Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ezekiel

Użytkownik
  • Postów

    165
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ezekiel

  1. www.szaffer.pl - skarbnica wiedzy jak radzić sobie z lękami - człowiek, który wygrał w z nerwicą :) polecam
  2. agucha, ale jest dokładnie tak jak mówiła psycholog. Jest tak jak napisał Viii. Wątpliwości możesz mieć tylko odnośnie swoich myśli :) Są osoby, które całe życie szukają ideału, nie widząc, że ideał to ich wyobrażenie, wystarczy właśnie zdewaluować to pojęcie i nagle okaże się, że przynajmniej kilku facetów już jest idealnych! mains, a czujesz jakiś emocjonalny pociąg do Niego? Fizyczny pociąg często zabija rutyna, przyzwyczajenie, a w nerwicy wyolbrzymione oczekiwania - tak to już jest, czasami po prostu przechodzi, u kobiet wrażliwych często ważną rolę pełnią hormony. Nie oczekuj od siebie wiecznego pożądania bo to tylko wprowadza kolejne wątpliwości. Nie musisz zawsze chcieć się przytulać. Nie bój się, że tym go zranisz bo to kolejny powód by wątpliwości rosły. Jeszcze raz zacytuje - Czy do świadczenia miłości jest potrzebne uczucie? Podobnie jest z pociągiem fizycznym - czy ten jest potrzebny do uczucia? Czy musisz chcieć się przytulać, całować i pożądać swojego faceta w każdej chwili aby móc powiedzieć, że go kochasz? Bo jeśli tak, to od razu mówię - masz okrutnie skrzywioną definicję miłości i związku. Pomyśl - co będzie jak wejdziecie w wiek starszy - kiedy na drodze "śmierci hormonalnej" pociąg fizyczny ustanie całkowicie - czy wtedy uznasz - w pełni egoistycznie - że najlepiej jest być samotnym? Czy bezwiednie szukać będziesz w nieskonczoność kogoś kogo pożądać będziesz? Wiedząc, że i tak nie możesz pożądać bo to po prostu taki wiek? Jest tak jak pisze agucha - niektórzy szukają całe życie by dojść do wniosku, że gdzieś popełnili błąd, ale zazwyczaj wtedy budzą się "z ręką w nocniku" - przewartościuj swoje życie. Zobaczysz, że możesz zakochiwać się wielokrotnie w swoim partnerze, że pociąg jest uczuciem skokowym - u niektórych działa długofalowo i gaśnie chwilami, u innych, zwłaszcza w nerwicach żyje swoim życiem, czasami ucieka na dłużej, czasami szaleje pozbawiając sobie na lekkomyślność. Żadne z tych uczuć nie jest normalne ani zdrowe. Ale to Twoje wyolbrzymianie oczekiwań względem tych uczuć i samej siebie, względem relacji sprawia, że zaczynasz w to wierzyć, w te chore myśli :)
  3. Ezekiel

    Jak dalej żyć???!!!

    beznadzieja33, dokładnie tak - nerwica to nic innego jak wyolbrzymianie doświadczanych emocji, oczekiwań względem świata, siebie etc. To ciągłe życie w napięciu. Czujesz nieustanną presję, którą w istocie sama sobie stwarzasz. Każdy odczuwa strach, tremę, niepokój, ale Ty uważasz przez swoje wyolbrzymianie, że nie powinnaś go czuć w ogóle, nie powinnaś mieć obaw, wątpliwości. Właśnie dlatego, że wyolbrzymiasz - to jest właśnie chorobliwe, to właśnie nerwica! Miłość, którą odczuwasz nigdy nie będzie dla Ciebie miłością bo ciągle oczekujesz od siebie więcej, oczekujesz, że powinna być doskonałym uczuciem pozbawionym wątpliwości i wahań. Nigdy nie poczujesz szczęścia, bo uważasz, że szczęście warunkuje tylko bezstresowe życie, pewna miłość, brak wątpliwości i "wielkie" wydarzenia w życiu. Podczas gdy szczęście tworzą te małe rzeczy, których Ty nie widzisz przez swoje wyolbrzymianie. Podobnie jest z lękiem - Ty boisz się bać. Boisz się, bo uważasz, że nie powinnaś się bać wizyty u psychiatry, że nie powinnaś się bać o swoją rodzinę i relację, ani o swoje uczucia. Otóż każdy się boi, każdy miewa wątpliwości i jakieś zawahania. Tylko tam to jest strach, który przypomina o tym co jest ważne, Ty natomiast uważasz, że to oznaka czegoś złego, a to, że uznają Cie za wariatkę, a to, że nie kochasz, a to, że zrobisz komuś krzywdę... To lęk przed tym lękiem Cie paraliżuje, to fakt, że boisz się bać sprawia, że zwykły strach, zwykłe wątpliwości zamieniają się w ogromny problem i paraliżujący lęk. Nie wymagaj idealnego uczucia - to jak kiedyś powiedział mi pewien Ksiądz, może dać tylko Bóg. Człowiek jest niedoskonały, wymaganie doskonałości od siebie i to w każdym momencie swojego życia powoduje uczucie lęku, presję, która spycha Cie w ciemność. Człowiek winien zmierzać do doskonałości - owszem, ale pamiętając jednocześnie, że ta jest nieosiągalna! Zbliżać się swoim życiem do doskonałości, ale nie być doskonałym :) - tak więc powtórzę - masz prawo się bać, zrozum to. Tylko nie pozwól by lęk Cie paraliżował, by przeszkodził Ci pomóc samej sobie. Myślisz, że nawet jak powiesz komuś o tym, że się boisz tej wizyty to pomyśli, że jesteś jeszcze bardziej chora? Nie! Wręcz przeciwnie! To oznaka tego, że jeszcze myślisz racjonalnie. Wizyta u lekarza zawsze niesie ze sobą możliwość usłyszenia złych nowin, ale zawsze też niesie szansę na wyzdrowienie:) Spróbuj porozmawiać o tym z mężem. Idź do lekarza. Nie usprawiedliwiaj się. Dopóki wmawiasz sobie, że masz czas, że nie musisz się śpieszyć będziesz się czuć usprawiedliwiona by nosić uczucie lęku w sobie, by dźwigać cierpienie, by poddawać się nerwicy. Jeśli przestaniesz to sobie wmawiać już nie będziesz miała usprawiedliwienia:)
  4. Ezekiel

    Jak dalej żyć???!!!

    beznadzieja33, właśnie o to chodzi by się nie przygotowywać:). Do życia nigdy nie da się przygotować. To tak jak gdzieś pisałem - nie ma czasu na przygotowywanie się do walki z lękiem, z nerwicą, z natręctwem. Podobnie jak z tym poślizgiem w samochodzie - kiedy do tego dochodzi, nie masz czasu na zastanowienie się, na myślenie, reagujesz! Podobnie powinno być w nerwicy. Tu niestety zawsze jest miejsce na ucieczkę, na odwlekanie, ale odwlekanie powoduje nie tylko sytuację, w której nie zmierzasz do wyjścia na prostą, ale także sytuację, przez którą prawdopodobnie zwiększasz swoje szanse na rozbicie się z każdym dniem. Dobrze, że leki Ci pomagają, ale z lękami musisz się konfrontować bez względu na stopień Twojej gotowości. To nerwica podsuwa Ci myśli, poczekaj, nigdzie nie musisz się śpieszyć, masz czas, jesteś jeszcze młoda, przecież nie musisz wygrać już dziś, odpocznij, zbierz siły. Tylko Ty ich wcale nie zbierasz, z każdym dniem nerwica nie pozwala Ci ich zebrać, nie zamykasz oczu i nie odpływasz w błogą nieświadomość. Ciągła czujność, ciągła analiza powoduje, że w walce z nerwicą z każdym dniem coraz bardziej narażasz się na przyśnięcie w walce, na to by ta zaszła jeszcze dalej. Nie czekaj więc. Nie chcesz przecież tego. Co jest więc silniejsze i ważniejsze dla Ciebie? Twoja rodzina i jej szczęście, czy Twój "tymczasowy" spokój i ulga, które przynosi ucieczka? Czy Twoje egocentryczne cierpienie przesłania Ci dobro rodziny? Twoje dobro? I tak i nie. Z jednej strony bardzo dobrze wiesz, że tego nie chcesz, nie masz w ogóle ochoty by nerwica wpływała na Twoje życie, z drugiej strony "nie możesz", boisz się. Typowa ambiwalencja :) wszystkiemu winny lęk... Ja nie każę Ci się nauczyć jak przestać się bać i stawić czoła nerwicy - nie! Jeśli przestaniesz się bać to nerwicy już nie będzie. Ja proszę byś uświadomiła sobie, że masz prawo się bać, masz prawo odczuwać lęk, jesteś tylko człowiekiem i to wyjątkowo wrażliwym człowiekiem! Stań na przeciw siebie i uświadom to sobie. Masz prawo bać się iść do lekarza, masz prawo bać się wielu innych rzeczy, ale czy ten lęk ma Cie paraliżować? Paraliżuje tylko dlatego, że boisz się samego lęku. Pozwól samej sobie bać się, a zobaczysz, że "strach ma wielkie oczy".
