Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ezekiel

Użytkownik
  • Postów

    165
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ezekiel

  1. mains, na siłę się nie da, ale jeśli chcesz to już nie jest na siłę. Przecież Ty tego chcesz prawda? :) Miłość to coś co komuś ofiarowujesz, więc jeśli chcesz komuś ją dać, a jej nie dajesz to gdzie leży problem? W nim? To tak jakbyś oskarżyła kurę o to, że nie potrafi latać :) nie sugeruj się innymi - każda miłość jest wyjątkowa tak jak każde z nas jest wyjątkowe. Jeśli chcesz dać miłość chłopakowi to nie próbuj mu jej dać, po prostu to zrób!
  2. mains, na siłę się nie da, ale jeśli chcesz to już nie jest na siłę. Przecież Ty tego chcesz prawda? :) Miłość to coś co komuś ofiarowujesz, więc jeśli chcesz komuś ją dać, a jej nie dajesz to gdzie leży problem? W nim? To tak jakbyś oskarżyła kurę o to, że nie potrafi latać :) nie sugeruj się innymi - każda miłość jest wyjątkowa tak jak każde z nas jest wyjątkowe. Jeśli chcesz dać miłość chłopakowi to nie próbuj mu jej dać, po prostu to zrób!
  3. mains, napady lęków związane są zawsze w jakimś stopniu z życiem, bo życie to największy skarb dla człowieka. Lęki zaczynają się wtedy kiedy własne życie staje się dla ego wartością nadrzędną, kiedy do głosu dochodzi egoizm i egocentryzm. Wtedy pojawiają się lęki, ponieważ boisz się stracić życie, tak w sposób bezpośredni (przez śmierć) lub pośredni (przez jego marnotrawstwo czy nudne/słabe życie). Stąd panika związana z krzywdą, która może Cie spotkać i brak umiejętności dostrzeżenia piękna w innych. Egoizm to podszewka dla nerwicy, zawsze. Zawsze liczy się tylko "ja". Bo "ja" i nerwica żywią się strachem, egoistycznymi pobudkami. Wierzysz, że wolałabyś być z innym, byłoby Ci z nim lepiej chociaż nie masz podstaw by tak myśleć, nie wiesz w istocie jakby było. Wolisz w to jednak wierzyć bo już jesteś nakarmiona lękiem. Ale jeśli dasz wygrać nerwicy to uwierz mi - z nikim nie będziesz szczęśliwa. To nie partner jest problemem, a egocentryzm, brak umiejętności dostrzegania i skupiania się na pozytywnych sprawach. Ciężko jest z tym walczyć, ale to jedyna droga. Jeśli Twój chłopak zasługuje na miłość to czy nie jest to największym powodem by tą miłość mu ofiarować? Co w takim razie powstrzymuje Cie od ofiarowania mu miłości? Polecam mój felieton na facebooku - o dostrzeganiu piękna, może wtedy łatwiej będzie Ci pokochać faceta?
  4. mains, napady lęków związane są zawsze w jakimś stopniu z życiem, bo życie to największy skarb dla człowieka. Lęki zaczynają się wtedy kiedy własne życie staje się dla ego wartością nadrzędną, kiedy do głosu dochodzi egoizm i egocentryzm. Wtedy pojawiają się lęki, ponieważ boisz się stracić życie, tak w sposób bezpośredni (przez śmierć) lub pośredni (przez jego marnotrawstwo czy nudne/słabe życie). Stąd panika związana z krzywdą, która może Cie spotkać i brak umiejętności dostrzeżenia piękna w innych. Egoizm to podszewka dla nerwicy, zawsze. Zawsze liczy się tylko "ja". Bo "ja" i nerwica żywią się strachem, egoistycznymi pobudkami. Wierzysz, że wolałabyś być z innym, byłoby Ci z nim lepiej chociaż nie masz podstaw by tak myśleć, nie wiesz w istocie jakby było. Wolisz w to jednak wierzyć bo już jesteś nakarmiona lękiem. Ale jeśli dasz wygrać nerwicy to uwierz mi - z nikim nie będziesz szczęśliwa. To nie partner jest problemem, a egocentryzm, brak umiejętności dostrzegania i skupiania się na pozytywnych sprawach. Ciężko jest z tym walczyć, ale to jedyna droga. Jeśli Twój chłopak zasługuje na miłość to czy nie jest to największym powodem by tą miłość mu ofiarować? Co w takim razie powstrzymuje Cie od ofiarowania mu miłości? Polecam mój felieton na facebooku - o dostrzeganiu piękna, może wtedy łatwiej będzie Ci pokochać faceta?
  5. justys1717, musisz mieć świadomość, że nerwica wpływa zawsze na związek. Kiedy przychodzi napad lęku, który pociąga też często nieuzasadnione napady płaczu często bezzasadnie wywraca cały świat do góry nogami. Musisz zdać sobie sprawę, że także ten świat emocjonalny, a może nawet zwłaszcza jest uzależniony od napadów. Kiedy lęk napada człowiek, który cierpi na zaburzenia nerwicowe obwinia wszystko wokół, a to partnera, a to sytuacje i miejsca, w których się znajduj. Naturalną koleją rzeczy jest więc uciekanie od tych spraw, rzeczy, ludzi. Kolejnym naturalnym następstwem jest więc ulga. Tylko ta ulga nie jest rozwiązaniem problemu, nie jest wyzdrowieniem - jest ucieczką, jest sztucznie wykreowana. W zaburzeniach nerwicowych niemal zawsze występuje patologiczny mechanizm racjonalizacji. Tak lękowej czy natręctw. Przychodzi coś chorego, a więc ciężkiego do zrozumienia - lęk, natręctwo - mają podobne usposobienie, wszak natręctwo też jest formą lęku, a lęk formą natręctwa. Racjonalizujesz więc przez nadawanie mu fałszywego, plastikowego, sztucznego sensu, przyczyny, powodu - jednocześnie uciekając w ten sposób od faktycznej istoty problemu, od realnego źródła lęku. Wmawiasz sobie, może ja go po prostu nie kocham, nie chcę z nim być, to przez niego czuję się tak jak się czuję, zostawisz go i poczujesz ulgę ponieważ uwierzysz, że to właśnie było problemem. Jednakże taka forma ulgi zawsze jest tylko metodą doraźną, lęk wróci, stan bezsensu wróci, znów będziesz miała problem - może następnym razem wmówisz sobie, że to przez to, że jesteś sama i będziesz chciała kogoś mieć, a może wrócisz do narzeczonego, potem znów wróci lęk i znów odejdziesz. To jest patologiczny mechanizm - pierwszy krok więc to uświadomienie sobie problemu, drugi krok to stawienie mu czoła, dopiero potem możesz się spodziewać normalnego funkcjonowania :) - zmienić nawyki!
