M. spróbuj wręcz uświadomić sobie, że w zasadzie nie masz się czego obawiać - bo przecież kuzynki nie wyjdą za Twoją partnerkę, podobnie wszelki negatywny obraz Twojej partnerki jest tylko efektem idealizowania, a więc chorej świadomości, że partnerka nie powinna mieć wad, a czas spędzany z Nią zawsze powinien być równie i w pełni przyjemny, tak samo Wasza relacja! Nie uciekaj od problemów zmierz się z tym co złe, a zobaczysz, że czasami nawet te wady, które stworzyliśmy sami w naszych głowach zamieniają się w zalety :)
  2. agata_08, wręcz przeciwnie - opowiedz, a nawet pokaż jak będzie trzeba swoje wpisy i wpisy innych. Psychiatra Ci pomoże najlepiej z Nas wszystkich i zweryfikuje stawiając diagnozę :) My to zwykli laicy, ludzie :) Polecam niektórym na tym forum - jest tu głębszy kontekst, nie tylko tych walczących ze swoim przywiązaniem, ale także dla tych, którzy od uczucia uciekli - o tym jak ego potrafi przesłonić prawdziwą miłość i obnażać nieistniejące wady! http://www.eioba.pl/a/26ij/koszmar-przywiazania Zacytuję także użytkownika QueenForever - też z tego forum - z wątku już zapomnianego. Wysnuł On podobne wnioski, przytaczając jedyną skuteczną metodę - myślę, że to powinno być odświeżane dla każdego!: W zasadzie nie ma lepszej formy terapii wszelkich lęków jak właśnie desensytyzacja a więc stopniowa kontrolowana konfrontacja ze źródłem naszej nerwicy-uciekając od źródła lęku w rytuały-jak ma to miejsce w ZOK zamiata się problem pod dywan,nasz lęk jedynie narasta gdyż nie został rozwiązany lecz "zakrzyczany";dalej kłębi się w naszej podświadomości i żywi się naszym strachem przed bezpośrednim stawieniem mu czoła.Nie można na żródło lęku reagować ucieczką i uważać ją za rozwiązanie problemu bo ucieczka nigdy nią nie będzie,doraźnie odczujemy ulgę ale nasz demon rośnie w siłę bowiem żywi się naszą wobec niego biernością.Wiele metod sprawdzałem w walce z ZOK ,z różnymi fobiami i lękami i wiem że desensytyzacja jest metodą walki z nerwicą najskuteczniejszą-rozwiązuje problem u podstaw,daje trwałe rezultaty i oczyszcza śmietnik naszego umysłu.
  3. agata_08, oczywiście, że to wszystko ma związek. To, że coś przyszło nagle samo w sobie nie jest normalne, ale założyłaś tu konto bo nie potrafiłaś sobie poradzić z dręczącym charakterem tych myśli. Myśli natrętnych, które też wywołały u Ciebie lęk. Stres i trema, które towarzyszą Ci przez całe życia wiążą się z tym, że tak naprawdę nigdy nie potrafiłaś sobie radzić z niepokojem towarzyszącym takim sytuacjom. To tylko potęguje poczucie beznadziejności i lęk przed przyszłością, z którą wedle swoich wyobrażeń sobie nie poradzisz. Dlatego uciekasz od odpowiedzialności. W Twoim przypadku też masz świetne wyjaśnienie. Kochający rodzice wcale nie nauczyli Cie kochać, okazywać uczucie. Rozpieszczali prezentami, ale nie pokazali co to miłość, dlatego też masz skrzywioną wizję, w którą podświadomie wierzysz. Dlatego kupujesz prezenty bo myślisz, że tak trzeba. Podczas gdy w miłości wystarczy po prostu być:). Nie nauczyli Cie jednak przede wszystkim radzenia sobie z sytuacjami stresowymi. To obsypywanie prezentami rozpieszczanie i tak dalej mogło mieć wpływ na to, że wiele rzeczy, potencjalnie normalnych było dla Ciebie nowymi sytuacjami, którym automatycznie towarzyszył stres. Jako, że wiele stresu w życiu nie miałaś to i trudno Ci nauczyć się z nim walczyć, uświadomić sobie, że to wszystko co robisz jest normalne, nie tylko dla Ciebie, ale przede wszystkim dla otaczającego Cie świata. Niekoniecznie świadczy to o nerwicy, ale to typowo okołonerwicowe zaburzenia. To wszystko, ta cała otoczka budzi niepokój. Wątpliwości rodzą się same ponieważ wszystko wydaje Ci się nienaturalne, a to przez wzgląd na to, że nie nauczyłaś się ze stresem radzić, a nawet pozbyć się stresu przez powtarzalne pokonywanie lęku przed czymś. Jak to zrobić - wchodzić w interakcje ze stresem, lękiem, niepokojem. Tak pomożesz sobie pozbyć się natręctw. Zdrowy umysł łatwiej radzi sobie ze stresem, ma większą tolerancję na stres i niepokój. Pamiętam swoją pierwszą pracę i pierwszy dzień w niej - zmagałem się z klientami na linii telefonicznej - o jaki to był stres na początku. Myślałem sobie, że to nie praca dla mnie. Teraz wiem, że to praca nie dla mnie - jest jednak "mała" różnica - wtedy się po prostu bałem, że sobie nie poradzę, że "zjedzą" mnie chyba Ci ludzie. Teraz po prostu wiem, że taka praca irytuje, ale kontakt z ludźmi, którzy prezentowali przeróżne postawy stał się dla mnie tak normalny, że teraz w zasadzie nie wiem jak można stresować się poznając ludzi - co innego kiedy tym ludziom chce się wyznać emocje, tak jak w momencie gdy poznałem moją dziewczynę, a że mi się podobała to odczuwałem stres, ale to było przyjemne uczucie. Taki z rodzaju - o Boże, czy ja na pewno się jej podobam i czy dobrze wypadnę? Podobnie jest z lękami, niepokojem w nerwicy. Mogłem uciec od tej pracy, mogłem uciec od dziewczyny, ale nie miałbym ani dziewczyny ani doświadczenia zawodowego i być może teraz nie wiedziałbym, że to wcale nie jest straszne:). Wy uciekacie przed swoimi lękami, przed partnerem by poczuć ulgę i nie musieć się bać - bo najbardziej boicie się bać. Tak to już w nerwicy jest - nie potraficie radzić sobie z niepokojem i stresem:) Stąd wasze życie to nieustanna ucieczka. Jedni mają wyższy prób jak daredevil, który dopiero w obliczu więzi na całe życie z partnerką, niejasnej przyszłości finansowej postanawia uciec choćby od jednego problemu. Równie dobrze mógłby uciec od pracy do swojej dziewczyny, ale nadal czułby pustkę - jedno i drugie rozwiązanie jest złe. Ty i Karola też uciekacie, ale macie niższy prób tolerancji na lęk i stres i stąd natręctwa są u Was nieustanne, stąd dystansowanie się. Mężczyźni jak to mężczyźni, zawsze udźwigną więcej choćby przez własną dumę tak im się wydaje, aż dochodzą do momentu kompletnego kryzysu. Kobiety za to łatwiej uciekają. Zwłaszcza, że w życiu nie nauczyłyście się stawiać czoła stresowi i niepokojowi. Mogło mieć to źródło nie tylko w wychowaniu, ale i genetyczne usposobienia. Fakt jest jeden, w jakiś sposób częściowo podłapałyście ten upośledzony mechanizm radzenia sobie ze stresem - ucieczki:) Ale tego da się oduczyć, naprawdę, trzeba tylko stawiać czoła z czyjąś pomocą na początku.
  4. daredevil9, szczerze mówiąc - nie wiem czy pomoże, ale równie szczerze w to wierzę:). To dobra droga do poznania siebie i swoich myśli. Może na drodze tej psychoterapii uświadomisz sobie absurdalność swoich myśli i lęków. Widzisz, tak Ty jak i Karola i Agata w pewnym sensie gdzieś podświadomie sami sobie wmawiacie, że nie potraficie kochać. Fakt, nie zostaliście nauczeni, nie mieliście od kogo się uczyć kochać, a raczej jak okazywać uczucie. Każdy człowiek jest z natury dobry i stworzony do kochania. Wszystkie te etapy, które przeszedłeś są powtarzalne u wielu osób, z którymi rozmawiałem. W życiu wykształciłeś trochę upośledzony system okazywania uczuć skupiony wokół własnego ego. To egocentryzm wokół, którego kręci się nerwica sprawia, że nie kochasz, a raczej, że nie potrafisz kochać. To też nakręca tylko Twoje wątpliwości co do więzi z partnerką. U Ciebie to się przejawia w ten sposób, że wiele okoliczności nakłada się na siebie jednocześnie i przez to masz niemal pewność, że nie kochasz, której nie potrafisz zaakceptować, a nie potrafisz zaakceptować bo w gruncie rzeczy tak naprawdę kochasz tylko nie potrafisz wygrzebać z siebie tego uczucia. Te okoliczności to właśnie egocentryzm, wyuczony i skupiony egocentryzm, a więc poczucie braku zrozumienia, chronicznej pustki i jednocześnie potrzeba doceniania i uwagi krążącej wokół "ja", które w danej chwili jest dla Ciebie najważniejsze. Do tego dochodzi apatia, wszechogarniające poczucie obojętności, a więc odczuwania jakichkolwiek uczuć, w tym tych romantycznych - masz poczucie, że jest Ci trudno - trudno to słowo klucz w nerwicy - nie potrafisz określić konkretnej przyczyny ani konkretnego stanu emocjonalnego, a więc mówisz, że jest trudno chociaż wokół są powody by się cieszyć. Niezdolność do utrzymywania głębszych interpersonalnych relacji. Analizowanie, które jest mimowolne i wyuczone, a które prowadzi tylko do pogłębiania się pozostałych okoliczności niesprzyjających. No i wreszcie niepokój i wątpliwości, z którymi nie potrafisz sobie radzić, a które prowadzą do pogłębiania analizy, a przede wszystkim do natrętnych myśli i lęków. Wszystkie te okoliczności wzajemnie na siebie oddziałują i wzmacniają co tylko sprzyja rozwojowi nerwicowego nastroju - stąd często wręcz przyzwyczajasz się do stanu cierpienia, nie tylko boisz się wyzdrowieć bo to się wiąże z cierpieniem, ale wręcz przyzwyczajasz się do swojego stanu cierpienia traktując go jako normalny. Oczywiście o komforcie nie może być mowy bo jest to męczące, ale automatycznie tłumisz w sobie uczucie szczęścia i miłości. Oczywiście przykrywanie nastrojów beznadziejności i pustki uśmiechem jest bardzo proste. Nawet nie wiesz jak wykształcony jest ten duch aktorski u osób cierpiących na zaburzenia, na to przewlekłe cierpienie i pustkę - w końcu taka osoba musiała nauczyć się okazywać emocje, których tak pragnie, a więc uśmiech i śmianie się w pracy też nie jest dziwne, ale to nie oznacza, że uśmiechnięte usta są równoznaczne z uśmiechniętą duszą:) Dasz radę wierzę w Ciebie:) agata_08, to jest oczywiste, że Twoje zadawanie pytań jest zaburzeniem nerwicowym. To jest Twoja kompulsja - musisz to robić, mimowolnie - inni np muszą w konkretny sposób wychodzić z domu lub myć ręce - Ty musisz zadawać pytania bo ich pojawianie się jest natręctwem, czujesz, że ich zadawanie ma gębszy sens, a wręcz rytualny i ich niezadawanie nawet samej sobie spowoduje, że Twoje wewnętrzne ja ulegnie dezintegracji - czytaj przestaniesz być sobą:) Idź do lekarza - powalcz z tym :) W Ciebie też wierzę - wierzę we wszystkich tutaj - gdybyś przejrzała ilu ludzi przewinęło się w tym wątku, a mniemam (bo nie mam pewności), że znaczna większość z nich albo już pokonała nerwicę, ale po prostu świetnie sobie z Nią radzą i albo uratowali swoje związki, albo wrócili do partnerów i są szczęśli albo na najlepszej drodze by być szczęśliwymi. Także Ci, którym nie udało się uratować związków albo ich odzyskać (choć jestem niemal przekonany, że takich jest mniejszość znaczna) odkryli, że mogli wygrać z nerwicą w następnych związkach i już też są szczęśliwi:). Cały problem w tym, że w nerwicy nie da się zaufać ani zawierzyć, a więc to co jest podstawą szczęścia i miłości - nie pewność, a wiara, nie absolutne przekonanie, ale zaufanie do tego, że będzie dobrze:). To zawierzenie, a więc wiara i zaufanie są warunkami szczęścia. Pewność gdyby sama w sobie istniała nie warunkowałaby szczęścia, wręcz przeciwnie upewnianie się prowadziłoby do poczucia beznadziejności - tak jak w nerwicy chore myśli - pomagają upewnić się w prawdziwości swoich obaw dotyczących natrętnych myśli i lęków. Ta pewność daje ulgę, ale przynosi poczucie beznadziejności i pustki. Tak samo gdyby być pewnym na przykładzie wierzącego, że Bóg istnieje - nie odczuwałby spokoju, a jedynie ulgę. Swego rodzaju ulgę ponieważ utraciłby niejako sens życia. Skoro wiesz, że Bóg istnieje i po śmierci czeka Cie zmartwychstanie, lepsze życie bez trosk doczesnego życia to co jest sensem życia na ziemi? Pustka nie schodziłaby z Ciebie na krok, a tą pustkę wypełnić może tylko Bóg, a więc bezgraniczna miłość, brak lęków, zawierzenie i zaufanie, że będzie dobrze co by się nie działo :) karola21101987, bo prawdziwi przyjaciele zawsze Cie wesprą, tak jak rodzina i jego przyjaciele - nie ma się czego obawiać choć wiem, że i tak bedziesz się obawiać, ale właśnie w nerwicy najważniejsze jest by nie bać się bać. Lęk przed lękiem to ta najgorsza część nerwicy to ostatni etap, który prowadzi do podejmowania tych najgorszych decyzji. Dlaczego? Bo to moment kiedy przestajesz się już bać konkretnych sytuacji, a zaczynasz się bać, że w ogóle będziesz się tego bać - to moment przełomowy - to wtedy zaczynasz wierzyć w treść lęków i natręctw i przez to podejmuje się próbę ucieczek przed nim, np boje się, że nie będę mogła go pokochać, że go zranię, potem boisz się bać o te rzeczy, a co za tym idzie lęk jest tak dokuczliwy i przekonujący, że Ty już się nie boisz o te rzeczy, Ty już się przestałaś ich bać - bo stały się dla Ciebie realne, prawdziwe, żeby się więc nie bać o te rzeczy rozstajesz się z partnerem by ratować i jego i siebie przed obawami i uczuciem bycia nieszczęśliwą, a co więcej - to nie przynosi ulgi, a jedynie uczucie pustki, które jest wrażeniem ulgi, pozorną ulga w cierpieniu. Lepiej nie czuć nic niż cierpienie wiążące się z ciągłą walką z trudnościami i wątpliwościami. Taki mechanizm ucieczki... Na szczęście cieszę się, że uświadomiłaś sobie sens walki, że przekraczanie barier jest najważniejsze w nerwicy, a tych nie przekroczy się bez walki z wątpliwościami, bez rezygnacji z ucieczki. Stopniowo przyzwyczajaj się do partnera, przyzwyczajaj się do swoich obaw i lęków, a zobaczysz, że same ucichną. Cieszę się wielce jak widzę, że kolejna osoba wygrywa z nerwicą, że walczy z Nią, z tymi chorymi zaburzeniami. To utwierdza mnie tylko w sensie mojej misji! :) Uśmiech i jeszcze raz uśmiech! Prawdziwy:) Tylko ten prawdziwy uśmiech jest zaraźliwy:) tak jak nastroje nerwicowe - stąd skłonności do nerwicy w wyniku tych wszystkich zdarzeń, które składały się na Wasze życia. Wierzcie mi, jeśli nie możecie uwierzyć sobie - dacie radę! :) -- 09 sty 2013, 22:25 -- http://www.pokonaj-strach.pl/blog/proces-uwalniania/lester-levenson-tworca-procesu-uwalniania/ http://czystabezwarunkowamilosc.blogspot.com/2012/11/zycie-opiekuje-sie-toba-gdy-jestes.html http://www.pokonaj-strach.pl/blog/proces-uwalniania/techniki-uwalniania/milosc-bezwarunkowa-jak-pokochac-druga-osobe-taka-jaka-jest/ http://www.pokonaj-strach.pl/blog/proces-uwalniania/mapa-swiadomosci/uwalnianie-emocji-czy-jest-mi-to-potrzebne/ Poczytajcie - to tak na ćwiczenie dla tych, którym lęk zabija uczucie :)
  5. agata_08, daredevil9, Musicie tak jak karola i więcej osób stąd zaakceptować wreszcie, że to choroba, zaburzenia! Przestańcie wreszcie zadawać pytania, upewniać się. To wasza konieczność upewniania się każe Wam zadawać pytania, szukać argumentów, to z kolei zwiększa wątpliwości, rośnie lęk, lęk i wątpliwości pogłębiają analizę, kolejne pytania i poszukiwania argumentów, jest ich coraz więcej, a co za tym idzie wątpliwości jest coraz więcej. Stąd lęk rośnie do strasznego poziomu. Natręctwo także. To powoduje, że wątpicie już we wszystko, w uczucie, w przyszłość, w sens życia. Bo rozlewa się ta analiza na całe życie. Oduczcie się zadawania pytań, bo jedno pytanie generuje 10 następnych, jedna wątpliwość generuje 10 następnych, a rozmnażają się bardzo łatwo. Jak macie potem uwierzyć w coś dobrego, jak nie wierzycie w nic. Bo we wszystkim są wątpliwości. Do dzieła! Oduczcie się analizowania wątpliwości. Zacznijcie od teraz!