  5. ekspert_abcZdrowie, zgadzam się z ekspertem. Problemem będzie jednak wyciągnąć tą opowieść z teoretycznie najbardziej zainteresowanej sprawą osoby:). Nie przypadkowo egoizm skupia świat zewnętrzny na siebie. To przez nieodparte poczucie pustki, jakiegoś niedoboru uczuć, szczęścia, miłości, uwagi świata zewnętrznego, najczęściej rodziców właśnie. Dzieciństwo spędzone bez uwagi i uczuć rodziców często owocuje niewykształceniem się zdolności do okazywania uczuć innym, tak przez brak wzorca z zewnątrz jak i przez niedobór samych uczuć względem siebie. Niskie poczucie własnej wartości jest efektem braku symptomów z zewnątrz, które umacniałyby świadomość własnej wartości właśnie. Brak uwagi prowadzi więc do ukształtowania nierealnych oczekiwań wobec siebie i innych, stąd odbieranie uczuć innych jest często albo wyolbrzymiane, albo znacząco zaniżane, podobnie względem własnych uczuć. Człowiek nienauczony wyższych uczuć, ani ich niedoświadczający nie potrafi często nazwać swoich uczuć wyższych, a często nawet wręcz oczekuje od siebie więcej, chociaż w istocie już czuje np. miłość właśnie przez idealizowanie i wyolbrzymianie tych uczuć własną wyobraźnią. Ciężko jest w takich sprawach nie tylko pokochać innych, ale i pokochać siebie samego. Stąd właśnie trzeba się mozolnie tego uczyć, ale najpierw znaleźć źródło tej niedojrzałości emocjonalnej.
  6. mains, nie poddawaj się. Sama widzisz, że idziesz na skróty. Musisz postarać się przewartościować całe swoje nastawienie. Pociąg fizyczny naprawdę wygasa w nerwicy. Wiąże się to z brakiem odczuwania jakichkolwiek pozytywnych emocji, a pociąg jest właśnie takim uczuciem. Nerwica zdusza uczucia wyższe. Brak tych uczuć i pewności co do nich pociąga za sobą wątpliwości, a to automatycznie też hamuje pociąg fizyczny. Porozmawiaj o tym z facetem - jeśli on tego wymaga to może tylko nasilać problem. Priorytetem jest uświadomienie sobie nerwicy i pokonanie jej stopniowo dzięki czemu będziesz mogła wrócić do uczucia spokoju, a stąd już powrócić do ponownego zakochania sie, bo kiedy nerwica zluzuje znów poczujesz coś więcej, zatęsknisz, uświadomisz sobie, że naprawdę potrzebowałaś czasu. Zauważ, że przychodzą lepsze chwile, jeśli nie byłoby nic to gdzież by było miejsce na powrót uczuć? Wracają bo w istocie one ciągle tam są! Są tylko przesłonięte przez nerwicę. Gdyby nie było uczucia to nawet wtedy kiedy zluzowała by nerwica nie czułabyś nic. Możesz uciekać, ale jeśli nie dasz sobie i Wam szansy będziesz żałować, że tego nie zrobiłaś :) lepiej spróbować i żałować niż żałować, że się nie spróbowało - piękna myśl. W nerwicy lękowej to typowe, że nie czujesz pociągu i masz ciągłe obawy - tak działa po prostu nerwica. Czujesz pociąg do innych? Chciałabyś teraz być z kimś innym czy po prostu uciec? Prędzej to drugie prawda? Uciec od odpowiedzialności. Mógłbym wymienić suche fakty - typowe cechy nerwicy lękowej i przypisałabyś sobie 90% z nich, ale nadal byś wierzyła, że się rozstaniecie bo "nie dajesz rady". Życie to nic innego jak pokonywanie własnych słabości, barier, dewaluowanie oczekiwań, nie chodzi o to by oczekiwać mniej od życia i siebie, chodzi o to by to czego oczekujemy miała dla nas mniejszą wartość. Bardziej szczęśliwi są przecież Ci, którzy wymagają mniej łatwiej osiągają szczęście :) dobrze jest wymagać więcej, wymagać miłości, szczęścia i spokoju, ale może nie warto tych wartości idealizować? Spójrz na to z tej strony, miłość to nie uczucie, o którym rozpisują się miliony złotych myśli, miłość to coś Twojego, to co Ty czujesz, skąd wiesz czy strach przed brakiem uczucia do osoby Ci tak bliskiej nie jest właśnie Twoją formą miłości? W końcu boisz się tego, gdyby Ci nie zależało, gdybyś faktycznie nic nie czuła, gdyby ta osoba nie była dla Ciebie ważna to czego byś się miała obawiać? :) daredevil9, dla Ciebie też mam jeszcze jeden ciekawy cytat: "Szczęście. Konieczność bycia szczęśliwym jest ciężarem nie do zniesienia. Najwięcej depresji wśród młodych odnotowują bogate kraje Zachodu. To wcale nie jest dziwne. Ciężko być nieszczęśliwym wśród szczęśliwców. Starasz się więc za wszelką cenę być szcześliwym. Napinasz się z całych sił, żeby czuć się dobrze. Bronisz swojego szcześcia. Twoja nerwica koncentruje się nieubłaganie wokół lęku przed samym strachem, przed atakiem paniki, przed złym samopoczuciem. Boisz się kryzysu, depresji. Im bardziej się napinasz, tym bardziej się boisz. A gdybyś spróbował się z tym pogodzić? Gdybyś spróbował wymienić potrzebę dobrego samopoczucia na sens w życiu. „Tak będę miał ataki paniki ale mimo to moje życie będzie miało sens”, bo: np. wychowam dzieci, będę pracował tak jak umiem, działał gdzieś, zbuduję dom, rozwinę interes, itd. Sam wiesz najlepiej jaki jest twój sens, albo jaki może być. Znajdź go. To jest ścieżka akceptacji. Im bardziej zaakceptujesz złe samopoczucie tym bardziej będziesz miał lepsze, bo ustanie wysiłek obronnego napinania się. Widziałem sfrustrowanych bogaczy mający wszystkie luksusowe zabawki. Widziałem też uśmiechniętych nędzarzy, pracujących od świtu do nocy na kawałek chleba. Im bardziej gonisz za szczęściem, tym bardziej jesteś nieszczęśliwy. Wymień szczęście na sens. Sens daje satysfakcję. Szczęście jest chwilową ułudą. Do grupy chronienia swojego szczęścia zaliczyłbym również przypadek, gdy boisz się że zrobisz komuś coś złego. Komuś kogo kochasz. Napinasz sie, żeby nie mieć takich myśli. Nie, nie sugeruję, żebyś zaakceptował, że zrobisz coś czego nie chcesz. To nie jest w twojej dyspozycji. Zaakceptuj za to, że będziesz miał takie myśli. „Tak będę prześladowany przez złe myśli. Niech tak będzie. Nie będę się przed tym napinał.” Czy do świadczenia miłości jest potrzebne uczucie?"