  6. justys1717, musisz mieć świadomość, że nerwica wpływa zawsze na związek. Kiedy przychodzi napad lęku, który pociąga też często nieuzasadnione napady płaczu często bezzasadnie wywraca cały świat do góry nogami. Musisz zdać sobie sprawę, że także ten świat emocjonalny, a może nawet zwłaszcza jest uzależniony od napadów. Kiedy lęk napada człowiek, który cierpi na zaburzenia nerwicowe obwinia wszystko wokół, a to partnera, a to sytuacje i miejsca, w których się znajduj. Naturalną koleją rzeczy jest więc uciekanie od tych spraw, rzeczy, ludzi. Kolejnym naturalnym następstwem jest więc ulga. Tylko ta ulga nie jest rozwiązaniem problemu, nie jest wyzdrowieniem - jest ucieczką, jest sztucznie wykreowana. W zaburzeniach nerwicowych niemal zawsze występuje patologiczny mechanizm racjonalizacji. Tak lękowej czy natręctw. Przychodzi coś chorego, a więc ciężkiego do zrozumienia - lęk, natręctwo - mają podobne usposobienie, wszak natręctwo też jest formą lęku, a lęk formą natręctwa. Racjonalizujesz więc przez nadawanie mu fałszywego, plastikowego, sztucznego sensu, przyczyny, powodu - jednocześnie uciekając w ten sposób od faktycznej istoty problemu, od realnego źródła lęku. Wmawiasz sobie, może ja go po prostu nie kocham, nie chcę z nim być, to przez niego czuję się tak jak się czuję, zostawisz go i poczujesz ulgę ponieważ uwierzysz, że to właśnie było problemem. Jednakże taka forma ulgi zawsze jest tylko metodą doraźną, lęk wróci, stan bezsensu wróci, znów będziesz miała problem - może następnym razem wmówisz sobie, że to przez to, że jesteś sama i będziesz chciała kogoś mieć, a może wrócisz do narzeczonego, potem znów wróci lęk i znów odejdziesz. To jest patologiczny mechanizm - pierwszy krok więc to uświadomienie sobie problemu, drugi krok to stawienie mu czoła, dopiero potem możesz się spodziewać normalnego funkcjonowania :) - zmienić nawyki!
  7. nova88, jeśli masz myśli samobójcze to faktycznie powinnaś niezwłocznie udać się do lekarza. Lęk jest reakcją organizmu, zwykle patologiczną. Problemem jest to w jaki sposób reagujesz na różne sytuację. Stworzyłaś sobie jakiś dziwny, chory mechanizm reakcji. Spróbuj udać się do specjalisty. To problem, którego nie można bagatelizować. Musisz przede wszystkim popracować na systemem reakcji na błahe sprawy. Stawić czoła lękowi, uświadomić sobie, że masz prawo się bać tak jak masz prawo wiedzieć, że lęk nie musi być paraliżujący. Musisz też się przekonać, że niektóre sprawy nie wymagają od Ciebie takich reakcji. To kwestia wypracowania pewnych pozytywnych nawyków.
  8. nova88, jeśli masz myśli samobójcze to faktycznie powinnaś niezwłocznie udać się do lekarza. Lęk jest reakcją organizmu, zwykle patologiczną. Problemem jest to w jaki sposób reagujesz na różne sytuację. Stworzyłaś sobie jakiś dziwny, chory mechanizm reakcji. Spróbuj udać się do specjalisty. To problem, którego nie można bagatelizować. Musisz przede wszystkim popracować na systemem reakcji na błahe sprawy. Stawić czoła lękowi, uświadomić sobie, że masz prawo się bać tak jak masz prawo wiedzieć, że lęk nie musi być paraliżujący. Musisz też się przekonać, że niektóre sprawy nie wymagają od Ciebie takich reakcji. To kwestia wypracowania pewnych pozytywnych nawyków.
  9. marek_ak14, uczciwość jest ważna. Grunt to wytłumaczyć czym są te zaburzenia i czym były podszyte - np lęk, który może być związany z jakimś przeżyciem w dzieciństwie. Szczerość to podstawa związku. Jeśli nie budujesz na szczerości i prawdzie relacji to pamiętaj, że upadek będzie bolał podwójnie!
  10. marek_ak14, uczciwość jest ważna. Grunt to wytłumaczyć czym są te zaburzenia i czym były podszyte - np lęk, który może być związany z jakimś przeżyciem w dzieciństwie. Szczerość to podstawa związku. Jeśli nie budujesz na szczerości i prawdzie relacji to pamiętaj, że upadek będzie bolał podwójnie!