  6. agata_08, Idź koniecznie do psychiatry i z nim porozmawiaj. Ja nie jestem ani psychiatrą, ani nawet psychologiem, nie mogę Ci pomóc jak już mówiłem. Omówiłem Twój przypadek z psychiatrą, ale to też nie jest diagnoza, a jedynie hipoteza. Tylko bezpośrednia wizyta może Ci pomóc. Cóż - wspomniany psychiatra powiedział, że w parze z nerwicą natręctw czy nerwicą lękową często chodzą inne zaburzenia, ale występują również sytuacje odwrotne, a więc to, że natręctwa współistnieją jako "dodatek" do innego, głównego zaburzenia. Twoje nieustanne pytanie i konieczność upewniania się w odpowiedzi są kompulsją ewidentnie i może mieć to związek z nerwicą natręctw i nerwicą lękową. Wskazał jako możliwe - powtarzam tylko możliwe, bo to bardzo subiektywna i niestety ocena dość powierzchowna bo na podstawie moich opowieści, które z kolei są związane z Twoimi postami na forum - przyczyny Twoich problemów. Po pierwsze - zaburzenia adaptacyjne, klasyfikowane jako zaburzenia nerwicowe, a więc bezpośrednio powiązane z nerwicami. To zaburzenie ukierunkowane na ogromną trudność przystosowywania się do zmian w życiu. Zmiany, zobowiązania, niepewna przyszłość, a więc to co w zaburzeniach nerwicowych wychodzi zawsze na pierwszy plan staje się wyjątkowo stresogenne, a w przypadku gdy mamy do czynienia z wyjątkowo wrażliwą emocjonalnie osobą, która ma niską tolerancję na stres to automatycznie nie potrafi radzić sobie z przystosowywaniem się do nowych sytuacji. Autonomiczną reakcją jest ucieczka. Poniżej lista objawów, które tym zaburzeniom towarzyszą, a które wymienia literatura: nastrój depresyjny, lęk i niepokój, zamartwianie się, skłonność do dramatyzowania, wybuchy gniewu, drażliwość, podenerwowanie, poczucie bycia w sytuacji bez wyjścia, poczucie bezradności, ograniczoną zdolność radzenia sobie z codziennymi obowiązkami, permanentny stres, napięcie psychiczne, rozstrój emocjonalny, przygnębienie, smutek, poczucie niepewności przyszłości, niezdolność planowania, zaburzenia snu, bezsenność, spadek apetytu. Drugą hipotezą jaką wysunął jest tzw, osobowość chwiejna emocjonalnie. Takie osobowości dzielą się na dwa typy: Bordeline i impulsywny. Poczytałem i ja skłaniałbym się podobnie jak psychiatra do typu borderline. W skrócie zaczerpnięte z zasobów internetu: "Osobowość borderline charakteryzują: wahania nastroju, napady intensywnego gniewu, niestabilny obraz siebie, niestabilne i naznaczone silnymi emocjami związki interpersonalne, silny lęk przed odrzuceniem i gorączkowe wysiłki mające na celu uniknięcie odrzucenia, działania autoagresywne oraz chroniczne uczucie pustki (braku sensu w życiu)." Aby móc zdiagnozować takie zaburzenie osobowości muszą występować co najmniej dwie spośród poniższych cech: - zaburzenia w obrębie i niepewność co do obrazu ja (self image) oraz celów i wewnętrznych preferencji (włączając seksualne), - ciążenie ku byciu uwikłanym w intensywne i niestabilne związki, prowadzące często do kryzysów emocjonalnych, - nadmierne wysiłki uniknięcia porzucenia, - powtarzające się groźby lub działania o charakterze autoagresywnym (self-harm), - chroniczne uczucie pustki. oraz co najmniej trzy z poniższych (typowych dla typu impulsywnego): - niestabilność emocjonalna - brak kontroli działań impulsywnych - wybuchy gwałtownych zachowań - tysiące myśli w głowie - ochota wyżycia się na innych - duże napięcie w sobie - wroga postawa - wrogie spojrzenia na ludzi - nienawiść - trudność utrzymania jakiegokolwiek kursu działań, który nie wiąże się z natychmiastową nagrodą - niestabilny i kapryśny nastrój To oczywiście tylko metoda diagnostyki, a więc rozpoznawania zaburzenia. Najciekawszym jest, że współistniejące bardzo często zaburzenia to zaburzenia lękowe, obsesyjno-kompulsywne oraz zaburzenia nastroju, a więc wszelkie zaburzenia nerwicowe! Tak więc zaburzenia typowe dla nerwicy lękowej czy też nerwicy natręctw, a nawet depresji mogą współistnieć wraz z takim zaburzeniem osobowości. Jako przyczyny bordeline podaje się np. słowne, emocjonalne, fizyczne lub seksualne maltretowanie dzieci, poważne zaniedbywanie dzieci, długotrwałą rozłąkę dziecka z opiekunami, przeżyte w dzieciństwie traumy, występujące w dzieciństwie niekorzystne czynniki środowiskowe, wpływ negatywnie nastawionych do dziecka i krytycznych rodziców. Widzę wiec tu analogię do Ciebie agata_08 Jak rozpoznać osobowość bordeline? Konfrontuje się objawy z wybranym modelem, jest ich bodajże sześć. W każdym bądź razie wszystkie te modele podejmują próbę rozpoznania tego zaburzenia osobowości z uwzględnieniem przyczyn lub też wyłącznie objawów (cech) typowych dla tego zaburzenia. Łącznie jest trzynaście zespołów cech stosowanych wymiennie w różnych modelach, na które powinno się zwrócić uwagę: 1) Zaburzenia tożsamości (przejawiające się niestabilną karierą zawodową, problemami z identyfikacją seksualną czy problemami interpersonalnymi) takie jak: niejednoznaczne, niespójne, sprzeczne, enigmatyczne bądź jednowymiarowe opisy własnej osoby; nieprzewidywalność manifestującą się w zmiennej i nieciągłej autoprezentacji; zawyżoną lub zaniżoną samoocenę; przejmowanie cudzych tożsamości i opisywanie siebie w cudzych kategoriach. 2) Mechanizmy obronne - niezdolność do jednoczesnego przeżywania sprzecznych stanów emocjonalnych; łączenie poszczególnych cech osobowości z pojęciami „dobra” oraz „zła” i poddawanie ich rozszczepieniu (jeden z mechanizmów obronnych, polegający na podzieleniu zewnętrznych obiektów na całkiem dobre i całkiem złe. Osoba pozostająca w kontakcie z osobą stosującą rozszczepienie może nagle zostać zaklasyfikowana do jednej z kategorii i deprecjonowana lub idealizowana. Podobnie oscyluje obraz samego siebie, obraz świata, moralność itp.); ignorowanie sprzeczności w postrzeganiu siebie; lęk przed porzuceniem wywoływany przez zachowania autonomiczne. 3) Funkcje poznawcze i cechy psychotyczne - Pacjenci z borderline: mogą wykazywać przekonania o charakterze psychotycznym i wyrażać sądy o charakterze urojeniowym lub paranoidalnym;zniekształcają rzeczywistość w związku ze stosowaniem mechanizmów obronnych;mają problemy z poczuciem rzeczywistości (depersonalizacja, derealizacja);wpadają niekiedy w ostrą psychozę, myloną czasami ze schizofrenią lub manią; mogą reagować pozytywnie na leki przeciwdepresyjne. 4) Kontrola impulsów - przejawia się to impulsywnością w różnych strefach życia, tak odnośnie używek, odżywiania, ryzykownych zachowań seksualnych, gróźb, prób samobójczych, nierozsądnego zarządzania finansami, przemocy, agresji, zachowań autodestrukcyjnych (nie tylko samo-okaleczenie, ale i adoracja własnych cierpień), a czasami nadmierną samokontrolą. 5) Nietolerancja lęku - problem radzenia sobie z lękiem, który paraliżuje , przytłacza, dezorganizuje. Niekiedy lęk towarzyszy niemal nieustannie (jak w przypadku zaburzenia - lęku uogólnionego). Niespodziewane wydarzenia życiowe mogą prowadzić do ataków paniki lub zachowań kompulsywnych, impulsywnych albo autodestrukcyjnych. 6) Deregulacja afektu - gwałtowne eskalowanie stanów uczuciowych ku ekstremom, co powoduje, że czują się przytłoczeni swymi uczuciami; nieuzasadnioną chwiejność lub zmienność nastrojów; silne i nieadekwatne napady złości lub „burze uczuciowe”, co w połączeniu z impulsywnością może prowadzić do lęku, przemocy lub działań autodestrukcyjnych; mocne angażowanie się w związki emocjonalne, mimo odczuwanej w związku z tym traumy. 7) Negatywne afekty - uczucie wewnętrznej pustki, ale także uczucie depresji, choć w istocie to co czują to złość czy agresja. Wieczny niepokój - impulsywność, lęk oraz afekty są czasami spowodowane niezdolnością do samouspokojenia. W efekcie przychodzi uczucie osamotnienia, paniki, wściekłości oraz lęk przed porzuceniem bądź unicestwieniem. 9) Lęk przed porzuceniem (lęk przed utratą ostatniej szansy na szczęście - po porzuceniu lub odrzuceniu partnera) - dążenie do utrzymania stałej bliskości z innymi; unikanie pozytywnych doświadczeń z innymi i odsuwanie się od osób życzliwych; trzymanie innych na odpowiedni dystans – ani zbyt blisko, ani zbyt daleko; lęk przed porzuceniem związany z aktami separacji-indywiduacji; występowanie poważnych kryzysów w związku z separacją, odrzuceniem lub rozczarowaniem; unikanie uświadamiania sobie negatywnych uczuć, myśli i zachowań, które mogłyby zniszczyć „dobry” obiekt i doprowadzić do porzucenia. 10) Niespójność ja - powodowane przez zaburzenia rozwojowe, które wynikają z pewnych „deficytów”, czyli braku lub niedorozwoju niektórych elementów osobowości. Występuje niedorozwój ego, deficyt ja lub zaburzenie relacji z partnerem. Twierdzi się, że słabe ja jest niespójne i prowadzi do powstania nieodporności o charakterze narcystycznym, która przejawia się w wybuchach wściekłości narcystycznej. Upośledzone ja, nad którym nadbudowuje się strukturę obronną, mającą chronić ich przed bliskimi związkami, które mogłyby spowodować dalszą fragmentację ja. Chronienie swojego ja poprzez regulowanie stopnia bliskości interpersonalnej. 11) Zaburzone poczucie własnej wartości - nadmierne albo zdewaluowane poczucie własnej wartości. Jest ono chwiejne i zależy od aprobaty oraz szacunku okazywanego im przez innych. 12) Defekty superego - nadmiernie rozwinięte "superego". Przejawia się to poprzez: wykazywanie rozszczepienia w funkcjonowaniu superego, polegające na impulsywnym uciekaniu się do działań, za które się później nienawidzi samego siebie; trzymanie się surowych norm moralnych połączone z okresowym ich naruszaniem; surową samoocenę i prześladowanie przez superego, jeżeli naruszy się jego standardy. 13) Niestabilne związki interpersonalne (kolejna świetna analogia) - intensywne i niestabilne związki z innymi, częste trzymanie innych na dystans, przeżywanie w związku z tym zmiennych nastrojów i silnych emocji, poczucie, bycia ofiarą innych, brak poczucia bezpieczeństwa. Zwalczanie, a więc leczenie tego typu zaburzenia osobowości jest trudne, ale wykonalne. Wpierw jednak warto zdiagnozować ten problem. Występowanie poszczególnych zespołów cech typowych dla tego zaburzenia osobowości nie jest dowodem na to, że Ty akurat to masz, ale może dowodzić innym zaburzeniom nerwicowym. W każdym bądź razie część z tych cech sama wymieniasz jako Twoje, a są to cechy oficjalnie sklasyfikowane jako zaburzeniowe. Przy okazji możesz zorientować się jak wyrażają się te cechy, a więc dlaczego są zaburzeniowymi. Najtrudniejszym będzie jednak uświadomienie sobie, że przejawianie takich cech jest wyrazem zaburzeń nerwowych, zamiast uciekać od problemu i akceptować ten stan jako normalny. Udaj się wpierw do lekarza gdyż część Twoich zachowań nie jest racjonalna, a więc trzeba się ich oduczyć :) daredevil9, przy okazji spytałem też o Twój przypadek. Co prawda tu dostałem tylko sugestię, ale być może nie depresja towarzyszy Twojej nerwicy, ale np dystymia - poczytaj sobie - poniżej zamieszczam link. Wtórnie często towarzyszy zaburzeniom nerwicowym. http://www.afektywni.pl/dystymia-chorobaktorejniewidac,246,l1.html Walczcie proszę! Nie bójcie się bać!
  7. lovely, myślę, że zmęczona1 chciała wylać wszystko tutaj. Ja jednak polecam żebyś umówiła się w końcu z lekarzem. Oczywiście jeśli to Ci pomaga to śmiało, ale widzę, że to jest tylko doraźna pomoc. Da Ci to poczucie ulgi:) - zauważ, że Twoje obsesyjne myśli są formą zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych, ale i zaburzeń lękowych. To właśnie występowanie tych myśli wespół z przekonaniem o ich niedorzeczności i irracjonalności nadaje Twoim myślom obsesyjny charakter. Jeśli jesteś pobożna to nie dziw się, że Twoje myśli dotyczą bluźnierczych sytuacji, często seksualnych czynności z udziałem postaci religijnych - to podręcznikowy przykład natręctw. Twój lęk przed rozmową z psychiatrą też jest wynikiem zakorzenienie nerwicy. Wszak jest to dodatkowe uczucie dyskomfortu, który u Ciebie przyjął już formę cierpienia. Ale zmuś się, a zobaczysz, że nie było się czego bać. Chociaż jak uważa de Mello. Czasami osoba cierpiąca na jakieś zaburzenia, osoba chora musi sięgnąć dna, a więc dojść do momentu krytycznego kiedy już będzie mieć dość własnej choroby i cierpienia i po prostu się z Nią zmierzy. Ja polecam lekarza - psychiatra na pewno Ci nie zaszkodzi:) lovely, moja dziewczyna miała stwierdzoną nerwicę lękową, chociaż po późniejszych wydarzeniach stwierdzono u Niej również lekkie zaburzenia psychotyczne oraz kompulsje. Rozumiem Cie i Twój żal również. Mi także nikt nie powiedział jak mam radzić sobie z Jej nerwicą. Być może sam nie musiałbym znosić tylu przykrych sytuacji, a nawet jeśli to wiedziałbym jak je znosić. Ktoś kiedyś powiedział, że nerwica często bardziej odbija się na bliskich niż na samych nerwicowcach. Myślę, że w pewnym sensie, a przynajmniej w pierwszym etapie naszego związku właśnie tak było. Późniejsza świadomość problemu pomogła mi sobie z tym radzić, ale także pewien ciąg zdarzeń sprawił, że to jednak Ona wyszła na tą bardziej poszkodowaną i tego też bardzo żałuje bo wiem, że gdybym wiedział jak radzić sobie z tym problemem, jak wygląda ta nerwica nigdy by do tego nie doszło. Tak czy inaczej - dziś pokutuje za brak pokory. Chociaż to nie pokuta, ale raczej właśnie wewnętrzna misja! :)
  8. lovely, heh. Poniekąd - taką terapię przeszła moja dziewczyna. Szedłem z nią przez ten problem, ale to Ona sama wygrała. Jestem też świadkiem wielu zwycięstw nad nerwicą. Kontaktuje się, z psychologami, psychiatrami i osobami cierpiącymi na nerwicę jak i tymi, które już wygrały. Zbieram to w "kupę" i dziele się później swoimi rozważaniami. Lubię pomagać, a to jest swego rodzaju misja. Chociaż wiem, że osobom z zaburzeniami nie mogę pomóc, ale jeśli moje rozważania pomogą to będę się bardzo cieszył - choć doskonale wiem, że nawet jeśli pomogą, to osoba, która wygra z nerwicą sama sobie tak naprawdę pomoże. Moje rozważania nie mogą nikomu ani pomóc ani zaszkodzić, ale być może ktoś czytając te rozważania będzie mógł pomóc sam sobie. Pozdrawiam, Ezekiel :)
  9. karola21101987, Psycholog nie powiedziała Ci jednego, że w nerwicy, która jest mocno zaawansowana odczuwanie pozytywnych uczuć jest niemal niemożliwe, w tym także romantycznych uczuć. Egocentryzm wykształcił się na drodze zniekształconego rozwoju emocjonalnego. Stąd odczuwasz ciągłą potrzebę skupiania się na sobie. To Ty musisz być pewna, musisz czuć. Nie jest tak, że poznasz kogos innego i nagle poczujesz pewność absolutną i nagle Twoje uczucie zabije w Tobie nerwice. Jesli znow się zauroczysz w chwilach wolnych od nerwicy to ta w końcu znów wróci wraz z jakąś wątpliwością, która zmusi Cie do analizowania. Nie próbuj więc uciekać i wmawiać sobie, bo inaczej nigdy nie będziesz szczęśliwa i nigdy sie nie zwiążesz. Nie ma zbyt wiele czasu, by być szczęśliwym. Dni przemijają szybko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpisujemy marzenia, a jakaś niewidzialna ręka nam je przekreśla. Nie mamy wtedy żadnego wyboru. Jeżeli nie jesteśmy szczęśliwi dziś, jak potrafimy być nimi jutro? Wykorzystaj ten dzień dzisiejszy. Obiema rękoma obejmij go. Przyjmij ochoczo, co niesie ze sobą: światło, powietrze i życie, jego uśmiech, płacz, i cały cud tego dnia. Wyjdź mu naprzeciw. — Phil Bosmans To tak na podsumowanie :) daredevil9, u ciebie problem idzie dwutorowo widzę. Po pierwsze masz natręctwa, natrętne myśli i lęki. Jak rozpoznać co jest natręctwem? Wszystko co nie daje Ci spokoju jest natręctwem, krótka definicja. Jeśli nie możesz pozbyć się jakichś myśli to są one natrętne - proste. Po drugie, nerwicy często towarzyszy depresja. Twoja apatia i obojętność też mogły to za sobą pociągnąć - tak to wygląda. Uczucie ciągłego przygnębienia. Normalne w Twoim stanie:) to minie jak tylko coś sobie uświadomisz. To jest problem osób cierpiących na zaburzenia - zrozumienie i świadomość. Nie potrafią ani zrozumieć ani sobie uświadomić, że coś jest problemem, nawet wtedy kiedy mają coś wyłożone na tacy. Ciągle analizujecie, ciągle odczuwacie niepokój, ciągle nie ruszyliście się z miejsca bo nie chcecie zaakceptować, uświadomić sobie, zrozumieć, że macie problem. Cały czas szukacie innego wytłumaczenia, może potwierdzenia wątpliwości, bo sami znaleźć potwierdzenia nie umiecie - dlaczego? Bo te wątpliwości są nie racjonalne, ale nadal tego nie chcecie przyjąć, zaakceptować i sobie uświadomić. Jeśli nie chcecie walczyć z zaburzeniami, jeśli nie chcecie wyzdrowieć to droga jest jedna - ulga - przyjmijcie więc bez żadnych argumentów, że wasze wątpliwości mają racje bytu. Rozstań się ze swoją M. Pozwól by wątpliwości stały się argumentem, wątpliwości, które nie mają żadnego buty, są wytworem waszej wyobraźni, myślami irracjonalnymi, pojawiającymi się samoistnie tak jak szereg innych bzdurnych myśli, na które nawet nie zwracacie uwagi. Nigdy nie docenisz swojej partnerki, dopóki nie zechcesz tego sam, a Ty wcale nie chcesz tego. Nie chcesz bo to wiąże się z walką z nerwicą, a to wiąże się natomiast z bólem i cierpieniem. Po co? Lepiej znaleźć ulgę, na chwilę, potem najwyżej znów się od czegoś ucieknie i znów znajdzie się ulgę:). Tak działa mechanizm nerwicy. Wpędził Cie w depresje. Myślisz, że to Twoja M. Cie tam wpędziła? Mylisz się! Oskarżasz ją o to, że jest niedojrzała, a jakie są Twoje zachowania? Co w ogóle dla Ciebie oznacza być dojrzałym? Twój mętlik w głowie jest spowodowany właśnie nerwicą. Walcz z tym:) Stań wreszcie w obliczu prawdy. Powiedz co stoi na przeszkodzie by zmienić swoje postępowanie? Co stoi na przeszkodzie byś walczył z nerwicą? Co stoi na przeszkodzie byś zmienił swoje podejście? Wątpliwości? To nie jest powód! Daj mi powód, a sam znajdziesz odpowiedź gdzie leży Twój problem. agata_08, Twój przypadek omawiałem z zapoznanym swego czasu psychiatrą. Postaram Ci się nakreślić potencjalne możliwości Twojego problemu wieczorem:) Miłego dnia wszystkim - nie poddawajcie się! :) Ucieczka nigdy nie jest rozwiązaniem.