  7. Ilona91, właśnie o to chodzi - by nie bać się dostawać po dupie. Przecież to nie boli, nie przywiązujesz się do ludzi ani opinii, boisz się ich negatywnego wydźwięku. Boisz się, że znajomość z kim się nie rozwinie, opinia na Twój temat będzie negatywna albo nawet za mało pozytywna... Boisz się swoich wyobrażeń, czarnych scenariuszy powstałych w Twojej głowie. Nadinterpretujesz czyjeś posty. Co w zasadzie miał na myśli ten ktoś? Może nawet to On ma jakieś problemy ze sobą i z nawiązywaniem kontaktów skoro już na pewno miał jakieś "żale". Czego się w istocie boisz? Nie będę tłumaczył czegoś co już zostało wytłumaczone więc zacytuję: "Dwóch rzeczy trzeba, żeby się bać. Musi być zagrożenie i musi być jakiś skarb, który mu podlega – coś cennego co należy chronić. Tak jest na wojnie, tak jest w rywalizacji biznesowej, tak jest w stresie i tak jest w nerwicy. Ktoś lub coś musi atakować i musi być jakaś wartość którą chronimy. Jeśli któregoś z tych elementów nie ma, to nie ma miejsca na strach. Coś musi zagrażać i coś musi być zagrożone. Jak ktoś „nie ma nic do stracenia” to znaczy przecież, że się nie boi. Stąd wniosek, że dwie są ścieżki aby przestać się bać, a w każdym bądź razie zmniejszyć napięcie ze strachem związane. Jedna, o której najwięcej pisałem, to ta, która powoli ci zrozumieć i wewnętrznie się przekonać, że wróg nie jest taki straszny. Że może cię wymęczyć, sprawić, że będziesz czuł się skrajnie źle, ale nic więcej. Repertuar jest stały. Racjonalizując, akceptując i rzucając wyzwanie lękowi powoli uzyskujesz takie przeświadczenie. Nie umrzesz, nie zemdlejesz, nie ośmieszysz się, nie zrobisz nic głupiego. Będziesz się „tylko” czuł fatalnie. To jest koniec możliwości nerwicy – napastnika, który ci zagraża." W pierwszym poście opisałaś zupełnie normalne zachowanie - każdy tak ma - nawiązuje znajomości tylko wybiórczo, znajomymi z grupy będziecie zawsze ze wszystkimi, ale tylko część zasłuży sobie częstszym i lepszym kontaktem na miano koleżanek/kolegów. Sama dopisałaś sobie jakieś wyższe znaczenie tego by być "przyjaciółką wszystkich". Myślisz, że to ma jakieś znaczenie dla świata, dla Twojego życia? To czego się w istocie boisz to opinia. Boisz się utraty wizerunku, który sama sobie stworzyłaś. Twojego wyobrażenia o sobie. Nie chcesz być źle postrzegana. Robisz w efekcie jakieś zabiegi mające chronić tą pozorną wartość. Ale to lęku nie zwycięży. Zapożyczam więc raz jeszcze: "Pozycja i opinia. Boisz się, że się ośmieszysz publicznie, zemdlejesz, wezmą cię za wariata. Może całe życie budowałeś jakiś swój wizerunek. Jesteś osobą dynamiczną, przedsiębiorczą, rozsądną, która była do tej pory podporą dla innych. Może występujesz przed jakimś gronem. Może nawet jesteś kimś znanym, którego wizerunek jest własnością publiczną. Stworzyłeś sobie jakiś obraz. Uznałeś, że ten obraz, to jak cię ludzie odbierają, cię definiuje. Wierzysz, że taki jesteś. Ale co w zasadzie takiego się stanie jeśli się ośmieszysz? Czy twój wizerunek warty jest tego szarpania? Dziesiątki ludzi ośmiesza się codziennie w telewizji i co z tego? Jaki jest najgorszy scenariusz? Uznają cię za wariata? Co z tego? Każdy jest wariatem w jakimś obszarze. Masz poważną pracę? Co z tego? Czy od niej zależy zbawienie świata? To jest tylko w twojej głowie! Zmień punkt widzenia, a to co jest teraz dla ciebie nie do pomyślenia stanie się normalne. Czy myślisz na przykład,że ciężko chorzy ludzie, którzy leżą w szpitalu, robią pod siebie i, przepraszam bardzo, budzą się umazani we własnym gównie ośmieszają się? Nie. Ośmieszają się tylko ci którzy z tego kpią. Więc dlaczego sądzisz, że ty ośmieszyłbyś się gdybyś na przykład zemdlał? Nie chodzi przecież o to, żebyś obnosił się ze swoimi słabościami i porażkami. Po prostu przyznaj sobie prawo do bycia sobą. Jest więcej ludzi w twoim otoczeniu, którzy będą mieli dla ciebie zrozumienie w każdej sytuacji, niż myślisz. Czasem trzeba też umieć brać, poszukać wsparcia. Żeby wszystko było jasne: nie zemdlejesz i nie zrobisz z siebie wariata! Na pewno! Ale poddaj tę swoją twierdzę wokół której budujesz mury obrony. Dokonaj tego zabiegu myślowego! W ten sposób przyspieszysz zmniejszenie napięcia."
  8. Ezekiel

    Jak dalej żyć???!!!

    beznadzieja33, krok po kroku. Życie z nerwicą to pokonywanie barier. Przełamywanie lęków przez pokonywanie tych barier po kolei. Nie próbuj przebić się przez 10 ścian naraz. Najpierw przebij pierwszą, potem następne. Pierwszym krokiem jest świadomość - jej osiągnięcie i stanięcie w prawdzie przed samym sobą. Uświadomienie sobie nerwicy. Potem uświadamiasz sobie bezsens tych wszystkich lęków co też osiąga się stopniowo - przez uświadamianie sobie powoli, że w istocie Twój skarb nie jest wart tego całego przeżywania, a i sam strach ma wielkie oczy, bo przecież zagrożenie nie jest w istocie takie straszne. Stąd już bardzo blisko do podjęcia decyzji o stawieniu czoła własnemu cierpieniu, o uświadomieniu sobie, że zamiast adorować cierpienie uciekając od problemu lepiej stawić mu czoła. Przekonwertować cierpienie w uczucie przyjemne. Lęk zamieni się w jakiś lekki strach, a strach może być przyjemny. Tak z tremą, strachem radzą sobie sportowcy, zwłaszcza Ci indywidualnie np. w sportach walki - walczą nie tylko z rywalem, ale przede wszystkim z samym sobą. Oni nauczyli się traktować strach i tremę jak uczucie motywacyjne jak adrenalinę, jak napęd do wymagania od siebie jeszcze więcej. Oni nauczyli się lubić tą adrenalinę, ten strach, niepokój. Broń Boże nie mówię tu o adorowaniu cierpienie czy jakiejś formie ascezy. Nie chcę byś nauczyła się czerpać przyjemność z bólu choć w pewnym sensie lekki ból może mieć pozytywny przyjemny oddźwięk jak dobrze do niego podejść. Chodzi mi o sam sens całej tej sytuacji - to ilustruje podobieństwo do nerwicy - z nią naprawdę można żyć, wystarczy zdewaluować przedmiot lęku jak i sam lęk. Tak w istocie człowiek osiąga uzdrowienie z nerwicy.