  11. agucha, nic się nie stało. Znaczy w pewnym sensie zakończył się jeden z trudniejszych, ale za to najpiękniejszy etap w moim życiu. Ja chcę jej szczęścia. Próbowałem walczyć, usłyszałem dużo trudnych słów, ale będę pomagał innym. Będę pomagał bo wiem, że takim ludziom jest bardzo ciężko. Otworzenie się na zmiany jest trudne, a zwłaszcza dla tych, których życie jest przesiąknięte lękiem, natręctwami, ciągłą chorą analizą. Ja jestem człowiekiem wiary i wiem, że miłość to nie cudowna więź, ale dar, który ofiarowuje się ludziom, którym sami chcemy go podarować. Przyjdzie dzień, że moja była już dziewczyna nauczy się świadczyć miłość i nauczy się ją przyjmować, a wtedy będzie szczęśliwa. Ja też swoją miłość komuś ofiaruje, nie teraz, ale za jakiś czas na pewno szkoda żeby się marnowała:)
  12. agucha, nic się nie stało. Znaczy w pewnym sensie zakończył się jeden z trudniejszych, ale za to najpiękniejszy etap w moim życiu. Ja chcę jej szczęścia. Próbowałem walczyć, usłyszałem dużo trudnych słów, ale będę pomagał innym. Będę pomagał bo wiem, że takim ludziom jest bardzo ciężko. Otworzenie się na zmiany jest trudne, a zwłaszcza dla tych, których życie jest przesiąknięte lękiem, natręctwami, ciągłą chorą analizą. Ja jestem człowiekiem wiary i wiem, że miłość to nie cudowna więź, ale dar, który ofiarowuje się ludziom, którym sami chcemy go podarować. Przyjdzie dzień, że moja była już dziewczyna nauczy się świadczyć miłość i nauczy się ją przyjmować, a wtedy będzie szczęśliwa. Ja też swoją miłość komuś ofiaruje, nie teraz, ale za jakiś czas na pewno szkoda żeby się marnowała:)
  13. agucha, tak się zdarza po prostu agucha :). Sama wiesz jak jest - zmienia się świat, na który patrzysz, ale zmienia się wraz ze zmianą perspektywy. Wierzę w Ciebie. Miłość się zmienia - to najbardziej elastyczne z uczuć. Polecam fajny artykuł: http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,293,pesymisci-myla-szczescie-z-nieszczesciem.html Ja podzielę się z Tobą informacją - rozstałem się z dziewczyną. W zasadzie Ona stwierdziła, że jestem dla Niej za dobry, że na mnie chyba nie zasługuje i że Ona nie potrafi docenić tego jaki jestem dobry, a przez to boi się, że nigdy nie pokocha mnie tak jak powinna. Dałem jej wolną drogę. Nie chciała się już bać, ale boi się nadal. Teraz boi się bo nie rozumie tego co się stało. Obwinia Boga, chciała poczuć ulgę, a nie poczuła nic - to jej spostrzeżenia:) Chciałbym się z Nią przyjaźnić, pomagać jej w szczęściu, ale nie można dawać szczęścia nikomu na siłę. Szczęście i miłość trzeba umieć przyjąć. Dasz radę zobaczysz - walcz z tym, a będzie coraz lepiej. Lęku nie da się pozbyć inaczej niż konfrontując się z nim. Jeśli nauczysz się poddawać lękowi to stracisz jedyną broń i już zawsze będziesz uciekać. Tak jak na leki można się znieczulić w pewien sposób, tak i na lęk. Konfrontacja :)
  14. Ezekiel

    w związku

    ewrona, powinieneś podzielić się z tym. Wtajemniczyć jak najgłębiej i jak najbardziej świadomie. Wszystko na spokojnie. Wsparcie i zrozumienie (choć tego nie spodziewaj się w formie zrozumienia dla mechanizmów nerwicy, ale wyrozumiałości co do treści choroby) jest bardzo ważne w samej walce z nerwicą.
  15. Ezekiel

    :( cięzko..

    rixaa, zdaje się, że to nieodłączna analiza wszelkich możliwych wydarzeń w negatywnym świetle stawia Cie w takim położeniu. Pisanie czarnych scenariuszy w połączeniu z irracjonalną wręcz potrzebą bycia szczęśliwym sprowadza Cie do ciągłego uczucia bezsensu. Uciekanie w zajęcia to ciągle uciekanie. Dalej będę się upierał przy tym, że świat emocjonalny jest podobnie jak świat fizyczny nieskończenie elastyczny i sam w sobie nieskończony. To my decydujemy o tym jaki ten świat jest dla nas. Tak jak możesz wpływać na świat fizyczny zmieniając go tak samo możesz wpłynąć na świat emocjonalny. Oba te światy są ze sobą ściśle skorelowane i tak zmieniając właściwości fizyczne świata możesz wpłynąć na swoje emocje. Budując dom, tworząc sztukę, odwiedzając piękne miejsca - wpływasz na swoje emocje przez zmianę otaczającego Cie świata. Zmiana świata emocjonalnego wtóruje temu co na zewnątrz. Podobnie rzecz ma się kiedy spojrzymy na to z innej strony. Można wykreować inne podejście, wytrenować cechy charakteru i jakieś określone reakcje emocjonalne. Świat zewnętrzny zmienia się wraz ze zmianą perspektywy. Nie w bezpośredni sposób, ale czyż nie jest tak, że odczuwając radość, kierując się optymizmem nagle to co nas otacza staje się atrakcyjniejsze, przeżywając wakacje wspólnie i szczęśliwie w gronie przyjaciół nagle to samo miejsce nabiera nowych barw, w miłości ludzie są atrakcyjniejsi. Kiedy wkrada się lęk, wszystko traci barwy, urok, sens. Ta bezsilność to dystans między oczekiwaniami, a faktycznym stanem. Cierpienie pogłębia się proporcjonalnie do czasu - z czasem w końcu okazuje się, że oczekiwaniom nie da się sprostać, a te, które zrealizować się uda nie przynoszą wcale szczęścia. Rozwiązanie jest banalne - wystarczy po prostu cieszyć się tym co się ma, patrzeć optymistycznie na przyszłość - gorzej z wykonaniem prawda?:) Optymizmu i radości też trzeba się uczyć, też można to wypracować, trzeba mieć tylko dobry przykład :)