  10. agata_08, kolejny raz muszę powtórzyć - ja nie mogę Ci pomóc choćbym chciał. Pomóc możesz sobie tylko Ty sama:). Jeśli to faktycznie nerwica to walcz z Nią, zamiast uciekać. Jeśli to nie choroba to czym się przejmujesz? Przecież w takim razie wcale nie jest Ci żal, że nie potrafisz się związać i być szczęśliwa prawda? W każdym problemie chcemy poczuć ulgę. Nigdy nie jest tak, że chcemy wyzdrowieć. Nawet udając się do lekarza pierwszego kontaktu z anginą w istocie nie pragniemy wyzdrowieć, a jedynie pozbyć się objawów tj. poczuć ulgę. Nie chcemy czuć gorączki, nie chcemy czuć zmęczenia, bólu głowy, gardła. Chcemy ulgi w tych cierpieniach. To po to udajemy się do lekarza, by pomógł nam sobie ulżyć. Oczywiście w takich przypadkach uda się też wyzdrowieć, ale jest to często tylko "efekt uboczny" naszego pragnienia doznania ulgi. Gdzie w istocie leży problem? Nie chcesz się przyznać do tego, że masz problem, bo z tym problemem jest Ci dobrze, bo uzależniłaś się od uczucia ulgi. Boisz się przyjąć cierpienie by móc sobie pomóc. Za bardzo się tego boisz. Postaw więc sprawę sobie w ten sposób - albo mam zaburzenia nerwowe, jakiś rodzaj nerwicy i faktycznie uciekam od problemu - albo wmawiam sobie, że mam problem, co w istocie też jest objawem jakiegoś zaburzenia nerwowego. To bardzo patologiczny system w Twojej głowie - to zakochiwanie, odkochiwanie itd. Zrozum, że miłość to coś co Ty dajesz, a nie ktoś w Tobie to wyczarowuje. Nikt nie uszczęśliwi Cie na siłę, ja ani nikt na forum też Cie z tego nie wyleczy. Ty sama możesz sobie pomóc. Ty sama możesz nauczyć się ofiarowywać miłość. Przytoczę może de Mello: "Kochasz jedynie swą z góry przyjętą i pełną nadziei wizję tej osoby. Pomyśl o tym przez chwilę. Nigdy nie byłeś zakochany w rzeczywistej osobie, byłeś natomiast zakochany w swojej a priori przyjętej wizji tej osoby. I czy to nie jest właśnie powód, dla którego się odkochujesz? Twoja wizja uległa zmianie, prawda? "Jak mogłeś mnie do tego stopnia zawieść, skoro ja tobie tak ufałem?" - mówisz komuś. Czy rzeczywiście ufałeś mu? Nigdy nikomu nie ufałeś! Przestań w to wierzyć! To część prania mózgu, ufundowanego ci przez społeczeństwo. Przecież nigdy nikomu nie ufasz. Za jednym wyjątkiem: ufasz jedynie swemu sądowi na temat danej osoby. Na co więc się żalisz? Prawda jest taka, że nie lubisz przyznawać się do tego, że "mój sąd był nieprawdziwy". To cię zbytnio nie zachwyca. Wolisz powiedzieć: "Jak mogłeś sprawić mi taki zawód". A więc podsumujmy. Ludzie tak naprawdę nie chcą dojrzeć, nie chcą się zmienić, nie chcą być szczęśliwi. Jak to mi kiedyś ktoś mądrze powiedział: "Nie staraj się ich uszczęśliwiać na siłę, bo narobisz sobie kłopotów. Nie próbuj uczyć świni śpiewu. Stracisz swój czas, a i świnię zdenerwujesz"." oraz: "Większość ludzi twierdzi, iż pragnie jak najszybciej opuścić przedszkole. Ale nie wierz im. Nie mówią prawdy. Jedyne, czego naprawdę chcą, to by naprawić im popsute zabawki. "Oddaj mi moją żonę". "Przyjmij mnie znowu do pracy". "Oddaj mi moje pieniądze". "Zwróć mi moją wcześniejszą reputację". Tego właśnie naprawdę chcą. Pragną, aby zwrócono im dotychczasowe zabawki. Tylko tego, niczego więcej. Psychologowie twierdzą, że ludzie chorzy w istocie rzeczy nie chcą naprawdę wyzdrowieć. W chorobie jest im dobrze. Oczekują ulgi, ale nie powrotu do zdrowia. Leczenie bowiem jest bolesne i wymaga wyrzeczeń." Tak samo jest z zaburzeniami nerwowymi - ludzie nie chcą wyzdrowieć bo gdyby chcieli stanęli by w prawdzie przed swoją nerwicą. Stoję i mówię: mam nerwicę, nie ma innej możliwości by ją pokonać niż przez stanięcie z Nią z twarzą w twarz. Mogę uciekać, omijać ją, zwodzić, ale Ona ciągle będzie tam stać. Stoi bo nie próbowałam jej nawet przewrócić, zniszczyć, zabić w sobie. Na koniec ostatni cytat, który zawiera w sobie radę i ćwiczenie jak walczyć z tym wszystkim: "Pojmij, jakie zapory budujesz na drodze miłości, wolności i szczęścia, a wówczas one znikną. Zapal światło świadomości, a ciemności się rozproszą. Szczęście nie jest czymś, co możesz nabyć, miłość nie jest czymś, co możesz wyprodukować, miłość nie jest czymś, co możesz posiadać. Miłość jest czymś, co może cię posiąść. Nie możesz wejść w posiadanie wiatru, gwiazd lub deszczu. Nie posiadasz ich, poddajesz im się. Oddanie im może nastąpić jedynie wówczas, gdy świadom będziesz swoich iluzji, swoich nałogów, pragnień i lęków. Jak już mówiłem poprzednio, w pierwszej kolejności wielce pomocny może tu się okazać psychologiczny wgląd, ale nie analiza - analiza paraliżuje. Wgląd nie musi być analizą. Dobrze to ujął jeden z amerykańskich terapeutów: "Liczy się jedynie okrzyk: aha". Samo analizowanie nic nie daje, dostarcza tylko informacji. Jeśli natomiast prowadzi do okrzyku "aha", staje się wglądem. Oznacza zmianę. Po drugie, ważne jest zrozumienie swego uzależnienia. Potrzebujesz na to czasu." oraz: "Kiedy tutaj dziś szedłem, ktoś zadał mi pytanie, czy nigdy nie czuję się podle. Człowieku, czuję się teraz i czułem się tak niegdyś. Mam swoje ataki. Ale to nie trwa długo, naprawdę nie trwa. Co robię? Krok pierwszy: nie identyfikuję się z tym. Mam kiepskie samopoczucie. Zamiast się tym przejmować lub poddawać irytacji, staram się zrozumieć to, że jestem przygnębiony, rozczarowany, czy z różnych powodów poobijany. Krok drugi: przyznaję się, że to uczucie jest we mnie, nie w innych. Na przykład nie w osobie, która nie napisała do mnie listu. Nie w świecie zewnętrznym, lecz we mnie. Dopóki myślę, że przyczyna tego stanu znajduje się na zewnątrz mnie, czuję się usprawiedliwiony w utrzymywaniu tego uczucia. Nie mogę powiedzieć, że każdy czuje w ten sposób; w rzeczywistości tylko idioci tak czują, tylko ludzie pogrążeni we śnie. Krok trzeci: jeszcze raz nie identyfikuję się z tym uczuciem. "Ja" nie jest tym uczuciem. "Ja" nie jest samotne. "Ja" nie jest przygnębione. "Ja" nie jest rozczarowane. Rozczarowanie jest tam tylko obecne, istnieje, można je obserwować. Będziecie zdziwieni tym, jak prędko znika. Wszystko, czego jesteście świadomi, zmienia się. Zmieniają się chmury. Dokonując tej obserwacji, uzyskacie też wgląd w przyczyny, dla których chmury w ogóle się pojawiły." Czerpcie z tego ćwiczenia. To analizowanie, to nerwicowe analizowanie, które jest kompulsją, wewnętrznym przymusem prowadzi do tego paraliżu, do narastających wewnętrznych lęków, obaw, natrętnych myśli. Te myśli są w Was, to nie świat zewnętrzny, a więc partner czy jakaś konkretna sytuacja sprawia, że się tam pojawia. To wasze chore ego zmusza Was do skupiania się na tych myślach, na analizowaniu ich i szukaniu winnych tych myśli. To przez to, że nie potraficie się do tego przyznać przed samym sobą nie możecie się od takich zaburzeń uwolnić. Nie użalajcie się nad sobą, nie szukajcie ulgi. Szczęście, uśmiech, radość i miłość jest w Was tylko zabijcie w sobie to co Wam to przesłania, a więc nerwicę stając z Nią do walki, a nie uciekając przed nią. Nie uciekajcie przed nerwicą, bo za nerwicą stoi ten stan, do którego chcecie uciec. Stan spokoju i szczęścia. Wystarczy tylko przejść przez kolczaste krzewy, w które zbroi się nerwica, potem włożyć trochę wysiłku i bólu w zniszczenie gołymi rękoma tego monumentu jakim jest nerwica by za jej gruzami, już niegroźnymi stanąć w szczęściu i miłości:) -- 08 sty 2013, 00:54 -- Gubisz się bo za wszelką cenę chcesz znaleźć odpowiedź na nękające Cie wątpliwości i lęk, zamiast przecierpieć, znaleźć źródło i zabić je w sobie;). Moglibyście być szczęśliwi, tak jak teraz możesz być szczęśliwa z kim innym, jak tylko przestaniesz wymagać od siebie konkretnego uczucia, którego nawet nie potrafisz zidentyfikować i zrezygnujesz z konieczności nazywania stanów emocjonalnych, zwłaszcza tych radosnych, które są Ci obce przez apatię.
  11. zmęczona1, jest dokładnie tak jak mówi lovely. Każdy człowiek ma ugruntowane gdzieś wewnątrz swoiste pragnienie szczęścia. Zauważ jednak pewną zależność - uczucie szczęścia mija wraz z atakiem nerwicy. Dopada Cie apatyczny stan kiedy to nie odczuwasz radości z niczego i dystansujesz się tak do partnera jak i świata. Przez wzgląd na wspomniane pragnienie szczęścia zaczynasz odczuwać wątpliwości, odczuwasz lęk, który nerwicy towarzyszy. Pragnienie odczuwania stanu radości, szczęścia jest tak wielkie, że i wątpliwości i lęk automatycznie rosną. Boisz się, że już nigdy nie będziesz szczęśliwa, analizujesz więc coraz bardziej by znaleźć przyczynę tych wątpliwości i móc się uspokoić, trochę osłabić ten niepokój/lęk. Im więcej analizujesz tym bardziej o tym myślisz i tym większy jest niepokój. Zamyka się błędne koło. Dobierasz więc na drodze źle wykształconych mechanizmów obronnych przyczyny lęku - może być to cokolwiek. Tak jak powiedziała lovely - tylko po to byś mogła poczuć ulgę, zmniejszyć niepokój. Boisz się, że Twoje myśli mogą być prawdziwe i dlatego ciągle analizujesz. Szukasz argumentów przeciw tym wątpliwościom na siłę, ponieważ te myśli bolą. Bolą bo nie chcesz by były prawdziwe. Nie chcesz bo naprawdę kochasz. Taki jest właściwy i logiczny tok rozumowania. Niestety w przypadku nerwicy niepokój nie ustaje gdyż często tak jak same wątpliwości, tak i niepokój jest nieracjonalny i bzdurny. Bezskuteczne próby uspokajania się, wyciszania wątpliwości i lęku powodują, że zaczynasz wierzyć w te myśli. Świetny przykład jak radzić sobie z tymi myślami podała lovely. Domyślam się, że będzie ciężko, ale to forma takiego zdrowego racjonalizowania. Porównywanie sytuacji nie wywołujących lęku i tych lękowych (które wywołują lęk tylko dlatego, że dotykają ważnych dla Ciebie kwestii) na drodze analizy to świetny sposób by zrozumieć mechanizm chorobliwych, natrętnych myśli i lęków. Podobne ćwiczenie opisałem przy okazji poprzedniego wątku (to ćwiczenie z ciągłym analizowaniem gwiazd), tam była to co prawda forma odwrócenia uwagi od myśli szkodliwych, ale przy okazji faktycznie to może pomóc uświadomić jak działa mechanizm tych natrętnych myśli.
  12. karola21101987, ale tak właśnie się dzieje w nerwicy. Wszystko kręci się wokół Twoich wątpliwości. Wątpliwość, że nerwica może mieć wpływ na to czy tamto, wątpliwość czy to powinno być takie czy inne chociaż dla żadnej wątpliwości nie ma argumentów. Po co jesteście na tym forum? Bo nie znaleźliście odpowiedzi na własne wątpliwości. Czasami wmawiacie sobie jakiś powód, tak jak z partnerem i się rozstajecie by poczuć ulgę, a potem nerwica znajdzie nowe wątpliwości, których musi się czepić. Czepia się innych ważnych sfer w życiu i dalej nie rozumiecie jak to się dzieje i dalej szukacie powodu dla swojego niepokoju i wątpliwości, które przeradzają się w końcu w lęk i znów uciekacie. W końcu uczepia się myśli, że może jednak niepotrzebnie skończyłam ten związek i tak w nieskończoność. To typowe w nerwicy! Tym łatwiej jest sterować osobą w nerwicy i bardziej cierpi i im mocniejszy odczuwa lęk/niepokój. Wtedy po prostu uwierzy we wszystko i wszystkiego spróbuje by poczuć ulgę. Z cierpieniem trzeba się mierzyć by z nim wygrać, a nie od niego uciekać, bo kiedy przestaniesz uciekać to znów Cie dogoni. agata_08, nie zauważyłaś, że z Twoimi snami jest dokładnie jak z Twoim życiem w związkach? Im bardziej czegoś chcesz tym bardziej jest na odwrót. Im bardziej skupiasz się na tym by nie śnić i nie pamiętać byłego tym bardziej On Cie nawiedza i tym bardziej jesteś przekonana, że to On jest przyczyną tego, że nie potrafisz pokochać obecnego partnera. Podobnie jest w związkach - dokładnie tak samo było z moją dziewczyną i jestem pewny z każdym kogo nawiedziły takie natręctwa i lęki jak opisywane tutaj, a więc odnośnie braku uczucia. Im bardziej chciała pokochać tym bardziej to ją męczyło, że nie kocha i tym mocniej utwierdzała się, że to nie może być to skoro nie czuje, nie ma pewności co do uczucia. Tak się nakręcała tą analizą, że w końcu uwierzyła, że nie kocha. Tak samo jest z Tobą. Analizujesz dotąd aż utwierdzisz się, że to nie ten bo mi się "nosi nie takie buty". Każdy ma wady, ale w zdrowym umyśle skupiasz się na zaletach nie wadach. Czasami nawet wad nie widać, a nerwicowy umysł i tak sobie jakieś stworzy by móc uargumentować swoje wątpliwości co do braku uczucia. I powstaję takie "kwiatki" jak brzydkie buty... Nikt nie jest idealny pamiętasz?:) Przypomniał mi się kolejny, ale jakże mocny argument w racjonalizacji uczucia. Podczas listopadowej konferencji na temat depresji i zaburzeń lękowych rozmawiałem z renomowaną Panią psycholog, która otwarcie krytykowała metody racjonalizacji przez dobieranie jakichkolwiek sensownych argumentów w celu wytłumaczenia źródła lęku - uznała, że jest to właśnie ucieczka od problemu, a więc w istocie żaden sposób na walkę z nerwicą, ale skrytykowała także poszukiwanie w ogóle źródeł lęku czyli tzw. sytuacji lękotwórczych, ponieważ lęk jest uogólniony w nerwicy, a więc przyczyny nie istnieją mówiąc po ludzku. Przejdźmy więc do argumentu, który mi przytoczyła. Nie przytoczę dosłownie cytatu, ale ogólny zarys jak najbardziej: Proszę się zastanowić - dlaczego osoba, która twierdzi, że nic nie czuje tak bardzo chciałaby poczuć coś do partnera? Ano właśnie dlatego, że w głębi siebie coś czuje tylko jest to stłumione przez nerwicę. Jak to wygląda w praktyce? Człowiek nękany nerwicą często potrzebuje pewności co do uczucia kiedy pojawiają się wątpliwości. Te wątpliwości przez to, że są tak uwidaczniane przez nerwicę wyjątkowo bolą - bolą bo dotykają spraw, na których nam naprawdę zależy. Bolą bo w gruncie rzeczy i właśnie w głębi serca kochają. Kochają, a te wątpliwości ich przeszywają. Stąd dochodzi do sytuacji kiedy płaczą, kiedy nie rozumieją samych siebie. Gdyby nie czuli nic w istocie, nie potrzebowaliby i nie poszukiwaliby upewnień, nie baliby się tego w ogóle. Byłaby to sprawa, na której im nie zależy, a więc tak jak inne sprawy, które są mało istotne przechodziłyby bez echa. To właśnie fakt przywiązania, poziomu ważności partnera dla takiej osoby, w istocie też samego uczucia sprawia, że wątpliwości tak bolą, bolą tak bardzo, że aż pojawia się lęk. Lęk, który w nerwicy jest uogólniony skupia się na sprawach, których najbardziej się boimy. Stąd człowiek nękany nerwicą jest w stanie uwierzyć we wszystko. Tylko, że wraz z ucieczką przez lękiem ucieka się przed człowiekiem. Gdyby w istocie nie było żadnego uczucia to nie byłoby problemem zostawienie partnera, nie było by lęku, nie byłoby nękających wątpliwości, nie bolałoby to tak bardzo albo wcale. W takich sytuacjach kiedy już się zdecyduje na rozstanie człowiek unika także partnera bo boi się go panicznie, boi się, że to on jest przyczyną lęku, a jako, że w nerwicy boimy się bać to unikamy go tak na wszelki wypadek.
  13. agata_08, ale Ty sama sobie odpowiadasz na pytanie zadając kolejne pytania. Wystarczy teraz tylko uświadomić sobie nielogiczność tych myśli. Sama mówisz, że nagle znikąd przychodziła konieczność powrotu do byłego. To też pewnego rodzaju rytuał. Ten, który pomagał Ci się uwolnić od obaw dotyczących obecnego partnera, później już tylko zostawiałaś byłego. Myślę, że gdyby nie nerwica, a może raczej gdyby nie to, że nie potrafisz sobie z Nią radzić to mogłabyś być szczęśliwa z każdym z tych facetów. Często jest też tak, że docenia się po utracie, a ta świadomość przychodzi u nerwicowców często dopiero wtedy kiedy widzi się byłego z inną, chociaż wracanie myślami do byłego też może być formą natręctwa. daredevil9, jeśli podczas psychoterapii wyjdzie, że to nie to, to wtedy zmień psychologa. Racjonalizowanie z puntku widzenia psychologii pomaga znaleźć przyczynę lęku, tylko, że to może być dowolna przyczyna byleby chory w nią uwierzył. Tak nie rozwiążesz problemu, a jedynie go pogłębisz, więc w razie czego uciekaj i zmieniaj psychologa:). Twoje wątpliwości co już dawno powinieneś sobie uświadomić są wynikiem nerwicy, a raczej nie same wątpliwości, a natręctwa i lęki, które skupiają Cie wokół tych wątpliwości. To, że ktoś Cie tak potraktował w przeszłości też ma oczywisty wpływ, sam fakt, że w ogóle wracasz do tamtych chwil po tylu latach jest dowodem na to jak daleko sięga Twoja nerwica by tylko zasiać wątpliwość w Twojej głowie. Twoje uczucie zmęczenia związkiem i obecnością partnera jest też wynikiem narastającej w Tobie apatii - apatia jest najbardziej widocznym skutkiem nerwicy. To przeszywające uczucie obojętności, odosobnienia, braku odczuwania radości, pozytywnych emocji w ogóle. Ten apatyczny stan tylko pomaga "łykać" te farmazony, które próbuje wmawiać Ci nerwica. Ta zawsze skupiać się będzie na sprawach ważnych. W jaki sposób bowiem miałbyś się martwić lękiem dotyczącym rozlanego mleka czy nieświeżej ryby w restauracji? karola21101987, kolejny raz sama sobie udowadniasz, że to nerwica właśnie. Każdy odczuwa jakiś tremę przed zmianami, czymś nowym, po prostu stresującymi sytuacjami. Te na pewno są stresujące. U Ciebie to kolejny powód by poddać pod wątpliwość Twoje uczucie. Zmierz się z nimi, a zobaczysz, że nie było się czego bać:) poczekaj powoli, a wszyscy wokół włącznie z Tobą się przyzwyczają i już nie będzie stresu:). Skąd możesz wiedzieć jaka powinna być miłość i czy powinna być łatwiejsza skoro sama nie potrafisz sobie odpowiedzieć jaka dokładnie Ona powinna być? Łatwiejsza? To przymiotnik podsuwany przez nerwicę właśnie - łatwiejsza bo jedyne co chcesz czuć w związku z nerwicą to ulga. Miłość to nie tylko radość z otrzymywania szczęścia, ale przede wszystkim wyrzeczenia i cierpienie miejscami :), nie szukaj doskonałej miłości, bo ta istnieje tylko w doskonałym świecie:). Powalcz ze swoim lękiem zamiast uciekać, a w końcu ten ucichnie i zrozumiesz, że cierpliwością zyskujesz spokojną miłość! Jest dokładnie tak jak mówi człowiek nerwica i agucha. Wy po prostu za dużo myślicie, za bardzo chcecie i uzależniacie od tego co czujecie własne szczęście. Stąd nawet nie wiecie, że już macie z czego być szczęśliwymi. Przestaje Was cieszyć wszystko przez te chore wątpliwości, których nie potraficie zwyczajnie "olać". To jest naprawdę choroba, to Ona wkręca Was w nieustającą analizę. Sami wiecie, że to nie jest normalne - to pierwszy punkt zaczepienia. Sami też bardzo chcielibyście by było normalnie, inaczej, nie wiecie często nawet jak, ale po prostu żebyście mogli się cieszyć - to drugi punkt zaczepienia! Kolejnym są niezrozumiałe wahania nastrojów i wątpliwości, których sami nie rozumiecie - to dlatego szukacie odpowiedzi tutaj - bo nie rozumiecie ich istoty, przyczyny pojawiania się ich, a to dlatego, że są nieracjonalne. To ewidentnie choroba - Nerwica lękowa i natręctw naprzemiennie. Wyzdrowienie z nerwicy to sztuka stopniowego przełamywania barier, tak samo jak droga do szczęścia. Nic nie przychodzi tak po prostu, cudowną metodą i od razu. Nauczcie się cierpliwości. Racjonalizujcie analizując te zdrowe myśli, te problemy, które Was nie nękają szukając podobieństw w mechanizmach pojawiania się wątpliwości i dostrzeżecie, że nie ma się czego bać, że boicie się czegoś czego w istocie nie ma. Boicie się braku miłości, a jeśli w istocie jej nie ma to nie ma jej dlatego, że Wy jej nie czujecie, bo nie chcecie przez wasze wątpliwości, nie zaś dlatego, że cudowne fatum jeszcze nie przedstawiło Wam czającego się za rogiem prawdziwego szczęścia. Zastanów się dlaczego zakochałeś/zakochałaś się akurat w niej/nim? Czy to była jedyna kobieta/facet na świecie? Nie! To po prostu był ktoś dla Was wyjątkowy. Wątpliwości przychodzą zawsze bo nie istnieje pewność. Wy w nerwicy jej wymagacie, a to nierealne. Zrozumcie to wreszcie, że ten Wasz chorobliwy mechanizm poszukiwania pewności i eliminacji wątpliwości jest po prostu wyuczonym patologicznym systemem. Wątpicie we wszystko, nawet w to, że to choroba. Szukacie ulgi, tylko to się dla Was liczy, to "najłatwiejsze". Stąd coraz trudniej jest Wam znieść własne życie. Nauczcie się więc cierpliwości. Przecież Wy nawet nie wiecie co jest dla Was szczęściem, co nim będzie, jaka powinna być ta miłość, a oczekujecie, że spadnie jak manna z nieba. Miłość trzeba nauczyć się dawać od siebie i możesz ją dać każdemu byleby tylko miał cechy, które Ci odpowiadają. Wątpliwości będą zawsze. W sitcomie "How i met your mother" był motyw, w którym to Barney Stinson nie potrafił przelecieć jednej dziewczyny tylko dlatego, że wiedział, że gdzieś za rogiem może czaić się lepsza. Nie potrafił nawet określić co właściwie znaczy lepsza, ale w pewnym momencie po prostu oszalał. To świetna metafora dla Waszego nerwicowego problemu :). Cudowne fatum, które nie ma racji bytu, ale staje się Waszym celem w życiu. Pamiętajcie, że słusznie uznaje się iż fobia społeczna to reakcja wyuczona, a więc co za tym idzie można się jej oduczyć. Właśnie na drodze cierpliwości i ćwiczeń, a nie przez uciekanie od przedmiotu lęku! Pamiętajcie więc, że z lękiem nie jest jak ze strachem - uciekając od tego czego się boimy nie wygramy z lękiem, ponieważ lęk zawsze wraca gdyż dotyczy sytuacji i często jest nieokreślony, a strach to zwykłe uczucie w momencie realnego zagrożenia. Ponadto odniosę się jeszcze do mojej ostatniej rozmowy z pewnym psychiatrą. Prowadzone są badania nad znaczeniem innych hormonów dla lęków i wątpliwości, które odczuwamy. Częściowo badania dowodzą, że takie hormony jak oksytocyna mają bezpośredni wpływ na odczuwanie miłości czy przywiązania. Początkowo sądzono, że hormon ten jest typowo "kobiecy" i wiąże się bezpośrednio z procesem porodowym. Teraz wiadomo, że wpływa także na odczuwanie szczęścia i miłości. Uważa się, że jego wzrost będzie stymulował poczucie szczęścia i przywiązania, zwłaszcza w sytuacjach intymnych kiedy to jest wydzielany, ale część badań pokazuje, że nadmiar tego hormonu w organizmie może powodować negatywne reakcje. Osoby, z podwyższonym poziomem oksytocyny nie potrafią nie tylko odczuwać szczęścia związanego ze swoją osobą, ale także przede wszystkim nie potrafią cieszyć się szczęściem innych. Stają się wręcz zazdrośni o sukcesy innych, często negując ich wartość, a jednocześnie zawyżając wartość własnych sukcesów. Po drugie dowodzi się stopniowo, że wykorzystanie innego hormonu - kortyzolu może pomagać w walce z fobiami i lękami. Jest to tzw hormon stresu, który powoduje osłabienie obrazu lęku. To taka forma "odwrażliwiania" na lęki kiedy łatwiej jest się nimi zmierzyć, a co za tym idzie uświadomić sobie, że lęk jest absurdalny i po prostu w to uwierzyć.