  9. zmęczona1, daredevil9, nie chodzi o to by po prostu nie myśleć i nie skupiać się na nich. Nie bierz tego dosłownie. Potrzebna jest konfrontacja z myślami, chodzi więc o to byś zrozumiała, że to są chore myśli, a dopiero wtedy pozwoliła im płynąć. Nie rozumiejąc swojego stanu ściągasz nurt rzeki pełnej chorych myśli do siebie. Analiza jest zła - to fakt, ponieważ nie prowadzi do niczego, skupia Twoją uwagę na tych myślach właśnie, natomiast zajmowanie czasu myśleniem o czymś przyjemnym ma sens dopiero kiedy te myśli chore właśnie sobie odpływają. Jeśli ściągasz je na siebie, jeśli nie skonfrontujesz się z nimi to jaki sens ma uciekanie w myślenie o czymś przyjemnym? To tak jakbyś wpadła w poślizg samochodem i zasłoniła oczy wierząc, że to pomoże Ci uniknąć wypadku. Nie! Jak wpadasz w poślizg to walczysz, kręcisz kierownicą, hamujesz, dodajesz gazu, kontrujesz niechciane ruchy samochodu! W ten sposób z poślizgu wychodzisz. Z nerwicą jest podobnie, przychodzą niechciane myśli, wiesz, że coś poszło nie tak i dlatego się pojawiły, kontrujesz więc nadając im ich logiczny sens - nazywasz je chorymi! To pierwszy krok do "wyjścia z poślizgu". Zamykając oczy niemal dajesz sobie gwarancję, że będziesz mieć wypadek. Nie zamykaj oczu przed nerwicą. Kontrowanie tych myśli przez mierzenie się z ich treścią, odpychanie ich uświadamiając sobie ich bezsensowność przynosi stopniowy efekt - tak jak w walce z poślizgiem - nie jest przecież tak, że wystarczy raz przekręcić kierownicą w ruchu przeciwnym do kierunku poślizgu - musisz kręcić nieustannie, hamować, czasami dodawać gazu by wreszcie wyjść na prostą. Tak samo w nerwicy - kręcisz kierownicą swoich myśli, przeciwnie do ruchu tych myśli chorych, wytaczasz przeciw nim argumenty, hamujesz potok tych myśli, zwalniasz by nie rozbić się z dużą siłą, czasami przyśpieszasz tok myśli zdrowych, ten celowy tok myślowy by zaatakować, by przeciwstawić się kierunkowi nerwicy, aż wreszcie wychodzisz na prostą. Jeśli racjonalizowanie przez oddzielanie myśli chorych, bezsensownych, nielogicznych od tych zdrowych nie przynosi rezultatu, to idziesz do lekarza - tak to już jest. Najlepiej od razu. Nerwica to jeden wielki poślizg. Rozbijasz się od czasu do czasu na przydrożnych barierkach wyniszczając samochód zwany Twoim życiem/organizmem. Lekarz jest jak mechanik/blacharz - naprawi to co się zepsuło i wyklepie tam gdzie zostały wgniecenia, wytłumaczy jak "prowadzić samochód" by nie wpadać w poślizg. Przepisze antypoślizgowe opony - leki :) -- 16 sty 2013, 21:53 -- http://zaburzenia-lekowe.eprace.edu.pl/305,Terapia_behawioralno-poznawcza.html http://pl.wikipedia.org/wiki/Psychoterapia_psychodynamiczna To tak do porównania obu form terapii - jeśli czegoś nie zrozumiesz - daj znać:)
  10. Skoro nienawidzi ludzi to chciała im o tym powiedzieć - to jest powód, dla którego też mogła pisać "do ludzi". Drugim powodem jest to, że prawdopodobnie nie chce ani czuć nienawiści do ludzi, ani do samej siebie. Prawdopodobnie dlatego, że wewnętrznie walczy z tym przeświadczeniem, że cierpi z tego powodu, że chciałaby móc ludzi kochać albo chociaż lubić i szanować. Dlaczego nienawidzi? Domyślam się, że po części racje ma Dark Passenger, w końcu musi mieć powód by ich nienawidzić. Podejrzewam, że to kwestia właśnie jakieś traumy, ale nie bezpośrednio. Ta trauma, być może brak uwagi, brak szczerego bezwarunkowego uczucia wpłynęły na wykształcenie się silnego egocentryzmu. Może mocno przemawia też ego, ego skupione wokół egoistycznych pobudek. Ta wypowiedź też bije aż cynizmem :) - myślę, że wykształcił się jakiś wewnętrzny konflikt - po pierwsze dziewczyna wierzy, że jest pępkiem swojego świata, mylnie wierząc, że życie polega na realizacji własnych egoistycznych zachcianek, a ludzie odwracają uwagę świata od niej, z drugiej zaś strony nawet realizacja tych zachcianek i spełnianie się w tej realizacji nie daje jej poczucia szczęścia i spełnienia. Prosta sprawa - prawdziwe poczucie szczęścia i spełnienia osiąga się przez dawanie, nie zaś przez branie. W nerwicach i zaburzeniach w ogóle ciężko do tego dojść przez egocentryzm właśnie:) - jeśli natomiast już tu jest to pomóżcie jej znaleźć odpowiedzi zamiast utwierdzać w przekonaniu albo dawać kolejny powód do nienawidzenia ludzi - zło dobrem zwyciężaj - nienawiść sympatią bym rzekł!
  11. zmęczona1, pozwól więc sobie wytłumaczyć - jeśli nie jesteś dość chora to psychiatra tylko Cie uspokoi - powie, że nerwicy nie ma, jeśli natomiast jesteś to będziesz wiedziała jak sobie pomóc:). Nie chcesz nic z tym zrobić właśnie przez wzgląd na przyzwyczajenie - tak jak pisałem - jest słabo ale stabilnie. Trzymasz się tego kurczowo bo boisz się, że będzie gorzej, że dojdzie kolejny lęk, podczas gdy ten kolejny lęk już doszedł - lęk przed psychiatrą. Jak do lekarza pójdziesz to jeden lęk mniej - kolejna korzyść w takim razie! Zwątpienie też możesz obrócić w motyw do pójścia do lekarza - jeśli "chyba już nigdy nie będziesz wolna" to co masz do stracenia? Idź do lekarza. Nie bój się! Co Cie powstrzymuje - raz jeszcze spytam - jeśli sama zadajesz sobie to pytanie i nie widzisz sensownych odpowiedz - na wszystkie inne bezsensowne już odpowiedziałem - to uświadom sobie to wreszcie - tak czy tak będzie dobrze. Jeszcze raz powtórzę "dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą!" :)
  12. pawel_1111, człowieku - przeczytaj swój post, potem jeszcze raz to co pisałem ja i Viii, potem znów swój post i potem jeszcze raz nasze posty. Jeśli nie zauważysz, że zrobiłeś dokładnie to o czym pisaliśmy to nic Ci nie pomoże:). Chociaż zauważ. Postawiłeś zdanie "zgadzam się, ale..." no właśnie - skąd to "ale". To dowód na to, że wcale nie rozumiesz bo albo nie chcesz tego zrozumieć albo nie chcesz tego zaakceptować! Tak więc, wcale się z tym nie zgadzasz, nie możesz zgodzić się przecież z czymś czego nie rozumiesz albo nie akceptujesz - to tak jakbyś zgodził się z tym, że teoria względności einsteina jest prawdziwa, a sam z fizyki wiedział jedynie jak wygląda podręcznik do podstawówki. Jak można zgadzać się bądź nie zgadzać z czymś czego się nie rozumie? Przeczytaj więc jeszcze raz to co pisaliśmy, to co pisał Pan Szaffer - czego się w ogóle boisz? Powiesz, że przepowiedni - dlaczego się boisz przepowiedni, czy na pewno to właśnie samych przepowiedni się boisz? Boisz się ich treści? Wypełnienia? Czy apokalipsa jest faktycznym zagrożeniem, a jeśli tak co jest zagrożone? Boisz się mierzyć z lękiem, dlatego stawiasz te pytania, dlatego dalej analizujesz, ale dobrze - wytłumaczmy to inaczej - tak aby pokazać, że w Twoim przypadku nie istnieje ani realne zagrożeni (dojdziemy do tego dlaczego tak jest) ani w istocie nic nie jest zagrożone. Sam jestem wierzący, więc wytłumaczmy to z punktu widzenia wiary chrześcijańskiej. Po pierwsze w Twoim mniemaniu zagrożeniem jest apokalipsa, wiem jednak, że w istocie to co czujesz to lęk przed wypełnieniem się treści apokalipsy, boisz się śmierci, boisz się Boga. Istota Apokalipsy jest jednak inna niż ta, której się lękasz. Niesie ze sobą bowiem pozytywny przekaz. W rzeczywistości można by wysnuć piękną metaforę wykorzystując Apokalipsę, a dotyczącą nerwicy. Przepowiednia ta jest bowiem pięknie opisanym sposobem na wygraną z nerwicą. Po pierwsze pokazuje, że często droga do uzdrowienia jest jedna - przez cierpienie, strach i mrok. Ale przedstawia wizję zwycięską - wizję wygranej dobra nad złem, siły woli nad nerwicą w przenośni. Niesie ze sobą obietnicę zbawienia, zwycięstwa życia nad śmiercią. Bóg jest bowiem miłosierny, więc czego w zasadzie się lękasz? Nie musisz obawiać się przepowiedni - potępienie nie dotyczy ludzi, którzy żałują swoich grzechów, Bóg daje obietnicę zbawienia wszystkim tym, którzy żałują, którzy wyrażają skruchę, nawet Jezus w agonii przemówił do Łotra, który dopiero w ostatnich chwilach życia wyraził skruchę "Zaprawdę powiadam Ci, dziś będziesz ze mną w raju". Nie masz więc z punktu widzenia swojej religijności wręcz prawa obawiać się o to, bo wątpisz tym samym w miłosierdzie Boga - czy więc Twój lęk nie jest absurdalny? Z logicznego punktu widzenia natomiast - jeśli przepowiednia jest nieunikniona to czemu się jej obawiasz? To jak śmierć - nie umkniesz jej:). Nie ma tu miejsca ani czasu na lęk. Po drugie wreszcie - co jest Twoim "skarbem"? Co jest zagrożone? Twoje życie? Poczytaj raz jeszcze to co pisze Szaffer - nawet w kontekście Twojej religijności?: "Życie. To jest wartość którą większość ludzi ze zrozumiałych względów chroni najbardziej. Ty również kochasz życie i jesteś do niego przywiązany. Ale przecież nie jest twoją własnością. Dostałeś je tylko w dzierżawę. Czy od Boga Wszechmogącego, czy od wspaniałej, ewolucyjnej i niezmiennie dynamicznej Natury, nie możesz go mieć na wieczność. Śmierć przyjdzie na pewno. Prędzej, czy później ale przyjdzie. Sprawa jest zdecydowana już w momencie narodzin. Czego się zatem bać? Dobrze mnie zrozum nie namawiam cię, żebyś szukał bram śmierci. Wręcz przeciwnie – szukaj życia i ciesz się nim. Po prostu zaakceptuj, że nie jest w twojej mocy, całkowicie go posiąść. Nie przywiązuj się aż tak! Ta luksusowa zabawka jest tylko w leasingu . O życiu pisałem do tej pory we wszystkich wątkach najwięcej, bo to najbardziej kluczowa wartość w naszym kręgu cywilizacyjnym. Nerwica zazwyczaj atakuje ten skarb życia właśnie. Taki też był mój przypadek. Po długiej obronie w końcu zaakceptowałem śmierć…i jak widzisz mam się jeszcze całkiem nieźle . To co napisałem o życiu odnosi się też do zdrowia fizycznego. Ale może boisz się, że całkiem pomiesza ci się w głowie i zupełnie zwariujesz? To nie nastąpi bo zaburzeniom podlegają tylko twoje uczucia, ale gdyby nawet, to co z tego? Może lepiej być szczęśliwym wariatem, niż nieszczęśliwym mędrcem? Cokolwiek by miało nastąpić odpuść, bo to i tak nie zależy od ciebie. Boisz się tylko swoich wyobrażeń." Wreszcie przeczytaj to co z Twojego punktu widzenia jest najważniejsze: "Jeśli jesteś wierzący spójrz na proces wyzdrowienia jak na proces uczenia się zawierzenia. Zawierzenie w zagrożeniu to dokładnie odwrotność paniki. Oczywiście agnostyk powie, że zawierzenie to nic innego jak przyjęcie postawy stoickiej, pięknie opisanej choćby w „Rozmyślaniach” Marka Aureliusza. I z takiej postawy też można czerpać siłę. Ale dla wierzącego to coś więcej. „Si Deus nobiscum quis contra nos?” Jakże potężne to stwierdzenie gdy odniesiemy je do naszej walki wewnętrznej z ograniczeniami. Bo zawierzenie to nie bierność w rodzaju: „Ulecz mnie Panie, oddaje Ci się”. Zawierzenie to aktywność: „Zrobię wszystko co mojej mocy bo wiem, że doświadczenie, które postawiłeś na moje drodze nie jest ponad moje siły!”. Jeśli wewnętrznie pojmiesz i przyswoisz, że „wszystkie twoje włosy policzone”, gdzie pozostanie miejsce na lęk?"