  16. zmęczona1, koniec tematu! Zrobiłaś pierwszy krok - wiesz, że to choroba, ale drugi krok to stawienie jej czoła - nie masz na to siły, więc ja Ci pomogę - czekam na wiadomość prywatną z informacjami - dane kontaktowe do Ciebie plus zalecany psychiatra - jeśli takiego nie masz to chętnie namierzę takiego. Mam kontakt z kilkoma więc może mają jakąś sieć kontaktów w Twojej okolicy godną polecenia. Czekam :)
  17. nikola 25, zawsze pierwszym krokiem jest zrozumienie, że jest się chorym, że to co się dzieje w mojej głowie ma wpływ na to jak odbieram to co na zewnątrz, ale nie ma żadnego wpływu na to co na zewnątrz w sposób wymiernie realny. Po prostu - świat, na który patrzysz jest zawsze taki sami - nieważne czy patrzysz przez różowe okulary czy przez pleciony worek czy też przez kraty - zawsze zmienia się tylko Twój punkt widzenia. Dopóki nie zrozumiesz, że nerwica ma wpływa na cały Twój świat emocjonalny i na Twoje życie będziesz czuła się usprawiedliwiona by stany nerwicowe utrzymywać. Będziesz utrzymywać swoje lęki, bo będziesz wierzyła, że ich przyczyna leży w świecie zewnętrznym, podczas gdy ta zawsze jest związana z nerwicą i zawsze leży gdzieś na zaciszu Twojej głowy. Pierwszy więc krok to uświadomić sobie i cały czas uświadamiać - mój lęk jest bezzasadny, mój lęk jest absurdalny, mój lęk to tylko moja projekcja i moja wyobraźnia. W nerwicy będziesz się bała miejsc, w których napada Cie lęk bo będziesz wierzyła, że ich napady mają związek z danym miejscem, będziesz się bała ludzi, w których otoczeniu czujesz lęk, bo będziesz wierzyła, że to oni są ich przyczyną, będziesz się bała sytuacji, czynności, w których odczuwasz lęk bo i im będziesz przypisywać winę za Twój lęk. Tak to działa. Uświadom więc sobie - czy w istocie świat zewnętrzny jest winny Twoich stanów? Ludzie? Miejsca? Rzeczy? Sytuacje? Nie - to Ty im przypisujesz winę. Jak już im ją przypiszesz czujesz się usprawiedliwiona żeby uciec, ale nie masz też odwagi żeby wrócić. Życie to sztuka przełamywania tych barier. Powolutku - mierzysz się z tym czego się boisz, a raczej z tym co wmówiłaś sobie, że jest "straszne". Konfrontacja z lękiem to jedyny sposób by uświadomić sobie, że nie ma się czego bać. Później będziesz tylko żałować, że nie dałaś sobie szansy. Spróbuj :) Piszesz, że podziwiasz ludzi, którzy tak dzielnie sobie z tym radzą - odwaga to nie brak strachu/lęku, ale mierzenie się z nimi, świadome:). Zawsze boimy się swoich wyobrażeń - tak to działa. Boimy się, że coś się wydarzy - kiedy coś się dzieje to nie ma miejsca na lęk - to już się dzieje. Dzielność to nic innego jak podjęcie walki - dopóki walczysz jesteś zwycięzcą. Ta walka pokazuje, że tak naprawdę nie było czego się bać Dopóki marzysz, żeby w cudowny sposób osiągnąć normalność to nigdy jej nie osiągniesz :). Wierzyć w magiczny charakter życia nie ma sensu - wierzyć w pokonanie nerwicy bez walki tak samo:) - każde dlaczego ma swoje dlatego - nic nie dzieje się po prostu:). Ulga to ucieczka, ulga to nie wyzdrowienie. Nie szukaj ucieczki. Zmierz się z lękiem, uświadom sobie chorobę, a potem się z nią zmierz.
  18. nikola 25, poczucie braku zrozumienia to klasyczny objaw nerwicy :) nie oczekuj jednak by ktoś Cie zrozumiał - ma to bowiem dwie strony, po pierwsze sama siebie nie rozumiesz, więc jak ktoś może rozumieć Ciebie? Po drugie oczekiwanie zrozumienia, chociaż wiesz, że to nierealne i nieotrzymanie oczekiwanego wiąże się z pogłębianiem się tego poczucia. Dasz radę, nerwica to nie coś co można pokonać z dnia na dzień, ale jest to możliwe. Da się z nią żyć. Masz pewne nerwicowe predyspozycje, ale tak świat fizyczny jak i emocjonalny jest nieskończony i elastyczny. Każdą cechę charakteru można zmienić lub wypracować. Krok po kroczku jednak bo walka z nerwicą to sztuka pokonywania barier, rozszerzania horyzontów bez lęku. Przesuwanie tego swoistego ogrodzenia, za którym czai się lęk :)
  19. mains, z dedykacją dla Ciebie zamieszczę część mojego felietonu;): "Bez wiary nie ma nadziei, bez nadziei nie ma miłości!" Olać statusy wyznaniowe - wiara to nie tylko wiara w Boga. Odrzucanie wiary jako swoistego sensu jest całkowicie bezzasadne. Całe nasze życie opiera się w istocie właśnie na wierze. Podejmując się każdego działania kierujemy się wiarą. Wiarą w powodzenie, wiarą w osiągnięcie zamierzonego celu - nieważne czy jest to wiara w sukces zawodowy, radość z realizacji marzeń lub niesienia pomocy innym, czy też szybsze wytrzepanie wszystkich worków po cemencie celem wylegiwania się w fotelu z zimnym browarem w dłoni. Wiara to motor napędowy każdej decyzji i działania. Brak wiary zawsze wiąże się z ucieczką lub zaniechaniem. Aby jakiekolwiek działanie zostało podjęte muszą zaistnieć dwa warunki - musi być pragnienie i musi być wiara. Pragnienie istnieć bez wiary nie może - jeśli pojawia się wiara, że pragnienie można osiągnąć to pojawia się też nadzieja, że w istocie tak właśnie będzie. Miłość natomiast jest najszlachetniejszym z pragnień. Cytując jednak Walter'a Scott'a: „Miłość może żywić się najmniejszą odrobiną nadziei, ale zupełnie bez niej istnieć nie zdoła” Tu pojawia się jeszcze jeden problem - równie ważny co brak wiary, a więc kategoria pragnień - są bowiem te złe, puste pragnienia, jak i szlachetne i wzniosłe. Lepiej napisać bym nie mógł więc zacytuję: " Psychologia mówi, że pragnienia są przejawem skupienia się człowieka na jakimś ważnym dążeniu albo skoncentrowaniu wewnętrznej energii na osiągnięciu celu, który jawi się jako cenny i wartościowy. Bywa niestety, że w miarę upływu lat nasze pragnienia i aspiracje