  14. agata_08, nie jestem psychiatrą tak jak wspominałem. Dlatego właśnie zalecam Ci wizytę, możesz nawet wydrukować swoje wypowiedzi z forum jeśli nie potrafisz tego tak swobodnie opowiedzieć przed psychiatrą. Oni mają to do siebie, że nie są często zbyt rozmowni. Jako lekarze wolą raczej słuchać i sucho oceniać fakty. Nie oczekuje od nich wylewności, ciepła i zrozumienia:) - to, że potrafią rozpoznać zaburzenia nerwowe nie znaczy, że będą Cie rozumieć - sami w końcu nie cierpią na podobną dolegliwość:). Nie bój się też farmakoterapii. Badania udowadniają, że ten rodzaj leczenia w przypadku zaburzeń podobnych do Twoich jest często jedyną skuteczną formą leczenia. Czasami nieodłącznym elementem jest psychoterapia, ale w przypadku zaburzeń kompulsywnych, fobii społecznych czy zaburzeń panicznych jest to prawdopodobnie jedyna skuteczna metoda. Z ostatnich doświadczeń i wielu rozmów znam jednak przypadki osób, które poradziły sobie z tego rodzaju formami zaburzeń lękowych (lęk przed brakiem uczucia, dystansowanie się) bez leków lub z minimalnym ich udziałem, ale były to silne charaktery, które potrafiły walczyć z nerwicą i przeciwstawić się mechanizmom ucieczki. Skąd wiem, że to nerwica lękowa? Nie wiem! Domyślam się. Podobne symptomy ma wiele innych osób, z którymi rozmawiam i którym staram się pomóc, a które mają zdiagnozowaną nerwicę lękową. Wiele osób na tym forum ma podobne objawy, nawet moja dziewczyna jest niemal idealnym odzwierciedleniem Ciebie. Dystansowanie się, wycofywanie, duszenie uczucia jest formą ucieczki od problemu, wyuczonej, ale szkodliwej walki z lękiem. To ewidentnie zaburzenie lękowe. Taka forma "rytuału" właśnie (kompulsji). Twoje zachowanie jest niejako mimowolnie przymusowe. Wyraża się to w różnych formach u Ciebie. Po pierwsze ciągła analiza, która prowadzi do wątpliwości i lęku. W nerwicy niepokój pojawia się "znikąd" i stąd bierze się potrzeba analizy. W nerwicy zawsze skupiasz się na tych wymagających, istotnych sprawach, jeśli więc jesteś z facetem to skupiasz się na nim, jeśli jesteś wolna to skupiasz się na byłym. Dlaczego tak bardzo były utkwił Ci w pamięci? Być może właśnie przez czynności seksualne. Boisz się zmian, a te związane ze związkiem są zawsze bardzo istotne dla Twojego życia. Ciągła analiza prowadzi do tego, że coraz bardziej zaczynasz wątpić w sens zmian, a robisz to tylko po to by się uspokoić i znaleźć jakieś argumenty dla Twoich wątpliwości, tudzież przeciw nim. Twój niepokój i wątpliwości jednak są nieuzasadnione w większości przypadków bowiem dotyczą sytuacji, które nawet nie miały miejsca i pewnie nigdy się nie wydarzą. Nie obwiniaj też mamy za brak zrozumienia. Problem polega na tym, że sama siebie nie zrozumiesz w pełni. Jest to przyczyną tego, że mechanizm działania takich zaburzeń nerwowych jest nieracjonalny, a więc nie wytłumaczalny w jakiś logiczny sposób. Oczywiście wiadomym jest, że Twoje lęki i obawy tyczyć się będą sytuacji dla Ciebie ważnych bo wokół nich skupia się większość Twoich myśli. Wątpliwości pojawiają się oczywiście wokół wielu spraw, ale nawet nie zwracasz na nie uwagi ponieważ inne sprawy nie mają dla Ciebie większego znaczenia. W przypadku związku i relacji z partnerem, przedmiotem wątpliwości jest coś dla Ciebie wyjątkowo istotnego. Twój umysł wykształcił patologiczny mechanizm walki z wątpliwościami dotyczącymi spraw ważnych. Przy zauroczeniu przyśpieszasz sztucznie rozwój relacji z partnerem, być może dlatego, że chcesz jak najlepiej wykorzystać moment kiedy czujesz się szczęśliwa i pewna partnera by móc to przenieść na poziom, którego tak bardzo wewnętrznie pragniesz to potęguje tylko późniejsze wątpliwości i lęk przed zobowiązaniami, które pojawiają się nagle zamiast stopniowo. Setki pytań, które się pojawiają są dowodem na to, że potrzebujesz znaleźć argumenty dla swoich wątpliwości, które nie mają uzasadnienia. Nie rozumiesz dlaczego nie mają, dlatego tak bardzo chcesz poznać odpowiedzi, zamiast odpowiedzieć sobie, że to po prostu Twoje myśli, takie same jak każde inne. Niestety nie jest to proste by móc w to uwierzyć. Co jest najlepszym lekiem na natręctwa i lęki? Każdy kto poradził sobie z tym problemem samodzielnie powie Ci jedno - cierpliwość. Cierpliwość wyrażana czasem, który przemija w cierpieniu związanym z nękającym Cie lękiem, natręctwem, wątpliwością. Musisz się więc siłą choćby powstrzymywać od swoich mechanizmów obronnych, od rytuałów, od uciekania. Trwaj w tym stanie, a lęk, wątpliwość same ucichną, nie szukaj dla nich argumentów, a kiedy już trochę się pomęczysz, spostrzeżesz, że strach ma wielkie oczy. To powiedzenie sprawdza się tu doskonale:). Jeszcze raz powtórzę! Cierpliwość! Cecha, która w nerwicy jest lekiem najskuteczniejszym, ale jest też jak woda na pustyni - niesamowicie o nią trudno, ale warto walczyć! Cervantes mawiał i bardzo słusznie "Cierpliwość jest plastrem na wszystkie rany"! daredevil9, postaraj się nie szukać na siłę argumentów dla swoich wątpliwości i lęków. Postaraj się je przeczekać. Racjonalizuj, nie skupiaj się na treści myśli/lęku. Skup się na tym, że on nie ma podstawy, przeczekaj, pomęcz się z tym, racjonalizuj tak jak wspominałem wcześniej. Nic na siłę! Po prostu trwaj i bądź partnerem dla swojej dziewczyny. Lęk minie zobaczysz. Musisz trenować swoje zaufanie do związku, a nie do Twoich wątpliwości. Twój umysł nie potrafi rozróżnić co prawda co jest prawdą, a co nie stąd naturalna racjonalizacja jest trudniejsza, dlatego musisz zadawać sobie pytania pomocnicze dotyczące spraw mniej dla Ciebie ważnych, które nie nękają wątpliwości, ale także starać się z zewnątrz rozpatrzeć to co się dzieje w Twojej głowie, a więc czy gdyby w podobnej sytuacji znajdował się Twój przyjaciel czy brat nie mówiłbyś mu, że przesadza, oszalał, albo jest po prostu głupi? Sam twierdzisz, że czasem wyobrażasz siebie z inną i myślisz, że może byłoby Ci lepiej - właśnie tylko myślisz, zastanawiasz się czy nie byłoby. Nie ma tu wątpliwości, bo nie jest to w danej chwili dla Ciebie istotne, nie widzisz, że nie ma tu żadnej pewności co do faktycznego zwiększenia odczuwanego szczęścia po zmianie partnera. Chcesz znaleźć problem to zawsze go znajdziesz - taka jest zależność. Zdrowi ludzie nie zastanawiają się nad tym co będzie. Po prostu wierzą, że będzie dobrze. Trwają w związku z partnerem, z którym łączy ich więź powstała po miesiącach latach relacji, z którym łączy ich uczucie, które jest w pewnym sensie przez ten czas zracjonalizowane. Nie myślą o tym co by było gdyby, czy na pewno go/ ją kocham, czy z kimś innym nie będzie mi lepiej bo gdyby zaczęli to każdy by znalazł dobry powód by się rozstać. Myślisz, że ktoś taki ma lepszego partnera niż Ty? Zastanawiasz się czasem, dlaczego Twój przyjaciel jest szczęśliwy ze swoją dziewczyną? Co Ona takiego ma czego nie ma Twoja dziewczyna? On po prostu nie szuka powodu by się rozstać bo tych jest zawsze wiele. Jednakże równie wiele jest powodów by trwać w związku, by otworzyć się na partnera i by go kochać. Nerwica powoduje, że skupiasz się na tym czego się boisz. Boisz się bać - to naturalne, a więc za wszelką cenę chcesz wyeliminować wszelkie lękotwórcze sytuacje, jednak te w gruncie rzeczy nie istnieją. Są wytworem Twojej wyobraźni, nigdy się nie wydarzyły, a Ty uznajesz je za realne zagrożenie. Ktoś kiedyś świetnie to opisał - żyjemy z wykształconym mechanizmem obronnym. Mechanizmem, który na drodze lat ewolucji sprawił, że nauczyliśmy się odczuwać strach przed zagrożeniem dla życia czy dobra tak naszego czy naszych bliskich. Strach, który w naturalny sposób podnosi czujność i poziom adrenaliny dzięki czemu potrafimy takiemu zagrożeniu stawić czoła. Żyjemy jednak w czasach kiedy zagrożenie nie jest już tak realne, w czasach pokoju, czasach gdy nie ma potrzeby walczyć z dzikimi zwierzętami, czasach gdy przetrwanie nie jest już tak zależne od nas samych, a wręcz często mamy jakieś minimum przetrwania zagwarantowane. (de facto właśnie dlatego prawdopodobnie zdecydowanie łatwiej doceniają, kochają i radzą sobie w życiu osoby, których przetrwanie było zagrożone przez biedę, wojnę, itd). Stąd nasz mechanizm obronny często w zaburzeniach nerwowych tworzy sobie nierealne zagrożenia czyniąc je realnymi, ale tylko w naszych głowach. Często są to właśnie te myśli - lęki i natręctwa. Cały czas mam wrażenie, że na tym forum chcesz znaleźć sposób nie na wyzdrowienie, ale na ulgę. Myślisz, że ktoś podsunie Ci rozwiązanie, które potwierdzi Twoje wątpliwości lub całkowicie je rozwieje. Że ktoś zmusi Cie do ucieczki od związku i dzięki temu poczujesz ulgę albo sprzeda cudwone rozwiązanie, dzięki, któremu przestaniesz mieć wątpliwości. Zrozum więc - wątpliwości będą zawsze, ale to tylko myśli. Jeśli chcesz wyzdrowieć i uwolnić się od nich to słuchaj rad tych, którzy już z nimi wygrali. Nie uciekaj od cierpienia i wątpliwości, żyj z nim, a one sam ucichną:) to naprawdę bardzo proste. Nie jesteś w nich sam. Wszyscy wokół Ciebie mają wątpliwości, pewnie nawet w to teraz wątpisz (kolejna wątpliwość), ale tak właśnie jest. Wszyscy je mają i wszyscy z nimi żyją. Cierpliwość raz jeszcze! I by było łatwiej walczyć z wątpliwościami cytuję słowa pięknej piosenki: "always look on the bright side of life" - zawsze patrz na tą jasną stronę życia, nawet kiedy nerwica nie daje Ci spokoju, myśl o dobrych stronach:) na przekór jej, nie uciekaj od tych wątpliwości, one same ucichną:)
  15. daredevil9, w tak długim związku trzeba racjonalizować, a więc jeśli na logikę chcesz z Nią być to to jest dowód na to, że to jest coś więcej niż zwykły związek. Wniosek, do którego doszliście jest doskonały - miłość to przede wszystkim przyjaźń. Jeśli w związku nie jesteście przyjaciółmi to nigdy nie będzie Was łączyć cokolwiek więcej niż seks. Uwierz mi - wątpliwości, które Cie nękają - nękają też każdego innego faceta w Twoim położeniu, ale przez Twoją nerwicę są wyjątkowo "upierdliwe". Sam pomyśl - skorzystałbyś z życia, szalejąc gdzieś z przypadkowymi partnerkami, ale czy to dałoby Ci to szczęście? Miałbyś potem tylko kolejne powody żeby żałować: a to dlatego, że Twoja seksualność stała się czymś powszednim, czymś czego nie możesz ofiarować życiowej partnerce jak skarbu. Spełniłbyś swoje fantazje, a potem co? Okazałoby się, że nie jesteś dzięki temu lepszym człowiekiem, ani nawet spełnionym. Uległbyś pokusie i potem byłby tylko żal i zastanawianie się "po co to wszystko było?" Poza tym zastanów się - czy w związku z inną naprawdę byłbyś szczęśliwszy? Może na początku kiedy ta fascynacja, która daje Ci pozorne poczucie szczęścia czułbyś się szczęśliwszy, ale znów wpadłbyś w rutynę i czułbyś się jeszcze gorzej, bo doszłyby kolejne wątpliwości - czemu nie mogłem zostać z moją M.? Nie szukaj w sobie szczęścia na siłę. Ciesz się małymi rzeczami, bo to one kreują Twoje życie, nie cudownie spadające z nieba wielkie wydarzenia i rzeczy:)
  16. agata_08, oj Agata Agata :). Pierwsze moje pytanie - czy kontaktowałaś się z lekarzem - w tym przypadku psychiatrą? Pamiętaj, że wizyta u psychiatry nawet w przypadku zdiagnozowania choroby takiej jak nerwica nie oznacza, że jesteś "psychiczna". Po drugie - czy w Twoim życiu wydarzyło się cokolwiek co odbiło się na Twojej psychice? Jakaś trauma, która dotknęła Cie w młodości? Dzieciństwie? Nie chodzi koniecznie o sytuację patologiczną, po prostu coś co "dotknęło" Cie w przeszłości. Nie jestem cudotwórcą, masz rację - główna zasada w walce z zaburzeniami nerwowymi jest postawa, którą reprezentuje się samemu - po prostu Ty sama musisz chcieć sobie pomóc. W tym celu zawsze trzeba potrafić uświadomić sobie, że problem tkwi we mnie samym/samej. Jeśli nie przyjmiesz tego za fakt nigdy sobie nie pomożesz. Jeszcze raz powtórzę - nie jestem psychiatrą, ale ja rozpoznaję tu symptomy nerwicy lękowej. Dystansowanie się to problem typowy dla niektórych przypadków właśnie nerwicy lękowej. To swoisty syndrom, ale i ogromny problem bo świadczy o źle rozwiniętym świecie emocjonalnym (to czego jak wspominałem nie lubię, a więc inaczej niedojrzałość emocjonalna). Jest to tak jakby wrażliwy rodzaj fobii społecznej. Ten problem dotyka zwłaszcza kobiet, ale znam przypadki mężczyzn, którzy zachowują się podobnie. Na wstępie postaram się Cie uspokoić - po pierwsze, to problem, który można przeskoczyć - nie zdajesz sobie teraz z tego sprawy, być może zrażona niepowodzeniami, ale to naprawdę realne i na drodze racjonalizacji - nawet całkiem proste:) Po drugie - jeśli raz byłaś szczęśliwa, jeśli raz czułaś się zakochana, to możesz i poczuć się tak drugi raz, możesz też czuć się podobnie znacznie dłużej. Po trzecie wreszcie - miłość to tak jak wspominałem, nie magiczna więź, która jest Ci pisana tylko i wyłącznie z jednym z pośród 7 miliardów ludzi. Miłość zawsze nosimy w sobie i wystarczy nauczyć się ją dawać by spostrzec, że Ona jest w nas samych. Bardzo łatwo wytłumaczyć to na przykładzie dzieci z rodzin adopcyjnych. Wielu ludzi wierzy, że miłość między rodzicami, a dziećmi jest w jakiś sposób "odgórnie" uwarunkowana, być może genetycznie przez te tzw. więzy krwi. Adoptowane dziecko kocha jednak swoich rodziców dokładnie tak samo jak dziecko biologiczne, nie ma tu uwarunkowań genetycznych, nie ma więzów krwi, a mimo to miłość istnieje. Gdyby adoptowane dziecko nigdy nie stanęło przed faktem adopcji prawdopodobnie do końca życia żywiłoby taką samą miłość do rodziców jak to robi relatywnie dziecko biologiczne. Nie zmierzam tu do wniosku, że miłości można się nauczyć. Miłość jest zawsze, w każdym z nas. Jedyne czego można, a nawet trzeba się nauczyć to ofiarowywanie miłości. Trzeba także umieć miłość przyjąć, a to również nie jest proste. Zmierzam więc do tego, że miłość to stan świadomości. Emocje towarzyszące miłości są bardzo niedoskonałe i ulotne, to one sprawiają, że często odczuwamy "coś więcej". Taka mieszanina radości, szczęścia, euforii, nawet ekstazy. To właśnie płynność towarzyszących jej emocji sprawia, że czujemy wyraźną różnicę na różnych etapach związku. Kiedy wkrada się rutyna, wątpliwości, apatia, złość, egocentryzm i inne niesprzyjające związkowi okoliczności, odczuwanie miłości staje się znacznie trudniejsze lub nawet niemożliwe. W relacji z rodzicami również nachodzą nas wątpliwości, często przez wzgląd na długość relacji (całe życie) dużo łatwiej nas irytują niż inne osoby, dużo łatwiej złościmy się na nich, ale właśnie przez wzgląd na tą samą relację i na jej długość mamy wykształcony autonomiczny mechanizm racjonalizacji. Nie przestajemy kochać rodziców bo często mimowolnie mówimy sobie "przecież to rodzice, nie mogę się tak na nich złościć". W relacji z partnerem jest to o wiele trudniejsze, bo nie mechanizm racjonalizacji nie ma naturalnego charakteru, nie jest zakorzeniony z innymi nawykami, których uczyliśmy się od dzieciństwa. W przypadku rodziców jest to niemal tak naturalne jak zachowywanie równowagi podczas chodzenia. Wyuczone po prostu. W przypadku relacji z partnerem trzeba takiej racjonalizacji uczyć się od początku. Zdrowy umysł uczy się tego szybko i również często podświadomie - długość związku wpływa na przywiązanie, miłe wspomnienia na pogłębianie się więzi, a to z kolei "instaluje" taki mimowolny mechanizm również w relacji z partnerem i daje to uczucie takiej naturalnej miłości. Ten nękany nerwicą ma problemy ponieważ musi mierzyć się z nękającymi wątpliwościami i lękami. To przez te lęki i wątpliwości tak trudno jest osiągnąć stan naturalnego racjonalizowania. Szuka się więc odpowiedzi na wątpliwości na drodze analizy, a brak zrozumienia prowadzi do lęków i tak dalej i tak dalej, aż błędne koło się zamyka. Stąd konieczność świadomego treningu racjonalizacji. Trzeba umieć stawiać pytania w pełni świadomie i trenować to dotąd aż wpadnie to w nawyk. Nawet jak wpadnie w nawyk dalej warto to "wałkować", tak aby wreszcie usilnie osiągnąć naturalność tejże racjonalizacji, tak jak w relacjach z rodzicami. W zależności od rodzaju "problemu", a więc od tego jak nerwica, lęki, natręctwa - wpływają na daną osobę może to znaleźć odzwierciedlenie w różnych sytuacjach. W pewnym sensie zależy to od zaawansowania nerwicy tudzież od słabości w charakterze danej osoby. Część osób znajdzie swoisty mechanizm zaprzeczenia dla nerwicowych myśli o braku uczucia. Będą potrafiły się związać, ale będą też targane wątpliwościami, które będą powodować ogromne trudności w funkcjonowaniu, normalnym życiu, czy w odczuwaniu spokoju i radości. Inne osoby będą potrafiły z tym walczyć tylko czasowo, prawdopodobnie przez negację wątpliwości, jakąś formą ucieczki od nich, aż ich poziom będzie tak duży, że jedynym rozsądnym wyjściem będzie ucieczka, konieczność znalezienia ulgi w rozstaniu (oczywiście wcześniej będą szukać odpowiedzi na swoje wątpliwości, ale nie znajdą ich więc uznają, że to po prostu "nie to"). Jeszcze inne osoby będą właśnie się dystansować. Może to być związane z wyuczonym brakiem zaufania do relacji, która czegokolwiek wymaga. W momencie kiedy związek zauroczenie przeradza się w poważniejszą więź przychodzi świadomość, że jest coś co "muszę od siebie dać" zamiast "najwyższy czas bym coś od siebie dała, chcę dać coś od siebie". To ta świadomość niszczy w takiej osobie swobodę odczuwania radości ze związku. Przychodzi załamanie uczucia i wątpliwość. Miłość jest blokowana. Na wstępie każdego związku tak zdrowy jak i chory umysł dozuje to uczucie miłości, ogranicza się do zwykłej sympatii, którą wzmacnia i odróżnia od zwykłej sympatii do kolegi to uczucie fascynacji i zauroczenia (fascynacja i zauroczenie natomiast przychodzi w związku ze skumulowaniem cech wewnętrznie pożądanych przez nas samych, ktoś po prostu ma te cechy, których szukam w facecie/dziewczynie). W miarę trwania związku i umacniania się relacji/więzi zdrowy umysł coraz odważniej otwiera się na partnera zmieniając powoli tą sympatię w miłość:). Chory umysł, nękany przez zaburzenia, doszukuje się - często zbyt wcześnie i za szybko - konieczności okazywania miłości co w gruncie rzeczy przynosi odwrotny skutek - ściska sznurem ten worek z miłością. To jest to o czym mówiłem - im bardziej czegoś chcesz tym dalej jesteś od tego - zwłaszcza jeśli chodzi o emocje i uczucia. Taki człowiek po prostu koniecznie chce nazywać/porównywać/analizować/odczuwać pewność. To prowadzi do wątpliwości ponieważ dochodzi do sytuacji kiedy chce się nazwać coś czego nie ma. Może to trochę głupie porównanie, ale to jak z telekinezą poniekąd. Uznajmy, że telekineza jest niemożliwa, jest po prostu bzdurą, a jeśli ktoś w to wierzy to przynajmniej weźmy za przykład kogoś, kto nie ma takiej zdolności. Człowiek taki siada przed stołem, na którym znajduje się długopis i próbuje siłą woli go przesunąć w dowolnym kierunku - dla wyrazistości przykładu powiedzmy, że w stronę partnera. Najpierw pojawia się irytacja, potem zadajesz sobie pytanie - dlaczego ten długopis tam nie idzie, narastają wątpliwości, rośnie irytacja, skupienie wokół samego siebie (egocentryzm) - w końcu przestał mnie interesować partner, liczy się już tylko mój problem z przesunięciem długopisu. Im bardziej chce się go przesunąć siłą woli tym bardziej wątpimy, w to, że nam się to uda. W końcu dochodzimy do wniosku, że jest to niemożliwe - jaki jest efekt? Partner nie będzie miał długopisu, który tak bardzo chcieliśmy mu ofiarować! Rozwiązanie jest bardzo proste - zamiast koniecznie skupiać się na tym by partner go dostał, wystarczyło o tym nie myśleć tylko po prostu go podnieść i mu go oddać. To jest ta różnica w funkcjonowaniu zdrowego i chorego umysłu. Zdrowy odruchowo, naturalnie złapie za długopis i go poda. Zaburzony umysł, będzie się zastanawiał, skupiał na tym, że musi ten długopis ofiarować jakąś cudowną metodą, siłą woli. Po drugiej stronie stołu siedzi partner, który ma wszelkie cechy pożądane, zauroczył mnie, zafascynował, lubię go i teraz dwie drogi - zdrowego umysłu - lubię go więc mu go dam i chorego - muszę się siłą woli zmusić by dostał ten długopis - analogicznie jest z uczuciem. Trzeba racjonalizować trochę na siłę w takich przypadkach. Nie muszę przecież "po prostu" czuć, być pewnym - miło spędzam czas, więc dlaczego po prostu nie wyciągnę ręki i nie dam mu tego długopisu? Nie zmuszaj się, racjonalizuj. Dystansowanie się to bardzo trudny problem, ale pierwszym krokiem jest uświadomienie sobie, że to w Tobie leży ten problem. Potem już zobaczysz, że miłość to nie magiczna więź między określonymi osobami i nikim innym, ale sztuka, cudowna sztuka oddawania jej komuś bezwarunkowo. Margaret Jameson powiedziała kiedyś "Miłość, która oczekuje wzajemności, to nie miłość" i ja się zgadzam z tym stwierdzeniem - miłość to uczucie, które oddajemy komuś, nie magiczna więź, która "aktywuje się" w momencie spotkania "tego jedynego". "To coś", moment kiedy powiesz, że "to jest to" nie istnieje w ukrytym wymiarze, ale w Tobie i Twoich oczekiwaniach. Jeśli ktoś Cie zauroczył i zafascynował to nie musisz się zmuszać do pewności co do żywionego względem niego uczucia. "Po prostu bońć" jak głoszą słowa przeuroczej piosenki. Ty bądź i niech On będzie. Nie wymagajcie niczego od siebie nawzajem, jeśli lubicie ze sobą przebywać to wystarczy, ale przede wszystkim nie wymagajcie niczego od siebie samych, a wtedy to wreszcie poczujesz. Swobodę, spokój, miłość :) wtedy kiedy wykształci się ta niezmącona więź i naturalność w racjonalizowaniu wszelkich wątpliwości:) -- 06 sty 2013, 00:51 -- daredevil9, rytuały to normalna rzecz. Tobie akurat trafił się taki;). Podobnie jest z tzw. omenami ataku nerwicy/myśli. Moja dziewczyna np. miewa nieuzasadnione napadły płaczu, dokładnie dwa dni płacze kompletnie bez powodu, innym omenem/zwiastunem jest niechęć do podejmowania się jakkolwiek wymagających zadań, niewiara we własne możliwości i taka lekka infantylność. Później przychodzi niesamowity atak apatii i dystansowanie się do relacji w związku. Jeśli chodzi o rytuał - moja dziewczyna lubi w takich chwilach unikać stresowych sytuacji (najlepiej wszystkich możliwych), zjeść coś słodkiego i przytulać się ogrzewając się kocem. Niestety przy ataku tych myśli jest to już o wiele trudniejsze.
  17. daredevil9, przeczytałem uważnie Twoje posty i gdyby to wystarczyło to po prostu uspokoiłbym Cie stwierdzeniem, że to nerwica i nie masz o co się martwić - żyj chwilą, a wszystko się ułoży. Niestety przez wzgląd na to, że nerwica tak po prostu sobie nie pójdzie postaram się jakoś przekonwertować Twoje myśli i wątpliwości na to jak powinieneś widzieć otaczającą Cie rzeczywistość, a w zasadzie Ty ją widzisz i pojmujesz w sposób zupełnie prawidłowy, tylko nerwica wybiórczo skupia się nie na tych myślach co trzeba:) Twoje życie nie rozpieszczało, dobrze i szybko rozwijający się, ale ciągle młody umysł zapewne zbyt wcześnie musiał zmierzyć się z brutalnością dorosłości. Poczucie odrzucenia przez ojczyma, jak i traumatyczne wspomnienie związane z mamą musiało się odbić na Twojej psychice. Nie lubię używać tego sformułowania - niedojrzałość emocjonalna, ponieważ ewidentnie emocjonalnie jesteś po prostu zagubiony. Twój świat emocjonalny jest w pewien sposób dojrzały i rozwinięty, ale gdzieś na drodze tego rozwoju poszedł w złym kierunku. Tak powstała nerwica :) nie róbmy z niej wroga, traktujmy jak utrudnienie :) wróg nie pozwoliłby Ci żyć, a nerwica pozwala, tylko przeszkadza. Czasami taką przeszkodę można zamienić w sprzymierzeńca, kompana drogi zwanej życiem :) Życie z nerwicą to nie konieczność życia w stałej pewności, tak się nie da. To sztuka! Sztuka ciągłej racjonalizacji. Tylko nigdy nie stosujcie się do nie wiedzieć czemu zalecanej racjonalizacji w psychologii. Uciekanie od faktycznych przyczyn problemów przez poszukiwanie urojonych powodów dla lęku czy natręctwa, ucieczka od nerwicy nigdy nie pozwoli się od niej uwolnić. Pierwszym krokiem jest zaakceptowanie nerwicy - powiedz sobie - tak mam nerwicę i wiem, że wpływa na każdą dziedzinę mojego życia, jest częścią mnie, więc nic co dzieje się w moim umyśle nie jest od niej wolne. Drugim krokiem jest przyjęcie postawy, która prowadzi do uzdrowienia - nie uciekam, zmierzę się z samym sobą. Cierpienie, którego doświadczam to coś z czym muszę się zmierzyć by wyzdrowieć, coś przed czym mogę uciec by poczuć ulgę, ale tylko chwilowo (ucieczka przed nerwicą to zawsze doraźna forma walki z nią samą, nerwica jest częścią mnie, a więc nie da się przed nią uciec) albo coś czemu stawię czoła i zwalczę to w sobie. Droga do uzdrowienia zawsze wiąże się z przyjęciem cierpienia. Trzecim krokiem jest wreszcie racjonalizacja świata emocjonalnego. Stanięcie z boku i tłumaczenie przed samym sobą tego co się dzieje. Nigdy nie będę mówił sobie "coś się dzieje po prostu", "powinno być inaczej/łatwiej". Jak mawiał Jaroslav Hasek "Każde dlaczego ma swoje dlatego". W moim przypadku dlatego jest nerwicą:) Ale krok po kroku :). Nerwice faktycznie nakładają się na siebie - bardzo często nerwica natręctw współistnieje z nerwicą lękową. Konkretny ciąg myślowy, często w formie błędnego koła jest jednocześnie natręctwem i lękiem. Derealizacja to kolejna czarna strona nerwicy - ludzie bliscy stają się nagle obcy - dlaczego? Apatia, a więc brak odczuwania pozytywnych emocji, podsycane wątpliwości, skupianie się na czarnych scenariuszach, brak zrozumienia dla własnych myśli, egocentryzm, który skupia Twoje myśli na odczucia braku zrozumienia ze strony świata zewnętrznego, poczucia odizolowania. Starasz za wszelką cenę skupić się na uczuciu, które jest stłumione, nie rozumiesz tego i jeszcze bardziej wymagasz go od siebie. Im bardziej czegoś chcesz i pragniesz tym dalej to jest od Ciebie:) Nerwica ma to do siebie, że uwielbia adorować Twoje cierpienia i czarne myśli. Gdyby skupiała się na tych dobrych to nie byłaby chorobą prawda? Chociaż widok ciągle uśmiechniętego i szczęśliwego człowieka pewnie też byłby dziwny:). No i teraz doszliśmy do najważniejszego - partykuła wzmacniająca "AŻ" - to słowo ulubione w nerwicy, a zwłaszcza w przypadku nerwicowców uciekających od problemu nerwicy. Ludzie, którzy pogrążeni są w apatii, depresji, cierpieniu związanym z lękami, uciekają od nerwicy by poczuć ulgę. To słówko "aż" to forma ucieczki. To forma wykluczenia nerwicy z życia nerwicowca. To argument dla wszystkich słabości, ucieczek. Doskonały, bo kiedy przychodzi wątpliwość (która w różnych sytuacjach nawiedza każdy umysł, zdrowy czy też nie) wystarczy do pytania, które nasuwa się automatycznie dodać "aż" i od razu nasuwa się jedno rozwiązanie - to nie wątpliwość - to fakt! Wyobraź sobie, że nagle, zupełnie niezrozumiale nawiedza Cie wątpliwość. Kreuje pytanie. Czy nerwica faktycznie AŻ tak głęboko mnie dotyka, że nie wiem co czuje, że nic nie czuję? No i tak wątpliwość znika, pojawia się odpowiedź na pytanie - ucieknij, poczuj ulgę. W takiej sytuacji bardzo ciężko skupić się na tym, że przecież moja wątpliwość, mój lęk, jest bezpodstawny. Ja już w to uwierzyłem. Nie można wymagać od siebie ciągłego odczuwania tego samego pociągu do osoby ukochanej, tego samego poziomu zauroczenia, fascynacji, więzi. Świat emocjonalny jest zmienny i niedoskonały. Nerwica nie pozwala tego zaakceptować. Każe skupiać się na zmianie wewnętrznego świata emocji i uczuć. Pojawia się brak zrozumienia, derealizacja - przedmioty, ludzie, wspomnienia nagle jak gdyby tracą swoją wartość. Świetne rady dają bezradna89, agucha i zmęczona1. Pokazują Ci, że nerwica faktycznie może wszystko. Jeśli nie mi to uwierz im - doskonale Cie rozumieją, wiedzą do czego jest zdolna. Racjonalizuj - zastanów się co zmieniło się w świecie zewnętrznym, że nagle to co Cie otacza straciło swoją wartość? Zmiany są naturalną koleją rzeczy, starzejemy się, zmieniamy przyzwyczajenia, relacja w związku się zmienia, ale czy faktycznie osoba, którą kochaliśmy zmieniła się aż tak, że nagle przestałeś kochać, czy może to nerwica każe Ci wątpić? Przez te zmiany - tak przecież naturalne - w odczuwaniu? Jeszcze raz dla wzmocnienia argumentu aguchy, że nie da się nagle przestać kochać, przypominam - każde dlaczego ma swoje dlatego! Świat idealny nie istnieje, tak jak nie istnieje idealny partner, nie istnieje też pewność. To sprzeczność, bo nerwicowcy doskonale to wiedzą, a mimo to wymagają od siebie wyidealizowanego stanu - stanu, w którym stale będą odczuwać pewność co do uczucia, przyszłości etc. To stąd bierze się depresja, apatia, wątpliwości, lęki. Nerwicowiec zadaje sobie pytania by móc zrozumieć swój stan emocjonalny, swoje nierealne lęki i cierpienie - zadaje sobie pytania, które pogłębiają wątpliwości, lęki i poczucie cierpienia do takiej granicy, że staje się nie do wytrzymania. Ucieczka jest wtedy jedynym rozwiązaniem, choć w zasadzie nim nie jest. Wróćmy jeszcze raz do kroku trzeciego - pogodzenie się z cierpieniem. Cierpienie też może być przyjemne - znajdźmy mu wyższy cel - cierpienie jest drogą do szczęścia, drogą do prawdziwej miłości, drogą do spokoju. Nagle okaże się, że ma sens, że to cierpienie wcale nie jest cierpieniem:) Przestań chcieć kochać, Ty już kochasz, nie zastanawiaj się nad tym skąd biorą się wątpliwości. Czy do świadczenia miłości potrzebne jest uczucie? Nie wymagaj go od siebie. Nie porównuj swojego związku z innymi. Każdy jest inny i to czyni go takim wyjątkowym:) Zmęczona i bezrdana też mają wiele racji:) dlaczego nerwica dotyka tych najważniejszych kwestii, tych, które bolą najbardziej? Bo je najbardziej boimy się stracić. To wokół nich skupia się najwięcej naszych myśli, najwięcej lęków i czarnych scenariuszy, które nerwica lubi wyłapywać i adorować:) W nerwicy ciężko jest zawierzyć, że będzie dobrze, ciężko jest stanąć przed samym sobą i powiedzieć - będzie dobrze. Nie da się wmówić tego samemu sobie więc człowiek pyta się ludzi wokół, szuka potwierdzenia, ale i tak w to nie wierzy. Nie uzależniaj też miłości od jakiegoś fatum w postaci wyniku w grze komputerowej. To też forma uciekania od odpowiedzialności, typowa cecha wykluczania nerwicy jako problemu. Wahania nastrojów są w nerwicy bardziej wyraźne ponieważ nerwica lubi podkreślać stany emocjonalne :). Jak stan zakochania to na całego, jak wątpliwości to nagle miłości brak absolutny. Łatwo się więc wkręcić w tą nieustającą analizę. Nie da się inaczej poradzić z nerwicą niż przyjąć ją do swego domu i zaakceptować. Nie wymagaj więc by było normalnie i dobrze po prostu. Jest normalnie i dobrze:) usiądź i przedyskutuj to ze swoją nerwicą - spytaj jej czego w takim razie właściwie oczekujesz? Jaka powinna być miłość, co powinno się zmienić byś czuł się szczęśliwy? Wygląd partnerki? A za 20 lat zmienisz weźmiesz sobie kolejną dwudziestolatkę? Charakter? Dlaczego nagle przestała być w Twoich oczach tym kogo tak pokochałeś wcześniej? Zmieniła się czy może po prostu ja się zmieniłem przez moją nerwicę? Nie ma odpowiedzi? Odpowiedzi są absurdalne albo trudne? To proste - nerwica:) Nie uciekaj od cierpienia! Na koniec zostawiam przeklejony artykuł z deon.pl: "Wiele osób żyje w układach szkodliwych dla swego zdrowia psychicznego. Znoszą te układy żyjąc marzeniami i nadzieją, że jakiś czynnik zewnętrzny zmieni ich sytuację, albo żyją ciągłym oczekiwaniem na ważne wydarzenia (ślub, magisterium, dziecko, nowe stanowisko w pracy). Wierzą, że gdy osiągną ten cel, ich życie się zmieni. Gdy jednak to tak oczekiwane wydarzenie staje się rzeczywistością, doznają zawodu, gdyż nigdy nie dorównuje ono ich wyobrażeniom. Tak czy inaczej, przeżywszy je, pozostają tacy sami, jak byli wcześniej. Znów dochodzą do głosu ich obawy, strach, niepewność. Oto dlaczego musi się w nas dokonać przemiana wewnętrzna: zewnętrzność jest jedynie odbiciem tego, co znajduje się w naszym wnętrzu. I trzeba korzystać z teraźniejszości, bo tylko ona jest dla nas naprawdę dostępna. To upajające uczucie zatracić się w niepewności chwili, wyłączywszy przeszłość, która już minęła, i przyszłość, która jeszcze nie nadeszła. Pamiętajmy również, że ucieczka od teraźniejszości może być również sposobem na uchylanie się przed odpowiedzialnością. Tymczasem życie jest przeżywaniem, przeżywaniem tego wszystkiego, co się da. Nie ma większego znaczenia, co się w życiu robi, pod warunkiem, że przeżywa się własne życie. I nie trzeba czekać na odpowiednią chwilę. Bo odpowiednia chwila, żeby żyć, jest zawsze!" -- 05 sty 2013, 20:14 -- Warto zadać sobie jeszcze jedno pytanie - jaki powinien być mój partner? Co sprawiło by, że jego akurat bym kochał w odróżnieniu od obecnego partnera? To pomaga racjonalizować kwestię braku uczucia. Czasami wierzymy, że partner nie musi być wcale lepszy żeby go pokochać co często jest błędne. Obraz partnera jest zawsze subiektywny, a więc warto zapamiętać, że choć miłość zawsze powinna być bezwarunkowa to dojście do tego uczucia nigdy nie jest bezwarunkowe. To, że zakochałam się w moim partnerze, a nie w innych osobach nie było przypadkiem, tak samo jak po prostu nie przestałam czuć tego zakochania. To nerwica przesłania uczucie. Potrzeba bliskości nigdy nie wystarczy by być z kimkolwiek. Pomaga za to skupić się na tym najlepszym. W momencie słabości i atak nerwicy gdzieś to ulatuje. Nie da się ustalić jak powinno być, ale chce się by było lepiej. Czasami jednak wiemy też, że lepiej faktycznie nie istnieje, a mimo to i tak tego się od siebie wymaga. Zakochujesz się w kimś konkretnym przez jego konkretne cechy, jeśli więc nagle to uczucie ustaje, a partner się nie zmienia to znak, że nerwica wygrywa z uczuciem i dlatego warto zadać sobie takie pytanie - jaki mój partner powinien być i jaka powinna być ta miłość? :)