  13. daredevil9, jeszcze raz zaznaczam - to jest typowy przykład ambiwalencji - chcę, ale nie mogę. Ambiwalencja to typowa cecha nerwicowa, ale samo chcę oznacza coś więcej. To naprawdę jest forma uczucia tylko uśpionego nerwicą i wątpliwościami, lękiem. No i te huśtawki nastrojów. Nie bój się bać. Zmierz się z lękiem:) zmęczona1, ja nie tyle co chcę pocieszać co pokazać, że to jest możliwe. Gdybyś mogła ze mną porozmawiać wiedziałabyś, że ja w to wierzę tak mocno, że sama byś w to uwierzyła:). Nie myśl - nie wiem kiedy - wstań i zrób to. Nie czekaj. Co Cie powstrzymuje?
  14. zmęczona1, nie uciekaj od problemu naprawdę :). Możesz wygrać z nerwicą, ale w Twoim przypadku nie próbuj sama się leczyć albo uciekać. Idź do tego lekarza :) Konfrontacja jest niezbędna, taka czy inna - nieważne. Grunt to zmierzyć się z lękiem i natręctwem. Pierwszym krokiem do konfrontacji musi być konsultacja z lekarzem.
  15. Viii, ale dokładnie tak właśnie jest. To ciągłe analizowanie nie pozwala uwierzyć. Często rozwiązania najlepsze to rozwiązania najprostsze - konfrontacja z lękiem, jego przedmiotem. Niestety w większości przypadków zamiast to po prostu zrobić, zaakceptować nerwicę, zmierzyć się z nią i lękiem, zadaje się następne pytanie - kolejne gdybania, wątpliwości i znów ucieka się od rozwiązania, ucieka się od problemu i dalej się cierpi. Najlepsze jest to, że większość tych ludzi zapewne to rozumie, ale nie chce zaakceptować albo po prostu nie chce zrozumieć bo łatwiej jest trzymać się kurczowo tego co nerwica wyścielała. Nieważne, że jest źle, ważne, że stabilnie. Po co spisywać się na cierpienie? Ano właśnie po to by nie było źle! Potem ludzie piszą kwiatki w stylu "jest ciężko, ale dobrze" albo "jest trudno, ale stabilnie" i dalej szukają odpowiedzi. I tak w koło Macieju... Lęk przed lękiem i co gorsza lęk przed wyzdrowieniem bo to się wiąże ze zmianami, z konfrontacją z lękiem. Świadomość to ciężka sprawa gdy ma się nerwicę, to jest problem, z którym najpierw trzeba wygrać by móc mierzyć się z nerwicą. Świadomość, że ma się nerwicę, że nie trzeba się bać lęków, że się przesadza często przez tą nerwicę. Ludzie wolą wierzyć, że to normalne zachowania dopisując im jakieś racjonalne, choć fałszywe wyjaśnienia. To forma ucieczki niestety.
  16. Viii, świetny cytat:). Pan Szaffer zresztą cały swój blog: http://www.szaffer.pl/ ma świetny. Tu leży właśnie sens nerwicy - uświadamianie sobie istoty nerwicy, że dotyka najważniejszych dziedzin życia, tego, że ma wpływ pośredni lub bezpośredni na każdą dziedzinę życia i wreszcie tego, że ta nerwica jest, a nie spychać problem na bok. To ona powoduje, że odczuwa się lęk, najczęściej nieuzasadniony lęk. To ona sprawia, że szuka się przyczyn lęku i dopasowuje się ją do sytuacji, miejsc, przedmiotów, osób. Czym jest lęk? Dokładnie tak jak jest napisane wyżej - to obawa przed własnym wyobrażeniem. To twór własnej wyobraźni! Słusznie rzecze Pan Szaffer wyjaśniając, że aby lęk mógł istnieć musi jednocześnie występować i zagrożenie i to o co jest przedmiotem zagrożenia - skarb. To co jest ważne. Dlatego lęk odczuwalny jest tylko wobec tych najważniejszych spraw. Oczywiście tak jak to widoczne powyżej w pierwszej chwili powiesz - boję się wychodzić z domu, boję się, że mogę zachorować, boję się, że nic z tego nie będzie, że się ośmieszę. Właśnie tu leży sens wyzdrowienia - boisz się swoich wyobrażeń o konsekwencjach tego co może się wydarzyć. Stąd też zaniechuje się zajęć, relacji, realizacji pomysłów, marzeń, planów. Ucieka się od tych lęków. Lęków często bardzo bezzasadnych. Jeszcze raz więc muszę powtórzyć "dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą". Kiedy się poddajesz już przegrałeś. Stań wiec oko w oko z lękiem. Czego się boisz? - zapytaj sam siebie jeszcze raz. Nie pozbawiaj się broń Boże zdrowego rozsądku, ale obawa przed nieuniknionym albo przed czymś co być może nigdy się nie wydarzy nie ma sensu - kiedy dojdziesz do wniosku, że to faktycznie nie ma sensu łatwiej będzie Ci uwierzyć, że Twój skarb jest nierealny albo bezzasadnie nosi miano skarbu. Twój skarb jest bowiem wartością albo nie należącą do Ciebie albo nie jest wartością godną noszenia miana skarbu. To pozwoli Ci uwierzyć, że nie musisz się bać. Nie pozbawiaj się tych wartości. Dostałeś je albo sam zdobyłeś, ale nie traktuj ich jako wykładni szczęścia, życia, zbawienia świata. Nie. To tylko elementy Ciebie, tak samo jak te, których wartość nie jest dla Ciebie tak wysoka.
  17. Ezekiel

    Jak dalej żyć???!!!

