Najgorsze święta jakie kiedykolwiek miałam w swoim życiu.
Agresja to mało powiedziane, nie wiem co się ze mną działo..
Byłam nieznośna, arogancka, wulgarna, nosiło mnie całkowicie.
Rodzince się oberwało i bardzo dobrze, nie żałuję, nie żałuję swojego zachowania..
Mogłam im dojebać więcej, a przede wszystkim mamusi <3 !
Zero dzielenia się opłatkiem, w du** miałam tą sztuczną atmosferę..
Jak patrzyłam się na te ich "serdeczne , wzajemne życzenia" nie wiedziałam czy śmieć się jak wariatka czy płakać z tego powodu..
Zresztą ch** z tym, było minęło..
W ogóle byłam u brata na widzeniu w wigilię..
Tak dawno Go nie widziałam. :[
On to chyba jedyna osoba z rodziny, z którą jestem zżyta tak bardzo emocjonalnie..
Jak dowiedziałam się,że chciał popełnić w tej norze samobójstwo,że reanimowali Go w tej jebanej celi i karetką zabrali gdzieś do szpitala.. Umierałam w sobie słuchając tego..
Słuchając tego co robił, jakieś próby łamania sobie kręgosłupa, walenia łbem o ścianę,że szwy miał na głowie, widziałam je.. Sznyty na ramionach.. Jejku. :[
Płakałam ale nie były to łzy smutku lecz te ze złości..
Z każdą sekundą moja nienawiść do samej siebie rosła coraz bardziej..
Do mnie, do wszystkiego i wszystkich..
Bolało mnie to,że On krzywdził siebie wtedy kiedy nie miał ze mną żadnego kontaktu, wtedy kiedy ja zdychałam będąc zwykłą pizdą życiową, rośliną, wrakiem i ch* wie czym jeszcze..
Za wszystko obwiniałam siebie.. Kur.. przecież jak ja bym Go straciła..
Nie, nie! Nawet nie chcę o tym myśleć..
Jedno wiem na pewno, Nienawidzę własnej matki.
Matka, która wyrzeka się własnego dziecka jest nic nieznaczącym zerem.
A jak jest z Wami??
Jak po tych świętach??
Jak Wasze nastroje??