Sen z dzisiejszej nocy: jestem w jakimś dużym budynku z jakąś grupą ludzi, jesteśmy zakładnikami, przetrzymuje nas w tym budynku jakiś facet, ale chodzimy po tym budynku, jakbyśmy czegoś szukali (w dodatku w tym śnie nie mam fobii społecznej, normalnie bez problemu rozmawiam z tymi ludźmi), ja jestem jakby przywódcą tej grupy ludzi, w pewnym momencie zdaję sobie sprawę, że to wszystko to mi się śni i postanawiam rozprawić się z terrorystą. Potem jakoś jestem gdzieś na dworze i widzę jakieś tory, które częściowo zaczynają się walić, te tory są tak jakby u góry, na dole nagle pojawia się jakiś pies, a u góry nadjeżdża pociąg, gdy ten pies to widzi, to zaczyna uciekać. Pociąg jadąc spada na dół i jedzie w stronę uciekającego psa, ale zaczyna stopniowo zwalniać, w końcu całkowicie się zatrzymuje i staje w płomieniach. Potem jakby znowu jestem w tym budynku, ostatecznie dobijam terrorystę i potem się budzę.