    beznadzieja33, problemem nie jest to co się stało, ale brak wiary w siebie i możliwość oponowania z lękiem. Często w nerwicy jest tak, że ta daje osobie znać już wcześniej. Często latami. Zazwyczaj jest bowiem tak, że nerwica jest efektem rozchwiania emocjonalnego, niedojrzałości emocjonalnej i borykania się problemami, które często są wynikiem braku pewności siebie przez dłuższy okres czasu. Te problemy często wiążą się ze stresem, a co za tym idzie poczuciem niepokoju, zazwyczaj nieuzasadnionego niepokoju często w sytuacjach teoretycznie bezstresowych. Jest to też wynikiem rozchwiania i niedojrzałości świata wewnętrznego (emocjonalnego). Twój przypadek nie jest odosobniony. Zdaję sobie sprawę, że kwestia uwierzenia w siebie i możliwość pokonania nerwicy jest dla Ciebie w danej chwili niewyobrażalna, ale kiedy przyjdzie momentu "luzu" dojdziesz do wniosku, że to całkiem logiczne, że to całkiem prawdziwe. Świetnie opisuje bowiem sens i całą istotę problemu nerwicy lękowej ktoś kto z chorobą sobie poradził i kto z nią wygrał. Pan Grzegorz Szaffer słusznie tłumaczy istotę lęku - otóż potrzebne są dwie rzeczy by się bać - musi istnieć zagrożenie (nawet jeśli jest nierealne) i musi istnieć tzw skarb, który mu podlega, a więc coś co chcemy, nawet jeśli podświadomie - bronić przed tym zagrożeniem. Oczywiście dochodzimy do momentu, kiedy może zaistnieć sytuacja kiedy tak zagrożenie jak i skarb będą kolejno nierealne i nieświadomie istotne. Wniosek jest jeden, jeśli nie ma zagrożenia albo skarbu, o który się boimy to nie ma też lęku. Że pozwolę sobie zacytować "coś musi zagrażać i coś musi być zagrożone". Stąd wiemy, że drogi do wyjścia z nerwicy są dwie - pierwszą będzie stawienie czoła samemu lękowi. Przypomnieć warto więc przysłowie, że "Strach ma wielkie oczy". Tak więc stanąć trzeba przed sobą i uświadomić sobie, że masz prawo się bać i odczuwać lęk. Jesteś tylko człowiekiem. Zaakceptuj to jaka jesteś. "Alternatywą jest budowanie masek i póz, obarczanie odpowiedzialnością innych, agresja, frustracja i coraz większe rozmijanie się z rzeczywistością. Maski chronią nas ale i ograniczają. Każdy z nas jakąś nosi, często wymiennie zależnie od sytuacji. Pytanie nie jest nawet, czy taką czy inną maskę zakładasz, ale czy sam nie stałeś się maską. Czy nie utknąłeś w wiezieniu fałszu? Żeby wyjść z nerwicy potrzebujesz świeżego powiewu prawdy na swój temat. Podejmowania decyzji w oparciu o rzeczywisty, a nie projektowany swój obraz. Oto zresztą zadanie na całe życie – poznać siebie. Zakładaj maski i buduj wizerunki dla innych jeśli chcesz, ale nie zakładaj maski przed samym sobą. Zwiedzie cię tylko na manowce pychy lub frustracji i przed niczym nie uchroni.". Święte słowa! Świetny też cytat z Pascala - człowiek nawet w momencie umierania, chociaż dla świata jest tylko trzciną falującą na wietrze, jest czymś szlachetniejszym, ponieważ wie, że umiera i ma tego świadomość. Tak samo trzeba mieć świadomość swojej nerwicy, słabości z nią związanych. Nie bać się... bać. Trzeba nastawić się na cierpienie i lęk, bo uzdrowienie zawsze wiąże się z cierpieniem. Podobnie jak z chorobą fizyczną - trzeba ją przecierpieć aż się wyzdrowieje - tu jest łatwiej bo nie można od niej uciekać, w przypadku nerwicy już tak i stąd dłuższy okres, mozolniejsza droga i większe cierpienie. Drugą drogą, a najlepiej współistniejącą do pierwszej jest uświadomienie sobie skarbu, którego nerwica wybrała i poddanie go. Nerwica zawsze atakuje te sprawy, które są najważniejsze. To istota istnienia lęku - to o czym pisałem wyżej - musi istnieć coś co jest zagrożone. Nie będziesz się przecież bać o to, że spalisz kiełbaskę bo nie jest to dla Ciebie ważne. W Twoim przypadku skarbem jest opinia, opinia wśród ludzi z miejsca, do którego boisz się wracać. Tak bardzo jest dla Ciebie ważne, że boisz się, że mogłaby być negatywna. Wierzysz, że jest negatywna i boisz się tam wracać. Pojawia się ten lęk przed lękiem. Dla innych będzie to własne szczęście, szczęście, dla którego odrzucają propozycje pracy, miłość partnerską, rezygnują ze związków, może to być jakaś egocentryczna albo nawet egoistyczna postawa, egoistyczne pobudki, realizacja własnych egoistycznych marzeń kosztem wszystkiego. Tacy ludzie też będą się bać ludzi, partnerów, relacji, miłości w obawie przed niezrealizowaniem tych wszystkich potrzeb. Zagrożenia często nierealne, ale skarb realny. Szczęście jest zagrożone, marzenia są zagrożone, "JA" jest zagrożone, więc rezygnujesz z odwiedzania miejsc, kończysz związek z partnerem, odrzucasz propozycję pracy albo z niej rezygnujesz, boisz się iść do przodu by nie zmienić pozornego poczucia stabilności. Każdy skarb można zracjonalizować, każdy skarb można poddać. Każdy skarb, nawet życie można zdewaluować. Nie zmierzam do tego, że można popełnić samobójstwo, po tym jak uzna się, że życie wcale nie jest tyle warte - nie! Chodzi o to, że nie ma sensu bać się o życie i nie chodzi o przejawianie braku zdrowego rozsądku. Chodzi o to, że życie nie trwa wiecznie, śmierć jest naturalnym następstwem. Coś ma początek i coś ma koniec. Ludzie nie boją się śmierci, ale wyobrażeń o niej. Boją się bo o niej myślą. Kiedy śmierć przychodzi nie ma miejsca na lęk. Po prostu umierasz i Twoje ziemskie życie ustaje. Boisz się bo myślisz, że śmierć może w ogóle nadejść. Tak samo jest z tym o co się boisz teraz. Boisz się, że opinia o Tobie jest wykładnią Twojego życia. Najlepiej opisuje to jednak sam Pan Szaffer. Zacytuję więc go ponownie: "Pozycja i opinia. Boisz się, że się ośmieszysz publicznie, zemdlejesz, wezmą cię za wariata. Może całe życie budowałeś jakiś swój wizerunek. Jesteś osobą dynamiczną, przedsiębiorczą, rozsądną, która była do tej pory podporą dla innych. Może występujesz przed jakimś gronem. Może nawet jesteś kimś znanym, którego wizerunek jest własnością publiczną. Stworzyłeś sobie jakiś obraz. Uznałeś, że ten obraz, to jak cię ludzie odbierają, cię definiuje. Wierzysz, że taki jesteś. Ale co w zasadzie takiego się stanie jeśli się ośmieszysz? Czy twój wizerunek warty jest tego szarpania? Dziesiątki ludzi ośmiesza się codziennie w telewizji i co z tego? Jaki jest najgorszy scenariusz? Uznają cię za wariata? Co z tego? Każdy jest wariatem w jakimś obszarze. Masz poważną pracę? Co z tego? Czy od niej zależy zbawienie świata? To jest tylko w twojej głowie! Zmień punkt widzenia, a to co jest teraz dla ciebie nie do pomyślenia stanie się normalne. Czy myślisz na przykład,że ciężko chorzy ludzie, którzy leżą w szpitalu, robią pod siebie i, przepraszam bardzo, budzą się umazani we własnym gównie ośmieszają się? Nie. Ośmieszają się tylko ci którzy z tego kpią. Więc dlaczego sądzisz, że ty ośmieszyłbyś się gdybyś na przykład zemdlał? Nie chodzi przecież o to, żebyś obnosił się ze swoimi słabościami i porażkami. Po prostu przyznaj sobie prawo do bycia sobą. Jest więcej ludzi w twoim otoczeniu, którzy będą mieli dla ciebie zrozumienie w każdej sytuacji, niż myślisz. Czasem trzeba też umieć brać, poszukać wsparcia. Żeby wszystko było jasne: nie zemdlejesz i nie zrobisz z siebie wariata! Na pewno! Ale poddaj tę swoją twierdzę wokół której budujesz mury obrony. Dokonaj tego zabiegu myślowego! W ten sposób przyspieszysz zmniejszenie napięcia."