ulegają zubożeniu lub zniekształceniu, tracą swój blask i atrakcyjność. A wówczas już nie pociągają nas i nie dynamizują naszego życia. Jeżeli młode osoby wypełnione są pragnieniami, nawet w nadmiarze, to u osób starszych można zauważyć powolne ich zanikanie, co prowadzi do utraty "smaku" życia. Skrajnie niebezpieczna sytuacja pojawia się wówczas, kiedy w życiu człowieka następuje drastyczne zubożenie, czy wręcz zupełne uśmiercenie podstawowych pragnień i aspiracji. Proces ten następuje zwykle stopniowo, człowiek coraz bardziej ogranicza się do zaspokojenia głodu, odpoczynku, dobrego nastroju czy odreagowania przeżywanych napięć. Kto poddaje się temu procesowi, ten godzi się, świadomie lub nie, na ubożenie swojego życia. Osoba taka rezygnuje z życia w miłości, prawdzie, wolności, odpowiedzialności, które są wyznacznikami prawdziwego bogactwa. W ich miejsce szuka wyłącznie doraźnej przyjemności, chwilowej satysfakcji, przelotnej radości, które bardziej zmierzają do zapomnienia o dramacie teraźniejszości niż rozświetleniu przyszłości. W tę kategorię wpisują się ci, dla których jedynym pragnieniem stał się alkohol, narkotyki, pieniądze czy władza. Oni utracili prawdziwą wolność i stali się niewolnikami swoich złych i materialnych pragnień. Odtąd czynią już nie to, co jest wartościowe, ale to, co jawi się im jako łatwiejsze, co kosztuje mniej wysiłku i nie wymaga od nich większych wyrzeczeń. Tacy ludzie łatwo dają się przekonać podrzędnej nawet reklamie, lokując w niej swoje przyszłe szczęście i swoje bogactwo. Jakże stają się wówczas naiwni! Osoba uzależniona od złych i błahych pragnień cierpi. Chociażby dlatego, że łatwo osiągnięta rzecz nie cieszy jej tak bardzo, a jeżeli nawet, to bardzo krótko. Ulotna radość przemijalnych i łatwo zniszczalnych rzeczy jej nie wystarcza, ponieważ podświadomie szuka radości głębszej i trwającej dłużej, wręcz ciągle. W konsekwencji jest w stałym konflikcie z sobą, popadając w głęboki kryzys życia. Przyglądając się z uwagą współczesności, stwierdzić należy, że zawężenie i zniekształcenie pragnień, czyli ich ubóstwo, stało się jedną z typowych cech naszej rzeczywistości. Prawdziwie biednym jest ten, kto zatracił w sobie zdolność wielkich i szlachetnych pragnień, zdolnych uczynić jego i środowisko jeszcze piękniejszym i bardziej atrakcyjnym. Lecz biednym jest także, kto wprawdzie posiada dobre pragnienia, ale brak mu cnoty cierpliwości do ich realizacji. Wiadomo bowiem, że same chęci nie wystarczą, ale potrzebna jest siła do ich pielęgnowania. Dobrych pragnień nie osiąga się od razu i nie pojawiają się w życiu, jak za dotknięciem magiczną różdżką. Ich realizacja wymaga odpowiednio długiego czasu, a niekiedy wręcz całego życia. Kiedy jednak są dobre i wielkie, "ustawiają" życie człowieka, dając mu siłę w chwilach trudnych i nadzieję w momentach doświadczania chwilowej beznadziejności. Tak na przykład miłość czy przyjaźń, ofiarność czy dyspozycyjność rozwijają się ciągle, dlatego potrzebują cierpliwości, stałej pracy i nadziei na ich osiągnięcie. Wielu tymczasem chciałoby mieć wszystko i to możliwie od razu, bez wysiłku, bez większego wkładu ze swojej strony. Stają się w ten sposób niewolnikami teraźniejszości, sługami zmiennych pragnień i ulotnej mody. Człowiekiem prawdziwie bogatym jest z kolei ten, kto odrzuca złudne "bogactwo" chwili i poddaje krytycznej ocenie propozycje, z jakimi zwraca się do niego moda, kto nie wyzbywa się swoich pięknych pragnień, szlachetnych aspiracji, szczerej miłości, ale przeciwnie, mimo niesprzyjających warunków, troskliwie je pielęgnuje. Ktoś taki nie żyje w wąskim marginesie nietrwałego bogactwa teraźniejszości, tzn. nie daje się uwieść nęcącej pokusie zawężenia swoich bogatych pragnień do "teraz", czyli do rzeczy, do atrakcyjnych przedmiotów mody i kuszących wpływów. Ktoś taki wie, że jest w posiadaniu przeszłości i przyszłości, które zawsze są jego największym bogactwem, pełnym pozytywnych możliwości." Nasuwa się więc szereg wynikających z siebie pytań - zapytaj teraz sam siebie - co Cie męczy? Z czym jest Ci źle? Chciałbyś żeby było dobrze? Wierzysz, że będzie dobrze? To ostatnie pytanie jest tutaj najważniejsze - jeśli robisz cokolwiek - realizujesz marzenia, walczysz z kryzysem w związku, uczysz się, poszukujesz pracy marzeń, a nie wierzysz, że będzie dobrze to prędzej czy później się poddasz, zrezygnujesz, uciekniesz - zawsze łatwiej jest wybrać drogę łatwiejszą, drogę do pustych, zubożałych i łatwych pragnień. Stajesz się łatwym celem do sterowania i manipulacji: "Odtąd czynią już nie to, co jest wartościowe, ale to, co jawi się im jako łatwiejsze, co kosztuje mniej wysiłku i nie wymaga od nich większych wyrzeczeń. Tacy ludzie łatwo dają się przekonać podrzędnej nawet reklamie, lokując w niej swoje przyszłe szczęście i swoje bogactwo. Jakże stają się wówczas naiwni!" Tak jest kiedy wzniosłe pragnienia i wiara umierają, a te najtrudniej jest dokarmiać i podtrzymywać. Wtedy też pojawia się to wspomniane uczucie pustki, której realizacja żadnego z błahych pragnień nie zapełni. Nie odczuwa już człowiek radości, szczęścia nie czuje choćby miał wszystko. Ta pustka przesłania oczy. "Istotnie biednym człowiekiem jest ten, komu brak wzniosłych pragnień. Łatwo wpada w sidła lęku czy zniechęcenia, bez stawiania oporu poddaje się w walce o lepsze jutro, brak mu silnej woli do doskonalenia siebie czy