  18. kama21, objawy masz typowo nerwicowe, ale nie jestem psychiatrą by móc postawić diagnozę. Radzić sobie jednak z ewidentnymi zaburzeniami psychicznymi możesz bez takiej diagnozy. Może to nawet dobrze, że nie pomógł Ci psycholog, dobrze bo przynajmniej nie wmówił Ci, że to nie nerwica:). W każdym bądź razie Twoje wahania nastrojów są typowo nerwicowe. Zwłaszcza typowe dla nerwicy lękowej. Twój paranoiczny lęk przed utratą rodziców jest wręcz podręcznikowym przykładem nerwicy lękowej. Powiem więcej - w znacznej części przypadków dziewczyn, z którymi nadal mam kontakt, a które przejawiały się takie lęki w przeszłości - właśnie w młodości przede wszystkim pojawiały się problemy w relacjach z partnerem, a konkretniej wątpliwości co do żywionego uczucia - każdy przypadek jest oczywiście indywidualny, ale analogia jest oczywista. Znam przypadki dwóch dziewczyn, które podobnie jak Ty miewały paranoiczne lęki dotyczące śmierci rodziców, a to że zginą w wyjeździe, a to, ich już więcej nie zobaczy. To ogromne przywiązanie do rodziców często miało także odbicie w relacjach z dzieciństwa, tj. bliskość takich relacji z rodzicami bywała zachwiana przez np alkohol, agresję itd. Były to czasowe problemy, ale wpływały dwojako na psychikę tych dziewczyn. Po pierwsze zapisało w podświadomości traumatyczne wspomnienie, a po drugie - jednocześnie wywołało ogromne poczucie więzi i wzrost potrzeby podtrzymywania dobrej relacji z rodzicami. To oczywiście jest przyczyną niedojrzałości emocjonalnej, a raczej pewnej ułomności emocjonalnej. Żywią brak zaufania do własnych emocji i myśli, a to podsyca tylko ogień wątpliwości w świadomości nerwicowców. One obie jednak mają poważny problem w relacjach z partnerami. Nie potrafią się w ogóle związać, a związki z obecnymi partnerami to męka w walce z wątpliwościami. Jest jednak zależność między Tobą, a nimi. Musisz bowiem zrozumieć, że to Twoja nerwica zmusza Cie uwierzenia, że to nie to. Będzie Cie zmuszać przez ciągłe analizowanie i tą nieopartą pokusę poczucia pewności co do własnych uczuć, a tych nie da się być po prostu pewnym. Samo uczucie też nigdy nie jest stałe. Jak to mówią - jeśli chcesz znaleźć problem to zawsze go znajdziesz. Sens leży w istocie nerwicy. Tu siłą rzeczy nerwica podświadomie zmusza Cie do ich poszukiwania i skupiania się na nich. Zdrowy umysł ignoruje takie myśli, chociaż również je miewa:) To, że sobie musisz udowadniać, że go kochasz nie jest złe. To proces racjonalizowania uczucia. W walce z nerwicą to jedyna sensowna droga. Sprowadzasz uczucie do logicznej formy następstwa waszej relacji, tego, że wybrałaś partnera na tle innych itd. Oczywiście to sama nerwica nie pozwala spojrzeć na to racjonalnie. Najgorsze i najtrudniejsze dla nerwicowców jest uświadomienie sobie czegoś tak oczywistego, a więc faktu, że wątpliwości będą zawsze: 1) ponieważ przyszłość nie jest faktem i w chwili obecnej jej nie ma, nie może być więc pewna 2) nikt nie jest idealny, wady i brak pewności jest normalny 3) świat emocjonalny jest "płynny", a więc wszystkie uczucia i emocje są zmienne. W nerwicy wymaga się mimowolnie niestety konieczność odczuwania wewnętrznej absolutnej pewności i spokoju, co jest oczywistym następstwem problemów emocjonalnych. Nerwicowiec nękany wątpliwościami, lękami, natręctwami sam od siebie wymaga niemożliwego, a więc wspomnianych pewności i spokoju. Jeśli tego nie otrzymuje w związku z partnerem to wątpliwości rosną, rośnie lęk, zwiększa się częstotliwość i siła natrętnych myśli i tak w koło. Racjonalizacja choćby przez wmawianie sobie, że stan pewności nie istnieje, że wątpliwości zawsze będą mnie dotykać jest słusznym podejściem. Pamiętajcie proszę, że miłość to nie jest "magiczna i cudowna" więź, która pojawia się samoistnie. To coś co ofiarowuje się drugiej osobie, a więc w gruncie rzeczy to od nas samych zależy czy kogoś pokochamy czy nie. Im zmuszania się, zastanawiania się, skupiania się nad koniecznością odczuwania miłości tym bardziej sami wierzymy, że jej nie ma. W przypadku nerwicowców to trudniejsze, bo często myślą o tym mimowolnie:) zmęczona1, postaraj się iść do psychiatry. Nawet jeśli Ci nie pomoże to warto się wygadać i warto usłyszeć jakąś diagnozę. W Twoim przypadku leki mogą być zbawieniem:). Z tą endokrynolog też historia nie jest przypadkowa - endokrynolodzy bowiem mają doskonałe pojęcie jak bardzo wpływają hormony na stan psychiki. Często np kobietom wyjątkowo ciężko przeżywającym okres menstruacyjny przepisuje się te same leki, którymi leczy się nerwicę czy depresję. Wszelkie zaburzenia nerwowe mają często związek z zaburzeniami hormonalnymi. karola21101987, czekamy więc na znak od Ciebie :) trzymam kciuki! SiwyCzarek, :) życie bliskich, a zwłaszcza partnerów nerwicowców nie jest łatwe. Możesz mi wierzyć:). W Twoim przypadku jesteś na trudnym etapie. Zachowania są typowo nerwicowe. Zresztą jak sam twierdzisz ma już nerwicę zdiagnozowaną Twoja partnerka, ale problem polega na tym, że czasami ciężko jest stanąć w prawdzie przed samym sobą i zaakceptować tą nerwicę. To jest to o czym pisałem wcześniej, ta forma "wykluczenia" nerwicy jako przyczyny lęków i zaburzeń w relacjach. Po prostu szuka ich wszędzie tylko nie w sobie i w swojej nerwicy. To stąd prawdopodobnie problemy w relacjach i wiązaniu się z partnerami. Jedyna pozytywna cecha, to że odważyła się związać z Tobą. Sama odczuwana momentami potrzeba bliskości nie wystarcza by związać się z kimś, musiała faktycznie coś do Ciebie poczuć. Jednakże uświadamianie nerwicowców, którzy już się rozstali o tym by jeszcze to przemyśleli jest dużo trudniejsze niż namawianie ich do racjonalizowania uczucia trwając w związku. To trochę jak walka z wiatrakami. Podjęta decyzja umacnia ich w przekonaniu, że to faktycznie nie była nerwica. Czasami dopiero poczucie bezradności wobec nawracających lęków może pomóc zastanowić się nad swoją decyzją, ale nie zawsze to wystarcza - może bowiem nadal upierać się, że boi się teraz czegoś innego, a związku z Tobą już nie, więc faktycznie to było nie to. Być może dopiero kolejne porażki z partnerami mogą ją przekonać do tego, że to nerwica nie pozwala się jej związać. To bardzo trudne, warto by zmusiła się do rozważania nad swoją decyzją. Czasami konieczność odczuwania ulgi, spokoju i wolności od lęków i natręctw jest tak silne, że nawet nie podejmuje się prób walki z nerwicą. To jak z torturowaniem człowieka aż wyda nam to co chcemy wiedzieć. W pewnym momencie ból jest tak wielki, że jedyne czego chcemy doświadczyć to ulga. Ulga w cierpieniu. Wydajemy więc nawet własną matkę czy przyjaciela, a potem usprawiedliwiamy się przed sobą tworząc jakieś dziwne wewnętrzne mechanizmy obronne:/ Poczekaj, może coś się zmieni albo nakieruj ją tutaj - to my pomożemy jej:) daredevil9, nie - nie jesteś jedyny. Rozmawiałem ze sporą ilością facetów z tym problemem:). Fakt jest ich mniej niż kobiet, a to z kilku powodów - po pierwsze męska duma - ta nie pozwala się przyznać ani przed samym sobą, ani zwłaszcza przed światem do nerwicy, lęków i słabości emocjonalnych. Po drugie - świat hormonalny - kobiety są dużo bardziej narażone na zgubny wpływ hormonów, a to przez ich nadmierną aktywność, a to przez specyfikę kobiecego organizmu. Po trzecie - kobiety są dużo bardziej wrażliwe emocjonalnie - czytaj. dużo bardziej odczuwają wszelkie zmiany i słabiej radzą sobie z własnymi emocjami. Jest to niestety uwarunkowane biologicznie:) Opowiedz może coś więcej o swoim przypadku. Spróbuj opisać to słowami:)
  19. agata_08, bardzo chętnie wysłucham Twojej historii i bardzo chętnie postaram Ci się pomóc. Chcę pomóc wszystkim, którym będę w stanie pomóc także po prostu się nie krępuj i opowiadaj:) jeśli nie tu to nawet na pw, ale zawsze uważałem, że lepiej jest mówić o tym otwarcie, choćby po to by samemu stawiać czoła nerwicy. karola21101987, odpowiem Ci wieczorem. Mam ważne spotkanie teraz, ale później oczywiście odpiszę. -- 03 sty 2013, 23:37 -- karola21101987, nie powinnaś szukać szczęścia na siłę. Im mocniej go pragniesz tym dalej jesteś od szczęścia. Postaraj się przyjąć postawę - wcale nie muszę czuć się szczęśliwa, wcale nie muszę kochać. Zdaje sobie sprawę jak głupio to brzmi, ale właśnie tak jest. Patrzmy na pozytywne strony życia, na to co już jest dobrego w naszym życiu i cieszmy się tym, a szczęście i miłość sama przyjdzie;). Jeśli miło spędzaliście czas, jeśli czułaś się przy nim dobrze, jeśli jeszcze Cie pociąga fizycznie, a jedynym czego się bałaś to możliwość, że go nie pokochasz - to spróbujcie to naprawić tylko nie wymagaj od siebie ani uczucia, ani szczęścia. Po prostu żyjcie tym co w danej chwili - tą miłą chwilą:) Nie myśl najlepiej jak wrócić do Niego. Po prostu idź i pocałuj go, nie będzie czasu na lęk:), a potem wszystko się samo jakoś ułoży;) Nie oczekuj nic od Niego ani od siebie, po prostu ciesz się tym co w danej chwili:)
  20. karola21101987, wiem, że być może w Twoim przypadku to przesada, ale chcę zwrócić uwagę na istotę źródła nerwicy. Nie muszę szukać daleko - wystarczy odwołać się do definicji z tego forum: nerwica-l-kowa-t20935.html Nie zmierzam do tego, ani nie sugeruje w żaden sposób, że jesteś z rodziny dysfunkcyjnej, ale w przypadku pewnych uwarunkowań genetycznych oraz biorąc pod uwagę fakt, że w dzieciństwie mogły mieć miejsce: niewłaściwe metody wychowawcze, presje i oczekiwania wpłynęły na ukształtowanie niewłaściwych cech osobowości, uniemożliwiających samoakceptację i wykształcenie umiejętności adaptacyjnych. (Niewłaściwe to nie złe metody, ale źle dobrane metody:) - mogło wpłynąć na rozwinięcie nerwicy. Bywa, że na skutek uczenia społecznego i procesów warunkowania ukształtowały się nieprawidłowe cechy osobowości i nieadekwatne postawy, np. bierność, zależność od innych, uległość, sztywność, egocentryzm, lęk przed bliskością itd. Pojedyncze takie cechy nie stanowią patologii, ale predysponują, zwłaszcza gdy występują w określonych konfiguracjach, do wystąpienia konfliktów wewnętrznych powodujących nerwicę. Chcę tylko zaznaczyć, że to nie do końca czyjaś wina, a zwłaszcza nie Twoja, że masz problemy z okazywaniem uczucia, a nawet jego odczuwaniem (no może raczej nazywaniem go czy blokowaniem go w sobie). Nie oszukujmy się - pewnych pozytywnych emocji też można się nauczyć. W wieku dorosłym jest to trudniejsze, ale ciągle możliwe:) Nie oskarżaj też go o krach w waszym związku. Wzajemne oskarżenia w niczym nie pomogą. On też nie powinien oskarżać Ciebie. Widzisz, wątpliwości często są wynikiem nerwicy, ale faktycznie nie wszystkie muszą się z nią wiązać, natomiast lęki są już zawsze bezpośrednio lub pośrednio związane z nerwicą. Lęk jest bowiem wynikiem zaburzenia nerwowego. W przypadku nerwicy jest nieuzasadniony, ale nerwica bardzo łatwo pomaga skupić się na jakiejś przyczynie, czymkolwiek, bo inaczej odczuwałabyś poczucie szaleństwa, kompletnego niezrozumienia dla swoich myśli. To taki mechanizm obronny - ta Twoja konieczność poszukiwania przyczyny lęku. Przecież w nerwicy lęk nie ma źródła, po co więc tak uporczywie go szukasz? Po raz kolejny namawiam Cie byś zaakceptowała nerwicę zamiast przed nią uciekać:). Zastanów się, skoro miewałaś już wcześniej wahania nastrojów, skoro miewasz je dalej, skoro raz coś czujesz raz nie - to choć wiem, że to trudne - spróbuj zracjonalizować - to moja nerwica tworzy mi w głowie czarne scenariusze. Twój lęk przed tym, że go nie pokochasz jest dokładnie odmianą lęku przed lękiem. Boisz się o coś czego nie ma. Tak jak tłumaczyłem człowiek często upewnia się w uczuciu latami. W początkach związku ważniejsze jest co innego - czy Ci się podoba, czy dobrze Wam razem, czy miło spędzacie czas, czy macie o czym rozmawiać. Zastanów się nad tym, zastanów się co było właściwą przyczyną tego, że się rozstaliście. Czy faktycznie wina leżała, po którejś ze stron? Jeśli tak to nie martw się o to, ale jeśli nie ma jasnej przyczyny to może warto powalczyć z nerwicą i o naprawienie tego co się zepsuło? Będziesz się bała naprawienia tego bo tak działa nerwica, ale zastanów się - skoro nic takiego nie zrobił to właśnie - czemu się go boisz? Czy jest się czego bać? Skoro nie skrzywdził Cie, nie On Cie zostawił to czemu właśnie Ty się go boisz? Gdzie w takim razie leży sens tego, że się rozstaliście - wiem, zdaję sobie sprawę, że to bedzie bardzo trudne, ale postaraj się jakoś to zracjonalizować:)
  21. zmęczona1, to miesiące spotkań, lektury, analizy wielu różnych przypadków, ale jeśli pytasz tylko i wyłącznie o motywy - to jest dla mnie bardzo osobista sprawa. Przez wzgląd na zaniedbanie w tym temacie niemal nie doszło do tragedii. Poczuwam się więc, że jest to dla mnie coś więcej niż tylko dobre serce (wierzyłem, że zawsze pomagać bezinteresownie jest po prostu fajnie), ale też swego rodzaju misja, a może nawet natręctwo:). Z przyczyn bardzo osobistych chcę pomagać ludziom z problemami nerwicowymi. Myślę, że wiem jak, a niestety lub stety mój charakter i upór nie dadzą mi się łatwo poddać:) Odnośnie Twojego problemu - faktycznie w nerwicach nie powinno się mieć za dużo czasu na myślenie. Im bardziej analityczny umysł tym trudniej jest wpaść w stan błogiej nieświadomości, nie myśleć po prostu. W nerwicy ciągłe analizowanie jest wręcz naturalne, ale pocieszam! Wolny czas to przeżytek. Dużo lepiej jest wypełniać go sobie jakimiś hobby, pasjami etc. W tym przypadku, udzielanie się na forum również jest pomocne. Nawet jeśli poruszany jest temat problemów emocjonalnych to pozwala na chwilę odwrócić uwagę od natręctw czy lęków, a bardziej trzeźwo spojrzeć na temat swojej nerwicy. Dla nerwicowców przyjacielem zdecydowanie nie jest forma pracy gdzie dominuje wolny czas na przemyślenia. Np. samotna praca w sklepie, na promocjach czy częste, długie podróże. Za dużo czasu na myślenie po prostu sprzyja rozwijaniu wątpliwości i czarnych scenariuszy, a przecież wokół nich skupiają się lęki. Zwykle nawet zdrowy umysł nie potrafi na dłużej pozbyć się myśli z głowy i w momentach ciszy i spokoju zaczyna analizować swój wewnętrzny świat emocjonalny, często nawet nieświadomie. Na szczęście nie jest zmuszany do skupiania się na wątpliwościach, może więc dowolnie przemieszczać się wewnątrz swego umysłu pomiędzy wszelkiego rodzaju myślami i skupiać się na dowolnych z nich, a mając ten komfort wybory wolimy skupić się na dobrych myślach, dobrych wspomnieniach. W przypadku nerwicowców tego komfortu nie ma - mimowolnie skupiają się na wątpliwościach i czarnych myślach. Oczywiście bywają okresy, kiedy dotknięci tragedią czy jakąś wyjątkowo trudną sytuacją w życiu nie tylko nerwicowcy, ale i ludzie wolni od nerwicy nie potrafią skupić się na pozytywnych myślach, ale trauma czy czasowy szok jest formą zaburzeń emocjonalnych, które są w takich przypadkach jakby czasową nerwicą:) Zajmuj więc czas. Spróbuj wspólnie z mężem zastanowić się jak zaplanować dzień, tydzień by "uwolnić" Cie od chwil kiedy zostajesz skazana sama na siebie :)