  18. zmęczona1, zadzwoń do lekarza, po prostu. Złap za słuchawkę i się umów. Wydrukuj opis swojej choroby i przedłożysz mu przy wizycie. Jeśli boisz się umówić albo, że po umówieniu się i tak do niego nie pójdziesz to powiedz o tym mężowi. On Cie zmusi. Jeśli i o to się boisz to wyślij mi numer do męża na priv. Ja się z nim skontaktuję, opowiem sytuację podając się za Twojego psychoterapeutę i powiem, że ma obowiązek umówić Cie do lekarza i tam zaprowadzić. Damy radę. Pozwól sobie pomóc. agata_08, to forum jest tak dla wszystkich jak i dla Ciebie. Nie męczysz nikogo pytaniami, nikogo poza sobą. To Ty się męczysz ciągle je zadając. Ja nie chcę byś mierzyła się z nimi sama. Ja chcę żebyś po prostu przestała je zadawać, a zaakceptowała te odpowiedzi, które podsuwa Ci życie, logika, psychiatra, inni, którzy podobnie jak Ty cierpią na zaburzenia nerwowe. Dziel się swoimi przeżyciami, opowiadaj o tym co czujesz i jak zmienia się Twój świat emocjonalny, nie zadawaj pytań, które w istocie nie mają sensu, a więc te, które mają udzielić Ci odpowiedzi na to co jest w Twojej głowie bo nikt z nas w niej nie siedzi. Postaramy się Ci pomóc, ale ogranicz się do pytania podsumowującego. Nikt nie życzy Ci źle i wcale nie mam Ciebie dość. Wręcz przeciwnie zaglądaj tu częściej, życzymy Ci jak najlepiej, ale to próba pomocy - przeczytaj swoje pytania i spróbuj na chłodno, na luzie zastanowić się jaki one mają sens. Jeśli choć część wyda Ci się pytaniami bez odpowiedzi, jeśli choć część wyda Ci się pytaniami, na które odpowiedzi nie znajdziesz tutaj, jeśli choć część pytań to pytania, na które odpowiedzi już znasz albo bardzo łatwo poznać możesz to będzie to dowód na to, że zmierzasz do przodu, bo będziesz stawać w świadomości. Dasz radę!
  19. zmęczona1, to bardzo proste - nie uciekaj. Nie bój się bać. To nie przez to, że boisz się swoich myśli bo choć są one przerażające i obrzydliwe, to nie znaczy, że nie da się z nimi wygrać. To fakt, że Ty się boisz nawrotu tych myśli, boisz się ich bać, boisz się, że będą wracać. Stąd wracają z coraz większą siłą. Coraz większym natężeniem, coraz groźniejsze. Melo jako świetny psychoterapeuta i psychiatra postawił kiedyś diagnozę, że w istocie aby wyzdrowieć trzeba tego naprawdę chcieć, trzeba mieć naprawdę dość choroby, a żeby mieć jej naprawdę dość trzeba sięgnąć dna. W przypadku Twojej nerwicy natręctw wydaje się więc, że odwracanie myśli może być formą ucieczki. Może więc powinnaś się zmierzyć z ich treścią. Nie jestem psychologiem, nie chcę abyś dała się ponieść fantazjom dotyczącym postaci religijnych. Zmierz się z ogólną ich treścią. Z tymi, które są najmniej obrzydliwe. Daj myślom płynąć, nie uciekaj na siłę. -- 14 sty 2013, 22:54 -- To ta stopniowa desensytyzacja, a więc stopniowe odwrażliwianie na lęk.
  20. agata_08, ja doskonale Cie rozumiem, że to wcale nie jest proste. Ty naprawdę masz problem - czytasz te wszystkie swoje pytania w ogóle? Ja już Ci odpowiedziałem na wszystkie, a Ty nadal je zadajesz. Nie odpowiadają Ci moje odpowiedzi, w ogóle żadne Ci nie odpowiadają. Jeśli więc nie chcesz usłyszeć odpowiedzi na pytania to po co je w ogóle zadajesz? Znasz odpowiedzi na te pytania? Jeszcze raz powtórzę więc - winne są Twoje zaburzenia nerwowe, które też jak mniemam są wynikiem ogólnego problemu - niedojrzałości, skrzywienia emocjonalnego. Grunt to krok po kroku przełamywać bariery, podczas gdy Ty chcesz wszystko od razu. Nie rozumiesz sama siebie, ale chcesz żeby ktoś Cie zrozumiał. Nie próbuj tego zrozumieć. To jest próba traktowania nienormalnych zachowań jak normalne. Właśnie ta chora racjonalizacja - doszukiwanie się i dopisywanie racjonalnych przyczyn i powodów takich zachowań - nieważne jakich, nieważne czy w ogóle są faktyczną przyczyną, ważne by pasowało, a właściwy powód - zaburzenia emocjonalne - przysypać ziemią. Znów muszę przypomnieć - analiza, nieustanne zadawanie pytań nie prowadzi do niczego jeśli nie dochodzi się do wniosku. Tylko wgląd, czyli uświadomienie sobie istoty problemu, a więc, że ma się emocjonalny problem może Ci pomóc stawić temu czoła. Idź do psychoterapeuty, ale jeszcze jedna ważna sprawa - od teraz nie zadajesz pytań. Nie pytaj co sądzę i co się jest czego przyczyną. Nie zadajesz pytań tylko stajesz przed tym co już dawno powinnaś była sobie uświadomić - mam problem natury emocjonalnej - taką diagnozę też wysnuł lekarz psychiatra. Stajesz i nie pytasz o to co skąd się bierze. Mam zaburzenia emocjonalne, jestem emocjonalnie niedojrzała i muszę coś z tym zrobić - zaakceptuj to w sobie! Tyle! Nic więcej.
  21. Mam nadzieję, że uda mi się choć częściowo pomóc Wam. Po pierwsze zaznaczam jeszcze raz, ale tym razem innymi słowami - w nerwicy najważniejsza jest odwaga, a na tą wyjątkowo trudno zebrać się osobom, które boją się bać, które mają pełno wątpliwości, nie odczuwają szczęścia i radości, po prostu brak im motywacji w postaci impulsu, wiary, czegoś pozytywnego. Deficyt odwagi jest problemem. Odwaga to nie jest brak strachu, w nerwicy to nie jest brak lęku - to podążanie wbrew lękom w określonym kierunku. Mierzenie się z lękiem i chorobą. Wychodzenie jej na przeciw. Tu przychodzi na myśl piękny i jakże prawdziwy frazes "Dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą". W zaburzeniach nerwowych jest tak samo. Ucieczka zawsze oznacza porażkę, nie wygrywasz ani zdrowia ani spokoju, nawet ulga nie jest nagrodą. Nie robisz 5 kroków w tył by zrobić 20 do przodu, nie... to coś gorszego ucieczka oznacza zaczynanie od początku, tylko z dodatkowym bagażem: zmęczenia, wątpliwości, deficytu radości itd. Walczcie więc! karola21101987, to jest dokładnie to o czym napisałem wyżej - uciekając od chłopaka, uciekając od innych lęków przez znajdywanie przyczyn wcale nie zwalczałaś choroby, wracałaś na start coraz bardziej zmęczona i coraz więcej wątpliwości i niepewności temu towarzyszyło. To jak z siłownią niemalże. Powtarzasz jakieś ćwiczenie kilkukrotnie, ale z każdym następnym razem coraz bardziej bolą mięśnie, coraz mniej ma się siły, coraz więcej świadomości w Tobie, że pewnie następnego razu już nie wytrzymasz, coraz łatwiej się więc rezygnuje i ucieka by czasami nie okazało się, że ciężar Cie przerósł. Niby ciężar jest przecież ten sam, ale z każdym kolejnym razem bliżej Ci by uwierzyć, że to dla Ciebie za dużo. To taki plastyczny przykład - oczywiście w nerwicy nie jest dokładnie tak samo. W siłowni można odpocząć i następnego dnia wrócić silniejszym. W nerwicy natomiast wraca się słabszym po ucieczce. Należy więc jeden cykl treningowy traktować jako porównanie do życia w nerwicy. Jeśli chcesz sprawdzić się ile jesteś w stanie udźwignąć - sprawdzaj się wtedy kiedy masz najwięcej sił. Im więcej prób wcześniej na mniejszych ciężarach tym granica się przesuwa w dół. Podobnie jest w życiu. Uciekanie od nerwicy, od lęków, powoduje więcej natręctw, obniża się próg wytrzymałości na cierpienie, lęk, wątpliwości i zwątpienie wbija w ziemię. Stawiłaś czoła lękom, rozmawiając od tym z chłopakiem, zabierając go do