poprawiania świata. W takiej osobie następuje powolna degradacja duchowa i intelektualna, łatwo też traci to, co inni gromadzili przez lata. Żyje przeszłością i zapomina o teraźniejszości. Głęboko ubożeje. Tymczasem szlachetne pragnienia wznoszą duszę i umysł w górę. Nie pozwalają ulegać gnuśności, lenistwu czy zniechęceniu. Jeśli ktoś czegoś mocno pragnie, to dokłada wszelkich starań, aby to zdobyć. Pracuje i myśli, wykorzystuje czas i inne sprzyjające okazje, aby się przybliżyć do wymarzonego celu, aby stać się bogatszym. Zarywa nieraz noce, odmawia sobie nawet drobnej przyjemności, poświęcając cenny czas na aktualizację swoich pragnień." Tak jest w istocie! Jak to wygląda w praktyce? Wyobraź sobie, że idziesz na balet z ziomalami w iście szczytnym celu - trzasnąć pare piwek, wyjarać sztangę szlug i pobujać się w towarzystwie uprzedmiotowionych kobiecych ciał :) - nie mówię tu o balecie rozsądnym z miłymi ludźmi bo przecież nie wszyscy chodzą na biby by się zbesztać. Ile radości zostaje Ci na drugi dzień? Zabawa była przednia, a jakże często towarzyszy poczucie kaca, nie tylko słońce świeci za głośno, ale i szumią we łbie jakieś moralne wyrzuty sumienia. Zastanawisz się czy coś odwaliłeś, ale zdecydowanie nie, a jednak masz jakiegoś moralnego kaca - zupełnie nie wiedząc dlaczego. To ten wewnętrzny zawód - miałeś pragnienie, wybawić się, napić i wyszaleć. Zrealizowałeś pragnienie, ale pustka dalej Ci towarzyszy. To wpędza w poczucie bezsensu, irracjonalnych lęków. Nic dziwnego, że nie potrafimy się cieszyć skoro ten współczesny świat nauczył nas, że musimy odczuwać szczęście, że drogie samochody, szybkie kobiety, edukacja do 30-tki, kredyt przez na własny kwadrat przez kolejne 30-ci to cele, które warunkują szczęście. To szambo wrzuca się nam do głowy już od najmłodszych lat i niestety tam już zostaje. Wierzymy, że szczęścia bez tego czuć nie mamy prawa, ale gdy już to wszystko mamy dalej go nie ma. Bo okazuje się, że gdy spełnimy te wszystkie sztucznie wykreowane warunki szczęścia to gdzieś nam tego szczęścia brakuje. Dlaczego? Bo ten cały syf wbija się nam byśmy gonili za tym kapitalistycznym światem i realizowali ich puste pragnienia wzbogacania się w nieskończoność. Realizowanie tych pustych pragnień i uleganie pokusom, które to niby mają dać nam szczęście lubi wpędzać w depresję, bo ciężko zrozumieć dlaczego tego szczęścia nie ma. Po co w ogóle piszę te smuty? Cóż - dochodzę do wniosku, że każdą emocję możemy w sobie stłumić tak jak i wywołać. Kwestia nawyków. Uczymy się kochać, szanować, lubić ludzi, przyzwyczajamy się do nich. Uczymy się panować nad złością, ale i czasami lubimy z siebie złość wyrzucić. Pytanie czy wyrzucanie złości na kogoś, przenoszenie jej na kogoś jest dobrą formą wyrzucania z siebie uczuć "niekochanych". To w nas tkwi gdzieś zmora tych złych nastrojów. Wystarczy więc zmienić podejście, przewartościować swoje oczekiwania i uśmiech sam będzie właził na twarz;) Co więc napędza do poczucia szczęścia, do dostrzegania piękna życia? Właśnie wzniosłe pragnienia, dobre uczucia! Bezwarunkowe obdarowywanie daje radość, nieważne co dajesz - byleby dawać bezwarunkowo - nawet wpierdol spuszczony bezwarunkowo daje radość ! Tak zupełnie serio - dostrzegłem to, że dopiero otwierając się na te wyższe pragnienia, karmiąc je wiarą i nadzieją zacząłem się życiem cieszyć - nejlepsze co można dać to dać komuś uśmiech - uśmiech najłatwiej jest odwzajemnić! Spróbuj sam :) mains, w Twoim przypadku możesz powiedzieć, że przecież Ty chcesz kochać i być szczęśliwa, przecież to są wzniosłe pragnienia - otóż nie! Chcesz jedynie żeby było łatwiej, chcesz brać, a nie dawać w związku. Chcesz ładniejszego faceta, faceta bez wad. Miłość wymaga jednak pracy, podlewania, dawania, a nie oczekiwania w zamian - tak Ty oczekujesz - oczekujesz, że to jego obowiązek byś TY go pokochała, To on powinien być inny, On powinien w magiczny sposób sprawić byś coś do Niego poczuła, a to tak nie działa. Włóż coś od siebie w związek, nauczyć się miłość świadczyć, a ona sama przyjdzie do Ciebie, nawet nie zauważysz kiedy:). Tak samo jest ze wszystkim - żeby schudnąć trzeba ćwiczyć, zmienić dietę, ruszać się, potrzeba czasu! Nic samo nie przyjdzie, musisz zdać się na jakieś wyrzeczenia, zrezygnować z pustych pragnień, a więc lenistwa, zaspokojenia nieumiarkowania w jedzeniu, pyszności, a wtedy osiągniesz zdrowe ciało - ten szczytniejszy, ważniejszy cel - w miłości jest dokładnie tak samo. Nie oczekuj, że sama przyjdzie w cudowny sposób - miłość potrzebuje wyrzeczeń, czasu, pracy i podlewania - jeśli spodziewasz się magii to uwierz mi z następnym partnerem przyjdzie tylko fascynacja - ta, którą kierować się chcesz teraz, to puste pragnienie, bezwartościowe. To, które każe Ci wierzyć, że coś przyjdzie samo i że wcale nie trzeba nic dawać od siebie... Ta fascynacja minie i Twój problem jeszcze bardziej się pogłębi... Walcz z tym :) zacznij dawać by mieć jeszcze wiecej!
  20. zmęczona1, everything gonna be alright :) w myśl pięknej piosenki. Trzymaj się mocno i chwal się postępami! :)
  21. zmęczona1, bardzo dobrze. Świetnie pomyślanr z ta kartką. W Twoim przypadku lęki mogą być zbawienne, a jeśli psychiatra takie zaleci i łatwiej będzie zrozumieć chorobę, łatwiej też zaakceptować ja, a co za tym idzie łatwiej będzie stawić jej czoła i wypracować nawyk zdrowego myślenia:) bez natretnych myśli.