  22. karola21101987, wywnioskowałem z Twojego postu, że leczysz się na nerwicę, a wiec ta jest już zdiagnozowana. Najlepsze jest to, że sama sobie odpowiedziałaś na swoje wątpliwości. Rzecz w tym, że nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Z nerwicowcami jest jak z ludźmi, którzy nie bardzo radzą sobie z liczbami - udają się specjalisty, np. żeby rozliczyć pit czy do doradcy w kwestiach finansowych. Osoby cierpiące na nerwicę też nie są do końca przekonane czy potrafią dobrze zinterpretować swoje myśli i stąd wybierają psychologów, często radzą się bliskich, a to wszystko związane jest z brakiem własnego zdania. Często własne opinie kształtują i to świadomie na podstawie uogólnionej opinii innych:). Zastanawiałaś się kiedyś dlaczego się dystansujesz? Jakim cudem nie udało Ci się znaleźć faceta, przy którym mogłabyś trochę ten dystans poluzować, no i wreszcie - jak bardzo na tle innych wyróżniał się Twój chłopak, że byłaś z nim kilka miesięcy? U Ciebie podchodzi to już pod formę fobii społecznej wyrażającej się lękiem przed żywieniem uczucia do kogokolwiek. Twoja fascynacja była wynikiem odizolowania lęków, ponieważ brak jakiejś konkretnej relacji z partnerem nie zmuszał Cie do analizowania i zastanawiania się nad przyszłością i zobowiązaniami. Każdy związek przechodzi przez różne etapy i w związku z tym pojawiają się jakieś zobowiązania czy przeszkody, problemy. Niezmącony nerwicą umysł też ma w takich przypadkach wątpliwości, też podsuwa pytania, ale nie skupia się na nich, zestawia je z innymi, pozytywnymi cechami, wspomnieniami, pytaniami, które wartościują partnera. W przypadku nerwicowca jest niestety inaczej - umysł skupia się przez natrętny lęk na partnerze i na tych czarnych scenariuszach. Jest to oczywiście związane z narastającym uczuciem lęku. Wątpliwości rodzą strach/lęk, a w przypadku nerwicy ten jest często związany z brakiem pewności co do przyszłości, a tak jak już wspominałem przyszłości nie ma. Jest tylko to co teraz. Fakt, że bardzo chciałaś zabił w Tobie uczucie, a raczej przyćmił/zakopał. Konieczność upewniania się - typowo nerwicowa cecha - wymuszała na Tobie coraz większe wątpliwości w wyniku braku pewności co do własnego uczucia. Rósł lęk, a uczucie gasło. Nie da się być przecież absolutnie pewnym czegokolwiek, zwłaszcza jeśli chodzi przyszłość, a w przypadku nerwicowców także świat emocjonalny - w końcu ten jest wyjątkowo zaburzony i sami sobie nie potrafią zaufać. Mamy więc do czynienia z sytuacją zaprzeczenia. Z jednej strony nerwicowiec poszukuje zapewnień ze strony własnych emocji, którym sam nie do końca ufa. Brak zapewnienia rodzi wątpliwości i pogłębia lęk. To nakręca konieczność upewniania się i w zasadzie jedyne w czym upewnia do waśnie pozorny brak uczucia. Co do snów - tu też ewidentnie szukałaś jakiegoś mocnego znaku, zapewnienia, że to Ty sama podsuwasz sobie te myśli bo tak naprawdę nic nie czujesz. Zastanów się jak absurdalne potrafią być sny. Czy sen, w którym kąpałem się w kawie razem z moim psem był projekcją moich marzeń i wątpliwości? Jeśli jesteś wierząca to pomyśl nad tym, że snom, nie można ufać ob nie są odbiciem naszej świadomości, a nawet jeśli to są odbiciem szeregu losowych myśli. Nie są tym czego pragniemy lub boimy się:) Bałaś się też sytuacji, która nie zdarzyła się przecież. Ludzie upewniają się często w uczuciach latami. Żyją w świadomości umacniającej się więzi i wiary w dobrą, lepszą przyszłość aż dochodzą do momentu kiedy nie mając nawet pojęcia kiedy to się stało - po prostu wiedzą, że kochają:). Twoja Pani psycholog podsuwając Ci jako przyczynę lęków troszeczkę się nie spisała. Lęk w nerwicy jest mocno uogólniony, a to natrętne myśli skupiają go wokół jakiejś konkretnej przyczyny. Nie istnieją sytuacje lękotwórcze jeśli mamy być dosłowni. Lęk jest wytworem i następstwem nerwicy. Brak zrozumienia dla poczucia lęku zmusza nerwicowców do szukania powodów. Co jeśli jednak powody się skończą? Nie pomyślałaś o tym prawda? Oczywiście Twój wniosek, że przestałaś się bać, że "to nie to" jest również logicznym następstwem niezrozumiałego i zaburzonego toku myślowego. To taki mechanizm obronny umysłu:). Upewniasz się w przyczynie, której czepiła się akurat Twojej nerwica i eliminując ją odczuwasz coś w rodzaju spokoju, może ulgi;), ale oczywiście nie wiąże się to z ustąpieniem nerwicy. Jest to ucieczka od problemu, a na drodze ucieczki nigdy nie stawi się czoła problemowi - samej nerwicy. Co więcej ta będzie się pogłębiać. Czekać aż znajdzie się nowy powód, którego będzie się mogła uczepić, jakakolwiek myśl, która zasieje wątpliwość. Może ktoś Ci ją nawet podsunie. Dopóki nie zaczniesz racjonalizować i stawiać czoła problemowi i nie zrozumiesz istoty nerwicy - tj. faktu, że nerwica nie ma źródeł lęków i natręctw w świecie zewnętrznym, ale skupia się na wątpliwościach nie będziesz mogła z nią walczyć. Może powinnaś zastanowić się nad zmianą psychologa albo chociaż zwróć uwagę na ten istotny problem. Nie doszukiwać się przyczyn lęków. Nie szukać ich źródła. Nie można zwalać wszystkiego na nerwicę? Ależ oczywiście, że nie można, nie można zwalać na nerwicę, ale trzeba pamiętać, że nerwica jest tym co sprawia, że myślenie jest zaburzone, że skupia się na wątpliwościach, że odczuwa się lęk bez konkretnej przyczyny, że rośnie apatia, nie odczuwa się radości, szczęścia i miłości! Nie zwalaj na nerwicę, nie usprawiedliwiaj siebie, ale samej nerwicy też nie. Problem leży w Tobie i problemem jest nerwica. To zależność, której nie przeskoczysz:) Brak satysfakcji i poczucie niezrozumienia będzie Ci towarzyszyć siłą rzeczy i jeśli zastanawiasz się dlaczego nie czujesz spokoju i faktycznej ulgi to odpowiedź jest jasna - bo Twoja ucieczka od problemu nie wiązała się z uzdrowieniem, Ty po prostu uciekłaś, schowałaś się przed nerwicą. Musisz teraz zastanowić się czy chcesz walczyć faktycznie czy upierać się, że stany, które Cie nachodzą są "normalne". Musisz zaakceptować nerwicę by móc z Nią walczyć. Co więcej brak akceptacji może popchnąć Cie w coś gorszego - psychozę. Zastanów się, przewartościuj to co się wydarzyło, dlaczego uważasz, że nie żywiłaś uczucia do swojego partnera, a może zastanów się dlaczego nie jesteś w stanie czuć w ogóle. Dlaczego nie odczuwasz radości, co potrafisz zrobić dla innych, czy potrafisz bezwarunkowo zrobić coś od siebie, a nie dla siebie? Nie bój się pytań. Nie bój się też wątpliwości co do partnera - a przede wszystkim nie bój się myśli o powrocie. Bo przyjdą, a możecie jeszcze być szczęśliwi :)
  23. agucha, widzisz - Ona tam zaznaczyła, że to jej pomogło tylko sobie coś uzmysłowić. Nikt nie jest bez wad, myślę, że Ona miała podobnie, że również widziała te wady. Kwestia czy Ty widzisz ideały w innych facetach czy może też rzeczy, na które narzekasz nie są czasami projekcją Twojej nerwicy:). Czy potrafisz logicznie uargumentować wady, na które tak narzekasz? Twój lęk jest uzasadniony - nerwica jest jego uzasadnieniem:). Zastanów się - potrafisz świadomie i z dość dużą dozą pewności stwierdzić, że nikt nie jest idealny i każdy ma wady. Czy zatem nie jest tak, że zawsze będziesz narzekać? To też kwestia podejścia. Musisz racjonalizować - skupiać się na pozytywach, czyli to co jest w nerwicy najtrudniejsze :). Jeśli idziesz do psychologa to pamiętaj - jeśli zaproponuje Ci coś w stylu - zostaw go i zobaczymy czy Ci lęk nie minie to natychmiast zmień psychologa - oczywiście, że lęk Ci przejdzie, w końcu dotyczy przyszłości związanej z Twoim facetem, ale ten lęk jest następstwem nerwicy, dotyczy spraw, które się nie wydarzyły. Parafrazując Margaret Thatcher, która powiedziała "90% naszych trosk i zmartwień dotyczy spraw, które nigdy się nie wydarzą" można powiedzieć, że 90% lęków nerwicowca dotyczy spraw, które nigdy się nie wydarzą. Całkowicie prawdziwe stwierdzenie. Każdy związek jest inny, nie sugeruj się przeżyciami Karoliny. Chodzi o samo przewartościowanie, które zastosowała. Nie będzie lepiej z innym, a to oznacza, że problem leży gdzieś po mojej stronie:) - muszę więc przewartościować swój tryb myślenia. Świetnie, że udała się zabawa sylwestrowa - dlaczego? Bo masz kolejne wspomnienie, do którego możesz wracać w chwilach zwątpienia:). P.S. zapomniałem wcześniej odwołać się też do jednego z Twoich postów gdzie pytałaś czy nerwica może skupiać się na tylko jednym natręctwie, na jednym temacie - otóż właśnie tak! Na tym polega właśnie idea natręctw - skupiają się na jednej myśli tudzież jednej kategorii myśli, jednym temacie. Gdyby nękało Cie tysiąc myśli naraz, to w zasadzie nie mogłabyś skupić się na żadnej, a co za tym idzie nie byłoby tu natręctwa. Bo natręctwo wiąże się z prześladowaniem przez konkretną myśl/temat. Może oczywiście nękać Cie kilka myśli, ale nie zbyt wiele. Wtedy po prostu miałabyś zaburzenia myślenia:). zmęczona1z urojeniami, zaburzeniami myślowymi bywa jak ze świadomym snem - zdajesz sobie sprawę, że to sen, ale nadal śnisz:). Wiesz, że się zaraz obudzisz - podobnie jest tutaj. Wiesz, że to nie Twoje myśli, że zaraz miną, ale nadal Cie nękają. W tak skrajnych przypadkach natręctw zalecana jest farmakoterapia. Większość przypadków nerwicy jest zwykle nie do zaleczenia z pomocą zwykłej psychoterapii, dlatego wspomaga się ją lekami. Temat tego forum bardziej obraca się wokół nerwicy lękowej - fakt, lęk dotyczący partnera, a raczej grupa takich lęków są jednocześnie grupą natręctw. Sam problem dotyczący uczucia do partnera leży w gestii nerwicy lękowej, ale ta występuje wespół z nerwicą natręctw. W twoim przypadku wszystko obraca się wokół paranoidalnych natręctw, które chcą, próbują podważyć Twoją wiarę w uczucie do partnera. Problemem jest nękająca Cie świadomość, że jesteś nie w porządku wobec osoby, którą świadomie kochasz. Twoje zaburzenia myślenia polegają właśnie na tym, że kwestia skupienia jest u Ciebie nieosiągalna, a raczej osiągalna tylko i wyłącznie mimowolnie. Każdy analizując obrazy przewijające się przez głowę miewa obrzydliwe myśli - jedni rzadziej, inni częściej. Gdybyś skupianie się miała opanowane - potrafiłabyś natychmiast wybrać dowolną myśl i skupić się na niej. W tym przypadku, nerwica skupia się za Ciebie na myślach niepożądanych. Spróbuj może dobrać nieco inną technikę odwracania uwagi od natrętnych myśli. W przypadku tych obrzydliwych natręctw nie skupiaj się na pojedynczej, konkretnej myśli. Wybierz coś co jest dla Ciebie interesujące i zacznij to analizować. Od podszewki! Wyobraź sobie np. gwiazdy, analiza to coś co powinno przyjść Ci łatwo - zacznij się więc zastanawiać. Ludzie patrząc w gwiazdy głównie zastanawiają się nad tym jak ładnie wyglądają i że są romantyczne. W Twoim przypadku łatwo byłoby Ci było pójść dużo dalej, zastanów się dlaczego świecą, skąd się tam wzięły, czy ich położenia ma jakiś matematyczny sens, czy ich wiek jest zależny od jakiegoś większego galaktycznego planu. Czy wszechświat jest nieskończenie wielki czy też gdzieś się kończy, a jeśli tak to w czym mieści się kosmos... Taki niekończący się ciąg myślowy stwarza powstawanie wielu nowych pytań, na które w większości nie znajdziesz odpowiedzi. Nawet jeśli to zamieni się w natręctwo to nic złego - odwiedziesz myśli od tych obrzydliwych natręctw. Czy konieczność zastanawiania się nad rzeczami dla Ciebie nieistotnymi - jak właśnie gwiazdy nie jest dużo lepszą wizją od tych obrzydliwych dotykających Ciebie i Twoich bliskich? Nie! :) Dlatego właśnie nie masz natręctw na punkcie nieistotnych kwestii - ponieważ nie dotykają Ciebie i Twojego świata emocjonalnego w bezpośredni sposób. Musisz to zmienić :), postaraj się więc dręczyć poszukiwaniem odpowiedzi (w momencie kiedy przyjdzie obrzydliwe natręctwo) na jakieś pytanie, które dotyczy mało istotnej dla Ciebie kwestii - baa, postaraj się aby obrać za cel znalezienie odpowiedzi na to - np może być to lek na raka:) nieważne czy nie masz o tym pojęcia - będziesz miała zajęcie w momentach natrętnych myśli. W okresie kiedy czas masz już zorganizowany i jesteś czymś mocno zajęta, a więc nie masz czasu na skupianie się na przedmiocie natręctw i tak powinno być wszystko dobrze. Ważniejsze jest więc wyeliminowanie tych momentów przestoju w naturalnym toku myślowym, zdrowym toku myślowym:) Próbuj i wierzę, że wspólnie dojdziemy do tego jak pokonać Twoje natrętne myśli :)
  24. agucha, poczytałem Twoje posty i bardzo spodobał mi się szczególnie jeden: "Troche zaleglosci mialam w czytaniu;P Meczylam sie ponad rok z tym i co? I juz nic. Mialam to samo co wy analizowanie wygladu, stylu poruszania sie... wtedy to bylo dziwne uczucie nie do opisania.. i rozne mysli. Wogole nie umialam norlanie myslec o mojej Milosci bo automatycznie widzialam twarz innego. Bralam asertin i przeszlo.. teraz jestem z moja miloscia.. nomralnie mysle.. mowie ze go kocham.. nie analizuje... wszytsko wrocilo do normy! Jest pieknie.. marze o zareczynach :)) Takze moze na moim przykladzie uwierzycie ze to choroba ktora jest do pokonania;) U psychologa bylam moze 3 razy na poczatku choroby. On mi nie pomógl bardziej dolowal ze moze serio cos wygaslo.. nie oruzmial mojego problemu a ja zaparcie wierzylam ze tochoroba chociaz i tak mialam watpliwosci ale wiem zepsycholog pomaga wielu osobom;)" Spodobała mi się zwłaszcza ta ostatnia część. Twój trzeźwy wywód o tym, że psycholog Cie tylko dołował. Tak to właśnie działa - nerwica ma to do siebie, że zawsze zmusza do skupiania się na tych czarnych scenariuszach przez potęgujące się w głowie wątpliwości. Dobry psycholog powinien pamiętać, że w czasie aktywności nerwicy w umyśle nerwicowca pojawia się coś w rodzaju pustyni emocjonalnej. Już na samym przykładzie tego forum łatwo zauważyć jak wielu ludzi cierpiących na NN czy NL odczuwa problem z powodu braku zdolności do odczuwania romantycznych uczuć. Jeśli więc narastająca apatia sprawia, że nie odczuwa się radości, uczucia szczęścia, spokoju czy sympatii to automatycznie w wyniku chorobliwego ciągu myślowego natręctwo skupia się na najbliższej osobie - nie czuję się szczęśliwa, więc go nie kocham, bo przecież gdybym kochała to byłabym szczęśliwa. To z kolei kreuje lęk, lęk przed tym co będzie - pomimo, że przecież nic się nie wydarzyło jeszcze. Lęk podpowiadający myśli w stylu (co jeśli to mi nie przejdzie, jeśli to nie jest nerwica tylko ja go naprawdę nie kocham, jeśli w przyszłości będzie jeszcze gorzej). W ten sposób narastają wątpliwości, rośnie apatia czyli to poczucie braku pozytywnych emocji i znów pętla się zamyka. Będę powtarzał to zawsze i zawsze tłumaczył jak powstaje chorobliwy ciąg myślowy żeby nikt kto cierpi na nerwicę nie zapomniał, że brak pewności co do uczucia jest wynikiem bez wątpienia nerwicy. Kolejny raz będę się także upierał przy tym by racjonalizować miłość - pamiętaj, że miłość to nie jest stan ciągłego szczęścia - nie ma przecież takiej możliwości. Jak więc działa nerwica? Każdy człowiek miewa wątpliwości. Stan pewności nie istnieje, zwłaszcza kiedy ta pewność ma dotyczyć przyszłości, nie tylko tej emocjonalnej, ale jakiejkolwiek. Człowiek, którego nie dotknęła nerwica również je miewa - ale te nigdy nie są silniejsze od wiary. Wszystko bowiem skupia się na wierze. Człowiek zawierza swoją przyszłość, tkwiąc w przekonaniu, że będzie dobrze. Istnieje relacja między tą umowną pewnością, której konieczność odczuwania nęka nerwicowca, a zdolnością do odczuwania romantycznych uczuć, do racjonalizowania uczucia. Wytłumaczmy pokrótce i ustalmy jak to wszystko wygląda. Każdy się ze mną zgodzi, że osoba borykająca się z nerwicą ma poważny problem z nieustannym analizowaniem i koniecznością nazywania wszystkiego co się dzieje w jej głowie i wokół niej samej. Tak jak napisałem wyżej, stan pewności co do przyszłości nie istnieje - dlaczego? Bo przyszłości nie ma. Zawsze jest tylko tu i teraz. Człowiek zdrowy opiera więc swoją przyszłość na zawierzeniu, że wszystko się ułoży. Motywację do pracy i dalszego życia w ogóle daje wiara, że będę szczęśliwy w pracy albo znajdę lepszą pracę. Tak samo w kwestii związku zawierza się, że będzie dobrze. Spodobał mi się facet, fizycznie, emocjonalnie, więc weszłam w nim w związek. Pojawiają się wątpliwości, czasami rutyna, gorsze chwile. Żadne poczucie wielkiego szczęścia nie trwa wiecznie bo inaczej nie bylibyśmy w stanie nazwać uczucia szczęścia, radości gdybyśmy nie mieli ich z czym porównać. To wręcz pomaga racjonalizować uczucie do partnera - w przypadku osób nie cierpiących na nerwicę. Dzieje się tak ponieważ w przypadkach gorszych chwil człowiek bez problemu nerwicowego bardzo łatwo przypomina sobie te najlepsze chwile, racjonalizuje uczucie - bo choć jest teraz źle, może mnie wkurzył to i tak go kocham. Wierzy w lepszą przyszłość - jutro, przyszły tydzień, całe życie:). Nawet często wyczekuje tej przyszłości bo wierzy, że ta przyniesie wreszcie te lepsze momenty. Skupia się na tym co teraz dzięki czemu wiara w przyszłość tą lepszą wypycha z niej wątpliwości. Problem polega na zaburzonym systemie wartościowania i chorobliwym ciągu myślowym u nerwicowców. Osoby, które nęka nerwica przez konieczność nazywania wszystkiego i ciągłego analizowania dochodzą do nieracjonalnych, często absurdalnych wniosków. Po pierwsze wymagają od siebie uczucia absolutnej pewności dotyczącej przyszłości. Zwłaszcza w kwestiach emocjonalnych bo na tym skupiają się ich myśli i natręctwa właśnie najczęściej. Dlaczego? Dlatego, że nie ma możliwości wyznaczenia racjonalnego celu emocjonalnego. Nie potrafią zrozumieć jak można po prostu zawierzyć, że będzie dobrze nie będąc tego pewny. Tu leży właśnie sens problemu - przyszłości nie da się być pewnym i dlatego trzeba wierzyć. Tak jak pisałem wszystko sprowadza się do kwestii wiary w dobrą przyszłość. W przypadku nerwicowca pojawiają się więc coraz to większe wątpliwości. Normalny człowiek zdaje sobie sprawę, że wewnętrzny świat emocjonalny jest "płynny", a więc uczucie nie jest stałą i niezmienną emocją. Nerwicowiec jednak traktuje stan zmienności uczucia jako jego wygaśnięcie albo co gorsza jego kompletny brak. To z kolei wzmaga jeszcze bardziej wątpliwości co do partnera. Naturalnym następstwem jest więc lęk. Lęk przed tym, że "to nie jest to", "nie kocham go/jej". Analizowanie w połączeniu z brakiem zrozumienia dla emocjonalnych wahań prowadzi tak jak mówiłem do takich absurdalnych wniosków. Przez