psychologa, zmieniając psychologa. Twoja psycholog ma rację, to poczucie nierealności jest pierwszą oznaką, że stawiasz czoła nerwicy i dowodem tego, że Twoje lęki nie były związane z chłopakiem,a z samą chorobą właśnie. Stawiasz jej czoła i jesteś na dobrej drodze do wygranej! daredevil9, wymagać możesz od siebie wszelkich uczuć, ale w chwili kiedy wygrasz z nerwicą. W tym momencie musisz wbrew sobie z Nią walczyć. Widzisz to, że się gubisz w tym wszystkim jest właśnie dowodem, na chorobliwy charakter Twoich wątpliwości, ale nadal nie chcesz w to uwierzyć. Próbujesz, ale nie chcesz. Gdybyś to zaakceptował to już nie musiałbyś się bać tak jak karola np. To poczucie, że jesteś pionkiem to właśnie ta derealizacja. Zdajesz się nie być sobą, że życie to tylko gra, w której możesz wrócić do tzw "checkpoint'a". Musisz stawić czoła nerwicy bo niestety życie to nie bajka ani gra. W dorosłość trzeba wejść żeby zobaczyć, że nie ma się czego bać, dopóki tego nie zrobisz będziesz się bał zawsze. Kolejna sprawa to Twoja ambiwalencja. Typowa cecha dla nerwicowców. W wielu przypadkach, które poznałem ambiwalencja była przyczyną kryzysów w związkach, a często prowadziła do ich rozpadu. Moja dziewczyna również ma z tym problemy. Bardzo chcę, ale coś mnie blokuje, odczuwasz jednocześnie dwie emocje co powoduje brak poczucie realności tych odczuć. W jednej chwili możesz więc odrzucić dane uczucie. Chcesz, ale nie możesz - u zdrowych ludzi też zdarzają się przypadki kiedy ambiwalencja dotyka świata emocjonalnego. W tym przypadku nie jest to jednak nasilone, ale też problematyczne. Dla pokazania różnicy często mówi się, że w zdrowym umyśle ambiwalencja przejawia się odczuwaniem właśnie dwóch przeciwstawnych emocji, zaś w przypadku osób z zaburzeniami nerwowymi jest to jedna emocja o dwóch przeciwstawnych znakach. W takich przypadkach sprzeczne emocje utrudniają niejednokrotnie podejmowanie ważnych, życiowych decyzji. Dasz radę jednak, wierzę w Ciebie! agata_08, w Twoim przypadku tak jak mówiłem wcześniej - niestwierdzenie nerwicy wcale nie oznacza, że jesteś w pełni ukształtowana emocjonalnie. Masz prawo mieć wszelkie zaburzenia nerwowe bez stwierdzonej nerwicy. Nerwica to konkretna choroba. Tak samo możesz mieć zmiany skórne i nie mieć raka, ale to nie znaczy, że zmiany skórne nic nie oznaczają. Twój świat emocjonalny jest mocno zaburzony, po prostu. Musisz stawić czoła swojej niedojrzałości. Ewidentnie masz problem z niestabilnością emocjonalną. Ty się nie zakochujesz, Ty próbujesz sobie wmawiać zakochanie, nie masz prawdopodobnie ukształtowanych oczekiwań względem partnera stąd ciągle zakochiwania i odkochiwania się. Stąd też lęk przed przywiązanie. Po prostu jesteś w pułapce własnych oczekiwań. Boisz się, że ciągle gdzieś tam może być lepszy, wierzysz, że tak właśnie się dzieje. Ludzie zdrowi dobierają się w pary, a miłość przychodzi z czasem. Ty natomiast wierzysz ślepo w to, że uczucie trwa niezmiennie i jednostajnie od samego początku znajomości. Postaraj się to zmienić. Skupiać się na dobrych stronach. Związać się z kimś kto Ci się spodoba i nie oczekiwać niczego od niego, ani przede wszystkim od swojego świata emocjonalnego. Przychodzi mi na myśl świetne zdanie, które usłyszałem kiedyś od księdza i mógłbym to zdanie sparafrazować "Nie oczekuj szczęścia, dawaj szczęście innym, a ono samo wróci ze zdwojoną siłą" Walczcie!
  22. agata_08, psychiatra stwierdził, że nie masz nerwicy. Mógł się oczywiście mylić, ale ważniejsze jest byś nie brała tego co mówił jako prawdy ostatecznej, a więc, że jesteś absolutnie zdrowa w sensie wolna od problemów emocjonalnych. Po drugie stwierdził także, że masz problemy emocjonalne i to dlatego skierował Cie do psychoterapeuty. Oczywiście niedojrzałość emocjonalne i zaburzenia, które masz tak jak mówiłem wcześniej nie muszą jednoznacznie stwierdzać, że masz nerwicę, ale są to okołonerwicowe zaburzenia. Nie można nadinetpretować objawów oczywiście ponieważ w nerwicy zalecana jest farmakoterapia jako główna forma leczenia, a w Twoim przypadku myślę, że jest to niepotrzebne. Stąd też forma psychoterapii przez stopniową desensytyzację np. Po prostu musisz stawiać czoła swoim lękom. Doszukiwanie się sensu życia i źródła szczęścia zawsze powoduje odwrotny skutek - nagle okazuje się, że ani jednego ani drugiego w Twoim życiu nie ma:), a to nie prawda. Idź do psychologa i opowiedz o swoim problemie. Skonsultuj to też z innym lekarzem tak jak radzi to lekarz - choćby z czystej ciekawości. zmęczona1, Ty masz zupełnie inny problem - Twoje zaburzenia są ewidentnie nerwicowe i musisz też porozmawiać z mężem. Ty ewidentnie uciekasz od problemu i wyciszasz go w sobie, wierząc, że "sam sobie przejdzie jak nie będę tego roztrząsać albo jak postaram się zapomnieć". Jest to nie prawda. Przełam lęk przed lękiem i idź do psychiatry i opowiedz wszystko tak psychiatrze jak i mężowi! :)
  23. zmęczona1, bo to będzie wracać. Nie stawiasz czoła problemowi, uciekasz przed nim. Chowasz się, a on cichnie, ale jest cały czas i stąd będzie wracał. Możesz mieć spokój kilka miesięcy, ale zawsze będzie wracał jeśli tego nie pokonasz.
  24. zmęczona1, musisz zrobić dwie rzeczy wbrew swoim lękom. Jeśli nie stawisz im czoła to nigdy nie dasz rady wygrać z nerwicą - po pierwsze szczerość z mężem, nie brnij w ukrywanie rzeczywistości bo to pogrąża Ciebie, tworzysz przez to czarne scenariusze, a mąż na pewno zrozumie. Po drugie psychiatra! Jeszcze raz przeklejam ważny tekst: W zasadzie nie ma lepszej formy terapii wszelkich lęków jak właśnie desensytyzacja a więc stopniowa kontrolowana konfrontacja ze źródłem naszej nerwicy-uciekając od źródła lęku w rytuały-jak ma to miejsce w ZOK zamiata się problem pod dywan,nasz lęk jedynie narasta gdyż nie został rozwiązany lecz "zakrzyczany";dalej kłębi się w naszej podświadomości i żywi się naszym strachem przed bezpośrednim stawieniem mu czoła.Nie można na żródło lęku reagować ucieczką i uważać ją za rozwiązanie problemu bo ucieczka nigdy nią nie będzie,doraźnie odczujemy ulgę ale nasz demon rośnie w siłę bowiem żywi się naszą wobec niego biernością.Wiele metod sprawdzałem w walce z ZOK ,z różnymi fobiami i lękami i wiem że desensytyzacja jest metodą walki z nerwicą najskuteczniejszą-rozwiązuje problem u podstaw,daje trwałe rezultaty i oczyszcza śmietnik naszego umysłu.
  25. agata_08, daredevil9, jesteśmy z Wami. Nawet Ci, którzy już tu nie wracają - Oni są tym bardziej. Uwierzcie mi. Nerwica to choroba, która w wielu przypadkach powoduje poczucie braku zrozumienia. To problem bo chęci takiego człowieka by kogokolwiek wspierać są bliskie zera, głównie przez to, że w związku z tym poczucie jego egocentryzm skupia się wokół własnego problemu, a myśli wokół (kiedy wreszcie ktoś lub coś pomoże mnie). Ale Ci, którzy już wygrali z nerwicą albo wygrywają z nią właśnie teraz mogą spokojnie Was wspierać. Wiele z tych osób nigdy tu nie wróci w poczuciu spokoju - bo i po co:), ale wierzę, że są duchem z Wami. Tak jak ja teraz i wspierajmy Was i trzymamy kciuki :)
×