  22. Ezekiel

    analizowanie

    stx, pozbadzcie sie tych uszczypliwosci. Analizowanie jest problemem w nerwicy bardzo poważnym. To jest forma natrectwa. Moja dziewczyna na ten przykład lubi patrzeć na obcych ludzi i zastanawiać sie jakie mają życie, jacy są, jakie mają myśli, czym sie zajmują. Taka analiza cudzego życia w oparciu o własne wyobrażenia. To nie jakąś cudowna zdolność, ale chorobliwy, nerwicowy ciąg myślowy. Zdrowy umysł również potrafi analizować oczywiście w miarę możliwości analitycznych i logicznego myślenia. Kazdy ma wszak inne predyspozycje i możliwości. Różnica polega na tym, ze analiza jest narzędziem dla zdrowego umysłu, a wiec używa sie go w pełni świadomie i tylko w razie świadomej potrzeby. W nerwicanalizowanie jest mimowolne często jedna myśl goni drugą mimo braku chęci. Da sie to powstrzymać wypracowujac nawyk luznego spokojnego myślenia. To analizowanie jest cechą osobowosciowa i chorobliwą cechą, ale jest też nawykiem, wyuczonym sposobem myślenia, przyzwyczajeniem i jak każdego nawyku w tym także niepozadanej cechy charakteru można sie oduczyc. -- 01 lut 2013, 21:16 -- stx, pozbadzcie sie tych uszczypliwosci. Analizowanie jest problemem w nerwicy bardzo poważnym. To jest forma natrectwa. Moja dziewczyna na ten przykład lubi patrzeć na obcych ludzi i zastanawiać sie jakie mają życie, jacy są, jakie mają myśli, czym sie zajmują. Taka analiza cudzego życia w oparciu o własne wyobrażenia. To nie jakąś cudowna zdolność, ale chorobliwy, nerwicowy ciąg myślowy. Zdrowy umysł również potrafi analizować oczywiście w miarę możliwości analitycznych i logicznego myślenia. Kazdy ma wszak inne predyspozycje i możliwości. Różnica polega na tym, ze analiza jest narzędziem dla zdrowego umysłu, a wiec używa sie go w pełni świadomie i tylko w razie świadomej potrzeby. W nerwicanalizowanie jest mimowolne często jedna myśl goni drugą mimo braku chęci. Da sie to powstrzymać wypracowujac nawyk luznego spokojnego myślenia. To analizowanie jest cechą osobowosciowa i chorobliwą cechą, ale jest też nawykiem, wyuczonym sposobem myślenia, przyzwyczajeniem i jak każdego nawyku w tym także niepozadanej cechy charakteru można sie oduczyc.
  23. mains, wiem, że nie jest łatwo :) zdaje sobie z tego sprawę - fajny artykuł Ci polecę :) http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,127,podobno-do-milosci-nikogo-nie-mozna-zmusic.html Słowa wcale nie wyrażają miłości, nawet nie zawsze samo uczucie ją wyraża. Można świadczyć miłość bez uczucia. To jak z pomocą potrzebującym. Ofiarowujesz swoją pomoc bezwarunkowo, nie czujesz do nich miłości, ale świadczysz miłość. Uczucia bywają złudne, zmienne, przeciwne naszym pragnieniom, potrzebom. Miłość często nie jest tym o czym piszą w poradnikach, o czym mówią ludzie, co pokazują w telewizji, o czym piszą poeci i filozofowie, miłość jest zawsze nasza, subiektywna, czasami nawet sprzeczna z uczuciami. To jest ta więź utrwalająca się latami, miłość jest tym co Ty masz w sobie. W nerwicy często szczęście, miłość i inne pozytywne uczucia wiąże się z jakimiś magicznymi wręcz sytuacjami. Pozostawia się wszystko sferze magii albo przynajmniej zdarzeniom o charakterze "magicznym". Wierzy się, że przyjdzie ktoś - jakiś rycerz, który po prostu w cudowny sposób obdarowuje miłością. Rzecz jasna ktoś obdarzy Cie czymś magicznym co sprawi, że sama/sam zaczniesz kochać. Jest to oczywiście absurdem, ale tak to mniej więcej wygląda. Gdzieś tam z kimś tam, będzie nie wiem jak, ale łatwiej, i nie wiadomo czym ale będę się cieszyć i nie wiadomo jak i za co ale będę kochać. No cóż - jeśli nie wiesz czego szukasz, nie wiesz jak kochać to problem nie leży w cudownym wydarzeniu, którego charakter jest bliżej nie sprecyzowany. Problem leży w człowieku, który szuka inspiracji, a tak naprawdę jak to już kiedyś cytowałem "jedynym skrawkiem świata, który możesz zmienić jesteś Ty sam" - trzeba życie przewartościować, nauczyć się cieszyć życiem, nawet jak to życie nie kocha nas. Szczęście jest tuż obok, obok nas, jeśli nie dostrzegamy go tutaj to gdzie indziej chcesz je znaleźć? Skoro nie widzisz szczęścia mając je pod nosem to jak chcesz je dostrzec w nieznanym odległym czasie i miejscu? Przeczytaj ten artykuł. Naprawdę warto, ale warto też pamiętać, że w związku warto się przyjaźnić. Nie szukać fascynacji, robić to co lubicie robić wspólnie, nie kierować się przyziemnymi pokusami - przyjaźń gwarantuje, że zawsze będziesz mile spędzać czas, nawet kiedy ustaną lata młodości i piękności:). Przyjaźń jest jak bezwarunkowa miłość - nie przemija z czasem, nie wygasa jak wszystko to co wygasa wraz z przyjściem starości :) warto żyć i cieszyć się życiem bo jest krótkie. Jak w piosence Kancelarii "boisz się wielkich słów, to nie wstyd" ale "życie zbyt krótko trwa więc zdecyduje się" :). Jeszcze raz przytoczę stare japońskie porzekadło "jeśli zaprzestaniesz podróży, spostrzeżesz, że jesteś u celu" - przestań więc szukać w nieskończoność idealnego stanu, dąż sobą do doskonałości, zmieniaj siebie, staraj się cieszyć tym co masz:), przyjmij to i naucz sie przyjmować to co daje Ci partner:) będzie dobrze!