konieczność nazywania wszystkiego osoba cierpiąca na nerwicę dochodzi więc do wniosku, że po prostu nie kocha. Jak to się dzieje? No właśnie. Nie racjonalizuje uczucia. Często zdarza się, że partner jest dla takiej osoby najlepszym na tle innych, a mimo to decyduje się rozstać. Tu pozwolę sobie przytoczyć świetny opis dziewczyny, która wygrała z nerwicą, a z którą to rozmawiałem. "Każda opinia i każde wrażenie jest są pełni subiektywne, zwłaszcza jeśli rozchodzi się o gust w dobieraniu partnera. To co najgorsze w nerwicy to, że widziałam w swoim chłopaku wówczas najlepszego faceta. Był bardzo przystojny jak dla mnie, chociaż oczywiście mogłam obiektywnie powiedzieć, że nie był to Johny Deep, ale dla mnie był bardzo przystojny jeśli w pewnym sensie nawet nie najprzystojniejszy. Miał wszystkie pożądane przeze mnie cechy charakteru: był bardzo inteligentny, zaradny, opiekuńczy, czuły, zabawny. Miał dosłownie wszystko czego oczekiwałam od partnera(celowo piszę w czasie przeszłym by oddać ówczesny nerwicowy stan). Mimo wszystko byłam niemal pewna, że nie czuję do Niego nic... Wtedy się nad tym nie zastanawiałam. Powiedziałam mu kiedyś, że bardzo chciałam go pokochać, bardzo chciałam czuć do niego miłość taką prawdziwą, największą, ale po prostu nie potrafię, a to oznacza, że to "po prostu nie jest to". Rozstaliśmy się bo lęk, który towarzyszył moim narastającym wątpliwościom był nie do zniesienia. Bałam się wszystkiego: że będzie za późno na rozstanie, że będę cierpieć, że nigdy go nie pokocham. Wszystkie lęki dotyczyły sytuacji w przyszłości, które podświadomie uznałam za fakt, chociaż przecież przyszłość miała dopiero nadejść i przynieść nieznane. Po rozstaniu przestały dręczyć mnie te myśli, ale nie poczułam żadnej ulgi. Nie rozstawałam się z nerwicą, po prostu siedziała wyciszona. Dlaczego? Bo nie miała jeszcze czego się czepić. To do czego zmierzam leży właśnie w sensie nerwicy. Wymuszała na mnie ciągłe analizowanie najważniejszych w danej chwili dla mnie sytuacji. Po trzech miesiącach moja koleżanka spytała mnie - w zasadzie nie wiem dlaczego - czy nie żałuję, że nie dałam nam szansy na rozwinięcie się uczucia (byłam z chłopakiem 4 miesiące tylko) i znów się zaczęło. Tym razem nerwica wróciła ze zdwojoną siłą. Zaczęłam zastanawiać się czy to faktycznie nie była zbyt pochopna decyzja. Dlaczego właściwie ja go nie kochałam, przecież był taki niedzisiejszy, dżentelmen, a jednocześnie przystojny, inteligentny i zabawny, bardzo na czasie także - nie ogarniałam wtedy jakim cudem można te wszystkie cechy łączyć. Wmawiałam sobie nawet, że ja po prostu na niego nie zasługuje. Jednocześnie miałam też myśli, że już wtedy nie kochałam więc dlaczego mam kochać teraz, że to tylko nerwica każe mi wracać pamięcią do Niego. Potem przychodziły następne myśli - a co jeśli wtedy miałam nerwicę, a teraz właśnie tęsknię albo żałuję? Potem zaprzeczałam sama sobie wmawiając swojemu umysłowi, że podjęłam świadomą decyzję, ale z drugiej strony przecież nie poczułam ulgi. Mętlik myślowy był strasznie męczący. Wtedy to z małą pomocą mojej mamy przeprowadziłam wewnętrzne przewartościowanie. Zaczęłam zastanawiać się gdzie leży problem i szczerze mówiąc to, że postrzegałam mojego chłopaka za tak niesamowitego pomogło mi sobie coś uświadomić. (oczywiście po rozstaniu wynalazłam tysiąc argumentów, a to, że stwarzał presję, a to że był za dobry, a to że się wymijaliśmy, a to, że jego romantyzm to nie moje klimaty chociaż zawsze przyprawiało mnie o gęsią skórkę gdy oglądałam romantyczne sceny w filmach - nic z tego nie miało pokrycia, ale łatwo w to uwierzyłam) Pytałam sama siebie jak mam pokochać innego faceta skoro nie potrafię pokochać tak dobrego? Pożądanie przecież zawsze przemija wraz z wkradaniem się rutyny i przyzwyczajenia, ale także z wiekiem po prostu - nie nazywam więc pożądania miłością chociaż On fizycznie też bardzo mnie pociągał. Uświadomiłam sobie więc, że problem leży gdzieś we mnie. Chyba po prostu za bardzo chciałam nazwać miłością jakieś konkretne oszałamiające uczucie. Uświadomiłam sobie też, że miałam najlepszego faceta jakiego mogłam mieć, a porzuciłam go przez moje wątpliwości, które dotyczyły problemu (miłości), o którym nie mam pojęcia. Nie wiedziałam czym jest dla mnie miłość i czego od niej oczekuje stąd po prostu się w tym wszystkim pogubiłam i doszłam do wniosku, że to nie jest to. Zmierzyłam się z tym raz jeszcze na drodze mojej analizy i doszłam do najlepszego wniosku jaki mogłam wyciągnąć w całym moim życiu. Racjonalizowanie miłości to bardzo dobra sprawa. Zdałam sobie bowiem sprawę, że to właśnie ten subiektywizm jest miłością. Trochę to pogmatwane, ale mam nadzieję, że rozumiesz o co mi chodzi. Tak jak mówiłam - każde wrażenie jest subiektywne - czytaj tylko i wyłącznie moje. Każdy tak ma. Jednej osobie podoba się to, innej to samo absolutnie się nie spodoba, jedna osoba będzie lubiła taką cechę w facecie, inna już nie. To ja sama w mojej głowie stworzyłam taki jego obraz, taki niemalże doskonały, ale przez to, że skupiałam się na konieczności nazywania uczuć tak jak mój chłopak, który z łatwością wypowiadał, że strasznie się mną zauroczył, sama zaczęłam doszukiwać się na siłę jakichś głębszych emocji. Nie zauważyłam, że to moje emocje i uczucie do Niego sprawiły, że właśnie takim był w moich oczach. Jednak konieczność dotarcia do tego emocjonalnego wniosku wzbudziła we mnie wątpliwości, ogromny lęk i zaczęłam tworzyć projekcje, że coś się nie uda, nie wypali, nie będę nic czuła, tworzyłam w głowie cechy, które mi nie odpowiadają, chociaż ich nie miał. Teraz to wiem, z perspektywy czasu. Teraz wiem, że gdybym nic nie czuła, nie podobałby mi się, nie potrafiłabym dostrzec w nim tylu dobrych cech chociaż wiele osób twierdziło już wtedy, że On po prostu jest niesamowity... Zrozumiałam, że uczucie to kwestia wewnętrznego przekonania, a nie jakieś zupełnie nieznane uczucie, które spada z nieba. Ale udało mi się do Niego wrócić, po niemal pół roku od rozstania byłam tak zdruzgotana swoim stanem emocjonalnym (bałam się już nie tylko tego, że mogłam zmarnować szansę, ale bałam się też powrotu, tego co powiedzą inni, konieczności mierzenia się z tym jeszcze raz. Tysiąc nowych lęków, cały czas podświadomie oskarżałam jego o ten stan, ale jego przecież nie było w moim życiu, a nadal dręczyła mnie ta nerwica lękowa i natrętne myśli), że po prostu zadzwoniłam do Niego z prośbą o spotkanie i o dziwo nie odmówił. Nie miałam pojęcia co powiedzieć tak bardzo się bałam i taki mętlik miałam w głowie, że po prostu zawiesiłam mu się na szyi i pocałowałam go. Wzbraniał się, był w szoku, ale w końcu odwzajemnił pocałunek. Usiedliśmy i porozmawialiśmy. W zasadzie to ja nie potrafiłam zebrać w sobie myśli, tyle ich było naraz. On mówił, mówił, że chce mi pomóc, że z jednej strony się cieszy, a z drugiej martwi i nie wie co ma myśleć teraz. Bardzo powoli doszliśmy jednak do tego. Wytłumaczyłam mu jak ciężko jest z moim problemem i spytałam czy da nam szansę, czy spróbujemy się na siebie otworzyć raz jeszcze... i dał mi tą szansę. Jesteśmy razem już 8 miesięcy od powrotu i choć dalej miewam myśli to wracam cały czas do tych moich porównań. Ciągle widzę w nim najlepszego faceta, te wszystkie cechy, których nie mają inni pomagają mi sobie uświadomić, że skoro widzę je w nim to, to musi być "to". Sprowadziłam miłość do subiektywnej oceny czy gustu, wiem że to dziwne, ale bardzo mi to pomaga. W nerwicy już nie cierpię, już nie nękają mnie natręctwa. Miewam dziwne myśli, nawet przechodzi mnie czasami lekki lęk, ale biorę je pod ostrzał takiej racjonalnej analizy z logicznego punktu widzenia i jakoś nie specjalnie się nimi przejmuję. Na początku brałam też leki, ale od dwóch miesięcy już nie biorę nic, a moje uczucie kwitnie. Powiem więcej - co jakiś czas kiedy np. patrzę jak mój chłopak idzie do mnie mrużąc te swoje piękne niebieskie oczy, a ja stoję w oknie odczuwam tak wielki pociąg fizyczny i takie uczucie zakochania jak kiedy na początku się z nim spotykałam i tak bardzo byłam pewna zakochania." Wiem, że długa wypowiedź, ale nigdy nie czytałem czegoś bardziej odpowiadającego moim przekonaniom. Karolina jest niesamowitą kobietą i jest niemal odpowiednikiem mojej dziewczyny. Wszyscy z nerwicą mają podobne problemy, ale ta dogłębna analiza i to od środka, z punktu widzenia nerwicowców może być dla Was pomocna. Japończycy zwykli mawiać "jeśli zaprzestaniesz podróży, dostrzeżesz, że jesteś u celu". Ta maksyma świetnie pasuje do opowieści Karoliny. Oddaje sens miłości w życiu, które nęka nerwica. Oczywiście trudniej to zrealizować, ale tak właśnie jest. Potrzeba ciągłego analizowania, konieczność nazywania nawet uczuć, a także konieczność poczucia pewności co do przyszłości nie pozwala nerwicowcom zatrzymać się by przeanalizować to co już mają, nie pozwala na cieszenie się z małych rzeczy, a to przecież te małe rzeczy tworzą te duże. Te małe wesołe chwile, wspólnie z partnerem, te uśmiechy i wspomnienia tworzą miłość właśnie:) Nerwica stwarza okoliczności by obudziły się w człowieku nie tylko wątpliwości, ale i lęk i natrętne myśli. Apatia, egocentryzm (skupiony wokół własnego wyimaginowanego cierpienia) i lęk nie pozwalają już ufać własnym uczuciom, własnemu rozumowi. Brak zaufania do własnych myśli, emocji, przekonań rodzi lęk przed podejmowaniem własnych decyzji, przed własnym zdaniem. Szuka się upewnienia dla swoich myśli gdzie indziej, najgorsze, że nerwicowcy szukają upewnienia dla swoich natrętnych / przesiąkniętych lękiem myśli, których właściwy sens leży w nich samych, w nerwicy i przez to, ta racjonalizacja z punktu widzenia psychologii jest tak krzywdząca. Tak dochodzi do rozpadu związku. Nie dajcie się więc - bierzcie przykład z Karoliny! Jesteśmy z Wami i rozmawiajcie z partnerami, nie dlatego, że poczucie winy wymusza na Was taki obowiązek, poczucie winy - bo partner przeze mnie cierpi. Nie! Dlatego, że rozmowa pomoże nie tylko partnerowi, ale i Tobie. Nie bójcie się rozmawiać, lęk przed rozmową jest zawsze, ale mija w trakcie i po rozmowie i sprawia, że każdy następny napad lęku przed rozmową jest słabszy, a nawet ginie całkowicie:)
  25. zmęczona1, hmm, w Twoim przypadku przejdziemy na kolejny poziom. Skoro jesteś absolutnie pewna uczucia do męża i nawet wątpliwości pojawiające się w wyniku natrętnych wizji seksualnych nie są w stanie już poddać pod wątpliwość Twojego uczucia (musisz sama świetnie racjonalizować, chociaż nie zdajesz sobie z tego sprawy) musimy skupić się na chorych myślach. W tym przypadku prawdopodobnie w grę wchodzi nie tylko nerwica, ale i paranoidalne urojenia/zaburzenia myślenia. W tym przypadku uwierz mi, że jesteś trochę w złym miejscu na tym forum, ale również w tej kwestii chętnie postaram się Tobie pomóc:). Udzielam rad nie tylko tym, którzy zwątpili uczuciowo, chociaż przez wzgląd na osobiste przeżycia, na tej kwestii się skupiam. Po pierwsze - koniecznie udaj się do psychiatry, zaleci Ci on badania hormonalne, które na pewno pomogą ustalić czy czasami Twoje natręctwa nie są "wspomagane" przez zaburzenia, którychś z gruczołów. Po drugie pomoże dobrać leki, które chociaż częściowo pomogą Ci w tych myślach. Jak samemu radzić sobie z tego rodzaju natręctwami? Świetnie, że sama przed sobą zdiagnozowałaś, że są to myśli chore. Nie musisz twierdzić, że są to myśli "nie Twoje", chyba, że w perspektywie własnej świadomości w pełni zdajesz sobie sprawę, że przelewają się przez Twój umysł tylko w wyniki zaburzeń emocjonalnych. Pamiętaj, że racjonalizacja to nie tylko oddzielenie myśli od własnej, wykreowanej świadomości, ale także ich akceptacja. Musisz pogodzić się, że te natręctwa, która gromadzą się w Twojej głowie i nie dają Ci spokoju są częścią Twojej osobowości, tą chorobliwą częścią. Są dwie istotne techniki, które musisz trenować by jak najszybciej się ich nauczyć. Po pierwsze i najważniejsze - nie wykluczaj tych myśli, nie staraj się na siłę wygonić je z głowy. Zaakceptuj je. Znasz je, wiesz, że nie są do końca Twoje, wiesz, że są chore, więc postaraj się je zaakceptować, przywitać wręcz wewnątrz swojego umysłu. Są obrzydliwe? Dobrze, niech będą, przywitaj je więc tym bardziej. W myśl starej zasady, biją w jeden policzek nadstaw drugi. Pomyśl więc, jeśli przyjdzie Ci bluźniercza myśl na temat postaci religijnej o kimś innym, w podobnej roli - może być to twój idol filmowy. Nie wyganiaj myśli. Wszystko prawdopodobnie toczy się wokół konkretnej czynności. (nie wiem na ile Cie to pocieszy, ale jak sięgam pamięcią, też brzydziłem się tym, że potrafiłem zastanawiać się w Kościele nad fizycznością wśród świętych czy wysokich osobistości Kościoła - nie jest to nic złego - analityczny umysł zmusza często do zastanawiania się nad trudnymi kwestiami, gorzej kiedy w grę wchodzi plastyczna wyobraźnia, a to jest mocna strona nerwicowców niestety). To lekko urojeniowe zaburzenie myślenia zmusza Cię do wyobrażania sobie akurat tej czynności u innych osób, co gorsza z Twoim udziałem. To również typowe dla nerwicowców - konieczność analizowania życia innych osób. Znam wiele przypadków osób, które przyglądając się ludziom (przechodniom, klientom w sklepach, współpracownikom etc.) zastanawiają się nad tym jakie Oni mają życie. Wyobrażają sobie jacy są w życiu, jak radzą sobie z problemami, jak wyglądają ich relacji z ludźmi. Przeróżne oblicza znajdują takie analizy u osób cierpiących na nerwicę. W twoim przypadku to przyjęło akurat taką formę. To też problem ponieważ nie pozwala się skupić na konkretnej myśli, ponieważ skupia całą uwagę na konkretnym natręctwie/lęku. Odwrócenie uwagi od takiej myśli jest więc trudne. Dlatego w ramach treningu postaraj się znaleźć najpiękniejszą wizję, a może wspomnienie (np z mężem) dotyczącą jakiejkolwiek fantazji tej zrealizowanej lub nie, ale dotyczącej seksualności. Zaprogramuj sobie dokładnie taką wizję i w przypadku atakowania Cie przez te chore natręctwa postaraj się uciekać do tej przygotowanej wizji. Nieważne czy będzie to dotyczyło kogoś innego niż Twojego męża - daj się nawet ponieść całkowicie tej fantazji. Odpłyń w nią. To początek walki z natręctwami więc nie karć się za to, że to np, nie Twój mąż - ważne, że uciekasz od tych obrzydliwych myśli. Jeśli jednak będziesz potrafiła zaprogramować sobie taką fantazję z mężem to nawet lepiej! Nie spodziewaj się efektów natychmiast - jak mawiają sportowcy - trening czyni mistrza. Krok po kroczku to opanujesz. Kolejnym krokiem nie będzie już łagodzenie chorych myśli poprzez uciekanie w tą mniej szkodliwą fantazję. Drugą techniką będzie przekierowywanie myśli, a więc skupianie się na zupełnie innego rodzaju myśli. Jak już trochę zapanujesz nad chorobliwym fantazjowaniem, będziesz mogła próbować skupić się na np wspomnieniach z wakacji z mężem. Jakąś imprezą ze znajomymi, zabawnych sytuacjach w Twoim życiu, a najlepiej na całym szeregu myśli. Pamiętaj jednak by wcześniej przygotować sobie ciąg wydarzeń z Twojego życia. Najlepiej takiego, w którym nie ma wątków pobocznych, które mogłyby przywołać chorobliwe myśli, a więc z okresu "luzu" w Twojej nerwicy. Przykładowo wyobraź sobie cały ciąg dni z wakacji, które najlepiej wspominasz, kilka - kilkanaście dni, które były wolne od nerwicy, stresu i przykrych wspomnień. W razie gdy najdą Cie ponownie Twoje natręctwa w pierwszej kolejności spróbuj przejść na tą lżejsza ich wersję, a potem kompletnie zmienić tok myślowy. Wszystko ogranicza się do prób i treningu. Nie zapominaj jednak o pełnej akceptacji nerwicy i natręctw, które Cie dotykają. Siłą woli nie wyprzesz ich z siebie, to jakby Twoja część, ta gorsza część, nie zabijesz jej, ale da się z nią żyć. Wystarczy ją zaakceptować jak bezwładną rękę. Pomoże Ci to w pewnym sensie zapomnieć, że jesteś w jakimś stopniu ograniczona przez nerwicę. Nerwica nie czyni Cie chorym, wykluczonym ze społeczeństwa. Staraj się rozmawiać o niej z jak największą liczbą ludzi, nie alienuj siebie z nerwicą. Nie stwarzaj sztucznego obrazu. Im więcej osób będzie wiedziało o Twojej nerwicy tym Tobie będzie łatwiej. Nie przedstawiaj szczegółowo problemu. Tylko najbliżsi mają prawo wiedzieć. Przed innymi też nie musisz tego ukrywać wystarczy uświadamiać w stylu "mam nerwicę, nie jest to zaraźliwe i nie umiera się od tego, czasami utrudnia mi to trzeźwe myślenie, ale rzadko:)" mów to z przekonaniem i uśmiechem, a nawet śmiej się z tego - ludzie nie będą tego brać za dziwactwo i z łatwością uwierzą, że to nie jest groźne:). Sama też łatwiej w to uwierzysz. Nie jest to ćwiczenie polegające na bagatelizowaniu problemu, ale na akceptacji przed samym sobą właśnie. Dopiero jak w pełni zaakceptujesz swoją nerwicę będziesz mogła z nią walczyć:)
×