  24. Bezradna89, to tym bardziej dowód na chorobę. Jesteś zniewolona przez takie myśli. Te myśli powodują dalszy chorobliwy ciąg myśli, że to nie to, że go nie kochasz bo przecież wtedy nie myślałabyś tak o innych, że go oszukiwałaś cały ten czas. To co prawda śmieszny przykład, ale mówi się przecież, że faceci myślą przyrodzeniem. Kobiety też są targane dziwnym pociągiem fizycznym. Zwłaszcza te w nerwicy. Coś w stylu rozchwiania emocjonalnego. Pod wpływem hormonów, pociągu, alkoholu robimy wiele nierozsądnych rzeczy, których potem żałujemy. To zniewolenie umysłowe, ale w formie nieodpartych pokus i pociągów. Kiedyś widziałem taki śmieszny tekst "Myślałem, że się zakochałem, ale po masturbacji mi przeszło". Nie należy tego oczywiście brać dosłownie. Chodzi o tą lekkomyślność i brak rozsądku, które są następstwem tego stanu uzależnienia umysłowego od jakichś dziwnych reakcji. Założę się, że gdyby nie hormony Twoje erotyczne wizje nigdy by Cie nie nękały, a i łatwiej byłoby Ci się skupić na Twoim facecie. To też oczywiste, że nie potrafisz sobie po prostu przetłumaczyć, że to choroba - łatwiej jest zgonić na wszystko inne. Łatwiej bo uświadomienie sobie choroby wymaga stawienia czoła chorobie, wymaga stawienia czoła cierpieniu, a to nie jest ani łatwe ani przyjemne. Dopóki zwalasz na wszystko inne, dopóki przenosisz złość, negatywne emocje, lęk i strach na innych i innych o to obwiniasz, dopóki wierzysz, że Twoje emocje są w miejscach, ludziach, sytuacjach, a nie w Tobie dopóty będziesz się czuła usprawiedliwiona by nie mierzyć się z cierpieniem. Znajdź więc innego faceta, czemu nie chcesz po prostu przestać się z tym zmagać? Za kolejne 6 lat wrócisz tu i znów będziesz szukać drogi, znów pojawią się wątpliwości bo uczucie, pożądanie względem innego minie, zmieni się zgaśnie. Twoja fascynacja ustanie. Nie będziesz chciała próbować zmienić siebie. Pójść dalej z partnerem. Za bardzo wierzysz w jakiś magiczny punkt życia, że to życie samo znajdzie kogoś lepszego, kogoś kto będzie fascynował całe życie, ale do wszystkiego się przyzwyczajasz - do ludzi także, fascynacja zawsze ustaje bo fascynacja zawsze wiąże się z projekcją, wiąże się z nieznanym, z nowościami. Poznajesz coś i fascynacja mija. Co zmieniło się w partnerze, że nie patrzysz już na niego tak jak kiedyś? Znasz go lepiej niż przedtem. On się nie zmienił. Jest taki sam, Ty go po prostu lepiej znasz. Czy więc nie w Tobie leży problem. Czy to nie Ty jesteś problemem? Powiesz, że tak się czasami po prostu dzieje... Nic się nie dzieje po prostu. "Każde dlaczego ma swoje dlatego" - dlaczego widzisz wady? Czy to co przeszkadza Ci teraz przeszkadzało Ci wcześniej? Nie? Więc może to nie On się zmienił tylko Ty. Dlaczego obwiniasz go za to? Obwiniaj siebie - kiedy zaczniesz dostrzegać, że Twoje nastroje, Twoja złość, wkurzenie ma źródło w nim? Czy to on jest temu winien? To Ty jesteś zła - nie On. Usprawiedliwiasz swoje uczucie złości przenosząc je na partnera. Nie masz do tego prawa - zaakceptuj to - to będzie bolało, ale to pierwszy krok do pozbycia się tych złych uczuć. Czy nie tego właśnie chcesz? Poddajesz się tym chorym emocjom - po co?! Zrozum, że przyczyna nigdy nie leży w świecie zewnętrznym - to Ty nauczyłaś się tak reagować, Ty nauczyłaś się okazywać złość, wątpić, oczekiwać czegoś. Gdybyś się tego nie nauczyła, gdybyś nie musiała wierzyć, że coś Ci się stanie, że nie będziesz kochać, nie odczuwać złości gdy coś idzie nie po Twojej myśli, to czy potrafiłabyś to odczuwać. Gdybyś nauczyła się, że miłość przychodzi z czasem, czekałabyś na miłość nie szukając jej jak desperatka. Gdybyś nauczyła się cieszyć małymi rzeczami, nie szukałabyś dużych wydarzeń. Nie byłoby wątpliwości, smutku, żal, lęku i złości. Naucz się dostrzegać dobre rzeczy w dolinie złych, nie na odwrót. Światło ma w przeciwieństwie do ciemności (pozytywne emocje w przeciwieństwie do złych) jedną wspaniałą właściwość - potrafi rozjaśnić ciemność, potrafi zapłonąć w ciemnym tunelu, ciemność natomiast w świetle dziennym niczym jest. Nie widać jej, nie nęka, nie straszy. Czemu więc patrzysz się w ciemność - czemu patrzysz na czarną norę na pięknej zielonej polanie? "Kiedy palec pokazuje niebo, tylko głupiec patrzy na palec" - w nerwicy człowiek patrzy jeszcze gorzej - w przeciwnym kierunku! Nie patrz tam - dostrzegaj dobre strony. Nie żyj czyimiś oczekiwaniami, czyjąś historią. Życie nie musi być takie jak u Twoich koleżanek, przyjaciół, jak w internecie czy telewizji. Życie jest właśnie takie jakie masz Ty, tu i teraz! Tu się toczy Twoje życie, każda chwila jest piękna - zwłaszcza ta spędzona z facetem. Rozmawiaj z nim. Naucz się go celebrować z Tobą każdą chwilę :)
  25. Candy14, w nerwicy wszyscy się czegoś boją - myśl natrętna jest zawsze natrętną bo objawia się lękiem. To dlatego nie daje spokoju. Gdyby nie wiązała się z lękiem byłaby albo obojętna albo przyjemna, a co za tym idzie nie byłaby dokuczliwa. Automatycznie nie byłaby też natrętna. Wszystkie inne formy nerwicy są zawsze formą lęku - takiego czy innego, ale lęku.
×